W tym cyklu totalnie zgłupiałam... Początkowo owulację wyznaczono na 8 dzień cyklu, ale nie potwierdzał jej ani test owulacyjny, ani śluz... Potem przesunęło mi dzień wystąpienia owulacji na 11 d.c. Dopadło mnie przeziębienie połączone z gorączką i temperatury powędrowały w górę, więc każdą z tych podwyższonych odfajkowałam by OF nie brał ich pod uwagę i dzień owulacji został przesunięty z powrotem na 8 d.c. W niedzielę dodałam temperaturę, znowu przesunęło go na 11, dziś z kolei wrócił na 8 d.c. Co się dzieje?
Mam problem ze śluzem, mianowicie jest go tak mało, że trudno jest mi go rozpoznać i muszę go "ręcznie wygrzebywać"
Jeśli już występuje u mnie jakikolwiek śluz płodny, to jest on wodnisty a nie rozciągliwy i w tym cyklu zdecydowanie pojawił się dopiero teraz. Zarówno w 8 jak i w 11 dniu cyklu śluz był biały, gęsty i na pewno nie nazwałabym go płodnym.
Testy owulacyjne mogą być felerne, bo zakupiłam je na Allegro w promocyjnej cenie - 50gr/szt, ale... od kilku dni na teście widzę drugą kreskę. Co prawda jest na tyle jasna, że nie można uznać testu za pozytywny, ale krecha jest i widział ją też mój M (myślałam, że już sobie sama wmawiam, że ją widzę
). Poprzednie testy wychodziły zdecydowanie negatywnie, brak nawet cienia drugiej krechy.
Jak mam to rozumieć?