poród w Trójmieście
-
WIADOMOŚĆ
-
Jeżyna&Malina wrote:A czy ktoś rozważa szpital wojewodzki w Gdansku?
Gdańsk, 31 l., kp -
Nie zaglądałam do tego wątku i w ogóle do tego działu dłuższy czas, bo stwierdziłam, że nic się tu nie dzieje, a tu nagle pojawiła się interesująca mnie odpowiedź.
Dr. Szafran mówisz...? Opinie w internecie bardzo dobre, może też rozważę umówienie się do niego i doprowadzenie ciąży do końca. -
nick nieaktualny
-
pirelka, No ja chcę wiedzieć wszystko!
Najbardziej mnie interesuje, czy ZZO jest rzeczywiście dostępne?
Czy możesz polecić jakiegoś konkretnego lekarza, który tam pracuje?
Czy wenflon zakładają na dzień dobry, czy tylko w razie potrzeby?
Czy można przybierać dowolną pozycję? Jak traktowanie i atmosfera?
W szpitalu Bielańskim w Warszawie, w którym urodziłam pierwsze dziecko na stronie wszystko jest opisane tak, że "cud miód i orzeszki", że "szpital przyjazny dziecku i rodzić po ludzku" i "położne ZACHĘCJĄ do aktywności/dowolnej pozycji"... a w praniu wyszło, że to tylko puste slogany nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Taśmowe traktowanie, wręcz niemiłe i chamskie, zero empatii, próbowano mnie kłaść na plecach, a nie "zachęcano do dowolnej pozycji", walenie na "Ty" i położne mające zerową wiedzę o laktacji.
To ostatnie już mnie nie obchodzi (wiedza o laktacji), ale wszystko inne opowiadaj.Wiadomość wyedytowana przez autora: 22 lutego 2017, 16:35
Rysiowa lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyMatka Rocku wrote:pirelka, No ja chcę wiedzieć wszystko!
Najbardziej mnie interesuje, czy ZZO jest rzeczywiście dostępne?
Czy możesz polecić jakiegoś konkretnego lekarza, który tam pracuje?
Czy wenflon zakładają na dzień dobry, czy tylko w razie potrzeby?
Czy można przybierać dowolną pozycję? Jak traktowanie i atmosfera?
W szpitalu Bielańskim w Warszawie, w którym urodziłam pierwsze dziecko na stronie wszystko jest opisane tak, że "cud miód i orzeszki", że "szpital przyjazny dziecku i rodzić po ludzku" i "położne ZACHĘCJĄ do aktywności/dowolnej pozycji"... a w praniu wyszło, że to tylko puste slogany nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Taśmowe traktowanie, wręcz niemiłe i chamskie, zero empatii, próbowano mnie kłaść na plecach, a nie "zachęcano do dowolnej pozycji", walenie na "Ty" i położne mające zerową wiedzę o laktacji.
To ostatnie już mnie nie obchodzi (wiedza o laktacji), ale wszystko inne opowiadaj.
ZZO jest dostępne, nie miałam z nim problemu wręcz nawet mi proponowano i zachęcano, aczkolwiek nie naciskali, decyzja należała do mnie.
Lekarza żadnego nie mogę polecić, bo zależy jaka zmiana się trafi, w sumie jeden był miły reszta masakra..
Wenflon założony miałam dopiero wtedy, kiedy zaczęto mi podawać kroplówkę, wcześniej tylko pobierano mi krew.
Traktowanie i atmosfera średnia jak dla mnie, szału nie ma.. dramatu niby też nie, ale zależy jaka zmiana. Niektóre położne masakra, nie miłe.. inne do rany przyłóż. U mnie zmiana zmieniała się kilka razy, bo całość trwała 20h. Ogólnie mało informacji i konkretów, zero decyzyjności, ciśnienie na sn - to pewne!
Co do pozycji to wielkiego wyboru nie miałam, bo byłam podłączona cały czas pod zapis, nawet do wc musiałam prosić, by mnie odpięły, lekarz w końcu kazał na chwilę mnie odpiąć i pochodzić, ale ogólnie kazali leżeć, spać.. a nie szło się obrócić bo wciąż zapis uciekał więc kiepsko.
Zachęcać nie zachęcali do innych pozycji, ani nic.. rodziłam normalnie w klasycznej pozycji na fotelu, nikt o nic nie pytał, nie proponował. Potem dowiedziałam się, że mogłam wziąć prysznic.. ale wtedy już nie miałam na to ochoty przez bóle.. dzisiaj sama bym poszła gdybym wiedziała, że można.. a człowiek pierwszy raz to boi się ruszyć, a potem ból nie do zniesienia więc nic się nie już nie chce tylko koniec.
Co jeszcze mogę napisać, porodówka po remoncie, sale jednoosobowe, jedna osoba z Tobą może być cały czas..Wiadomość wyedytowana przez autora: 23 lutego 2017, 09:00
-
Dzięki za odpowiedź.
Ja przy pierwszym porodzie nie byłam w stanie leżeć, musiałam stać, kucać lub klęczeć.
Z tego co wiem, jeśli poród przebiega prawidłowo, zapisu KTG nie trzeba prowadzić nieustannie, wystarczy sprawdzać co jakiś czas. Ale personelowi oczywiście jest wygodniej podłączyć na stałe i się nie martwić.
W każdym razie ja nie dałam się położyć na plecach i położna nie była z tego zadowolona, bo biedna musiała do mnie co chwilę przychodzić i schylać się lub kucać.
Jestem ciekawa co by było, gdybyś się upierała na pozycję wertykalną.
-
nick nieaktualnyMatka Rocku wrote:Dzięki za odpowiedź.
Ja przy pierwszym porodzie nie byłam w stanie leżeć, musiałam stać, kucać lub klęczeć.
Z tego co wiem, jeśli poród przebiega prawidłowo, zapisu KTG nie trzeba prowadzić nieustannie, wystarczy sprawdzać co jakiś czas. Ale personelowi oczywiście jest wygodniej podłączyć na stałe i się nie martwić.
W każdym razie ja nie dałam się położyć na plecach i położna nie była z tego zadowolona, bo biedna musiała do mnie co chwilę przychodzić i schylać się lub kucać.
Jestem ciekawa co by było, gdybyś się upierała na pozycję wertykalną.
U mnie to z zapisem i pozycją to co innego pewnie bo to bliźniaki, to musieli cały czas monitorować. -
pirelka wrote:No więc odpowiadając na Twoje pytania:
ZZO jest dostępne, nie miałam z nim problemu wręcz nawet mi proponowano i zachęcano, aczkolwiek nie naciskali, decyzja należała do mnie.
Lekarza żadnego nie mogę polecić, bo zależy jaka zmiana się trafi, w sumie jeden był miły reszta masakra..
Wenflon założony miałam dopiero wtedy, kiedy zaczęto mi podawać kroplówkę, wcześniej tylko pobierano mi krew.
Traktowanie i atmosfera średnia jak dla mnie, szału nie ma.. dramatu niby też nie, ale zależy jaka zmiana. Niektóre położne masakra, nie miłe.. inne do rany przyłóż. U mnie zmiana zmieniała się kilka razy, bo całość trwała 20h. Ogólnie mało informacji i konkretów, zero decyzyjności, ciśnienie na sn - to pewne!
Co do pozycji to wielkiego wyboru nie miałam, bo byłam podłączona cały czas pod zapis, nawet do wc musiałam prosić, by mnie odpięły, lekarz w końcu kazał na chwilę mnie odpiąć i pochodzić, ale ogólnie kazali leżeć, spać.. a nie szło się obrócić bo wciąż zapis uciekał więc kiepsko.
Zachęcać nie zachęcali do innych pozycji, ani nic.. rodziłam normalnie w klasycznej pozycji na fotelu, nikt o nic nie pytał, nie proponował. Potem dowiedziałam się, że mogłam wziąć prysznic.. ale wtedy już nie miałam na to ochoty przez bóle.. dzisiaj sama bym poszła gdybym wiedziała, że można.. a człowiek pierwszy raz to boi się ruszyć, a potem ból nie do zniesienia więc nic się nie już nie chce tylko koniec.
Co jeszcze mogę napisać, porodówka po remoncie, sale jednoosobowe, jedna osoba z Tobą może być cały czas..
Pirelka, a pamiętasz którzy lekarze byli niefajnie a który to był ten spoko?
Chodzę do Boćkowskiego, który tam pracuje. Chciałabym rodzić przez CC (pierwszy poród był CC) ale skoro piszesz, że jest ciśnienie na sn, to poważnie się zastanowię...
Bardzo się boję SN, poprzednio rodziłam SN przez 20 h i skończyło się na CC. Źle to wspominam nawet mimo ZZO... -
nick nieaktualnyRysiowa niestety nie pamiętam tego sympatycznego, bo on tylko doglądał, ale też cisnął na sn jak inni. Specyficzny był i wśród rodzących miał złe opinie potem na oddziale dr. Dymitr, chociaż mi się specjalnie nie naraził i jakaś lekarka, ale nie znam jej nazwiska,ona była okropna i ponoć ona prowadziła mój poród.
Śmiejkowski mnie odesłał za pierwszym razem do domu, ale sympatyczny w obyciu był.
Jeśli masz skierowanie na cc to pewnie problemu robić nie będą.
Potem na sali od dziewczyn słyszałam, że próbowały sn bo nie było wskazań do cc, a chciały i dopiero jak było zagrożenie to prosili ordynatora o zgodę na cc, bo bez niego nie mogli sami zdecydować może takie jest zarządzenie od góry żeby rodzić sn jak nie ma wskazań? = oszczędności..
Ja też rodziłam 20h od odejścia wód i też miałam ZZO-bez niego nie dałabym rady.Wiadomość wyedytowana przez autora: 8 marca 2017, 20:01
-
nick nieaktualny
-
Wrzucam opis mojego porodu w Szpitalu Wojewódzkim, oryginalnie wrzucony w październikowym wątku:
"Jak już pisałam wcześniej, w piątek trafiłam na patologię ciąży w Szpitalu Wojewódzkim w Gdańsku z powodu niereaktywnego KTG. Bujałam się z tym już ponad tydzień, kontrolując zapisy co kilka dni, bo każdy lekarz miał inną opinię i dwóch chciało mnie kłaść do szpitala, dwóch twierdziło że jest ok. W końcu opinia lekarzy z Medicoveru i na Izbie Przyjęć się pokryła i mnie zatrzymali na obserwację. Przez weekend w szpitalu wszystko było ok, zapisy wychodziły prawidłowo, pobrali mi przy okazji wymaz na GBS i w poniedziałek mieli mnie wypisać, ale rano wyszedł znowu niereaktywny. Zrobili mi tzw. test Manninga, czyli oprócz KTG dodatkowo ocenę stanu płodu na USG. Przepływy były prawidłowe, ale mała ruszyła się tylko dwa razy w czasie półgodzinnego badania, powtórka po zjedzeniu słodyczy też nic nie dała (mimo że dzień wcześniej szalała w brzuchu, nie zaniepokoiła mnie nigdy ilość ruchów dziecka w tej ciąży). Padła decyzja o wywołaniu porodu.
Lekarz zbadał mi jeszcze stan wód płodowych (dość boleśnie robiąc mi rozwarcie, bo wcześniej nie było żadnego) - na szczęście były czyste. Na noc przed porodem założono mi balonik na rozszerzenie szyjki, prawie od razu po założeniu zaczęły mi się lekkie skurcze. Dostałam też czopek Bisacodyl, ale już po samych skurczach mnie wcześniej czyściło, więc tylko dokończył robotę Próbowałam rozkręcić poród gorącym prysznicem, piłką i chodzeniem, ale doszłam do wniosku, że lepiej pójść spać i nabrać sił. Przez noc skurcze całkowicie ustały.
Następnego dnia poszłam na porodówkę, o 6 rano podłączono mi kroplówkę z oksytocyną i KTG. Od razu zaczęły się regularne skurcze. Miałam nadzieję, że po pół godzinie mnie odłączą od zapisu, ale nie podobał im się i musiałam być podłączona przez cały poród, a przez to leżeć. Radziłam sobie ze skurczami oddychaniem torem brzusznym - odruchowo miałam ochotę nie ruszać się przy skurczu, ale specjalnie oddychałam głęboko tak, żeby brzuch się unosił i bardzo mi to pomagało. Ok. 8 miałam pierwsze badanie rozwarcia, myślałam że balonik nie wypadł, ale jednak był już w pochwie i było rozwarcie na 3 cm. Przy badaniu chlusnęły mi wody - lekarka chyba specjalnie przebiła pęcherz płodowy. Ekipa cały czas bała się chyba wstrzymania akcji albo braku postępu. Niedługo później skurcze zaczęły być już na tyle bolesne, że ok. 9 zaczęłam przebąkiwać coś o znieczuleniu. Położna zaproponowała mi gaz, ale działał na mnie tylko przez chwilę - raz nawet zachciało mi się po nim śmiać, ale to chyba dlatego, że akurat mąż dojechał Poza tym wdychanie go głównie przeszkadzało mi w ustalonym rytmie oddychania.
Skurcze robiły się coraz częstsze i bardziej bolesne, poprosiłam o możliwość wstania z łóżka i położna pozwoliła mi poskakać na piłce tuż obok, tak żeby być cały czas podpięta pod KTG. Mąż przykleił mi TENS na plecy i wciskałam sobie guziczki, ale przy tych skurczach już niewiele pomagało i tym razem stanowczo poprosiłam o znieczulenie. Lekarka ostrzegła mnie, że akcja może stanąć albo tętno dziecka spadać i może skończyć się cesarką, ale w tamtym momencie to nie wydawała się taka zła opcja Obiecała że zbada mnie jeszcze za chwilę i jeśli będzie dobry postęp, zadzwoni po anestezjologa. Udało się, pani anestezjolog przyszła w momencie gdy miałam już 8 cm rozwarcia i skurcze tak częste, że martwiła się że nie zdąży mi się wkłuć pomiędzy nimi. Z jeden czy dwa skurcze musiałam przetrwać nieruchomo, nie sądziłam że dam radę, ale mąż mnie dobrze trzymał Znieczulenie miało zacząć działać po 10 minutach, ale nie wiem czy zdażyło, bo zaczęły mi się skurcze parte. Lekarki były zadowolone, że to dzięki niemu tak szybko szyjka puściła. Ja też byłam zdziwiona, że to już, widziałam jak zrobiło się trochę zamieszania i położne zaczęły przygotowywać narzędzia - była ok. 11:30. Położna powiedziała mi jak mam przeć - najpierw trochę na boku, żeby główka zeszła niżej, potem na plecach bez marnowania siły na krzyki :p
Pod sam koniec mała nagle zaczęła tracić tętno (spadło do chyba 60), więc na kolejnym skurczu mnie nacięto. Bolało jak diabli, a czytałam że niby nic nie czuć Dzięki temu szybko wyszła główka, chwilę potem barki, a reszta dziecka dosłownie chlusnęła - myślałam że dłużej będzie trwało to rodzenie. Natychmiast ją odpępniono żeby zbadać, na szczęście okazała się być w dobrym stanie, dostała 9 punktów. Dostałam ją na pierś, dzięki czemu trochę lepiej zniosłam szycie (dość bolesne mimo znieczulenia).
Ogólnie mój poród był kompletnym zaprzeczeniem tego, co sobie zaplanowałam - nawet nie wyjmowałam planu porodu. Chciałam naturalnie, aktywnie, a miałam prawie każdą procedurę medyczną. Mimo wszystko zaufałam lekarzom, którzy się mną zajmowali i cieszę się, że dmuchali na zimne. Niby wszystko było dobrze z dzieckiem, ale kto wie, co by się stało, gdyby nie podjęto decyzji o indukcji. Cóż, nie wszystko da się w życiu zaplanować Nie mam traumy, mogę rodzić kolejne dziecko, bo skoro po oksytocynie nie było tak najgorzej, to bez niej tym bardziej Obawiałam się, że będę rodzić 24 godziny jak moja mama mnie, więc 6 to dla mnie super wynik.
Zdecydowanie mogę polecić Szpital Wojewódzki, bo lekarze tam nie straszą na zapas, ale też nie czekają na boskie zmiłowanie gdy coś się dzieje. Pomoc laktacyjna mogłaby być trochę lepsza i jedzenie bardziej urozmaicone, ale do pozostałych aspektów opieki nie mogę się przyczepić. Wyszłyśmy po 2 dniach, po przeprowadzeniu wszystkich badań i upewnienia się, że z dzieckiem wszystko w porządku."
Gdańsk, 31 l., kp -
Wrzucam jeszcze wpis koleżanki na temat szpitala na Zaspie:
"Dziewczyny, które jeszcze nie urodziły/będą rodzić w przyszłości, piszę żeby Was ostrzec. To brzmi jak oczywistość, ale pilnujcie swoich maluszków w szpitalach. Moja córeczka dostała żółtaczki i stwierdzili że zabierają ja na fototerapie. Dwie doby przychodziłam do malutkiej co 3 godziny, żeby ją nakarmić, gdyby płakała wcześniej mieli mnie wołać. Niby była całkowicie spokojna. 12h po powrocie do mnie zaczęły się problemy. Dziecko płacze, ma gazy, cierpi i nie chce jeść. Nikt mi o tym nie powiedział, ale w ciągu ostatniej doby przybrała 140 gram! (tyle mogłaby przybierać nawet tydzień). Wyciskali w nią mleko modyfikowane jak tylko zapłakała (z tęsknoty i samotności). Dla mnie oficjalna wersja była, że to tylko ja karmię. Proszę, bądźcie mądrzejsze niż ja i uważajcie z kim zostawiacie swoje dzieci. Nawet jeśli wydaje się że szpitale są po to żeby pomagać."
Gdańsk, 31 l., kp -
nick nieaktualnyPolecam Zaspe!! Nowy oddział położniczy i sala pojedyńcza z łazienką super ❤ miłe pielęgniarki i położne, stawiają na ochronę krocza.
Smeg czasem pielęgniarki muszą dla dobra dziecka robić niektóre rzeczy, może dokarmiały z jakiegoś wyraźnego powodu? Np mama była po cesarce i dostała opioidy przeciwbólowo a wtedy karmić nie można..