X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Powrót do starań o pierwsze dziecko po 4 latach przerwy - udało się! 💓
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5

27 października 2016, 22:42

17dc

Powiedziałam dzisiaj mężowi o swoich watpliwościach co do brania theraflu po inseminacji, a on ku mojemu zdziwieniu potraktował to bardzo poważnie i od razu poleciał do apteki. Powiedział Pani w aptece ze "żona jest w baaardzo wczesnej ciazy, że jest przeziębiona i pije theraflu". W odpowiedzi usłyszał ze powinnam to od razu odstawić bo moze zaszkodzić fasolce i dała mu jakies syropy dla kobiet w ciszy :P mąż po powrocie do domu od razu schował theraflu wysoko do szafki i kazał mi pic tylko ten syrop plus krople do nosa dla ciężarnych Haha myśle ze Pani w aptece myśli ze ja na prawdę jestem w ciazy a tymczasem to dopiero 2 dzien po owulacji, ale niech mu bedzie ;) będę od teraz piła syropek dla ciężarnych i będę na siebie uważała - tak jak każe przyszły tatuś ;)
Troche mnie to bawi :D wiem ze gdyby nie inseminacja to mąż powiedziałby ze przesadzam, że przecież w ciazy jeszcze nie jestem wiec bez sensu sie nakręcam, a teraz kiedy wydaliśmy kupę kasy na inseminacje, badania, leki i wizyty lekarskie to nagle jestem w ciąży Haha ah Ci faceci ;)
Oczywiście cieszę sie ze on teraz ma takie podejście i jest to miłe, ale jednocześnie troche śmieszne ;)

A co do mnie to nie wiem czemu, ale mam głupie myśli ze nic z tego nie bedzie, wiem doskonale ze na tym etapie jeszcze wszystko sie moze zdarzyć, ale to przeziębienie nie wróży dobrze. Z reszta czemu miałoby sie udać? A co jeśli problem nie leży tylko po stronie męża? Wiem ze z dotychczas wykonanych badań wychodzi ze ja jestem zdrowa jak ryba, ale tak miedzy nami mówiąc to ja przed mężem miałam kilku... kilku partnerów i nie zawsze sie zabezpieczyłam. Wiele razy aż dziwiło mnie jakim cudem ja jeszcze nie zaliczyłam wpadki a przecież ciagle sie o tym słyszy. Z mężem z reszta tez od początku związku zero zabezpieczenia tylko stosunki przerywane i tak od 3 lat. Wiec albo ja na prawdę mam takie szczęście ze stosunkami przerywanymi, albo inni kłamią ze na prawdę to była ciąża z zaskoczenia ze facet skończył na zewnątrz a jednak była ciąża ALBO problem tez leży we mnie.

30 października 2016, 00:52

20dc 5dpo

Moje 26 urodziny!!! ❤️❤️❤️

Niesamowite jak ten czas leci. Równo rok temu trwał mój 1cs :) pamietam jak dziś jak mówiłam sobie ze w moje 26ur juz na bank albo będę miała dziecko albo w najgorszym wypadku na 100% będę w ciąży :)
Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, ze w dniu swoich 26ur nie będę jeszcze nosiła pod sercem drugiego serduszka to bym pewnie spadła z krzesła :) a jednak :P
Dzisiaj jest radosny dzień wiec nie będzie żadnego smutania się :) , jestem jedną z tych osób, które UWIELBIAJĄ swoje urodziny!
Mąż postanowił zrobic mi niespodziankę i zabrac mnie na urodzinowy weekend w góry do Karpacza. Oczywiście niespodzianka nie do końca mu wyszła bo jakies 2 tyg temu zostawił kartkę na stole z napisem "pensjonat Śnieżka" i od razu sie domyslilam co kombinuje, ale to nic i tak jest kochany :)
W tym roku moje urodziny jeszcze z jednego powodu sa wyjątkowe, bo w tym roku 30.10 trwa 25h! Ha no lepszego prezentu od czasu dostać nie mogłam :D

No nic zmykam spać, ja swojego święta w tym roku nie opjam, za to moja druga poloweczka opróżniła juz dzisiaj 2 butelki winka i smacznie juz śpi, chyba sie do niego przyłącze bo po przebudzeniu liczę na dzien pełen atrakcji :)

Ps. Miałam dzisiaj spory spadek temp, ciekawe czy rano wskoczy znowu na wyższy poziom :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 30 października 2016, 00:51

2 listopada 2016, 00:04

22dc / 7dpo

Objawów ZERO.

W pierwszej ciąży którą poroniłam, na tym etapie czułam już dość mocno biust, teraz nic sie nie dzieje.
Pisałam juz jakiś czas temu ze w sumie sama nie wiem czego oczekiwać po kolejnej ciąży. Powtórka objawów z pierwszej (pechowej) nie brzmi dobrze, ale czy brak objawów moze wróżyć cos dobrego - ciążę?

Ostatnio w którymś z wątków jedna dziewczyna napisała ze przy dwóch donoszonych ciążach nie miała na początku żadnych objawów, a w jednej którą poroniła miała wczesne objawy tak jak ja przy swojej. Troche to pocieszające, ale w końcu wszystkie jesteśmy inne wiec nie moge pokładać pełnej wiary w doświadczeniach innej kobity.
Jeżeli ten cykl jakimś cudem zakończy sie ciąża, to bedzie to dla mnie nie lada zaskoczenie.

Kolejna rzecz, która mnie zastanawia to brak jakichkolwiek objawów po Duphastonie. Ciekawe czy mozwlie jest aby maskował on objawy ciazy. Większość dziewczyn na forach pisze, ze po dupku maja rożne objawy "ciążowe" - a to mdłości, a to biust boli, ból głowy itd. U mnie absolutnie nic sie nie dzieje.

Nie nastawiam sie negatywnie, ale nie nastawiam sie tez powodzenie. Nie mam pojęcia co bedzie za tydzień, nie mam pojęcia co pokaże beta na którą idę do kliniki 8.11, ale wiem ze jeżeli pokaże ciąże to bedzie to troche tak jakby była to ciąża z zaskoczenia ;)

4 listopada 2016, 01:06

25dc, 10pdo

Minęła północ wiec rozpoczynamy 10dpo. Wg detektora ciazy jeśli zrobiłabym dzisiaj test to gdybym bylam w ciąży to mam 35% szans na pozytywny wynik - hehe ah te statystyki :) kiedyś juz nawet doszłam chyba do 100% a niestety wredna @ i tak się pojawiła :) mimo wszystko fajne to jest ;)

Objawy? Nadal brak :) no dobra, moze brak objawów, ale cos sie wreszcie lekko zaczęło dziać. Dzisiaj zaczęłam delikatnie czuć biust. W sumie nie jest to taka wrażliwość jak zawsze, określiłabym to lekkim bólem przy dotyku. Tak czy owak jest to wręcz śmieszne bo praktycznie nieodczuwalne :) co jeszcze... no, postanowił pojawić sie pan śluz :P tez nie jakoś powalająco duzo i nie biały gesty jak to było w pierwszej ciąży tylko lekki kremowy. Mimo wszystko sprawił mi miła niespodziankę i przywrócił lekką wiarę w ten cykl ;)
Nie, nie nakręcam sie od razu na ciąże, ale powrócił cień szans na powodzenie, a to juz coś :)
Coś oprócz tego? Ciagle lekko, bardzo delikatnie mnie mdli, ale to zapewne za sprawą dupka, którego biorę juz 8 dni. Jest to takie samo uczucie jak jest sie juz tak starsznie głodnym, ze aż Ci niedobrze, z tym wyjątkiem ze głodu nie czuje :) wręcz mam mały apetyt jak na tę fazę cyklu. Tak czy owak zwalam to na progesteron i dupka.
Z "objawów" to by było chyba na tyle.

Co jeszcze oprócz powyższego... ah no strasznie mnie korci na testowanie. Wiem ze nie powinnam, sama doradzam na forum dziewczynom ze nie ma sensu testować przed terminem @, no ale korci! Patrząc na mój wykres temperatur, jeżeli doszło do zagnieżdżenia to stało się to w 4dpo czyli 6 dni temu. Oznacza to ze test miałby szanse juz wyjsć pozytywny, ale z drugiej storny boje się pozytywu po zastrzyku Ovitrelle. Niby hcg 11 dni po zastrzyku nie powinno juz byc, ale co jeśli jest, zrobię test, wyjdzie pozytywny a potem okaże się że to fałszywka, to by było brutalne!
Muszę sie opanować i powstrzymać, juz tylko weekend przede mną a po weekendzie juz moge lecieć do kliniki na betę. Dam radę wytrzymam!

(Haha pisząc to sama nie do końca w to wierze, zobaczymy co bedzie ;) )

5 listopada 2016, 11:30

26dc, 11dpo

No i nie wytrzymałam do 8.11 i byłam na becie.

Beta - 1

Nie udało sie, czekamy na @.

7 listopada 2016, 22:32

28 dc, 13 dpo

Jutro teoretycznie powinnam iść na betę, betę która ostatecznie powie czy jestem w ciazy czy nie. Jeszcze 3 dni temu nie mogłam wytrzymać życia w niepewności i postanowiłam iść na betę przed terminem wyznaczonym przez lekarza. Beta wyszła ujemna i uznałam, ze ciazy nie ma. Ale potem zaczęło sie czytanie, gadanie i dowiedziałam sie ze zdecydowanie mogłobyc za wcześnie na badanie. W teorii. W praktyce nadal wydaje mi sie ze badanie było wiarygodne, ze ciazy nie ma chociaż nadzieja oczywiście jest. W tej chwili, na wieczór przed kolejnym badaniem krwi nie chce mi sie jutro na to badanie iść. Nie mam w ogóle, ani troche potrzeby udania sie do laboratorium. Jedyne co mnie popycha ku badaniu sa moje kochane dziewczyny z forum. Wiem ze na dzien dzisiejszy one bardziej ode mnie chcą poznać wynik mojej bety, a ze ja egoistką nie jestem to nie wiem jak im jutro powiedzieć ze nie poszłam na betę jeżeli rzeczywiście nie pójdę. Łatwiej jest czekać na cudze wyniki badań, łatwiej jest sie cieszyć i łatwiej jest sie pogodzić z porażką jeżeli sytuacja osobiście nas nie dotyczy. Wydaje mi sie, że nie chce iść jutro na betę, bo w głębi serca wiem ze wynik bedzie ujemny.
Racjonalnie wiem, że odwlekanie tego nic nie da, jeśli jestem w ciazy to jestem, jeśli nie to nie. Jednak łatwiej jest żyć dalej z lekką nadzieją i czekać na @ niż zobaczyć jutro jednoznacznie negatywny wynik i wtedy czekać na miesiączkę, która nie wiadomo kiedy przyjdzie przez Duphaston który nadal jeszcze biorę. Gdyby jednak okazało sie ze Duphaston na mnie nie wpłynął za bardzo to @ powinna przyjść najpóźniej pojutrze. Najchętniej poczekałabym do czwartku i wtedy o ile nie przyjdzie @ poszłabym na betę. Sikańcow nie chce robić, bo wiem ze każdy negatywny wynik i tak dalej bedzie dawał mi nadzieje do póki @ nie przyjdzie.

Na chwile obecna czuje spokój i podoba mi sie ten stan, negatywna beta na pewno to zaburzy. Wolę aby po prostu przyszła @

8 listopada 2016, 15:32

29 dc, 14dpo

:(

Zaczęło sie plamienie. Koniec nadziei na ten cykl, @ przyjdzie jak w zegarku mimo brania duphastonu, a to akurat jest pocieszające. Dzisiaj mam zły dzien, z mężem od wczoraj sie kłócimy, o wszystko. Jest mi przykro bo dzisiaj jest nasza 3 rocznica związku a ja w ogóle tego nie czuję i odechciało mi się jakiegokolwiek świętowania, Artur zachowuje sie paskudnie a ja nie mam zamiaru sie z nim dzisiaj użerać. Całe szczęście wyszedł juz do pracy i wroci dopiero ok 5 rano. Ogólnie mam parszywy humor i ciagle zbiera mi sie na łzy. Na codzień nie jestem płaczliwa, ale dzisiaj widocznie nadrabiam za kilka poprzednich cykli kiedy jakoś sobie radziłam z niepowodzeniami. Teraz tez nie czuję sie załamana tylko mam huśtawkę nastrojów. Nie jest to fajne uczucie.

Odebrałam dzisiaj rownież wyniki badań nasienia męża z dnia IUI i jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni.
W zapisie z przygotowań nasienia do IUI niestety nie ma szczegółowych wyników badań tak jak przy seminogramie, ale jest podana ilość plemników ruchliwych i ruchliwość postępowa. Bardzo w skrócie mówiąc w porównaniu z seminogramem zrobionym we wrześniu, ruch postępowy wzrósł z 23% do 45% co jest ogromną różnicą i bardzo dobrą wiadomością, bo normy WHO to ruch postępowy powyżej 32%. Niestety jednak w tych wynikach nie ma podziału na ruch szybki i wolny, wiec nie wiemy czy pod tym kątem cokolwiek sie zmieniło. Do tej pory największym problemem był brak ruchu szybkiego (0%), tutaj niestety nie wiemy czy to 45% ruchu postępowego to nadal tylko wolne plemniki, czy pojawiły sie rownież jakies szybkie.

Mąż oczywiście jest cały w skowronkach, ja również z jednej strony się cieszę, że terapia jaką mu zaserwowałam przynosi rezultaty, z drugiej jednak storny przeraża mnie ze wyniki nasienia są coraz lepsze a ciazy ciagle nie ma. Boję sie najbardziej niepłodności idiopatycznej czyli takiej gdzie niby wszystko jest ok a ciąży nie ma.

W nowym cyklu próbujemy ponownie IUI, to juz postanowione. Postanowiliśmy rownież, że powtórzymy w tym tygodniu seminogram, żeby zobaczyć jak się dokładnie sprawy mają. Ja tez jestem juz na jutro umówiona do ginekologa w klinice, do dr Małka aby ustalić nowy plan działania. Liczę ze powie cos konkretnego, nie chce znowu usłyszeć ze "w końcu sie uda" bo to juz 14cs a ja mam serdecznie dosyć czekania.


10 listopada 2016, 00:51

Przyszła @, 1 inseminacja oficjalnie nieudana, cykl nr 14 uważam za rozpoczęty.

Jutro napisze wiecej bo teraz wpadło mi cos do oka i zaraz sobie oko wydłubię :) dobranoc.

15 listopada 2016, 00:45

Rozpoczynamy 7dc

Jutro, a właściwie dzisiaj o 7:15 mam umówiony blabla car do Wawy. Oczywiście powinnam juz spać, ale standardowo mi sie nie chce :P

Mąż był dzisiaj na badaniu nasienia, ale po raz pierwszy w klinice w której sie leczymy od października i w której podchodzimy do IUI. Wcześniej badania robiliśmy w innej klinice i zaleta była taka ze wyniki były gotowe do odbioru juz ok 1h po oddaniu nasienia. Teraz niestety musimy czekać na wyniki aż do czwartku, ale z drugiej storny badanie było aż 75zl tańsze wiec przeżyjemy te 2-3 dni oczekiwania :)

Co do nasienia to nie spodziewam sie rewelacji. Moje przeczucie mówi mi ze znowu wzrosła ilośc, ale nie szybkość. Spodziewam sie ruchu postępowego wolnego ok 40% (we wrześniu było 23%) ale mam tez przeczucie ze nadal nie bedzie w ogóle ruchu szybkiego. Obym sie myliła. Jeżeli jednak moje przeczucia bedą słuszne to następnym krokiem bedzie ponowna wizyta u androloga. Musi byc jakaś przyczyna, dla której nie chcą one szybko pływać i oczekuje ze jakaś mądra głowa ja znajdzie.
Gdyby jednak jakimś cudem okazało sie ze pojawił sie ruch postępowy szybki to postanowiłam, ze w tym cyklu podchodzimy jeszcze raz do IUI, ale jeśli się znowu nie uda to w grudniu robimy sobie przerwę. Owu i tak zreszta wypadnie w okolicy świąt wiec myśle, ze i tak nie byłoby możliwości podejścia w tym czasie do inseminacji, ale przede wszystkim chce odpocząć, chce moc sie napić w sylwestra i bawić sie jak inni , nie martwiąc sie o to że zmarnuję pieniądze wydane na inseminacje. Jeśli plemniki zaczną szybko pływać to co ma byc to będzie, a może uda sie w końcu znowu zajść naturalnie - raz juz się przecież udało!
Nie ma co gdybać, w piątek jestem umówiona na pierwszy monitoring w tym cyklu, to bedzie 10dc i nie chce go przegapić. Nie ukrywam, że nie jest mi to na rękę bo specjalnie po to będę musiała wrócić na 1 dzien z Warszawy, zeby w sobotę znowu jechać do stolicy na baby shower mojej bratowej, która rodzi za jakies 3 tygodnie :O
Jeden plus tego monitoringu jest taki, ze mój lekarz jest tego dnia na urlopie i przyjmie mnie kto inny, jeśli nowy lekarz okaże sie fajniejszy bez wahania sie do niego przepisze, bo mój mi totanie nie lezy. Nic nie mówi, o niczym mnie nie informuje, sama muszę go ciągnąć za język - nie podoba mi sie to wiec bez wahania wymienionego na lepszy model ;) zobaczymy co będzie :)

18 listopada 2016, 00:31

10dc

Dzisiaj odebraliśmy wyniki ponownego badania nasienia.

Nie jest dobrze. Nawet nie wiem co napisać.

Zacznę od tego ze nie jestem załamana, nie poddaje sie itd nigdy sie nie poddam.
Jestem zła, jestem wkurwiona. Nie na męża. Nie wiem na co, na los? Nie wiem. Od czerwca trwa walka z wolnymi plemnikami, we wrześniu było lepiej, nie idealnie, ale lepiej. Wynik wrześniowy sprawił ze mąż nabrał wiatru w żagle i zaczął sie bardziej starać. Tak jak przez lipiec i sierpień duzo sie kłóciliśmy bo uważałam ze mogl sie bardziej starac, tak od września należał mu sie medal. A jednak cos poszło nie tak. I teraz ku naszemu największemu zdziwieniu, to nie ruchliwość jest problemem, ale nagle cos co na początku było na dobrym poziomie poszybowało w dół jak samolot z urwanym skrzydłem...
Do rzeczy :

Czerwiec : 40mln/ejakulat. 15%postępowych
Wrzesień : 140mln/ejakulat. 23%postępowych
Listopad : 350mln/ejakulat 40% postępowych

No i niby wszystko super prawda? No prawie... bo tu sie pojawia problem:

Czerwiec - morfologia 14%
Wrzesień - morfologia 9%
Listopad - morfologia 2%.................. O.o

Nie wiem, nie rozumiem, nie ogarniam. Jakim cudem przy zmianie trybu życia na lepszy, przy lepszej diecie, duzo mniejszej ilości alko, zero papierosów i solidnej suplementacji , jakim cudem morfologia tak poszybowała w dół?!
98% plemników ma nieprawidłowa budowę! Kuźwa 98% przecież to brzmi nierealnie!
Mąż sie zdołował, nie ma mnie na miejscu przy nim zeby go pocieszyć i wiem tez, ze on nawet jak ma dołka to sie nie załamał, ale i tak jest mi go cholernie szkoda,

Jutro o 11 mam wizytę w klinice na pierwszy monitoring w tym cyklu przed IUI. Biorę męża ze sobą, ciekawe co powie lekarz na tak pogarszająca sie morfologię.
Na pewno w trybie natychmiastowym zapisuję jutro męża do androloga, oczekuję kompletu badań hormonalnych i innych potrzebnych do postawienia jakiejs diagnozy. Ja chce znać przyczynę takiego stanu rzeczy, bo to nie jest normalne.

Niech to sie wreszcie skończy :( juz na prawdę wystarczająco długo to trwa... chce juz dziecko...

21 listopada 2016, 18:27

13dc

Dzisiaj rano zrobiliśmy badania krwi - cześć w szpitalu (bo taniej) część niestety w klinice bo nie dało sie w szpitalu. Pozniej byłam na monitoringu, pęcherzyk juz ładnie urósł do 18,7mm i pojutrze jesteśmy umówieni na 2IUI, nie ukrywam ze nie robię sobie żadnych nadziei. Podświadomie myśle sobie ze spróbujemy w sumie 4IUI, które sie pewnie nie powiodą potem na jakiś czas odpuścimy i albo zajdę w ciaze w końcu naturalnie albo za jakiś rok zdecydujemy sie na in vitro. Jakoś nie chce mi się wierzyć, ze inaczej sie nasz los potoczy, no ale zobaczymy co bedzie to będzie.

Pierwsza nieudana IUI bardzo sprowadziła mnie na ziemię i teraz serio juz na luzie podchodzę do tematu, nawet wykresu nie chce mi sie na OF prowadzić bo nic on nowego juz nie wnosi. Mój poprzedni wykres wyglądał idealnie jak ciążowy a jednak ciazy nie było, utwierdziłam sie tylko w przekonaniu ze pomiar temp moze służyć tylko i wyłącznie do potwierdzenia owu, a na pewno nie do przewidywania ciąży. Jedyny powód dla którego jeszcze co kilka dni cos tam wpisuje jest taki, że jeśli jednak by sie udało zajść w tym cyklu w ciaźe to chciałabym to mieć jakoś tam udokumentowane , tak dla samej siebie.

Co jeszcze nowego... Aha no zdecydowałam sie na zmiane lekarza w klinice. W piątek mieliśmy pierwsza wizytę u dr Sroki i moze nie powalił mnie na kolana, ale zrobił na pewno lepsze wrażenie niż Małek. Przede wszystkim sam z siebie mówi co widzi na monitorze usg, nie muszę go ciągnąć za język i o wszystko pytać a to juz duży plus. Dzisiaj znowu u niego byłam i widać ze troche jest zaskoczony ze do tej pory leczyłam sie u Małka a teraz przeszłam do niego. Moze myśli sobie ze skoro pierwsza IUI sie nie powiodła to zwalam za to winę na Małka i szukam przez to innego lekarza, ale zupełnie nie o to chodzi. Oczywiście nie zamierzam sie mu tłumaczyć dlaczego sie do neigo przepisałam bo ani ja nie mam na to ochoty ani nie uważam abym musiała.
Mam tez wrażenie ze Sroka troche sie dziwi czemu w ogóle podchodzimy do IUI, tylko czemu tu sie dziwić? Brak jakiegokolwiek ruchu szybkiego i 2% morfologii to chyba nie sa dobre wyniki. 14cs w tym jedno poronienie rownież dobrze nie wróży.
Sroka zapytał mnie tez czym stymulowałam cykl, powiedziałam ze niczym bo ja teoretycznie jestem zdrowa, on na to odpowiedział ze no ok, ale inseminacja ma większy sens przy cyklu stymulowanym. Powiedziałam ze pytałam o to Małka i on stwierdził ze nie widzi powodu aby stymulować cykl i na to Sroka juz nic nie powiedział, nie dziwie mu sie bo co miał powiedzieć... Jedno jest pewne, do 3IUI podchodzę na cyklu stymulowanym CLO.

Jutro rano jadę odebrać wyniki badań tych ze szpitala w tym AMH, na wyniki badań z kliniki trzeba bedzie poczekać nawet do 3 tyg O.o masakra, nie dość ze 2 razy drożej to 1000 razy dłużej :P tak czy owak dla mnie najważniejsze w tej chwili jest AMH wiec cieszę sie ze dowiem sie juz jutro co sie tam kryje :)

Tak sobie teraz myśle ze jak zebrać do kupy wszystkie te pieniądze wydane juz od września na badania i inseminacje to mielibyśmy zajebiste wakacje :/ dzisiaj w szpitalu i klinice wydaliśmy w sumie 900 zł na badania i mój monitoring... za 2 dni kolejne 900 zł na IUI i tak kuźwa praktycznie co miesiąc..

22 listopada 2016, 21:14

14dc

Sa wyniki naszych morfologii, mojego AMH i wit D3 oraz hormonów męża : PRL, TSH, FSH i testosteron.

Wyniki męża wszystkie w normie poza minimalnie podwyższona prolaktyną. Norma jest od 4 do 15, a on ma 15,5 wiec biorąc pod uwagę ze reszta hormonów jest w normie chyba nie ma sie czym przejmować.

Moje AMH wyglada na idealne bo norma jest od 1,2 do 9 a moje wynosi 6, chociaż oczywiście nie znam sie na tym wiec zobaczymy co lekarz jutro powie :)
Wit D3 o dziwo tez w normie, słyszałam i czytałam ze większość społeczeństwa ma niedobór tej witaminy wiec to miła wiadomość :)

W naszych morfologiach oboje mamy identyczne odchylenia. Oboje mamy odbrobine za niskie granulocyty obojętnochłonne i odsetek granulocytow. Wynik jest delikatnie poniżej normy zarówno u mnie jak i u męża wiec pewnie to nic złego, ale tez pokaże to jutro lekarzowi.

No a tak w ogóle to jutro idziemy na 2IUI wiec trzymamy kciuki :)
Zastrzyk z ovitrelle zrobiłam dzisiaj rano o 7 czyli 28h przed planowana inseminacją. Lekarz kazał go zrobić wczoraj wieczorem o 23 ale bałam sie ze pęcherzyk za wcześnie pęknie i postanowiłam poczekać do rana. Wole IUI na niepeknietym pęcherzyku robić. Ciekawa jestem co jutro rano pokaże usg, czy pęcherzyk nadal bedzie tam na nas czekał :)

23 listopada 2016, 19:01

15 dc - 2IUI!

Wczoraj wieczorem przed pójściem spać poczułam okropny ból po lewej stronie podbrzusza promieniujący na lewa stronę pleców i krzyż. Początkowo nie wiedziałam co to może byc, ale pozniej przypomnialam sobie, ze podobny ból czułam juz kiedyś, dokładnie 2 miesiące temu. Szybko skojarzyłam ze wtedy ten sam ból rownież czulam w środku cyklu, ale wtedy powiązałam to z kilka dni wcześniej wykonanym HSG. Teraz nie miałam watpliwosci ze musial to byc ból okoloowulacyjny. Nie wiem skąd nagle pojawiły mi sie takie bóle podczas owu z lewego jajnika, ale niestety są i to na prawdę bardzo nieprzyjemne. 2 miesiące temu z powodu tego bólu cały dzien byłam nie do życia, na uczelni chcieli do mnie wzywać pogotowie, ale na szczęście przeleżałam to i następnego dnia samo przeszło.
Poczytałam trochę wczoraj na temat tych bóli i jak ze wszystkim nie ma jednoznaczych informacji na ten temat. Nie wiadomo czy ból występuje w momencie występowania owu (wątpię) czy przed czy po. Myśle ze wszystkie opcje sa mozliwe. Całe szczęście wczorajszy ból trwał duzo krócej niż 2 miesiące temu.

Rano po przebudzeniu po bólu nie było śladu i podeszliśmy do drugiej inseminacji. O 9 przyjechaliśmy do kliniki, mąż poszedł oddać nasionka, a ja na usg.
Na usg okazało sie ze pęcherzyk juz pękł, powiedziałam lekarzowi o bólu poprzedniego wieczoru, lekarz na usg nie widział jeszcze ciałka żółtego tylko płyn w zatoce douglasa i stwierdził ze owulacja była dopiero co więc możemy spokojnie przystępować do IUI. Cieżko powiedzieć czy owu była mniej wiecej w tym samym czasie kiedy mnie bolało czy pozniej w nocy, pozostaje mieć nadzieje ze pozneij w nocy. Wiadomo im pozniej tym lepiej :)
No nic, do poprzedniej inseminacji podchodziliśmy na niepękniętym pęcherzyku bez powodzenia, wiec teraz spróbowaliśmy innego podejścia, zobaczymy czy coś się z tego urodzi czy tez nie :P
Nasienie męża od poprzedniej inseminacji tez uległo poprawie. Na poprzedneij inseminacji podano mi 7,5 mln plemników, dzisiaj 12,5 mln wiec poprawa jest ładna :) resztę dzisiejszych wyników nasienia męża dostaniemy za kilka dni. Niestety Invimed zawsze potrzebuje kilku dni na spisanie protokołu po IUI.

Rozmawiałam tez z lekarzem o moim wyniku AMH. Niestety nie jest aż tak fajnie jak myślałam. Nadal nie do końca rozumiem o co chodzi, ale mimo ze norma jest od 1 do 9 i mój wynik to 6, to wg mojego gin wynik przekraczający 4,5 to juz wysokie AMH. Ponieważ wszystkie inne hormony mam w normie, cykle regularne i zawsze mam owulacje nie można mowić w moim przypadku o PCOS, ale lekarz powiedział ze moze to oznaczać ze nie wszytskie komórki jajowe sa dobrej jakości. W związku z tym jeżeli teraz IUI sie nie powiedzie, do następnej na pewno podejdziemy na cyklu stymulowanym CLO. Lekarz wytłumaczył mi ze w przypadku podwyższonego AMH lepiej uzyskać wiecej jajeczek i w ten sposób zwiększyć szanse na powodzenie.

Jak na razie jestem pozytywnie nastawiona do tej inseminacji. Wiadomo, nie robię sobie juz takich nadziei jak w poprzednim cyklu, ale w sumie cieszę sie ze udało nam sie zrobic IUI świeżo po owulacji bo moze okaże sie ze to bedzie nasz klucz do sukcesu :)

Nie pozostaje teraz nic innego tylko czekać do 8.12 na testowanie :)

Nie zamierzam za bardzo prowadzić wykresu w tym cyklu, chce tylko wymusić na OF zeby wyznaczyło mi prawidłowo owu a potem moze raz na kilka dni jak nie zapomnę to coś tam zanotuję. Co ma byc to będzie, na nic juz w tym momencie nie mamy wpływu :)

2IUI w skrócie:
- Zabieg 28h po ovitrelle
- pęcherzyk pęknięty - płyn w zatoce douglasa
- endo 12mm
- podano 12,5 mln plemników

1 grudnia 2016, 00:32

23dc, 8dpo

Objawów jakicholwiek brak.

Mamy wyniki przeciwciał przeciwplemnikowych - zarówno moje jak i męża UJEMNE :)

Dobranoc.

1 grudnia 2016, 23:12

23dc, 8dpo cd...

Wczorajsza radość z wyników przeciwciał przeciwplemnikowych nie trwała długo... dzisiaj otrzymałam wyniki kolejnych - ostatnich jak na razie - badań autoimmunologicznych. No i wreszcie wyszło to co od zawsze przeczuwałam, czyli ze ze mną tez jest problem.

Oto wyniki:
P-ciała przeciw osłonce przejrzystej jajnika (zona pellucida): Wynik: graniczny
STWIERDZONO obecność przeciwciał przeciw osłonce przejrzystej (zona pellucida): +/- (graniczny).
INTERPRETACJA:
Przeciwciała przeciw antygenom specyficznym dla jajnika wskazują na niepłodność o podłożu immunologicznym. Mogą występować także w pierwotnej niewydolności jajników, autoimmunologicznych poliendokrynopatiach.
Interpretacja wyniku badania uzależniona jest od całości obrazu klinicznego pacjenta.

A oto interpretacja wyniku identycznego jak mój, która znalazłam na strojenie kliniki NOVUM:
"W warunkach fizjologicznych przeciwciała skierowane przeciwko osłonce przejrzystej komórki jajowej najprawdopodobniej mogą zaburzać prawidłowy przebieg procesu zapłodnienia na etapie reakcji oocyty – plemnik; przypuszczalnie mogą także wywierać niekorzystny wpływ na próby zagnieżdżenia się zarodka w błonie śluzowej macicy. W przypadku procedur zapłodnienia pozaustrojowego niekorzystny wpływ przeciwciał skierowanych przeciwko osłonce przejrzystej oocytu jest minimalizowany poprzez prowadzenie hodowli komórkowej i zarodkowej poza płynem ustrojowym, w którym mogą znajdować się wspomniane przeciwciała. Wynik graniczny oznacza poziom na granicy normy. Bardzo trudno jest ustalić czy przeciwciała te mogą być przyczyną niepłodności."

Tak wiec chuj bombki strzelił... nie robię sobie juz żadnych nadziei związanych z 2IUI, za tydzień dostanę na bank okres. I pytanie co dalej. Ponieważ nie ma mnie chwilowo w Poznaniu - znowu jestem u rodziców w Warszawie, wysłałam maila do koordynatora medycznego w invimedzie z prośba o jakakolwiek interpretacje wyniku i z zapytaniem, czy jest sens w ogóle podchodzić jeszcze do IUI, czy mamy nastawiać sie juz na IVF...
z tego co zdążyłam wyczytać to problem moze byc zarówno na etapie połączenia sie komórki z plemnikiem jak i na etapie zagnieżdżenia, o ile ten pierwszy problem można obejść za pomocą IVF, tak z drugim juz nie bedzie tak "łatwo" ... obawiam sie ze czeka mnie leczenie ogromna ilością leków, sterydami i innymi świństwami, którymi leczy sie właśnie problemy autoimmunologiczne.

Pociesza mnie chwilowo to ze z tego co wyczytałam to w parze z tym problem powinny iść tez zaburzenia w gospodarce hormonalnej, których u mnie nie ma oraz to ze wynik jednak nie jest pozytywny a "tylko" graniczny (cokolwiek to kuzwa znaczy)
Cykle mam regularne, owulacja zawsze jest, wyniki hormonów w normie. Jedyny wynik który rownież świadczy o tym ze cos sie w tych jajnikach dzieje niedobrego to podwyższone AMH - 6,2... także nie pozostaje nic innego tylko czekać na odpowiedz na maila z kliniki i umówić sie na nieplanowana do tej pory wizytę jeszcze w tym cyklu w klinice.

A i jeszcze jedno... mój przygłupi mąż na wiadomość o moim nienajlepszym wyniku , mimo ze próbował udawać ze go to martwi tak na prawdę sie ucieszył gamoń! :P Kamień spadł mu z serca, ze to nie tylko z nim jest problem, nie jestem za to zła, rozumiem ze dla niego to ulga, ale wkurzył mnie stwierdzeniem ze moze gdyby nie "to" to jednak mielibyśmy juz dziecko... czyli generalnie chuj ze on ma nadal słabe nasienie , w jego oczach problem leży teraz chyba tylko po mojej stronie... Eh nie będę sie z nim juz o to kłóciła, ale niech lepiej uważa bo jeszcze raz cos takiego powie a bedzie awantura.

7 grudnia 2016, 18:23

29dc / 14dpo
Nie za bardzo mam wenę ani chcieć na pisanie wiec bardzo szybko :

Byłam wczoraj u lekarza, omówiliśmy moje wyniki badań i lekarz zalecił mi wlewy z intralipidu (cokolwiek to jest) pierwszy wlew mam mieć ok 10dc potem ok 6dpo i jeśli bedzie pozytywny test ciążowy to jeszcze kilka wlewow w ciazy. W sumie to na razie wiecej nie wiem. Wlewy maja wyciszyć te przeciwciała, których podobno mam bardzo mało, stad wynik graniczny. Oprócz tego w kolejnym cyklu startujemy po raz pierwszy z clo i zacznę tez pic wiesiołka, którego dostałam od bratowej. W kolejnym cyklu odpuszczamy rownież inseminacje. Po pierwsze dlatego ze nie mamy kasy na IUI, wlewy i prezenty świąteczne, po drugie dlatego ze IUI wypadłaby w okresie świątecznym wiec bez sensu. W kolejnym cyklu spróbujemy znowu naturalnie co mnie w sumie cieszy bo chętnie odpocznę od lekarzy miedzy moimi nogami ;)

Co do tego cyklu to właśnie zauważyłam na papierze różowy śluz wiec @ jak zwykle punktualnie zawita za kilka/kilkanaście godzin. Za to jedno jestem jej wdzięczna, nigdy sie nie spóźnia :) od kiedy odebrałam wyniki przeciwciał wiedziałam ze w tym cyklu sie nie uda wiec nie czuje rozczarowania ani zawodu, oczywiście do końca miałam cień nadziei na cud, ale zaskoczona nie jestem. Jest ok.

17 grudnia 2016, 22:47

17/12/2016

Nie czuje nic. Ani smutku ani żalu , na prawdę niczego. Przez przypadek zorientowałam sie ze to dzisiaj.
Znajoma na fb udostępniła post ze dzisiaj miałaby termin porodu gdyby nie poroniła. Od razu sobie uświadomiłam ze ja tez jakoś w tym terminie bym rodziła, ale nie wiedziałam który dzisiaj jest dzien miesiąca. 17/12/2016 - tak to dokładnie na dzisiaj kalendarz wyznaczył mi termin porodu zgodnie z OM.
9 miesięcy temu zaczęłam swój jedyny jak na razie zafasolkowany cykl. 8 miesięcy temu ten cykl sie zakończył i rozpoczął sie kolejny. 16/04/2016 poroniłam.
W Boga nie wierze, ale wierze ze nic nie dzieje sie bez przyczyny. Jakiż to zbieg okoliczności, ze akurat dzisiaj mojej znajomej przypadał tak samo termin porodu jej aniołka. Gdyby nie ten jej post to na pewno nie zorientowalabym sie ze to właśnie dzisiaj.
Serio nie czuje smutku, nie czuje żalu, nie czuje niczego.
es82ev.jpg
2hxmxjn.jpg
Mam parszywy humor bo właśnie pokłóciłam sie z mężem, ale kłótnia nie miała nic wspólnego z poronieniem.
Wiem ze faceci są różni, jedny romantyczni inni nie, jedny empatyczni inni nie, jedni bardziej rozumieją kobiety i ich potrzebny mniej... Często odnoszę wrażenie ze mój znajduje sie gdzieś po środku tego wszystkiego. Często myśle sobie ze jakie to szczęście ze akurat tak sie dobraliśmy , ze akurat on na mnie trafił, bo mimo ze to on mnie często wyzywa od terrorystek i choleryczek to tak na prawdę mało która kobieta zniosłaby jego humorki i nastroje.
Ja nie moge np liczyć na współczucie, empatię czy słowa pocieszenia dzisiaj ze storny męża jeśli chodzi o poronienie. Nie potrzebuje tego wiec nie ma problemu, ale z drugiej storny myśle sobie ze co by było gdybym była tak jak wiele innych dziewczyn, które bardzo cieżko znoszą stratę. Czy to jest tak ze on podświadomie zna mnie na tyle dobrze i wie ze ja tego nie potrzebuję? Czy gdybym była bardziej wrażliwa to i on byłby bardziej empatyczny? Czy po prostu szczęście i los sprawiły ze sie spotkaliśmy i związaliśmy.
Awantura była okropna, nie pierwsza taka. Nie jesteśmy jednym z tych małżeństw, które nigdy sie nie kłócą i pierdza serduszkami na swój widok. Ogólnie uważam ze dobraliśmy sie dobrze oboje twardo stąpamy po ziemi, oboje jesteśmy nerwusami co ma swoje wady i zalety :) a przede wszystkim cholernie sie kochamy. Pochodzimy jednak z innych środowisk. Ja z wykształconej zamożnej rodziny z dużego miasta, on z biednej prostej rodziny ze wsi. Ja miałam zawsze wszystko, on nie miał niczego. Takie sytuacje sa łatwiejsze kiedy sytuacja jest odwrotna - ona biedna on zamożny. Oczywiście ja nie jestem zamożna - moi rodzice są, ale wiadomo ze juz mnie nie utrzymują, start w życie jednak mi/nam zapewnili. Mąż od swoich rodziców nie dostał w życiu NIC, nawet wsparcia. Wiecznie wszystko krytykują i sa na nie. No cóż przyzwyczailiśmy sie.
Cieżko mi nawet określić o co sie teraz pokłóciliśmy, zaczęło sie od normalnej rozmowy o polityce o tym co pisiury odwalają , przeszliśmy do rozmowy o "pincet plus" i jakie to żałosne ze ludzie dla kilku złotówek sie sprzedają i do tego momentu bylismy zgodni. Potem jednak im dalej rozmowa szła zaczęły wychodzić na wierzch kompleksy męża, ze inni maja łatwiej bo im rodzina pomaga, bo mieli duzo szczęścia, fartu itd. Ze on jest pracowity chciałby wiele osiągnąć itd ale życie nie daje mu takich możliwości. Problem mojego męża jest taki ze jemu wiecznie jest mało. Nie ważne ile zarobi i tak bedzie potrzebował wiecej. Jasne milionów nie zarabiamy, ale zdecydowanie wystarczająco zeby żyć i odłożyć pare groszy miesięcznie i aby moc sobie pozwolić na fajne wakacje. Nie potrafię z nm o tym rozmawiać bo każda rozmowa na ten temat kończy sie kłótnią bo przecież ja wg neigo gowno wiem bo nigdy nie byłam biedna... i weź tu z takim rozmawiaj.
Jakiś czas temu miałam pomysł na biznes, mąż go popierał mówił od początków ze milionów nie zarobię ale ze lepsze to niż u kogos za dwa tysie pracować. Pomysł nie wypalił, tata go nie poparł a bez jego pomocy nie ma możliwości tego zrealizować. I teraz nagle mąż wypala mi w kłótni ze on od początku uważał ze pomysł jest żałosny, fatalny, mój ojciec miał racje itd. OK ja to wiem, ale sposób w jaki mi to wykrzyczał był straszny i w ogóle nie wiem po co powracał do tego tematu skoro sprawa jest zamknięta i ja juz o tym nie myśle. Od słowa do słowa wykrzyczał mi ze miał chujowy dzień o czym ja nie wiem bo mi nic nie mówi... ze wypił sobie w samochodzie sektę przed wejściem do domu i wiele innych niefajnych rzeczy. Chuj mnie strzelił. Raz ze nie powinien pic, dwa ze ewidetnie sie upił tą setką i dlatego tak nagle zaczął agresywnie reagować, a trzy ze powiedział wiele, wiele okropnych rzeczy które juz wiele razy w czasie kłótni mówił i za które zawsze potem sie kaja i przeprasza.
Kocham go i chce z nim byc juz zawsze, patrząc w przyszłość widze nas jako pare staruszków trzymająca sie za ręce. Ale sa momenty kiedy mam tego dosyć, kiedy chciałabym nie tyle co od niego odejść co raczej nigdy go nie poznać. Nigdy sie nie ustatkować, moc spakować teraz walizki i wyjechać w świat, zwiedzać, podróżować i moze gdzieś na drugim końcu świata poznać kogos z kim wiodłabym beztroskie życie. Wiadomo to takie głupie gadanie, ale czasami to wszystko mnie po prostu przytłacza. Do tego wszystkiego dochodzi problem z zajściem w ciaze. Wiem ze dziecko nie jest rozwiązaniem problemów, ale myśle ze dla mojego męża dziecko bedzie wreszcie impulsem do ogarnięcia swojego życia. Oboje pragniemy dziecka i niepowodzenia w tej sferze tez odbijają sie na innych aspektach naszego życia.
Problem mój w tym wszystkim jest taki, ze ja wiem ze jakoś to bedzie, ze wszystko sie ułoży i ja widze szklankę zawsze do połowy pełną, mój mąż niestety do połowy pustą. Ja widze nas w przyszłości z piękna rodzina w pięknym domu , on widzi jak nas nie stać na kupienie dziecku butów czy podręczników szkolnych, to wszystko sprowadza sie znowu do tego jak dorastaliśmy.
On teraz juz śpi, rano idzie na 24h do pracy na służbę i nie będziemy mieli jutro okazji na spokojnie porozmawiać, nie wiem z reszta w jakim nastroju on sie obudzi. Ja mam juz dosyć tych kłótni, ale z drugiej storny nie moge mu odpuścić tego co znowu powiedział po złości. Czy to tak wiele, ze oczekuje od mojego męża ze pewnych rzeczy nawet w największym gniewie nie powie?

Ten post napisałam dla siebie, bo potrzebowałam to z siebie wyrzucić, nie mam juz siły i ochoty obarczać tym swoich przyjaciółek, ani koleżanek na naszym forum.

19 grudnia 2016, 21:14

12dc
Zacznę od tego ze z mężem juz jest ok. Baran z niego i tyle, ale to mój baran wiec go nadal kocham ;)

Dzisiaj byłam na monitoringu i pierwszym ever wlewie z intralipidu.
Po mojej pierwszej stymulacji CLO wyniki sa zadowalające :) w lewym jajniku mam 3 pecherzyki dominujące 19mm, 20mm i jeden raczej przejrzy gigant 30mm, endo 8mm. Kupiłam juz ovitrelle i zaraz powinnam sobie zrobic zastrzyk chociaż waham sie czy nie poczekać do rana. W piątek ide na kolejny monitoring zeby zobaczyć czy pecherzyki pękły :)
Wlewy poszły całkiem sprawnie. Na starcie powiedziano mi ze potrwa to z 2-3h w zależności od tego jak duże i drożne będę miała żyły, ale uwinęłam sie z tą kroplówką w 1,5h ;) ogólnie wlewy to nic strasznego, nic sie nie czuje. Jedyny nieprzyjemny moment to standardowo zakładanie wenflonu. Pielęgniarka najpierw próbowała wkłuć się w prawa rękę, ale sie nie udało i to było delikatnie mówiąc nieprzyjemne. W lewą rękę na szczęście poszło bezproblemowo i bezbolesnie :)

Jestem pozytywnie nastawiona do tych wlewow i cieszę sie ze CLO tak ładnie zadziałało, ale nie chce sie nakręcać bo nie chce pozniej przeżyć kolejnego zawodu. Z lekarzem ustaliliśmy ze dajemy sobie 3-4 cykle z wlewami i CLO a pozniej jak sie nie uda próbujemy czegoś mocniejszego, pewnie sterydy ale na razie nie ma co gdybać.

Tymczasem ide rekordowo wcześnie spróbować spać bo o 4 muszę odebrać męża z pracy hrrr dałam sie wrobić :P rano na bank wjedzie subway w nagrodę na wczesne sniadanie :)

29 grudnia 2016, 00:23

8 dpo
Byłam dzisiaj, a właściwie wczoraj zbadać sobie progesteron, tak z ciekawości. Przejeżdżałam koło diagnostyki i nagle wpadł mi taki genialny pomysł do głowy ;) juz nawet ominąłem zjazd do laboratorium, ale cos mnie podkusiło i zawróciłam.

Wynik w systemie pojawił sie ok 19, spadłam z krzesła jak go zobaczylam, a szczękę z podłogi zbieram do teraz.
Mój wynik progesteronu w 7dpo to 112.92 nl/ml O.o
Poprzednio badałam prg jakies 2 cykle temu i wtedy wynik z tego co pamietam miałam ok 18/19. Cholernie duża różnica!
Cykle te jednak znacznie sie od siebie różnią, po pierwsze teraz miam cykl stymulowany CLO dzięki czemu wychodowalam 2 pecherzyki i w rezultacie miałam podwójna owulacje i dwa ciałka żółte. Nie znam sie na tym ale na logikę dwa ciałka żółte to dwa razy wiecej progesteronu tak? Kto to wie No ale nadal dwa razy wiecej nie daje wyniku 112... Po drugie, zastanawiam sie tez czy luteina mogła wpłynąć aż tak znacząco na wynik, ale nie sądzę bo po pierwsze zaczęłam ja brać w tym cyklu z mocnym opóźnieniem bo dopiero wczoraj i do momentu badania zdążyłam sobie w sumie zaaplikować 3 tabletki dopochwowe. Czytałam rownież w internecie ze luteina dopochwowa nie wpływa tak bardzo i tak szybko na wynik prg we krwi wiec sama nie wiem co o tym myślec. Czy powinnam sie martwić? Czy moze to zapowiedź czegoś wspaniałego? Nie chce sie nakręcać,

Jutro ide na drugi wlew z intralipidu (czy jakkolwiek sie to odmienia) jak będę w klinice spróbuje zagadać z koordynatorem medycznym i moze tam udziela mi jakiejs bezpłatnej konsultacji co do mojego szokująco wysokiego wyniku prg.

Ale byłoby wspaniałe gdyby wreszcie pojawiły sie dwie kreski na teście...

Co do objawów to tez sa obiecujące, ale znowu - staram sie zwalać to na te dwa ciałka żółte i przez nie na wysoki progesteron. Od 1dpo mam bardzo wrażliwe sutki, normalnie taka wrażliwość mijała po 1dpo a tymczasem trwa nadal, od wczoraj czyli właściwie od 6dpo zaczęły bolec mnie piersi, bez jakiejs tragedi jeszcze, ale zdecydowanie je czuje. No i zanim zaczęłam brać luteinę miałam bardzo duzo białego gęstego śluzu, który rownież zazwyczaj zanikał mi ok 4dpo. No nic objawy objawami a życie samo zweryfikuje czy znowu mój organizm aby przypadkiem nie robi mnie w przysłowiowego **uja ... :)
W pierwszej ciazy byłam pewna swoich objawów, ale od tamtego czasu przeżyłam tyle rozczarowań ze juz na nic sie nie nakręcam.

Dobranoc ;*

29 grudnia 2016, 13:12

8dpo

Leżę właśnie w klinice podłączona do kroplówki z intralipidem :)

Lekarz powiedział mi ze mam sie nie martwić wynikiem progesteronu i wszytsko jest ok, nie zalecił zmniejszenia dawki luteiny wiec juz sie nie czepiam i nie gdybam tylko czekam na rezultaty :)
1 2 3 4 5