No i po nowym roku. W tym roku sylwka spędziliśmy najlepiej jak sie dało bo podczas dwudniowego wyjazdu do Londynu takie wyjazdy są nam potrzebne, oderwanie sie od problemów, myślenia o ciazy staraniach , mąż przez cały wyjazd jak do rany przyłóż aż momentami czułam sie jakbym sie w nim na nowo zakochiwała było wspaniałe!
Wróćmy jednak do dnia przed wyjazdem, 30.12 w 9dpo postanowiłam na cito udać sie na betę zeby jeszcze przed nowym rokiem sprawdzić czy cos sie pichci. Z jednej storny juz nigdy nie nastawiam sie na ciaze bo juz za duzo niepowodzeń za mną aby byc aż tak naiwna ze moze sie nagle w końcu udać, ale z drugiej strony mój organizm od owu płata mi takie figle i daje takie objawy ze podświadomie nastawiałam sie na pozytyw. ( O moich objawach pisałam juz 2 posty wyżej ) i jaki to kubeł zimnej wody sie na mnie wylał kiedy zobaczyłam wynik b-hcg <1,2 i prg 37 (a kilka dni wcześniej było 112) ... wszystkie nadzieje odeszły. Nie było mi o dziwo nawet smutno, dni smucenia sie z niepowodzen mam juz za sobą, nie było łez nie było niczego poza ogromnym rozczarowaniem. Rozczarowałam sie bo nie rozumiem, po prostu nie rozumiem czemu znowu sie nie udało?! Warunki były idealne - podwójna owulacja, piękne dwa ciałka żółte, wlewy na te przeciwciała które przecież i tak mam na poziomie granicznym, regularne bzykanko i dobre nasionka męża... No wiec ja sie pytam, jak to jest ze znowu mimo dwóch owulacji, dwóch komórek jajowych znowu sie kurwa nie udało
Dostałam zjebke na forum od moich ukochanych przyjaciółek za betę w 9dpo, rozumiem troche ich złość na mnie, ale z drugiej storny ja nie wierze w negatywna betę w 9dpo a potem jednak ciaze. To sie nie zdarza zwłaszcza jeśli wiemy na pewno kiedy była owu. Gdyby coś sie działo, cokolwiek to wyniki wyniósłby chociaż 2 czy cos, ale u mnie wynik <1,2 to NEGATYW. Znam ten wynik, widywałam juz go
Teraz zaczęły mi sie typowe objawy na @, trądzik i mocniejszy ból piersi. Do tej pory w tym cyklu miałam od 1dpo bardzo wrażliwe sutki i to pewnie przez te dwa ciałka żółte które dały mi popalić i pozwoliły mi myślec ze jestem w ciazy, i ból piersi do tej pory był taki... dziwny. Podczas dotyku nie bolały, bolały tylko kiedy zdejmowałam stanik były takie ciężkie i wielkie, teraz jednak doszedł klasyczny ból jak na @.
No trudno. Moze kiedyś sie uda. Boje sie, panicznie sie boje ze moje komórki jajowe sa jakies wadliwe, niedorobione. Ciagle słyszę w głowie słowa lekarza na widok mojego AMH 6,2 ze "komórki jajowe mogą ale nie musza byc nienajlepszej jakości" Eh moze cos w tym jest? A moze to brak śluzu płodnego? Nie widuje u siebie nigdy typowego rozciagliwego śluzu, z drugiej jednak storny od kilku cs używamy podczas ovu żelu concieve plus wiec on teoretycznie powinien eliminować ten problem... sama juz nie wiem muszę znowu o tym porozmawiać z lekarzem na wizycie w 10 dniu kolejnego SZESNASTEGO CYKLU STARAŃ
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 lutego 2021, 11:23
No i przyszła wredna @... wcyhdozi na to ze beta która robiłam w 9dpo tak na prawdę była w 10dpo bo faza lutealna zawsze trwa u mnie 15 dni a dzisiaj wg mojego kalendarza był dopiero 14dpo. No nic, widziałam ze znowu sie nie udało, nadzieje lekka miałam do końca ale nie czułam ciazy i wiedziałam ze sie nie udało. Od jutro pierwsza tabletka CLO a za 10dni pierwszy monitoring i znowu wlewy z intralipidu.
Ogólnie coraz gorzej u nas z kasą przez te starania Wszytskie te wizyty u lekarzy, monitoringi, wlewy kosztują nas majątek. Bolą mnie pieniądze które zmarnowaliśmy na inseminacje, to było bez sensu... Zaczęłam dzisiaj szukać drugiej pracy bo ze swojego sklepu nie jestem w stanie juz wyżyć na poziomie na jakim bym chciała. Wysłałam dzisiaj 9 aplikacji , wezmę w tej chwili każdą pracę. Postanowiłam wrócić do korzeni i większość aplikacji złożyłam na stanowisko doradca klienta. Miałam juz dosyć pracy w handlu, ale kasa nienajgorsza wiec trzeba brać co jest. Mam nadzieje ze ktoś sie odezwie na dniach. Przynajmniej będę miała mniej czasu na myślenie o ciazy. Z ostatniej pracy w handlu odeszłam jak poroniłam. Do poronienia doszło jak byłam w sobotę w pracy, jak zobaczyłam ze krwawie razu wybiegłam z salonu i pojechałam do szpitala. Juz nigdy tam nie wróciłam, nie potrafilam wrócić do koleżanek z pracy bez dziecka w brzuszku, ciąża trwała tylko 6 dni ale staraliśmy sie o nią 7 miesięcy i wszyscy o tym wiedzieli. Nie byłabym w stanie znieść politowania i smutnych min wiec po tygodniu pojechałam tylko złożyć wypowiedzenie. Teraz w nowej pracy na pewno nikomu nie powiem o staraniach, co to to nie.
Oj długo mnie nie było, czy jest co opowiadać?
W tam cyklu starania pełną parą. Stawiamy na ilośc nie na jakość. Wiem ze teoretycznie najlepiej jest zalewać formę co 2 dni, ale tego juz pezakutecznie próbowaliśmy wiec w tym cyklu laliśmy codziennie co ma byc to bedzie. Cieżko jest mi juz wierzyć i nastawiać sie na powodzenie bo po tylu niepowodzeniach to tylko szaleniec liczyłby na to ze cos sie w końcu ruszy.
Na wlewy dalej chodzę, na monitoringi rownież, w tym cyklu rownież brałam CLO, owulację miałam moim zdaniem dopiero wczoraj czyli dość późno z prawego jajnika. Prawy jajnik ogólnie zawsze był słabszy wiec i na stymulację gorzej zareagował. Udało sie wychodować tylko jeden pęcherzyk, w poniedziałek miał 22mm, wtedy tez zrobiłam zastrzyk z ovitrelle wiec wczoraj podczas owu musiał mieć ok 26mm tak dużego pęcherzyka jeszcze nigdy nie wychodowalam wiec zobaczymy co z tego bedzie teraz czekam na skok temp, jeśli się nie mylę co do wczorajszej owulacji to jutro powinien on nastąpić, czekam rownież na inne objawy po-owulacyjne czyli gesty lepki sluz i bolące sutki. Wczoraj miałam silny ból owulacyjny, od 3 dni bolał mnie prawy jajnik - wczoraj najbardziej i wreszcie wczoraj szyjka powędrowała wysoko wysoko, stała sie miękka i zdecydowanie otwarta.
Odliczanie do kolejnego okresu czas zacząć.
Zaczynam sie nakręcać, w sumie to od początku cyklu mam dobre przeczucia. Zazwyczaj było tak ze byłam nakręcona w okolicy owulacji a pozneij byla tendencja spadkowa. W tym cyklu czuje dziwny spokój i nastawienie ze na prawdę moze sie udać. Oczywiście nie twierdze ze sie uda, po prostu mam jakies takie pozytywne nastawienie. Najbardziej na tym etapie lubię listy wyimaginowanych objawów a wiec:
- 1 do 3 dpo miałam trądzik , dość silny na całej twarzy ale na szczęście szybko przeszło i cerę juz mam znowu ładna
- cały czas od owu mam sporo śluzu
- od 1dpo jestem przeziębiona (to oczywiście żaden objaw ale i tak zapisze sobie jako cos innego)
- praktycznie od owulacji czuje dziwne rzeczy w podbrzuszu - nie tak jak zazwyczaj ciągniecie w jajnikach tylko takie jakby pieczenie(?) w macicy... cieżko to opisać.
- dzisiaj czyli w 8dpo czułam przez jakies 30 min skurcze macicy, nie takie silne jak miewałam podczas miesiączki, ale jednak odczuwalne
- codziennie sprawdzam szyjkę i do dzisiaj była tak jak zawsze na tym etapie cyklu średnio/niska a dzisiaj spieprzyla do góry i jest średnio-wysoko twarda i zamknięta, w środku duuuzo śluzu
- cycki nic a nic nie bolą, zero bólu sutków i piersi
- dzisiaj kręci mi sie troche w głowie jak chodzę po mieszkaniu, dziwne uczucie ale moze to po prostu zmęczenie(?)
Aha i najważniejsze... To wprawdzie nie objawy, ale cos innego w tym cyklu w porównaniu do poprzednich. Miałam owulacje z wyjątkowo dużego jak na siebie pęcherzyka. Podałam sobie ovitrelle w poniedziałek w 13dc przy pęcherzyku 22mm, owulacja nastąpiła dopiero popołudniu w 15dc wiec pęcherzyk musiał mieć ok 26mm do tego w tym cyklu bzykalismy sie jak króliczki, codziennie przez kilka dni, a w dniu owu aż 2 razy. Wiem wiem niby lepiej co 2-3 dni, ale tego juz próbowaliśmy i nie zadziałało wiec teraz zwiększyliśmy częstotliwość co ma byc to będzie
Na razie to chyba tyle... na prawdę byłoby spoko gdyby wreszcie sie udało.
Ps. Gdyby udalo sie w tym cyklu to termin porodu miałabym w urodziny męża brzmi sponio
Dawno nic nie pisałam i już od dłuższego czasu zbieram się do tego wpisu, a teraz korzystając z wolnego czasu który mam siedząc u mechanika napiszę pare słów.
Wpis zaczęłam inaczej niż zwykle, zawsze pisałam który mam dc ewentualne który dpo, tym razem tylko informacja o cyklu starań, dlaczego? A No dlatego ze najnormalniej w świecie nie mam pojęcia który mam dzisiaj dc, ogólnie bardzo łatwo to policzyć ale najnormalniej w świecie nie chce tego wiedzieć. Nie wiem kiedy miałam owulacje, tzn wiem ze ją miałam bo mimo szczerych chęci nie obserwowania cyklu pewnych rzeczy po prostu nie da się przegapić, ale tak jak pisze na prawdę nie wiem dokładnie kiedy owu wystąpiła i strasznie mi z tą niewiedzą dobrze
Po porażce w ostatnim cyklu miarka się przebrała, mój organizm na prawdę spłatał mi figla i na prawdę byłam prawie pewna ze się udało, no ale niestety negatywny test ciążowy i okres wyprowadziły mnie z tego przykrego błędu. Nie będę tu pisała o objawach jakie mi towarzyszyły bo było ich na prawdę sporo, ale teraz już wiem ze wynikały one z tego ze dzięki CLO wychodowalam rekordowo duży pęcherzyk z którego miałam owu wiec i ciałko żółte było solidniejsze i produkowało więcej progesteronu - stad wszystkie objawy.
Tak czy owak, nasze STARANIA w dosłownym tego słowa znaczeniu chwilowo dobiegły końca. Koniec z obserwacja cyklu, prowadzeniem wykresu, mierzeniem temp, zapisywaniem objawów, badaniem szyjki. Koniec z monitoringami, wizytami u lekarzy, wylewami, lekami i innymi świństwami. Czuje się WOLNA.
Żeby była jasność, nie zrezygnowałam z posiadania dziecka i nigdy nie zrezygnuję, nie zaczęliśmy się zabezpieczać i jak się uda to będziemy najszczęśliwsi na świecie, ale na razie po prostu potrzebujemy odpocząć od tego morderczego wyścigu po dziecko i wrócić do normalnego życia.
Chciałabym moc każdej staraczce tu na Ovu doradzić to samo, ale wiem doskonale ze to tak nie działa. Do takiego odpuszczenia trzeba samemu dojrzeć, trzeba to po prostu poczuć. Oczywiście zdaje sobie sprawę że inaczej do starań podchodzą osoby po 35r.ż. a inaczej młodsze. Ja jednak mam jeszcze trochę czasu przed sobą, mam "dopiero" 26 lat wiec nawet jeśli zrezygnuje ze starań na rok to sądzę ze nic się nie stanie. Rezerwę jajnikową w końcu zbadałam i mam ją całkiem sporą, wiec nie muszę się martwić ze źródełko niedługo uschnie
Kolejna rzeczą która pomogła mi podjąć taka a nie inna decyzję, była możliwość realizowania teraz swoich innych marzeń. Od czasu keidy podjęliśmy decyzje o dziecku inne marzenia poszły gdzieś w odstawke, życie zawodowe kariera były na dalekim drugim miejscu. Plan był super - koniec studiów, od razu ciąża, macierzyński, kolejna ciąża znowu macierzynski i dopiero powrót do pracy. Byłam pewna ze przez taki czas wpadnę na to co chce w życiu robić. No i czas sobie leciał, trochę pracowałam, trochę nie, a ciąży jak nie było tak nie ma. Pomysłów na karierę brak, a nawet jeśli chciałam podjąć stałą pracę to nie wiedziałam jak miałabym to pogodzić z leczeniem, wylewami, monitoringami itd.
Decyzja o zaprzestaniu starań była zbawienna. Już sama w sobie dała mi powera do działania.
Jeszcze w styczniu kiedy nadal liczyłam na ciąże podjęłam niechętnie decyzję o znalezieniu stałej pracy. Bałam się jak to pogodzę z leczeniem, ale wyjścia nie miałam bo kasy z miesiąca na miesiąc było coraz mniej, leczenie pochłaniało za dużo pieniędzy. Chodziłam zestresowana, atmosfera w domu z mężem może nie była zła, ale na pewno tez nie rewelacyjna. Zaczęłam rozsyłać CV - wysłałam ich ze 40. Z wielu miejsc powoli zaczęli dzwonić i zapraszać mnie na rozmowy. Nie ukrywam ze żadna z tych ofert mnie nie powalała. Wszystkie traktowałam jako konieczność, No ale co zrobić nie zawsze w życiu można robić to co się chce, czasami po prostu trzeba zarabiać i tak starałam się podchodzić do sprawy. W końcu dostałam prace, w połowie stycznia przeszłam pozytywnie rekrutację do jednej z firm telekomunikacyjnych i dostałam stanowisko Specjalisty ds. Sprzedaży. Na prawdę się cieszyłam, wiedziałam ze praca będzie ciężka, ale wiedziałam ze kasa na prawdę tez bardzo dobra, firma cieszyła się dobra renomą jeśli chodzi o atmosferę w pracy wiec wszystko zaczęło się układać. Musiałam jednak czekać jeszcze 2 tygodnie do początku lutego na rozpoczęcie szkolenia. 31.01 byłam umówiona w siedzibie firmy na podpisanie umowy o pracę a 1.02 miałam rozpocząć szkolenie.
I tu nastąpił pewien nieoczekiwany obrót zdarzeń wpadła mi w oko pewna oferta pracy - pracy moich marzeń. Oh od bardzo marzyłam o takiej pracy (później napisze jaka to praca) ale jakoś zawsze bałam się spróbować, no bo przecież gdyby miało się nie udać to moje marzenia legły by w gruzach. Ale dobra, raz kozie smierć! Postanowiłam pojechać na rekrutacje. Oczywiście żebyś nie było za łatwo rekrutacja nie dość ze odbywała się z Gdańsku (ja mieszkam w Poznaniu) to jeszcze miała ona miejsce 2.02 czyli mojego drugiego dnia w nowej pracy! No po prostu kłody pod nogi. Ale dobra, podczas podpisywania umowy o prace postawiłam warunek ze 2.02 muszę mieć wolne bo mam już inne zobowiązania tego dnia z których nie mogę się wycofać i się udało, dostałam ofcjalnie wolne drugiego dnia w nowej pracy
Chyba muszę skrócić historie bo rozpisałam się jak głupia, w każdym razie pojechałam do tego Gdańska - nie było lekko 4 razy myślałam ze zrezygnuje i cofałam się do domu w końcu jednak na szczęście pojechałam - przez swoją głupotę ledwo zdążyłam na pociąg Konkurencja duża, rekrutacja 4-etapowa, już po pierwszym etapie odpadło 3/4osob. Ale mi się udało! Przeszłam wszystkie etapy i pozostało tylko czekać na telefon z informacja czy ostatecznie mnie zatrudnią. To był czwartek. Cały weekend nerwowy i w poniedziałek podczas kolejnego dnia szkolenia zadzwonił telefon - UDAŁO SIĘ! DOSTAŁAM PRACE MARZEŃ ♥️♥️♥️
Nowa praca, praca marzeń, praca która wyklucza na razie ciążę - albo ciąża , albo praca lepiej złożyć się nie mogło
Dostałam prace w jednej z lini lotniczych , będę latała , będę stewardessą
Za 1,5 tygodnia rozpoczynam 6tyg szkolenie w Gdańsku. Jejku jak się się nie mgle doczekać! Potem miesiąc przerwy w oczekiwaniu na atestację i od połowy maja zacznę latać jako pełnoprawny członek załogi
W związku z tym iż nie będziemy się na razie starać to wpisów tutaj na razie nowych nie będzie. Napisze na dniach jeszcze jedna ważna informacje , bardziej poradę medyczna i na tym będzie koniec. Żegnam się na razie, trzymam za Was wszystkie z całego serca kciuki i mam nadzieje ze jak tu wrócę to wszystkie będziecie już w ciąży a ja będę zmuszona znaleźć nowe forumowe koleżanki jedno jest jednak pewne , NA PEWNO tu wrócę Na OF codziennie zaglądam tak czy owak, jednak wykresu już nie prowadzę i w pamiętniku na razie nic więcej pisać nie będę trzymajcie się ciepło! ♥️
Jutro sikam na test - to będzie 33dc
Jest fasol z pierwszego cyklu bez starań, bez lekarzy bez niczego
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 marca 2017, 16:57
Poronienie chybione rozpoznane w 7t6d , rozwój zatrzymał się ok 6t4d.
Indukcja porodu w szpitalu i łyżeczkowanie,
Brak jakikolwiek objawów poronienia, zero bólu , plamien itd
Oddaliśmy zarodek do badań genetycznych i zawieszamy starania o dziecko na ok rok.
Zacznę w telegraficznym skrócie od tego od czego ostatnio skończyłam. No więc słuchajcie. Tak zaczęłam szkolenie, drugiego dnia szkolenia okazało się że jestem w kompletnie nieplanowanej ciąży. Trochę się cieszyłam trochę nie. Z jednej storny o ciążę staraliśmy się bardzo długo, z drugiej to na radę miała być praca moich marzeń i ciąża ją wykluczała. No ale co... Życie to życie nie wszystko da się zaplanować przerwałam szkolenie w Gdańsku, wróciłam do Poznania i po tygodniu okazało się że poroniłam - to dopiero był dramat - płacz, niedowierzanie i świadomość że zostałam i bez pracy i bez ciąży... Szpital, skrobanka i koniec.
Na szczęście w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny pracę dostałam z powrotem. Szanse na spełnienie innych marzeń, tych które po roku mogę powiedzieć odmieniły moje życie na lepsze!
Szkolenie musiałam zacząć od nowa. Znowu wyjazd do Gdańska na 5 tyg, znowu nowi ludzie, znowu wszystko od zera. Tym razem się udało! Nie było ciąży, nie było smutku, zrobiła się wiosna, była plaża i super doświadczenia szkolenie skoczyło się szybciej niż się spodziewałam, egzaminy zdane za pierwszym razem i nim się obejrzałam od czerwca zaczęłam latać jako pełnoprawna Stewka
A co w moim związku? No cóż zawsze tak samo. Męża nigdy w domu nie było, ciągle coś gdzies z kimś... Kiedyś to mnie drażniło, później się przyzwyczaiłam a teraz? "Teraz" czyli rok temu miałam to już w d...Z nową praca, nowymi ludźmi zaczęłam rozumieć że chyba jednak nie jestem szczęśliwa w swoim związku. Mąż w ogóle Mnie nie wspierał, mimo mojej pracy w bardzo wymagających warunkach i godzinach (czasami początek o 3 w nocy, czasami koniec o 3 w nocy) Artur uważał ze "przesadzam" jak byłam zmeczona... Ach szkoda gadać
Bardzo skracając historie i wprowadzając coś czego się nie spodziewacie i co powinno być wielkim wow ale dla mnie nim nie było i nie jest... Odeszlam od męża TAK! Najlepsza decyzja w moim życiu! - wreszcie zrozumialam że nigdy nie będe z Nim tak szczęśliwa jak powinnam, że nigdy nie będzie mnie wspierał tak jak powinien i że po prostu kompletnie do siebie nie pasujeny.
W tym miejscu chciałabym przeprosić jedna dziewczynę tutaj z Ovu. Pomijając wiele innych aspektów które nas poroznilo, chciałam Cię Tusia przeprosić za nie dowierzanie że Twój związek jest tak idealny jakim go zawsze rysowalas. Najnormalniej w świecie po prostu w głowie mi się to nie mieściło e można być w tak udanym związku więc automatycznie myślałam że ściemniasz... PRZEPRASZAM.
Zaraz minie rok od kiedy jestem w nowym związku, od kiedy poznałam swoją prawdziwa bratnią duszę, i od kiedy poszłam po rozum do głowy i dalam szanse na lepsze życie sobie i swojemu byłemu mężowi. Tak kochane mój były mąż Artur też jest w nowym związku i z tego co mi donaszą znajomi równiez jest bardzo szczesliwie zakochany my oczywiscie kontaktu nie utrzymujemy (on mnie nienawidzi) ale i tak mogę śmiało napisać że nastąpił happy end dla mnie i dla niego
Pisze to wszystko ponieważ chcę żebyście wiedziały ze NIGDY nie jest za późno żeby zacząć od nowa. NIGDY nie jesteście skazane na to życie które macie jeśli nie jestesxie zadowolone i WSZYSTKO zależy od Was!
Od kiedy zaczęłam nowy związek mogę z czystym sumieniem napisać że Tusia nie kłamała. MOŻNA mieć związek idealny, istnieją faceci kochani, czyli troskliwi, którzy na prawdę chcą żebys była szczęśliwa. Od roku każdego dnia czuję motyle w brzuchu, czuję szczęście C namiętność i ogromną miłość jakiej nigdy wcześniej nie czułam. Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi cieszę się że nie mam dziecka z Arturem i co więcej na prawdę na razie NIE chce dziecka. Cieszę się życiem, moim ukochanym, spędzamy każda wolna chwile razem, nigdy nie jestem sama Po prostu znalazłam to na co każda z nam zasługuje!
Aha z ważnych rzeczy - powiedziałam swojemu nowemu partnerowi (ogólnie mówię mu o wszysykkm) o problemach z zajściem w ciąze o poronieniach itd i wiecie co? Co ma być to będzie za jakieś dwa lata przestaniemy się zabezpieczać i jak będzie ciąża to będzie, jak nie to? To trudno wymyślimy coś innego. Na pewnie rzeczy nie mamy wpływu w życiu, jeśli okaże się że jestem niepłodna to cóż, tak widocznie miało być i płakanie do końca życia tego nie zmieni.
Trzymajcie się kochane mam nadzieję że wszytakie tu znajdziecie szczęście i miłość z tego co MACIE. Pamiętajcie, brak ciąży tu i teraz to nie koniec świata i nic się dzieje się bez przyczyny może jest powód dla którego ciąży jeszcze nie ma, może jest coś jeszcze w życiu co na Was czeka, może jeszcze powinnyście spędził trochę czasu z mężem sam na sam i cieszyć się życiem we dwoje zanim zaczniecie od nowa je poznawać w innych okoliczności chiński z maleństwem
Ps. Nie chcę mi się czytać co napisałam bo jest już 3:30 więc piszę od 20 min. Prawdopodobnie autokorekta walnęła tu nieźle byki ale mam nadzieję że domyślicie się co miałam na myśli tym czasem dobranoc, jutro znowu latam
Witam się z powrotem po 2,5 roku
Wróciłam tu teraz właściwie trochę przypadkiem, bo ovu postanowiło o sobie przypomnieć mailowo.
Od czego by tu zacząć. Dużo a zarazem nic się nie zmieniło w moim życiu przez ostatnie 2,5 roku. Nadal jestem w związku z moją duszą z tym że od pół roku jesteśmy już małżeństwem Nadal jestem stewardessa, tylko teraz już instruktorką i przeprowadziliśmy się do Abu Dhabi
W nawiązaniu do poprzedniego wpisu to
1. dalej utrzymuję ze idealne związki istnieją i nigdy nie jest za późno żeby zacząć od nowa. Życie jest jedno i trzeba robić wszystko by być w nim szczęśliwym. W życiu nie ma miejsca na toksyczne związku , nie zależnie czy jest to rodzic, partner czy przyjaciel. Jedynej osoby której z życia się nie można pozbyć to dziecko, cała reszta, jeśli jest toksyczna to jest do odstrzału.
2. z mężem stanowimy cudowny duet, mam partnera który mnie kocha, wspiera, który lubi spędzać ze mną czas, który dzieli moje zainteresowania i który motywuje mnie to podejmowania wyzwań życiowych. To dzięki jego motywacji i wsparciu awansowałam na wymarzona pozycje, to dzięki niemu wiem ze życie bez dzieci może być tak samo spełnione i szczęśliwe jak życie z dziećmi i nie martwię się o to co będzie w przyszłości.
3. co do mojego byłego to nie utrzymujemy ze sobą oczywiście kontraktu, ostatni raz rozmawialiśmy ze sobą jakieś 3 lata temu, aczkolwiek nazwanie tego rozmową jest oczywiście przesadą - była to kłótnia i seria wyzwisk w moim kierunku. Ale to już nie mój problem Z tego co wiem to dziewczyna z którą był po naszym rozstaniu kopnęła go w tyłek już jakieś 2 lata temu.
Wracając do teraźniejszości , postanowiliśmy z mężem ze czas zacząć myśleć o powiększeniu rodziny. Ale spokojnie, na pewno nie będzie tak jak dawniej. Żadnych starań, żadnych badań , żadnego mierzenia temp, podniesionych nóg, inseminacji, kontroli itd. Co ma być to będzie. Byłam pare miesięcy temu na rutynowej kontroli i ginekologa - taki standard - podstawowe hormony, morfologia, badania moczu, usg i cytologia. Wszystko jak to zawsze u mnie wyszło doskonale w normach.
Deycuzja o powiększeniu rodziny nie jest dla nas łatwa, nie jestem już tą samą osoba która byłam 6-4 lata temu. Kocham swoje życie takie jakim jest, kocham swojego męża, swoją pracę. W czasach przed pandemią dużo podróżowaliśmy, zwiedzamy zakamarki świata o których nigdy mi się nie śniło, często chodzimy na romantyczne kolacje itd.
Doszliśmy jednak do wniosku , że teraz jest najlepszy moment na dziecko, jeśli się uda to super, jeśli nie to nie nie dajemy sobie żadnego deadlineu, co ma być to będzie. Oczywiście w przypadku gdybym jednak zaszła w ciążę to na pewno wykonamy wszelkie możliwe badania genetyczne (moje dwa poronienia z byłym mężem były na podłoży genetycznym) i jeśli z badań wyjdą jakieś nieprawidłowosci to na pewno zdecydujemy się na aborcje - moje ciało, moje życie, moja decyzja - ***** ***
Mąż wie o wszystkich moich przejściach ze staraniami w przeszłości, wie jakie mam teraz do tego podejście i wspiera mnie w 100%.
Jeśli jest tu jeszcze ktoś kto może mnie pamiętać sprzed 4 lat, to pozdrawiam Was serdecznie, dajcie znać co u Was .
Ja w miedzy czasie zmieniam nick bo "kuchcinka" postwała od nazwiska mojego byłego.
Pozdrawiam serdecznie i do usłyszenia kiedyś tam
Tak czy inaczej, nie martwi mnie to - co ma być to będzie 😊 wszystkie wyniki badań mam dobre i zawsze miałam, nie mam żadnego wpływu na to czy zajdę w ciążę czy nie, więc nie zamierzam się tym zadręczać (i oby to się nie zmieniło 😉).
Troche martwi mnie podejście O. On się chyba trochę nakręcił na to że chcemy mieć dziecko i powiedział nawet wczoraj że jak za 3 mies nie zajdę to idzie badać nasienie 🤷♀️ wolałabym żeby się tak nie spieszył i takiej presji sobie ani nam nie narzucał ale z drugiej storny doceniam że podchodzi do sprawy poważnie i zależy mu na naszym wspólnym planie na życie.
Grzechy staraczek - ten post pisze dla siebie i nie jest on krytyką nikogo, jest ważnym przypomnieniem dla mnie gdzie byłam a gdzie jestem i gdzie chce być.
Między 2015 a 2017 rokiem długo starałam się z byłym mężem o dziecko. 17 cykli starań w tym 2 poronienia, jedno w 7cs (ciąża biochemiczna) i kolejne w 17cs (poronienie zatrzymane zakończone łyżeczkowaniem w 10tc)
Tamten, jak dla mnie, długi okres starań wspominam jako najgorszy czas w moim życiu. Miałam pełną obsesję na punkcie zająca w ciążę, ciągłe monitorowanie "objawów" - tak objawy ujęłam w cudzyslow ale do tego zaraz wrócę, ciągle mierzenie temperatury, życie ułożone pod starania, ciągle wizyty u lekarzy, i praktycznie całe dnie spędzone tu na forum.
Zbawieniem okazało się dla mnie znalezienie pracy marzeń, ironia w tym jest taka, że pracy zaczęłam szukać na pierwszym miejscu po to aby móc dalej finansować próby zachodzenia w ciążę - inseminacje, lekarzy itd. Z początku nie szukałam niczego bardzo wymagającego, lub dla mnie ambitnego - byłam gotowa przyjąć dosłownie kazda prace byle płacili jakieś tam minimum które sobie sama ustaliłam (nie była to wysoko kwota) i musiała to bym umowa o pracę, bo oczywiście w razie zajścia w ciążę chciałam żeby nalezalo mi się wsparcie finansowe. Pamiętam że przeszłam wtedy przez "naście" rozmów o pracę - od Tesco, przez firmy telekomunikacyjne po sklepy w galeriach handlowych. Kilka ofert dostałam, jedną nawet przyjęłam i rozpoczęłam szkolenie. Ale los na szczęście chciał dla mnie czegoś więcej więc w skrócie mówiąc, z nikąd pojawiła się jeszcze jedna oferta pracy i jak to mówią - the rest is history.
(Musiałam ściemnić coś w tej pracy w której szkolenie już zaczęłam żeby móc pojechać na rekrutację do tej "wymarzonej" bo ta odbywała się w Gdańsku a ja mieszkałam wtedy w Poznaniu) - ile ja miałam wtedy wątpliwości, ile niewiadomych - a co jak tę pracę dostanę, a co ze staraniami, co powiem mężowi... Itd... Praca stewardessy wykluczała na jakiś czas ciążę i tak oto dopiero teraz po 4 latach wracam do staran 🙂
Ale wrócimy do tego o czym najbardziej chciałam tu dla siebie napisać - Grzechy staraczek. Po 4 latach od ostatnich staran, od ostatniego poronienia, od odejścia od pierwszego męża i związania się z prawdziwą miłością mojego życia - wracam do gry. Podjęliśmy z mężem decyzję o dziecku - wątpliwości nadal się czasem pojawiają bo lubimy życie takie jakie mamy i trochę strach nam to zmieniać, ale jednak chcemy też być racjonalni i biorąc pod uwagę moja historie starań i mój wiek (w tym roku kończę 31 lat) to kiedyś trzeba zacząć bo później możemy żałować ze zwlekaliśmy dla swojej wygody.
Powrót tu na forum po tylu latach nie jest dla mnie łatwy, podchodzę do tego bardzo ostrożnie bo nie chce się za bardzo znowu w to "wkręcić". Czytam różne wątki, w jednym się minimalnie udzielam ale z radością dla siebie i ze smutkiem dla innych dziewczyn widzę, że pewien etap jest już dawno za mną i na pewno do tego nie wrócę. Smutno mi się czyta niektóre posty dziewczyn o ich drodze do macierzynstwa, jak smutno im jest za każdym razem jak okres przychodzi, jak obserwują swoje ciała i każde ukłucie biorą za objaw ciąży, bo sama to kiedyś robiłam i ten pamiętnik w postach sprzed kilku lat jest pewlem takich "obserwacji" i załamań kiedy objawy ciąży jednak okazywały się objawami... Niczego...
Poniżej dla samej siebie zrobiłam listę grzechów których już nigdy, przenigdy nie chce popełnić. Tutaj jeszcze bardzo ważne jest abym zaznaczyła, że cykle miałam zawsze bardzo bardzo regularne, hormony zbadane i wszystkie w normie i owulacje potwierdzone przez gina. A więc...
1. Mierzenie temperatury - skoro wiem że mam owulacje i nie mam z tym żadnego problemu to po co mierzyć temp? Żeby wstrzelić się z ♥️? Nie nie tędy droga - seks kiedy mam ochotę i najlepiej dla zdrowego związku aby był regularny i spontaniczny a nie tylko w okresie owulcji.
2. Regularne ♥️ - w nawiązaniu do punktu pierwszego - seks pod starania nie jest dobry dla mojego związku - jest wymuszony i zadaniowy i odbiera mi ważną bliskość z partnerem a po owulcji mimowolnie tego partnera odsuwalam i to było jeszcze gorsze i na pewno nie wypływalo dobrze na nasz związek (mój mąż nie powinien się czuć jak dawca spermy)
3. Obserwacja szyjki - chyba jeden z najgorszych grzechów - pchanie paluchów gdzie się nie powinno... 🤦♀️ nie bez powodu szyjka znajduje się tam gdzie jest i na pewno nie jest to zaproszenie do macania jej paluchami. Ani w okresie owulcji ani przed okresem - ostatnie czego potrzebuje to jakas infekcja a do tego, umówmy się... Ile to już osób myślało że jest w ciąży bo szyjka twarda i wysoko a tu bah przychodził okres 🤷♀️ koniec z macaniem szyjki.
4. Testy owulacyjne - osobiście nigdy nie rozbiłam i nigdy nie rozumiałam ich sensu - z tego co zawsze widziałam tu u wielu dziewczyn na forum to z tymi testami zawsze było więcej problemów niż pożytku - wieczne problemy z interpretacja, stres że może jednak owu nie ma bo test nie pokazuje (mimo że owu potwierdzone przez gina) itd - ku przestrodze dla siebie - trzymaj się swoich starych przekonań i dalej niemarnuj kasy na testy owu - bez sensu.
5. Badania na własną rękę - oj ile tego było... Potrafiłam chodzić do kilku gin na raz, czasem nawet 2 jednego dnia bo pierwszy nie mówił tego co chciałam usłyszeć. I nie nie była to sytuacja braku zaufania czy wątpliwości co do wyboru gina ale moja obsesja. Badanie progesteronu po owu? Kolejny hit... Nie nie dowiem się po poziomie progesteronu czy jestem w ciąży. Muszę odpuścić - była owu? Ok teraz życie dalej się toczy I co ma być to będzie już na nic więcej nie mam wplywu.
6. Wczesne objawy ciąży - muszę to siebie powiedzieć jasno - pierwszy, prawdziwy objaw ciąży to spóźniający się okres - wszystko inne może być tak samo objawem ciąży jak i nadchodzącej @ - ból piersi, ciągnięcie w jajnikach, macicy, lekkie plamienie między owulacja a okresem, skurcze, zmęczenie itp itd... To nie są objawy ciąży - to jest bycie kobieta i niestety burze hormonalne sprawiają że czuję się inaczej przed a inaczej po owu. Te objawy nic nie oznaczają.
7. Przedwczesne testy - ok był to mój grzech nr🥇! Czekaj Wojcinka do terminu @ i dodaj sobie jeszcze kolejne 3-4 dni i dopiero testuj! Szkoda kasy i stresu na testy przed terminem @! Ten test nic nie zmieni, jak jesteś w ciąży to jesteś, jak nie to @ i tak zaraz przyjęcie. Przestań! Kup sobie za te pieniądze coś słodkiego, kwitka, winko, jakiś kosmetyk - cokolwiek sprawi Ci radość ale nie marnuj kasy na testy.
8. Cień cienia? - znowu nawiązanie do poprzedniego punku - z czym się wiąże przedwczesny test? Z cianiami cienia i innymi przykrościami. Ah i mój ulubiony - cień który pojawia się na teście po kilku godzinach - tak w takie rzeczy chciałam wierzyć - no więc nie - nie ma nic na teście od razu? Jest "biel vizira" to znaczy że albo nie jestem w ciąży albo złamałam punkt 7 i zrobiłam test za wcześnie.
9. Czy ta kreska ciemnieje? Zrobię kolejny.... - jak już wyszedł mi pozytywny test to się kurde mam cieszyć i jak mogę to jechać na betę, a potem tę betę powtórzyć po 2 dniach. Sikanie dalej na testy i interpretowanie czy ta kreska jest ciemniejsza niż była kilka godzin wcześniej nie ma sensu. Test testowi nierówny, a jak już nie mogę pojechać na betę to powtórzę test za kilka dni ale na pewno nie za kilka godzin.
10. Mamo tato jestem w ciąży! - ok to już nie do końca grzech staraczki, ale dla mnie bardzo bolesny i ważny punkt - nigdy już nie będę się nikomu chwaliła ciążą za szybko. Teraz ustalam sobie i mężowi koniec pierwszego trymestru, badania genetyczne i jak wszystko będzie ok to mówimy rodzicom i przyjaciołom. W mojej rodzinie słowa "ok mamo, powiem Ci ale absolutnie nikomu nie mów" to standard, a później mama idzie do bratowej i mówi "Powiem Ci ale nie mów K. ze wiesz..." Itd 😂 także kocham moich rodziców bardzo i cała rodzinę, ale niekoniecznie muszą uczestniczyc w moim potencjalnym kolejnym poronieniu, zwłaszcza że mieszkamy na innym kontynencie - dowiedzą się dopiero jak będziemy wiedzieli że wszytako jest ok i na pewno wymyślę wtedy jakiś fajny sposób żeby ich o tym poinformować
Mam nadzieję że nigdy żadnego z ttch grzechów nie złamie i że nie będę musiała powracać dk tego postu, ale dla spokoju ducha cieszę się że tu jest w razie gdyby nastąpiły dla mnie gorsze dni 💛
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 maja 2021, 11:38
Nie mam za bardzo weny na ten wpis, więc będzie krotko
Po pierwszym nieudanym cyklu, mieliśmy cykl przerwy bo O. musiał lecieć na miesiąc do Francji w delegację.
Mi się udało do niego dołączyć na ostatnich 10 dni, ale było już po owu także @ przyszła bez zaskoczenia
W między czasie ja miałam też drobny zabieg (nie ginekologiczny) po którym bralam antybiotyki co wpłynęło no minimalne przedłużenie się mojego cyklu, ale nic ponad moja normę (32dni)
Zaczynamy wiem nowy cykl, nowe starania bez starań.
O. Jest już w 100% nakręcony na powiększanie rodziny więc nic tylko brać się do roboty
Z jednej strony lekko się boję niepowodzeń i tego że starania znowu będą długie i nieefektowne, ale z drugiej strony w przeciwieństwie do poprzednich starań z byłym, cieszę się na ten wspólny czas bliskości i po raz pierwszy rozumiem co ludzie mieli na myśli mówiąc że starania o dziecko dodają tego czegoś "ekstra" do seksu
Nie prowadzę jakiś większych obserwacji owulacji, swój organizm znam już na tyle że bez większego wysiłku wiem kiedy zbliża się owulacja. Stałe "objawy" u mnie to - wrażliwe sutki zaraz po owu, czasami bóle owulacyjne , ale to nie zawsze, plamienia okołoowulacyjne - właściwie na stałe zagościły w moim organizmie od kiedy przeprowadziliśmy się do Abu Dhabi, na początku były bardzo silne - wręcz lekkie krwawienia, ale teraz już na szczęście jest to tylko plamienie.
Czasami mam cykle kiedy w trakcie owulacji mam dość mało śluzu, czytałam i słyszałam ze często ten śluz jest, ale w środku i tylko na bieliznę nie wypływa , a że ja paluchów nie pcham tak gdzie się nie powinno to nie będę weryfikowała tej tezy ale brzmi ona sensownie. W tym cyklu jednak mogę wręcz powiedzieć ze mnie zalało. Tyle śluzu i to takiego książkowego płodnego to u siebie od dawna nie widziałam, aż czułam ze mi mokro . Nie wiem kiedy ten śluz dokładnie występuje czy w dniu owu czy dzień-dwa przed, w każdym razie u mnie najwiecej było go 2 dni temu i wczoraj tez jeszcze trochę, ale już bardziej wodnisty jak rozciągliwy.
No ale tak, owu owu i po owu. Teraz 2 tygodnie czekania najprawdopodobniej na następna @.
Myślę ze w ciążę kiedyś jeszcze zajdę, bo w sumie czemu nie, w dwie już zaszłam, ale czy będą one zdrowe i donoszone to już inna kwestia. Czy są szanse na ciążę w tym cyklu? Oczywiście ze tak. Kochamy się z O. regularnie przez cały miesiąc, ja mam tez ostatnio większe libido więc good for me, w ruch ruszyła tez z powrotem sexy bielizna, która zawsze sprawia ze czuje się jak 100 mln w łóżku ALE czy nastawiam się na @ czy na dwie kreski? No z doświadczenia oczywiście ze na @. Obydwie moje ciążę były raczej z zaskoczenia więc nie wyobrażam sobie ze zajdę w ciążę wtedy kiedy o tym myślę, głupie to no ale tak już w głowie mam i nic z tym nie zrobię. Nastawiona jestem znowu na długie "starania" a co będzie to będzie
No więc był piękny plan...
Wczoraj mieliśmy z O. nasza 4 rocznice związku, jest to dla mnie mega ważny dzień bo od tamtego momentu wszystko w moim życiu stało się lepsze. Odeszłam od byłego męża, zaczęłam nowe życie i stałam się prawdziwie szczęśliwą kobietą
Wczoraj wypadał 14dpo, @ przychodzi u mnie zawsze w 15dpo także ze względu na rocznice plan był taki żeby zrobić test trochę (jak na mnie ) wcześniej i w razie jakby wyszedł pozytywny to miałabym całkiem zacny prezent dla O.
ale jak to zawsze bywa- ja swoje a życie swoje. Okazało się dość w ostatniej chwili że mój O. musi lecieć na tydzień do Polski i akurat lat miał w nocy z 18 na 19 lipca . Postanowiłam nie kusić losu i nie testować wcześniej bo niezależnie od wyniku i tak bym mężowi nie powiedziała przed wylotem. Bardzo mi zależy żeby ewentualną ciążę utrzymać w tajemnicy przez rodzina do końca pierwszego trymestru i wiem ze jakbym go wsadziła w samolot z taka nowiną to biedny na pewno by nie wytrzymał i by się komuś pochwalił
Co do testowania to chyba mam po prostu traumę po białych testach i łatwiej mi czekać na @ niż oglądać biel na teście.
Test kupiłam przedwczoraj, leży i czeka ale użyje go dopiero jak będę po terminie @.
Jak na razie czuje dość mocny spokój ducha, oczywiście myślę często o tym czy mogło się w tym cyklu udać, analizuje trochę swoje "objawy" i im więcej o tym myślę tym mniej wiem Zazwyczaj (ale nie zawsze) przed @ bolą mnie piersi, w obydwu ciążach w których miałam okazje być jednym z pierwszych objawów tez był ból biustu, teraz jednak nic. Zupełnie nic - flaki jakbym była tuż po okresie Na bieliźnie susza kompletna co również nie mówi mi nic bo przed okresem u mnie na dwoje babka wrozyła - raz jest powódź raz susza. Jedyne co daje mi minimalne nadzieje na ciążę to 1. ze nadal @ nie ma , nawet najmniejszego plamienia , ale dzień jeszcze długi więc zakładam ze zaraz mnie z zaskoczenia zalej, 2. lekkie plamienie w 6dpo z dużą ilością bardzo gęstego śluzu - było to bardzo nietypowe jak na mnie , 3. mniej więcej od 8dpo czuje ciagle ciągnięcia w macicy, większe niż zazwyczaj , momentami jest to wręcz lekki ból jak miesiączkowy.
No ale tak... ja jestem już ultra pesymistka i po prostu absolutnie nie wierze ze mogłoby się nam udać w 2cs. Nie po tym wszystkim co przeszłam z byłym. A nawet jeśli jakimś cudem zobaczę jutro dwie kreski na teście to i tak odetchnę z ulga dopiero jak usłyszę bicie serca bo niestety do tego etapu w żadnej z moich 2 poprzednich ciąż nie doszłam.
2cs, 21/07/21 pozytywny test w 16dpo
Edit : 15/03/22 Maya przyszła na świat w 38+1tc
Zdrowa piękna dziewczynka 💗
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 kwietnia 2022, 13:59
Fioletowa strona jest ciężka do prowadzenia i mimo że w ciąży i później w połogu pamiętnik prowadziłam tam to teraz jak w ciąży już nie jestem ani o ciążę się nie staram (i już raczej nigdy nie będę) to pamiętnik chce kontynuować i to tutaj.
Wiele lat spędziłam na ovu i czuję się częścią tej społeczności. Paradoksalnie mając już dzieciątko na świecie czuję się troche jakby nie było tu już na mnie miejsca bo w końcu staraczką/ciężarówką już nie jestem ale mam to gdzieś - nigdzie się wybieram za dużo jest tu nadal dziewczyn które "poznałam" na przestrzeni miesięcy/lat którym kibicuje i na których "happy end" czekam prawie tak samo jak czekałam na swój który śpi właśnie koło mnie 💗🥰
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 maja 2022, 07:31
Ależ ten czas leci... 😮 mała ma już prawie 10 tygodni i z dnia na dzień jest coraz fajniejsza 🥰
Nie będę tu udawać że początki są łatwe i piękne. Jasne na pewno jest wiele mam, które potrafi się cieszyć tym leżącym noworodkiem który tylko śpi, płacze, sra i je 🤪 ale dla mnie pierwszych 4-6 tyg to było bardziej poczucie obowiązku, dużo trudnych emocji, walka z baby bluesem itd. Przeszliśmy przez ciężki drugi skok rozwojowy w trakcie którego przez 3 tygodnie księżniczki nie dało się nawet na sekundę odłożyć 🙈 ale to co nastąpiło potem wszystko wynagrodziło. Maya z dnia na dzień (dosłownie!) zaczęła pięknie zasypiać sama w dostawce, wręcz tetaz nie chce już spać na nas tylko jak jest gotowa iść spać to zaczyna grymasić i jak tylko ją odkładamy to spokojnie leży aż w końcu odpływa i usypia. Wyobraźcie sobie to szczęście kiedy po 3 tygodniach noszenia jej NON STOP, spania z małą na sobie na zmianę z mężem, ciągłego tulenia (tak tak brzmi pięknie ale serio człowiek potrzebuje chwili dla siebie) nagle można sobie kanapkę zrobić jak dziecko śpi, albo z WC skorzystać, wziac prysznic, posprzątać mieszkanie itd 😍🥴
Do tego te jeszcze piękniejsze zmiany, również z dnia na dzień Maya nagle zaczęła wydawać inne dziwięki niż tylko płacz, łapie długi fajny kontakt wzrokowy, uśmiecha się i ewidentnie jak do niej mówimy, coś jej opowiadamy czy śpiewany to jest interakcja - patrzy się w nas jak w obrazek i w trakcie rozmów odpowiada swoimi pięknymi dźwiękami, których gaworzeniem nazwać jeszcze nie można
Nabrała też umiejętności odróżniania nocy od dnia - w ciągu dnia ma tylko dużo ktorkich drzemek a noce pięknie przesypia, jej rekord to 8,5h nieprzerwanego snu ☺️
Zaczęła też mocno wymachiwać nóżkami i rączkami.
Ah mogłabym tak wymienić ale co chce napisać to to że skoki rozwojowe faktycznie istnieją i u nas jest mały książkowy egzemplarz 😉 wydaje nam się że powoluktu wkraczamy w regres przed trzecim skokiem i mimo że wiem że może nas czekać znowu kilka cięższych tygodni (a może nie? 🤷♀️) to później znowu przyjdzie masa nowych umiejętności - obecnie najabrdziej czekam żeby usłyszeć jak malutka się śmieje 🥰 uśmiech już ładnie opanowała, czas na chichot 😄💗
Last but not least - znowu mam covid 🦠 no ręce opadają - to juz w sumie moje 3 zakazenie 🤦♀️ Ostatnio miałam pozytywny test w styczniu czyli 4 meisoace temu. Byłam wtedy w 32tc, byłam kompletnie bezobjawowa ale Oskar chorował więc wiem że to nie był fałszywy pozytyw. Teraz mam lekkie obajwy, przeziębienie i tyle. Ale najabrdziej cieszę się że szczepiłam się w ciąży bo Maya teraz się ode mnie nie zaraziła więc wierzę w to że dostała te wszystkie przeciwciała w ciąży plus teraz dostaje kolejne z moim mlekiem ☺️
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 maja 2022, 08:01
Maya 4 miesiące i 2 dni
Nasza kruszynka ma już 4 miesiące! Ale ten czas zapindala 😅 malutka rozwija się pięknie - coraz ładniej chwyta w rączki zabawki, wiadomo nie jest to jeszcze bardzo kontrolowany chwyt i non stop jej wypadają ale jak na ten etap rozwoju to ładnie jej idzie dużo do nas gada, coraz częściej domagavsie głośno towarzystwa jak zostawiamy ją samą na macie, lubi jak jej czytamy wiersze i bajki, jak jej śpiewamy. Uśmiecha się najpiękniej na świecie 🥰
Nasz mały leniuszek za to kompletnie nie robi jeszcze obrotów ale ma na to czas. Jest też mocno wstrzemięźliwa w śmianiu się w głos. Do tej pory słyszałam tylko 3 razy jak się śmieje i musiałam na to mocno zapracować 😅
Jestesny też po pierwszych wspólnych wakacjach i locie samolotem. Panienka spisała się na medal! Byliśmy na Santorini w minionym tygodniu i ciągle mnie męczy depresja po urlopowa 😅🥲 dobrze ze jeszcze jutro mam wolne ale smutno mi na myśl że od jutro opiekę nad Mayą w tygodniu znowu w głównej mierze przejmie niania a ja będę musiała wziąć się na całego za pracę bo mam dużo do nadrobienia po urlopie.
Pociesza mnie to że za nie caky meisiac znowu mamy urlop i tym razem lecimy do polski - Maya spotka się z całą rodziną wreszcie - wiele osób czeka żeby ją poznać 🥰
Co do lotu samolotem to baliśmy się podróż wybije ja z jej rytmu nocnego - Maya przesypia już od dawna noce - chodzi spać ok 20 i budzi się koło 6-7 🥰👏 jako że loty mieliśmy ok 18 a ładowanie planane na 22 "baliśmy się" jak te noce przebiegną.
Jak się okazało sen dla naszej kruszynki jest najważniejszy i mimo hałasu i światła w samolocie - gadający ludzie, zapowiedzi załogi, szmery, światła zapalane i zgłaszane - Maya na obydwu lotach usnęła ok 20 na moich rękach i udawało nam się w obie strony przetransportować ją BEZ BUDZENIA z samolotu aż do łóżka w hotelu / domu 🥰 anioł nie dziecko.
Powiem jeszcze ze te wakacje bardzo mnie do Mai zbliżyły. Macierzyństwo nie jest dla mnie czymś łatwym i oczywistym pod względem uczuć. Jestem jedna z tych mam których NIE zalała fala miłości po urodzeniu się Malutkiej. Oczywiście się szyłam się że z nami jest ze jest zdrowa i piękna, miałam duże poczucie odpowiedzialności ale miłość powoli we mnie narastała i ciągle narasta. Te wspólny 5 dni na Santorini w 3 bardzo ale to bardzo dobrze na nas zrobiły jako na rodzince 😄 bardzo nie mogę się doczekać lotu do Polski a później urlopu pod koniec paziernika 💓
Kuchcinka, jaki Ty masz cudny uśmiech... te zęby :-) . Wiem, że ciężko Ci uwierzyć, że w końcu zajdziesz w ciążę, ale poczekaj jeszcze trochę :-). My staraliśmy się 4 lata, nie wierzyłam w IUI..no może w pierwszą i trochę w drugą, ale udało się . I teraz wiem, że każda z nas tu na ovu, zostanie mamusią :-)
Ale piękna z Was para! Kuchcinka czytam sobie Twoje posty i myślę sobie, jakbym czytała w swoich myślach :) w szczególności fragment o tych niedorobionych komórkach jajowych. Nie martw się, w końcu się uda! Twoje komórki na pewno nie są niedorobione. Pozdrawiam!
Ale ladna para ;) pasujecie do siebie ;) o staraniach nie napisze nic bo sama jestem w czarnej dupie i w takiej samej sytuacji jak Ty. Wszystko pieknie ladnie a tu strzal w zeby. Ta 14sta porazke przeplacilam nerwica i teraz na tym musze sie skupic... poza tym z mezem nienajlepiej sie nam uklada wiem ze te starania maja wlasnie na to wplyw i caly stres z tym zwiazany... ehh... ja chce byc dzieckiem!!!!!! Chce znow byc mala dziewczynka ktorej jedynym problemem jest wybor okladki zeszytu do szkoly ;(