Tak się cieszyłam bezproblemową ciążą po poronieniu. Zaszalałam z odkurzaczem i mopem, za szybko, za agresywnie... spieszyłam się na tramwaj. Zaczęły się bóle podbrzusza, ale nie zmartwiły mnie, bo to nie pierwszy raz. Tyle, że zawsze miałam możliwość położenia się. A tu łyknęłam tylko magnez i poleciałam.
W tramwaju oczywiście na początku stanie, potem na siedząco ból był już nieciekawy, taki jak na okres. Od przystanku 15 min spaceru do miejsca docelowego. No i się załatwiłam.
Od wczoraj zjadłam już 3 nospy i tyle samo magnezu, miałam już ograniczyć progesteron, ale teraz jak? Nospa tylko wycisza ból, promieniuje czasami na plecy. Nie są to skurcze, to ciągły ból, jak przy @. Pytanie, co robić?
Czuję małego, serduszko mu bije jak zawsze, kopniaki nie są na dole, ale czuję ciężar. Czasami ciężko mi się wyprostować.
Iść na IP, czy poczekać do jutra i wbić się na chama do mojego gina? Pojutrze urlop, muszę być pewna, że mogę jechać.
Naczytałam się o skracaniu szyjki, czy takie coś może być tego objawem? Może ta wczorajsza mokrość to jednak coś poważnego a ja kupiłam felerne testy PH? Ehh, chyba jednak lepszs IP.
Zjadłam śniadanie, wzięłam znów nospę i magnez, chyba zmrużę oko jeszcze na chwilę i ocenimy sytuację jak wstaniemy.
Mały szaleje.
Jedynym powodem bólu może być jedynie główka małego na dole, sama widziałam, że dziubie mnie tam mocno i położna kręcąc głowicą na wszystkie strony znalazła w końcu tak jakby nacisk na 1 cm. Nie wiem jak to nazwać po polsku... Mały naciska na szyjkę od góry i tam jest jakby 1 cm obniżenia/rozwarcia? Nie uważała tego za coś tak poważnego by mnie trzymać dobę, ale nakazała odpoczywać, jeść magnez i jutro iść do mojego gina na sprawdzenie.
Co do podróży trochę kręciła głową...
Cieszę się że to nic poważnego. Oby nie przerodziło się w nic więcej.
Tylko biodra i plecy już mnie bolą od leżenia
No i dupa z aktywnym urlopem. Mi to w sumie "wsio rybka", ale jedziemy 10 osobową grupą i trochę dziwnie będzie, gdy oni chcą gdzieś, a ja nie dam rady. Męża też mi troszkę szkoda. Umówiliśmy się, że gdzie możemy- jedziemy autem.
Chciałam się teraz spakować, załadowałam pół walizy i bum BÓL. Nie ustałam. Muszę leżeć.
Dzieciaczku, przestań mnie tam dziubać, tam jest zamknięte na cztery spusty jeszcze przez 3-4 miechy!
Boję się teraz tego wyjazdu... boję się, że coś przeoczę, mały objaw i stanie się jakaś zła rzecz nadal nie umiem uwierzyć w swoje szczęście, uwierzę gdy będę je tulić w ramionach.
7 miesiąc
A jutro III trymestr
Leżę i obserwuję skaczący brzuszek
Uwielbiam te chwile i cieszę się, że często mogę tak komunikować się z synkiem.
Gdybym chodziła do pracy, może czas płynąłby szybciej, może nie czułabym lekkich wyrzutów sumienia, że zrobił się ze mnie leniuszek. Ale to, że prawie w każdej chwili mogę przysiąść, podciągnąć bluzkę do góry i patrzeć, i dotykać, i mówić...to jest niesamowite i nie oddała bym tych momentów za nic
Po ostatnich "przebojach" jest dobrze.
Brzuszek już nie boli, kontrola u gina też na plus. Robili Dominikowi ktg. Jest w normie miałam też test glukozy, jeśli coś będzie nie tak, zadzwonią.
Tylko coś u mnie ostatnio nie gra z sercem. Chyba będę musiała iść z tym do lekarza, poobserwuję jeszcze jakiś czas i wspomnę o tym na kontroli. Ciężko opisać to po polsku, a co dopiero po niemiecku. Mam dziwne wieczorne kołatania, ostatnio coraz częściej. Podsłuchałam swoje serce nawet detektorem maluszka i niestety słychać różnicę w biciu... zobaczymy, może to tylko kolejny objaw ciąży.
Trochę się już uzbierało, nie powiem i czasami jest ciężko. A przed nami jeszcze 3 miesiące!
Zaczynamy 30 tc
Chyba czas trochę ponarzekać!
Leżę sobie właśnie z wystającym brzuchalem, boli mnie przepona, wątroba, żołądek, kiszki i wszystko co tam jeszcze wokół macicy się mieści. Skóra jest tak napięta, że zaraz pęknie. Smaruję się zawzięcie olejkami i kremami, oby pomogły. Cellulit na tyłku i udach nigdy jeszcze nie był tak wielki cycki i sutki znów bolą. Mam zadyszkę po wstaniu z krzesła.
Po prostu masakra
Dominik rośnie, czuję duży ciężar, a jeszcze ze 2 kilogramy przed nami Jak Wy kobietki dajecie radę? Jestem deczko przerażona.
Wierci się ten nasz mały chłopczyk, akurat to jest najcudowniejszym uczuciem i w sumie dla tych chwil można zapomnieć o niedogodnościach mam niestety zbyt napięty brzuch, by widzieć czym akurat się wypina ale czuję jego rączki w pachwinach gdy kombinuje coś przy buzi i malutkie stópki po prawej stronie żeber.
Ahh mogłabym rozczulać się nad tym godzinami
W piątek wizyta u gina, zapytam go o szpital i związane z tym czynności. W ogóle nie wiem jak to jest z tym w Niemczech. Koleżanka rodziła bez planu, zarejestrowała się w dzień porodu...
Jestem nerwowa, bo nadal prawie nic nie jest zrobione! Czekam na komódkę by wyprać, poprasować i ułożyć ubrania. Chcę też już postawić łóżeczko, dziś dostałam wypłatę, więc w sobotę zamawiam męża i auto i będziemy kupować chciałabym w październiku być już gotowa. Czyli został nam miesiąc.
Na pamiątkę fotki brzuszka
Moim zdaniem wygladam już jak na 9 miesiąc, ale to pewnie dlatego, że nigdy nie widziałam siebie większej
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 sierpnia 2017, 09:48
Edit.
Zamiast komentarza dałam nowy wpis
No nic, dorzucę tu foto naszego szkraba, po wizycie wszystko ok, tylko waga jakas taka niezbyt moim zdaniem. 1300 g, na siatce jest przy dolnej granicy, za to FL jest w normie. No ale różnie to może być, albo będzie chudziutki, albo sprzęt zaniżył, bo gin nic na ten temat nie mówił
@atena, napisz od razu po wizycie
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 września 2017, 17:08
Dawno nie pisałam.
Straciłam wenę, w życiu też zdarzyło się parę nieciekawych momentów, że ciężko było mi myśleć o obecnej chwili.
Teraz jest deczko lepiej, a ja postanowiłam, że nie będę przejmować się czymś na co wpływu nie mam.
Powinnam cieszyć się ciąża i przyjściem synka na świat.
Czekam na to z utęsknieniem. Chciałabym już go przytulić, zapomnieć o tym co jest wokół i żyć dla niego. Zalać go miłością z wzajemnością.
Przez te wszystkie stresy, najpierw związane z ciąża po poronieniu, potem związane po prostu z życiem, nie potrafię powiedzieć, że jest to taki cudowny stan. Teraz dochodzi zmęczenie i niemoc. Chciałabym mieć to wszystko już za sobą.
Na ostatniej wizycie Dominik miał 2300 g. Ja czuję z dnia na dzień jak robi się coraz cięższy. Wierci się już też niesamowicie. Czuję każdy ruch, przy czkawce drga mi cały brzuch, nie tak jak kiedyś, ledwie pykanie.
Nie wiem nawet co mogłabym więcej napisać. Myślałam, że będzie ze mnie lepsza pisarka, a ja będę tu miała cudowną pamiątkę
Może teraz pod koniec nadrobię.
Wstawię jeszcze standardowo fotkę brzucha.
Urosłam. Ile jeszcze ten mój brzuch wytrzyma?
W sobotę myłam okna, wiem, wiem, nie wolno, ale robiłam to bardzo ostrożnie i z użyciem specjalnego urządzenia, więc niecała godzina i okna umyte.
Nie czułam nic dopóki nie poszłam do toalety. Tam róż na wkladce. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo od wysiłku ( którego nie czułam) mogło coś się napiąć no... po tym różu do dziś było tylko lekkie jasno brązowe plamienie.
Dopóki dziś nie poszłam na "dwójkę"...może to od parcia, nie wiem, w każdym razie przy podcieraniu żywa krew plus mały centymetrowy skrzep, także żywo czerwony.
Mam nadzieję, że nikogo tym nie zbrzydzę no ale taka nasza ciążowa fizjologia... szybko telefon do gina, mogę przyjść.
Najpierw ktg, jest ok, 2-3 nieregularne skurcze, ale to te B-H. Potem pognałam znów do toalety a tu tylko lekko beżowo na wkladce. Dobrze, że zrobiłam zdjęcie,bo pokazałam ginowi z czym przychodzę, żeby nie wziął mnie za wariatkę.
No to ok, siad na samolot, sprawdzamy, czysto. Szyjka zamknięta. Spodziewałam się najgorszego! A tam ani śladu krwi. No jak? Było przed godziną i to całkiem sporo. To lecimy z usg. Pęcherz ok, mały ok, wody ok. Wtf? Mówię mu, jak sytuacja, plamię 3 dni, a dziś ta krew. No ale co on może jak nic nie widzi? Kazał uważać i tyle. A mnie chuj strzela.
Chodzę i rozmyślam, wkrecam sobie jakieś ukryte problemy, beżowo na wkładce nadal, a teraz przed pójściem do łóżka znów plamka krwi, na szczęście już bardziej brązowa. Co mam o tym myśleć? Co to może być, skąd ta krew??
Boli mnie czasami jak na okres, mały napiera na wszystko, na pęcherz, szyjkę.
Czułabym sie lepiej gdyby jednak znalazł przyczynę! Jeszcze 4 tygodnie do terminu... nie wytrzyma...
W końcu listopad. 12 dni do terminu.
Po ostatniej histerii trochę się uspokoiłam. Nagłe zalanie hormonami i przykrymi objawami dziewiątego miesiąca było dość przytłaczające. 2 tygodnie temu błagałam małego by wychodził Toczymy się jednak nadal i ja już trochę się przyzwyczaiłam do bólu i niewygody.
Na ostatniej wizycie tydzień temu miał 3 kg, więc jest raczej średnim dzieckiem.
To chyba dobrze łykam wiesiołka już jakieś 1,5 tygodnia. Odstawiłam większość magnezu, biorę już tylko jedną tabletkę, bo całkiem bez bym nie dała rady. Już czasami powieka mi drży. Ale wytrzymam do porodu
Jutro wizyta z ktg i pomiarami, oby zajrzał na dół i ocenił powagę sytuacji to już 39 tydzień. Skurcze przepowiadające coraz boleśniejsze, lecz totalnie nieregularne. Zazwyczaj na ktg złośliwie ani jeden nie wpadnie :p
Czekamy!
Zmęczeni ale szczęśliwi planuję opisać poród, więc do zobaczenia
16.11.2017
Dziś jest 12 dzień życia naszego synka
W niedzielę o 1:35 będą 2 tygodnie.
Pamiętam, gdy tak przeleżałam z nim cały dzień, nie wiedząc co i jak przy nim robić, wydawało mi się, że czas płynie tak wolno. A dziś brak czasu na porządne umycie się czy zrobienie obiadu, dzień zlewa się z nocą i mija tak szybko
3.11.2017 38+3
Standardowa wizyta u gina. Na początek jak zwykle ktg. Od początku tętno jakieś wysokie, 180-190. Przy ruchu lekko spada, do 150-160. Lekarz kazał mi wtedy wyjść, napić się okolo litra wody i znów wrócić. Tak zrobiłam, położyli mnie nawet przy innym sprzęcie, na drugim boku i tu już było trochę lepiej, jednak wykres nadal wyglądał inaczej niż poprzednie. Gin zbadał małego przez usg, wyliczył wagę -3 kg, ogólnie niby nic, a jednak dał skierowanie do szpitala na ktg. W domu mam detektor więc sprawdzałam sobie serduszko i tu o dziwo biło dobrze, 120-140. Martwiłam się już troszkę, ale ruchy mnie uspokajały.
4.11.2017 38+4
O godzinie 8:00 zawitałam na porodówkę, bo tam robią ktg. Podłączyli mnie i moim zdaniem wtedy tętno było w porządku. Przyszedł lekarz, obejrzał skierowanie, wykres i pod pretekstem jakiegoś spadku i utraty połączenia (bo mały wtedy się ruszał) zaczął badanie usg. Już wtedy zaczęło mi się to wszystko wydawać dziwne, nie wiem dlaczego. Robiąc przepływy, słuchając tętna potwierdził tachykardię. Położna badając mnie ręcznie stwierdziła, że mały jest już nisko.
Kazali mi czekać na korytarzu i nagle ni z gruszki ni z pietruszki położna przychodzi z kartką do podpisania, że zapoznalam się z dzialaniami niepożądanymi po wzięciu tabletki na wywołanie. Pytam o co chodzi, a ona, że jeśli badania krwi wyjdą spoko, to wywołujemy, ale mam się nie martwić, to nie będzie dzis, to może potrwać nawet 2-3 dni. Byłam w szoku, z tego wszystkiego nawet nie zapytałam dlaczego? Dlaczego od razu, teraz? Czytałam o częstych kontrolach itd, nie spodziewałam się porodu.
Telefon do męża, ma przywieźć torbę, idziemy na oddział.
Okolo 11:00 następna kontrola ktg i pierwsza tabletka Cytoteku. Oczywiście sprawdziłam w necie co to i ogarnął mnie strach. Postaralam się jednak zaufać niemieckim lekarzom. Jakby ktoś nie wiedział polecam poczytać co to za tabletka, nieciekawe opisy...
Od razu po 15 minutach poczułam ćmienie jak na okres i tyle. Do godziny 16:00 kilka kontroli, ale nie działo się nic. Potem druga tabletka, skurcze zaczęły być mocniejsze, jednak nadal to nie to. Mały zaczynał się już widocznie denerwowac, sama poznawałam po wykresie i słabych ruchach, że jest coś nie tak. A może to ten twardy brzuch nie pozwalał mi go dobrze poczuć?
O godzinie 22:00 dostałam trzecią tabletkę i polecenie, że jeśli nadal nic się nie bedzie działo, wracam na oddział spać i zaczynamy znów jutro. Skurcze znów mocniejsze jednak na stałym poziomie. Zaciskałam zęby i mówiłam, że są, lecz spodziewałam się większego bólu, tak że nie narzekałam, a położne oceniły, że to nie to i mam iść spać. Ok 23:30 w trakcie mycia zębów pękł mi pęcherz plodowy. Dosłownie pękł, co usłyszałam i poczułam, ale że one kazały iść spać to nie pomyślałam, że to TO.
Tylko po przekreceniu się na łóżku zalały mnie wody i dostałam już o wiele mocniejszych skurczy wzięłam tylko kluczyk od szafki i telefon, poleciałam taka mokra na porodówkę.
Znów ktg, skurcze są, tętno małego 180 a przy skurczu spada skurcze zaczęły mnie już naprawdę boleć. Pamiętam jak zapierałam się, że będę silna, nie będę krzyczeć itd. A wtedy już organizm po prostu sam z siebie wydobywał nieartykułowane dźwięki. Około 00:30 pierwsze sprawdzenie szyjki i szok. 4 cm. Zaczęłam już prosić o coś na ból (a tu też w planie było bez znieczulenia ). Po jakichś 20 minutach, gdy ja już dość mocno jęczałam położna przytargała kroplówę z Buskopanem w myślach klnęłam na nią ostro i z zaciśniętymi zębami zapytałam czy mi to coś w ogóle pomoże. Stwierdziła, że lekko stłumi ból, ale mam jeszcze wytrzymać żeby na trzeźwo rozwarcie postępowalo, a jeśli nie dam rady no to robimy zzo. Oj żeby wzrok mógł zabijać z bólu już jęczałam, trzęsłam się i wierciłam, pasy mi spadały z brzucha,
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 listopada 2017, 12:22
Po zobaczeniu, że nie udaję zawołała następna położną i wspólnie, pomiędzy skurczami rozebrały mnie i sprawdziły stan na dole. No i faktycznie mały był już tuż tuż. Musiałam rodzić na tej kozetce przy ktg, bo te cholerne parte całkiem często przychodziły. Po 2-3 razach dowiozły mnie na salę porodową. Niezbyt wychodziło mi to parcie... krzyczałam, nie umiałam oddychać, nie umiałam dobrze się napiąć.. za moment zawołały prowadzącego, który już bardziej mnie ogarnął, ale w napływie sił do parcia straciłam na chwilę przytomność teraz wiem, że po prostu chciałam przeć ale niedobrze oddychałam, dlatego tak. W każdym razie po tym spanikowałam. Zaczęłam krzyczeć, że nie umiem, nie mogę, ja przecież mdleję, coś jest nie tak oczywiście oni wszyscy krzyczeli, że dam radę, nic się nie dzieje, mam przeć do cholery, bo mały jest już blisko. Kazały mi dotknąć krocze i faktycznie poczułam główkę niestety nadal ciężko mi było go wycisnąć i pamiętam już jak przez mgłę, że lekarz trzymał skalpel w dłoni i przy parciu mnie naciął. Nic nie bolało. Potem położna wzięła tzw "kiwi", lekarz naciskał mi lekko brzuch, zassali małego i ja resztkami sił go wyparłam. Nie było nic słychać. Trzymała go na dole i nie pokazywała, gdy już miałam pytać, dlaczego jest tak cichp, położyła go na moich piersiach. A on leżał mokry, śliski z krwią na główce i miał piękne otwarte oczy. Leżał spokojnie trzymając dłoń przy buzi i tylko oddychał. Trzymałam jego małą pupkę i nadziwić się nie mogłam, że to cudo jest moje.
Z Dominikiem na piersi urodziłam łożysko, zszyli mnie i doprowadzili do porządku. To też już nic nie bolało. On i ja byliśmy tacy spokojni. W ogóle nie zamykał oczu. Płakać zaczął dopiero przy wazeniu i pomiarach. I wtedy położna powiedziała, że mały miał pępowinę okrecona na szyi. Wszystko wtedy stało się jasne, oni wiedzieli o tym i dlatego tak szybko wywołali poród. Mi pewnie nie powiedzieli, bym nie panikowała. W sumie wszystko już było mi jedno. Najważniejsze było, że synek jest przy mnie cały i zdrowy.
Tak więc to mój dokladny opis porodu niezapomniane przeżycie, bolesne lecz na szczęście krótkie. Podziwiam kobiety, które bez znieczulenia rodziły po kilkanaście godzin. Gdyby nie to, że u mnie poszło to tak szybko, na kolanach błagałabym o zzo.
Przez stres przy narodzinach mały dostał mocniejszej zoltaczki. Po 5 dniach wypisali mnie do domu pod warunkiem kontroli w szpitalu, która pokazała, że jest gorzej. Zostaliśmy więc znów na następne 2 dni, na fototerapii.
Dodatkowo przez "złote rady" położnych o przystawianiu do piersi ledwo co wyszliśmy z problemow laktacyjnych. Odradzały przystawianie na żądanie, a co 2-3 h i to po 5-10 min. Dostałam nawał i zastój pokarmu. Mały musiał dużo pić a nie mógł ode mnie, bo zbyt spuchnięta byłam. Doszło mm. Płakałam, bo bałam się, że nie damy rady wrócić do kp. Odciagałam pokarm laktatorem i wygladało to tak: moja pierś, butla z moim mlekiem i na koniec butla mm. W domu już bez mm, ale nadal butla z laktatora. W sumie po słowach poloznej, że może być ciężko z odstawieniem butli i po
Nie wiem jak to będzie z pisaniem tu dalej, zaglądać będę na pewno, trzymam kciuki za kochane staraczki, "ciężarówki" i mamusie
Pozdrawiamy z Dominikiem ♡
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 listopada 2017, 15:20
Dominik waży 4,3 kg - rośnie w oczach.
Zaczyna się już świadomie uśmiechać, co dzień więcej rzeczy go rozśmiesza
To piękne! Ma duże oczy i takie bystre.
W sumie pewnie każdej mamie jej dziecko jest najpiękniejsze i najmądrzejsze
No ale razem z mężem rozpływamy się dosłownie nad nim.
12go mieliśmy kontrolę U3, usg bioderek, nerek, serduszka i ogólne przebadanie.
Wszystko jest super bardzo mnie to ucieszyło, zdrowe dziecko, o tym śniłam od tylu miesięcy.
Mała cząstka mnie. To niesamowite uczucie, duma i szczęście. Po stracie, stresującej ciąży - udało się. Jesteśmy wszyscy razem we 3.
Mąż się zmienił, teraz syn jest dla niego priorytetem, co mnie bardzo cieszy. Dużo zmartwień odeszło przez to na bok.
Ja nie chodzę zmęczona, raczej tylko nieogarnięta. Dominik jest troszkę nieodkładnym dzieckiem. Słabo śpi sam, musi być dobry moment by czuwał bez płaczu, więc w domu jest non stop brudno, bo by cokolwiek zrobić musze go brać na jedną rękę. Mało mi wtedy wychodzi. Czasami gdy mam słaby dzień, narzekam na to, ale potem się ogarniam. Dobrze że w ogóle śpi nocami czasem marudzi, ale wtulony w pierś najczęściej śpi. Tak ja się po prostu wysypiam, ale przez to właśnie synek jest taki "rozpieszczony". Coś za coś. W sumie te chwile gdy jesteśmy tak blisko siebie nigdy już się nie powtórzą. To mały mężczyzna im będzie starszy tym mniej czułości będzie pomiędzy nami. Korzystajmy póki możemy.
Mamy ciągle jakieś problemy z laktacja. To nawał, to kryzys, to zapalenie. Mam nadzieję, że w końcu się to ułoży, bo najgorsze są w tym wszystkim myśli, że mały się nie najada. Na szczęście jest w miarę dobrze.
Za tydzień przyjeżdża rodzina na święta.
Pamiętam jak rok temu pisałam po różowej stronie ovu pomimo tego, że się wtedy staraliśmy, jakoś w ogóle nie myślałam że za rok będziemy już we 3.
Życzę wszystkim kobietkom Wesołych świąt Bożego Narodzenia. Staraczkom życzę tej cudownej chwili ujrzenia dwóch kresek i pięknych następnych 8 miesiecy! By święta 2018 były tak wyjątkowe jak dla mnie te. Tak samo mamom w dwupaku. Przyszły rok niech przyniesie same cudowne chwile z maluszkami. Dziewczynom po stracie życzę dużo siły i nadziei. Do Was też uśmiechnie się słońce. Walczcie dalej, jedne mniej, inne bardziej. Uśmiech dziecka sprawi, że zapomnicie o tym wszystkim co było.
Wierzę w Was wszystkie i jeszcze raz życzę wszystkiego co najlepsze! Niech ten Nowy rok będzie lepszy niż stary.
9 miesiecy temu nasze szczęście miało 2 mm
Ojj, ja bym sprawdziła wszystko na IP szczególnie przed urlopem. Z tego co czytałam będzie dość intensywny, więc moze spróbuj dostac sie do swojego lekarza zeby potwierdzic ze jest ok? Trzymam kciuki ;)
@Mama-Ali dziękuję za kciuki, chyba jest ok, jutro jeszcze do mojego gina skoczę, on ma lepszy sprzęt, to oceni czy jest ryzyko :)