Jak wynika z raportu European Society of Human Reproduction and Embryology (ESHRE) w ciągu 40 lat istnienia metody zapłodnienia pozaustrojowego na świecie pojawiło się aż 8 milionów dzieci. 8 milionów małych cudów, które nie doczekałyby narodzin, gdyby nie wytrwałość ich dzielnych rodziców i zaangażowanie specjalistów. Dla par zmagających się z problemem niepłodności jest więc rozwiązanie. Doskonałym tego dowodem może być przykład Asi i Pawła oraz Karoliny i Łukasza, którzy być może do dziś nie byliby szczęśliwymi rodzicami, gdyby nie diagnostyka preimplantacyjna PGT-A oraz holistyczne podejście do problemu niepłodności specjalistów z Kliniki Leczenia Niepłodności Gyncentrum. Poznajmy ich niezwykłe historie.
Kolejne poronienia, nieudane in vitro – historia Karoliny i Łukasza
Karolina i Łukasz zaczęli starania o dziecko niedługo po ślubie. Byli przekonani, że szybko spełni się ich marzenie o potomstwie. Kolejne miesiące starań nie przynosiły rezultatu, jednak para miała świadomość, że może to potrwać nawet do roku. Na początku nie robiłam jakiejś dramy. Nie robiliśmy też żadnych przygotowań. Żyliśmy i kochaliśmy się, jak normalne małżeństwo – wspominają Karolina i Łukasz. Pierwszej ciąży niestety nie udało się utrzymać, drugą, choć bardziej zaawansowaną, spotkał podobny los. Para, nie chcąc dłużej czekać, zdecydowała się na wizytę w klinice leczenia niepłodności. Przyczyną niepowodzeń miały być zaburzenia immunologiczne występujące po stronie Karoliny.
U ok. 15% par niepłodność spowodowana jest zaburzeniami immunologicznymi. Układ immunologiczny – w założeniu – powinien nas bronić przed czynnikami zewnętrznymi, przed wirusami, grzybami, bakteriami. Jednak czasami zwraca się przeciwko własnym komórkom. Przeciwciała atakują komórki jajowe, plemniki partnera, a czasami nawet atakują zarodek. U tych par jesteśmy w stanie zastosować pewne grupy leków, które umożliwią zajście w ciążę – wyjaśnia dr n. med. Dariusz Mercik, ginekolog położnik, endokrynolog Gyncentrum.
Karolina zaczęła brać więc leki obniżające odporność, a później rozpoczęły się intensywne starania o dziecko. Niestety i to nie przyniosło upragnionych dwóch kresek na teście ciążowym. W końcu padła decyzja o pierwszym in vitro – również zakończonym niepowodzeniem.
Nieudane in vitro próbą dla związku…
Nieuzyskanie ciąży, pomimo zastosowanego in vitro, bywa prawdziwą próbą dla związku. Frustracja i poczucie bezsilności często sięgają zenitu. Skoro in vitro, będące przecież dla wielu niepłodnych par ostatnią deską ratunku, nie pozwoliło uzyskać ciąży, to co jeszcze możemy zrobić? Podobne pytania zadaje sobie wiele osób dotkniętych problemem niepłodności. A jak o swojej relacji w okresie starań o dziecko mówią Karolina i Łukasz?
In vitro stanowczo wpłynęło na naszą relację partnerską. Z perspektywy czasu wiemy, że to nas bardzo umocniło i przeszliśmy bardzo duży sprawdzian dla naszego związku. Jednak bywało różnie - pojawiała się złość znikąd, frustracja, zmęczenie tematem - wszystko kręciło się tak naprawdę wokół jednego. Nawet gdy mówiliśmy sobie: OK, odpocznijmy, zróbmy przerwę, pomyślmy o sobie - i tak wciąż z tyłu głowy kłębiły się myśli związane z naszym największym pragnieniem posiadania dziecka - wspomina Karolina.
Nowa klinika, nowe nadzieje…
Karolina i Łukasz nie porzucili jednak marzeń i postanowili walczyć dalej. Tym razem jednak zdecydowali się odbyć pierwszą wizytę niepłodnościową w klinice Gyncentrum, z nadzieją, że lekarze znajdą dla nich rozwiązanie. Czujesz, że również chciałabyś poszukać skutecznego rozwiązania? Umów się na konsultację ze specjalistą Gyncentrum. Specjaliści podejrzewali, że źródłem problemu są nie zaburzenia immunologiczne, a wady genetyczne zarodka. Zadecydowano o przeprowadzeniu diagnostyki preimplantacyjnej przed transferem. Karolina dzielnie przechodziła stymulację hormonalną, która miała ją przygotować do procedury zapłodnienia pozaustrojowego. Dla wielu kobiet jest to jednak jeden z najtrudniejszych etapów in vitro.
Dla mnie - jako kobiety - stymulacja hormonalna to coś, co wspominam najgorzej. Emocje, które kłębiły się we mnie, potrafiły od tak po prostu niepohamowanie się ulatniać. To nie było też łatwe dla Łukasza - musiał to wszystko znosić, chociaż nie rozumiał, co się dzieje i czy ja to jeszcze ja – opowiada Karolina.
Trudy stymulacji przyniosły jednak efekty i udało się pozyskać sporą liczbę pęcherzyków jajnikowych. Teraz Karolinie pozostało już tylko czekać na punkcję jajników, podczas której lekarz pobierze zdolne do zapłodnienia komórki. Jest to kluczowy moment, bo im więcej komórek uda się pozyskać, tym większe szanse, że in vitro zakończy się sukcesem.
PGT-A dało odpowiedź na pytanie o przyczyny niepowodzeń
Po punkcji przychodzi wreszcie czas na moment kulminacyjny – połączenie komórki jajowej z plemnikiem. Nie każda komórka i nie każdy plemnik otrzymuje jednak szansę uczestnictwa w cudzie poczęcia. Embriolog przeprowadza bowiem ścisłą selekcję, wybierając do procedury in vitro tylko te „najładniejsze” i najlepiej rokujące komórki. Po zapłodnieniu zarodki trafiają do inkubatorów, w których dzielą się aż do osiągnięcia stadium blastocysty. Udaje się to jednak tylko niektórym z nich. W przypadku Karoliny i Łukasza do trzeciej doby przetrwało aż 5 zarodków, a ostatecznie 3 - i to właśnie z nich pobrano materiał do badań genetycznych PGT-A. Niestety wszystkie zarodki okazały się wadliwe. Dla Karoliny i Łukasza informacja ta była niezwykle rozczarowująca, bo liczyli na choć jeden prawidłowy zarodek. Z drugiej strony dało im to odpowiedź na pytanie, dlaczego poprzednie ciąże i procedury in vitro kończyły się niepowodzeniem.
Po roku bezowocnych starań pojawiła się irytacja – historia Asi i Pawła
O tym, jak trudna i wyboista potrafi być droga do rodzicielstwa wiedzą również Asia i Paweł, którzy od ponad 6. lat bezskutecznie starali się o dziecko. Początkowo nic nie wskazywało na to, że zajściem w ciążę będą jakiekolwiek problemy. Badania wychodziły prawidłowe. Lekarze nie mieli podstaw, aby podejrzewać niepłodność. Jednak po roku bezowocnych starań Asię zaczynała dopadać irytacja. Kolejne próby i dalej nic. Stwierdziłam więc, że muszę coś podziałać dalej – wspomina. Po roku przygotowań małżeństwo przystąpiło do pierwszej procedury in vitro, z którą obydwoje wiązali ogromne nadzieje. Wierzyłam, że skoro to wszystko jest tak przygotowane, organizm dostrojony, jak gitara na koncert, to ja tylko czekam finał – opowiada Asia.
Jedyny zarodek okazał się wadliwy genetycznie…
Zła wiadomość nadeszła w Sylwestra – przeprowadzony transfer nie zakończył się upragnioną ciążą. Sytuacja powtórzyła się przy kolejnej próbie. Podjęto decyzje o przebadaniu ostatniego zarodka Asi i Pawła pod kątem zaburzeń genetycznych. Badania wreszcie dały odpowiedź na pytanie o przyczynę niepowodzeń. Spodziewałam się wielu rzeczy, ale nie tego, że z dwójki zdrowych ludzi może powstać chory zarodek. No i tak było w naszym przypadku. – wspomina Asia.
Zarówno w trakcie naturalnego zapłodnienia, jak i procedury in vitro, część zarodków wykazuje nieprawidłowości genetyczne. Zarodki te nie są w stanie zagnieździć się w endometrium macicy i dalej rozwijać. Nie oznacza to, że w następnej próbie zarodki również będą nieprawidłowe. Przy kolejnych staraniach zarodek może okazać się prawidłowy i zdolny do dalszego rozwoju – wyjaśnia dr n. med. Dariusz Mercik.
Mimo niepowodzeń małżeństwo postanowiło walczyć dalej i podeszło do kolejnej procedury in vitro już w klinice Gyncentrum. Asia przeszła stymulację owulacji i punkcję jajników. Niestety ostatecznie udało im się uzyskać tylko jednego zarodka, w dodatku badania genetyczne ujawniły, że zarodek ma wadliwe DNA, związku z czym nie ma możliwości jego przetransferowania do macicy. Nie chcę używać słowa porażka, ale jednak jest to takie tąpnięcie – mówi Asia.
In vitro z komórką jajową dawczyni – wyjątkowy prezent dla niepłodnych par
Mogłoby się wydawać, że po otrzymaniu tak druzgocącej wiadomości, jaką jest brak prawidłowych zarodków, dla niepłodnej pary nie ma już szans na rodzicielstwo. Nic bardziej mylnego! W przypadku, gdy zarodki są wadliwe genetycznie, można skorzystać z komórek pochodzących od anonimowych dawczyń. I taką właśnie propozycję usłyszeli w klinice Gyncentrum Asia i Paweł oraz Karolina i Łukasz. Klinika Gyncentrum posiada własny Międzynarodowy Bank Nasienia i Komórek Jajowych, powstały z myślą o wsparciu par, które z przyczyn biologicznych nie mogą mieć własnego potomstwa. To największy bank w tej części Europy, dzięki czemu wybór dawczyń i dawców komórek przebiega szybko i sprawnie.
Kiedy okazało się, że prawdopodobnie jedyną szansą na posiadanie potomstwa jest dla nas dawstwo komórki, byliśmy totalnie zmieszani (…) Pojawiały się pytania, czy to dobra droga, czy na pewno dla nas, czy adopcja komórki czy zarodka. Ostatecznie - po przeanalizowaniu wszystkiego - zdecydowaliśmy się na dawstwo komórki. Dziś już wiem, że to była najlepsza decyzja w naszym życiu – opowiada Karolina.
Obie pary zdecydowały się podjąć wyzwanie i dla obu udało się znaleźć idealną dawczynię. Po długiej i wyczerpującej walce o wymarzone potomstwo, w końcu nadszedł ten dzień – dzień transferu. Asia i Paweł oraz Karolina i Łukasz, podenerwowani, ale też pełni nadziei na sukces, zmierzali do kliniki, by poddać się procedurze podania zarodka do macicy. Wydarzeniu towarzyszyły niesamowite emocje. Nie obyło się bez wzruszeń i łez. Potem przed parami najtrudniejsze 2 tygodnie oczekiwania, po których mieli dowiedzieć się, czy transfer się powiódł. Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie, zarówno Asia jak i Karolina zaszły w upragnioną ciążę. Ich radość nie miała końca. Pierwszy raz od dawna, tak naprawdę, poczułam szczęście – zdradza wzruszona Karolina.
Wytrwali do końca, dziś są szczęśliwymi rodzicami!
Dziś oba małżeństwa cieszą się długo wyczekiwanym rodzicielstwem. Choć ich droga do szczęścia była pełna rozczarowań i frustrujących momentów, wyczerpująca fizycznie i emocjonalnie, to trud, jaki podjęli z pomocą specjalistów kliniki, opłacił się. Zarówno Asia jak i Karolina są mamami dwóch pięknych synów. Historie par, które dzięki in vitro zostały rodzicami, są dowodem na ogromną siłę i wytrwałość ludzkiego ducha oraz na to, że pomimo przeciwności warto do końca walczyć o swoje marzenia.
Warto walczyć do końca, warto się nie poddawać i być otwartym na różne rozwiązania. Z perspektywy czasu wiem, że w relacji z dzieckiem nie ma znaczenia, od kogo pochodzi komórka jajowa. Miłość między mną a Ignasiem jest bezwarunkowa i jest największą miłością, jakiej doświadczyłam. Gdy widzę jego uśmiech na mój widok, cały świat mógłby nie istnieć. Mamy świetną relację. Przede wszystkim Ignaś jest ukochanym, upragnionym dzieckiem, a to sprawia, że jest naprawdę szczęśliwy i pogodny. Widzę w nim też dużo z Łukasza (…) Nie czuję żalu, że nie ma moich oczu czy ust. Cieszę się, że jest podobny do taty i że mają tak dobrą relację ze sobą. Obecnie jesteśmy bardzo szczęśliwymi ludźmi i nic bym nie zmieniła. To wszystko musiało się wydarzyć, abyśmy byli w tym miejscu – przyznaje Karolina.