Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Poronienie zatrzymane - i co dalej?
Dodaj do ulubionych
1 2
WSTĘP
Poronienie zatrzymane - i co dalej?
O mnie: Szczęśliwa mężatka, spełniam się zawodowo i hobbystycznie - biegi górskie, to jest to! 😍
Czas starania się o dziecko: Nie staramy się 😊
Moja historia: 11.2022 👶🥰, 12.2021 👼🖤
Moje emocje: Szczęśliwa mama Karolka i aniołka. 👼

25 września 2021, 14:19

1cs
Dobra, zaczynamy 😁 tzn. nie nastawiam się na to, że uda nam się za pierwszym razem. Wrzesień miałam intensywny - 11.09 start w Piwnicznej Zdroju i bieg trwający 5:35 a później tydzień w górach i 4 treningi po 25 km, powyżej 2000 m n.p.m. ☺ co prawda, nie czuje zmęczenia ale wiem, że organizm jeszcze się nie zregenerował i chociażby dlatego obecny cykl spisuję na straty. 😉

W związku z tym, trener zmniejszył mi intensywność treningów (zero rytmów i zwiększonego tempa, rozbiegania na wyczucie bez przekraczania progu beztlenowego). Wyniki badań w porządku a następna wizyta u ginekologa przed owulacją w następnym cyklu. 😊 Do zrobienia krew (hormony, żelazo, grupa krwi); suplementacja żelaza, kwasu foliowego, omega 3; pilnowanie zjedzonych kcal po bieganiu.

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 września 2021, 19:03

29 września 2021, 20:23

1 cs, 3 dpo
Nie wierzę w to, co się ze mną dzieje a pewność będę mieć dopiero 6.10, kiedy zrobię test ciążowy. Mam w planie zrobić jeszcze progesteron, betę HCG i TSH...
Czuje się jak na okres, ten sam rodzaj bólu w podbrzuszu, dziś głównie po lewej stronie. Wczoraj miałam bóle jajników na zmianę i dodatkowo jeden, nagły bolesny zryw. Aż zgięło mnie w pół. Co dziwne - temperatura poszła wczoraj w dół, dziś troszkę wzrosła. Jestem ciekawa co będzie jutro, tak bym chciała mieć tendencję wzrostową. 🙏🥺

Wiadomość wyedytowana przez autora 30 września 2021, 13:23

13 października 2021, 06:10

1 cs - podsumowanie
Nie udało się, choć symptomy były i człowiek się nastawił, że może, że COŚ.

W sobotę (9.10) robiłam badania, poniżej wyniki:
❗żelazo - 4,2❗
😳 beta-HCG - 4,5 😳
✅ TSH - 1,997 ✅
✅ kwas foliowy - 10,5 ✅

Robię dodatkowe badania, by mieć je na świeżo. Co więcej - treningi związane z przyszłym sezonem wstrzymane. Najpierw żelazo, pilnowanie diety (węgle, białka, tłuszcze, witaminy) i pozostałe badania, później treningi. W grę wchodzą JEDYNIE długie spacery, co mnie w pewien sposób przeraża. Nie potrafię się ruszać TAKIM tempem 🙄, zwariować można.

Cykl trwał 30 dni, wydłużył mi się o 2 dni. Dużo przebytych km (prawie 400) a wyższa temp. w pierwszej połowie cyklu PRAWDOPODOBNIE spowodowana regeneracją organizmu (start na 36 km a później intensywne bieganie po Tatrach). Oprócz tego cykl był inny niż dotychczas pod względem objawów, zwłaszcza w drugiej połowie. Obstawiam albo przesuniętą owulację (bóle lewego jajnika), albo faktycznie byłam w ciąży i organizm sobie nie poradził (duże ilości skrzepów krwi i ta beta), chociażby przez to żelazo. 😞

Wiadomość wyedytowana przez autora 22 października 2021, 18:56

22 października 2021, 19:07

2 cs, 12 dc

Dobra, mam czas nadrobić. 😄
Wizyta u ginekologa odbyła się 20 października. Obecne dwa pęcherzyki - 16 i 13 mm na prawym jajniku. Z wrażenia zapomniałam zapytać o to, kiedy dominujący może pęknąć 😂. Wyczytałam, że mniej-więcej rosną 2 mm dziennie, więc prawdopodobna owulacja najpóźniej w niedzielę (24.10.2021). Sikałam na testy owulacyjne, jednak to nie dla mnie i kończę z tym. Kolejny niepotrzebny stresor i dam sobie z nim spokój. Wykres w tym cyklu mam bardzo ładny 😁, więc jak będzie skok temperatury to będę wiedzieć, że to już.

Wyniki badań ok. Mamy dać sobie z mężem 6 miesięcy luźnych starań, gdyż po 1 cs nie można nic powiedzieć. Dlatego rzucam wszystko, o niczym nie czytam i zostawiam sobie wolny umysł. 😁

15 grudnia 2021, 12:43

Ku pamięci - z dnia 10.11.2021
2 cs - zaszłam w ciążę. 😍 To już oficjalne, jestem mamą! W jamie macicy widoczny pęcherzyk ciążowy GS 2 mm w dnie. Płaczę ze szczęścia. 😭

17 grudnia 2021, 07:11

Ku pamięci - z dnia 27.11.2021
Pojechałam dziś do ginekologa. Wczoraj, na papierze toaletowym zobaczyłam lekko różowe plamienie. Spanikowałam i na szybko wyhaczyłam wolną godzinę konsultacji. 😌 Występowanie plamień miało związek ze współżyciem i otarciami🤦‍♀️, szyjka macicy czysta - brak jakichkolwiek śladów plamień z zewnątrz macicy. Na USG widoczne serduszko, 133 ud./min. ❤ Obraz czysty, wg OM 6+5, wg zdjęć USG 6+1 lub 6+3. Pan doktor powiedział, że jest lekkie opóźnienie w rozwoju, w stosunku do zdj. nr 1 (4 dni) ale na razie kazał się niczym nie przejmować, owulacja mogła się spóźnić lub został zapłodniony drugi pęcherzyk, który był "na stanie". Wyniki badań w normie, karta ciąży założona, kontrolna wizyta za 2 tygodnie. Cierpliwie czekamy. ❤

W domu sprawdziłam kalendarz Ovu. Niepotrzebnie. Od tego momentu zaczyna mi towarzyszyć stres. Tak, zapłodnienie prawdopodobnie z drugiego pęcherzyka. Współżycie miało miejsce tylko i wyłącznie w trakcie możliwych dni owulacji pierwszego i możliwe, że dzień lub dwa po owulacji z drugiego... Podświadomość i moja wiedza już wiedzą, że może nie być happy endu. Mimo to, cieszę się z mężem Kropkiem. ❤ Modlimy się o Jej/Jego zdrowie, aby wszystko było dobrze. 🙏

Zarezerwowałam wizytę u lekarza na 9.12. Jeszcze pełna optymizmu - nie mogę się doczekać. 🥰

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2021, 07:11

17 grudnia 2021, 07:33

Ku pamięci - 30.11.2021
Czuję nasilenie objawów ciążowych, choć nie wymiotuję. 🤢 Piersi spuchnięte na maxa, spodnie robią się obcisłe, woda w organiźmie zatrzymana do granic możliwości. Libido spadło poniżej 0, ochota na jedzenie również. Lekarz pozwolił mi biegać ale się boję, ograniczam się do 5 km spacerów z psem. 🚶‍♀️🐕

Oprócz tego, że wywołałam kontrowersyjną burzę na forum staraczek listopadowych nic nie działo się ciekawego. Moja opinia oczywiście po raz pierwszy ujrzała światło dzienne, bo nigdy nie miałam potrzeby, by wypowiadać ją głośno i tyle. Od dziś już tam nie wracam, nie czytam, nie nadrabiam i znów zaczynam mieć czystą głowę. Niezmiennie kibicuję dziewczynom, które skradły moje serducho ❤ i trzymam za nie najszczersze kciuki. 🤞🍀 Jak jest dobrze to jest dobrze 😉, natomiast jak ma się kontrowersyjnie odmienne zdanie - to już gorzej. Nie jestem wylewną osobą jeśli chodzi o dolegliwości mojego męża, nie chciałam do końca dzielić się moimi obawami, internet to internet. Na koniec - nie zamierzałam się ze wszystkiego tłumaczyć, ważne, że zmieszano mnie z błotem. 🤔 Wtedy nie wiedziałam, że zacznę pisać pamiętnik, by "przelać" swoje emocje i prawdopodobnie pewne informacje ujrzą światło dzienne. 😉

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2021, 07:47

17 grudnia 2021, 07:56

Ku pamięci - 1.12.2021
Po raz pierwszy w tym miesiącu dostałam strzała z liścia. Moja szwagierka poroniła, początek 14 tygodnia. 😭 O ciąży wiedzieliśmy tylko my. Nie mogłam w to uwierzyć, zaczęłam płakać razem z mężem. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać tego bólu i samopoczucia. To jej 3 ciąża z drugim poronieniem, związanym z konfliktem serologicznym. Do końca pokładała nadzieję, że będzie dobrze, nie dopuszczała myśli, że będzie dziewczynka... Teściowa załamana.

A ja, jeszcze wtedy niczego nieświadoma i z pozytywnymi myślami, nie sądziłam, że dostanę (za przeproszeniem) w ryj, tydzień później. Mimo tragedii szwagierki chciałam... Musiałam myśleć pozytywnie. 😞🥺

17 grudnia 2021, 07:58

Ku pamięci - z dnia 6.12.2021
Mikołajki a ja... Czuję, że zaczyna się dziać coś niedobrego. Sygnały mojej podświadomości oraz ciała zazwyczaj są prawidłowe do stanu rzeczywistego. Na dodatek wbrew sobie ciągle myślałam o szwagierce...

Przestały mnie męczyć jakiekolwiek ciążowe dolegliwości. Nagle, z osoby zmęczonej stałam się pełna sił i wigoru. Apetyt powrócił, zjadłabym konia z kopytami 🐴 . Mówię o swoich obawach mężowi a on: "Pamiętasz co mówił lekarz? Jak jest nie dobrze to znaczy, że jest dobrze". I tego się zaczęłam trzymać. 🙏🍀

17 grudnia 2021, 08:01

Ku pamięci - z dnia 7.12.2021
Czuję się okropnie - w pracy, w domu. Jestem osłabiona, pozbawiona jakichkolwiek chęci do życia. O ile w pracy stan nie był na tyle poważny, to po powrocie do domu przy nakładaniu obiadu zgięłam się w pół. Dobrze, że mąż stał obok i ma refleks. Chwycił talerz w momencie, gdy ja opierałam się o kuchenkę. Przeszywajacy ból od żołądka do dołu. Mąż zaprowadził mnie do łóżka i kazał mi leżeć. Kuźwa. Na pewno pomyśleliśmy o tym samym ale nie powiedzieliśmy tego głośno.

"- Jedziemy do lekarza?" - zapytał.
"- Nie kochanie, zaraz mi będzie lepiej... " - odpowiedziałam. 🥺 Po chwili ból minął a ja, bez myślenia położyłam swoją dłoń na brzuchu. Ku*wa.

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2021, 08:02

17 grudnia 2021, 08:27

Ku pamięci - z dnia 9.12.2021
Wizyta, wg OM 8+3, wg USG 7+4. 🖤
Brak tętna, poronienie zatrzymane. 🖤

Strzał od życia w ryj, nie mogę tego inaczej napisać. Dziecko zatrzymało się w rozwoju tydzień temu, pan doktor na USG stwierdził, że serduszko przestało bić poniedziałek/wtorek (a we wtorek miałam przeszywający ból). Ponadto, zmiany w obrazie USG. Pierwsze pytanie:
"- Była Pani teraz szczepiona na covid?"
Nie, nie byłam w ogóle szczepiona doktorze.
"- Przechodziła Pani ostatnio covid?"
Nie, doktorze. Na bank przechodziłam przed Wielkanocą, choć wtedy wymaz i tak był negatywny.
"- Pani Justyno, mam dobre i złe wiadomości. Dobre to takie: Pani mąż ma plemniki zdolne do zapłodnienia - pomimo prawdopodobnej hemochromatozy, Pani ma komórki jajowe, bo do zapłodnienia doszło, czyli - jesteśmy w tym temacie do przodu. Ponadto, Okruszek urósł, więc pomimo zastopowania akcji serca jest to dla mnie sygnał, po pierwsze - że jest Pani zdolna zajść ponownie w ciążę oraz ją donosić, po drugie - że mogło dojść do zmian genetycznych, niezwiązanych z genami ojca. Mam tu na myśli zapłodnienie z drugiej komórki jajowej, one zazwyczaj są, choć nie muszą być w pełni zdrowe. Zawsze pęcherzyk dominujący jest silniejszy genetycznie, rozumie mnie Pani? Następnie - pytałem o covid, bo nie raz miałem pacjentki po covidzie i po szczepieniu, w podobnej sytuacji... Niech Pani się spakuje na 5 dni do szpitala. Będę jutro mieć dyżur, przyjmę Panią i wszystko jutro wytłumaczę."

Dobrze, że w domu, za teściową stał teściu. Na wieść o drugim poronieniu w ciągu tygodnia prawie zemdlała. Czy ktoś dopuszczał do siebie myśl, że w przyszłym roku, miesiąc po miesiącu będzie w rodzinie porodówka a następnie wspólne chrzciny? No pewnie, że ja... Całą drogę do domu przepłakałam, choć byłam jeszcze w stanie pójść do szwagierki i zapytać, co konkretnie wziąć na zabieg. Oboje z mężem, oczywiście w szoku, pojechaliśmy jeszcze na zakupy, by kupić mi jakąś normalną piżamę i pantofle. Po powrocie zostało mi się spakować i napisać do rodziców. 😭😭😭

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2021, 08:52

17 grudnia 2021, 08:51

Ku pamięci - z dnia 10.12.2021
O 7:20 wstawiłam się z mężem na ginekologicznej izbie przyjęć. Fakt, że jestem nieszczepiona opóźnił trochę moje przyjęcie, choć i tak o 8:15 byłam już w izolatce. Mój lekarz potraktował mnie priorytetowo. Z mężem pożegnałam się przed wejściem na oddział. Oboje nie spaliśmy całą noc, byliśmy zmęczeni, obolali, słabi. Dobrze, że szwagier, który przechodził wszystko tydzień temu zaproponował nam pomoc. Mąż był w takim stanie, że nie wróciłby o własnych siłach do domu. Bardzo mocno się o niego martwiłam.

O 9:30 pobrali mi wymaz na covid i krew do badań, lekarz co chwilę przychodził i pytał się o samopoczucie. Nie chciałam żadnych leków na uspokojenie, na spanie, nic. Jedyne potrzebowałam męża. 😭🥺 Zaczęło się kłucie - wenflon (ku*wa), antybiotyk, lek osłonowy i zastrzyk przeciwzakrzepowy w ramię.

Godzina 12:00 - wynik negatywny, lekarz załatwił mi leżenie w izolatce do wieczora, nie chce mi się jakoś specjalnie z nikim gadać 🤐. Moja psychika była wtedy w rozsypce a każdy nawiązany kontakt z położonymi (lub lekarzem) kończył się płaczem.

O 13:00 - aplikacja pierwszej dawki tabletek poronnych. Żyłka w lewej ręce mi pękła, wenflon został wkłuty do prawej. Już sama nie wiem czy płaczę z bólu fizycznego, czy psychicznego. Mam ochotę krzyczeć, choć tego nie robię. Doktor do mnie zagląda - nie, nie chce nic na spanie, chcę już być po a to dopiero początek.

Okolice 19:00 - początek plamienia, dosyć opornie to idzie. Doktor przyszedł (pożegnać się, skończył dyżur) z nowym lekarzem i mówił, że zostawia mnie w dobrych rękach. Jutro, przed prywatnymi wizytami u siebie w gabinecie, przyjdzie mi zrobić USG i wtedy zobaczymy co dalej. Pomógł mi się przenieść na inną salę - też załatwił mi leżenie samej, choć nie obiecywał, że będzie tak przez cały pobyt w szpitalu. Początek lekkiego plamienia.

O 20:30 zgłosiła się dziewczyna ale nie chce zostawać na noc, przyjdzie jutro rano lub po weekendzie. Ciąża zagrożona, konflikt serologiczny. Nadal lekko plamię.

21:30 - kolejna dawka antybiotyku i kłucie. Po tym próbuje zasnąć. Nie śpię, godzę się ze swoim losem. Kropku, mam nadzieję, że tam Ci lepiej. 😭 Jestem ciekawa, czy widzisz jak z tatą cierpimy. Jak tylko wrócisz z badań genetycznych godnie Cię pochowamy. Chcemy wiedzieć, czy jesteś słodką dziewczynką czy psotnym chłopcem. 🥰❤ Ciężko mi kontynuować Nowennę Pompejańską o zdrowie dziecka ale robię to. Położne co chwilę do mnie zaglądają. Proponowały mi rozmowę z psychologiem jutro rano, nie będzie mi to potrzebne. W szpitalu jest inaczej. Każdy wie, co mi jest. Nikt nie mówi mi, że "jesteśmy młodzi", że "mamy jeszcze czas", że "SIĘ ZDARZA". Tu wszyscy wiedzą, nie pytają, nie radzą, traktują mnie normalnie. Płacz nie jest niczym dziwnym, pozwalają mi płakać ile wlezie, dać sobie czas... Zasnęłam gdzieś przed północą.

Powtórzone wszystkie badania:
- morfologia - wzorowa,
- mocz - bez zmian,
- przeciwciała - bez zmian,
- konflikt serologiczny - wykluczony.

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2021, 09:00

17 grudnia 2021, 09:16

Ku pamięci - z dnia 11.10.2021
Byłam o 5:00 w WC sprawdzić czy coś przez sen się zadziało - plamienie przez noc zerowe. Tyle ile było wczoraj - tyle zostało. Skurcze brzucha żadnych. Pani pielęgniarka zobaczyła mnie na kamerze idąca do toalety i zostałam jąna sali przy powrocie. Zapytała, czy coś się dzieje a później zaproponowała mi coś na spanie. Nie dziękuję, jest okej. Odczytałam wiadomość od męża, stwierdził, że aby nie myśleć idzie do pracy. Narzekał na złe samopoczucie.

O 8:30 - nowa zmiana, nowa pani doktor. Na USG nic nowego, Maleństwo nie chce mnie opuścić. Tętna brak, rozwarcie szyjki macicy prawie zerowe. 😑Zaaplikowała mi kolejną dawkę tabletek. Kazała leżeć i czekać. Przekazała, że był obecny mój lekarz prowadzący ale nie chciał mnie budzić. Słyszałam później, że rozmawia z nim przez telefon. Chłop się martwi. A ja? Czuję się naprawdę dobrze. Fakt, że co zmiana są inni lekarze i położne, i chcą się dowiedzieć o mojej sytuacji sprawia, że oswajam się z tematem. Nie mam ochoty płakać.

10:30 - 🍑, tabletki mi wypadły podczas siku 🤬, nawet się nie rozpuściły. Pani doktor mówiła, że jestem na nie oporna. Teraz dała mi jedną. Znów mam leżeć i czekać.

13:00 - mąż napisał mi, że źle się czuje i że ma temperaturę. Myślę, że rozchorował się przez tą całą sytuację. 🥺

20:00 - ech, znów mam zjazd 😭. Mąż mi przywiózł tofifi i inne, już bardziej zdrowe rzeczy (np. mandarynki). Czy możliwe, że człowiek w przeciągu dwóch dni tak chudnie na twarzy. 😳😥 Przestraszyłam się jego wyglądem. Pani położna pozwoliła mu wejść na 15 minut 🥰. Widziała słodycze i kazała schować przed obchodem 😂.

22:00 - antybiotyk, mam dość tych ukłuć. Mam ochotę uciec. Tym bardziej, że większość dnia jedna ze starszych pacjentek robi sobie spacerniak na korytarzu. Odgłos jadącej kroplówki jest taki sam jak odgłos wózka pielegniarki, która chodzi po pacjentkach i wkłuwa im lekarstwa. Uraz czas zacząć. Nadal lekkie plamienie, skurczy brak.

0:00 - nie mogę spać, płaczę jak bóbr. Ech. 🖤 Aniołku... 👼

17 grudnia 2021, 09:35

Ku pamięci - z dnia 12.11.2021
6:00 - wyleciało ze mnie "coś", spakowałam do pojemnika a położne zalały solą fizjologiczną i wstawiły to do lodówki. Od tej chwili każde wyjście do toalety to strach - strach przed tym, co zobaczę na podpasce.

8:30 - USG. Doktor obejrzała szyjkę, okazało się, że wyleciał czop śluzowy a za nim skrzepy krwi - od tej pory krawienie jest częstsze. Szyjka lekko rozwarta. Dziecko nadal mocno się trzyma mamy. 😌 Kolejna dawka poronnych, leżenie i czekanie. Bez zabiegu się nie obejdzie. Książka, literaki na kurniku, krzyżówki, TV... Nuuudaaa, choć głupio przyznam, że korzystam z tego spokoju i szykuje się psychicznie na powrót do domu. Rodzina nie będzie wiedzieć jak się zachować. Sportowa determinacjo - wracaj do mnie.

15:00 - poprosiłam męża o wrapy z McDonald's 😅. Tak, mam dość szpitalnego jedzenia. Tak, mam dość leżenia i kłucia. Mam dość tego wszystkiego, co się ze mną dzieje FIZYCZNIE. Wbrew pozorom, psychika ostatecznie się pogodziła z obecnym stanem. Kuźwa, jak widzę położną z wózeczkiem mam ochotę zwiać przez okno (leżę na parterze). 🤔

18:00 - mąż wygląda zdecydowanie lepiej, bardzo za nim tęsknię. 😞 Mam wrapy na kolacje 😁😂, dilerka średnio udana, zapach unosi się po całym oddziale. Mam to w 🍑, chcę zjeść w miarę normalne i względnie smaczne jedzonko. Przywiózł mi szydełko, zacznę robić bombki na choinkę. 😊

19:00 - jutro mam zostać na czczo, będzie zabieg. Krwawienie się rozkręca a moje samopoczucie jest ciulowe, bo chcę mieć już wszystko za sobą.

17 grudnia 2021, 10:21

Ku pamięci - z dnia 13.12.2021
Dzień zabiegu - można zacząć nowy cykl ale do sedna. 🤬

O 8:30 na USG zostało zauważone odklejenie się Okruszka. Nawet nie pamiętam, czy doktor dała mi tabletki - raczej nie. Czekamy na anestezjologa.

O 13:00 zaczęłam robić się głodna, tym bardziej, że śniadanie i teraz - obiad są nie ruszone. Zauważyłam mojego doktora i kuźwa, przyznam szczerze, że zarazem mało elegancko a bardzo pretensjonalne zapytalam się, kiedy do cholery będzie ten zabieg, bo zaczynam być głodna. 🤬 Bardzo rzadko tak wybucham ale ku*wa, od 6:00 myślałam tylko o tym jak będzie mi już dobrze po zabiegu. Nie będę się bać chodzić do WC i patrzeć na to, co aktualnie jest na podpasce, zbierać tego do pojemnika i pytać się położnych czy lekarza, czy TO JEST MOJE DZIECKO. Doktor stanął jak wryty i wiecie co? W ciągu 15 minut położna kazała mi się przebrać w taką papierową sukienkę, odbyło się szybkie USG w celu sprawdzenia położenia Okruszka, przyszła wiecznie zarobiona pani anastazjelog (tylko na nią czekaliśmy pół dnia) i prosto zabrano mnie na zabiegówkę. 😂 Tak, tak - to nie jest śmieszne, jednak cały komizm tej sytuacji polega na tym, że lepiej mi nie zabierać jedzenia, bo głodna nie ręczę za siebie. 😂

Na zabiegówce panika jak c*uj. Pierwszy w życiu zabieg pod ogólną narkozą. Błagałam w histerii panią doktor, by w miarę możliwości Okruszek był w całości. Ona zaczęła mi coś tłumaczyć o jaju płodowym i trofoblaście. Oczywiście głodna, zaczęłam do niej skakać, że dla mnie to żaden trofoblastu tylko DZIECKO i proszę o wykonanie zabiegu z szacunkiem. 😭 Nigdy nie miałam takiego ataku histerii, nie potrafię tego opisać. Na fotelu przywiązały mi nogi pasami a ja chciałam się obudzić z tego horroru. Pani doktor zaczęła mnie głaskać po włosach, twarzy i ramieniu. Po trzeciej dawce narkozy spojrzałam w okno i odelciałam.

Wybudziłam się jadąc na salę. Usłyszałam od położnej, że teraz, przez 2 godziny nie mogę nic jeść i pić. Pamiętam, że jedyne co powiedziałam, to "co, znowu bez jedzenia?" i zaczęłam wyć. Chwyciłam za telefon na sali i chciałam napisać jakąś wiadomość mężowi (później się okazało, że wysłałam nawet kilka - lecz sama nie wiem co autorka miała na myśli 😅 mąż zrozumiał tylko SMS-a z ciumkiem "o to chyba rozumiem, też Cię kocham" odpisał 🥰). Położna to zobaczyła i dała mi coś na spanie. Tym razem nie protestowałam.

Obudziłam się około 15:30, normalnie kac bez skutków ubocznych. Zanim wstałam trochę zajął mi powrót do realiów, szybko przypomniał mi o tym ból brzucha, brak bielizny między nogami i uczucie obfitego krwawienia. Po raz pierwszy poprosiłam o znieczulenie.

Przyszła pani doktor robiąca mi zabieg i lekarz prowadzący. Z płaczem przeprosiłam ich za swoje naganne zachowanie. Lekarz chwycił mnie za rękę i powiedział - pani horror już się skończył. Wraca Pani do zdrowia. 😭 Doktorka pokazała mi w pojemniczku jajo płodowe - całe, nie uszkodzone.

Boże, chcę do domu, do męża. 😭

Z optymistycznych wiadomości: przed końcem zmiany dostałam od lekarza prowadzącego następujące dokumenty - listę badań do zrobienia (ja + mąż, w tym dodatkowo musimy potwierdzić lub zanegować jego hemochromatozę), receptę na lekarstwa i wykaz suplementów dla nas oraz dietę od szpitalnego dietetyka na najbliższe 3 miesiące (też oboje). Dodatkowo zlecił powrót do mierzenia temp., by zobaczyć, czy będzie owulacja. Od lutego bierzemy się do roboty 😊, pomimo tej tragedii i teraz - kilka h po zabiegu, jesteśmy z mężem pełni optymizmu. Dziękuję Bogu za tutejszych lekarzy i za tą opiekę, jaką mam w szpitalu niezależnie od zmiany. ❤

Nowenny Pompejańskiej nie przerwałam, choć w czwartek (9.12.2021) miałam taką ochotę. Ufam, że swoją modlitwą uratuje inne dzieciątko. ☺

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2021, 11:29

17 grudnia 2021, 11:28

Ku pamięci - z dnia 14.12.2021
6:00 - krawawienie jest ponoć okej, brzuch miękki.

8:30 - na USG wszystko ładnie wyczyszczone, jeszcze tylko ostatni antybiotyk, ostatni osłonowy i przeciwzakrzepowy... I wypis - mogę jechać do domu. ❤ W końcu mogę odetchnąć z ulgą.

11:00 - o ile w szpitalu czuję się świetnie, to obawiam się mojego samopoczucia w domu. 😌 Mam ochotę wyściskać wszystkie panie położne i lekarzy, cudowni ludzie! Jestem wdzięczna, zwłaszcza lekarzom, że pomimo zmian nie odczułam zagrywek typu "a nie jest pani moją pacjentką, to w sumie mnie pani nie interesuje". Żadnych niedopowiedzianych sytuacji, wszystko z najwyższą starannością... ❤ Wzięłam pojemniki ze szczątkami, płaczę - ze szczęścia. Mężu, biegnę do Ciebie! 🥺😃❤

Dziś aktywny dzień - prosto z mężem pojechaliśmy zawieźć Maleństwo do badań genetycznych, później turnee po zakładach pogrzebowych z zapytaniem o możliwość przechowania szczątków do dnia pogrzebu. Koniec końców stwierdziliśmy, że przechowamy je w domu, bo mamy ku temu warunki. Teść wypytał o pochówek księdza, zaproponował, by Maleństwo pochować z dziadkami. Jestem mu za to bardzo wdzięczna. ❤

Z mężem mieliśmy chwilę załamania w trakcie zapytania o trumienkę. Cóż. 😞 Musimy wspólnie uporać się z emocjami. 🥺 To nie tak miało być a zamiast trumienki, mieliśmy wybierać pierwsze zabawki i łóżeczko.

Bardzo ciężko jest się nam razem modlić. 🥺😞

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2021, 11:49

17 grudnia 2021, 11:56

Ku pamięci - z dnia 15.12.2021
Nie spałam pół nocy, jak przed 2:00 się obudziłam to tyle... Skutek tego taki, że jestem zmęczona i roztargniona. Leki przeciwbólowe przestały działać - boli mnie całe ciało a najbardziej w okolicach macicy (nadal lekko krawię po zabiegu) i w miejscach wkłuć wenflonów i zastrzyków przeciwzakrzepowych. Pan Doktor mówił, że te bóle mogą trwać nawet do tygodnia, tak więc, czekam cierpliwie... Ewentualnie mogę się do niego przejechać i da mi kolejna dawkę przeciwbólowego, zobaczę jak będę czuć się wieczorem.

Kurier przyjechał po szczątki dziecka do badania. 😊 Prawdopodobnie w poniedziałek dowiem się, jakiej płci jest Aniołek. ❤ Imię dla dziewczynki już mamy, zastanawiamy się nad imieniem dla chłopca... Znów mieliśmy wieczorem rozmowę na ten temat, jest ciężko. 😞🥺

Nie sądziłam, że największym dramatem 2021 roku będzie dla mnie... Za mała trumienka dla dziecka. To takie głupie, ale chcę Aniołka pochować z boćkiem Bolkiem, który miał być pierwszą maskotką. Musimy z mężem wymienić trumnę na większą. I żeby nie było - mam świadomość tego, jak śmiesznie to brzmi ale... No właśnie "ale"... 😞 Nie chcę, by moje szczęście leżało tam samo... W zimnie, mrozie, kiedy świat będzie się budzić do życia i kiedy będzie grzało słońce... 😭

To trzeba przeżyć.

Poddałam się. Przestałam odmawiać Nowennę. Nie mam siły do tego. Do obrazy i fochów na Pana Boga mi daleko, po prostu... Jakkolwiek to brzmi - nie mam siły. Łzy podczas modlitwy mnie nie opuszczają, ledwie odmawiamy z mężem "naszą" modlitwę. Tak mi przykro. 😭

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2021, 11:59

17 grudnia 2021, 12:10

Ku pamięci - 16.12.2021
Byłam po wypis do szpitala. Mój dr zapytał o samopoczucie i wziął mnie na szybkie USG. Macica ładnie sie czyści, chciał zobaczyć podpaskę 🤦‍♀️ i stwierdził, że "dobrze" krawawię.

O ironio, czy rano wszystko było na pewno dobrze? Skrzepy krwi o średnicy 5 zł i więcej a od godziny 15 (do tego) niesamowite bóle brzucha... W ciągu godziny zmieniłam podpaskę około 3x. Lekarz zakazał mi brać NO-SPE, jakby stan się pogorszył, mam przyjechać spakowana do szpitala.

Znów spadek formy w godzinach wieczornych. Już bez bóli. Po prostu... Nie mogę. Normalnie nie mogę. 🖤 Rozmawiałam z mężem na temat przyszłej ciąży, kiedyś... To będzie dla nas bardzo trudne, ciągły strach... Tego się nie da zapomnieć. 😭

17 grudnia 2021, 15:30

WPIS ORGANIZACYJNY - co zabrać do szpitala w sytuacji wywołania poronienia?

Najpierw przytoczę słowa położnej, która opiekowała się ze mną cały piątek - w trakcie ciąży, nawet na tak wczesnym etapie, należy mieć spakowaną torbę. Trzeba zapamiętać na przyszłość.

Lista (nie po kolei):
1. SZTUĆCE
2. ŁADOWARKA do telefonu
3. PIŻAMA - jak komu wygodniej, na oddziale widziałam pacjentki w koszulach nocnych i chyba jako jedyna miałam spodenki z podkoszulką. Jakoś tak nie przepadam za koszulami. Muszę mieć spodenki albo długie spodnie (w nich może być za gorąco). 😅
4. PANTOFLE - mogą być zwykłe kapcie, mogą być typowe klapki pod prysznic. Akuratnie to zależy wszystko od szpitala i jego warunków. W izolatce miałam prywatną łazienkę, na sali ogólnej chodziłam do łazienki dla wszystkich pacjentek.
5. BIELIZNA (majtki + dodatkowe 2 szt., skarpetki miałam też + 2 ale średnio mi były potrzebne), ręcznik duży i mały.
6. Dodatkowy SWETEREK na ramiona.
7. Z rozrywek miałam wszystko: krzyżówki, książkę (nawet jej nie ruszyłam), szydełko (to już jakoś szło). Odnośnie telewizora - trzeba było mieć drobne, bo usługa płatna za 45 min 1 zł. 😅 GRUBY HAJS.
8. PODPASKI - najważniejsze a prawie na końcu. Szwagierka kazała kupić "dużo". Określenie iście inżynierskie - tak więc, kupiłam 3 opakowania po 14 szt. (moje ulubione Always Ultra, największy rozmiar jaki był dostępny). Zmieniałam je średnio co 7-8 h. Wszystko zależy od naszych organizmów - o tym następny post (i o samym wywołaniu poronienia, zabiegu łyżeczkowania, samo czyszczeniu się macicy, bo informacje w internecie są jakie są, na Ovu znalazłam stare wpisy). Dodatkowo wzięłam 20 opakowań chusteczek higienicznych (zużyłam całe 5 op.).
9. JEDZENIE - miałam kupione wafle ryżowe ale jakoś mi nie podeszły. W piątek jakoś przeżyłam z jedzeniem, byłam jeszcze w szoku i tak średnio ogarniałam. W sobotę już miałam wsparcie (mandarynki, moje ukochane tofifi, sok, woda, serek ziarnisty, plasterki szynki w opakowaniu, ogórek, pomidor). W niedzielę to już w ogóle rarytas ALE - każde wejście męża na oddział był uzgadniany z ordynatorem. Wiadomo, doba covida.
10. KOSMETYCZKA - żel pod prysznic, 2x maszynka do golenia + żel, pasta do mycia zębów + zwykła szczoteczka do zębów (soniczna jest zbędna), kremy do twarzy na dzień i na noc, do rąk, szampon do włosów...
11. KUBEK/SZKLANKA (oraz kawa, herbata, cukier) - u mnie na oddziale była mini kuchnia z możliwością podgrzania jedzenia w mikrofali, zrobienia sobie herbaty i kawy (położne proponowały mi kilka razy, że mi zrobią, kolejne pozytywne zaskoczenie), lodówka do przechowywania żywności.
12. KOC - w moim szpitalu na noc przykrywa się poszewką na kołdrę (łatwiejsza w praniu, hasło: covid) i kocem. Po pierwszej nocy wyjdzie, czy potrzebujecie dodatkowego wsparcia na zatrzymanie ciepła. 🙂

Jak coś mi się przypomni - będę edytować. 😉

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2021, 20:15

17 grudnia 2021, 20:49

FAKTY O KTÓRYCH NIE WSPOMNIAŁAM WCZEŚNIEJ.

WYWOŁANIE PORONIENA OD A DO Z (oraz informacje z rozmów, z lekarzami).

Z tego, co się obecnie dzieje w naszym kraju, wywołanie poronienia nie jest łatwą sprawą, nawet wtedy jeśli chodzi o ciążę obumarłą, dlatego tak długo to trwa (u mnie 4 dni, położne mówiły, że dziewczyny leżą nawet do tygodnia). Dopiero na wypisie zobaczyłam lek, który mi podawali (nie chodzi o to, że mi nie tłumaczyli co to za lek tylko po prostu, ciężko mi było zapamiętać tę nazwę i dla wiadomych przyczyn - nie chce jej ujawniać). U mnie sprawa była dosyć skomplikowana, nie dość, że leki średnio się we mnie rozpuszczały, to na dodatek rozpulchnianie i rozwarcie szyjki macicy szło opornie. Lekarze byli zgodni (pytałam co zmianę wszystkich po kolei), że to dlatego, iż to moja pierwsza ciąża i na dodatek zakończona poronieniem. Jeśli byłabym już po porodzie (lub byłoby to moje kolejne poronienie 😳) to z automatu poszłoby to szybciej - po porodzie (lub zabiegu) szyjka macicy zazwyczaj zostaje lekko rozwarta co umożliwia szybsze działanie tabletek - rozpulchnianie, większe rozwarcie, szybciej i bardziej odczuwalne skurcze macicy. Dlatego - każda z nas przechodzi to inaczej, każda z nas ma inną odporność na dane substancje i potrzeba mniej lub więcej czasu.

LEKI
- zastrzyki przeciwzakrzepowe - codziennie, przed antybiotykiem,
- antybiotyk - unikanie zakażenia, wkłucia co 12 h,
- lek osłonowy - po każdym antybiotyku.

DODATKOWO sól fizjologiczna do przepłukania wenflonu.

INTYMNOŚĆ - codzienne rozbieranie się do USG przed innymi lekarzami nie było dla mnie problemem. Jedynie po raz pierwszy raz w życiu miałam wykonywane to badanie krwawiąc. Natomiast to jak położne czy lekarze chcieli zobaczyć jak krwawię i co ze mnie wychodzi, powoli stało się wejściem w moją nietykalną przez nikogo strefę komfortu. Rozumiem, że oni są po to, by ratować życia, leczyć itd., wiem, że DUŻO W SWOJEJ KARIERZE WIDZIELI, jednak, kuźwa, to już dla mnie psychicznie było za wiele. Najgorsze było zbieranie "szczątków" do pojemniczka. Na początku to same skrzepy, położne i lekarze sami nie wiedzieli co to jest - może łożysko, może kosmówka, ot takie tam gdybanie. Stres jaki przy tym przeżywałam jest nie do opisania. Plus taki, że po którymś razie idzie się do tego przyzwyczaić. Po drugim dniu stało się to dla mnie rutyną.

DLACZEGO NAJPIERW TABLETKI?
Łyżeczkowanie wydaje się niezbyt skomplikowanym zabiegiem, jednak każde zewnętrzne działanie (chociażby rozwarcie szyjki za pomocą tych takich metalowych łapek) to ingerencja w nasz organizm. Lekarze wolą rozpulchnić i zmiękczyć szyjkę do najbardziej możliwego poziomu, by nie powodować rozwarcia tymi "łapkami" na siłę. I logicznie rzecz ujmując - im bardziej wszystko jest rozpulchnione, tym lepiej dla nas.

Obecnie, w Polsce zabieg łyżeczkowania przeprowadzany jest w ostateczności lub jeśli poronienie zachodzi na późniejszym etapie. Stosowane tabletki dopochwowe to nie są typowe tabletki na poronienie a zamienniki. Lekarze aktualnie się boją - nie tylko o siebie ale i o swoje pacjentki. Od przyszłego roku będą "rozliczani" z każdego takiego zabiegu...

Od siebie dodam, że takie długie oczekiwanie na koniec nie jest dla ciężarnej psychicznie zdrowe. W niedzielę już miałam dość wszystkiego i chciałam się obudzić "jutro".

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2021, 20:54

1 2