Od czwartku jest mi źle. Ciągle. Wczorajszy dzień to kumulacja wszelkich dolegliwości ciążowych.
Od mdłości, trwających CAŁY dzień z przerwą od 14-17, po problemy z żołądkiem, ból głowy i generalnie złe samopoczucie.
Doszukałam się pamiętnika ciążowego który pisałam z Alą, był wpis z początku drugiego trymestru, w którym też żaliłam się że jeszcze mi źle i okropnie się czuję.
Także tak...wspaniale.
A tak naprawdę do wieczora było ok. Przyjechali rodzice, Ala od razu na spacer, szaleństwa, a my lenistwo. Mama porobiła sporo dobrych rzeczy. Ale wieczorem coś musiało się spier$%^^#. Nagle, zupełnie niespodziewanie pojawiła się krew. Żywa, czerwona, złowroga. W głowie tylko jedna myśl- nie wierzę ze to się dzieje. Wszystko do tej pory prawidłowo. Szybkie pakowanie torby i szpital. Byłam przekonana że tam zostanę. Na IP czekanie. Pół godziny czekania. Płakania. Biegania do toalety. W końcu jest lekarka, woła na fotel a potem na usg. Już na fotelu mówi że ze widzi nadżerkę, że prawdopodobniej to z niej leci. Szzybki podglad- szyjka zamknieta, to nie ze srodka, to zewnętrze uszkodzenie.
Dzidź na usg ok. Wiekszy o jeden dzień niż wynika z OM. Serducho puka, choć nie wiem ile, bo na IP maja taki sprzęt, że na sam jego widok chce się płakać.
Wyszłam z gabinetu i znów zalałam sie łzami. To bylo silniejsze. Tym razem to chyba było upuszczenie emocji, ulga- nie mogłam uwierzyć ze wszystko jest ok.
Jutro wizyta, ale już chyba do końca nie będę w pełni spokojna. Do tej pory wszystko było książkowo. Dlaczego musiało się spieprzyć?
Od rana mdłości i ciężko się zebrać żeby zrobić cokolwiek. Nerwy powoli przychodzą. Nawet nie powoli. Przyszły z samego rana i nie potrafię zająć głowy niczym innym.
Chcę tylko żeby lekarz dziś potwierdził że to była nadżerka, że wszystko jest ok, że dziecko jest bezpieczne. Wtedy mogę spokojnie ( hahaha), czekać do prenatalnych.
Dzidziul już całkiem duży , prawie 5 cm
Nadzerka faktycznie jest, ale jak doktorek powiedział taka typowo ciazowa. Może sie zdarzyć ze np po będzie trochę upuszczała. No wiec cała happy mówie mężowi że możemy ten teges, a on że lepiej nie ryzykować...hę???? No nic, daję mu parę dni i sam się zgłosi
W każdym razie jestem spokojniejsza, nawet przyzierność mi wstepnie zmierzył, wyszło 1,07 , bo dzidź większy niz wychodzi z OM. O całe 4 dni.
Poza tym, podobno wszystko bardzo dobrze
Wiadomo, dochodzą też inne rzeczy typu: drugie dziecko w domu którym trzeba się zająć, inna pora roku itd. Nie wiem czy dałabym radę gdyby nie mężu. W sobotę cały dzień z córą poza domem, w niedziele co prawda było ciut lepiej, wiec nawet nad jezioro pojechaliśmy, ale po południu znów kryzys. Mdłości + bol głowy. Poszłam spać po 16 i wstałam o 19. Koło 23 znów poszłam spać.
Oczywiście sobota tez cała przespana.
Przez to wszystko nie mogę się cieszyć tą ciążą jakbym chciała. Czekam z niecierpliwoscią aż ustąpią te okropne mdłości i zacznę normalnie funkcjonować.
Wczoraj zauważyłam coś niepokojącego, zadzwonilam do lekarki i mam przyjść dziś wieczorem.
Od rana mam mdłości z nerwów.
Nie wiem dlaczego ta ciąża to jeden wielki stres, może z powodu wcześniejszych przezyć. I przez to,że tyle na to czekałam. I przez to, że wszyscy już wiedzą, że gdyby zdarzyło się coś złego to musiałabym się tłumaczyć całemu światu.
Co jakiś czas na forum pojawiają się złe wieści. To też dobija. Może czas na krótki detox...Może po prenatalnych zostane kilka dni u rodziców...wezmę młodą i trochę powakacjujemy. Odetne się trochę od neta, od złych wieści.
Po prostu dopadła mnie rzadka dolegliwość wypadania szyjki- tzn nie całkowite wypadanie ale wysuwanie się szyjki. Według lekarki nie zagraza to ani dziecku ani ciaży, za jakiś czas powinna sie podnieść.
Dzidzul zdrowy i bardzo ruchliwy
I w końcu stało się- wczoraj splynął na mnie taki spokój, błogość- mam nadzieję że zostanie do konca!
Mocy przybywaj!!!!!
Tak, czekam na moja moc, energię, chcę pożegnać popołudniowe drzemki i zacząć realizować to wszystko co sobie zakładałam ze będę robić w ciąży, a na co do tej pory nie miałam siły.
Od jesieni mam zamiar zacząć studia podyplomowe, mam nadzieje ze będzie to wszystko jakoś hulało.
Wczoraj prenatalne, a raczej ich pierwsza część, na usg wszystko ok. Krew pobrana i w połowie miesiąca wizyta u genetyka. Wczoraj tez mój organizm postanowił sobie po kilku dniach przypomnieć o tym że mdłości i wszystko inne mogą jeszcze się pojawiać i poprzytulałam się trochę z porcelaną. Do końca dnia byłam już zdechła.
Dziś mam ambitny plan żeby trochę posprzątać, kupić poręczne kartony do segregowania rzeczy. Muszę sobie tylko jakoś sensownie podzielić te pracę, żebym znów nie padła w południe na 3 godziny. Co prawda miałam po wyprawieniu dziecia do żłobka połozyć sie jeszcze spać, ale cóż ja zrobie że budzę sie o 6 i juz nie chce mi sie spać. Za to ścina mnie koło 12 i dupa. Całe popołudnie do tyłu.
Kurcze, jakoś z córką mimo tego że też źle się czułam byłam bardziej zorganizowana...
Wszystko w domu było zrobione, chciało mi się gotować, robić różne rzeczy, a teraz nic. Może pogoda trochę rozleniwia? Tak, zwalam to na porę roku , z Alą chodziłam na tym etapie w ciazy zimą a teraz lato powoduje totaaaaaalne rociapcianie. Tak, to na pewno to.
14 tydzien, 2 trymestr, rzygam jak kot.
Magiczny czas...
No ale- żeby być sprawiedliwą- jak ja sie cieszę że GO mam! Późno sie spotkalismy, ale najważniejsze że do tego doszło. Czasem tak patrzę na niego i córę, widzę jakie mam szczęście. Pomijając różne historie z tego miejsca, to wokół też pełno niewspierających facetów, takich, którzy przede wszystkim myslą o sobie, wychowanie dziecka i rodzina są na drugim planie.
Oczywiście nikt krytaliczny nie jest. Wkurzamy się nawzajem, czasem wręcz nie lubimy, inaczej podchodzimy do wielu kwestii, ale spotykamy sie zawsze w tym samym miejscu. I oto chyba chodzi.
Z wieści ciażowych, ciagle niestety mam problem z szyjka. Wyłazi cholera jak dłużej coś porobię albo dzwignę. A ciezko być w pozycji lezącej cały czas. Staram się robić sobie przerwy i często odpoczywać ale to chyba niewiele zmienia. Rano i do południa jest ok. Mam nadzieje ze lekarka ma racje i nie ma to zadnego wpływu na dziecko. I ciągle liczę na to że szyjka się jakos dźwignie, ale z drugiej strony...jak ona ma sie dźwignąć jak dziecko będzie rosło i wszystko tam w środku bedzie coraz cięższe? Hmmm??
Za tydzien wizyta u lekarza, ale jakoś cienko to widzę- tzn to wizyta u mniej doświadczonej ginekologa, więc nie sądzę żeby mi coś doradził.
Niech już ten tydzień zleci!
Cieszę sie na ten weekend bo minie mi migusiem. A kolejny tydzien bardzoooo absorbujacy.
Poniedziałek badania, wtorek kosmetyczna, środa fryzjer i wizyta u lekarza, czwartek wizyta u genetyka, piatek wyjazd do drugich dziadków i znów tydzień przeleci
I nich leci, czekam na 27 jak na zbawienie, mam mnóstwo pytan, a to ostatnia wizyta u mojej kochanej Pani doktor...potem wyjeżdza na 3 miechy i wróci na moja końcówkę
Z frontu ciążowego- dwa ostatnie dni dały i w kość. Mdłosci straaaaaszne, odruchy wymiotne na wszystkie zapachy. Dosłownie wszystkie. Mam nadzieję że dzis bedzie lepiej, bo przede mna jeszcze pakowanie, ogarniecie chaty, i zrobienie jakiegos szybkiego obiadu.
Ale najpierw drzemka...bo czuje że mnie ścina, a to dobra godzina zeby sobie dospac z godzinkę.
Dobranoc.
P.S.- ostatnio mam silne przeczucie że w brzuchu siedzi jednak chłopak...ciekawe czy sie sprawdzi.
Dziś badania, profilaktyka, więc musiałam zerwać się razem z córą o świcie. Dzieki temu nabyłam w piekarni swieżo upieczone paluchy serowe, niestety jeszcze 10 minut musze czekac zanim je pochłonę...tabsy na tarczyce wymagaja pół h odpoczynku bez jedzenia. Ale nic, zaraz zjem, zrobie liste i jadę dalej, zrobie zakupy, wróce, ogarne wszystko jak trzeba a potem moze skoczę do sklepu dzieciowego zeby coś córce kupić.
Jutro miiiły dzien, kosmetyczka...manicure, pedicure, brwi, pół dnia zleci , nastepnie środa, dzień zero. Ponieważ wizyta dopiero na 19.30, to stwierdziłam że będzie lepiej jak do południa umówie sie do fryzjera , i znów zleci.
Czwartek rano genetyk i mężu na wolne do konca tygodnia. W czwartek sie pakujemy, znów, i w piatek jedziemy najpierw nad jezioro z potem do teściów. Tydzień zleci szyyyybko.
Martwi mnie troche ta moja szyjka...jest długa i zamknieta ale narazona na obcierania i takie tam. W piatek znów byłam na IP. Krew, panika, choc mniejsza niz ostatnio, lekarka zapytała czy nikt nie zaproponował mi na wszelki wypadek pessara. No i chyba na tym sie skonczy. Jak bede na wizycie u mojej Pani doktor, zaproponuje to. Wolę mieć pewność ze szyjka wytrzyma a nie stresować sie za kazdym razem.
No i taka refleksja mnie naszła że czasem traktujemy to miejsce jako to, gdzie ludzi faktycznie interesują nasze problemy, w sensie że martwią sie o nas. Gówno prawda. Ludzie lubią sensacje, jak cos sie dzieje złego odzew sie natychmiastowy. Jak sa dobre wiesci gratulacji nie ma konca. Ale to nie ma nic wspólnego z rzeczywistoscią. Dlatego moje przemyslenia i bolączki bede zapisywac tu- bo to jest prezent dla Ktosia. A prawdziwe problemy zostawie do przegadania z przyjaciółką. Nie z witrualnymi znajomymi. A po porade pojde do lekarza, a nie na forum.
Mam nadzieje że to będzie dobry tydzień!!! Idę jeść
Zacznę od wczorajszej- wszystko super, żadnych "ale" wszystko w normie, a jesli chodzi o szyjke to lekarz powiedział ze sie skonsultuje i da mi znać co można zrobić. Dziś dostałam od niego sms-a, że póki nie jest to jakis duzy dyskomfort, to żeby nic z tym nie robic. A jeśli jest, to pessar. Ale to zawsze jakaś ingerencja, do tego juz do konca ciazy...i ciagle trzeba brac globulki...nie wiem, skonsultuje jeszcze z lekarka 27 lipca na wizycie. No i co fajne, lekarz zauwazył "pisiorka" jak to stwierdził . Jakoś nie jestem przekonana na 100% i sam nie kazał jeszcze kupować niebieskich ubranek , ale dwa razy ogladał i mówił że wydaje mu sie że to pisior. Miałam wrażenie ze bardziej się ucieszył niż ja , bo zapytał co mam w domu i jak usłyszał ze córę to mówi ze byłoby idealnie. A mnie jest naprawde wszystko jedno. Najważniejsze że dziecko ma sie dobrze, to sa moje radości, reszta to dodatki .
Poza tym nie chce na razie nastawiac sie na płeć, bo jak tak sobie mysle...siuraka zobaczyc w 16tc? dzieć niby dzien, dwa starszy ale mimo to...Poczekam na kolejne usg, to bedzie 18tc, wiec jak lekarka powie na 100% że to albo to, wtedy uwierze
U genetyka też super, bardzo niskie ryzyko chorób . Dobrze że nie dostałam wyników do reki, bo jak sobie patrzalam na te normy to mi sie nic nie zgadzało...
Teraz oby do 27 a potem tydzien wakacji z młodą
Ale czasami też zapominam, że trochę od czasu pierwszej ciąży się zmieniło...
Wtedy- spałam jak suseł, nawet wyjście męża do pracy, po 7 mnie nie budziło. Spała kiedy chciałam i ile chciałam. Wyjście do knajpki? Spędzanie wolnego czasu dokładnie jak chcę- oczywiście!
Teraz- Sikanie w nocy ze dwa razy juz od paru tygodni. Rano muszę wstać koło 6 żeby wyszykować dziecko do żłobka. Od 16 mój czas nie jest moim czasem. Wieczorem mam czas dopiero po 21 żeby robić co chcę, ale wtedy już padam i cześć.
Dzis miał być wyjazd do dziadków na wieś, niestety, przyplatała się angina i przynajmniej 3 dni siedzimy w domu...także tak.
Ale jak tak patrze na to moje dziecie, jak wpada mi do kibeka w czasie ważnej czynności, przytula się i mówi że mnie kocha, to już nie mogę sie doczekać drugiego, mam nadzieję ze będzie tak samo superowe, mądre i kochane jak moja córa
Może to przez to że jestem przemęczona i zła. Od poczatku tygodnia pod górkę. Córa z angina w domu, ja złapałam zapalenie spojówki i wygladam jak potwór, do tego mocno boli mnie oko i antybiotyk jakoś słabo działa. Młoda już się nudzi w domu, wszystko musi robić pod moją asystą, więc nie mam chwili wytchnienia. Do tego zrobiła się marudna a pogoda do dupy wiec nawet nie mogą z nią wyjść na plac.
Dziś wyjazd do teściów, cały przesiedzę w okularach przeciwsłonecznych bo nawet pomalowac się nie mogę bo z oka cały czas wodospad...mam nadzieje ze do konca weekendu mi przejdzie. Kolejny tydzien mam zamiar w końcu odpocząć w dobrym zdrowiu.
No i ta cholerna szyjka..juz sie cieszyłam ze chyba wszystko się poprawa ale gdzie tam. Dupa blada. wysłałam smsa do lekarki w poniedziałek. Miała odpisac w miare szybko. Do dziś nic nie mam. Wiem ze ona ma multum pacjentek a moja sytuacja teoretycznie niczemu nie zagraża wiec moze stąd takie podejście do tematu.
Fakt jest taki że jestem zła i zmęczona.
Angina Alki trwająca ponad tydzien, w miedzyczasie moje zapalenie spojówki i to takie, że jeszcze takiego nie miałam aż w końcu moja angina, ropna, takiej nie miałam od czasów podstawówki...
Jakby do tego dołożyć moje problemy z wyłażącą szyjką + straszne zachowanie Alicji+ bóle podbrzusza i delikatne smuzki krwi połączone z koszmarami sennymi że poroniłam, to obraz jest masakryczny. Ach, zapomniałabym że ukruszyłam sobie zęba, a z anginą nikt mnie nie przyjmie.
Angina nie odpuszcza bo leki muszą być słabe, zapalenie spojówki tez nie, bo prawdodopobnie jest wirusowe, wygladam jakbym tydzien płakała non stop. Przynajmniej mogę sobie popłakać i zwalić to na chorobę oczu.
Ten drugi trymestr miał być taki cudowny.
A ja ciągle się boję. Boję sie najgorszych wieści w czwartek, chcę iść na te wizyte i jednocześnie najlepiej bym sobie to odpuściła...
Nie mam apetytu. Jest g. 18 a ja dzis zjadłam miseczke płatków owsianych i dwie kanapki.
W piatek zjadłam śledzie, i poczułam miłe laskotanie w brzuchu, wiec dzis wysłałam męża po śledzie, bo ten brak jakichkolwiek oznak ze dziecko żyje jest nie do zniesienia.
A teraz plusy.
Udało mi sie umówić na przyszły tydzień ze specem od pessarów. Jesli tylko da zielone światło zakładamy pessar na szyjkę i do widzenia. Najbardziej boję się tego, że ponieważ szyjka jest długa a problemem jest to, że wyłazi na zewnatrz, będą kazali mi czekać. I znów kilka tygodni w nerwach.
Kolejny plus- w weekend zabieram młoda do rodziców, w środe się zmywam, takze chwilę sobie odpocznę a może i ona okrzepnie jakoś. Nie wiem, może udziela jej sie nasze zdenerwowanie? Zmęczenie? Do tego u nas brak seksu, a to też robi swoje .
Jeszcze jeden plus, za tydzien w weekend wywozimy młodą do drugich dziadków. Wczesniej miałam wyrzuty sumienia, teraz sie ich wyzbyłam. Poza tym Ala u dziadków czy innych ludzi jest mega słodka i grzeczna, nie ma z nia żadnych problemów. Diabeł w nią wstępuje jak jest z nami.
Teraz chyba poczekam z wpisem jak będę mogła napisać same wspaniałości. Ostatnio czytałam pamietnik jak byłam w ciaży z Alicją. Ależ był beztroski! Aż sie fajnie czyta. Ten będzie bardziej smętny...Przykro mi dziecko.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 lipca 2017, 18:21
Wizyta bardzo udana, długa, wyczerpująca. No prawie, bo z tego wszystkiego zapomniałam zapytać gdzie jest łożysko, ale obstawiam przód, jak z Alą i myślę że dlatego jeszcze ruchów nie czuję.
Pierwsza dobra wiadomość jest taka że szyjka mi się podniosła. Poza tym lekarz od pessarów zgodził sie spotkac wcześniej, bo już w środę. Nie wiem czy ta wizyta bedzie jeszcze potrzebna, ale lekarka mówi, żeby dla spokoju iść i skonsultować. No i że się przyda też jakby się zdecydowała na kolejne dziecko . Na moje słowa że już nie planuje uśmiechnęła się i powiedziała że róznie to bywa
No ale- dzidziul wyprzedza o 4 dni, to wszystko mi sie zgadza z owulacją. Dzieki temu też że juz jest dość dobrze rozwinięty to nie było problemu z płcią. Będzie syn . Poza tym ustawienie i wielkość sprzętu nie pozostawiało wątpliwości
Ja to przyjęłam bardzo spokojnie. Mąż udawał że też, ale 30 sekund po tym jak powiedziałam zaczął obdzwaniać rodzinę i przyjaciół .
Oczywiście dla nie najważniejsza informacja jest taka że dzidziul jest zdrowy, ładnie sie rozwija. No i trochę jestem ciekawa jak wychowuje się syna . tak czy inaczej jak to przyjęłam jako normalna wiadomość a wszyscy wokół szaleją...
Teraz kolejna wizyta 7 sierpnia, jutro wyjeżdzamy do pierwszych dziadków, od środy Ala zostaje sama z nimi, odbieramy ją w sobotę i wieziemy na tydzień do drugich dziadków . Niech się wywakacjuje dziewczyna . A potem ostatnie dwa tygodnie sierpnia już w trójkę, a raczej w czwórkę , bo za miesiąc to już może nawet brzuch bardziej będzie widać . Póki co, jest naprawdę mniejszy niż w ciąży z Alą. Będzie chudzina po tatusiu
Było lepiej niż się spodziewałam, mama wyręczała mnie we wszystkim , spacery nad morze, nawet plażowałyśmy z Ala jeden dzień.
Niestety końcówkę popsuł mój skretyniały brat, do którego przestałam się odzywać, nawrzucałam mu, wywaliłam wszystko co mi leżało na sercu i cieszę się z tego.
Dziś musiałam wrócić na wizyte u lekarza i Ala wakacjuje sama do soboty, oczywiście pożegnanie było ciezkie. Na tyle ciężkie że moja mama też sie popłakała. A po 10 minutach dostaje telefon żebym się nie stresowała bo Ala już się bawi, układa klocki i jest spoko . Ja będę miała chwilę żeby chatę ogarnąć, bo pomimo że mój mężu jest wspaniały, to jak znikam z pola widzenia to mieszkanie pozostaje nieruszone.
W kolejna niedzielę znów bedzie lament bo jest kolejna podrzutka, ale to już chyba ostatnia w tym roku, bo potem wspólne wakacje no i nieuchronnie będzie zbliżał się wrzesień...przedszkole. I znów stres dla mnie, choc Ala żłobkowa, nie powinno być cyrków. Zobaczymy.
I co dziwne, podczas pobytu w domu zauważyłam ze w porównaniu z ostatnim tygodniem dość mocno wywaliło mi brzuch! Wystaje już dumnie i nawet pod luźnymi rzeczami nie da się go nie zauwazyc.
Jutro 19 tydzień, więc to chyba normalne? . Oczywiście najpierw martwiłam się że brzucha nie ma,a teraz się martwię żeby nie urósł za bardzo. Jeszcze jeden powód do niepokoju to to, że zauważyłam ze trochę dodatkowego ciała poszło mi w biodra! Z Alą nie się nie zmieniło w tym rejonie. Chyba zacznę sobie robić delikatne ćwiczenia na nogi i ramiona, bo to moja bolączka...poza tym może później będzie łatwiej zrzucić.
Bardzo brakuje mi wyjazdu w jakieś odleglejsze rejony. Ale w tym roku ze wzlędu na ciąże postanowiliśmy odpuścić. Za to na kolejny rok już są plany na 2 wyjazdy.
Pobyt u dziadków uważam za udany, mimo kilku niefajnych sytuacji z moim bratem.
Niestety teście nawalili i nie wzieli małej do siebie i przedłużyłam pobyt u rodziców. Tydzień był ok, kolejny to juz za dużo.
Trochę mnie martwi że przez to, że Ala jest ze mną non stop zrobiła się mega mamina, jeszcze bardziej niż była. Każde moje wyjście i zostawienie jej w domu to płacz. I już teraz mówi że nie chce iść do przedszkola. Czuję, że początek po tym miesiącu wolnego będzie ciężki, ale z drugiej strony nie mogę się doczekać. Będę miała czas żeby zrobić coś więcej w domu niż standardowe porządki i obiad czy pranie.
Co do małego- od tygodnia czuję ruchy . Czasem nawet dość mocno. Zastanawiam się co będzie za parę tygodni, ale obstawiam, że będą to bardziej bolesne dowody na istnienie synka niż z córą.
Szyjka na szczęście już się schowała- ufff. Bardzo mnie to martwiło, poza tym na wizycie lekarz sprawdził długość i jest ponad 4 cm więc ładnie. Julian starszy o kilka dni, ja cały czas obstawiam że urodzi się w grudniu . Szykujemy psychicznie Alę do zmiany, odwiedzilismy moja koleżanke która ma 2 miesięczną córeczkę. Ala podawała smoczka, głaskała, zabawiała maskotką, myslę że da radę jako starsza siostra
Za to ja, jestem w jakiś totalnym rozjechaniu. Myślę że potrzebuję już tego czasu kiedy bede sama, bez małej, żeby sobie w głowie poukładać różne rzeczy. Między innymi zastanowić się nad moim życiem zawodowym. Szykują się też poważne zmiany typu miejsce zamieszkania i w ogóle tryb życia, ale tego się nie boje. Ale to za jakieś 2-3 lata. Teraz mam na głowie zmiany w naszym mieszkaniu, najpierw w związku z przyjściem Julka na świat, potem inne, żeby coś zmienić, odświeżyć.
No i przebywanie z Alą cały czas na mnie też nie działa dobrze- wlącza mi się jakiś lęk o nią. Zupelnie irracjonalny. Zwykle po obejrzeniu jakiegoś filmu i zdaniu sobie sprawy ze na świecie jest tyle ludzi którzy mogą jej zrobić krzywdę, tyle wypadków które się po prostu dzieją, że jest śmierć i nie da się tego uniknąć- kiedyś przyjdzie. Że może moje życie, które uważam za udane może nagle się popsuć. Na szczęście jak zaczyna się nowy dzień to nie mam czasu na głębsze przemyslenia.
Teraz czekamy do 29.08. Badania połowkowe na które chyba w końcu wybierze się moj mąż , z Alą był na kazdym usg, teraz jeszcze nie byla na żadnym. Ot, taka sytuacja jak jest drugie dziecko. Wolałam żeby został z młodą, tym bardziej że zwykle wizyty są z obsuwą, a ja nie chcę się dodatkowo stresować tym, że mała się niecierpliwi.
Aj, niech ten tydzień szybko zleci, kolejny będzie lepszy, bo mam nadzieję wiejsko- sielankowy.
Witajcie ponownie mdłości.
Dziś trzeci dzień kiedy budzą mnie mdłości. Wczoraj myślałam że to przypadek.
Nie wiem co to za cofnięcie się w fazie. Czasami mam wrażenie że to z nerwów.
Ostatnio wszyscy mnie irytują, mam też wrażenie że ja też ich irytuję. No i generalnie zaczęłam zastanawiać się sama nad sobą, może to nie kwestia tych osób ale mnie? Może to ja jestem za bardzo kłótliwa?
Dziś mi się śniło że młody baaardzo mocno nie kopał. I teraz nie wiem- sen, czy raczej faktycznie były mocne kopniaki i stąd taki sen?
Jeszcze parę dni i relaks...ojjj, nie mogę się doczekać.