Porównanie wyników: lipiec 21/październik 21/styczeń 22/kwiecień 22
całkowita ilość: 14.8/69.02/107.8/133.2
koncentracja: 2.2/10.15/14/18
ruch postępowy a+b: 16.7/40.56/43/31
nieruchome: 73.8/50.55/48/58
morfologia: oligozoospermia - nie można zbadać/7.9%/3%/5%
objętość: 6.6/6.8/7.7/7.4
upłynnienie: 30 min/10 min/30 min/20 min
pH: 8.1/7.9/7.9/7.9
Profertil/Nucleox
Maca
Witaminy: B12, C, D, A+E
Kwas foliowy
Salfazin/Cynk
Magnez
Żelazo
L-karnityna, L-arginina
Kwasy Omega3
Prostimen
Olej z czarnuszki, sok z buraka
Dużo orzechów: brazylijskie, migdały, włoskie
Codziennie buteleczka soku pomidorowego i owsianka na śniadanie (z borówkami, malinami)
Zmiana stylu życia:
Bawełniana, luźna bielizna, więcej sportu + basen i spacery, odstawienie papierosów, alko okazyjnie, więcej snu, mniej stresu!
Dużo pomidorów, papryki, sałaty, kiełków, czarnuszka, sezam, nasiona chia
Kolejne badania zaplanowane na: 22 lipca 22
Moje badania:
AMH: 3,45
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 maja 2022, 11:53
Cieszy mnie, że coraz bardziej ulepszamy dietę.
Zastanawiamy się - czy życie nas pozytywnie zaskoczy?
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 kwietnia 2022, 21:53
Dziś zadecydowaliśmy, żeby badanie zrobić przed świętami, czyli nie 22.04, a 15.04 - chodzi o to, żeby uniknąć pytań przy stole "dlaczego nie pijesz, dlaczego tego nie jesz?". Nie wiem, czy to wystarczający powód, ale mój mąż tak czuje i skoro on tak czuje, to ok. Ogarniemy badanie i on na święta zrobi sobie trochę luzu, bo naprawdę solidnie trzyma dietę, suplementację i ogólnie o wszystko bardzo dba. Mam nadzieję, że usiądziemy do tego stołu z uczuciem ulgi... Oby. Ma to swój plus, bardzo jesteśmy zniecierpliwieni tym ciągłym czekaniem na kolejne wyniki, dlatego cieszę się, że nasza ciekawość zostanie zaspokojona tydzień wcześniej.
Rozmawialiśmy również o mnie - jest plan na pogłębione badania, na pewno AMH. Od maja/czerwca pocisnę bardziej moją diagnostykę, bo choć do tej pory wszystko wygląda dobrze, to może warto pokopać "głębiej"?
Może to głupie, ale szukam sobie nawet takich pozytywnych stron, na przykład że: jak teraz nie zajdę w ciążę, to ruszymy gdzieś na wakacje i będzie można poszaleć na luzie z alko, jedzeniem i w ogóle albo, że jeśli uda mi się zajść w ciążę dopiero pod koniec roku, to będzie z tego taki plus, że nasze dziecko urodzi się w lato, tak jak zawsze marzyłam... albo, że jeśli przeciągnie się to do następnego roku, to nie będę już zwlekać ze zmianą pracy i odciągać tego nieustannie. Nie wiem, czy to mądre, ale ważne, że działa i dzięki temu czuję się lepiej!
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 kwietnia 2022, 22:27
Jeszcze te święta za tydzień, tyle roboty, jak ja to wszystko ogarnę jak w piątek pracuję do wieczora... Lista rzeczy do zrobienia nigdy się nie kończy. Jak ja mam się z tego wszystkiego cieszyć, jak wszystko jest na wariata, obowiązki gonią obowiązki, ciągle coś jest nie zrobione, ciągle w niedoczasie. W pracy też nie ma chwili wytchnienia, a nawet mam wrażenie jest robiony taki sztuczny chaos - nawet jak nic się nie dzieje.
Patrzę na moje znajome w ciąży, wydaje mi się, że to taki czas w którym można zwolnić, przystopować trochę, skoncentrować się na tym co przyjemne - to raz, a dwa - to czekanie blokuje mnie przed zmianą pracy. Próbuję to pokonać w sobie, ale nie potrafię - mam bezpieczną pracę, pensję 'w miarę', przede wszystkim umowę, to naprawdę dobry moment na ciążę z tej perspektywy. Czarne wizje, że zmienię pracę, dostanę byle umowę i zostanę na lodzie, jeśli uda się zajść w ciąże - prześladują mnie. I jeszcze ten obraz, że przyjdę do nowej pracy i od razu wybiorę się na macierzyński. Wiem, ile kobiet tak ma. Masakra co się dzieje w naszych głowach.
W piątek kolejne badanie nasienia i planujemy niebawem wizytę u Wolskiego. I to moje AMH muszę umówić - tak bardzo się boję tego badania... Łatwiej jest być tą osobą z boku, wspierającą, a co jeśli i u mnie będzie jakiś problem?
Mam trochę tych czarnych myśli dziś, też z tego powodu, że w sobotę święta i mamy gości u nas i wiem, że od tych wyników będą zależeć nasze nastroje.
Byle do piątku...
Ważne, że ilość idzie do góry i morfo całkiem niezła jak na 5 dni abstynencji. I ta nieszczęsna koncentracja - pierwszy raz w normie... Kolejne badanie w lipcu - minie równy rok od pierwszego, tego najgorszego badania, od którego zawalił nam się chwilowo świat. Patrzę wstecz i widzę jaką drogę przeszliśmy, jak dużo wypracowaliśmy - ciśniemy dalej.
Przed świętami miałam cięższy czas, dopadła mnie beznadzieja i poczucie ogromnej niesprawiedliwości. Dzień przed badaniami widziałam faceta, który prowadził wózek z małym dzieckiem i szedł popijając browara (!). Widziałam też kobietę z dużą nadwagą, palącą fajkę - szła sobie z dwiema małymi córkami. Poźniej wchodzę do sklepu, a tam babka z noworodkiem w wózku, kupuje papierosy. Trafiło mnie. Dzień przed badaniami trzymałam się dzielnie, ale w piątek jak wróciliśmy do domu i zobaczyliśmy, że wyniki są dobre, to coś we mnie pękło - chyba te nerwy kumulowane przez ostatni tydzień i musiałam się wypłakać mężowi w rękaw. Pomogło. Wiem, że dla niego mój płacz był bardzo trudny, bo on się obwinia za tą całą sytuację, ale wytłumaczyłam mu, że to wszystko co się dzieje jest naszym wspólnym problemem, który pokonamy razem, ja po prostu mam żal do losu i poczucie ogromnej niesprawiedliwości, a moje emocje nie są skierowane do niego.
Wiem, że byłby świetnym tatą, myślę, że będzie lepszym ojcem, niż ja matką. I mam czasem takie dni, że jestem zła na cały świat, że taki człowiek jak on dałby tak dużo miłości i uwagi swojemu dziecku, a nie może. To chore.
Teraz na Wielkanoc naszło mnie wiele refleksji, że kończy się czas Wielkiej Nocy, a zaczyna Wielki Dzień. Kończy się ciemność, a zaczyna jasność. Budzi się nowe życie. Idzie nadzieja na lepsze jutro. Zastanawiałam się, ile jeszcze świąt czeka nas w oczekiwaniu... Ile miesięcy, a może lat? Niepewność i czekanie. Czy chcę, żeby tak wyglądało moje życie? Nie! Doszłam do wniosku, że trzeba żyć, bo minionych dni nikt mi nie odda, a życie jest tak pełne wszystkiego i jest w nim tyle zdarzeń jeszcze niezbadanych, będzie dobrze!!
Kilka dni przed świętami kupiłam coś dla mojego męża, w sumie dla nas - coś bardzo symbolicznego. Nie są to buciki, ani nic z tych rzeczy, ale jest to rzecz, która zawiera w sobie pewną symbolikę. Można by ją odnieść do różnych kwestii, w naszym przypadku do tego, że może kiedyś zostaniemy rodzicami. Schowałam tę rzecz i niech czeka, może kiedyś przyjdzie ten dzień, że dam ją mojemu mężowi - w końcu "wszystko się może zdarzyć"...
Doktor powiedział, że wyniki są rewelacyjne (w końcu normospermia ) i że zaczynaliśmy prawie od zera, a tu taki progres, że będzie dobrze i jesteśmy na dobrej drodze. Na pytanie co dalej, zasugerował, że możemy zaczekać do jesieni i teraz przez lato próbować naturalnie, ale w sumie to on radzi nie zwlekać i spróbować inseminację, bo żona ma 30 lat, a pana plemniki mogą się w końcu zmęczyć, a teraz jest zwyżka i dobre parametry. I jak to usłyszałam to... zatkało mnie w gardle i zaczęły mi cieknąć łzy!!!
Nie mogłam się uspokoić. Tym to dziwniejsze, że od stycznia mówiłam głośno w domu, że musimy ustalić datę do kiedy się staramy naturalnie, żeby mieć tę inseminację z tyłu głowy, że prawdopodobnie będziemy musieli ją zrobić. To ja sama zaczynałam ten temat, czytałam o tym, tłumaczyłam mojemu mężowi - ALE! w momencie kiedy usłyszałam to zalecenie głośno z ust lekarza... rozwaliło mnie to. Chyba myślałam, że powie, że daje nam 3-4 miesiące i zaskoczy, chyba tak myślałam, że tak powie. Ta rozmowa emocjonalnie mnie rozjechała na cały weekend. Naprawdę nie wiem dlaczego aż tak.
Powiedziałam mojemu mężowi, że od lipca tłumię to wszystko w sobie, że jestem silna cały czas, przecież jak co miesiąc dostaję okres - nawet łza mi nie pocieknie, jak spotykam się z koleżankami w ciąży, albo z małymi dziećmi, jak słyszę pytania - kiedy my i dlaczego jeszcze nie - jestem silna, powieka mi nie drgnie... A ta rozmowa z lekarzem bardzo mnie rozbroiła i musiałam w końcu popłakać. Mój mąż jest bardzo podniesiony na duchu po ostatnich badaniach i tej tele-poradzie, a ja przeciwnie - zdołowało mnie to.
Lekarz powiedział, że może być u nas problem z immunologią, że proponowałby inseminację, bo być może ta bariera będzie ciężka do pokonania i inseminacja rozwiązałaby sprawę, żebyśmy to przemyśleli. Ta rozmowa miała dla mojego męża bardzo pozytywny wydźwięk (w końcu mój mąż teraz jest wg badań całkowicie zdrowy!), doktor nie zalecał żadnych leków, ze względu na to, że mój mąż ma wysoki testosteron i zalecił po prostu dbanie o siebie, zdrową dietę, sport i ZERO papierosów. Dlaczego ja odebrałam ją zupełnie odwrotnie? Tak bardzo mnie zasmuciła.
Poukładałam sobie to wszystko w głowie przez weekend, ochłonęłam trochę. Na ten moment pozostajemy jeszcze chwilę przy staraniach naturalnych i ustaliliśmy, że czekamy maksymalnie do sierpnia. Jeśli nie pyknie, to we wrześniu (jeśli nie wcześniej, zobaczymy jak nastroje, badania itd.) podchodzimy do IUI.
Mój plan na siebie: pilnuję się i regularnie biorę proszki:
Rano, do śniadania: folik i ovarin + olej z czarnuszki + l-karnityna
Po południu, do obiadu: wit D + wit E + kwasy Omega 3 + l-karnityna
Wieczorem, do kolacji: magnez
Ruszam się jak najwięcej się da: ćwiczenia, spacery, rower, basen, cokolwiek.
Jem zdrowo, przede wszystkim nie rezygnuje ze śniadań, jem podobnie jak mój mąż, mniej kawy! Więcej wody, zielonej herbaty. Mniej słodyczy i koniec z Macdonaldem.
W tym miesiącu chciałam iść pierwszy raz na monitoring cyklu, i co? Moje zezowate szczęście! Owulacja wypada mi równo na majówkę, między 1-3 maja. Super, gabinety lekarskie pozamykane Monitoring przekładam na czerwiec, w maju zostaję przy testach owu.
I dalej badania, tylko pytanie czy teraz już mogę je robić? Czy skoro przed IUI i tak będzie trzeba je ogarnąć to teraz powinnam się wstrzymać z tymi wszystkimi HSG, AMH itd. I ta immunologia też się tli na horyzoncie. Ważne, że jest PLAN, a co z niego wyjdzie, kto to wie?
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 kwietnia 2022, 22:04
Testy owu jakoś mi dziwnie wychodzą/nie wychodzą (zawsze wychodziły), już je trochę olałam w tym miesiącu i fakt faktem nie pilnowałam tak dokładnie godziny, ani tych 2h bez picia przed. Wiem, że dni płodne mam/miałam jakoś teraz i tyle. Nie będę się w majówkę tym katować. Niestety, monitoring przez majówkę mi przepadł, bo gabinety pozamykane.
Byłam ostatnio u dawno nie widzianej znajomej, widujemy się baaardzo rzadko, już nam jakoś nie po drodze (inne style życia, poglądy, wszystko). Czułam się trochę jednak w obowiązku ją odwiedzić, bo właśnie urodziło jej się dziecko - ona również odwiedziła mnie jakiś czas temu w związku z pewnym ważnym wydarzeniem w moim życiu. Dostałam zaproszenie, aby ją odwiedzić, poznać jej bejbika. Przyjechałam z bardzo dobrym nastawieniem, z miłymi prezentami i... bardzo szybko pożałowałam. Stężenie pytań 'a kiedy wy?', sugestii, że już powinnam, że już mam 30 lat, że będziemy rodzicami-dziadkami, że tak super jest przecież mieć dziecko - po prostu mnie zasypało. Na jakikolwiek temat próbowałam zejść, to kończyło się nadal tylko tym jednym. To nie było jedno, czy dwa zdania - to było cały czas. Niewybredne żarty, jakieś głupie docinki - byłam zażenowana tym wszystkim i bardzo zaskoczona jej zachowaniem, które było wręcz napastliwe (czuję, że wynikało z wścibskości tej osoby). Wizyta była krótka i na pewno ostatnia, tak jak przeczuwałam, ta relacja nie ma sensu i po co mam się męczyć? Mam inne znajome z dziećmi/w ciąży i nasza relacja wygląda w zupełnie inny sposób! Życie jest za krótkie na nic nie warte znajomości, lepiej ten czas poświęcić na tych, z którymi czujemy się dobrze i swobodnie. Kolejna nauczka - słuchać swojej intuicji. Zawsze.
Co do badań - czekam na wypłatę w maju i to mnie wstrzymuje trochę. Mam wyrzuty sumienia, że stoję w miejscu, ale no siła wyższa... Myślę jeszcze o zrobieniu pakietu krzywej cukrowej i insulinowej.
Organizmy ludzkie mnie zadziwiają, odkąd zaczęliśmy myśleć o dziecku zaczęłam przyglądać się sobie i zauważyłam, że w czasie okołoowulacyjnym rośnie mi 'tam w środku' jakby balonik, a przez 1-2 dni musiałam bardzo delikatnie siadać, bo bolał on, a raczej kłuł w okolicy odbytu. Czułam też coś w jajnikach, jednym zdaniem można powiedzieć, że czułam że to owulacja lub jej okolice. W styczniu miałam pierwszy raz w życiu cykl, który trwał 22 dni. I od tego cyklu ten okołoowulacyjny ból zniknął, przestałam czuć cokolwiek. I co, oczywiście zaczęłam się tym martwić i dziś nadal o tym myślę.
Tak myślę, że te starania naturalne swoją drogą, ale badania od maja trzeba zacząć robić, przecież do inseminacji też trzeba się przygotować, nawet jeśli ona ma być za kilka miesięcy, to tak naprawdę miesiąc za miesiącem leci, tu się zrobi monitoring, tu jakieś badania... Może powinnam odpuścić tak na 100%, ale nie chcę, czuję, że wiosna i lato to taki czas, że jest wzmożona mobilizacja i musimy też cisnąć naszą dietę.
Bardzo to pisanie pomaga, bardzo. Czuję się zawsze lepiej po tym, kiedy wystukam te wszystkie myśli na klawiaturze. Czytam też pamiętniki innych dziewczyn i dajecie ogromną nadzieję i siłę, trzymam kciuki bardzo za Was wszystkie, nie ważne na jakim etapie jesteście, marzę o tym, żebyśmy wszystkie doczekały tego dnia, kiedy to się stanie i zapanuje spokój
Do obiadu w pracy biorę też suple, no i magnez wieczorem.
Długie spacery cały czas, kosztem nawet niezrobionych projektów - trudno! Mam w głowie priorytet i NIE JEST nim teraz praca. Jak ogarnę się z tymi nie zrobionymi sprawami, to dorzucę jeszcze basen. Mój mąż jeździ na basen kilka razy w tygodniu.
Staram się dbać o swoją głowę, bo bywa różnie. Zachowuję spokój, nie panikuję. Jestem z nietestujących - nie testuję, jeśli zajdę w ciążę, to na pewno się o tym dowiem. Mam dość regularne miesiączki, dlatego nie ma to sensu, ona po prostu przychodzi rano i już, nie ma nawet czasu na testowanie
Staram się ostatnio odpuszczać niektóre rzeczy, żeby zadbać o siebie i swój dobrostan - właśnie z tego powodu, że nie wiem ile jeszcze to wszystko potrwa. Porównuję to do biegu długodystansowego, jeśli wypalę się na początku, to do mety dobiegnę ledwo żywa, a nie chcę tego. Rozkładam siły, żeby starczyło na cały bieg.
Ostatnio trudniej mi się chodzi do pracy (choć ogólnie ją lubię, tak jak ludzi z którymi pracuję) - bo aż strach, kto następny zaciąży. To tak jak strach wchodzić na fb Widzę tę piękną pogodę i myślę sobie, że wolałabym zostać ze swoimi myślami, iść na spacer, cokolwiek, tylko nie iść do pracy i nie zajmować się rzeczami, które wydają mi się tak mało istotne w zderzeniu z moim problemem. Z drugiej strony - praca pomaga, bo przez 8 h jednak to myślenie jest skierowane w inną stronę.
Akademia Płodności podniosła ostatnio kwestię projektu żyćko. U nas zapadła ostateczna decyzja, jedziemy w końcu na wakacje!!! Wreszcie, popandemiczne wczasy, nie mogę się doczekać
Ta myśl dodaje mi skrzydeł. Na pewno wcześniej chcemy też wyjechać w góry. Jestem w trakcie planowania też innych rzeczy, związanych z domem między innymi. Projekt żyćko wchodzi na 100% ))
Oho, zaczyna się pms. Za mniej więcej tydzień powinnam dostać okres i już widzę zmianę nastroju, lekkie poddenerwowanie, rezygnację, zaczyna mi się 'nic nie chcieć'. Muszę się po prostu nastawić teraz na to, że będę bardziej niespokojna, że tak po prostu jest i jakoś to przetrwać. Przetrwać też pierwszy dzień okresu - zawsze jest najgorszy, drugiego dnia wstępuje we mnie już nadzieja
Pierwszego dnia okresu dzwonię do lekarza i umawiam się też na pierwszy w życiu monitoring!! Postanowiłam, że jeszcze raz zbadam też FSH na początku cyklu. I jeszcze teraz tym tygodniu (planuję piątek, pojutrze) chcę też zbadać AMH.
Wczoraj upadłam, dopadła mnie taka rezygnacja, że poszły czipsy w ruch, kawa też... Dopadły mnie myśli, że skoro i tak nic z tego wszystkiego, to po co mam się męczyć, po co rezygnować z przyjemności, po prostu moja głowa zaczęła widzieć wszystko w ciemnych barwach. No ale, upadłeś - powstań, więc dziś już jajecznica, sałatka, suple wzięte, olej z czarnuszki też.
Cały czas mi chodzi po głowie ten projekt żyćko, co tu znaleźć, żeby swoją energię przekierować na inne tory niż ta cholerna niepłodność...
80g płatków owsianych, 120g banana, jedno spore jajko, niecała łyżeczka gorzkiego kakao - to wszystko blendujemy, później smażymy. Na koniec dodajemy jogurt naturalny, sypiemy owocki, np.borówki.
Kiedy dowiadujesz się, że twoja najlepsza kumpela w pracy jest w szoku bo jest w ciąży, z wpadki (!), której totalnie się jej nie spodziewała, bo ma zaawansowane PCOS i kilka lat temu, przy pierwszej ciąży (też wpadkowej) lekarz powiedział jej, żeby miała świadomość, że raczej nie zostanie już nigdy więcej mamą.
Kiedy wracasz wieczorem po pracy do domu i myślisz sobie o idealnej, wymarzonej dacie w której mogłoby urodzić się Twoje dziecko i jest to ten jeden wymarzony dzień na 365 dostępnych dni w roku. Myślisz sobie to i oczywiście wiesz, że to jest nierealne, że to tylko takie głupie marzenie. I jesteś w takim momencie starań, że już przestajesz nawet myśleć o celowaniu w konkretny miesiąc czy porę roku, tylko po prostu - żeby to się w końcu stało, żeby się udało i żeby dopisało zdrowie. I co się dzieje następnego dnia? Spotykasz znajomą na mieście, jest w ciąży i mówi termin porodu... I jest to ten jeden Twój dzień, Twój wymarzony dzień, jeden na 365 dni! Myślisz sobie - czy los sobie ze mnie drwi? Czy ktoś sobie ze mnie żartuje?
Kiedy masz regularnie okres i jesteś nietestująca, a nawet ostatnio o tym pisałaś - że, nie testujesz, nie nakręcasz się, bo przecież miesiączka i tak przychodzi regularnie, nawet nie daje Ci cienia nadziei. Czekasz tylko na ten dzień, kiedy przyjdzie okres, żeby zapisać się na pierwszy w życiu monitoring (akurat owulka wypadnie pod koniec tygodnia, będzie dobrze zgrać wizyty u lekarza z pracą). Drugiego dnia okresu masz zaplanowane AMH i FSH, badania już kupione. Czekasz, czekasz i... okresu nie ma. Myślisz sobie - świetnie! Teraz cały cykl się przesunie, owulka się przesunie i w sumie ta poprzednia też pewnie była w innych dniach niż myślałaś.
Bierze mnie wściekłość i żal, że nie układa się nic po mojej myśli! Jak tylko coś zaplanuję, to bierze to w łeb. Biorę ovarin, suple, poprawiam swój styl życia, właśnie żeby ten głupi cykl był mega regularny, żeby było łatwiej. Dziś miałam być już po badaniach, miałam mieć już zaklepaną wizytę u gina, a nadal stoję w miejscu i moja cierpliwość jest wystawiona na ogromną próbę! Bo okresu nie ma, a ja nie będę testować, bo za dużo kosztuje mnie to stresu. Kilka razy w życiu robiłam test i za każdym razem, gdy była jedna kreska czułam się jak skończona naiwna idiotka, która nie wiadomo na co liczyła.
Moje cykle się skróciły, kiedyś były raczej 28-29 dniowe, a teraz średnia wynosi 26 dni. Boję się bardzo, że teraz będą mi się wydłużać, że może coś jest nie tak, że może nieowulacyjne... Czy życie musi się tak pieprzyć, że skoro mój mąż ciężką pracą poprawił swoje wyniki, to teraz u mnie będzie się wszystko sypać? Użalam się, wiem, ale mam w sobie ogromną złość!
W dniu okresu czułam coś w podbrzuszu, jakby on miał przyjść, ale nie przyszedł. Aktualnie nie czuję nic, żadnych objawów, które mogłyby zwiastować COKOLWIEK. Obawiam się, że skoro mój mąż w kwietniu osiągnął ten magiczny pułap "normospermię", to może moja psychika zaczęła szaleć? Nie chcę robić testu ciążowego, bo czuję, że ten cykl się wydłuża przez to napięcie, które we mnie jest, przez ten podświadomy stres, że ja sama to zablokowałam. Czuję się bardzo dziwnie (w głowie), może to też dziwnie zabrzmi, ale chciałabym już zobaczyć krew, żeby ten okres przyszedł, bo teraz jestem w totalnym zawieszeniu.
I jestem wściekła!
Dziś przeczytałam też szczęśliwą nowinę u Kapelki i to też podniosło mnie na duchu, takie historie dają mega kopa do działania
Przez ostatnie dni:
Zapisałam się na monitoring cyklu do mojego ginekologa. Jutro - w Dzień Mamy mam pierwszą wizytę.
Zrobiłam badanie AMH: wynik 3,45
Dziś zrobiłam p/c przeciwplemnikowe z krwi - na wynik będę czekać około 11 dni.
Mam też plan na kolejny miesiąc - po rozmowie z Kimś, kto dał mi naprawdę dużo siły, wiary i pomoc, za radą postanowiłam kolejny monitoring w przyszłym miesiącu zrobić u pani ginekolog z polecenia. U niej postaram się o skierowanie na HSG. W tym czasie powinnam już mieć wyniki p/c przeciwplemnikowych.
Zostało mi tylko zapisać się jeszcze na wizytę do dra Paśnika.
Muszę uciekać do pracy - aura na zewnątrz średnia, ale Wam wszystkim życzę pogodnego dnia i jeszcze raz ogromne gratulacje dla Kapelki!
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 maja 2022, 21:27
"W badanym materiale WYKRYTO obecność przeciwciał przeciwplemnikowych 1:10"
Czyli jest jakiś trop.
26 maja byłam u gina, 8dc - endometrium 0,59, w jajniku lewym pęcherzyk 0,9...
Wydaje mi się, że owu mi się przesunie, bo mam jakiś podświadomy stres z tymi badaniami związany. O ile będzie owu, bo ja zawsze żyłam z przeświadczeniem, że u mnie wszystko świetnie, wyniki książkowe, a tu okazuje się, że niekoniecznie.
Zapisuję się teraz do innej gin i muszę ogarnąć skierowanie na HSG. Za jakie grzechy to wszystko - kasa to jedno, ale czas na to wszystko... Ja mam pracę zmianową, staram się jakoś to wszystko dopasowywać, ale nie chcę w pracy mówić, że jeżdżę po lekarzach itd., wolę to zostawić dla siebie, stresuje mnie to.
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 maja 2022, 13:08
W zatoce Douglasa widoczny płyn. W gabinecie byłam o 16:00. Po 14:00 miałam dosłownie 'wyrzut' śluzu i tak czułam, że to może być owu. Doktor powiedział, że wygląda na to, że pęcherzyk pękł dzisiaj i całkiem niedawno, bo jest jeszcze spory, a płyn w zatoce Douglasa już widać. Na ostatniej wizycie, kiedy pęcherzyk był mały miał ładny okrągły kształt, a dziś już zaczynał nabierać nieregularnych kształtów, takich świeżo po pęknięciu.
Trochę mi ta wizyta rozjaśniła i mnie uspokoiła, bo już zaczęłam sobie wkręcać, że pewnie pęcherzyk nie rośnie, że mam cykle bezowulacyjne i tak dalej. I jak na złość, testy owu, które zawsze mi ładnie wychodzą - w tym cyklu wcale nie wychodziły
Teraz sobie będę mogła wyliczyć, ile trwa moja faza lutealna. Wg apki owu powinna być 2 dni temu, a ja odkąd nie mam bóli owu (od stycznia) to już zgłupiałam całkiem.
Okazuje się, że dziś w 14dc po południu pękł pęcherzyk. Przynajmniej coś wiem
I jak to w czasie okołoowulacyjnym nastrój dopisuje, czuję spokój, pogodzenie z losem - chciałabym, aby ten stan trwał zawsze
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 czerwca 2022, 19:04
Tylko do listy planów dołączyły badania na trombofilię i chlamydię.
Próbuję zapisać się do dra Paśnika, ale nie jest to łatwe.
Dlaczego to się tak wszystko ciągnie jak guma w majtkach ...
Doktor stwierdził, że wg niego jesteśmy na początku starań, bo normospermia jest dopiero od kwietnia. Po zrobieniu z nami wywiadu, powiedział jednak, że jeśli chcemy sprawdzić czy rzeczywiście immunologia w naszym przypadku może być problemem, to okej - i zlecił nam listę badań: ANA 1, ASA (partner tylko IgA, p/c p/osłonce przejrzystej, IMK, CBA (już zrobione, czekamy na wyniki). Do zrobienia jeszcze: KIR, HLA-C (partner), test HBA. Jak to wszystko zrobimy, to mamy wrócić do niego z wynikami.
W sobotę 2 lipca byłam u nowej, poleconej mi Pani ginekolog - dr W, w moim mieście. W ogóle pierwszy raz w życiu byłam u kobiety-ginekolog. To był strzał w 10. Wywiad był bardzo szczegółowy, przestudiowała krok po kroku wszystkie wyniki badań, które jej przyniosłam. Zleciła mi badanie drożności jajowodów Sono HSG - jutro ma potwierdzić mi konkretną datę, prawdopodobnie będzie to druga połowa sierpnia. Niesamowita kobieta, z dużą wiedzą i wspaniałym podejściem. Co ważne - uspokoiła mnie tak, jak jeszcze żaden lekarz. Teoretycznie powiedziała mi to, co inni, ale w taki sposób, że wyszłam z jej gabinetu z nadzieją, że jednak uda mi się zajść w ciążę, a moja nadzieja ostatnio trochę przygasła...
Zbadała mnie, powiedziała, że u mnie wszystko wygląda naprawdę bardzo dobrze i że plemniki dopiero od kwietnia weszły w normę, więc nasze starania należy liczyć nie od lutego 2021, ale właśnie od kwietnia tego roku. Zasugerowała spokój i cierpliwość, powiedziała, że rozumie, że z naszej perspektywy te starania trwają długo, ale czynnik męski wykluczał zapłodnienie i jesteśmy jakby na początku drogi (to samo powiedział dr Malinowski). Bardzo mnie to uspokoiło, że opracowała ze mną plan krok po kroku co dalej robimy - starania, spokój, cieszyć się wakacjami, zrobić HSG (które ewentualnie musi być zrobione, aby podejść do inseminacji). Wg niej dobrze byłoby sobie dać 3-4 miesiące starań i (nie czekać roku), tylko jeśli będziemy gotowi - podjąć kolejny krok: inseminację.
Poczułam się trochę lepiej, ale z drugiej strony czekam na wyniki badań i ... nie wiem kompletnie czego się spodziewać.
Limfocyty 24,30% (28,90-46,50) ZA NISKO
Monocyty 7,90% (5,10-11,70) w normie
Granulocyty 64,40% (45,70-62,80) ZA WYSOKO
Limfocyty T CD3+ 1290 (900-2100) w normie
Limfocyty T CD3+ 74,60% (59,70-82) w normie
Limfocyty T pomocnicze CD3+CD4+ 758 (500-1300) w normie
Limfocyty T pomocnicze CD3+CD4+ 43,80% (30,40-55) w normie
Limfocyty cytotoksyczne CD3+CD8+ 477 (280-900) w normie
Limfocyty cytotoksyczne CD3+CD8+ 27,60% (18-40) w normie
Komórki NK CD 3-16+ 270 (90-630) w normie
Komórki NK CD 3-16+ 15,60% (7,30-24) w normie
Limfocyty B CD19+ 167 (120-400) w normie
Limfocyty B CD19+ 9,70% (5-22,50) w normie
Komórki NKT CD3+CD16+ 1,80% (1,80-10,50) NA GRANICY NORMY
Limfocyty T podwójnie dodatnie CD3+CD4+CD8+ 0,40% (0,40-1,80) NA GRANICY NORMY
stosunek limfocytów CD4+/CD8+ 1,60 (1,10-2,80) w normie
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 lipca 2022, 11:26
Interferon gamma: 263 (293,3-1044,6) ZA NISKO
TNF alfa: 4455 (322,3-1376,6) ZA WYSOKO
Interleukina 10: 566 (695,6-3048,4) ZA NISKO
Interleukina 4: 20 (20-120,2) NA GRANICY NORMY
Interleukina 5: 7 (20-59,8 ) ZA NISKO
Interleukina 2: 79 (20-62,5) ZA WYSOKO
Wskaźnik IFN/IL4: 13,2 (36,7-175) ZA NISKO
Wskaźnik TNF/IL4: 222,8 (19,7-149,5) ZA WYSOKO
Wskaźnik IFN/IL10: 0,5 (1,20-3) ZA NISKO
Wskaźnik TNF/IL10: 7,9 (0,7-2,8 )
Wszystko pięknie rozjechane
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 lipca 2022, 09:13
ziarnisty z dodatnimi strefami chromosomowymi (AC-2) 1:320
AOA (p/cp antygenom jajnika) - przynajmniej tu na szczęście wynik ujemny
Trzymam kciuki! I glowa do góry! Mój mąż ma Teratozoospermie. W styczniu mieliśmy 1% prawidłowych plemników. Obie ciąże poczęte naturalnie. Niestety pierwsza puste jajo. Teraz mamy nadzieję że wszystko pojdzie dobrze :)
Pięknie poprawione wyniki !!!
Dziękuję Wam za podnoszące na duchu słowa, dziewczyny! :)