Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania W poszukiwaniu tęczy 🌈
Dodaj do ulubionych
1 2
WSTĘP
W poszukiwaniu tęczy 🌈
O mnie: 23 lata, od kilku miesięcy szczęśliwa mężatka. Królicza matka 3 kudłatych trusi. Edit. 10.2021 Trusie zostały już tylko 2, do kudłatej rodziny dołączy na dniach kot. Oficjalnie staramy się już ponad rok…
Czas starania się o dziecko: Od 08.2020, 12.2020 poronienie w 6t3d, 03.2021 poronienie w 9t5d, 09.2021 poronienie w 8t2d córeczka Ewa
Moja historia: Kilka miesięcy przed ślubem podjęliśmy decyzję - od nocy poślubnej rozpoczynamy starania o dziedzica. Słyszeliśmy ze wszystkich stron, że zajście w ciążę to nic trudnego, zapewniano nas, że jesteśmy młodzi i zdrowi, więc miesiąc, góra dwa i pojawi się ciąża. Oczywiście bezproblemowa i prowadząca prosto do urodzenia zdrowego dziecka. Po 4 miesiącach zobaczyliśmy wyśnione dwie kreski na teście, beta potwierdziła wynik testu. Szaleliśmy z radości, nasze rodziny chyba jeszcze bardziej. Jednak ja od początku czułam, że coś jest nie tak jak powinno. Może mój organizm miał dla mnie litość i nie dopuścił do tego, żeby się przywiązała... Wszystko przeczyło moim przeczuciom, beta na początku rosła idealnie, objawy ciążowe męczyły mnie wprost książkowo. Na dwa dni przed wizyta u lekarza postanowiłam zbadać betę. Jej wynik mnie zmartwił - przyrost był na granicy normy, chociaż wcześniej był rzędu 150-200%. Na usg lekarz stwierdził ciążę młodszą niż wynikałoby to z moich obliczeń. W tym cyklu owulacja była potwierdzona co do dnia, więc teoria o jej przesunięciu nie wchodziła w grę. Zarodka nie uwidoczniono. W związku z tym dostałam polecenie zbadania bety raz jeszcze. Tutaj już nie mogliśmy mieć złudzeń, przyrost wyniósł zawrotne 12%... Odstawiłam luteinę i kilka dni później, na równy tydzień przed Wigilią poroniłam. Od lekarza dostałam pozwolenie na starania od razu. Zaszłam w kolejną ciążę błyskawicznie, nie doczekałam nawet pierwszego okresu. Martwiło mnie jedynie to, że testy nie ciemnieją. Zbadałam przyrost i niestety - z 11 na 21, w ciągu 4 dni. Pomyślałam, że to biochemiczna i czekałam na okres. Kiedy po około 1,5 tygodnia okresu nie było postanowiłam zrobić test, żeby zobaczyć czy wyjdzie już negatywny. Kreska wyszła od razu, piękna i bordowa, beta zrobiona dzień później wynosiła 609, po 48h 1125. Co z tego, skoro na USG zobaczyłam znajomy obraz... za duży pęcherzyk żółtkowy, ale był zarodek. Bez serduszka, wmawiałam sobie, że przecież kropek ma dopiero 3 mm, ma jeszcze czas... Po tygodniu już nie widziałam mojego dziecka, zniknęło, wchłonęło się... Poroniłam po raz kolejny, w takich samych okolicznościach. Po badaniach wyszła mi mutacja MTHFR w hetero, insulinooporność i słabododatnie ANA. W tym miesiącu zaczęliśmy kolejną walkę, oby tym razem udaną
Moje emocje:

18 kwietnia 2021, 15:14

24 dc, 3 dpo
Dopadł mnie dzisiaj zły humor. Mąż zamiast w domu siedzi na jednostce przygotowując się do egzaminu oficerskiego a ja zostałam sama. Myślałam ostatnio, że naprawdę dobrze sobie radzę z ostatnimi wydarzeniami, które w nas uderzają. Dwa poronienia, wykryta choroba męża (na szczęście już opanowana i nie powinna mu przeszkadzać w życiu ale jednak przewlekła), pogarszające się zdrowie mojej ukochanej babci, po której moja córka miała dostać imię... Znosiłam to wszystko, staram się żyć normalnie i wierzyć, że jeszcze będzie pięknie. Ale dzisiaj zobaczyłam na instagramie zdjęcie dziewczyny, młodszej ode mnie o dwa lata, która brała ślub tydzień po nas. Zdjęcie z pięknym, pokaźnym brzuszkiem... Wiem, że wy jesteście w stanie zrozumieć co wtedy poczułam. 09 sierpnia zbliża się coraz bardziej, właśnie wtedy miałam urodzić moje pierwsze, tak bardzo wyczekane dziecko. Jeszcze straszniejsza wydaje mi się perspektywa 02 października, termin drugiego porodu. Miałam mieć taki sam termin jak moja kuzynka, z różnicą dosłownie kilku dni. Jej dziecko żyje, urodzi się wtedy kiedy powinno, mojego nie ma ze mną od 1,5 miesiąca.
W tym cyklu nie mam zbyt dużych nadziei. Biorę leki tak jak kazał lekarz, codziennie kłuję się zastrzykami z heparyną ale szczerze - nie wiem czy jest sens. Mój mąż był w domu tylko dwa razy w okresie okołoowulacyjnym - 5 i 2 dni przed owulacją. We wrześniu i październiku było podobnie i w ciążę nie zaszłam. Od dziecka marzyłam tylko o jednym, o rodzinie. Dla męża, wtedy jeszcze narzeczonego zmieniłam plany zawodowe, bo przy jego pracy nie były one możliwe. On w każdej chwili może dostać przeniesienie na drugi koniec Polski, co przy moim wymarzonym zawodzie byłoby równoznaczne z zaczynaniem praktycznie od zera albo w ogóle nie byłoby możliwe. Wybrałam wtedy rodzinę, pomyślałam, że mąż i dzieci w zupełności mi to wynagrodzą. I faktycznie, gdybym miała przy sobie moje maleństwo nie żałowałabym ani sekundy, bo wtedy wiedziałabym, że mój wybór był po coś. Teraz również staram się nie myśleć w kategorii "co by było gdyby...", mam najwspanialszego męża na świecie, którego kocham całym sercem i zazwyczaj to w zupełności wystarcza mi, żebym mogła powiedzieć o sobie, że jestem szczęśliwa. Wystarczy jednak jedno zdanie, wiadomość albo zdjęcie i to szczęści zostaje mocno zachwiane. Kiedyś chcieliśmy mieć trójkę dzieci, teraz jesteśmy zgodni, że chcemy jedno - ale żywe.

14 maja 2021, 22:50

15 dc, 2 cs po poronieniu
Zaliczyłam swój pierwszy w życiu monitoring. Liczyliśmy z lekarzem, że do dzisiaj pęcherzyk już pęknie, bo w poniedziałek mierzył 15mm. Niestety urósł „regulaminowo” o 10 mm w ciągu 5 dni ale do pęknięcia mu się nie spieszyło. W związku z tym, lekarz podjął decyzję o podaniu mi Ovitrelle. Okej, dla mnie spoko, jeden zastrzyk więcej mnie nie zabije. Wróciłam do domu i uznałam, że zrobię jeszcze dla formalności owulaka. Rano był negatywny, nie spodziewałam się pozytywu, bo kreska była bardzo blada. I kolejna niespodzianka - pozytyw. Ovitrelle i tak wzięłam, nie zaszkodzi. Tak więc plan na weekend to ❤️ jutro rano i w niedzielę po południu. Potem już tylko najdłuższe 2 tygodnie w cyklu i albo zostanę lutową mamą albo podnosimy się i walczymy dalej. Moja owulacja zazwyczaj występuje w 21 dc, tym razem będzie to 15 dc, aż dziwnie się czuję z tak wczesną owulką 😅

17 maja 2021, 02:46

18 dc, 2 dpo, 2 cs po poronieniu
Dzięki Ovitrelle będę chyba znała dokładną godzinę owulacji - ból jajnika był tak mocny jak nigdy. Dzisiaj o 8 rano szybki podgląd, czy pęcherzyk pękł, tak dla formalności. Ten cykl jest bliźniaczo podobny do tego, w którym zaszłam w drugą ciążę. Owulacja z lewego jajnika, stosunkowo wcześnie (teraz w 16 dc, wtedy w 17 dc), nawet seks był w dokładnie takich samych dniach. Napawa mnie to optymizmem, że teraz też się uda.
Zależy mi na tej ciąży w maju jeszcze ze względu na pracę. Umowę mam do końca czerwca, miałam dostać kolejną już na czas nieokreślony ale mój mąż jest żołnierzem i przenoszą go do jednostki do innego miasta. Gdybym była w ciąży miałabym jeszcze pieniądze z L4, niby mąż mnie uspokaja, że z jego pensją to na spokojnie damy radę, bo zarabia sporo ale ja i tak wolałabym mieć jakiś wkład w domowy budżet, dla komfortu psychicznego. Mogłabym wtedy szaleć z wyprawką 😜
Będę bardzo tęsknić za tą pracą i ludźmi, z którymi pracowałam. Kontakt z pewnością z czasem nam się urwie, chociażby ze względu na odległość.
W tym cyklu mam jakiś dziwny humor i podejście. Zazwyczaj jestem bardzo zadaniowa, obieram sobie cel i z uporem osła do niego dążę. Ten maj mnie rozleniwił, skupiłam się na pracy, bo jest jej sporo, z uwagi na L4 kilku osób. Nie mierzę temperatury, muszę sprawdzać w którym dc jestem, bo nie pamiętam 🤷🏻‍♀️ Jedyne, co zrobiłam w kierunku starań to wizyta u ginekologa, monitoring i profilaktyczne wymazy i to tylko dlatego, że zaplanowałam to jeszcze w kwietniu a nienawidzę zmieniać planów. Może zaczyna się u mnie to mityczne odpuszczenie? Gdyby nie kwestia pracy to chyba nawet ten monitoring bym sobie darowała. Chcę dziecka, ogromnie go chcę ale nie jest to już jedyny cel w moim życiu. Teraz chciałabym dokończyć moje studia, zapisałam się też na lekcje rosyjskiego. Starań nie przerywamy ani na chwilę, tak samo będę brać leki, robić potrzebne badania itp. ale w wolnych chwilach nie czytam już żadnych rzeczy związanych z ciążą i dziećmi oprócz ovu 😜 Chociaż i od forum miałam kilka dni przerwy „dla oczyszczenia głowy”. Tym razem wytrzymam z testowaniem do 12 dpo. Przez nocki w pracy i tak czas leci mi szybciutko, ani się obejrzę i będzie 26.05. Testowanie w Dzień Matki musi się udać 😁

24 czerwca 2021, 02:23

Został mi tydzień do wizyty w klinice. Nie ukrywam, że jest to dla mnie dość trudne - nigdy nie sądziłam, że w naszych staraniach zawędrujemy aż do kliniki. Dodatkowo wyniki nasienia Starego nie są powalające - ruch postępowy 28%, morfologia 3%. Coraz częściej w naszych rozmowach przewija się IUI. Mój mąż z racji bycia w wojsku nie ma szans być w domu idealnie w dni płodne, najlepiej z tydzień przed owulacją i uprawiać seks co 2 dzień. Muszę też powiedzieć, że jestem z niego dumna - stosuje się do wszystkich zaleceń, bez cienia skargi zrobił badania i sam dopytuje czy jest jeszcze coś co kozę zrobić. Zrobiliśmy sprawiedliwy podział obowiązków w czasie starań - on będzie brał każde leki jakie trzeba żebym zaszła w ciążę a ja zrobię to samo żeby ją utrzymać 😂
Jutro idę ostatni dzień do pracy. Zastanawialiśmy się, czy nie przerwać starań aż znajdę nową pracę na Śląsku, bo tam go przenoszą do nowej jednostki. Jednak dość szybko odrzuciliśmy ten pomysł. Lipiec spędzamy „na urlopie” u rodziców, więc jeśli zajdę wtedy - trudno, na spokojnie sobie poradzimy, szczególnie że nasze oszczędności na leczenie i ewentualne IUI czy IVF zostaną nam w kieszeni. Jeśli się nie uda poszukam czegoś - najprawdopodobniej wrócę do swojej spółki ale innego oddziału tam, gdzie się przeprowadzimy. Wtedy albo uda się w sierpniu i popracuję tylko chwilę albo dopiero w listopadzie, bo wrzesień i październik Starego nie ma.
Z takich „nie-staraniowych” tematów mam do powiedzenia tylko jedno - NIENAWIDZĘ PRZEPROWADZEK. Skąd nagle mam tyle rzeczy? Trzymajcie kciuki, żebym zapakowała to wszystko na raz do samochodu, bo może być ciężko 😂 Jak to przeżyjemy to czeka nas już tylko wizyta w klinice, u Paśnika i 3 tygodnie leniuchowania. Nota bene - któraś z was zna jakieś fajne miejsca, najlepiej w Małopolsce gdzie można pojechać na 1/2 dni? Tylko nie Zakopane, znamy je na pamięć 😅

8 października 2021, 10:02

Nie jest to wpis, który planowałam zrobić. Jeszcze miesiąc temu myślałam, że pod koniec października pochwalę się zdjęciem z usg prenatalnego, może już ogłoszę płeć? W sierpniu udało nam się zajść w ciążę. Tym razem wszystko wyglądało inaczej, lepiej. Pierwszy pozytywny test wieczorem 8dpo. 10 dpo kreska była tak wyraźna, jak w poprzednich ciążach co najmniej w dniu okresu. 13dpo beta 140, o wiele wyższa niż poprzednio na tym etapie. 11.09 miałam pierwsze usg. Był pęcherzyk ciążowy odpowiedni do wieku ciąży, a moja zmora, pęcherzyk żółtkowy miał w końcu dobre wymiary, 3,3mm. 16.09 zmarł nagle jeden z moich króliczków. Nie będę ukrywać, że nie spodziewałam się tego. Od początku był chory, kiedy 3 lata temu go adoptowałam weterynarz ostrzegał mnie, że nie pożyje dłużej niż rok. „Ukradłam” dla niego nie rok ale 3 lata i wiem, że miał u mnie dobre życie. Jednak taki cios, na dzień przed wizytą „serduszkową” był straszny, miałam same najczarniejsze myśli, bo zaczęłam sądzić, że nic dobrego nie może mnie w życiu spotkać. 17.09 po raz pierwszy mogłam zobaczyć serce swojego dziecka, biło 120 razy na minutę. W tamtym momencie nie wierzyłam, że coś może pójść nie tak. Kilka dni po wizycie przestały mnie boleć piersi. Po kilkunastu godzinach tkliwość wróciła ale pozostały miękkie. Miałam same najgorsze przeczucia, chociaż powtarzałam sobie, że serce bije, po raz pierwszy i święcie wierzyłam, że to właśnie moment pojawienia się serduszka jest tą granicą, po przekroczeniu której wszystko będzie okej. 25.09 pojechaliśmy z mężem na kolejną wizytę. Miał po raz pierwszy zobaczyć nasze dziecko. Mnie nie opuszczał ten niepokój, ale sądziłam że to przez poprzednie straty. Niestety lekarz nie miał dla nas dobrych wieści. Ledwo zaczął robić usg a ja już widziałam, że dziecko jest mniejsze niż powinno a serduszko się zatrzymało…
28.09 pojechałam do szpitala na wywołanie poronienia. Udało się bez zabiegu, pobraliśmy też kosmówkę do badań genetycznych. Niestety materiał był niewystarczający, aby poznać przyczynę poronienia, znamy tylko płeć. Mieliśmy córeczkę, naszą wymarzoną dziewczynkę…
Po tym poronieniu mój stan psychiczny co dnia był gorszy. Nie spałam, bo budziły mnie koszmary. O ile w ogóle udało mi się zasnąć, bo bywały noce, kiedy sen nie przychodził w ogóle. Zaczęłam bać się o wszystko, kiedy mój mąż nie odpisywał przez kilka godzin panikowałam, że na pewno miał jakiś wypadek albo coś mu się stało. Wróciły ataki paniki, stałam się też nadpobudliwa. Do tego wszystkiego doszły migreny. Nie jestem w stanie patrzeć na dzieci i ciężarne, sam ich widok powoduje u mnie ucisk w piersiach i zaczyna brakować mi powietrza. Wiedziałam, że sama sobie z tym nie poradzę, że potrzebuję pomocy. Poszłam do psychologa, który stwierdził, że w moim przypadku obok terapii psychologicznej musi włączyć się psychiatra. Umówiłam się więc do psychiatry, chociaż nie sądziłam, że faktycznie jest to potrzebne. Jak widać myliłam się, bo psychiatra zdiagnozował zespół stresu pourazowego. Dostałam leki, dzisiaj po raz pierwszy od diagnozy zatrzymania ciąży przespałam całą noc. Na skutki długofalowe, czyli ustąpienie objawów somatycznych i ciągłego niepokoju będę musiała poczekać do 4 tygodni. Mam nadzieję, że zniknie to poczucie beznadziejności, bo w tym momencie czuję, jakbym nie nadawała się do niczego.
Zostało nam niewiele badań do wykonania. Dzisiaj przyszedł wynik badania przeciwciał przeciwplemnikowych, są ujemne. Stary ma dziś badanie fragmentacji DNA plemników. 11.10 badamy mój kariotyp, 3.11 mamy badanie allo mlr oraz kariotypu M., 5.11 histeroskopia i w drugiej połowie listopada zbadam jeszcze dla pewności subpopulację limfocytów. Myślałam też o wykonaniu badań na celiakię, na pewno nie zaszkodzi. Dopóki nie znajdziemy przyczyny starania są zawieszone. Modlę się tylko, żeby nie były to kariotypy 😞

8 października 2021, 10:02

Nie jest to wpis, który planowałam zrobić. Jeszcze miesiąc temu myślałam, że pod koniec października pochwalę się zdjęciem z usg prenatalnego, może już ogłoszę płeć? W sierpniu udało nam się zajść w ciążę. Tym razem wszystko wyglądało inaczej, lepiej. Pierwszy pozytywny test wieczorem 8dpo. 10 dpo kreska była tak wyraźna, jak w poprzednich ciążach co najmniej w dniu okresu. 13dpo beta 140, o wiele wyższa niż poprzednio na tym etapie. 11.09 miałam pierwsze usg. Był pęcherzyk ciążowy odpowiedni do wieku ciąży, a moja zmora, pęcherzyk żółtkowy miał w końcu dobre wymiary, 3,3mm. 16.09 zmarł nagle jeden z moich króliczków. Nie będę ukrywać, że nie spodziewałam się tego. Od początku był chory, kiedy 3 lata temu go adoptowałam weterynarz ostrzegał mnie, że nie pożyje dłużej niż rok. „Ukradłam” dla niego nie rok ale 3 lata i wiem, że miał u mnie dobre życie. Jednak taki cios, na dzień przed wizytą „serduszkową” był straszny, miałam same najczarniejsze myśli, bo zaczęłam sądzić, że nic dobrego nie może mnie w życiu spotkać. 17.09 po raz pierwszy mogłam zobaczyć serce swojego dziecka, biło 120 razy na minutę. W tamtym momencie nie wierzyłam, że coś może pójść nie tak. Kilka dni po wizycie przestały mnie boleć piersi. Po kilkunastu godzinach tkliwość wróciła ale pozostały miękkie. Miałam same najgorsze przeczucia, chociaż powtarzałam sobie, że serce bije, po raz pierwszy i święcie wierzyłam, że to właśnie moment pojawienia się serduszka jest tą granicą, po przekroczeniu której wszystko będzie okej. 25.09 pojechaliśmy z mężem na kolejną wizytę. Miał po raz pierwszy zobaczyć nasze dziecko. Mnie nie opuszczał ten niepokój, ale sądziłam że to przez poprzednie straty. Niestety lekarz nie miał dla nas dobrych wieści. Ledwo zaczął robić usg a ja już widziałam, że dziecko jest mniejsze niż powinno a serduszko się zatrzymało…
28.09 pojechałam do szpitala na wywołanie poronienia. Udało się bez zabiegu, pobraliśmy też kosmówkę do badań genetycznych. Niestety materiał był niewystarczający, aby poznać przyczynę poronienia, znamy tylko płeć. Mieliśmy córeczkę, naszą wymarzoną dziewczynkę…
Po tym poronieniu mój stan psychiczny co dnia był gorszy. Nie spałam, bo budziły mnie koszmary. O ile w ogóle udało mi się zasnąć, bo bywały noce, kiedy sen nie przychodził w ogóle. Zaczęłam bać się o wszystko, kiedy mój mąż nie odpisywał przez kilka godzin panikowałam, że na pewno miał jakiś wypadek albo coś mu się stało. Wróciły ataki paniki, stałam się też nadpobudliwa. Do tego wszystkiego doszły migreny. Nie jestem w stanie patrzeć na dzieci i ciężarne, sam ich widok powoduje u mnie ucisk w piersiach i zaczyna brakować mi powietrza. Wiedziałam, że sama sobie z tym nie poradzę, że potrzebuję pomocy. Poszłam do psychologa, który stwierdził, że w moim przypadku obok terapii psychologicznej musi włączyć się psychiatra. Umówiłam się więc do psychiatry, chociaż nie sądziłam, że faktycznie jest to potrzebne. Jak widać myliłam się, bo psychiatra zdiagnozował zespół stresu pourazowego. Dostałam leki, dzisiaj po raz pierwszy od diagnozy zatrzymania ciąży przespałam całą noc. Na skutki długofalowe, czyli ustąpienie objawów somatycznych i ciągłego niepokoju będę musiała poczekać do 4 tygodni. Mam nadzieję, że zniknie to poczucie beznadziejności, bo w tym momencie czuję, jakbym nie nadawała się do niczego.
Zostało nam niewiele badań do wykonania. Dzisiaj przyszedł wynik badania przeciwciał przeciwplemnikowych, są ujemne. Stary ma dziś badanie fragmentacji DNA plemników. 11.10 badamy mój kariotyp, 3.11 mamy badanie allo mlr oraz kariotypu M., 5.11 histeroskopia i w drugiej połowie listopada zbadam jeszcze dla pewności subpopulację limfocytów. Myślałam też o wykonaniu badań na celiakię, na pewno nie zaszkodzi. Dopóki nie znajdziemy przyczyny starania są zawieszone. Modlę się tylko, żeby nie były to kariotypy 😞

17 listopada 2021, 12:29

Ten wpis zaczynam z nadzieją, którą poczułam po raz pierwszy od dawna. Ale od początku. Pierwszą dobrą wiadomością były wyniki kariotypu - prawidłowe 🎉. Ulżyło mi niewyobrażalnie. Nadal czekałam jednak na wyniki allo-MLR, zastanawiając się co będzie, jeśli poziom tych przeciwciał będzie wysoki. Znowu zostaniemy bez przyczyny? Może już nigdy nie będziemy mieć dzieci? Dodatkowo mój mąż musiał wyjechać (takie życie żołnierza 🤷🏻‍♀️), co nie pomagało mi uporać się z tymi uporczywymi myślami. 16.11 weszłam na portal pacjenta w klinice i zobaczyłam wynik - przeciwciała nieobecne, allo 0%. Każda normalna osoba załamała by się złym wynikiem, ja skakałam pod sufit z radości, że w końcu coś mamy XD Stary podzielał mój entuzjazm. Od razu napisałam maila do dr Paśnika, liczyłam że odpisze do końca tygodnia. Odpisał po kilku godzinach ze skierowaniem i zaleceniami. Polecił mi dzwonić na drugi dzień po południu do APC w celu umówienia terminu szczepień limfocytami. Nie zdążyłam przystąpić do szturmu na telefon, bo pani z APC zadzwoniła sama i zaproponowała termin pierwszego szczepienia na 20 grudnia 🤩 Kolejne mamy 10.01 i 31.01. Dostaliśmy pozwolenie starań już po 1 szczepieniu ale postanowiliśmy poczekać do 2 dawki. W skali naszych starań miesiąc już naprawdę nie robi różnicy, szczególnie że drugie szczepienie wypada kilka dni przed owulacją, więc realnie nie tracimy cyklu. Pierwsza dawka będzie na około tydzień przed okresem, dodatkowo w cyklu po histeroskopii, którą mam 3.12, więc i tak ten cykl chcieliśmy odpuścić. Czekam jeszcze na wyniki celiakii, no i tą histero. Potem już tylko szczepienia, ciąża i poród. Easy 🙈

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 listopada 2021, 12:35

19 listopada 2021, 13:32

Moje życie ostatnimi czasy to jedno wielkie odliczanie. 13 dni do histeroskopii, 31 dni do pierwszego szczepienia, 52 dni do drugiej dawki, po której możemy wznowić starania i 73 dni do ostatniej dawki. Moim największym marzeniem jest hibernacja - idę spać i wstaję w styczniu. Niestety żaden niedźwiedź nie potrafił przekazać mi tajników snu zimowego, więc zamiast tego staram zająć sobie czymś czas. Przemeblowałam salon, zamówiłam nową kanapę, upiekłam ciasto i zrobiłam zapas pierogów do zamrożenia na święta a to dopiero 3 dzień mojego wielkiego odliczania. Najgorsze w niepłodności jest to ciągłe oczekiwanie - czekamy na badania, wyniki, leczenie, ciążę etc. Kiedy dostałam wynik allo poczułam przypływ ogromnej nadziei. Teraz ta nadzieja ustępuje miejsca zwątpieniu i zniecierpliwieniu. W pierwszej chwili pomyślałam, że w końcu minęliśmy ostatni zakręt i teraz czeka nas już prosta droga do macierzyństwa. Kiedy opadła ta euforia zaczęłam widzieć ile jeszcze przeciwności nas czeka. Co jeśli zachoruję pomiędzy szczepieniami i będziemy musieli zacząć od nowa? Co jeśli wyślą gdzieś mojego męża akurat w owulację? Co jeśli nie uda nam się zajść w ciążę w trakcie trwania ważności szczepień? Co jeśli szczepienia nie podziałają? Co jeśli zajdę w ciążę ale dziecko okaże się chore? Tych "co jeśli..." przybywa z każdym dniem. Staram się, naprawdę się staram myśleć pozytywnie, przeglądam vinted w poszukiwaniu ubranek dla dziecka z myślą, że przecież NA PEWNO będę ich potrzebować za kilka miesięcy ale to wszystko ma bardzo chwilowy efekt. Listopad jest dla mnie ciężkim miesiącem. Za tydzień minie równo rok odkąd dowiedziałam się o pierwszej ciąży. Może to dziwne ale rocznice moich poronień czy terminy porodów straconych ciąż nie bolą mnie tak jak dzień pierwszego pozytywnego test. Jak przypomnę sobie jaka wtedy byłam szczęśliwa, kiedy ciąża kojarzyła mi się z beztroskim stanem oczekiwania a nie ciągłym bólem i strachem. Chyba to jest coś czego straty żałuję najbardziej - tego, że pomimo ogromnej miłości, jaką będę czuła do swojego dziecka nie będę w stanie w pełni cieszyć się ciążą. Zawsze będę mieć z tyłu głowy myśl "nie przywiązuj się, jeszcze nic nie jest pewne". Przepraszam, że tak się żalę, ale to forum jest jedynym miejscem gdzie wiem, że znajdę zrozumienie i nikt nie powie mi nic w stylu "inni mają gorzej" ale zostanę ojojana i pocieszona. I za to wam wszystkim dziękuję <3

1 grudnia 2021, 13:48

Pojutrze histeroskopia 😮 Dzisiaj byłam na badaniach krwi, jutro będą do odbioru. Jednocześnie cieszę się i boję. Cieszę się, bo będę mieć to za sobą, będę pewna, że zrobiłam wszystko co tylko mogłam, żeby nie stracić kolejnej ciąży. Natomiast mój strach wynika z tego, że nigdy nie miałam żadnego zabiegu ani narkozy. Upewniłam się, że dostanę antybiotyk po histero, żeby żadna bateria nie zlepiła mi jajowodów. Zrobiłam też oczywiście wszystkie wyznaczone wymazy, jest czysto ale z natury jestem panikarą i wolę być w 120% pewna. Bardzo szybko zleciał mi ten listopad. Jeszcze nie tak dawno czekałam na wynik allo a już za niewiele ponad 2 tygodnie mam pierwsze szczepienie!
Muszę też pochwalić swojego Starego - sam bierze suplementy, pamięta o nich i nie usłyszałam od niego ani słowa skargi. Lepszego partnera w tym syfie nie mogłam sobie wymarzyć. Trzeba iść na badania - pójdzie. Trzeba brać 11 tabletek dziennie - weźmie. Trzeba wywalić kasę na badania i leczenie - bez słowa skargi zrezygnuje z czegoś dla siebie, żeby na pewno wystarczyło. Jeśli czegoś jestem pewna w życiu to tego, że mój mąż jest najcudowniejszym partnerem i będzie równie wspaniałym ojcem ❤️

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 grudnia 2021, 13:49

9 grudnia 2021, 18:12

Zgłaszam się po histero. Podejrzewaliśmy, że to czysta formalność i nic tam nie znajdziemy. Myliliśmy się i to konkretnie. Podczas zabiegu znaleziono jeden spory zrost centralny, prawie idealnie przez środek macicy. Kilka maleńkich zrostów i sporo skrzepów. Cieszę się ogromnie, że zrobiliśmy ten zabieg. Jestem teraz o wiele spokojniejsza. Sama histeroskopia całkowicie do przeżycia, poszłam spać i obudziłam się po zabiegu. Co śmieszne, podobno sama ubrałam bieliznę po zabiegu, wstałam z fotela i doszłam do sali, zadzwoniłam do męża i mamy ale kompletnie nic z tego nie pamiętam 😂 Czekam teraz na owulację, mam cichą nadzieję, że przyjdzie w weekend, ten lub przyszły. W tygodniu jest szansa, że nie będzie męża w domu. W styczniu podczas owulacji też go nie będzie także bardzo, bardzo liczę na ten cykl. Podobno po histero łatwiej jest zajść, dodatkowo jestem na clo. Jeśli ktoś ma wolnego kciuka proszę o trzymanie ✊🏻

12 grudnia 2021, 13:45

W piątek po południu byłam na monitoringu. Pełna nadziei spodziewałam się, że po clo będę mieć piękny pęcherzyk, może nawet dwa. Dostałam za to torbiel, jeden pęcherzyk 16mm i endometrium 2mm 😭 Od razu wzięłam Estrofem, napisałam do mojej gin z kliniki i dostałam dodatkowo receptę na Sildenafil. Liczyliśmy, że pik LH będzie najwcześniej w poniedziałek, wtedy miała też podać sobie Ovitrelle. Pik był dzisiaj około południa. Ovitrelle mam podać w takim razie wieczorem. Sildenafil mam brać do środy, tj. 2dpo. Robię to wszystko chyba tylko po to, żeby mieć czyste sumienie, że spróbowałam. Cykl spisuję raczej na straty. Muszę przeciągnąć sobie cykl o ok. 2 dni, żeby mąż zdążył wrócić z wyjazdu w styczniu na owulację. Pociesza mnie tylko to, że za tydzień mamy pierwsze szczepienie limfocytami, potem święta, drugie szczepienie i kolejna owulacja. Chciałabym na wiosnę być już w ciąży 😞

9 kwietnia 2022, 18:50

W końcu mogę dać jakiś pozytywny update. Ale od początku. Jak wcześniej pisałam po clo miałam okropne endometrium. W związku z tym, w styczniu i lutym dostałam zamiast tego Lamettę. Spodziewałam się znacznej poprawy, więc kiedy poszłam w lutym na monitoring dostałam w pysk. Były co prawda dwa piękne pecherzyki, po jednym na każdym jajniku. Towarzyszyło im endometrium 2mm… Dostałam estrofem i Sildenafil. Po 4 dniach poszłam na kontrolę. Endo urosło do 7mm, jeden pęcherzyk już pękł, drugi był blisko. Dostałam Ovitrelle, tak w razie czego i przykaz testowania 14 dni po zastrzyku. Chyba nie muszę mówić, że testowałam od 8dpo? 🙈 Kreski bladły ale wciąż były widoczne. I pozostały takie do samego okresu. Beta 12dpo a 13 dni po zastrzyku wyniosła niecałe 6, więc Ovitrelle wypłukuje się u mnie bardzo wolno. Nastawiłam się bardzo na ten cykl, ponieważ wtedy data porodu przypadałaby mniej więcej na datę moich urodzin. Niestety wyszło jak wyszło.
W marcu postanowiliśmy odpuścić wszelkie monitoringi. Co nie znaczy, że odpuściliśmy starania. Nadal brałam wszystkie leki i suple, dołączyłam do tego dong quai i resveratrol na endometrium. Niedługo po owulacji wyjechałam na urlop do rodziców, dobrze mi to zrobiło i łatwiej było przeczekać ten najgorszy czas po owulacji.
Zaczęłam testowanie standardowo od 8dpo. W końcu zapas 50 Nordów sam się nie zużyje. Rano na teście nie było nic. Śnieg w górach nie mógłby być bielszy. Coś mnie jednak tknęło żeby zatestować raz jeszcze. Około południa nadal jedna kreska. Jednak nie na darmo Stary nazywa mnie najbardziej upartą osobą na ziemi. Ok. 21 zrobiłam jednocześnie Norda i Facelle. I na obydwóch był ledwo widoczny cień cienia. Powtórzyłam testy 9dpo rano. I jest ta cholerna kreska! Kolejnego dnia wydawało mi się, że testy nie ściemniały. Nordy troszkę tak ale Facelle było nawet lekko bledsze. Poleciałam na betę. Wynik - prawie 20. Nadal robiłam testy po 2:3 razy dziennie (PTSD po stratach jest straszne), żeby się upewnić, że naprawdę jestem w ciąży. 12dpo przyrost bety był fantastyczny - z 20 na 97. I tutaj postanowiłam, że moja przygoda z betą się kończy. Za dużo mnie to kosztowało strachu a wiedziałam, że beta nie będzie przyrastać tak spektakularnie cały czas. Pomyślałam po co się stresować?
Od razu umówiłam się na doszczepienie do Paśnika. Dostałam termin na wtorek, 12.04. Jednak przed szczepieniem chciałam być pewna, że warto, że nie będę podtrzymywać nierokującej ciąży. Umówiłam się na USG do mojej pani dr na sobotę, 9.04. Chciałam jechać do niej do kliniki w Krakowie ze względu na sprzęt ale niestety tam przyjmowała tylko w tygodniu w godzinach mojej pracy. Po cichutku liczyłam na zarodek z serduszkiem, chociaż ciągle przekonywałam samą siebie, że to może być za wcześnie.
Zazwyczaj przed wizytami w ciąży siedziałam pod gabinetem cała w nerwach, serce waliło mi jak oszalałe. Tym razem byłam dużo spokojniejsza. Wiadomo, bałam się ale to nie była panika. Miałam tęczowy naszyjnik od Starego i kwiatuszek robiony na szydełku, który dostałam po poronieniu Ewy w szpitalu. Przez to czułam się jakby moje dzieci były ze mną i uspokajały mnie, że wszystko będzie dobrze.
Na początku samego usg zobaczyłam sam pusty pęcherzyk. Zaczęłam już mówić, że nic nie ma, że po szczepieniach spotyka mnie po raz pierwszy puste jajo płodowe. Jednak dr kazała mi się lekko podnieść i najpierw zobaczyliśmy pęcherzyk żółtkowy a za chwilę zarodek. Zapytałam czy dobrze widzę, że serduszko pulsuje, czy muszę zmieniać szkła. Dr odpowiedziała, że widzę jak najbardziej prawidłowo ale sama przyznała, że miałam dużo szczęścia widząc serce na tak wczesnym etapie. Nie mierzyła go jednak, bo powiedziała, że na tak wczesnym etapie to bez sensu. Kolejną wizytę umówiłam na 19.04, będę wtedy w 7t2d. Zmierzymy sobie wtedy dokładnie serduszko larwy i założymy kartę ciąży. Dostałam też karteczkę z badaniami do wykonania i receptę na heparynę, duphaston i Utrogestan. Przejdę się przed świetami na wizytę do Luxmedu żeby dostać skierowanie na badania. Mam pakiet z pracy, więc nie uśmiecha mi się wydawanie kolejnych pieniędzy w diagnostyce skoro mogę mieć to za darmo. Teraz tylko oby czas do 19.04 zleciał szybko i bez większych stresów 🙏🏻

15 kwietnia 2022, 14:02

6t5d ciąża nr 4
Spanikowałam. Przedwczoraj zaczęło mi się polepszać - o ile od niedzieli nie byłam w stanie wstać z łóżka bez wymiotów tak w środę nagle wszystko było dużo lepiej. Było mi słabo, troszkę niedobrze ale wrócił mi duży apetyt, a co najgorsze piersi przestały boleć. Umówiłam się na szybko do Luxmedu na czwartek. Spodziewałam się, że zobaczę to co zawsze do tej pory - maleńki zarodek bez akcji serca. Praktycznie płakałam na tej leżance, jeszcze nie widziałam ekranu. W pewnym momencie lekarz obrócił ekran do mnie i kazał mi się przywitać z moim dzieckiem. 6,5mm żywego człowieczka, z akcją serca ok. 130 uderzeń na minutę. Wiek ciąży zgadzał się idealnie, maluch nadrobił ten jeden dzień, który był do tyłu. Dostałam też skierowania na badania, heparynę z kodem C i Utrogestan. Dzisiaj lekko plamię, podejrzewam, że to po badaniu, bo śluz jest brązowy, nie ma go wiele. Dla pewności we wtorek na wizycie zrobię wymazy na infekcje, tak w razie czego. Ale na pewno nie będę się stresować. Maluchu mama wierzy, że jesteś silny i w grudniu będziemy już razem po tej stronie brzucha! ❤️

19 kwietnia 2022, 15:44

7t2d
Jestem po kolejnej wizycie. Ta była chyba najbardziej stresująca, nie potrafiłam uwierzyć, że wszystko będzie okej. Prze gabinetem zaczął mnie mocno boleć brzuch, zaczęłam już zastanawiać się jak wytrzymam w pracy jeśli usłyszę, że serce przestało bić. Do tego przypałętała mi się jakaś infekcja. Gin pobrała mi wymaz, zauważyła też na szyjce małą nadżerkę. Potem zaprosiła mnie na leżankę na usg, gdzie zobaczyliśmy 1,2cm żywego człowieczka 🤩 Serducho biło mu 152 razy na minutę, udało mi się nawet nagrać mężowi. Widać było nawet takie mikro ruchy, uciekał nam też jak chciałyśmy mu zmierzyć serducho 😅 Także dziecko uparte mam po ojcu 😂 Maluch jest o jeden dzień większy niż wynika to z terminu owulacji, powoli zbliżamy się do terminu z OM. W związku z tym, dr postanowiła, że zostajemy przy terminie porodu z OM. Szyjka długa, torbiel nadal jest, co gorsza się powiększyła o kilka mm. Od poniedziałku idę na L4, ani ja ani dr nie chcemy ryzykować. Te 4 dni jeszcze popracuję, chociaż gin wolała żebym już siedziała w domu. Ale ciężko mi tak zostawiać stanowisko z dnia na dzień. Dostałam też przykaz umówienia się na prenatalne 😶 Powoli zaczyna do mnie docierać, że może to maleństwo zostanie ze mną…

27 kwietnia 2022, 12:39

8t3d
W poniedziałek byłam na kolejnej wizycie. Larwa już bardziej przypomina człowieka, ma 1,77cm i FHR 179 bpm.
4d70dd63350b.jpg
Ja czuję się okropnie. Mdłości i wymioty mnie męczą, są dni, że jest w miarę okej, mogę funkcjonować normalnie a potem przez 2 dni nie ruszam się z toalety. Z jednej strony chciałabym żeby to przeszło a z drugiej wtedy będę się denerwować czy wszystko z maluchem jest okej 🤷🏻‍♀️ Jestem też na L4, torbiel nadal nie chce zniknąć a i tak wymioty nie za bardzo pozwalały mi pracować. Przypałętała mi się też infekcja, cieszę się, że moja dr postanowiła zrobić prewencyjnie posiew. Brzuch mam w kolorach tęczy, na szczęście te siniaki nie bolą. Nie mam też żadnych plamień, brzuch boli mnie okresowo raz na kilka dni i to głównie w nocy. Odliczam dni do badania prenatalnego i modlę się, żeby to dzielne serduszko biło nadal tak mocno jak do tej pory. Żeby pomóc sobie z niepokojem zaczęłam robić na szydełku kocyk dla malucha - kiedyś będzie miał pamiątkę a ja licząc oczka nie myślę o złych rzeczach. Bąblu rośnij nam pięknie, mama i tata czekają na Ciebie! ❤️

29 kwietnia 2022, 14:44

9t1d
Oficjalnie mam przerzucić się na wiek ciąży z OM. Dzieć ładnie rośnie, ma 2,2cm. Dzisiaj byłam na wizycie w Luxmedzie. Dostałam skierowania na prenatalne, które mam w pakiecie. Nie odwołuję tych w klinice, jakoś ufam im bardziej ale skoro lekarz skierowanie wypisał i mam je za darmo to czemu nie skorzystać 🤷🏻‍♀️ Także w Krakowie mam badania 19.05 i 23.05 u siebie. Któryś w dwóch lekarzy może dostrzeże płeć 😅 Bardzo uspokoiła mnie ta wizyta. Lekarz powiedział, że po skończonym 8tc ryzyko poronienia mocno spada, nie dopatrzył się u mnie żadnych nieprawidłowości. Nawet moja zmora, pęcherzyk żółtkowy jest prawidłowy! Dzieć ma dużo miejsca, pęcherzyk ciążowy jest ładny i okrągły. Nie mogę uwierzyć, że za niecałe 3 tygodnie będę już po prenatalnych. Jakikolwiek nie byłby ich wynik - mamy dowód na to, że szczepienia u mnie zadziałały. Nie żałuję ani jednej złotówki i ani jednej sekundy bólu.
Mój Stary ma ambitne plany przygotować w majówkę balkon. Uważa, że potrzebuję świeżego powietrza, żeby dotleniać bąbla 😅 W wakacje najpóźniej musimy też zrobić porządek w małym pokoju, który do tej pory robił nam za składzik. Poznamy już wtedy płeć i zabierzemy się za malowanie i skręcanie mebli.
Pomimo tego, że wszystko rozwija się prawidłowo dzisiaj w nocy nie mogłam spać. Rano wstałam i z płaczem mówiłam mężowi, że na pewno serduszko się zatrzymało, bo nie jest mi tak niedobrze jak było. Larwa postanowiła jednak pokazać namacalnie, że wszystko z nią okej i zwymiotowałam przy nakładaniu karmy kotu 🤣 Maluszki doceniam za troskę ale proszę, mniej takich dowodów Twojego dobrobytu, albo chociaż pozwól mi dolecieć do toalety!

10 maja 2022, 13:26

10t5d
W sobotę byłam na ostatniej wizycie przed prenatalnymi. Maluch rozwija się super, miał 3cm i pomachał mi rączką 🤩 Skopał mnie też okrutnie ale na szczęście nic jeszcze nie czułam 😅 Serducho nadal bije pięknie. Dzień przed wizytą udało mi się nawet na chwilę wychwycić je na detektorze ale szybko uciekło. W niedzielę spróbowałam kolejny raz, znalazłam je szybciej ale nadal na krótko i ciągle było cichutkie. Dzisiaj postanowiłam spróbować jeszcze raz. Nie dość, że udało mi się po ok. 5 minutach (ale większość czasu szukałam po złej stronie, bo znowu się młody przemieścił 🙈) ale mogłam posłuchać go dłużej i udało się nawet nagrać bicie serca na telefon 😊 Bardzo mi na tym zależało, bo męża nie ma w domu, wraca dopiero za tydzień i jeszcze nie miał okazji nigdy go posłuchać. Mnie też to uspokoiło, bo serce było słychać czysto i wyraźnie, najwidoczniej bąbel rośnie i ładnie się ustawił.
Za niecałe 1,5 tygodnia mam prenatalne. Boję się ich okropnie, po tym wszystkim nie chciałabym usłyszeć, że maluch może mieć jakąś wadę genetyczną. W razie czego mamy odłożone pieniądze na Sanco ale liczę na to, że nie będą potrzebne. Zdecydowanie bardziej przyjemne byłoby wydanie ich na wózek 😉 Mam nadzieję, że usłyszę, że wszystko jest dobrze a moje maleństwo rozwija się prawidłowo i nie ma powodu do niepokoju. Nie analizuję innych scenariuszy, patrzę tylko na te pozytywne zakończenia.
Jedno jest pewne - błogosławiony niech będzie Paśnik i szczepienia. Jakikolwiek nie byłby finał tej historii wiemy, że szczepienia u nas zadziałały. Miałam po raz pierwszy w życiu okazję zobaczyć, jak moje dziecko się rusza. Mogłam usłyszeć jego serduszko i to nie jeden raz. I za to dziękuję codziennie. Za nadzieję

20 maja 2022, 14:55

12t1d
Wczoraj miałam prenatalne. Mąż po raz pierwszy wszedł ze mną na usg :) Lekarz był bardzo dokładny, sprawdził wszystkie parametry. Maluch nadrobił 4 dni różnicy między OM a owulacją i jest teraz idealnie z wiekiem z OM 😁 NT 1,7mm, CRL 52mm, kość nosowa obecna. Mamy jedynie FHR na górnej granicy normy ale mam się tym nie martwić tylko obserwować i rozważyć echo serca. Niestety diagnostyka zawaliła. Poprosiłam w poniedziałek o zrobienie wolnej bety i białka pappa do badań prenatalnych, żeby obliczyć ryzyko zgodnie z FMF. A dostałam wyniki starą metodą i nie można było ich użyć 🤬 Lekarz „na oko” powiedział, że są okej, najważniejsze jest białko pappa a to miałam dość wysoko. Ale w system już nie mógł ich wklepać. W przyszły poniedziałek mam jeszcze prenatalne z pakietu, tam na miejscu pobiorą mi krew i dostanę wyniki po kilku dniach. Lekarz mnie uspokoił, że na usg nie ma ani jednego markera wad genetycznych, także mam podejść do tego spokojnie. Ulżyło mi bardzo, szczególnie jak lekarz przez całą wizytą badając kolejne rzeczy powtarzał „prawidłowe, bez zastrzeżeń” 😅 No i dowiedzieliśmy się na kogo czekamy - wg lekarza praktycznie na pewno będzie dziewuszka ❤️😁
Po tym badaniu dość mocno odetchnęłam, jeśli w poniedziałek nadal będzie wszystko okej to zacznę cieszyć się ciążą w pełni. Stary jest zachwycony ideą posiadania córki, ledwo zdążyliśmy wyjechać z Krakowa a wszyscy jego znajomi już wiedzieli, że będzie dziewczynka 😂 Do części pisał jeszcze z gabinetu jak lekarz pisał opis usg 😂
Dla chętnych ciotek - oto nasza larwa, zwana Heleną:

6f35bbe5e93e.jpg
aab7d11fd767.jpg
88a2808b5252.jpg
81e66b29ad46.jpg

23 maja 2022, 20:25

12t4d
Byłam dzisiaj na prenatalnych z Luxmedu. Młoda była wyjątkowo uparta, leżała do nas tyłem i gin musiała się nieźle namęczyć, żeby się obróciła. Uparty charakter ma po ojcu 😅 Pobrali mi krew na pappę, z samego usg ryzyka wyszły niskie. Ostatnio martwiło nas tętno, teraz było już mniejsze, pomimo szaleństw młodej. Echo serca i tak zrobimy dla pewności ale dr uspokoiła mnie, że takie tętno jest dość częste. Wyniki będą w przyszłym tygodniu, jeśli coś ich zaniepokoi będą do mnie dzwonić. Trzymajcie kciuki, żeby nie zadzwonili 🙈
Dostaliśmy też kolejny raz potwierdzenie, że rośnie nam córa. Patrząc po jej fochach to ja jestem niemal pewna jej płci 😂 Z racji tego, że nie było ze mną męża dostałam nagranie na płycie ❤️ Także jak Stary wróci będzie mógł na własne oczy zobaczyć swoje niesforne dziecko.
Po tych badaniach wyszłam tak szczęśliwa jak jeszcze nigdy. NT było praktycznie takie samo jak w zeszłym tygodniu (różnica 0,4mm), fali wstecznej ani innych markerów wad nie ma. Młoda rośnie też idealnie z wiekiem z OM.
Jutro czeka mnie krzywa cukrowa. Muszę oddać tez krew na morfologię i mocz do badań. Zastanawiam się też nad zbadaniem TSH, bo ostatnio miałam przy dolnej granicy normy.
W środę wizyta u mojej dr, potem kolejna w Luxmedzie 2.06. Stary wraca dopiero w okolicach 6.06, także wejdzie na jedną z kolejnych wizyt. Będę wtedy już w 15tc. To wydaje się aż nierealne. Po tym wszystkim co przeszliśmy łapię się na tym, że czasami czekam po prostu na złe wieści. I nie dowierzam, że ich nie dostaję. Zdążyłam pokochać tą małą larwę całym sercem i chciałabym, żeby urodziła się żywa i zdrowa. Żeby odegnać złe myśli staram się planować wyprawkę, mąż planuje po powrocie remont pokoju dla młodej. Najpierw odliczałam do serduszka, potem do 8tc, do prenatalnych, a teraz chciałabym żeby był już 30tc, żeby malutka miała jakieś szanse poza brzuchem. Za to w 30tc będę pewnie odliczać każdy tydzień, byle do 37tc 🤷🏻‍♀️ To chyba się nie skończy nigdy, ale staram się cieszyć tą ciążą na tyle na ile mogę. Nie wiem czy kiedykolwiek zdecydujemy się na drugie dziecko, dlatego nie chcę żałować, że przepłakałam całe 9 miesięcy. Chociaż między Bogiem a prawdą - przywilej beztroskiej ciąży został mi odebrany razem z pierwszym dzieckiem 1,5 roku temu.
Dokucza mi brak Starego. Niech szlag trafi wszystkie wyjazdy i poligony, tutaj żona w ciąży tęskni! 😣

3 czerwca 2022, 00:17

14t0d
Dzisiejszy dzień można zaliczyć do naprawdę udanych. Zaczęłam oficjalnie 2 trymestr 🙌🏻 Dojście do tego etapu jest naprawdę cudowne, wiele jeszcze przed nami ale też już sporo za nami. Dodatkowo odebrałam przed dzisiejszą wizytą wyniki prenatalnych - pomimo moich obaw wyszły naprawdę świetnie. Ryzyka trisomii 13 i 18 wynoszą <1:20000 a T21 1:19588. Ginekolog uznał, że są piękne i oprócz standardowych badań prenatalnych w 20 i 30tc nie musimy rozszerzać diagnostyki.
Młoda rośnie jak na drożdżach. Ma już 8cm, nadal pięknie idzie zgodnie z wiekiem z OM. Serduszko już ładnie się stabilizuje, dzisiaj biło 160 razy na minutę. Nadal w przewidywaniach zostaje dziewczynka, chyba powoli mogę się przyzwyczajać do posiadania córki 😅 Na USG malutka ma pięknie zarysowany nosek, taki lekko zadarty ❤️ Pomachała mi też rączką, kilka razy kopnęła. Nie mogę się doczekać aż poczuję te kopniaki. Podobno jest na to czas do 20tc, jednak mam nadzieję, że z racji na łożysko na tylnej ścianie poczuję je troszkę wcześniej.
Udało nam się też dostać sporą część wyprawki od kuzynki Starego. W tym fotelik i gondolę, musieliśmy jedynie dokupić stelaż, bo oni wciąż używają spacerówki. Normalnie nie brałabym używanego fotelika ale tutaj źródło jest sprawdzone, wiem, że jest bezwypadkowy i zadbany. Do tego pasuje do naszego samochodu, sprawdziliśmy to wcześniej. Dostaniemy też łóżeczko, ubranka, laktator i sporo innych „przydasiów”. Cieszę się z tego ogromnie, bo to zawsze jest spora oszczędność pieniędzy, dodatkowo to będzie lepsze dla środowiska. Myśleliśmy nawet, żeby za zaoszczędzone pieniądze wykupić badanie NIFTY ale przy tak niskim ryzyku chyba nie ma po co wydawać pieniędzy.
Pod koniec czerwca przyjedzie mój tata pomóc nam przy remoncie pokoju dla małej. Znalazłam tapetę w tęcze i słoneczka i przepadłam 😅 Liczę na to, że na przygotowaniach do powitania larwy na świecie zleci mi ten kolejny trymestr. Co prawda boję się już mniej niż na samym początku ciąży ale wciąż mam z tyłu głowy, że daleko nam jeszcze do granicy przeżywalności. Dlatego wolę skupiać się na planowaniu wyprawki, pokoju i życia z maluchem niż na myśleniu co jeszcze może pójść nie tak. Nie ma bezpiecznego terminu w ciąży ale każdy dzień przybliża nas do powitania małej po tej stronie brzucha. Przestałam ufać swojemu ciału, nie wierzę, że jest w stanie w pełni ochronić moje dziecko, dlatego czekam aż Hela znajdzie się cała i zdrowa w moich ramionach. Wtedy dopiero uwierzę, że jest bezpieczna.
Na 14.07 mam umówione 2 badanie prenatalne. Zaczęło się odliczanie 6 tygodni. Najpierw pomyślałam, że to strasznie długo. Ale potem uświadomiłam sobie, że tak samo myślałam jak umawiałam się na pierwsze prenatalne. I zleciało, nawet nie wiem kiedy. Ba, od prenatalnych minęło już 2 tygodnie! Większość tego czasu spędzę na spaniu, oglądaniu seriali i dzierganiu kocyka dla Halszki. Ani się obejrzę a będę jechać na połówkowe, na których wszystko na pewno wyjdzie w pełni prawidłowo. Innej opcji nawet nie biorę pod uwagę 😉
1 2