X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Zdając się na los
Dodaj do ulubionych
1 2
WSTĘP
Zdając się na los
O mnie: Jestem 27-letnią młodą mężatką, nauczycielką w przedszkolu. Po ślubie jesteśmy 11 miesięcy, znamy się od ponad 5 lat i odtąd jesteśmy razem. Mój mąż to najwspanialszy człowiek jakiego poznałam, dzięki Niemu jestem naprawdę szczęśliwa. Moja praca daje mi również wiele szczęścia, przebywanie z dziećmi to czysta energia :)
Czas starania się o dziecko: Jestem na początku drogi, zaczęliśmy w styczniu 2014 (choć jeszcze w cyklu z grudnia 2013)
Moja historia: O dziecku marzyłam już od dawna, od kilku dobrych lat czuję silny instynkt macierzyński. Ale na wszystko przychodzi w życiu czas. Najpierw studia, znalezienie pracy. potem przygotowania weselne i ślub. Jeszcze przed ślubem wiedzieliśmy, że nie będziemy długo zwlekać z rozpoczęciem starań, jednak daliśmy sobie pół roku głównie ze względu na kwestie zawodowe. Mimo to postanowiliśmy zacząć starać się od stycznia 2014, co właśnie czynimy ;) Przyznam, że wstrzymywanie się ze staraniami nie przychodziło nam łatwo - 2 razy (w dwóch cyklach) zdarzyło nam się nie uważać, ale jak widać nic z tego nie wynikło. Taki pierwszy prawdziwy cykl starań rozpoczął się dla nas jeszcze w grudniu 2013, niestety, w styczniu okazało się, że nic z tego. Trudno, próbujemy dalej :)
Moje emocje: Oboje z mężem pragniemy dziecka, ale dalecy jesteśmy od nakręcania się i nastawiania się tylko na niego. Może to ze względu na to, że jesteśmy na samym początku, jednak dobrze nam z takim nastawieniem. Oczekiwanie na potomka jest bardzo ekscytujące, to naprawdę wyjątkowy czas. My jednak nie żyjemy tylko tym, staramy się nie podporządkowywać życia tylko temu. Prowadzę wykresy i obserwacje, bo bardzo mnie interesuje jak zachowuje się moje ciało. Z tego co zdążyłam się zorientować, to wszystko ze mną w porządku, nie mam do tej pory problemów z płodnością, regularnością cykli, hormonami czy owulacją. Jak będzie - okaże się, jednak jestem pełna nadziei :)

25 stycznia 2014, 23:41

3 dzień cyklu, a krwawienie jakby całkiem ustało. Od kilku już lat tak właśnie mam - lekkie plamienie zapowiadające okres, później umiarkowane krwawienie, czasami mocniejsze, a na 3 dzień jakby zakręcono kurek i przez kilka dni już tylko plamię. W tym cyklu wyraźnie mocniej bolał mnie brzuch, do tego bolała głowa. Zazwyczaj zaczyna mnie boleć pod koniec @, a teraz bolała już praktycznie na początku.

Dziś przy okazji wizyty w aptece zakupiłam Oeparol (olej z wiesiołka) i postanowiłam go brać. Naczytałam się o nim tyle dobrego, że nie tyle przemawia za nim poprawa śluzu (z którym nie miałam nigdy problemu), a jego zbawienny wpływ na cały organizm, a przede wszystkim poprawę odporności. Martwi mnie jednak częstotliwość jego przyjmowania, bo aż 3 razy dziennie i to po 2 tabletki. Mam nadzieję, że będę pamiętać. Oczywiście tylko do owulacji.

Wiadomość wyedytowana przez autora 25 stycznia 2014, 23:41

26 stycznia 2014, 13:37

Cieszę się, że trafiłam na ten portal. Wiele mi daje i wiele się nauczyłam. Także spotkania z dziewczynami na forum obrazują mi jak niektóre starania mogą wyglądać. I to jest dla mnie smutne. Czasami wiele miesięcy czy lat oczekiwania, emocji nadziei i rozczarowań... Czytam o kolejnych miesiącach i tych wszystkich uczuciach, które temu towarzyszą. I niestety, może to nie w porządku, ale jednak...cieszę się, że nie jestem w tym gronie. Jak na razie nie mamy żadnych problemów zdrowotnych, nic nam nie dolega i nie mamy powodów do zmartwień. Wykresy pokazują, że wszystko jest w porządku, co pozwala mi mieć nadzieję, że będzie dobrze. Że ominie nas ten koszmar rozczarowań, miliona badań i problemów.

Cieszy mnie również moje (nasze) podejście. Nie mam ciśnienia na dziecko. Tak, oboje jego chcemy i pragniemy, ale nie na siłę. Nie teraz, już, natychmiast. Ostatnia @ nie rozczarowała mnie jakoś specjalnie. Owszem, była chwila, w której zastanawiałam się, dlaczego nie wyszło, skoro wszystko było jak należy z nami. Ale tylko przez chwilkę i to raczej tak refleksyjnie niż z żalem. Nie teraz, to następnym razem. Nie później, to jeszcze później. Oczywiście, wiem że im dłużej to będzie trwało, tym gorzej będziemy to znosić. Ale dla mnie kilkumiesięczne starania nie byłyby jakąś tragedią. Na chwilę obecną takie mam podejście.

Myślę, że wiele zależy od nas samych. Wierzę w siłę pozytywnego myślenia. Pozytywne myśli i czyny przyciągają ich jeszcze więcej. Sprawdziłam to w swoim życiu już niejednokrotnie to działa bez zarzutu! :) Tak więc w staraniach będę również polegała na tej tezie.

Myślę też, że myśl o ciąży i o dziecku nie powinna przesłaniać nam całego świata. Wiadomo, nie da się o tym nie myśleć. Ale chodzi mi raczej o coś, czym można się zająć, mieć jakąś odskocznię. Praca, hobby czy choćby codzienność. My mamy siebie i bardzo dobrze nam razem. We dwójkę czujemy się fantastycznie. Nawet pojawiły się u mnie myśli, że kiedy zajdę w ciążę i pojawią się dzieci, to będzie mi żal tej naszej dotychczasowej codzienności, tej intymności, tego bycia razem tylko we dwoje. Jesteśmy ze sobą już ponad 5 lat i ciągle jeszcze mam wrażenie, że nie nacieszyliśmy się sobą 'do syta'. Wiem też, że nie stracimy siebie z tych lat przed dziećmi, bo to wszystko zależy od nas.

27 stycznia 2014, 22:25

Mój mąż zachorował, poszedł do lekarza i dostał antybiotyk. Oczywiście od razu się zastanawiałam czy będzie to miało wpływ na jego płodność w tym cyklu i wyszukała w internecie, że jednak nie. Albo raczej nie powinno. Uff :) Jak będzie - zobaczymy.

Na razie 5 dc. Leciutkie plamienie jeszcze, takie 'czyszczenie się' jak to nazywam ;) Mam coraz większą ochotę na męża, a jemu w to graj ;) No cóż, on ma duży temperament jeśli chodzi o te sprawy ;) Może to 'zasługa' jego wieku (jest 3 lata ode mnie młodszy)? Nieważne. Ważne, że nigdy nie musiałam go ciągnąć do sypialni (i nie tylko sypialni) ;)

Kilka dni temu przeczytałam, że dobrze jest jak mężczyzna także przyjmuje kwas foliowy. Chodzi o przekazywanie prawidłowego kodu genetycznego i ryzyko wad wrodzone. Skoro w poczęciu uczestniczymy we dwoje, to i mąż powinien brać kwas foliowy, jeśli takie wielkie ma on znaczenie w tak ogromnie ważnych kwestiach. Nie oponował, od wczoraj grzecznie łyka ;) Najważniejsze to dobra argumentacja ;)

Od kilku dni namiętnie pijemy herbatkę z miodem i cytryną. Widzę, że lepiej się po niej czuję :) Miód to fantastyczny antyoksydant, a cytryna zawsze byłą zdrowa :)

Niestety, z odżywianiem się nie jest u nas najlepiej od kilku dni. Trzeci dzień z rzędu skusiliśmy się na mało conieco z McDonalda :P Zupełnie nie wiem jak to się stało, w sensie, że tak często. Ostatnio byliśmy w Mc chyba kilka miesięcy temu. I chyba przez to czułam taką ogromną ochotę na frytki, że nie mogłam się oprzeć ;) No, mam nadzieję, że to przejściowe.

Tak naprawdę na co dzień odżywiamy się dosyć zdrowo - kupiliśmy parowar i prawie wszytko teraz gotujemy na parze. Jemy dużo ryb (kilka razy w tygodniu), z mięsa praktycznie tylko drób. Dorzucamy zawsze garść warzyw. Tak więc nie jest tak źle. Poza tym staramy się codziennie zjeść chociaż jedno jabłko. W pracy zawsze mam posiłki i z nich korzystam, a jako że pracuję w przedszkolu, to zazwyczaj są one zbilansowane i zdrowe. Tylko z piciem jest u mnie słabo. Nie potrafię przyjmować większej ilości płynów. Od zawsze pijamy z mężem głównie wodę mineralną, ale ja potrafię zgasić pragnienie kilkoma łykami i na cały dzień zapomnieć o piciu. A nawadnianie jest przecież takie ważne. Wiem, bo czuję, że znacznie lepiej się czuję, kiedy zmuszę się do picia większej ilości wody. Dobrze, że ze śluzem nie mam problemów.

Najgorzej jest u nas z ruchem. Praktycznie się z mężem nie ruszamy i czujemy oboje, że tego ruchu nam brakuje. Kilka razy próbowałam ćwiczyć z Ewą Chodakowską, fajne ćwiczenia, ale jednak inaczej jest kiedy ćwiczy się w domu. W tamtym cyklu powiedziałam sobie, że jak się nie uda, to zaczynam znów z Ewą od nowego cyklu. No i nic. Ale miałam wymówkę - bardzo bolesny okres. Dziś już za późno, ale jutro też jest dzień :) Mam nadzieję, że czas pozwoli i troszkę się rozruszam. Na szczęście mojego męża do ruchu nie trzeba długo namawiać, kiedy ćwiczyłam jeszcze w grudniu i listopadzie, to sam z własnej woli mi towarzyszył ;)

Lecę tulić się do mojego Jedynego :)

28 stycznia 2014, 19:10

Wykorzystaliśmy z mężem to, że jest na L4 oraz to, że miałam dziś do pracy na 12 i poprzytulaliśmy się rano w łóżeczku :) Miło tak w środku tygodnia rano mieć czas dla siebie i na serduszkowanie ;)

Czytając tak te wszystkie wpisy na forum i myśląc nad staraniami uznałam, że w tym cyklu nie będę mówiła mężowi kiedy dokładnie wypadają moje dni płodne. Tak będzie lepiej. Jestem sceptyczna co do skrupulatnego planowania. A przyznam, że w poprzednim cyklu, kiedy zakomunikowałam mężowi, że teraz właśnie musimy serduszkować, to niestety nie było to tak cudowne serduszkowanie, a i nastawienie męża nie było dobre. Wierzę, że na spontanie najlepiej wychodzi i z tej zasady skorzystam w tym cyklu. W końcu nigdzie nam się nie spieszy. Nie teraz, to później ;)

29 stycznia 2014, 22:17

Miałam umówić się do gina tak naprawdę jeszcze przed rozpoczęciem starań, czyli jesienią. No ale jakoś się nie składało. Później plan był taki, że idę od razu w styczniu. Też nie wyszło, bo zawsze coś się działo. Ale teraz wzięłam się w końcu za siebie (po kilku dniach tego zabierania się) i zadzwoniłam do kliniki gdzie przyjmuje mój ginekolog. Pierwsza wolna wizyta dopiero za 2 tyg, czyli dokładnie w momencie mojej owulacji albo tuż po ;) Jaki zbieg okoliczności ;)

W każdym razie jestem zadowolona. Chyba jeszcze nigdy nie cieszyła mnie zwykła wizyta u ginekologa. Jestem ciekawa co mi powie, czy wszystko ok, jakie badania zleci. Jeszcze 2 tygodnie ;)

5 lutego 2014, 00:09

Pierwszy test owulacyjny negatywny (druga kreska jaśniutka), ale owulka zawsze porządnie daje o sobie znać, co czyni już teraz. Śluz przejrzysty, rozciągliwy. Wykorzystujemy to z mężem na <3 ;) Poza tym czuję w podbrzuszu "coś", co już za kilka dni przerodzi się w tak bardzo znajome mi łaskotanie, a z kolejnymi dniami w ból owulacyjny (czasami naprawdę uciążliwy).

Chyba nawet za wcześnie zaczęłam testować z owu, bo to dopiero 13 dc, a według wcześniejszych danych, owulację mam w 18-19 dc. Przy ostatnim cyklu pozytywny test owulacyjny wyszedł mi w 16 dc, więc jeszcze troszkę ;)

Jeśli chodzi o nastroje w tym cyklu, to jestem naprawdę spokojna, rozluźniona. Co ma być to będzie. Nie nastawiam się na nic, traktuję ten cykl jako próbę. Zobaczymy co z tego wyniknie :)

6 lutego 2014, 17:40

Dziś już pięknie pozytywny test owulacyjny, kreska testowa ciemniejsza od kontrolnej. Wczoraj brak <3, więc dziś zaatakujemy ze zdwojoną siłą :P bo oboje mamy ochotę ;) Hihi :D

Czuję prawy jajnik i ogólnie cały ten ból owulacyjny. Zerknęłam na poprzedni wykres, by zobaczyć, który jajnik mnie wtedy bolał i też był to prawy! Czy to możliwe by owulacja dwa razy pod rząd była z jednego jajnika? Tak w ogóle to wydaje mi się, że zazwyczaj czuję właśnie prawy, rzadziej lewy.

Ale śluz płodny w dalszym ciągu, baaaardzo rozciągliwy i wodnisty, aż mnie zalewa :P Odstawiłam więc dziś wiesiołka, wzięłam tylko rano.

A jaka jest dobra wiadomość? Mąż był na kontroli i okazało się, że może odstawić leki, które musiał brać długi czas (nawet do końca życia), a które być może wpływają na ruchliwość plemników :) :D

7 lutego 2014, 19:31

Ale boli mnie prawy jajnik! Dawno już nie czułam takiego bólu. W pracy ledwo chodziłam, czułam mocniej przy ponoszeniu nogi. Promieniuje do nogi i biodra. Ale raz na jakiś czas, tak delikatnie czuję też lewy. Więc może owu z lewego? Albo z dwóch? :D

Test owu znów pozytywny. Tym razem kreska kontrolna jaśniejsza niż wczoraj, niemal taka sama jak testowa. Już mąż zapowiedział, że będziemy działać (chociaż wątpię po dzisiejszym zmęczeniu), choć wcale nie wie o owulce ;) Chociaż pewnie się domyśla ;) W każdym razie nie przyszłam do niego z testem w ręku, jak w zeszłym cyklu, nie oznajmiłam, że to TE dni, że musimy itd.

Dziś temperatura niemiarodajna, tak mi się wydaje. Zawsze mierzę o 6, a obudziłam się już o 4,50 i nie mogłam dalej spać. Kręciłam się i postanowiłam, że MUSZĘ iść siku. I już tu powinnam zdawać sobie sprawę z tego, że na godzinę przed wynik nie będzie prawidłowy. Ale wraz z ruszeniem się z łóżka mój nos zalał się katarem, grzebałam więc w torebce przez 5 minut w poszukiwaniu chusteczek, potem poszłam do szafki z lekami by poszukać kropli do nosa i sobie je zaaplikowałam. Po całej tej operacji dopiero położyłam się do łóżka ponownie. Nie wiem która to była godzina, ale sądzę, że około 5.15, 5.20. Miałam nadzieję, że choć przysnę na chwilę. Nic z tego! Było mi nieziemsko niewygodnie, kręciłam się z boku na bok, z pleców na brzuch i tak w kółko, aż sama przez siebie się denerwowałam. No i temperatura wyższa niż w fazie przed owulacją, co moim zdaniem nie jest miarodajne. Bo na skok jeszcze za wcześnie u mnie. No, chyba żeby. Zobaczymy, ale w takim razie musiałabym mieć cykl krótszy aż o 4 dni i miałby tylko 27 dni, co u mnie jest niespotykane. Zobaczymy jak jutrzejsza tempka ;)

8 lutego 2014, 19:20

No i dziś znów wyższa tempka. Czyli to już raczej skok, choć zobaczymy jak jutro. Test owu już negatywny, śluzu mniej, coraz gęstszy, ale jeszcze płodny. Hm, czyli już po owulacji raczej. Troszkę dziwne, bo wcześniej niż zazwyczaj. No ale te 3 czy 4 dni to chyba niewielkie odchylenie. W każdym razie jeśli tak będzie to będę miała krótszy cykl :) Wcześniej się wszystkiego dowiem ;)

13 lutego 2014, 19:20

Trchę faktów - ten cykl będzie krótszy niż przeważnie, bo według moich obliczeń i zakładając, że faza lutealna będzie miała znów 12 dni, to będzie trwał 29 dni. Czyli odchył niewielki, 1-2 dni. Jak będzie w efekcie, zobaczymy. Wszystko przez to, że owulacja przyszła szybciej niż zakładałam. Ale dobrze z jednej strony, szybciej cykl minie ;) Według gina odchylenia nawet o tydzień-dwa w długości cyklów są normalne.

No właśnie, bo byłam wczoraj u gina. Pomijając to, że na wizytę czekałam 1,5 godziny, to jestem zadowolona.

Miałam 2 usg - wewnętrzne i zewnętrzne. Cytologii nie było potrzeby robić, bo robiłam w maju zeszłego roku. Wszystko ze mną w porządku, mam 'piękne' jajniki i macicę, ładną szyjkę. Gin stwierdził, że już po owulacji(co sama dobrze wiedziałam), endometrium odpowiednie na ewentualne przyjęcie. Żadnych torbieli, żadnych mięśniaków, narośli czy czegokolwiek, czysto.

Kiedy powiedziałam ginowi, że aktualnie jestem w tym i tym dc, że owulka była wtedy i wtedy i że w ogóle prowadzę obserwacje i wykresy powiedział, że da mi radę - mam wyrzucić termometr, zapomnieć kiedy była owulacja, nie badać śluzu i w ogóle przestać o tym wszystkim myśleć. Heh, pewnie myślał, że przyszłam taka nakręcona na ciążę, że ja chcę już, teraz, natychmiast, a tak nie jest, więc jego podejście jak najbardziej mi się spodobało. Potwierdziło tylko moje przypuszczenia - im mniej się spinasz i myślisz o tym, tym szybciej się udaje, podobno to udowodnione. Mamy czerpać radość z tego, jak to określił 'jednego z najpiękniejszych okresów wżyciu małżeńskim, bo nigdy już nie będzie jak teraz - w końcu możemy sobie pozwolić na zupełnie swobodne igraszki, a później kiedy pojawi się dziecko już o takowe będzie ciężej". Nie kochać się na siłę, a kiedy się chce. Jesteśmy młodzi (hm, a ja sądziłam, że już nie najmłodsza jestem na dziecko) i nie mamy się niczym przejmować. Czas na zamartwianie będzie za rok, bo to standardowy czas dla par na zajście. Później doktor sprecyzował, że do 'po wakacjach', później zobaczymy.

Tak więc żadnych badań, żadnych recept, żadnych suplementów. Powiedział, że teraz nie ma zupełnie potrzeby wiedzieć czy przebyłam już toksoplazmozę i czy mam przeciwciała czy nie, bo to i tak niczego nie zmieni. Podobnie z innymi badaniami. Cały komplet z automatu robi się na początku ciąży, więc wtedy się mną zajmie. Powiem, że na jakieś skierowanie liczyłam, w sensie, że myślałam, że to konieczne na początku starań, że może lepiej coś zrobić. Ale skoro on tak uważa, to dobrze. To on jest lekarzem. Do tego specjalizującym się w problemach z zajściem w ciążę w klinice leczenia niepłodności (pierwszej w naszym mieście), więc muszę mu ufać. I ufam :) Zapraszał, jak się będzie okres spóźniał :)

Mój mąż też był zadowolony ze słów lekarza, ma podobne podejście i zdanie. Tak więc tak naprawdę kontynuujemy nasze 'starania' tak jak do tej pory :) Zastanawiam się poważnie czy może faktycznie nie zrezygnować z wykresu i tych wszystkich obserwacji. W sumie to mój już 3 cykl na ovf, który pozwala mi ocenić pracę mojego organizmu jako bardzo dobrą, bez anomalii czy większych problemów. Nie wiem czy jest sens dalej prowadzić wykres, skoro lekarz wyraźnie stwierdził, że to samo nakręca. Bo faktycznie, siłą rzeczy tak się dzieje, mniej lub bardziej. Śledzenie temperatury, szczególnie w drugiej fazie cyklu może być stresujące. A po co wzbudzać w sobie to uczucie, które absolutnie nie pomaga nam w zajściu w ciążę? Zastanawiać się - dziś wzrośnie czy spadnie? jaki mam śluz i czy zgadza się z numerem dnia cyklu. Skoro wiem, że wszystko ze mną ok, to chyba nie ma większego sensu w to się nadal zagłębiać. To znaczy mój racjonalizm mi tak podpowiada. Bo inna strona jest taka, że jestem po prostu bardzo ciekawa. Ciekawi mnie jak to będzie wyglądało w tym cyklu, czy znów okaże się, że cykl w normie, czy owulka wystąpi. Podoba mi się to wszystko, to prowadzenie 'siebie'. Poza tym lubię tu być :) Tak więc na razie nie zdecydowałam co zrobię z tym fantem. Myślę, że na pewno dokończę ten cykl, a później się zastanowię dogłębniej. Jeśli jednak zdecydowałabym czy zakończyć przygodę z wykresem, to zrobiłabym to całościowo, czyli nie obserwowałabym niczego - ani tempki, ani śluzu, ani żadnych innych objawów i bym ich tu nie zapisywała. Myślę, że jak na nasz początek to raczej za wcześnie na takie wyliczenia. Bardzo się cieszę, że ten portal istnieje, ale faktycznie, dedykowany jest bardziej dla tych dziewczyn, które mają za sobą co najmniej kilka cyklów bez rezultatów. My powinniśmy się oddać całkowicie sobie. Ale jeszcze zobaczymy :)

A jak u mnie w 6 dpo? Dobrze :) Nie mam prawie żadnych objawów, nawet jakbym coś chciała sobie wkręcić to ciężko by było :P Zmęczona jestem mocno i śpiąca od wczoraj, ale to wina zwykłego niewyspania. Bólu piersi na razie nie mam, bólu jak na @ też nie (choć wczoraj czułam coś). Cisza...

16 lutego 2014, 23:18

9 dpo, ból piersi się pojawił, powiększyły się też i to dość znacznie, z czego sie nie cieszę... Cycki bolą, ale raz mocniej, raz słabiej. Bólu jak na @ nie ma, więc nadal cisza.

Temperaturkę mam faktycznie ładną jak do tej pory, ale jestem świadoma, że to przecież jeszcze nie koniec cyklu i wszystko się może jeszcze zdarzyć. W poprzednim cyklu od 9 dpo już jednostajnie spadała, teraz tak nie jest. Ale zobaczymy.

Gorąco mi. Nie biorę tego jako jakiś objaw, ale dzięki temu, że jestem zimnokrwista i ZAWSZE mi zimno (nawet w upały) to jest to dla mnie troszkę dziwne. Wieczorami aż wypieki mi na twarzy wychodzą. Nie wiem, może to od kawy? Podwyższonego ciśnienia?

Jeszcze ze 3-4 dni i wszystko będzie wiadomo.

Hm, przyznam, że komentarze pod moim wykresem, że jest ładny spowodowały, że dziś po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać jaka temperatur będzie jutro. Nie powiem, stresuje to trochę. Oj, a tak bardzo tego chciałam uniknąć... Myślę czy wzrośnie albo czy spadnie, a jak tak to czy drastycznie. A może pojutrze znowu odbije w górę? Nie podoba mi się to wcale. Takie zastanawianie się. Wewnętrzny niepokój, mętlik, zamartwianie się. Niepotrzebne to zupełnie.

Tak więc ten cykl i koniec z termometrem, obserwacjami i wykresem.

19 lutego 2014, 20:33

Komu oddać piersi, komu? Aj, bolą ciągle tak samo, po bokach najbardziej. Jakby palą, szczypią od środka. Masakra jakaś... Męczę się z nimi bardzo. Dawno mnie tak nie bolały.

Dziś 12 dpo. Według planu jutro powinna przyjść @. I tradycyjnie już dziś powinnam dostać plamienia. Ale go nie ma. Śluzu prawie też wcale nie ma. Nie wiem co jest grane. Może cykl się wydłuży? Ale od czego? Sama nie wiem.

Naprawdę, nie chcę sobie niczego wkręcać, bo wiem że to nie ma sensu. Ale do wieczora było w miarę ok - bolały tylko piersi. A przed godziną myślałam, że zejdę. Tak mnie zaczęło mdlić, że skończyłam randką z kiblem. I nie, nie zjadłam niczego nieświeżego. Do tego kołowało mi się w głowie i miałam lekkie dreszcze/trzęsące się ręce. Nie wiem od czego to może być.

Nie stawiam na ciążę, bo nie czuję, że to TO. Piersi bolą, ale przed @ tez zawsze bolą (z tym, że teraz bardziej, o wiele), skurczów jak na okres nie mam, czasem coś tam poczuję, ale w sumie nie potrafię tego określić, śluzu śladowe ilości, a dziś prawie wcale. Jeśli jutro małpa nie przyjdzie - robię test (choć dziś któraś na ovf pisała, że robiła już 2 raz betę i ma ładny przyrost oznaczający ciążę, a testy wciąż pokazują jedną kreskę...).

No nic, obstawiam dwie wersje (obie wykluczają ciążę) -

1 - małpa się spóźni

2 - małpa przyjdzie o czasie, ale z objawami zgoła różniącymi się od standardowych.

No gdzieś tam w głębi jest jeszcze trzecia możliwość, ale raczej na nią nie stawiam, naprawdę. Nie wiem, ale mam takie głębokie przeświadczenie, że tym razem się nie udało. Hm, może to ze względu na fakt, że już tak czekam na nowy cykl i niemierzenie i nieobserwowanie wszystkiego? :)

20 lutego 2014, 22:21

13 dpo, dzień planowanej miesiączki, której nie ma. Za to pojawiło się plamieie, ale lekkie i jasnobrązowe. Przed @ zazwyczaj mam podobne, ale to się od nich różni, szczególnie kolorem i konsystencją. No i jakiś czas temu jakby ustało.

Piersi nadal bolą, bólu jak na @ dziś raczej nie czułam, więc wykluczam plamienie implantacyjne. Za to jestem senna i mnie mdli, dokładnie tak jak wczoraj. Wymiotowałam raz. Pić mi się chce.

Przez to plamienie zrobiłam dzisiaj test o czułości 20 ml i negatywy, nawet cienia nie było, więc to nie ciąża. No ale w takim razie gdzie jest okres? Dlaczego tak się spóźnia? I co to za dziwne objawy?

Ja rozumiem, że nie każdy cykl wygląda tak samo, ale u mnie to raczej zakrawa na małą anomalię. A może ja owulację miałam później? No ale testy owu, śluz i temperatura by tego nie potwierdzały... Tak naprawdę nigdy nie wiadomo. Więc pozostaje tylko czekać.

Stawiam na ociągającą się małpę. Niech już przyjdzie, bo nie lubię takiego zawieszenia.

24 lutego 2014, 11:47

No i przyszła. Miała tylko dzień spóźnienia, więc niewiele. Ale była jakaś taka inna niż zazwyczaj, bardziej krwista niż ze skrzepami jak zawsze. No ale ważne, że już prawie sobie poszła :)

Tak jak zapowiadałam - nie prowadzę wykresu, nie mierzę tempki, nie prowadzę obserwacji i niczego nie zapisuję. O powodach też już pisałam. Jak na razie dobrze się z tym czuję :) Testów owu też nie będę robić, bo zawsze wiem kiedy mam dni płodne, nie sposób ich u mnie przeoczyć. Tak więc pełen luz i spontan w tym cyklu. Staram się nie traktować tego jako starań, zdaję się na los zupełnie, bo teraz mam nawet mniejszą nad tym kontrolę. Zobaczymy co z tego wyjdzie, ale jestem optymistycznie nastawiona.

Mąż od kilku dni wspomina coś o tym, że już bardzo chciałby zostać ojcem. Oj, miło mi się robi na serduszku jak słyszę akie słowa :) Oboje jesteśmy pełni nadziei, że niedługo się uda :)

Zauważyłam również, że odstawienie wykresu i obserwacji pozytywnie podziałało również i na niego. Przez dwa cykle, a szczególnie przy pierwszym z ovf widziałam u niego jakieś spięcie w związku z tym, że oto test owu wyszedł pozytywnie, że mam dni płodne, że powinniśmy się teraz kochać. Libido mu spadło, a teraz widzę znaczną poprawę :) Oby tak dalej :)

12 marca 2014, 19:22

Porada
Hm, ciekawe... Wklejam, bo może jeszcze do tego wrócę.

http://www.astro.uni.torun.pl/~kb/Efemerydy/Cykle.htm

24 marca 2014, 10:29

3 cykl starań zamknięty.
Zaczynamy 4.

No cóż, nie ucieszyłam się, że dostałam okres, ale tragedii nie ma. Jednak troszkę bardziej mi smutno niż ostatnio. Zastanawiam się dlaczego się nie udało. Wiem, rozumiem, że tak się po prostu zdarza. Że statystyczna para stara się ileś tam cykli. Ale taka myśl mnie naszła.

Coraz bardziej zastanawiamy się z mężem, czy aby jego choroba, a konkretnie leki nie wpływają na nasienie. Źródła różnie podają - że nie ma to wpływu, inne że może mieć, ale niewielkie.
Z tej przyczyny mąż zdecydował się na wizytę u urologa. Chce potwierdzić, że wszystko ok, bo coś tam u siebie wyczuł. Pewnie to nic takiego, ale chce się upewnić. Przy okazji zapyta o płodność i będzie chciał zrobić badanie nasienia. Uznaliśmy, że skoro już tak będzie, to przy okazji można wykluczyć też ten czynnik u niego. Zobaczymy jednak co powie urolog. Ale najpierw musimy się umówić na wizytę ;)

Wiem, że głupie jest takie dawanie sobie czasu. Ale ja przewiduję, że zajście w ciążę powinno nam zająć mniej więcej pół roku, do 8-9 miesięcy. To podobnie, jak mówił mi mój gin. Zaczynamy już 4 cs, więc coraz bliżej :) Czuję, naprawdę czuję, że niedługo się uda :) Nie koniecznie w tym cyklu, ale wiosna/lato będzie nasza :)

W weekend byliśmy u znajomych, którzy są młodym małżeństwem (niej więcej w naszym wieku) z dwójką małych dzieci. Ignaś ma 1,5 roku, Antoś 3 miesiące. W rodzinie nie mamy takich małych dzieci, z 3, 4, 5 i 6 latkami mam do czynienia na co dzień. Tak więc wielkim wydarzeniem było dla mnie wzięcie na ręce Antka :) Piękna chwila. Ale co mnie zdziwiło najbardziej? Mój mąż poprosił mnie bym mu tego szkraba położyła na kolana :) Troszkę mnie to zszokowało, bo pewna byłam, że nie będzie chciał, że będzie się bał. Jaki to fajny widok :) Po tym doświadczeniu jeszcze bardziej chcemy dziecka :)

Rodzice tych dzieciaczków starali się o pierwsze koło 7 miesięcy, sami kiedyś nam się żalili, że długo to u nich trwa. Nie leczyli się, nie mieli żadnych problemów. Ale udało się. Potem nie planowali dzieci od razu, a tu wpadka! Kiedy Ignaś miał 4 miesiące. Ciąża niewskazana, bo świeżo po cesarce. Do tego każda kolejna ciąża musiała być rozwiązywana przez cesarskie cięcie, bo znajoma ma ponoć jakoś dziwnie zbudowaną miednicę i inaczej nie można. Mieli trochę strachu, ale dali radę. Teraz mają dwójką małych dzieci z niewielką różnicą wieku.

To jest to, czego i jak bym chciała. Dzieci z niewielka różnicą wieku. Zawsze o tym marzyłam. Będziemy się starać. Może pierwsze pojawi się już niebawem? :)



Wiadomość wyedytowana przez autora 24 marca 2014, 10:30

27 marca 2014, 15:41

Zamówiłam Dong Quai. Jeśli faktycznie wpływa na wszystko tak pozytywnie, to czemu nie? Męczy mnie czekanie na owulację czasami aż do 19 dc. A ono przyspiesza. Poza tym moje endo na ostatnim badaniu nie było takie super. Sprawdziłam z wynikami z maja tamtego roku i było podobne, a w obu przypadkach było po owulce. Więc i na endo by się coś przydało. Dlatego mam nadzieję, że Dong pomoże, skoro takie cudowne. A najważniejsze, że to coś naturalnego.

Zastanawiałam się nad Conceiuve + ale ja nie mam aż takiego problemu ze śluzem. Mam nadzieję, że Dong, Magnez, Wiesiołek, wit C i Folik wystarczą. Nie chciałabym się faszerować niepotrzebnie.

Poza tym mam zapalenie krtani (znowu). Mam antybiotyk na tydzień. A tak tego nie chciałam... No cóż, w mojej branży ta choroba lubi nawracać. Trudno, co ma być to będzie.
Ale kaszlu takiego nie pamiętam czy kiedykolwiek miałam... Nie śpię po nocach, kaszlę co 10-15 sekund (mierzyłam) i tak caaaaały dzień i caaałą noc. Biedny mąż też nie może spać. Już dwa razy miałam taki napad, że zwymiotowałam z tego kaszlu... Masakra krótko mówiąc. Ciągle mi świszczy tak w środku jak oddycham. Nie życzę nikomu. Wczoraj z tej bezsilności kilka łezek mi poleciało.

Chciałam męża umówić do urologa ale już 2 dzień z rzędu nie odbierają tam telefonu.. Ech :/

Ogólnie mam cięższy czas. Jakoś tak smutniej mi niż zazwyczaj. Chyba z każdym cyklem chcę coraz bardziej, by się udało. Nie zważam już na nic, staram się nie mieć wątpliwości. Zastanawiam się ile nam to zajmie. Mąż mówi że na pewno w tym roku. To już coś optymistycznego. Ale do końca roku jeszcze tyyyyle czasu. Choć ja gdzieś tam czuję, że będzie szybciej :)

Z jednej strony jestem bardzo pozytywnie nastawiona, nie liczę, nie nakręcam się. Co ma być to będzie. Ale z drugiej czytając te wszystkie historie o długich staraniach, o problemach, badaniach, próbach to zaczynam wątpić, że to będzie takie łatwe. Mam mętlik w głowie. Nie wiem czy to przez tą chorobę, czy po prostu. Taki czas. Czasami się zdarza.

Do tego plamienie po okresie strasznie się ciągnie. Myślałam, że wczoraj będzie koniec. A dziś jeszcze zaobserwowałam zabarwiony krwią śluz... Ech, już nie wiem dlaczego tak jest. Zawsze miałam brudne plamienia po @, ale żeby taki czerwony śluz po miesiączce? Nie wiem.

Poza tym źle się czuję po antybiotykach. Muli mnie, jest mi niedobrze, kręci się w głowie, w jelitach rewolucja, skręca mnie, już dwa razy mnie pogoniło :/ Mimo brania osłony, jedzenia jogurtów... Mam dość wszystkiego. Kaszlu, kataru, zapchanych zatok, bólu gardła, mulenia, wszystkich tych leków, tej dziwnej @, myślenia, zastanawiania się i czekania... :(

Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej. Mimo słońca mam taki humor, więc wiosna niewiele u mnie zdziałała na chwilę obecną :/

5 kwietnia 2014, 23:36

Choroba nie minęła, byłam na kontroli i niestety dostałam kolejny, silniejszy antybiotyk i zwolnienie do końca przyszłgo tygodnia. Lekarz powiedział, że trochę za późno zareagowałam i zwlekałam z skontrolowaniem stanu zdrowia, bo infekcja mi nie przeszła a przedłużająca się choroba jest groźna. U mnie trwa to już ze 3 tygodnie. Byłam trochę zaskoczona tą diagnozą, bo pewna byłam że te moje dolegliwości to sprawka jakiejś alergii. Przecież teraz wiosną wszystko budzi się do życia i pyli. Niestety, to nie to.

No trudno. Nic już nie zrobię. Mogę jedynie stosować się do zaleceń lekarza, przyjmować leki i siedzieć w domu przez najbliższe 9 dni. Z jednej strony się nawet cieszę, bo obecna choroba nie jest dla mnie bolesna, nie odczuwam bólu, jedynie smarkam i kaszlę jak szalona. Dlatego mogę dobrze wykorzystać czas będąc w domu. Przede wszystkim stawiam na odpoczynek, bo kiedy wrócę do pracy zacznie się gorący okres, który potrwa do końca roku szkolnego, więc trochę oddechu mi się teraz przyda. Mam też zamiar trochę bardziej ogarnąć nasze mieszkanie, zadbać o nie, by czuć się w nim lepiej i fizycznie i psychicznie. Chcę też spełniać się w roli dobrej żony, z pewnością przejmę teraz obowiązek gotowania obiadów (do tej pory najczęściej zajmował się tym mój mąż, bo ja jadam w pracy). Pewnie jeszcze coś przyjdzie mi na myśl, a i tak wiem, że te 9 dni minie zbyt szybko.

Cieszę się, że po serii antybiotyku zostanie jeszcze kilka dni wolnego. Ostatnia seria bardzo mnie osłabiła i czułam się źle fizycznie. Potrzebowałam właśnie takich kilku dni na dojście do siebie. Dobrze, że teraz będę miała taką możliwość.

A co ze staraniami? Najpierw trochę się rozczarowałam i zirytowałam, że znów muszę brać antybiotyki, że ta choroba nie mija, co z pewnością jakoś wpłynie na cały cykl. I głównie dlatego tyle czasu wstrzymywałam się z pójściem do lekarza, bo miałam nadzieję, że mi przejdzie. Ale doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. Tak więc ze starań w tym cyklu raczej nici. Raz że ochoty brak, dwa - chyba leki namieszały. Niby jakiś tam śluz jest, coraz bardziej płodny z dnia na dzień. Ale temperatura dziś troszkę podskoczyła i nie wiem czy to już na owulkę, czy jeszcze nie. Cóż, tym razem Dong chyba nie był potrzebny. Ale jeśli się okaże że tendencja temperatury będzie szła w górę, to znaczy że Dong jak najbardziej zadziałał. Zobaczę jak to będzie.

Poza tym rozmawiając o tym wszystkim z mężem doszliśmy do wniosku (głównie on, bo to od niego to wypłynęło), że powinien iść na badanie nasienia. Chce też iść do urologa, bo twierdzi, że coś tam go pobolewa. A że bierze nadal te swoje leki, chce zobaczyć czy wpływają na jego płodność. I dobrze, przynajmniej zobaczymy, co się tam u niego dzieje. Jeśli okaże się, że parametry nie są tak dobre, to można będzie je poprawiać.

Ja natomiast po chorobie pójdę na badanie tarczycy. Dlaczego? Kilka dni temu odebrałam wyniki tego hormonu sprzed 2 lat (teraz mnie tchnęło, by to zobaczyć). Okazało się, że moje tsh jest powyżej 3. Niby to norma, ale przy staraniach to trochę za dużo i trzeba by było je obniżyć, bo może utrudniać zajście w ciążę, powodować poronienia itd. Oczywiście nie wiem, czy teraz nie mam dobrego poziomu tarczycy, może tak jest. Ale skoro istnieje taka przesłanka, jak wynik sprzed 2 lat, to wolę to skontrolować. Dzięki dziewczynom na forum wiem, że raczej muszę zrobić to prywatnie. Leczenie nie jest trudne, a leki śmiesznie tanie, więc jeśli się okaże że jednak mam podwyższoną wartość tsh, to wielkiego problemu nie będzie.

Tak więc w 4 cyklu starań wiemy już, że będziemy musieli się jednak przebadać. Nie zakładałam tego wcześniej, bo chciałam realizować plan mojego gina. Ale skoro mamy pewne zmienne do tego, by sprawdzić to i owo, to to zrobimy, nie będziemy czekać aż stuknie nam te 9, 10 czy 11 miesięcy, jak chciał gin. Mam nadzieję, że poprzestaniemy na badaniach :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 kwietnia 2014, 22:43

6 kwietnia 2014, 22:42

Porada
anty tpo - obojetnie kiedy
tsh - obojetnie kiedy
ft4 obojetnie kiedy
ft3 obojetnie kiedy
fsh 2-6dc
estradiol 2-6dc
lh 2-6dc
progesteron 20-22 dc
testosteron 2-6 dc
prolaktyna 2-6 dc

tm gdzie napisalam 2-6 dc te badania robimy w jednym dniu ..

11 kwietnia 2014, 16:50

20 dc, 3 dpo (wg Ovf). Dziś śluzu mniej, choć nadal przejrzysty z cechami rozciągliwości, ale czuję, że po owulacji. Tempka skoczyła. Zobaczymy co się będzie działo.

Wykonałam parę telefonów w związku z badaniami i znalazłam laboratorium, gdzie zrobią mi je najtaniej. Przerażające jest, jakie są rozbieżności cenowe. W jednym miejscu jeden hormon potrafi kosztować 13 zł, podczas gdy w innym 25, a w klinikach leczenia niepłodności nawet 50 zł! Szok.

W poniedziałek więc idę na cały panel TSH + Progesteron. Między 2 a 6 dc zrobię resztę z tych wypisanych na górze (o ile dojdzie w ogóle do @ ;)) Takie rozbicie wygląda sensownie, poza tym nie będę musiała bulić zbyt wiele na raz :P

A jak samopoczucie? Dobre, coraz lepsze. Choroba mija, kataru nie ma, kaszel sporadycznie. Inhaluję się i to wiele pomaga. Wczoraj ostatnia dawka antybiotyku. I dobrze, bo już nie mogłam znieść tego gorzkiego posmaku w ustach...:/
Co jakiś czas czuję jajniki i coś jak na @.

Mąż jest właśnie u urologa, zobaczymy co mu powie ;)
1 2