Ja w tej chwili jestem w szóstym cyklu starań o rodzeństwo dla mojego L. Tajniki Naturalnego Planowania Rodziny zgłębiam już od początku 2007 roku. Jak się okazuje, sama znajomość metody termiczno-objawowej w żadnym wypadku nie jest gwarancją szybkiego zajścia w ciążę. Starając się o pierwsze dziecko, byłam przekonana o tym, że to gwarancja i stąd moje dołki, które przeżywałam wtedy za każdym razem, gdy test pokazywał jedną kreskę. No bo jak to: mierzę temperaturę, obserwuję śluz, ba - robię testy owulacyjne, kochamy się z mężem w "najlepsze" dni, a tu nic?! Nie potrafiłam tego zrozumieć. Teraz jestem o wiele bardziej pokorna, wiem, że musi się zbiec sto czynników, żeby starania się powiodły...
Mogę też stwierdzić, że moje obecne nastawienie różni się od tego, które prezentowałam 3 lata temu. Teraz już jestem mamą, wiem, jak to smakuje, mam upragnionego potomka i nie jestem aż tak zdesperowana, aby błyskawicznie zajść w ciążę. Co ma być, to będzie...
Zwykle mam 24-26-dniowe cykle miesiączkowe. Aktualnie jestem w 16 dniu. Moje cykle są zazwyczaj w miarę regularne (skok temperatury ok. 12 dnia), ale ten jest wyjątkowo rozregulowany... Może to dlatego, że w ostatnim tygodniu czułam się trochę chora... Tuż po okresie zaczęły mi się temperatury wyższe niż zwykle, przez co nie mogłam wskazać dnia skoku. Kupiłam więc 5 testów owulacyjnych i zaczęłam je robić od 9 dnia cyklu. Niestety wszystkie były negatywne. Obawiam się, że albo mam cykl bezowulacyjny, albo przez chorobę owulacja opóźnia (opóźniła?) mi się o parę dni. Tak czy inaczej, nie ustajemy z mężem w "praktycznych staraniach" bo pamiętam, że cykl, w którym 3 lata temu zaszłam w ciążę też był taki nieregularny, testy owu też były negatywne i skok też był wyjątkowo późno. Robimy swoje i cierpliwie czekamy do dnia spodziewanej @, czyli ok. 18.10.
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 października 2012, 08:09
Między innymi z tego powodu postanowiłam wprowadzić testy owulacyjne i badanie szyjki. Wczoraj zasięgnęłam internetowej wiedzy i czuję się w miarę dokładnie wyposażona w TEORIĘ. Na pewno przyda mi się rysunek z Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Cervix_checkup_%28no_description%29.svg&filetimestamp=20080129073829. Na razie będzie to błądzenie po omacku, bo muszę dojść do tego co i jak, ale może w przyszłym cyklu obserwacje szyjki będą przydatne...
Niby staram się dystansować, podchodzić do starań ze spokojem ale... to, co się dzieje w mojej podświadomości i tak wychodzi na jaw... Na przykład w moim dzisiejszym śnie. Śniło mi się, że byłam u ginekologa (sama będąc pewna, że jestem w ciąży) żeby osądził, czy jestem w błogosławionym stanie, no i oczywiście ZONK, powiedział, że nie. To jednak prawda, co mówią - że w snach wyjdzie wszystko to, czego nie chcesz pokazać na zewnątrz.
No więc "na zewnątrz" nadal staram się nie gorączkować całą sytuacją, choć wczoraj doszłam do wniosku, że szybka ciąża jednak by się przydała - mamy zadziwiająco mało zleceń w pracy... Kto wie, może lada dzień będą zwalniać zbędnych pracowników?? Ale to tylko gdybanie. I tak dziecko samo zadecyduje, kiedy się zjawić, najlepiej więc nie planować najbliższej przyszłości pod kątem zajścia w ciążę.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 października 2012, 08:17
My jutro wyjeżdżamy w trójkę na trzy dni w góry i choć mam zamiar zabrać ze sobą mojego małego przyjaciela (czyt. termometr Microlife), mam zamiar nie marnować czasu na zastanawianie się ile to jeszcze dni zostało do końca fazy lutealnej.
A po powrocie jeszcze potencjalnie zostaną mi ok. 4 dni męczenia się z fazą lutealną, ale może nie będę się martwić na zapas
Chciałabym wylecieć na parę dni w kosmos, albo przynajmniej wybyć gdzieś, gdzie nie będzie mnie korciło przeglądanie neta i rozmyślanie nad tym, czy udało się w tym cyklu.
Teoretycznie mogłabym zastosować inne rozwiązanie: w wolnych chwilach nie wchodzić na Ovufriend ani na inne portale z informacjami na temat starań o dziecko. O tak, to oszczędziłoby mi wielu stresów. WIADOMO jednak, że to nie jest takie łatwe... Palce same wklepują na klawiaturze odpowiednie adresy internetowe. To chyba jak narkotyk...
Na razie postawiłam sobie jeden punkt graniczny: SOBOTA 20.10. Wtedy najwcześniej zrobię sobie test, jeśli oczywiście krew nie zaleje mnie wcześniej Ten cykl i tak jest dłuższy od mojego standardowego. Normalnie termin kolejnej miesiączki miałabym 17-18.10, ale przez choróbkę w pierwszej połowie cyklu chyba wszystko mi się przesunęło o parę dni. Zobaczymy.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 października 2012, 11:34
Dziś jest 19 października. Dokładnie trzy lata temu był pierwszy dzień mojej ciąży (tzn. "pierwszy dzień ostatniej miesiączki"). Datę tę dobrze pamiętam, bo przecież trzeba było ją podawać przy każdej wizycie u lekarza. Gdyby udało się w tym cyklu, między dziubasami byłyby dokładnie trzy lata różnicy Ale kto wie, jak to będzie...
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 października 2012, 07:58
Co do mojego wczorajszego wpisu - właśnie z ulgą zauważyłam, że dni płodne nie wystąpią jednak podczas naszego pobytu u teściów. Coś tam źle obliczyłam lub źle spojrzałam na kalendarz Więc nie będzie "spinki".
Dziś jest mój szósty dzień cyklu, za ok. 4-5 dni przystępujemy do działania
A poza tym to mam w planach zrobienie pysznego ponczu owocowo-sangriowego w pierwszych dniach przyszłego cyklu (jeśli on nastąpi), więc na pewno nie będzie załamki, że znów nie ma ciąży. Bo sangria czeka w lodówce i się uśmiecha
Jako że nie wierzę zbytnio w to, że doświadczę niepokalanego poczęcia (w tym cyklu mało okazji do serduszkowania - patrz wpis powyżej...), szukam już fajnego przepisu na sangrię owocową, którą mam zamiar obalić z m w pierwszym tygodniu mojego następnego cyklu. A na następne cykle obiorę nową strategię... Trzeba brac d... w troki i wziąć się do konkretnej pracy! Skoro już mierzę temperaturę, obserwuję śluz, badam szyjkę i robię testy owulacyjne, muszę zwiększyć częstotliwość serduchowania! Dotychczas byłam wierna zasadzie, że w dni płodne lepiej co dwa dni, bo jest więcej "materiału".
Ale co jeśli ten "materiał" jest taki słaby (lub jeśli mój śluz nie jest na tyle superpłodny - tzn. o konsystencji białka jaja), że nie przetrwa prawie 2 dni w moim wnętrzu..?
Dlatego wprowadzam nowość - czasem codziennie, a poza tym jeszcze dzień lub dwa dni po skoku temperatury, tak na wszelki wypadek.
Taką obrałam nową strategię.
Zobaczymy, czy się sprawdzi.
Ciekawa też jestem, czy w końcu moje cykle przestaną przypominać Tatry Wysokie... Patrzę na moje stare cykle, nawet te sprzed ponad 5 lat (zaczęłam obserwacje na początku 2007 roku) i jestem pod wrażeniem tego, jak były one czytelne! Żadnych "zębów" na wykresie, w I fazie temperatura grzeczniutko oscylująca w granicach 36.1-36.3, potem wyraźny skok i grzeczniutka oscylacja w granicach 36.6-36.8... A teraz co chwilę odnotowuję jakieś dziwne nielogiczne skoki. Doczytałam ostatnio, że wg Roetzera, aby pomiary były wiarygodne, trzeba spać prrzynajmniej 6 godzin na dobę. I tu chyba jest pies pogrzebany, bo mi często zdarza się spać 5 godzin, czasem trochę mniej. I tu kolejne postanowienie na ten cykl: chodzić spać przed 23!
Przepis na sangrię już mam: http://zielonykoperek.blox.pl/2012/07/Klasyczna-hiszpanska-sangria-urodzinowa-zguba.html, może w weekend zrobimy sobie popijawę w stylu hiszpańskim
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 listopada 2012, 07:57
No i powoli układam sobie "plan" na ten cykl. Zwykle nie trzymam się go jakoś supermocno, żebyśmy z m nie odczuli, że jesteśmy w jakimś obozie pracy, ale staramy się zamknąć w pewnych ramach.
Z "dopalaczy" tradycyjnie biorę wiesiołek, za dwa dni zacznę robić testy owulacyjne i zobaczymy, jak się sprawa pokula. Na razie nie czuję żadnej "spinki".
Pewnie to częściowo dlatego, że mam w domu już jednego brzdąca skutecznie absorbującego mój czas wolny, który mogłabym spędzać nad roztrząsaniem kwestii zajścia w ciążę.
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 listopada 2012, 14:04
Raz po raz spoglądam na mój wykres ciążowy sprzed trzech lat. Wydawało mi się, że to był cykl WYBITNIE niesprzyjający zajściu w ciążę... Tym bardziej, że w kluczowym momencie (dzień kreski owulacyjnej) miałam trzy dni suszy na polu serduszkowania. A tu - niespodzianka.
Więc tradycyjnie ani się nie nakręcam, ani nie skreślam tego cyklu. Po prostu działam.
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 stycznia 2013, 13:54
Na szczęście jest czas przedświąteczny i przynajmniej trochę czasu można spędzić na poszukiwaniu prezentów. Wezmę się za to teraz i przynajmniej oszczędzę sobie horroru szukania podarków na ostatnią chwilę...
Tak czy inaczej, moja temperatura na razie nie spada. Oby tak dalej
Paradoksalnie oddycham z "ulgą" gdy jakoś udaje mi się dokulać do dnia oczekiwanej @, bo wiem, że lada chwila skończy się ten stan zawieszenia. Ulga utrzymuje się nawet wtedy, gdy dostaję okres. Bo wiem na czym stoję, a NIENAWIDZĘ trwać w próżni.
Wczoraj na przykład dostałam okres. Teraz wiem przynajmniej, że na pewno się nie udało i że muszę sobie sporządzić nowy "plan" na ten cykl.
To był mój ósmy - a trzeci z wieloKRYTERIALNYMI obserwacjami - cykl starań. Nie mam jednak dołka. Przyjmuję to, co mam. Czekam cierpliwie, aż w końcu się uda. No i, na marginesie, nie czuję się "uprawniona" do pretensji po zaledwie paru miesiącach starań. W końcu wiele dziewczyn stara się o wieeeele dłużej niż ja - to one mają prawo do wkurzenia.
A ja jestem dopiero na początku drogi.
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 grudnia 2012, 07:20
Kiedyś - trzy lata temu - też tak się czułam.
Dziewczynki... Zawsze trzeba wierzyć, ale prawda jest taka, że lepiej jest uzbroić się w cierpliwość, przynajmniej kilkumiesięczną.
Choć podnosimy się na duchu pod wykresami i na forum, wiadomo jak jest. A jak jest? Wejdźcie sobie do galerii wykresów i bez zaznaczania żadnych kryteriów obejrzyjcie sobie ostatnio dodane wykresy.
Ja zrobiłam tak przed chwilą i cóż... z 50 wykresów były 4 (słownie cztery) ciążowe. To daje do myślenia...
Robienie dzieci wbrew pozorom nie jest takie łatwe Wszystkim nam życzę jak najszybszego zajścia w ciążę, ale dla naszego dobra musimy same przyjąć do wiadomości, że zajść jest W PYTĘ TRUDNO.
I tym "optymistycznym" akcentem rozpoczynam weekend...
Pisałam jakiś czas temu o potrzebie wyluzowania się w drugiej połowie cyklu. Ale nie miałam pojęcia, że w tym cyklu moja pamięć potraktuje te sugestię tak dosłownie!
Mianowicie wyjechaliśmy na Święta (aż do 2.01.) do teściów i... zapomniałam wziąć termometru! Nowego sobie na miejscu nie kupię, bo żeby pomiary były wiarygodne, trzeba mierzyć przez cały cykl tym samym.
24.12 spodziewałam się w końcu skoku temperatury (i tak już był opóźniony z 3 dni względem większości moich przeszłych cykli), ale nie dowiedziałam się, czy on nastąpił. Mogę się tylko domyślać... Czuję się z tą niepewnością dość niekomfortowo . I do tego dziś jeszcze zauważyłam ślady śluzu rozciągliwego... W takim razie muszę założyć, że mogę jeszcze mieć dni płodne i jutro jeszcze przyserduchujemy. A do końca roku będę pogrążona w błogiej niewiedzy...
Mam nadzieję, że za dzień, dwa przestanę się czuć jak bez ręki i zacznę w pełni korzystać z tej temperaturowej ignorancji
Z dzieciaczkiem to jednak jest fajnie... Usypiać synka nucąc "Lulajże Jezuniu" - bezcenne... Wam wszystkim życzę, żebyście jak najszybciej zaznały tego uczucia.
Na razie jeszcze mam względny luz. No bo czemu mam się stresować czymś, w co wkładam maksymalny trud, a co nie wychodzi? Ja (razem z m ) robię to, co mogę. I czekam - na razie - cierpliwie. Choć widzę wśród znajomych wysyp dzieci nr 2. Może gdzieś tam, kiedyś, coś mnie lekko ukłuło, że oni "już", a my "jeszcze" nie. Ale przecież ja nie znam ich historii. Może oni zaczęli się starać tuż po narodzinach pierwszego dziecka i też im długo zeszło..? Może też się męczyli ze staraniami? Może gdybyśmy my zaczęli się starać o drugie wcześniej, już bylibyśmy rodzicami jakiegoś małego bąbelka? Kto wie?
Więc nie przejmuję się już tym, co mają inni. Serdecznie gratuluję im potomstwa.
No i zobaczymy, co w tym cyklu przewidział dla mnie los.
Potem gładko przeszłam w temat "jak długo komórka jajowa jest zdolna do zapłodnienia".
Potem przejrzałam neta wpisując w wyszukiwarce "ile trwa kapacytacja plemników".
Jak już zebrałam te (do niczego pewnie nie przydatne!) informacje, zaczęłam je zestawiać, liczyć, podliczać, odejmować, dodawać... Aż doszłam do wniosku że na 100% przegapiłam w tym cyklu ten moment i już na pewno cykl jest stracony.
Na szczęście ten kryzys po chwili się skończył! Przywróciłam się do pionu i przypomniałam sobie, że w ludzkim organizmie NIE MOŻNA nic wyliczyć! Jakbym próbowała co cykl prowadzić takie zaawansowane kalkulacje, to bym chyba padła na głowę po trzech cyklach i wylądowała u czubków!
Najlepiej nie wchodzić w szczegóły, nie analizować takich danych, bo to tylko stresuje i szarga nerwy. Trzeba tylko bzykać się w dni płodne (i parę dni po nich, na wszelki wypadek ) i cierpliwie czekać...
Piszę to z moje punktu widzenia - osoby, która stara się od maja 2012, ale dopiero piąty cykl prowadzi szczegółowe obserwacje cyklu.
Życzę dwóch kreseczek :)
Bardzo dziękuję :)
Co drugi dzien sie kochajcie bez wzgledu na dzien cyklu :) nie rob testow owulacyjnych bo wpedzaja w depresje :) my tez staramy sie o drugie dziecko :)
Dzięki AniuP. za porady :) Na razie testy owu nie wpędzają mnie w depresję, traktuje je tylko jako drugorzędny dodatek, tak dla spokoju sumienia.
Witaj. My tez staramy sie o drugie dzieciatko, mam nadzieje, ze bedziemy sobie nawzajem kibicowac. powodzenia.