Jestem oficjalnie zaręczona, jest pierścionek
Dawno się nie pokazywaliśmy z Arczim, więc proszę, zdjęcia choćby na chwilę i pozdrawiam :*
zdjęcie1
zdjęcie2
zdjęcie3
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 marca 2017, 23:16
- zaczął znacznie lepiej panować nad swoją złością i na słowa: "nie wolno krzyczeć, cicha buzia" najczęściej się ucisza; zatem ataki histerii o byle co raczej zażegnane, a w ogóle ten 10. skok rozwojowy chyba sobie poszedł, bo Arczi jest znów bardzo grzeczny i zabawia się sam, wystarczy być w tym samym pomieszczeniu
- wszedł w etap: "patrzcie wszyscy na mnie, popisuję się, oklaskujcie mnie, śmieję się do Was, hej, hej, hahaha...!" Popisówa równa: tańczy, robi dziwne pozy, zaczepia śmiechem i czeka na uśmiech, na oklaski - i tak cały dzień
- znów więcej rozumie i uważnie słucha, np. spadł dziś ze swojego małego krzesełka przystawianego do stolika i opowiadałam mu prostym językiem po tym zdarzeniu, że nie wolno wstawać na krześle, bo spadnie, zrobi bam, zrobi sobie ała i będzie go bolało ucho tak jak się właśnie stało, że trzeba grzecznie siedzieć. Potem zawsze zapytany, gdzie zrobił ała, łapał się za ucho. Upadek na szczęście niegroźny, tylko się przytarł o podłogę, nie ma śladu
Dla picu zmierzyłam sobie temp popołudniu pod pachą 36,3 stopnie, a w pochwie 37,4 A teraz wieczorem pod pachą 36,4, w pochwie 37,7 i pochwa rozpulchniona. Mam nadzieję, że to dobry znak, ale ciekawe, jaka temp będzie rano
"Nie wiem czy to jest dobry czy zły moment na post o poronieniu, zważając na moje doświadczenia w ostatnich dniach.
Jak każda kobieta szukałam powodu, przyczyny. Może jedyna różnica jest taka, że nie czytałam forów internetowych a opracowania naukowe. Wydaje mi się, że ta lektura mi pomogła- dlatego chce się z wami podzielić jak sama sobie – usystematyzowałam w głowie temat poronienia. Celem tego postu jest uświadomienie kobiet, że to nie wasza –nie nasza- wina.
Trudno jest ocenić jak częste są poronienia, co zródło to nieco inne dane. Istnieje coś takiego jak poronienie o którym nawet nie wiemy, czyli ciąża która kończy się zanim kobieta zdarzy zrobić test ciążowy. Nie wie, ze była w ciąży, dostaje miesiączkę i nie ma pojęcia, ze właśnie w tej miesiączce były zalążki nowego życia. Takie poronienia to podobno aż 50% ciąż. Liczba ogromna, jednak w tym poście nie chce, się na tych sytuacjach skupiać.
Pomiędzy momentem kiedy kobieta, się dowie o ciąży a 12 tygodniem- do poronienia dojdzie u 10-20% kobiet. Istnieją dwa przełomowe momenty- pierwszy i najbardziej znaczący to pojawienie się akcji serca (FHR – fetal heart rate) – wtedy ryzyko poronienia z dnia na dzień staje się przynajmniej o połowę niższe. Czynność serca pojawia się pomiędzy skończonym 5 a 6 tygodniem. Kiedy zarodek ma 3 do 5 mm. Początkowo czynność serca jest podobna do czynności serca mamy i wynosi 80 uderzeń na minutę, z każdym dniem FHR przybiera na prędkości i ok 10 tygodnia jest najwyższe ok 170 uderzeń na minutę. Dlaczego o tym piszę, ponieważ opracowania naukowe mówią jednoznacznie, że bradykadia (czyli zwolnione bicie serca) w tym okresie jest czynnikiem bardzo źle rokującym. Nie znaczy to jednak niestety, że jeżeli serduszko bije prawidłowo, to poronienie nam się nie przydarzy.
Kolejnym przełomowym momentem jest moment po badaniu USG pomiędzy 11-13 tygodniem- uważa się, że jeżeli nie rozpoznamy w tym badaniu odchyleń od normy lub wad to ryzyko poronienia staje się najniższe w całej ciąży i wynosi ok 1%. O poronieniu mówimy do 20(22) tygodnia ciąży, po tym momencie jeżeli ciąża się przedwcześnie zakończy nazywamy to porodem przedwczesnym.
Poronienia mogą mieć bardzo różne rodzaje- ale zasadniczo możemy je podzielić na trzy typy. Poronienie samoistne- kiedy kobieta zaczyna krwawić i roni w postaci obfitej miesiączki. Poronienie niezupełne- kiedy poronienie samoistnie się rozpoczyna ale nie może się w pełni dokonać bez pomocy lekarskiej.
Poronienie zatrzymane- kiedy kobieta dowiaduje się dopiero na USG, że ciąża obumarła, mimo, że jej organizm mógł nie dawać żadnych oznak, tego że ciąża przestała się rozwijać. Taka sytuacja według literatury jest w ok 2% ciąż- z mojego osobistego doświadczenia w pracy wydaje mi się, że jest to częściej. (Opowiem wam o tym kiedy indziej bo i tak brakuje mi już znaków w tym poście- a była by to kolejna dygresja)
Także o tym jakie są dalsze postępowania napiszę, kiedy indziej. Dziś chciałabym się skupić na przyczynach poronień.
Wydaje mi się, że każda kobieta która przechodzi to bardzo nieprzyjemne doświadczenie jakim jest poronienie, dodatkowo zaczyna obwiniać siebie, zaczyna myślec co zrobiła źle. Taki jest nasz naturalny ludzki odruch. Chcemy wiedzieć dlaczego. Już jako dzieci rodzice nas uczą związków przyczynowo-skutkowych. Bolą nas paluszki bo przytrzasnęliśmy je sobie w szafce, a mama mówiła, żeby nie bawić się szufladą. Dostaliśmy jedynkę z matematyki, bo zamiast uczyć się do klasówki graliśmy w grę na komputerze. Mieliśmy stłuczkę, bo zachowaliśmy za mały odstęp i nie zdążyliśmy wyhamować.
Co zatem zrobiłyśmy źle, że poroniłyśmy? Czy to pytanie nie wydaje się naturalne?
Według badań ponad 60% osób wierzy, że poronienie może nastąpić po podniesieniu ciężkiego przedmiotu. Ponad 70% wierzy, że stres powoduje poronienie. Nie jest to prawda, świadczą o tym bardzo ciekawe badania wykonane w Izraelu- gdzie pokazano, że nawet ogromny przewlekły codzienny stres związany z realnym zagrożeniem życia, tylko o jeden punkt procentowy zwiększa ryzyko poronienia.
A ile kobiet wierzy, że wysiłek fizyczny powoduje poronienie, ile wierzy, że przepracowanie, ile wierzy,że ta jedna kawa którą wypiły, albo ten kęs sera pleśniowego którego nie zauważyły w sałatce, ile wierzy że podróż samolotem, ile wierzy że to właśnie stosunek płciowy z mężem kilka dni wcześniej, ile wierzy że noszenie starszego dziecka na rękach- było przyczyną – statystyk na to nie znalazłam, ale myślę, że były by one podobne.
ŻADNA z tych sytuacji nie powoduje poronienia. Co zatem jest przyczyną poronienia? W 60% przypadków (i jest to dobrze udokumentowane medycznie) powodem jest wada chromosomalna – nie wynikająca z wady u rodziców, tylko powstająca z niezależnych od nas powodów podczas powstawania gamet (jajeczka i plemników – choć zdecydowanie częściej wady te powstają po stronie kobiety i ich częstość wzrasta wraz z wiekiem matki). Kolejna 20% poronień spowodowane jest innymi wadami genetycznymi, które nie wychodzą w klasycznym badaniu chromosomów. Pozostaje nam 20% przyczyn- do tej grupy możemy zaliczyć – zaburzenia hormonalne np. niewyrównane (!) choroby tarczycy – prawidłowo leczona choroba tarczycy nie jest przyczyną poronienia, silne urazy brzucha, infekcje (np. Kiła, chlamydia, ureoplasma, toksoplazmoza, cytomegalia, zwykła grzybica pochwy nie będzie przyczyną poronienia), zaburzenia krzepnięcia, czynniki środowiskowe – i tu uwaga – oto będą rzeczy na które rzeczywiście mamy wpływ – palenie papierosów, spożywanie alkoholu, używanie niedozwolonych leków lub narkotyków, kontakt z toksynami w pracy, kontakt z promieniowaniem jonizującym (RTG, terapie nuklearne)– mogą spowodować poronienie. Ale i to jest bardzo ważne- wszystkie te przyczyny, będą miały znacznie PO terminie spóźnionej miesiączki.
Wniosek powinien być taki – jeżeli nie paliłyście, nie piłyście alkoholu, nie brałyście zabronionych substancji, nie miałyście kontaktu z szkodliwymi czynnikami toksycznymi oraz– byłyście u ginekologa na rutynowej wizycie w której zlecił badania laboratoryjne- wykluczające zdecydowaną większość wtórnych przyczyn poronień, to NIE zrobiłyście NIC źle- po prostu wasze dzieciątko, wasz zarodek- był chory i natura wiedziała, że nie da sobie rady.
Na koniec chce dodać, że jest to post dla kobiet z jednym lub dwoma poronieniami- przy trzecim poronieniu, dopiero powinniśmy doszukiwać się wtórnych przyczyn."
Generalnie zamierzałam na dłużej zaprzestać starań o maleństwo, bo bardzo zaczęło mi się podobać w pracy i zaczęłam nieśmiało myśleć o dłuższym skupieniu się na karierze... ale po dzisiejszej akcji to już nie wierzę, że tam w pracy na prawdę może być lepiej. Nie będzie, dopóki ona rządzi. To już pewne. Lubię swoją pracę, ale chciałabym pracować w spokoju wg warunków, jakie mi obiecano na rozmowie kwalifikacyjnej. Chciałabym mieć szefową, która ma szacunek do swoich pracowników - wtedy ja miałabym szacunek dla niej: taki prawdziwy, nieudawany z oficjalnych względów. Targać sobą po ziemi nie pozwolę, ale ile razy można negocjować i się tłumaczyć, bo ona sobie coś ubzdurała
Btw. może ta akcja dziś w pracy przydała się do mojego zestawu życiowych doświadczeń, bo teraz mam wyrąbane na to, co niemiłego usłyszę z ust szefowej, jeśli zajdę w ciążę. Bez skrupułów odejdę od nich na L4, tak jak oni bez skrupułów pomiatają ludźmi.
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 marca 2017, 23:15
Od 2 tygodni jestem chora, kaszel, katar, zatoki, ale chodzę do pracy, żeby nie wylądować na dywaniku szefowej i nie słuchać jej pretensji i zastraszania. Przez to jestem nieco rozbita, gorzej myślę. Oby wreszcie było lepiej...
Artuś super, zaczyna go ciągnąć do gadania bardziej, dużo opowiada po swojemu, próbuje coś po naszemu, "brrrum brrrrumuje" autkami. Pięknie odpowiada "tak" i woła "baja". Słodziak
Od 2 tygodni jestem chora, kaszel, katar, zatoki, ale chodzę do pracy, żeby nie wylądować na dywaniku szefowej i nie słuchać jej pretensji i zastraszania. Przez to jestem nieco rozbita, gorzej myślę. Oby wreszcie było lepiej...
Artuś super, zaczyna go ciągnąć do gadania bardziej, dużo opowiada po swojemu, próbuje coś po naszemu, "brrrum brrrrumuje" autkami. Pięknie odpowiada "tak" i woła "baja". Słodziak
Było bardzo mało seksu w tym cyklu, ale kto wie... może nic straconego, skoro 2 koleżanki z forum zaszły ostatnio w ciążę Z GUMKĄ :o Zatem i ja nie tracę nadziei mimo rzadkiego seksu, może dzisiejszy wzrost libido i serduszkowanie przed obiadem (podczas drzemki dziecka) to dobry znak
18 miesięcy Artura
Wczoraj skończył półtora roku, niesamowite... jestem z niego taka dumna
Rok temu leżał, podpierał się na łokciach i kibicowaliśmy mu, jeśli w ogóle przewrócił się z pleców na brzuch i odwrotnie... Teraz wspina się po meblach jak mała małpka
Rok temu miał 5 włosów na krzyż i zastanawiałam się, kiedy przestanie być takim łysolkiem. Dzisiaj pierwszy raz ścięliśmy mu włosy maszynką, na śpiocha, bo już nie mogłam patrzeć na tę kudłatą czuprynę Po obcięciu wygląda jak nie moje dziecko, ale nawyknę... do tego, że jest już taki duży, że już nie ma niemowlęcej czuprynki, ach...
Rok temu w wieku 6 miesięcy i 10 dni powiedział pierwsze słowo "mama"... dość wcześnie, nie spodziewałam się tego. Teraz mówi około 35 pojedynczych słów (mam je spisane, więc wiem tak dość dokładnie) i przez ostatnie dni rozgaduje się nieźle. Słowa nieco koślawe, ale dla nas zrozumiałe. Zdarzyło mu się powiedzieć 1 zdanie dwuwyrazowe "tata da" (gdy chciał, by tata dał jeść), ale poza tym nie mówi zdań. Bardzo czekam na każde nowe słowo, zapisuję, bo pracuję na codzień z dziećmi z opóźnionym rozwojem mowy, więc mam zboczenie zawodowe... na słowa moich uczniów też czekam, też zapisuję, ćwiczę je i motywuję oraz martwię się.
I tyle na dziś
Było bardzo mało seksu w tym cyklu, ale kto wie... może nic straconego, skoro 2 koleżanki z forum zaszły ostatnio w ciążę Z GUMKĄ :o Zatem i ja nie tracę nadziei mimo rzadkiego seksu, może dzisiejszy wzrost libido i serduszkowanie przed obiadem (podczas drzemki dziecka) to dobry znak
18 miesięcy Artura
Wczoraj skończył półtora roku, niesamowite... jestem z niego taka dumna
Rok temu leżał, podpierał się na łokciach i kibicowaliśmy mu, jeśli w ogóle przewrócił się z pleców na brzuch i odwrotnie... Teraz wspina się po meblach jak mała małpka
Rok temu miał 5 włosów na krzyż i zastanawiałam się, kiedy przestanie być takim łysolkiem. Dzisiaj pierwszy raz ścięliśmy mu włosy maszynką, na śpiocha, bo już nie mogłam patrzeć na tę kudłatą czuprynę Po obcięciu wygląda jak nie moje dziecko, ale nawyknę... do tego, że jest już taki duży, że już nie ma niemowlęcej czuprynki, ach...
Rok temu w wieku 6 miesięcy i 10 dni powiedział pierwsze słowo "mama"... dość wcześnie, nie spodziewałam się tego. Teraz mówi około 35 pojedynczych słów (mam je spisane, więc wiem tak dość dokładnie) i przez ostatnie dni rozgaduje się nieźle. Słowa nieco koślawe, ale dla nas zrozumiałe. Zdarzyło mu się powiedzieć 1 zdanie dwuwyrazowe "tata da" (gdy chciał, by tata dał jeść), ale poza tym nie mówi zdań. Bardzo czekam na każde nowe słowo, zapisuję, bo pracuję na codzień z dziećmi z opóźnionym rozwojem mowy, więc mam zboczenie zawodowe... na słowa moich uczniów też czekam, też zapisuję, ćwiczę je i motywuję oraz martwię się.
I tyle na dziś
Na test ciążowy u mnie jeszcze za wcześnie, chociaż w poprzednich ciążach miałam pozytyw w 27 dc po południu. Test ovu pozytywny, więc zaczynam wierzyć, że się uda. W tym miesiącu chcę być bardzo w ciąży - bardzo, bez żadnych wątpliwości co do tego
Artuś mówi coraz częściej
NP. "Anan... do taty" = banan dla taty
Babcia:
"Artur, dam ci jeden paluszek, jeden."
Artur:
"Otatni" = ostatni
Piszę z Tel, więc krótko.
Wczoraj Arczi dał mi taki wycisk, że się popłakałam i pomyślałam, ze z dwójką dzieci to bym chyba oszalała... Ja chora, gorączka, nie spałam poprzedniej nocy z bólu mięśni, a Arczi straszne sceny odstawia przy wieczornym usypianiu... a nie sposób oddać go tacie, bo wtedy fochy i krzyki jeszcze gorsze... ech... O wiele wygodniej i bezpieczniej w życiu byłoby skończyć karierę matki na jednym dziecku, wydaje się "głupotą" pomnażać tę "masakrę"... a jednak chcę drugie dziecko, chociaż nie wiem, jak to przeżyję... to jednak dziecko przynosi o wiele więcej szczęścia niż tych trudnych chwil
Czas coś zmienić, bo robię się nudna dla samej siebie...
Czas wrócić do muzyki, którą kocham. Filmów, które lubię oglądać. Pasji, które dają mi szczęście.
Odrodzić samą siebie, a dopiero w drugiej kolejności myśleć o rodzeniu drugiego dziecka. Bo mamuśkuję, że aż nudzę się sama ze sobą... zatracam siebie... a już nie potrzebuję spędzać wieczorów na parentingowych stronach, Artuś jest dużym chłopcem, ogarniam większość spraw, potrzebuję odświeżenia, zmiany kierunku dla siebie Niech to drugie dziecko będzie miłą niespodzianką, szczęśliwym losem, nie celem, bo oszaleję... a któż by chciał począć się w łonie nieszczęśliwej, niespełnionej mamy? Zatem czas na zmiany i to nie aprilisowy żart
Oboje z P. mamy pracę od dłuższego czasu, wszystko się układa, w naszych rodzinach nie ma problemów za bardzo, Arturo ma się super, u mnie w pracy też spokojnie, szefowa w nikogo nie uderza, chodzi uśmiechnięta i daje nam żyć, mam też super najbliższą współpracownicę. Arturo coraz starszy i znacznie z nim łatwiej, nawet je częściej sam - teraz tylko odpieluchować i z głowy.
Można by rzec: "Chwilo, trwaj!"
Ewentualna nowa ciąża zburzyłaby nieco ten porządek, bo znów bałabym się o zarodka, martwiłabym się nieco pracą i miała mniejsze dochody na L4... a jednak chcę tego! Hehe, miłość do dzieci jest bezcenna jednak
W ciągu miesiąca kochamy się z P. jedynie 5-6 razy, w tym 2-3 razy w dni płodne Przez to, że on ma pracę na zmiany nocne, do tego czasami dopada nas zmęczenie po całym dniu + pierwsze dziecko. Przed poprzednią ciążą, jak nie mieliśmy dzieci, było więcej czasu i przytulaliśmy się po 20 razy w miesiącu, a i tak dopiero po 8 miesiącach takich intensywnych starań udało się zaciążyć. Ciekawe, ile to teraz potrwa.
Często powraca do mnie myśl, że jeśli zajdę w ciążę, to okropnie będę bała się poronienia - dzisiaj jednak wpadłam na myśl o wiele bardziej optymistyczną: lepiej się cieszyć każdego dnia i 1 raz rozczarować, niż w każdym dniu czuć tylko strach. Acz mam nadzieję, że rozczarowania nie będzie
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 kwietnia 2017, 13:22
Mieliśmy przed południem jechać do IKEI, bo chcemy zrobić mały remont w domu, ale P. brało przeziębienie, a ból zatok nie pozwoliłby mu usiąść za kierownicą. Ja nie mam prawka. Położył się spać. Po południu wyszłam z Arczim na spacer i zaczepiliśmy o pobliskie centrum handlowe, bo jest tam taki pociąg dla dzieci, co jak się wrzuci 2 zł, to jeździ w kółko 2 min - Artur go uwielbia. Obok jest Rossmann, to kupiłam Bobotest, bo oczywiście jestem testo-maniakiem. Wg moich obliczeń (chociaż słabiutko obesrwowałam ten cykl) wyszło, że 7 dni przez owu. No... i jak na testo-świrka przystało, przed godz.21-ą zrobiłam test - w prześwidczeniu, ze wyjdzie negatywny, ale przynajmniej odzyskam psychiczny spokój.
A tu... już w 1 minucie pokazała się druga bladoróżowa kreska kilka minut oglądałam test, stojąc dęba... "jak to, przecież dopiero 23 dc"?? Czekałam, aż test wyschnie, ale i po tym czasie kreska nie zniknęła, wręcz lepiej ją było widać. Gdy dotarł do mnie stan błogosławiony, z radości popłakałam się przez chwilę i z drżącym głosem zadzwoniłam do P., który jest na nocce dzisiaj. On ta sama reakcja, co ja - najpierw spore zaskoczenie, a potem duża radość. I tak, jesteśmy razem - ja i fasoleczka.
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 kwietnia 2017, 22:49
;))) Gratulacje!!!
Gratulacje!Szczęścia!
Gratulacje <3
Gratuluję!
Dziękuję Wam :*