Kiedy zaczynaliśmy poważnie myśleć o dziecku byliśmy niemalże przekonani, że uda nam się za pierwszym razem, bo przecież jesteśmy młodzi, zdrowi. Wokół Nas każdy ma dziecko, jeszcze przed tym, zanim zaczął myśleć o tej decyzji. Tylko nieliczni nie zaliczyli "wpadki", a i Im udało się zaraz na początku starań. Byliśmy przekonani, że tak samo będzie z nami. Jednak jak widać, myliliśmy się i to bardzo.
Drugi cykl był najgorszy. Termin spodziewanej miesiączki się przeciągał, były nudności, zmęczenie, bolące piersi, wzdęcia-objawy, które mogą świadczyć o tym, że się udało. Pierwszy test ciążowy negatywny, ale dalej brak @, więc wciąż nadzieje, że na testowanie jednak za wcześnie. A kiedy szanowna @ się pojawiła-krokodyle łzy, żal, i pretensje do samej siebie, że za mało się starałam, nie robiłam tak jak powinnam, że źle wyliczyłam i wiele, wiele innych. Kiedy już wyrzuciłam z siebie to wszystko, kiedy wydawało mi się, że już się z tym uporałam, że to była tylko taka chwila, "dół" który zaraz minie, dostałam wiadomość, że Kuzyn został Szczęśliwym Tatą. Byłam strasznie zazdrosna, wściekła, że nie dość, że nie planowali tego, że był to dla nich problem to jeszcze tego dnia, kiedy moje nadzieje legły w gruzach urodził im się synek. Dobrze, że byłam sama w domu i nikt nie widział mnie w stanie, kiedy oczy były czerwone i popuchnięte od hektolitrów łez, a w serduchu jeden wielki żal,smutek i zazdrość. Na szczęście przed powrotem M. do domu doszłam jakoś do siebie, kąpiel, makijaż potrafią zdziałać cuda.
Myślałam, że ten jeden dzień był mi potrzebny i dojdę do siebie, bo to przecież dopiero początek Starań, dopiero trzeci cykl i nie pierwszy i nie ostatni. Jednak jest zupełnie inaczej. Ciężko jest mi się z tego pozbierać bo boje się, że teraz będzie tak samo. Strach przed porażką paraliżuje mnie do tego stopnia, że panicznie się boje zacząć działać. Kiedyś rozmawialiśmy z przyjaciółmi i powiedzieli Nam, że nie ma co planować, bo tedy nigdy nie będzie tak jak chcemy. Mięli rację...
Mam nadzieję, że jutro rano się obudzę i będzie tak normalnie, tak jak kiedyś. Chcę, żeby ten strach zniknął i pozwolił mi znów zacząć wierzyć, że może się nam udać!
Samo "wygadanie" tutaj już mi trochę pomogło, czuję się lżejsza o dużo niepotrzebnych myśli.. Oby jutro okazało się lepsze!
W poniedziałek jestem umówiona do ginekologa poleconego przez koleżankę Siostry (uwielbiam te powiązania ). Żaden lekarz nie dawał jej szans na zajście w ciążę. Ktoś polecił jej tego ginekologa i ... Patryk skończył 9 miesięcy. Mam nadzieję, że chociaż on zbada mnie tak jak powinno, unormuje moje miesiączki, zrobi jakieś badania, o coś zapyta. A nie powie tylko: jesteście z mężem młodzi, do działania...
A co do tego, że jeszcze nie czas na Dzidzię..Termometr i testy owulacyjne poszły dziś w ruch. Co ma być to będzie, ale do tych czynności po miesiącu chyba się już przyzwyczaiłam:)
Okazało się, że mam jakąś paskudną infekcję, której w ogólne nie odczuwałam i to od kilku miesięcy. Wizyty u ginekologa zawsze były dla mnie świętością i zawsze regularnie chodziłam na badania. Przed rozpoczęciem starań oczywiście udałam się tam również w celu wykonania wszystkich potrzebnych badań. Mój lekarz powiedział, że jest wszystko w jak najlepszym porządku i nie widzi żadnych przeciwwskazań. Zadowoleni, pełni zapału z M. wzięliśmy się ostro do pracy. Tylko od czasu, kiedy zaczęliśmy się strać moje cykle zaczęły żyć swoimi regułami. Postanowiłam, że pójdę to zbadać, jednakże skusiłam się na lekarza poleconego przez koleżankę. Teraz jestem wściekła na siebie, że zrobiłam to dopiero teraz. Po raz pierwszy spotkałam się z tak fachowym podejściem do sprawy. Nigdy tak długo nie byłam w gabinecie lekarskim. Najpierw była długa rozmowa, później badania i przerażenie. Jednakże dr. uspokoił mnie, że jak wszystko wróci do normy to będę mogła zacząć swoje starania ponownie.
M. jest strasznie wściekły, bo poprzednio również chodziłam prywatnie, a lekarz zawsze mówił, że wszystko jest w porządku. Tu wystarczyła jedna wizyta aby zauważyć nieprawidłowości.. Cieszę się, że w końcu trafiłam na kogoś, kto mi pomoże.
Najgorsze jest w tym wszystkim to, że zmarnowaliśmy trzy miesiące, a pewnie trochę to potrwa, zanim wszystko wróci do normy
Wypadamy z obiegu i to jest dla Nas najgorsze. Nasze Maleństwo musi trochę poczekać, zanim znów zaczniemy się o nie starać. To jest strasznie nie sprawiedliwe!!! I to wszystko przez lekarza, który brał tylko pieniądze nie dając nic w zamian od siebie.. To boli, strasznie boli..
W tym miesiącu nawet nie mam odrobiny nadziei, że się uda. Przez tydzień nie mogliśmy się kochać ze względu na tabletki, które musiałam brać i pewnie była wtedy owulacja. Temperatury nie mierze, testów owulacyjnych nie robię więc znając moje szczęście pewnie tak było. W sumie dziś będę wiedziała jak to dokładnie wygląda, czy ten cykl był owulacyjny czy nie. Może zostanie rozwiązana zagadka mojego pęcherzyka "za dużego na obecny cykl i za małego na obecny"...
Zaczynam się zastanawiać czy to nie przypadkiem jakiś znak, że za wcześnie zaczęliśmy się starać, że musimy jeszcze poczekać i z niczym się nie śpieszyć..
Tak sobie myślę, że gdyby nie było W. to dopiero wtedy bym zwariowała. Tak zawsze kiedy mam chwilę zwątpienia czy załamania idę do mojej siostry, patrzę na moją siostrzenicę i wiem, że mi też się uda!! Jestem ciocią na 200% i to mi pomaga!
Przez dwa tygodnie musiałam brać jakieś tabletki dopochwowe. I muszę przyznać, że jak małolaci-nie wytrzymaliśmy i raz zaserduszkowaliśmy. Okazało się, że owulacja akurat wtedy była-potwierdzone przez temperaturę, test owulacyjny oraz doktorka. Na kolejnej wizycie doktorek powiedział, że @ przyjdzie z niedzieli na poniedziałek. Dziś jest poniedziałek.. A ja testowałam już w sobotę (ovufriend przewidziało na ten dzień @), wczoraj i jedno wielkie nicccccccccccccccccc. Nie ma szans nawet na to, żeby się udało. A @ nie ma pewnie tylko dlatego, że oddałam krew. Na forum trochę poczytałam, że u niektórych kobiet po oddaniu krwi miesiączka nie występuje i tak pewnie jest też w moim przypadku.
Najgorsze jest w tym to, że czułam się jak na @, mam wrażliwe piersi już od 7 dni, od soboty straszne mdłości, zmęczenie no i obowiązkowo! zjedzony słoik rolmopsów i wypita cała zalewa (obrzydliwe, wiem) oraz zmęczenie. Typowe objawy @ w moim przypadku. A ja jak ta głupia mam nadzieje,pomimo dwóch negatywnych testów,że się udało!!!!!
Niech ta głupia @ w końcu przyjdzie, chce zacząć nowy cykl, chcę zacząć móc działać a nie siedzieć i czekać jak taki osioł!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ale z moim M. doszliśmy, że mamy za pusto w domu i jak wszystko się dobrze ułoży to będziemy mieć pieska:) Dawno już o tym myśleliśmy, jeszcze przed tym, jak dorośliśmy do decyzji o dziecku, ale no właśnie, zawsze było jakieś ale. Dziś już wiemy, że nie ma na co czekać, na lepsze czasy, na lepszy moment. Po prostu trzeba działać.
Tak więc wrzucamy na luz, i nie myślimy o maleństwie. Poświęcamy się nauce, siostrzenicy no i jak się uda wszystko załatwić - naszemu nowemu domownikowi
Na 18:30 mam wizytę u lekarza. Trochę się jej boję i sama nie wiem dlaczego. Zestaw pytań do doktorka już wypisany w kalendarzu:) niech ten czas szybko zleci do tej wizyty!
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 października 2012, 13:51
Co się ze mną dzieje?! Przecież ja nigdy nie miałam problemów ze zdrowiem. A tu wychodzi teraz na to, że jakich badań bym nie zrobiła, to wszystkie choróbska mam. O dziecku przez jakiś czas nie mam co marzyc. Co prawda przy tabletkach które póki co biorę współżycie jest dopuszczalne, jednakże szanse na ciąże są znikome. Dziś mam kolejną wizytę, ciekawe co nowego się dowiem.
Tak więc nie robię testów owulacyjnych, nie mierze temperatury, nie obserwuje śluzu, nie robię NIC! Odpuściłam sobie totalnie wszystkie starania. Zapomniałam jeszcze wspomnieć, że po ostatnim książkowym cyklu, i tłuściutkich pęcherzykach przyszła pora na anomalia, którymi nawet doktorek jest zaskoczony.
Na prawdę to wszystko jest ponad moje siły. Nie jestem tak silna, jak myślałam i chyba się już poddałam, chociaż głośno tego nie powiedziałam.
Zaczynam marudzić jak jakaś stara babcia!!!!!
Przestałam już myśleć o ciąży, dziecku... Cały ten zapał "ciśnienie", marzenia gdzieś odeszły. W końcu zdałam sobie sprawę, że dla Nas jest to bardzo odległy temat, póki ze mną nie będzie wszystko w porządku.
Od 1 listopada jesteśmy właścicielami pieska. Dzięki temu przestaliśmy ciągle myśleć o dziecku. Mamy teraz co robić, bo Nasza sunia to straszny rozrabiaka:) Oczywiście serduszkujemy, tyle tylko,że odobywa się to wtedy, kiedy na prawdę mamy na to ochotę. Sunia zmieniła Nasze życie, nasze podejście do dziecka, nas!
Największym zaskoczeniem są moje wyniki. Wszystko zaczyna się regulować. Leki na tarczyce biorę od soboty (czekałam ponad 1,5 m-ca na wizytę u endo), a z piątkowych wyników wynika, że sama tarczyca spadła sama z siebie nie biorąc żadnych leków dużo, dużo w dół
Mój ginekolog twierdzi, że to zasługa psychiki, że na hormony duży wpływ maja psychika. I muszę się z nim zgodzić w 100%. Odkąd mamy psa czuję się dużo lepiej. Nie ma mowy, żebym przeleżała cały dzień w łóżku, bo się nie udało, bo odebrałam wyniki i są złe. Codziennie muszę wychodzić z psiunią na spacer, muszę jej poświęcać dużo uwagi. A dzięki temu moje myśli nie sprowadzają się tylko do jednego-do dziecka. Wyniki się poprawiły, była piękna owulacja (chodzę na monitoringi), miesiączkowanie jest już prawie uregulowane i ogólnie wszystko jest już lepiej
Teraz czekam aż @ przyjdzie, żeby się upewnić, że wszystko zostało już " naprawione "
Owulacja powinna być z środy na czwartek wg monitoringu. Więc jak to lekarz powiedział: nie udajemy, że głowa boli tylko działamy, działamy
W środę idziemy do lekarza. Tym razem mój mężuś idzie na tapetę Faceci to mają jednak łatwiej w życiu- w domu zrobi co ma zrobić i zawieziemy tylko cenny pojemniczek. A ja za każdym razem muszę rozkładać nogi
Dziś ostatnia wizyta u doktorka. Na 4 miesiące puścił mnie samą w świat Z cyklami wszystko już się unormowało. Dostałam recepty i mam sama obserwować swoje ciało. Od września jestem już nieźle wyuczona Mam nadzieję, że spotkamy się jednak dużo wcześniej... że się uda do tego czerwca.
Chyba przez to pisanie się rozkleiłam. Nie chyba tylko na pewno... W poczekalni do doktorka siedziała kobietka z brzuszkiem. Spoglądałam na nią z zazdrością. Tak, jak małe dziecko patrzy na inne, mające nieziemski przysmak. Musiałam się w nią wpatrywać dość często, gdyż w pewnym momencie szczerze się do mnie uśmiechnęła i pogłaskała po pięknie zaokrąglonym brzuszku. Na dodatek z gabinetu wyszła dziewczyna, która spojrzała na Nią i powiedziała, że się udało, że jest w ciąży. Ich radości nie da się opisać. Płakały ze szczęścia ciesząc się przy tym ogromnie. A ja tak siedziałam na tej poczekalni i patrzyłam na ich szczęście. Odkąd stamtąd wyszłam ciągle mam ten obraz w głowie...
Jeżeli Tam, na Górze sprawdzają moja wytrzymałość to proszę-przestańcie. Na prawdę mam już dość...
Na jakiś czas sobie odpuszczam, odpuszczamy. Jestem chyba za bardzo spięta, za bardzo chciałam żeby się udało...
marcik nie załamuj się kobietko :) każda z nas ma takie same odczucia jak przychodzi wredn @, ale głowa do góry i do działania :)
to jeszcze nic, po paru kolejnych miesiącach przyjdzie fala buntu!termometr pójdzie precz , wróci nie najlepszy i nie najzdrowszy tryb życia, przyjdzie obojętność a nawet brak chęci na dziecko, wtedy mając świadomość tego że nie pomagałaś naturze będziesz mocniej wierzyć w upragnione 2 kreski , bo przecież dałaś na luz..... i ta wreda @ i tak przyjdzie i tak, jeszcze większy żal, łzy, złość mam nadzieje że tej "fazy" nie doczekasz.