Podejscie facetow do ivf
-
Chcialabym Was zapytac jak Wasi mezowie/partnerzy podchodza do ivf?
Czy staraja sie razem z Wami? Robia zastrzyki i chodza na kazda wizyte?
Czy z Wami oczekuja bety i wypatruja drugiej kreski? Czy raczej podchodza do tematu na chlodno i nie mysla na zapas co bedzie?Starania od 08.2015, endometrioza 3/4 st, 2 laparo, 3 hsg, 3 histero
8.03.2017 IVF ❄️❄️❄️nie przetrwaly rozmrozenia...
5.05.2017 ICSI 2.06.2017 crio 26.06.2017 crio
28.07.2017 ICSI 26.09.2017 crio [*] 8tc 14.02.2018 crio [*] 6tc
20.04.2018 ICSI brak mrozakow
22.03.2019 IMSI 13.07.2019 -
u mnie pierwsza procedura mąż niczym anioł nie odstępował mnie na krok. zastrzyków co prawda nie robił ale pilnował godzin. po nie udanym transferze załamka, kolejny transfer porażka. nastąpiło wycofanie prawie w 100% po kilku 2 miesiącach telefon z kliniki że możemy podchodzić do kolejnej procedury. praktycznie wszystko było na mojej głowie. w dzień przed punkcją, kłótnia. w dniu punkcji był przy mnie i wypełnił swoje zadanie i nastąpiło w miare spokojne 5 dni do transferu. był również obecny. dzień później dowiedziałam się że pozostałe 2 blastki nie przeszły mrożenia. załamałam się, a On się uśmiechnął, klęknął przy moim brzuchu i powiedział do zobaczenia za 9 miesięcy. nie wiem co i jak ale to był szczęśliwy transfer który dał mi Jasiahttps://www.maluchy.pl/li-72827.png
-
nick nieaktualnyPopłakałam się przez Twoją wypowiedz. Niedobra Ty!
Ja nie podchodziłam do invitro, a do inseminacji. Mąż wspierał. Jeździł na wizyty, gdy miał wolne (czasem specjalnie zwalniał się z pracy), kupował leki, mowil ze piekna jestem chociaż po metypredzie nie miałam 1 cm na twarzy i dekolcie bez pryszcza.Gdy zaszłam w ciążę robił zastrzyki, obiadki, soki. Sprzątał sam z siebie! Niestety nie udało się. Ja przechodzę jakąś wewnętrzną żałobę, nie mogę się z tym pogodzić, a nie czuje w nim żadnego wsparcia. Tak jak wcześniej mogłam na niego liczyć, tak teraz czuje się z tym sama. Dzisiaj krwawię 3 dzień i zwijam się z bólu, a on mi wyskoczył z propozycja wyjścia na rower. -
Czara wyrazy współczucia, z doświadczenia wiem, że faceci porażki przechodzą zupełnie inaczej. stosują wyparcie. ja po nie udanej pierwszej procedurze usłyszałam, może to i lepiej że nie będe mieć dzieci, bo skoro nie mogę mieć a tu takie kombinacje ( nie chciał chorego dziecka, strasznie się tego bał). do mojego meża cała ciąża nie docierała ani jak w 30 tc wylądowałam na 5 dni w szpitalu. cały czas bał się o mnie, nie o maluszka/ jedynie w dniu USG świrował. nawet jak jechałam na planowane cc, jego interesowałam ja. wszystko się zmieniło od kiedy kangurował Jasia. teraz ja się nie liczę za to Jaś pierwsze miejsce.
https://www.maluchy.pl/li-72827.png -
Na kazda wizyte jezdzimy razem (chyba ze jest poza miastem, ale to rzadko sie zdarza). Robil wszystkie zastrzyki do stymulacji i przy kazdym crio podaje mi heparyne oraz intralipid.
Ze mna czeka na bete i przyrosty.
Po crio staramy sie za bardzo nie rozmawiac o tym czy sie uda czy nie, ale czuje ze jest wsparciem. Po poronieniach to on wyciaga mnie z dolka - po prostu wraca do codziennego zycia. -
Od momentu kiedy podjęliśmy decyzję, że zaczynamy jeździć do kliniki M był prawie na wszystkich wizytach, na palcach można policzyć ile razy pojechałam sama, ale tylko dlatego, że miał coś naprawdę ważnego do załatwienia w tym czasie. W trakcie stymulacji pilnował godzin zastrzyków oraz przy pierwszych czekał ze mną chwilę, żeby zobaczyć jak na nie reaguje organizm. Zastrzyki robiłam sobie sama. Po punkcji przejął część obowiązków, żebym mogła dojść do siebie. Generalnie bardziej liczy się dla niego moje zdrowie i to on ma obawy przed skutkami ubocznymi wszystkich leków. Czeka ze mną na wyniki Bety i z tego co widzę też bardzo ruszają go niepowodzenia.
Ja oczywiście muszę swoje przepłakać, ale jest dla mnie bardzo dużym wsparciem. -
Ja mam kochanego męża Może i chciałby być takim wsparciem, ale nie specjalnie daję mu na to szanse. Dlaczego? Bo on jest taką specyficzną mieszanką bojaźliwego-choleryka, która potrafi doprowadzić siebie i mnie szybko do szału. Stara się, chce pomóc, ale w taki sposób, że czasami lepiej pomoże, gdy zniknie mi z oczu Idzie do kliniki, gdy musi. Gdy nie musi, ale uprze się i pójdzie, to ma zakaz wyciągania telefonu z kieszeni i laptopa oraz niepotrzebnego odzywania się. Do gabinetu wchodzi rzadko, jak już wejdzie to wie, że ma się nie odzywać nie pytany. Gdy coś nie zrozumie, to ma pytać mnie, po wyjściu z gabinetu, a najlepiej gdy pozostanie w nieświadomości Choć przechodzimy czwarta procedurę, to on dalej nic z tematu ivf nie rozumie, gubi się. Czy czeka ze mną na betę? Nie - bo do tej pory nie pamięta, kiedy się ją robi Czy robi mi zastrzyki? W życiu bym mu na to nie pozwoliła!!! Czy ma do mnie żal, że nie dopuszczam Go bardziej do tego wszystkiego? Chyba nie, bo nie ma nawet takiej świadomości
Wiem, jestem porąbana Zosia-Samosia.Asia_88 lubi tę wiadomość
-
Fajnie dziewczyny, ze piszecie i widac, jak rozne podejscie maja faceci. Fakt, kazdy czlowiek jest tez inny, wiec trudno oczekiwac czegos innego.
Moj bardzo sie zaangazowal w starania, jak zobaczyl, ze nie bedzie to takie proste. Pierwsza stymulacja - robil mi wszystkie zastrzyki, chodzil na wszystkie wizyty, byl na transferze, sam zdecydowal, ze bierzemy dwa zarodki. Ale w miedzyczasie pisal sobie z kolezanka, bo jak twierdzil po czasie to byla beztroska zabawa, ktora pozwolila mu uwolnic te emocje i stresy, ktorych nie chcial zwalac na mnie. Pierwsza porazke odchorowalismy oboje strasznie.
Potem bylo kolejne podejscie, kolejna punkcja i transfer na ktory poszedl ze mna, ale stwierdzil, ze dziwnie sie czul, tym razem mialam lekarza a nie lekarke i nie mogl zniesc widoku "jak on mi cos wklada". Jak mu powiedzialam, ze przeciez widzial na monitorze co mi wklada i to sa nasze zardoki to fakt przeprosil, ale niesmak pozostal.
Od tej pory chodze na transfery razem z nim, ale on czeka w poczekalni, a jutro chyba pojade sama.
Zastrzyki do tej pory robi mi sam, choc jak bylam ostatnio na delegacji to bylam zmuszona przejac zastrzyki i choc pierwszy raz bylo mi slabo to potem juz poszlo.
Teraz po 5tym transferze zaangazowal sie na nowo i jezdzil ze mna po lekarzach, poswiecilismy na to nasz urlop i byl zawsze aktywny na wizytach, ale po urlopie uslyszalam, ze nie mial prawdziwego urlopu i nie czuje sie wypoczety.
Moze za bardzo biore to do siebie, inna sprawa, ze u nas od 8 miesiecy jest prawdziwa kumulacja wzlotow i upadkow i trzeba byc bardzo silna para, zeby tyle przetrwac. Ale chwilami to mam ochote go udusicStarania od 08.2015, endometrioza 3/4 st, 2 laparo, 3 hsg, 3 histero
8.03.2017 IVF ❄️❄️❄️nie przetrwaly rozmrozenia...
5.05.2017 ICSI 2.06.2017 crio 26.06.2017 crio
28.07.2017 ICSI 26.09.2017 crio [*] 8tc 14.02.2018 crio [*] 6tc
20.04.2018 ICSI brak mrozakow
22.03.2019 IMSI 13.07.2019 -
Gdyby nie mój mąż nie podeszłym chyba nawet do iVf. Ze względu na pracę nie był ze mną na jednym transferze i to był tak najmniej udany. Ale wtedy przyjechał po mnie 250 km i razem wróciliśmy a był po 55 godzinach w pracy..i jest ostoja spokoju wiem że wszystko przeżywa ale jakoś w środku bez paniki i rozpaczania w przypadku niepowodzenNovum od września 2015
40 lat, wysokie FSH (10,7), spadające AMH (1,7), mąż nasienie w dolnej granicy normy
27.01.2016 1 IUI
18.03.2016 2 IUI
10.02.2017 1 iVf cb
7.04.2017 crio
29.05.2017 crio jest mały człowiek z wielkim sercem...TP 16.02.18
-
Mój tez we wszystkim uczestniczył, łącznie z robieniem zastrzyków. Jednak Uważam że bardziej wszystko przeżywal ode mnie,mimo że tego nie było aż tak widać, zwłaszcza porazki. Jak było dobrze, to był w euforii, jak się nie udawało, to raz musiałam go nawet zbierać z podłogi.. Może to mało męskie, jednak to dobry człowiek i to się dla mnie liczy.Starania od 2012 - 5iui, 4ivf - 8tc[*], 8tc[*]
7 FET 01.06.17 - 27.02.18 córka
8 FET 08.02.19 - 23.10.19 syn -
U nas procedurę przeszłam sama, męża nie było, przyjechał dopiero 3 dni przed punkcja. Nie ukrywam, że było mi ciężko samej, ale starał się,dzwonił, pisał, cierpliwie znosił wszystkie moje marudzenia. W dniu punkcji był bardzo przejęty, stresowal się bardziej ode mnie. Transfer było to samo, zabronił mi mówić, że nie uda się. Miałam chwile zwątpienia ale dzięki niemu szybko mijały trzy dni przed testowaniem musiał wracać do pracy, więc nie widziałam jego radości jak dowiedział się, że będzie tatą. Jedynie to sobie wyobrażam przez 3 mce ciąża była zagrożona, leżenie plackiem, męża nie było obok. Rodzina pomogła ale też pomagał on, na odległość ale czułam, że jest, że walczy żebym wierzyła, że utrzymamy nasze dziecko Za kilka dni wraca do domu, a my siedzimy już jak na szpilkach ja i nasza córcia w brzuszku hihiGameta , starania od 2012 r.
Jagna
[/url]
-
nick nieaktualny
-