Transfer. Jedna śliczna blastka podana, trzy zamrożone dziś, jutro jedna. Moja pierwsza procedura zakończona 4 mrozakami i świeżym transferem. Jestem więcej niż zadowolona. Zgodnie z wytycznymi MZ pierwsza beta za tydzień, a za dwa kolejna.
Pogoda dziś współgra z moim samopoczuciem - raz świeci słońce, raz pada deszcz, raz jedno i drugie, strasznie dużo skrajnych emocji to kosztuje. Na transfer, żeby przyjąć najważniejszego gościa lekko się umalowałam(na codzień tego nie robię), psikłam się perfumem, ubrałam bluzkę z ananasem, kieckę, którą przy pierwszym założeniu dwa razy 💩 ptak (biorę to za znak szczęścia), do przebrania koszulę z ananasem i skarpetki w ananasy, po wszystkim pojechaliśmy do KFC na Maxboxa 5 za 20 zł i zamiast onion ring dostaliśmy drugą porcję frytek 🤞 dodatkowo dziś pełnia 🌕
Jestem obstawiona lekami, mam zwolnienie z pracy, stresu nie przewiduje, cokolwiek się zdarzy dalej jestem szczęśliwa, wdzięczna, zrobiłam co mogłam, teraz Kropek decyduje czy zostaje i oby żadna endomenda mu w tym nie przeszkodziła 🤞
Beta 14,04 🥺 Kropku walcz, wgryzaj się i zostań z nami do maja ❤️
Beta 35,5 🥺 przyrost z trzech dni 85,7% 🤞 Kropku, wiem że u mnie nie ma łatwo, ale bądź twardy, wgryzaj się ❤️❤️
Edit: badanie wykonywane w innym labie, o innej godzinie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 sierpnia, 15:19
Wczorajsza beta 7,49, niestety biochem...
Ruszyło, to jest najważniejsze. Nie widziałam pozytywnej bety od dwóch lat.. I dla mnie osobiście bardzo ciężkie jest uwierzenie w tą ciąże, boję się nawet samego słowa "ciąża". Dwa lata ciągłych porażek wyszły wczoraj na wierzch jak po otrzymaniu wyniku poczułam kamień z serca. Jest to trudne... Te emocje i martwienie się czy jest OK, czy przyrosty są w porządku, czy przetrwa w endomendzie, a jednocześnie wiara, że musi być OK i to, że nie mam na nic wpływu. Świadomość i wiedza nie pomagają, choć nie czytałam za dużo. Myślę też, że nie zeszły ze mnie dobrze emocje po stymulacji, punkcji i hodowli, ale nie żałuję świeżego transferu. Dziś idę do lekarza, opracujemy plan i mam nadzieję, że w kolejnym cyklu transfer.
Organizm po stymulacji postanowił odpocząć i na jutro spodziewam się dopiero owulki. Rozpoczynam odliczanie do transferu numer 2. Bez oczekiwań i wyobrażeń. Mam obrazy do malowania po numerach, mandale do kolorowania, więc popołudnia po pracy będę miała zajęte. Będzie dobrze, co by się nie stało 🍀🤞
Poprzedni transfer zakończył się porażką, beta nawet nie drgnęła. Mimo wszystkich zajęć głowy nie skorzystałam z nich, bo po pracy spałam albo oglądałam seriale. Dużo stresu i przykrości mnie spotkało w tygodniu po transferze, więc może ten extra długi cykl w połączeniu z tym nie mógł dać dobrego rezultatu. Do 2 dc miałam ciężkie psychicznie dni, zarzekałam się, że żadnego trzeciego transferu nie będzie, aż wstałam rano w dobrym humorze i stwierdziłam, że rozpoczęcie cyklu w rocznicę związku może zwiastować tylko dobre wydarzenia, więc nadzieja i upór znów wygrały Byliśmy na imprezie-niespodziance, wypiłam trochę alkoholu, potańczyłam, wybawiłam się jak dawno nie. Były momenty, w których pomyślałam, że powinniśmy tam być z dzieckiem, ale widocznie gdzieś indziej ono na nas czeka, na innej imprezie się razem pobawimy.
Dziś Dzień Dziecka Utraconego - nasze wspólne smutne święto. I ciężko cokolwiek mądrego napisać, bo jest to najtrudniejsza droga jaką mi osobiście dane było przejść, mimo tego, że w parze, rodzinie, przyjaciołach, a jednak nadal samotnie. Trafiłam wczoraj na taki cytat: "Kiedy nie widzisz rezultatów, kiedy czujesz, że chcesz się poddać, pamiętaj, że ostatnią rzeczą, która rośnie na drzewie są owoce". I mimo, że jest to trudne, trzeba mieć tą nadzieję i się nie poddawać...
Od soboty się miotam, znowu. Na USG jajniki wyglądały na PCO, wyniki hormonów również słabe, lekarz na moje słowa, że mam już dość tego, że co chwilę coś nowego wyskakuje stwierdził, że nie jestem maszynką do zachodzenia w ciążę, tylko człowiekiem z wszystkimi tego wadami i dał kategoryczny zakaz na słodycze. Więc od soboty nie jem słodyczy, zaczęłam lekkie treningi i w tym cyklu na pewno nie podejdę do transferu. Nie wiem czy w ogóle w tym roku się zdecyduję na kolejne podejście. Za dwa dni mam ponowne badanie hormonów i wizytę, na której powiem co zdecydowaliśmy.
Kosztuje nas to więcej psychicznie niż nam się wydawało. Transfer daje większą nadzieję niż cykl naturalny, a porażka boli pięć razy mocniej. Już nie wystarcza jeden dzień płaczu nad białym testem, teraz żałoba trwa dużo dłużej i jest obkupiona ciężkimi myślami i trudnymi emocjami. Zresztą red flagów jest więcej, więc jest to ostatni moment na odpuszczenie, bo za chwilę skończy się to na prawdę źle... Także po trzech wielkich krokach do przodu, robimy równie ważne dwa kroki do tyłu, licząc że to będzie wystarczający rozbieg .
Poprzedni cykl jednak zakończył się transferem, jak widać po dc - nieudanym... Zdecydowaliśmy się tylko ze względu na to, że nasz prowadzący pójdzie na dłuższe L4 i wyniki krwi były bardzo dobre i nie musiałam się ponownie kłuć. Była to szalona decyzja, ale finalnie do stracenia miałam "tylko" jeden zarodek... Za to mamy plan na przyszły transfer - encorton przed i podajemy obydwa ostatnie zarodki, żeby zwiększyć szansę. Jak się nie uda to zaczniemy procedurę nr 2. Wiem, że piszę to któryś raz, ale teraz już na poważnie będę chciała zbadać i cross i allo i przed transferem skonsultuję się z immunologiem, choć trochę w sercu już w to wątpię. Cóż, gdy będzie bliżej to będziemy decydować co i jak. Sama nie wiem czego już chcę, co jest dla mnie dobre i co ma sens. Zapisałam się do psychologa, jak to nie wypali będę szukać dalej, bo czuję, że potrzebuję pomocy, sam odpoczynek to będzie za mało... Z pozytywnych rzeczy chcę przez ten czas ogarnąć dietę, rozruszać się (od jutra zaczynam przygodę z nordic walking) i pożyć bez myślenia o hormonach, owulacjach i czy ten raz się udał.. Podobno te mityczne odpuszczenie wiele daje, więc poświęcę czas na zajęcie się czymś innym i postaram się po raz kolejny przekuć rozczarowanie i frustrację w ekscytację i nadzieję.
Beta 1013,57, prog 17 🤯🤯
Nic tego nie zapowiadało, wszystkie objawy były okresowe, a okres nie chciał przyjść. Gdyby nie kaszel, stan podgorączkowy i ból kości to dziś nie zrobiłabym testu przez pójściem do przychodni. Kreski pojawiły się od razu🤯 wczoraj koleżance mówiłam, że tak dobrze znam własne ciało, że od najmniejszej bety wiem co jest grane😂 ale dziś się zdziwiłam 😂
Na dziś jestem spokojna, szczęśliwa i nie tworzę scenariuszy. Dorzuciłam Cyglogestu, żeby wspomóc i narazie tyle mogę zrobić. W sobotę idę na powtórkę i jak będzie ok to pójdę do doktorka 😅
Beta 2362, prog 45 🤯
Wg OM 5+0, wg USG 5+2 🥹 GS 0,52 cm 🥹 tyle i aż tyle ❤️