Zatem nie ma co się oglądać na koszty, bo nie ma przecież większej wartości niż dzieciątko!
Pani z lab zapomniala zaznaczyc wszystkie krateczki i na dzien przed przyjeciem do szpitala musialam na cito "dorobic" badania. Po wszystkim Pani powiedziala,ze pierwszy raz pobierala krew z takiego miejsca. Po tym jak wbila sie 3 razy obok zyl w innych miejscach, no coz, domyslilam sie! Sam pobyt w szpitalu o dziwo super! Genialni ludzie, swietne warunki. Szpital Bielanski w Wwie BTW. Sale dwuosobowe, calonocne zasmiewania z nowo poznanymi kolezankamk. W sumie czulam sie tam jak na koloniach,bo nawet na sali pooperacyjnej lezalysmy z dziewczyna,z ktora od razu gadalysmy jak stare przyjaciolki. Zal bylo wychodzic. Moj lekarz okazal sie niezwykle troskliwy, o kazdy element pobytu, lacznie w wypisem itd. Musze powiedziec,ze do tego jest znakomity i pozadany jako lekarz przez wiele pacjentek. Bylam nieklamanym obiektem zazdrosci wielu Pan. A dodam,ze nie zaplacilam mojemu ginekologowi ani zlamanego grosza lapowki czy czegokolwiek w tym stylu. Poprzednim razem rowniez dziekowalam jedynie kwiatami i czekoladkami. Taka postawa lekarza to nie lada rzadkosc. I mam to szczescie. Ale przyszedl dzien po operacji i niestety wiesci zle. Na hsg w sierpniu aparat RTG dopatrzyl sie droznych obydwu jajowodow. Yupi! Ani ja ani lekarz tego nie widzielismy, tylko lewy wydawal sie OK. Teraz laparoskopia obnazyla smutna prawde,ze prawy jest jednak kompletnie niedrozny. Lewy OK. Niestety obserwacje chocby ostatnich 7 mcy potwierdzaja,ze owuluje wlasciwie stale z prawego. Mielismy z mezem ogromne nadzieje,ze moze jednak uda sie "naturalnie",ale teraz juz wiemy ze IVF to nasza ostatnia szansa. A to taka dluga droga. Rozumiem Cie Calineczka tak jakby mnie samej to dotyczylo. Nie stac mnie na cierpliwosc,ktora teraz jest jedyna rzecza jakiej nam potrzeba. W kwietniu 15 mamy wizyte kwalifikujaca. Oprocz kariotypu i AMH mamy wyniki wszystkich zleconych badan. Tak sie pospieszylismy. I znowu wszystko jest jak najbardziej w normie. Nie dopuszczam do siebie mysli,ze mogliby nas nie zakwalifikowac. Nie pogodze sie z tym. Moi znajomi czesto mowia mi,ze moim problemem jest niezrozumienie slowa NIE. Do tej pory mi to nie przeszkadzalo w zyciu,ale teraz odczuwam to bardzo bolesnie.
Zatem aktualizacja. Wizyta kwalifikacyjna do IVF poszła super. Mieliśmy wszystkie badania. Dodatkowo okazało się,że wszystko z nami OK. Lekarz zaproponował tryb przyspieszony. Co oznacza, że nie będziemy przechodzić prób inseminacji. Dzięki Bogu, bo w umowie była mowa o kilku. Niestety bad news było takie, że musimy czekać do czerwca na tel z kliniki, w którym umówią nas na wizytę w październiku!!! wtedy rozpoczniemy stymulację i bardzo możliwe, że pod koniec roku będzie możliwy pierwszy transfer
Najpierw te odległe terminy mnie załamały, ale potem wpadłam w wir pracy, dodatkowo ważyły się moje losy, czy wręczą mi wypowiedzenie czy nie. Wszystko się tak nawarstwiło, że nawet się nie zorientowałam jak był koniec roku szkolnego. Jestem nauczycielem
a razem z tym nadszedł termin ustalania wizyty październikowej. Pracę zatrzymałam. Hurra! Co więcej, kiedy myślałam,że jednak nie starałam się znaleźć coś innego i udało mi się. Więc jak osiołek stanęłam w końcu przed wyborem między dwoma szkołami. Ale od przybytku głowa nie boli
Ponieważ spodziewałam się, że moja walka o dziecko rozpocznie się w październiku, postanowiłam być na tę okazję w świetnej formie i poszłam po pomoc do dietetyka. Dostałam plan diety i treningów. Bardzo tego potrzebowałam, bo strasznie się zapuściłam. Było doskonale wszystko jedno jak wyglądam i co kto na ten temat myśli. Potrzebowałam prawie roku, żeby dojść do siebie po stracie taty, operacjach, diagnozach o bezpłodności. Ostatnie 10mcy były straszne. I dopiero teraz spojrzałam na siebie inaczej. Przypomniałam sobie jaka byłam wcześniej i że to wszystko nie może mnie przecież zniszczyć. Bo to nie koniec świata! I nie mogę się po prostu położyć i umrzeć. Minął czerwiec, a telefonu z kliniki nie było. A ta sprawa jest dla mnie jak jądro ziemi, sedno spraw wszelkich, więc muszę przyznać, że kosztowało mnie cholernie dużo, żeby zadzwonić do nich i zapytać co się dzieje. Miałam wszelkie powody do niepokoju, ponieważ po wizycie kwalifikacyjnej, pani położna powinna wprowadzić nas do krajowego rejestru par IVF programu refundowanego, ale akurat zepsuł jej się komputer, i obiecała, że zrobi to później!!! Potem brak kontaktu od nich i pomyślałam, że cholera zapomniała i pewnie nawet nas w tym programie teraz nie ma! I kto wie czy tak właśnie nie było? Ponieważ, po moim telefonie z prośbą o kontakt Pani oddzwoniła następnego dnia i zapytała mnie o dzień cyklu. A następnie umówiła mnie na wizytę już 21/07. ZACZYNAM STYMULACJĘ!!!Jeśli wszystko będzie ok to pierwszy transfer ma szansę się odbyć już w SIERPNIU!!!Chodzę po ścianach, wczoraj po badaniu na fotelu, zeszłam w tym gustownym zielonym wdzianku i poszłam do drzwi wyjściowych. Zatrzymał mnie głos położnej, że zostawiłam torebkę. Biedna pewnie zaniemówiła widząc co robię i nie wiedziała jak zareagować
Na szczęście gabinet miał jeszcze przedsionek, więc miałam szansę się tam opamiętać zanim pokazałabym się reszcie pacjentów kliniki
Kolejny good news to, że od 1/07 refundują również leki stymulujące. Nie wiem tylko w jakim stopniu? Jeśli ktoś już wie to będę wdzięczna za informację. Jestem mocno oszołomiona. Zdaję sobie sprawę, że pierwsza próba może się nie powieść, ba, wszystkie mogą nie przynieść spodziewanych efektów, ale nigdy w życiu nie byłam tak blisko możliwości spełnienia życzeń. I ta bliskość zapiera mi dech w piersiach.
Jak mam doła to wchodzę tutaj i od razu mi się robi lepiej. Strasznie się nakręciłam pozytywnie po komentarzach i pogadance na forum IVF. Chyba aż za bardzo, bo dziś mierząc za dużą bluzkę w sklepie pomyślałam,że dobra będzie, na ciążę w sam raz. Nigdy w życiu mi się nie zdarzyło, żeby taka myśl mi przez głowę przeszła! Dziewczyny na forum mówią, że trzeba być ZEN, ja do tego czuję niesamowitego powera!!!
Jak mam doła to wchodzę tutaj i od razu mi się robi lepiej. Strasznie się nakręciłam pozytywnie po komentarzach i pogadance na forum IVF. Chyba aż za bardzo, bo dziś mierząc za dużą bluzkę w sklepie pomyślałam,że dobra będzie, na ciążę w sam raz. Nigdy w życiu mi się nie zdarzyło, żeby taka myśl mi przez głowę przeszła! Dziewczyny na forum mówią, że trzeba być ZEN, ja do tego czuję niesamowitego powera!!!
W piątek 1/08 pierwszy monitoring i badanie estradiolu. Myślałam,że wszystko rozpocznie się raczej w sierpniu, w sensie gonal itd. Ale zdarzyła się dziwna rzecz. W minioną sobotę 26/07 podawałam do chrztu dziecko przyjaciółki. W ten dzień odbył się również chrzest dziecka jej siostry. Ta siostra ma cudownego synka, a moja koleżanka córeczkę. I nie wiem dlaczego, ale wolę chłopaczków. Zaobserwowałam to sama u siebie, że kiedy dziecko jest chłopcem o wiele łatwiej mi się nim zająć, a dziewczynki jakoś mnie chyba nie lubią
Chłopcy są odważniejsi, chętniej przyjdą na rączki i bawią się z obcą ciocią (nie widujemy się często)a dziewczynki są bardziej nieufne. No tak czy siak, zajmowałam się bardziej chłopcem. Podbił mnie bez reszty. I jego mama przyszła ze mną pogadać, mówiła mi, żebym przebywała ile się da w towarzystwie ciężarnych dziewczyn i jeśli nie mają nic przeciwko dotykała ich brzuchów. Nigdy tego nie robiłam, bo uważam to za naruszenie cudzej prywatności i że pewnie są zmęczone ciągłym poklepywaniem po brzuchu. Moje przyjaciółki i tak podkasywały bluzki i siedziałyśmy z rękoma na ich brzuchu,żeby wyczuwać ruchy dziecka, czy tego chciałam czy nie i czy to było w zaciszu domowym czy w kawiarni
)Krępowało mnie to, ale kobiecie w ciąży niczego się nie odmawia
I okazało się, że Iza miała rację. Zwykle w tym okresie upałów, mój cykl się przedłuża nawet do 34 dni, i nie spodziewałam się @ wcześniej niż pod koniec tygodnia, a tu już następnego dnia po chrzcie zaczęłam plamić i w poniedziałek jest @!! Dzięki temu wyczekiwana stymulacja, a co za tym idzie transfer będzie wcześniej o cały tydzień!!! Nie mogę się doczekać, WSPANIAŁA SPRAWA!
Stresuję się też czy będzie wystarczająco dużo zapłodnionych jajeczek gotowych do transferu. Strasznie się boję odebrać telefon od lekarza i usłyszeć, że niestety zapłodnienie się nie powiodło i maluchy nie przetrwały do drugiej doby. To koszmar. Nie wiem czy każda z Was, które to przechodziły też miała takie myśli i też Was aż ściskało w gardle do momentu upragnionego transferu. Wiążę też takie wielkie nadzieje z tą pierwszą próbą. Chociaż staram się trzymać emocje na wodzy i tłumaczyć sama sobie, że pierwsza próba nie musi od razu być udana. Tyle się tu naczytałam o tym jak przeżywałyście nie rokujące wyniki po pierwszym podejściu, ale serce nie bardzo chce być rozsądne i nagle siedzę przed kompem i oglądam wózki dla bliźniaków, a siedząc w pokoju teraz multimedialnym myślę i w głowie mierzę gdzie wstawić łóżeczka i zastanawiam się gdzie powynosić całą kolekcję dvd. Nie mówię nic o tym mężowi, bo zdaję sobie sprawę jak to szaleńczo brzmi, takie plany a przecież to jeszcze wszystko palcem po wodzie pisane.

Acha, Calineczko, przy pierwszym badaniu estradiol byl na poziomie 1500 przy normie dla fazy owulacyjnej nieco powyzej 1800, przy drugim badaniu troszke ponad 4500 , a dzis bylo trzecie. Nie wiem za bardzo co to znaczy,ale nie mam hiperstymulacji, zadnych torbieli, wszystko ok, lekarz po kazdym wyniku dzwonil do mnie,wiec jestem spokojna.Chociaz dziwnie wyglada tak duzy wynik przy wartosci referencyjnej ponad 2 razy mniejszej.
Test 22/08. Mam nadzieję, że dni nie będą się ciągnąć w nieskończoność. Marzę o wyniku pozytywnym, tyle już razy przeżywaliśmy rozczarowanie na koniec cyklu, że może nasza pula już się wyczerpała