X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Projekt: drugi potomek ;-) - czyżby się udało???
Dodaj do ulubionych
1 2
WSTĘP
Projekt: drugi potomek ;-) - czyżby się udało???
O mnie: Mam 31 lat, jestem mamą 26-miesięcznego L. i żoną starszego ode mnie o dwa lata M. Mieszkam w dużym mieście, pracuję... Proza życia!
Czas starania się o dziecko: ogólnie dziesiąty cykl, a piąty cykl z superdogłębnymi obserwacjami
Moja historia: O synka staraliśmy się przez sześć cykli. Wydawało mi się wtedy, że było to AŻ sześć cykli, zważywszy, że metody naturalnego planowania rodziny miałam w małym palcu. Przeszłam to, przez co przechodzi większość dziewczyn starających się o dziecko: niecierpliwość, rozdrażnienie, rozpoznawanie u siebie objawów ciąży, które objawami ciąży nie były, rozczarowanie przy kolejnym negatywnym teście... Jakże inne jest moje nastawienie przy staraniach o drugie dziecko! Mam więcej pokory. Do starań podchodzimy z większym luzem. Nie korci mnie, żeby przed terminem spodziewanej @ robić sobie testy. Cierpliwie czekam. Jeśli po roku nam się nie uda, może zasięgniemy opinii specjalisty, wybiorę się na monitoring cyklu... Na razie robimy, co do nas należy, choć przyznam, że od tego cyklu postanowiłam ten luz nieco zmniejszyć. Zaczęłam łykać wiesiołek i robić testy owulacyjne. Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie...
Moje emocje:

8 października 2012, 08:07

Wszystkie Ovufriendki witam w moim pamiętniku! Mam nadzieję, że tu i na Waszych pamiętnikach będziemy miały okazję powymieniać się opiniami, pogadać i powspierać się w naszych staraniach.

Ja w tej chwili jestem w szóstym cyklu starań o rodzeństwo dla mojego L. Tajniki Naturalnego Planowania Rodziny zgłębiam już od początku 2007 roku. Jak się okazuje, sama znajomość metody termiczno-objawowej w żadnym wypadku nie jest gwarancją szybkiego zajścia w ciążę. Starając się o pierwsze dziecko, byłam przekonana o tym, że to gwarancja i stąd moje dołki, które przeżywałam wtedy za każdym razem, gdy test pokazywał jedną kreskę. No bo jak to: mierzę temperaturę, obserwuję śluz, ba - robię testy owulacyjne, kochamy się z mężem w "najlepsze" dni, a tu nic?! Nie potrafiłam tego zrozumieć. Teraz jestem o wiele bardziej pokorna, wiem, że musi się zbiec sto czynników, żeby starania się powiodły...
Mogę też stwierdzić, że moje obecne nastawienie różni się od tego, które prezentowałam 3 lata temu. Teraz już jestem mamą, wiem, jak to smakuje, mam upragnionego potomka i nie jestem aż tak zdesperowana, aby błyskawicznie zajść w ciążę. Co ma być, to będzie...

Zwykle mam 24-26-dniowe cykle miesiączkowe. Aktualnie jestem w 16 dniu. Moje cykle są zazwyczaj w miarę regularne (skok temperatury ok. 12 dnia), ale ten jest wyjątkowo rozregulowany... Może to dlatego, że w ostatnim tygodniu czułam się trochę chora... Tuż po okresie zaczęły mi się temperatury wyższe niż zwykle, przez co nie mogłam wskazać dnia skoku. Kupiłam więc 5 testów owulacyjnych i zaczęłam je robić od 9 dnia cyklu. Niestety wszystkie były negatywne. Obawiam się, że albo mam cykl bezowulacyjny, albo przez chorobę owulacja opóźnia (opóźniła?) mi się o parę dni. Tak czy inaczej, nie ustajemy z mężem w "praktycznych staraniach" ;-) bo pamiętam, że cykl, w którym 3 lata temu zaszłam w ciążę też był taki nieregularny, testy owu też były negatywne i skok też był wyjątkowo późno. Robimy swoje i cierpliwie czekamy do dnia spodziewanej @, czyli ok. 18.10.

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 października 2012, 08:09

9 października 2012, 07:14

Eeech, w tym cyklu pomiary temperatury mam BARDZO niepewne... L. ostatnimi czasy ma fazę przechodzenia wczesnym rankiem (5:00, 5:30) do naszego łóżka. Ja się wtedy przebudzam, znów za chwilę zasypiam, a budzik dzwoni mi o 6:00 - wtedy mierzę temperaturę. Ale czy pomiar może być wiarygodny, skoro obudziłam się de facto już pół godziny/godzinę wcześniej..? Czasem synkowi zdarzają się gorsze akcje, jak na przykład dziś w nocy, kiedy to wgramolił się do nas ok. 4:45 i już nie chciał iść spać! "Wstajemy!", wołał. Na szczęście jakimś cudem godzinę później zasnął. Ale między 4:45 a 5:45 ja oczywiście też nie spałam. I czy takie pomiary można brać pod uwagę...?
Między innymi z tego powodu postanowiłam wprowadzić testy owulacyjne i badanie szyjki. Wczoraj zasięgnęłam internetowej wiedzy i czuję się w miarę dokładnie wyposażona w TEORIĘ. Na pewno przyda mi się rysunek z Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Cervix_checkup_%28no_description%29.svg&filetimestamp=20080129073829. Na razie będzie to błądzenie po omacku, bo muszę dojść do tego co i jak, ale może w przyszłym cyklu obserwacje szyjki będą przydatne...

10 października 2012, 08:16

Wprowadziłam dziś nową temperaturę i w końcu Ovufriend w odpowiednim miejscu wyrysował grubą czerwoną krechę owulacji. Oczywiście nie ma żadnej gwarancji, że wtedy była owulacja, bo mój obecny cykl jest pokopany, ale moja potrzeba porządku została zaspokojona :)

Niby staram się dystansować, podchodzić do starań ze spokojem ale... to, co się dzieje w mojej podświadomości i tak wychodzi na jaw... Na przykład w moim dzisiejszym śnie. Śniło mi się, że byłam u ginekologa (sama będąc pewna, że jestem w ciąży) żeby osądził, czy jestem w błogosławionym stanie, no i oczywiście ZONK, powiedział, że nie. To jednak prawda, co mówią - że w snach wyjdzie wszystko to, czego nie chcesz pokazać na zewnątrz.

No więc "na zewnątrz" nadal staram się nie gorączkować całą sytuacją, choć wczoraj doszłam do wniosku, że szybka ciąża jednak by się przydała - mamy zadziwiająco mało zleceń w pracy... Kto wie, może lada dzień będą zwalniać zbędnych pracowników?? Ale to tylko gdybanie. I tak dziecko samo zadecyduje, kiedy się zjawić, najlepiej więc nie planować najbliższej przyszłości pod kątem zajścia w ciążę.

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 października 2012, 08:17

12 października 2012, 11:22

Każda z nas zna chyba uczucie NIEMIŁOSIERNEGO CIĄGNIĘCIA SIĘ fazy lutealnej... To czas, kiedy można poćwiczyć swoją odporność psychiczną i umiejętność odcięcia się od różnych niepokojących czynników. Ja na przykład odkryłam u siebie taki właśnie niepokojący objaw - niecierpliwość... Może niecierpliwość taka "włącza" mi się domyślnie po pół roku starań...? Tak czy inaczej, trochę się męczę... i wydaje mi się, że dni stoją w miejscu. Najlepszą receptą na taki czas jest oderwanie się od rzeczywistości. Najlepiej bez internetu, bez Ovufriend ;), bez siedzenia przy biurku (wtedy pokusa przeglądania internetu pod WIADOMYM kątem jest największa)...
My jutro wyjeżdżamy w trójkę na trzy dni w góry i choć mam zamiar zabrać ze sobą mojego małego przyjaciela (czyt. termometr Microlife), mam zamiar nie marnować czasu na zastanawianie się ile to jeszcze dni zostało do końca fazy lutealnej.
A po powrocie jeszcze potencjalnie zostaną mi ok. 4 dni męczenia się z fazą lutealną, ale może nie będę się martwić na zapas ;-)

16 października 2012, 11:23

No i jestem z powrotem. Weekend zleciał błyskawicznie, a teraz wróciłam... i znów czas ciągnie się jak guma do gaci... W tym cyklu mam niezły kryzys - tak jak dotychczas przyjmowałam starania ze stoickim spokojem, tak w tym cyklu jestem kłębkiem nerwów :-/ Mam nadzieję, że w kolejnym cyklu (jeśli on nastąpi) odzyskam moje opanowanie i dystans...

Chciałabym wylecieć na parę dni w kosmos, albo przynajmniej wybyć gdzieś, gdzie nie będzie mnie korciło przeglądanie neta i rozmyślanie nad tym, czy udało się w tym cyklu.
Teoretycznie mogłabym zastosować inne rozwiązanie: w wolnych chwilach nie wchodzić na Ovufriend ani na inne portale z informacjami na temat starań o dziecko. O tak, to oszczędziłoby mi wielu stresów. WIADOMO jednak, że to nie jest takie łatwe... Palce same wklepują na klawiaturze odpowiednie adresy internetowe. To chyba jak narkotyk...

Na razie postawiłam sobie jeden punkt graniczny: SOBOTA 20.10. Wtedy najwcześniej zrobię sobie test, jeśli oczywiście krew nie zaleje mnie wcześniej ;-) Ten cykl i tak jest dłuższy od mojego standardowego. Normalnie termin kolejnej miesiączki miałabym 17-18.10, ale przez choróbkę w pierwszej połowie cyklu chyba wszystko mi się przesunęło o parę dni. Zobaczymy.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 października 2012, 11:34

19 października 2012, 07:57

Dziś rano "zalała mnie krew", co rozwiało wszelkie moje wątpliwości co do tego, czy jestem w ciąży, czy nie. Trochę mi ulżyło, bo przynajmniej wiem, że mogę zacząć działać (kupiłam przed chwilą nową porcję testów owu na ten i kolejne cykle), a nie wiszę we wstrętnej niepewności. Szkoda tylko, że dni płodne wypadną mi akurat podczas naszego pobytu u teściów :-/ no ale cóż... coś TRZEBA będzie wymyślić, nie ma bata...

Dziś jest 19 października. Dokładnie trzy lata temu był pierwszy dzień mojej ciąży (tzn. "pierwszy dzień ostatniej miesiączki"). Datę tę dobrze pamiętam, bo przecież trzeba było ją podawać przy każdej wizycie u lekarza. Gdyby udało się w tym cyklu, między dziubasami byłyby dokładnie trzy lata różnicy :-) Ale kto wie, jak to będzie...

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 października 2012, 07:58

24 października 2012, 07:35

Eeech, lubię ten spokój podczas niepłodności przedowulacyjnej ;) Nie zadręczam się żadnymi myślami, tylko spokojnie czekam na parę jakże ważnych dni. Dziś idę na pocztę odebrać testy owulacyjne i jutro lub pojutrze zacznę je stosować. Wiem, że u wielu dziewczyn nie są one zbyt wiarygodne (np. nie widać kreski testowej, mimo, że owulacja wystąpiła), ale chcę mieć świadomość (zanim zacznę się umawiać na monitoringi owulacji itp.), że zrobiłam wszystko, co mogłam zrobić w warunkach domowych.
Co do mojego wczorajszego wpisu - właśnie z ulgą zauważyłam, że dni płodne nie wystąpią jednak podczas naszego pobytu u teściów. Coś tam źle obliczyłam lub źle spojrzałam na kalendarz :) Więc nie będzie "spinki".

Dziś jest mój szósty dzień cyklu, za ok. 4-5 dni przystępujemy do działania :)

26 października 2012, 07:22

Wczoraj wieczorem odebrałam z poczty testy owulacyjne. Są co najmniej DZIWNE! To są takie testy paskowe, już wcześniej z takich korzystałam. Tylko że te... są rekordowo wąskie! Z trudem mogę ująć test w palce! Szerokość testu to 1mm, max 2mm... I jak mam na takiej węziźnie odczytać wynik? No cóż, zobaczymy...

5 listopada 2012, 12:35

No i jakoś się kula... Dziś mam 5 dzień wyższych temperatur. Teoretycznie wyższych, bo są one jedynie minimalnie wyższe od tych sprzed skoku... Ale dni płodne w tym cyklu wypadły mi wyjątkowo niekorzystnie. Byliśmy na długi weekend u teściów, spaliśmy w pokoju obok nich, a do tego w naszym pokoju kimał też nasz synio. Więc okoliczności mało romantyczne ;) Pomiar temperatury też raczej do d$%#, bo w tym czasie (kluczowym dla pomiaru!) źle spałam, synek budził mnie między 4 a 5, a budzik do pomiaru miałam nastawiony na 6:00... Więc raczej nierzetelne mam pomiary z ostatnich paru dni... Teraz jesteśmy już w domu i mam nadzieję, że temperatura się ureguluje jak w końcu będę się w miarę wysypiać.

A poza tym to mam w planach zrobienie pysznego ponczu owocowo-sangriowego w pierwszych dniach przyszłego cyklu (jeśli on nastąpi), więc na pewno nie będzie załamki, że znów nie ma ciąży. Bo sangria czeka w lodówce i się uśmiecha :)

10 listopada 2012, 22:00

Dziś jest mój 10dpo, zwykle moja faza lutealna trwa ok. 12 dni.

Jako że nie wierzę zbytnio w to, że doświadczę niepokalanego poczęcia (w tym cyklu mało okazji do serduszkowania - patrz wpis powyżej...), szukam już fajnego przepisu na sangrię owocową, którą mam zamiar obalić z m w pierwszym tygodniu mojego następnego cyklu. A na następne cykle obiorę nową strategię... Trzeba brac d... w troki i wziąć się do konkretnej pracy! Skoro już mierzę temperaturę, obserwuję śluz, badam szyjkę i robię testy owulacyjne, muszę zwiększyć częstotliwość serduchowania! Dotychczas byłam wierna zasadzie, że w dni płodne lepiej co dwa dni, bo jest więcej "materiału".
Ale co jeśli ten "materiał" jest taki słaby (lub jeśli mój śluz nie jest na tyle superpłodny - tzn. o konsystencji białka jaja), że nie przetrwa prawie 2 dni w moim wnętrzu..?
Dlatego wprowadzam nowość - czasem codziennie, a poza tym jeszcze dzień lub dwa dni po skoku temperatury, tak na wszelki wypadek.

Taką obrałam nową strategię.
Zobaczymy, czy się sprawdzi.

14 listopada 2012, 07:51

Zaczęłam dziś nowy cykl, z nowymi nadziejami. Zdałam sobie też sprawę, czy tak de facto to staramy się dopiero trzeci cykl - z wszelkimi możliwymi pomiarami: temperatura, szyjka, śluz, testy owulacyjne. Niby trochę żałuję, że przez pięć pierwszych cykli starań nie analizowaliśmy tego wszystkiego tak dogłębnie, ale z drugiej strony cieszę się, że na początku wrzuciliśmy na luz. Luz się nie sprawdził - nie udało się zajść w ciążę - więc trzeba było wytaszczyć cięższy sprzęt ;)

Ciekawa też jestem, czy w końcu moje cykle przestaną przypominać Tatry Wysokie... Patrzę na moje stare cykle, nawet te sprzed ponad 5 lat (zaczęłam obserwacje na początku 2007 roku) i jestem pod wrażeniem tego, jak były one czytelne! Żadnych "zębów" na wykresie, w I fazie temperatura grzeczniutko oscylująca w granicach 36.1-36.3, potem wyraźny skok i grzeczniutka oscylacja w granicach 36.6-36.8... A teraz co chwilę odnotowuję jakieś dziwne nielogiczne skoki. Doczytałam ostatnio, że wg Roetzera, aby pomiary były wiarygodne, trzeba spać prrzynajmniej 6 godzin na dobę. I tu chyba jest pies pogrzebany, bo mi często zdarza się spać 5 godzin, czasem trochę mniej. I tu kolejne postanowienie na ten cykl: chodzić spać przed 23!

Przepis na sangrię już mam: http://zielonykoperek.blox.pl/2012/07/Klasyczna-hiszpanska-sangria-urodzinowa-zguba.html, może w weekend zrobimy sobie popijawę w stylu hiszpańskim :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 listopada 2012, 07:57

19 listopada 2012, 14:03

No i "imprezowy" weekend minął. W piątek zaliczyłam sangrię i tatara, w sobotę sushi... Czyli wszystko to, co niebrzemienne kobiety lubią najbardziej :D
No i powoli układam sobie "plan" na ten cykl. Zwykle nie trzymam się go jakoś supermocno, żebyśmy z m nie odczuli, że jesteśmy w jakimś obozie pracy, ale staramy się zamknąć w pewnych ramach.
Z "dopalaczy" tradycyjnie biorę wiesiołek, za dwa dni zacznę robić testy owulacyjne i zobaczymy, jak się sprawa pokula. Na razie nie czuję żadnej "spinki".

Pewnie to częściowo dlatego, że mam w domu już jednego brzdąca skutecznie absorbującego mój czas wolny, który mogłabym spędzać nad roztrząsaniem kwestii zajścia w ciążę.

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 listopada 2012, 14:04

28 listopada 2012, 10:17

No i tak przekroczyłam połowę cyklu. Jestem jak dziecko we mgle, ten cykl też jest średnio czytelny... Skok temperatury niewielki, dziś nagle wrócił mi śluz płodny... Krótko mówiąc - jeśli nie wiadomo co i jak, trzeba działać! Na razie przyjmuję, że nadal jestem w fazie płodnej.

Raz po raz spoglądam na mój wykres ciążowy sprzed trzech lat. Wydawało mi się, że to był cykl WYBITNIE niesprzyjający zajściu w ciążę... Tym bardziej, że w kluczowym momencie (dzień kreski owulacyjnej) miałam trzy dni suszy na polu serduszkowania. A tu - niespodzianka.

Więc tradycyjnie ani się nie nakręcam, ani nie skreślam tego cyklu. Po prostu działam.

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 stycznia 2013, 13:54

5 grudnia 2012, 07:09

Mam dziś 9 dzień fazy lutealnej (zwykle mam 12-dniowe). Tradycyjnie czas zzzwwwwooooooooolllnnnniiiiiiłłłłłłłł niemiłosiernie... Jeszcze trzy dni niepewności, ale wydaje mi się, że te trzy dni stoją w miejscu :/ Ale co zrobić. Wehikułu czasu niestety jeszcze nikt nie wymyślił.

Na szczęście jest czas przedświąteczny i przynajmniej trochę czasu można spędzić na poszukiwaniu prezentów. Wezmę się za to teraz i przynajmniej oszczędzę sobie horroru szukania podarków na ostatnią chwilę...

Tak czy inaczej, moja temperatura na razie nie spada. Oby tak dalej :)

10 grudnia 2012, 07:29

Najtrudniejsze są dla mnie 4-2 dni przed spodziewaną @. Wtedy najtrudniej jest mi się zdystansować, nie przeczesywać netu pod kątem ewentualnych pseudoobjawów i nie zgadywać, czy może się udało/nie udało. W przeddzień spodziewanego krwawienia jest mi już łatwiej, bo mam świadomość, że już niedługo wszystko się wyjaśni.

Paradoksalnie oddycham z "ulgą" gdy jakoś udaje mi się dokulać do dnia oczekiwanej @, bo wiem, że lada chwila skończy się ten stan zawieszenia. Ulga utrzymuje się nawet wtedy, gdy dostaję okres. Bo wiem na czym stoję, a NIENAWIDZĘ trwać w próżni.

Wczoraj na przykład dostałam okres. Teraz wiem przynajmniej, że na pewno się nie udało i że muszę sobie sporządzić nowy "plan" na ten cykl.
To był mój ósmy - a trzeci z wieloKRYTERIALNYMI ;) obserwacjami - cykl starań. Nie mam jednak dołka. Przyjmuję to, co mam. Czekam cierpliwie, aż w końcu się uda. No i, na marginesie, nie czuję się "uprawniona" do pretensji po zaledwie paru miesiącach starań. W końcu wiele dziewczyn stara się o wieeeele dłużej niż ja - to one mają prawo do wkurzenia.

A ja jestem dopiero na początku drogi.

11 grudnia 2012, 07:18

---

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 grudnia 2012, 07:20

14 grudnia 2012, 14:54

Porada
Czytam sobie wpisy dziewczyn, które bardzo przeżywają niepowodzenie w danym cyklu... W pierwszy dzień @ czują się jakby świat im się zawalił pod nogami... Jak mogło się nie udać... Przecież kochaliśmy się w najlepsze dni, do tego mieliśmy testy owulacyjne...
Kiedyś - trzy lata temu - też tak się czułam.

Dziewczynki... Zawsze trzeba wierzyć, ale prawda jest taka, że lepiej jest uzbroić się w cierpliwość, przynajmniej kilkumiesięczną.

Choć podnosimy się na duchu pod wykresami i na forum, wiadomo jak jest. A jak jest? Wejdźcie sobie do galerii wykresów i bez zaznaczania żadnych kryteriów obejrzyjcie sobie ostatnio dodane wykresy.

Ja zrobiłam tak przed chwilą i cóż... z 50 wykresów były 4 (słownie cztery) ciążowe. To daje do myślenia...

Robienie dzieci wbrew pozorom nie jest takie łatwe :/ Wszystkim nam życzę jak najszybszego zajścia w ciążę, ale dla naszego dobra musimy same przyjąć do wiadomości, że zajść jest W PYTĘ TRUDNO.

I tym "optymistycznym" akcentem rozpoczynam weekend... :)

26 grudnia 2012, 22:24

Ale długo mnie tu nie było ;)

Pisałam jakiś czas temu o potrzebie wyluzowania się w drugiej połowie cyklu. Ale nie miałam pojęcia, że w tym cyklu moja pamięć potraktuje te sugestię tak dosłownie!
Mianowicie wyjechaliśmy na Święta (aż do 2.01.) do teściów i... zapomniałam wziąć termometru! Nowego sobie na miejscu nie kupię, bo żeby pomiary były wiarygodne, trzeba mierzyć przez cały cykl tym samym.

24.12 spodziewałam się w końcu skoku temperatury (i tak już był opóźniony z 3 dni względem większości moich przeszłych cykli), ale nie dowiedziałam się, czy on nastąpił. Mogę się tylko domyślać... Czuję się z tą niepewnością dość niekomfortowo :/ . I do tego dziś jeszcze zauważyłam ślady śluzu rozciągliwego... W takim razie muszę założyć, że mogę jeszcze mieć dni płodne i jutro jeszcze przyserduchujemy. A do końca roku będę pogrążona w błogiej niewiedzy...

Mam nadzieję, że za dzień, dwa przestanę się czuć jak bez ręki i zacznę w pełni korzystać z tej temperaturowej ignorancji :)

Z dzieciaczkiem to jednak jest fajnie... Usypiać synka nucąc "Lulajże Jezuniu" - bezcenne... Wam wszystkim życzę, żebyście jak najszybciej zaznały tego uczucia.

7 stycznia 2013, 09:09

No i melduję się w nowym cyklu. To będzie mój dziesiąty cykl starań ogólnie, a piąty z wszystkimi możliwymi obserwacjami. Jeśli w tym i w kolejnym się nie uda, poproszę lekarza o skierowanie na jakieś badania, może zdecyduję się na monitoring owulacji, może w końcu zaczniemy z M łykać jakieś dodatkowe specyfiki oprócz (ja) kwasu foliowego i wiesiołka... Może.

Na razie jeszcze mam względny luz. No bo czemu mam się stresować czymś, w co wkładam maksymalny trud, a co nie wychodzi? Ja (razem z m :) ) robię to, co mogę. I czekam - na razie - cierpliwie. Choć widzę wśród znajomych wysyp dzieci nr 2. Może gdzieś tam, kiedyś, coś mnie lekko ukłuło, że oni "już", a my "jeszcze" nie. Ale przecież ja nie znam ich historii. Może oni zaczęli się starać tuż po narodzinach pierwszego dziecka i też im długo zeszło..? Może też się męczyli ze staraniami? Może gdybyśmy my zaczęli się starać o drugie wcześniej, już bylibyśmy rodzicami jakiegoś małego bąbelka? Kto wie?

Więc nie przejmuję się już tym, co mają inni. Serdecznie gratuluję im potomstwa.

No i zobaczymy, co w tym cyklu przewidział dla mnie los.

17 stycznia 2013, 10:20

Wczoraj wieczorem przeżyłam krótkie załamanie formy. Krótkie, bo trwało około pół godziny, więc prawie nic :) Ale znowu na chwilę dałam się wkręcić w wir... Miałam wczoraj pozytywny test owulacyjny i chyba z nudów postanowiłam przejrzeć sobie neta i zobaczyć co testujące kobitki sądzą o współżyciu po pozytywnym teście, tzn. kiedy najlepiej.
Potem gładko przeszłam w temat "jak długo komórka jajowa jest zdolna do zapłodnienia".
Potem przejrzałam neta wpisując w wyszukiwarce "ile trwa kapacytacja plemników".
Jak już zebrałam te (do niczego pewnie nie przydatne!) informacje, zaczęłam je zestawiać, liczyć, podliczać, odejmować, dodawać... Aż doszłam do wniosku że na 100% przegapiłam w tym cyklu ten moment i już na pewno cykl jest stracony.

Na szczęście ten kryzys po chwili się skończył! Przywróciłam się do pionu i przypomniałam sobie, że w ludzkim organizmie NIE MOŻNA nic wyliczyć! Jakbym próbowała co cykl prowadzić takie zaawansowane kalkulacje, to bym chyba padła na głowę po trzech cyklach i wylądowała u czubków!

Najlepiej nie wchodzić w szczegóły, nie analizować takich danych, bo to tylko stresuje i szarga nerwy. Trzeba tylko bzykać się w dni płodne (i parę dni po nich, na wszelki wypadek :) ) i cierpliwie czekać...

Piszę to z moje punktu widzenia - osoby, która stara się od maja 2012, ale dopiero piąty cykl prowadzi szczegółowe obserwacje cyklu.
1 2