X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Ciąża, czyli zbiór wszystkich możliwych emocji
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4

21 sierpnia 2017, 07:36

Człowiek niby dorosły, rozsądny, no bo przecież jak jest już dziecko to trzeba być dorosłym i myśleć, nie działać pochopnie. A jednak. Człowiek czasem taki głupi że to aż boli. Piszę o sobie.

Wczoraj po 23 zauważyłam cień komara przelatujacy nad łózkiem. Moja reakcja? Zerwałam się, złapałam poduszkę, zaczęłam walić nią w sufit i tak skakałam po łóżku...że z niego spadłam. Przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje, mąż przerażony bo od mojego zerwania i upadku mineło kilkadziesiąt sekund. Pomógł mi wstać a ja myślałam tylko o tym czy dziecku nic się nie stało. Polecialam do łazienki ciągle w szoku, gacie mokre, ale to chyba efekt uderzenia. Potem jeszcze sprawdzałam ciągle bieliznę czy nie ma krwi, wody itp. Wszystko ok, nic mnie nie bolało. Tzn bolało, ale nic co by spowodowało strach o dziecko. Dupa obtłuczona, ręce zdarte i obolałe. Mąż patrzył na mnie jak na wariatkę, powiedział że zachowałam się jakbym byla niepoczytalna, zamiast mu powiedzieć zerwałam się i zaczełam rzucać.
A ja dziś leżę i myślę jak mogłam być tak głupia i bezmyślna. I w głowie pojawiają się różne scenariusze, co by było gdyby...Mam tylko nadzieję że dalej będzie ok, że nie narobiłam sobie kłopotów ani nie sprowadziłam nieszczęścia na własne życzenie...
Młody daje czadu więc przynajmniej to mnie uspokaja.

27 sierpnia 2017, 14:16

Wyjazdy, wycieczki i już po.
Te parę dni z dala od zgiełku miasta dużo mi dało. Ale też pokazało mojemu mężowi że ten miesiąc z Alą dał mi w kość i faktycznie nie przesadzam jak mówię, że nawet jak wychodzę do wc to ona siedzi pod drzwiami i chce żeby z nią rozmawiać.
Dlatego szybka decyzja- przepakowanie rodzinki i pojechali to tesciów na 3 dni. A ja mam odpocząć. Nie obyło się bez płaczu i spazmów, ale znam moje dziecko i wiem że będzie dobrze. Zreszta po 10 minutach od domu już był spokój. A na miejscu będzie sporo atrakcji, wiec nudzić się nie będą.

A ja już myślę o połówkowych- we wtorek będzie stres. Mam tylko nadzieję że po wyjściu z gabinetu odetchnę z uglą.
Jutro, pierwszy raz od nie wiem jakiego czasu, mam dzień lenia :D, nie robie nic :))

31 sierpnia 2017, 09:11

Relacja z wizyty. Dopiero teraz, bo ostatnie dwa dni to było szaleństwo i jakoś nie mogłam znaleźć czasu, żeby przysiąść i coś skrobnąć.
Cieszę się, że już po wszystkim, bo jakoś te połowkowe strasznie mnie stresowały.

Zaczęło się od tego że weszłam do gabinetu 15 minut wcześniej, bo dziewczyna, która miała przyjść na amniopunkcję nie pojawiła się. Od razu po wejściu lekarz zaczął szczerzyć się do monitora i powiedział że ma notatkę od genetyka, że ta dawno nie widziala tak dobrych wyników badań :).
Wielki huk wewnętrzny, spadł pierwszy kamień.
Potem już usg, glówka, mozg, zjeżdzamy do serca. Mówię lekarzowi że stresuje mnie to serce, a on na to że lekarzy też najbardziej to stresuje. Bo jak dziecko ma jakąś wadę kości- typu rozszczepy czy jakieś anomalie kończyn, to nie zagraża to życiu, dziecko dostaje 10pkt i można zrobić operację później. A serce...najczęściej, jak jest jakas poważna wada to matka rodzi w sali, gdzie obok jest już gotowa inna- operacyjna dla dziecka. Że jak dziecko czekałoby choćby parę godzin to by zmarło. A na koniec dodał że w tym przypadku nie ma o co martwić bo wszystko jest idealnie. Kolejny kamień, chyba największy spadł.
Nie zbadalismy tylko twarzoczaszki, bo młody leżał plecami do góry.
Oczywiście potwierdził chłopaka, choć po weryfikacji przez 3 innych lekarzy jakoś nie miałam wątpliwości ;). Wyszłam z gabinetu szczęśliwa i lekka z powodu upuszczenia wszystkich negatywnych emocji.
Teraz w poniedziałek mam wizytę u swojej prowadzącej, może u niej obejrzymy buźke, ale idę na tą wizytę już spokojna :).
A dziś zaczynamy 23 tydzień! Ostatnio jakby bardziej do mnie dociera ze niedługo pojawi się drugie dziecko...

3 września 2017, 11:20

Chwilowo wszystko mnie przerasta. WSZYSTKO.
Każdy najmniejszy drobiazg drażni. Powoduje ze wybucham.
Myślałam ze początek wrzesnia bedzie taki wspaniały, bo po ponad miesiacu dziecko w końcu idzie do przedszkola. No i wszystko się musiało zjebac. Ala dostałam jedna krostę, rozdrapała ją w czasie pobytu u dziadków, Ci nie zareagowali ani nic nie powiedzieli i skończyło sie na tym, że tak sobie wszystko rozdrapała ze zrobiło sie zakażenie bakteryjne, cały brzuch i noga w krostach, a raczej ranach. Jestem wsciekła na nich. Jestem wściekła ze kolejny tydzien czeka nas w domu.
Jedyne swiatełko w tunelu to to, ze moj tata przyjeżdza i bedzie sie zajmował Alą.
Mój mąż zrobił się leniwy i jak ja nie wstane i nie zrobie sniadania to on nic nie ruszy. Po śniadaniu nie sprzatam, pierdole to i zostawiam ten syf. Niech sprzatnie jak mu przeszkadza.
Złamał mi się paznokieć i to tak nieszcześliwie że aż mieso wyłazi. Boli jak cholera. Wiec jeszcze to.
Nie mam na nic siły, cierpliwości, niczego.
Dziecko chodzi za mną krok w krok, za przeproszeniem nawet wysrać sie nie można bo jęczy pod kiblem. Każda czynność w jej asyście, każde moje wyjście z pokoju to płacz i te setki tysiące pytań. Gdzie, dlaczego, po co, co robisz, dlaczego tam poszłaś.
Niech ten tydzień się skonczy jak najszybciej bo inaczej wyląduje w wariatkowie.
Mam nadzieję ze ten kryzys szybko minie.

Edit- po poludniu spotkałam się z moja przyjaciółką, która była w moim mieście przejazdem.
Spędziłyśmy fajne 3h we dwie, wygadałam się, wyżaliłam, wywaliłam wszystko co mi leżało na sercu i chyba wracam do równowagi psychicznej :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 września 2017, 19:02

5 września 2017, 11:24

Sytuacja trochę się uspokoiła.
Głownie dzięki mojemu tacie, który ogarnia młodą i mimo okropnej pogody łazi z nia po 3h na spacerze a ja w tym czasie łapię oddech. Wczoraj też na spokojnie mogłam pojechać z mężem na wizytę i pierwszy raz mógł zobaczyć syna ;). Ten co prawda nie chciał za bardzo współpracować, ale cieszę się że był. Teraz pewnie będzie przy porodzie :D

Humor trochę mi się poprawił, chociaz wolałabym że ten tydzień był bardziej leniwy, a niestety sporo rzeczy mam zaplanowanych.
Póki co, czekam aż samochód meża wróci z naprawy żeby odzyskac własny, i tym samym mieć swobodę jeżdzenia po zakupy, załatwiania wszystkich spraw itd. Teraz wszystko robimy na zakładkę. A tego nie lubię bardzo.

Młoda powoli dochodzi do siebie, schodzą krostki, ale co sie namęczę ze smarowaniem to tylko ja wiem. Ciągle próbuje mnie ćwiczyć, moją cierpliwość, ustępliwość itp. A ja ćwiczę ją. Można sobie wyobrazić co sie dzieje jak dwie baby chcą mieć rację i postawić na swoim :D, może lepiej że jednak będzie syn? ;)

Synek jakby troche się uspokoił, tzn rusza sie, wszystko w porzadku ale może jakiś leń go dopadł w ostatnich tygodniach? :). Ale cieszę się, bo wczorajsza wizyta bardzo wyczerpujaca. Wszystko zbadane, pomierzone, sprawdzone. Teraz kolejna wizyta na nfz 18 września. W sumie cieszę się ze te wizyty są co dwa tygodnie. Jakoś w tej ciąży wolę dmuchać na zimne.
No i niezmiennie czekam aż Ala pójdzie do przedszkola, wtedy zacznę planowac pokój Julka i całą resztę. Poza tym jestem pewna że ona sie uspokoi, wyszaleje sie w przedszkolu i w domu będzie spokój. Dziś idziemy na pierwsze lekcje tańca, zobaczymy jak sie odnajdzie. Ona bardzo lubi tańczyć a chyba należy do tych dzieci które nie sa jakieś mega aktywne - rower biegowy- nie, hulajnoga nie, piłka, może przez chwilę ale też szybko sie nudzi. Pozostaje jeszcze basen, ale póki krostki nie znikna całkowicie to nigdzie nie pójdzie, wiec mamy taniec, póki co.

A teraz ide zrobić coś bardziej pożytecznego niz siedzenie przed kompem, póki jest spokój w domu bo Ala na spacerze. Chwilo trwaj!

6 września 2017, 11:22

Spokój trwa! Niech tak zostanie.
Tata może zostać przynajmniej do jutra, albo nawet do piątku! Wiec unoszę się ze szczęścia kilka centymetrów nad ziemią ;).
Dziś np wysłałam ich na zamknięty plac zabaw, niech "wrzuci" Alę w kulki i będzie spokój, ona się wyszaleje, a ja mam znów minimum 3h wolnego w domu :)

Wczoraj byliśmy 1 raz na tańcach, byłam w szoku, jak Ala potrafi się skupić, wykonuje polecenia, jest grzeczna i fajnie się bawi. Naprawdę na tle innych 3 latków wypadała super!
I tak sobie od razu pomyślałam, że z chłopakiem to będzie ciężej, ale tu już chyba rola ojca żeby bardziej chłopięce rozrywki zapewnić.

Julek póki co wciąż leniwy. Daje tylko lekko znać jak mu pozycja spania nie pasuje, puknie rano, a potem spokój. Może dlatego że w sumie w ciągu dnia ciagle cos robie, łaże. Wtedy chyba dziecko jest mniej aktywne. Ale nie mam siły ani ochoty teraz martwic się czymkolwiek.

Ku pamieci- dziś mi się śniło że mój syn miał już pół roku a ja starałam się o 3 dziecko!!!
Zbliżał się termin testowania a ja zobaczyłam na bieliźnie pojedyncza plamkę brunatną i sie załamałam- że znów się nie udało! Nie wiem skąd to. Podswiadomie chcę trzeciego dziecka mimo ze drugiego jeszcze nie ma, czy może za dużo historii niestety nieszczęśliwych, no i przypominają mi sie moje rozczarowania. Who knows. Jak o tym pomyślę, to trochę przeraża mnie myśl o tym ze znów będę miała ciśnienie na 3 dziecko. Że będzie to nie do opanowania, a jeśli nasze plany wypalą to tak naprawdę nie będzie logicznego powodu dla którego tego dziecka miałoby nie być.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 września 2017, 13:15

8 września 2017, 11:39

Tak się zastanawiam czy mężczyźni od samego spłodzenia są mniej delikatnie niż kobiety.
U mnie by się zgadzało.
W ciąży z Alą jej ruchy były mocne, ale przyjemne. Teraz, młody czasem kopnie z nienacka i to dość mocno. Nie ma jeszcze bólu, ale zdecydowanie nie jest to przyjemne, bo czuje że wali w newralgiczne miejsca. Jeszcze teraz te pół kilo nie zrobi mi krzywdy, ale jak bedzie ze dwa kg to jak rąbnie to czuję że będą łzy w oczach.
Poza tym strasznie cięzko znaleźć pozycję, która dzieciowi by odpowiadała. No i jego aktywność wzrasta koło nocy i nad ranem, co dodatkowo frustruje bo jestem budzona przez te kopniaki. Wystarczy delikatny ucisk na małą część brzucha i się zaczyna.

No ale nic, widocznie taki charakterek będzie ciężki ;), mało współpracujący.

Co jeszcze nowego- pojawiła się siara! 24tc, wcześnie. Z Alą do końca nie miałam, potem nie miałam pokarmu. Teraz może będzie nawał? Na razie jakos się nad tym nie zastanawiałam. Z Alicją było wygodnie z butelką...teraz tak sobie myślę że byłoby wygodnie znów z butelką. Ale jak a cyców będzie leciało jak z kranu...no to co- mam dziecku odmówić mojego pokarmu z wygody? Ech. Jeszcze 3,5 miesiąca mam na takie dylematy.

No i z kwestii organizacyjnych- zaczynamy remont!!! Juhuuu. Pod młotek idzie łazienka, potem powoli cała resztę będziemy przerabiac. Tam chcę przerobić wszystko, wiec najwiekszy bałagan, dlatego zaczynamy od niej.
Na pokój Julka też mam już pomysł, tak samo na przeróbkę pokoju Ali.
Takich rzeczy nie mogę sie doczekać. Za to przeraża mnie etap prania, prasowania i szykowania ubranek. Śmieszne jest to, że przy 1 dziecku każdy kaftanik z namaszczeniem głaskałam i układałam w szafce ;). Może dam gdzie do prania i prasowania? Tylko ciekawe ile za to wszystko musiałabym zapłacić :o

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 września 2017, 11:46

11 września 2017, 10:02

Dziś 1 dzień przedszkola. Dla mnie też nowy rozdział. Chyba bardziej się denerwowałam niż moje dziecko, które chetnie dzis współpracowało rano i w podskokach pognała do przedszkola z tatusiem, dając mu na pożegnanie piątke, i 5 minut po wejsciu była już na kolanach u Pani. Myślę że jakby mamusia odwoziła to byłoby gorzej, dlatego mamy w tym temacie współpracę z mężem- rano on zawozi, ja po południu odbieram. Chyba, że czułabym sie źle lub by mi nie pasowało to też odbiera. Ona przyzwyczajona jest do tego że to własnie mężu ja zawozi i odbiera, bo taki własnie schemat był przez 2 lata żłobka.

Z frontu ciążowego- młody nie daje matce spokoju, ćwiczy obroty z wykopem późnym wieczorem, w nocy, nad ranem...kilka razy zdarzyło mi się podskoczyć tak mnie zaskoczył.
Do tego doszedł ból spojenia, wczoraj na tyle dotkliwy że nie mogłam za długo chodzić. Od czasu do czasu pobolewa jajnik, musze o tym pogadać z lekarzem. Za tydzień wizyta, wiec jakoś wytrzymam.

Co do karmienia, to pewnie spróbuje karmić cyckiem, ewentualnie będę odciągać + kp. Ale jakoś nigdy nie byłam przesadnie nakręcona na kp. Po prostu czas wszystko zweryfikuje. Póki co, muszę zacząć się rozgladac za jakimiś pojedynczymy ubrankami dla dziecia. Wyjątkowo, jakoś wszystko odkładam w czasie. Obawiam się, ze przy drugiej ciąży wyprawkę skompletuje przed samym porodem. Tylko wtedy nie wiem jak z wielkim brzuchem będę prać i prasować :D

14 września 2017, 08:25

25 tydzień. Granica przeżywalności. Data tak ważna i jednocześnie, czasem, nie znacząca nic. A jednak daje jakieś poczucie bezpieczeństwa.
Pamiętam jak w poprzedniej ciąży wyznaczałam sobie te granice po których łapałam głębszy oddech.
Kolejną był 30tc. Więc kolejne 6 tygodni czekania przede mną :)

Póki co, odpukać, wszystko ok. Lekkie dolegliwości typowo ciążowe + kondycja 80 latki ( 2h sprzątania i godzina odpoczynku). W poniedziałek wizyta, choć juz te wizyty nie są tak ekscytujące jak poprzednie. Jednocześnie nie są tak stresujące, więc to dobrze.

A dziś kolejna bezsenna noc. Od północy do 3 w nocy. Przewracałam się milion razy na łóżku i nic. O 2 przyszła do nas Ala, nie miałam serca jej odnosić, tak strasznie wiało, hałas za oknem, myślę ze to też przyczyna mojej dzisiejszej bezsenności. Mocny wiatr powoduje u mnie niepokój. Od zawsze. Mężu chyba sie zmęczył wspólnym spaniem, bo jak udało mi się usnąć, to o 4.30 znów się obudziłam bo przenosił ją do pokoju. O dziwo, koło 6 znów była u nas :D, nawet nie pamiętam jak przyszła.
Nawet moje nienarodzone dziecko dziś w nocy było niespokojne, wiercił się robal strasznie. Taki jakiś średni dzień. A do tego rano młoda urządziła sceny w związku z wyborem ubrania. Tak naprawdę to chyba był tylko pretekst, drugi dzień przed przedszkolem jest płacz. A tak było dobrze. Wiem, że większość dzieciaków tak to przechodzi. Później w przedszkolu już jest super. Ale mam tak straszne wyrzuty sumienia...ze płacze przeze mnie. Że nie ustąpiłam w kwestii ubrania, butów itd. Serce boli, chyba każda matka to rozumie. Z poczucia winy siadłam dziś do komputera przed 7 i kupiłam jej ładne sukienki, spodnie i buty...takie jakie by chciała. Czyli motylki, Peppa, Elza i wszystko świecące. Wiem, wiem że to nic nie rozwiąże, bo to tak naprawdę nie jest problem. Ale jakoś mnie jest lżej...
Próbuje przetrwać myśląc o tym, że jak jadę po nią po 15 to jest wesolutka, szczęśliwa, bawi się i mówi że jest fajnie.

18 września 2017, 09:15

Dziś wizyta, a ja totalnie bez emocji. Inne rzeczy zajmują mi głowę.
Ala dziś w przedszkolu i przed wyjściem nie płakała- co za ulga dla mnie. Oby tak pozostało! Ona się szybko aklimatyzuje, wiec mam nadzieję ze to JUŻ.

Noce standardowo nieprzespane.
Powodów jest milion. Dziecko się budzi i przyłazi do nas. Jak się nie budzi, to mój pęcherz mnie budzi po 2-3 razy w nocy. Jak nie pęcherz, to młody sobie w nocy chce pokopać. Jak z powyższym mam spokój, to po prostu cierpię na bezsenność. Efekt jest taki że jestem ciągle niewyspana.
No ale nic, nie mogę narzekać, bo poza tym, nic mi nie dolega. Pobolewanie jajnika, to chyba jedyna rzecz.

No i zaczęły mnie dopadać paniczne mysli. No bo niedawno dowiedziałam się o ciąży i mówiłam sobie ze jeszcze 8 miesięcy. Potem 7,6. Az nagle- już nie JESZCZE, ale TYLKO 3 miesiace. Po tym czasie wszystko może się zdarzyć...a ja kompletnie nieprzygotowana. Listę mam, oczywiście, ale zakupów zadnych. Czekam na kasę i kupię chociaż kilka ciuszków. Muszę się też zebrac i przebrać wszystkie worki z ciuszkami Ali i posprzedawać te, które są w idealnym stanie. Ona miała wszystko nowe, więc nie powinno być problemu.

Na szczęście wizja remontu sie zbliża, jak tylko łazienka bedzie ready, startuję z pokojem Julka. Dla Ali łóżko jest zamówione, więc póki co, małe łóżeczko złożymy i rozłożymy pewnie dopiero w grudniu.

Kurcze, niby 2 dziecko, wydatków zdecydowanie mniej, odchodzi wózek, foteli, łóżeczko, meble i część ciuchów, a i tak wyjdzie spoooooro.

Upływający czas powoduje jeszcze jeden niepokój. W pracy czekałam na ciąże. Te 1,5 roku to było jedno, wielkie czekanie. Powiedziałam sobie, że albo już nie wrócę, albo na chwilę i od razu zmienię pracę. Ta wizja niebezpiecznie szybko się przybliża...Jak już wspominałam czekają nas też inne ważne decyzje. Jeśli tylko mój mężu się zdecyduje, to nie będę musiała wracać. Już mniej więcej wiem, co chciałabym robić. Nie będzie mi to pewnie przynosić wielkich zysków, ale w tej sytuacji pieniądze nie będą aż tak istotne. No nic, pewnie coś zacznie się klarować po nowym roku. To będzie rok zmian...mam nadzieję, choć tak czuję, że na duuużo lepsze :)

21 września 2017, 09:15

26 tydzień.
5 kg na plusie.
Wciąż niechęć do mięsa, najchętniej pochłaniam owoce i warzywa.
Większych dolegliwości brak.
Julek różnie aktywny, raz bardziej, raz mniej, na razie nogi ma na dole wiec czuję go dość mocno w okolicy kości ogonowej...
Jutro glukoza, czijzes.
Kolejna wizyta 5 października.
Dużo większa niemoc i leń niż w pierwszej ciąży.
W następnym tygodniu pierwsze zakupy dla małego :)

22 września 2017, 07:31

Pokój Julka to na razie totalna graciarnia. Znoszę worki z ubraniami i staram się od wczoraj przebierać co nie co. Tzn, gdybym to ja znosiła, to worki byłyby wszystkie w pokoju. A że znosi to mój mąż, to część jeszcze jest w piwnicy...
Wiedziałam ze będzie okres przejściowy kiedy będzie tam obłędny bałagan, ale tak mi to przeszkadza. Tylko że wiem, że na razie nie ma sensu nic tam robić i że przez najbliższe 2 miesiące tak będzie wyglądał ten pokój.

Dziś miało być badanie cukru, ale niestety, przeziębienie nie puszcza, więc muszę przełożyć na kolejny tydzień. Chciałam to załatwić dziś, żeby nie było problemu jakby mi się młoda rozchorowała po weekendzie, bo trochę kaszle. Ale chciałam to zrobić głównie po to, zeby ułatwić sprawę mojemu męzowi który ma podobno zapieprz w pracy i byłoby cięzko wygospodarować jeden dzien wolnego na siedzenie z młoda. Ale wczoraj tak mnie zagotował ze stwierdziłam ze nie bede ryzykować nieprawidłowego wyniku zeby jemu dobrze zrobić.

Ostatnio jakos nie mam do niego cierpliwości...potrafi doprowadzić mnie do stanu podwyższonego ciśnienia dokładnie tak samo jak Ala. Tylko ze ją usprawiedliwia wiek. A propos- ku pamięci. Moja kochana, mała córeczka. Delikatna dziewczynka co chce ganiac tylko w sukienkach, z torebkami, malujaca usta moja podkradana pomadką wczoraj podczas zabawy ganiania się po mieszkaniu i okładania poduszkami wlazła na łóżko i waląc mnie poduszką zaczeła wrzeszczeć: "rozwalę Cię". Dodam ze bardzo wyraźnie powtórzyła to 3-4 razy. Zwróciłam jej uwagę. Ala za chwilę przybiegła do mnie i szeptem powiedziała: " chodź, zabijemy tatę". Ręcę mi opadły. Znów upomnienie i przeprosiny z jej strony, sama z siebie, więc chyba wie, że coś jest nie tak? Przedszkole? Tv? No bo nie my.

Wracając do nerwów na męża to kolejną rzeczą jest to że jak wpadam w złość na Alkę, to ten, zamiast próbować załagodzić sytuację, zaczyna się podłączać i drzeć na nią ze mną. Nosz kurde. Także dziś rano najpierw nawrzeszczałam na nią, a potem nie niego.

Ciekawa jestem kiedy mój mężu zorientuje się ze w sumie to bardzo blisko do terminu i trzeba umeblować pokój i przygotować wszystko zanim urodzi się dziecko. Bo czasem mam wrażenie ze zapomina że jestem w ciąży.
A jak jeszcze raz usłyszę że pieprzony samochód znów idzie do warsztatu bo coś tryka, pyka, sryka i trzeba sprawdzić to mi głowa eksploduje.

26 września 2017, 07:32

Test zdany. W sensie- gluzkoza ok. Martwiłam się tym, bo nie chciałam powtórki z poprzedniej ciąży- dieta, badanie cukru co chwile itd. Wtedy jeszcze miałam więcej czasu na ogarnięcie tego wszystkiego, dbanie o siebie itp. Ale, co dziwne, z Alą po badaniu czułam się świetnie i wyszła cukrzyca, teraz już po badaniu, w domu, bardzo źle się czułam. Było mi niedobrze, bolała mnie głowa, byłam rozbita. Nie wiem czy to ma związek, ale wcześniej tak nie było.

Za nieco ponad tydzień wizyta- mam nadzieję że Julek przekręcił się na odpowiednią stronę. Póki co, wariuje w brzuchu. Chyba ma jeszcze sporo miejsca, choć patrząc na mój brzuch zastanawiam się gdzie on tam miejsce znajduje? :D
Dziś wyskoczę na małe zakupy, już powoli włącza mi się syndrom wicia gniazda. Muszę coś kupić, bo męczy mnie to, że nic nie mam. Dobrze ze kasa w tym tygodniu przychodzi, mam już wybrane rzeczy + materac, mężu kupuje też część rzeczy. Tak, żeby nie zbankrutować w jednym miesiącu, przy każdej wypłacie postanowiłam kupować jakieś drobiazgi i nie tylko.
Worki z ciuchami wciąż czekają. Tzn w piwnicy. Mężu jeszcze tam nie dotarł. Może dziś. Cały ten tydzień wariacki, ale muszę już uporządkować te ubranka i zrobić miejsce na nowe. Jak się z tym uporam to będziemy mogli się zabrać za malowanie pokoju. Jeszcze tylko motyw przewodni.
Imię, znów to samo. Miałam do porodu nie mówić co wybraliśmy ale jakoś ciężko jak już się jakoś zwracasz do dziecka. W ostatni weekend wynikła dyskusja na temat imienia. Nikomu nie podobało się Julian. Mało tego, twierdzili że skrzywdzę dziecko, bo będzie wyśmiewane w szkole. Że imię jest mało męskie itd, itp. Oczywiście najgłośniej krzyczał mój teść i cały wieczór do tego wracał, aż rzygać się chciało. Ale nie to jest najgorsze,bo nie on będzie mi wybierał imię dla dziecka, tylko sama zaczęłam się zastanawiać czy faktycznie Julek to odpowiednie imię? Czy faktycznie jest mało męskie? Czy nie jest za bardzo delikatne jak na chłopaka? Hmmm. Mam jeszcze trochę czasu. Mężu też najchętniej dałby inaczej, Julek mu się nie podoba. No nic, musimy to jeszcze ustalić chyba.

Co do starszaka- Ala świetnie radzi sobie w przedszkolu. Po płakaniu nie ma śladu. Chętnie rano idzie, jak słyszy hasło przedszkole np w bajce, to krzyczy z podekscytowania. Ubraniowo też jest lepiej. Rano. Przygotowujemy ubrania wieczorem i rano jest ok. Powrót z przedszkola to już inna bajka. Przebieranka jest od razu. Wczoraj chciała przebrać wszystko, łącznie z majkami. No cóż. Po przedszkolu, kiedy nie goni nas czas, możemy trochę poszaleć.
Ja ciągle jestem w jakimś letargi i zamiast mieć w tyłku motorek jak z Alą na tym etapię to tylko szukam mozliwości żeby poodpoczywać. Hmmm. Może tym razem głowa jest głośniejsza niż instynkt i wiem, że po urodzeniu dłuuugo nie będzie taryfy ulgowej. Poza tym oczekiwanie na remont łazienki + malowanie pokoju małego sprawia że mi się nie chce. Wiem, ze po tym będzie duży bałagan. Może moją mamę ściągnę do pomocy. Choć ostatnio jak miała mi pomóc w sprzataniu to wynikła wielka awantura...nie wiem czy to dobry pomysł.
3 miesiące. Tyle czasu zanim moje życie znów wykona fikołka.

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 września 2017, 07:32

27 września 2017, 12:57

Zdechły dzień dzisiaj.
Jestem mega niewyspana. W nocy odwiedziłam krainę "rzygownia", dzięki uprzejmości córki. Było kąpanko nocne, przebieranki, czyszczenie wszystkiego wokół. Teraz padam, ale w nocy zerwałam się na równe nogi i zmęczenia nie czułam wcale. Ale będzie zabawa jak nałoży się np choroba Ali i pobudla Julka...ale będzie zabawnie...
Od razu przypomina mi się najbardziej popularny cytat ze strony FB o historiach " z życia wzięte"- tej gazety, w której ludzie opisują żenujące-niby-zabawne historie, a prawie każdą kończy zdanie- śmiechom nie było końca. Tak będę sie smiała że pewnie sama porzygam się ze zmęczenia. No ale- szukam plusów- tworzymy z mężem duet idealny w takich sytaucjach. Bez słów dzielimy sie "robotą", dzięki czemu czyszczenie, kąpiel, usypianie i zapewnianie że wszystko jest w porządku trwało może ze 20 minut.
Niestety przed to, ze coś jej zalegało na żołądku nie spała już od 23 i marudziła, wiec pół nocy w dupie. Kładłam sie spokojna, bo Ala po wypróżnieniu zawartości żołądka była wesolutka i szczęśliwa, pomyslałam sobie ze zaraz padne, ale Julek postanowił przeciągnąć te chwilę i postanowił sobie poćwiczycmiędzy 2 i 3 w nocy.
Dziś poszła normalnie do przedszkola, ale za 3h ja odbieram i jestesmy dziś same do wieczora, mężu na spotkaniach. Nie jestem przyzwyczajona do tego. On jest zawsze w domu koło 16 i codziennie spedzamy razem wieczory. Czasem gdzieś wyskoczymy we 3, czasem coś porobimy, a czasem każde z nas na jednym łóżku robi coś innego.

Jutro robimy projekt łazienki, w końcu. Potem dwa dni czekania, tydzien na materiały i pod koniec października wchodzą fachowcy.
Póki co, szykuje pokój małego, czyli wyzbywam się worków z ubrankami. Tzn na razie segreguje. Te, które zostają dla Julka, te, które wyrzucam, te, które sprzedaje. Mam już 4 wory ubrań do sprzedania. A że nie chce mi sie z tym bujać to sprzedam za pewnie małe pieniadze, niech sie innym przydadzą. Tym bardziej że większość jest tylko po Ali. A wiadomo jak zużywają ciuchy maluszki. Także w przyszłym tygodniu segregacja, zdjęcia i wystawianie. Oj, trochę szkoda ze nie wykorzystam więcej, niektóre są słodziaste :D

Czekam z utęsknieniem na piatek- kosmetyczka, fryzjer i kolacja. Rocznicowa. Choć pewnie we 3 :), ale to nic. Póki co, śmigamy na sushi, a potem jak dziadki przyjadą to wezmą Alę na wieczór i może na noc i pójdziemy na dłuuuga, cudownie romantyczną, aż do pojawienia się mdłosci kolację :D
Jutro muszę zebrać siły i jechać po prezent dla męża. Wiem co chce, ale myślę żeby coś jeszcze dokupić. Dziś nie muszę robic nic. Czy już pisałam ze lubie takie dni? ;)

1 października 2017, 17:42

Strachus pospolitus, czyli fisiowanie w ciąży.
Jakiś czas byłam już spokojna, no bo ta granica przekroczona itd, a dziś jakiś niepokój się włączył, bo sikam dosłownie co 15 minut. Wczoraj było ok, wcześniej też. A dziś rekordy bije. Poczekam do jutra i jak będzie tak nadal to może smignę do doktorka. Mam co prawda wizyte w czwartek, ale nie wiem czy dam rade wytrzymać, jeśli nic się nie zmieni.

Syndrom wicia gniazda w toku. Dziś rano pojechałam po bułki do Lidla, wróciłam z ubrankami, których miałam nie kupować. A potem weszłam na strone szykowna mama, zobaczyłam piękne ciuszki i dokupiłam porcję. Ciuszków już chyba wystarczy...pozostaną jakieś bodzianki na ramiączkach, ewentualnie czapeczki itp. Zimowy kombinezon i dodatki kupimy jak mały sie urodzi, tzn mężu kupi, tak się umówiliśmy. To mi akurat pasuje.
Wybrałam już też szafę do pokoju Julka, jakas tam koncepcja powstała, jest dobrze. Powoli zaczyna się to jakoś toczyć :)
Oby do tego czwartku wytrzymać...nie wiem, może przesadzam, ale chyba lepiej dmuchać na zimne.
No i łapię się na tym, że coraz cześciej myśle o synku i o tym, że chciałabym żeby już był grudzień :)- myśle ze urodzę tak w połowie ;), ewentualnie koło 20. Zobaczymy.

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 października 2017, 17:42

5 października 2017, 10:16

Dziś wizyta u mojej doktorki- tej prywatnie, więc z super sprzętem itd.
Nie wiem, jakoś ostatnio wizyty nie budzą moich emocji, nie mogę nawet powiedzieć żebym się denerwowała. No bo tak: wyniki super, połówkowe bez zarzutu, glukoza rewelacja, młody kopie tak, że nie zdążę się zdenerwować że go nie czuję...
Niestety, dopiero koło 19 wizytuje, dodaje w pamięci pół h obsuwy( co najmniej!!!), więc w domu będę grubo po 20, plus jest taki, że moja mała terrorystka pewnie będzie już spała, więc tatulo dziś ją ogarnia ze wszystkim- kolacja, kapiel, witaminki, czytanie bajek itd. Jest co prawda ryzyko, ze będzie chciała na siłę czekać na mnie, ale pewnie i tak zaraz padnie jak wejdę.

Po moim starszaku widać ewidentnie że przeżywa przedszkole. W nocy budzi się i coś tam mamrocze, czasem krzyczy. Także nocki z głowy. Ale nic to. Codziennie, czasem jak jestem zmęczona mówię sobie- dzięki - w sumie nie wiem komu, chyba naturze- za zdrowe dziecko. Te nocne wstawanie zaraz się skończy. Przynajmniej do Ali. Jest zdrowa, śliczna, mądra, kochana. To mnie napędza. No i nie mogę narzekać na jakiś nawał zajęć w ciągu dnia. Rano od 7 mam czas dla siebie. Teraz, co drugi dzien odbiera ja mąż, wiec mam czas do 16. w ciągu tego czasu skiknę na zakupy, ogarne chatę, czasem zrobie jakieś grubsze porządki. Ale i tak zostaje mnóstwo czasu na odpoczynek. Plus, jeśli źle sie czuję, nie robię nic i jestem rozgrzeszona ;)

Imię- pojawiło się kolejne w mojej głowie- Mikołaj. Zapytałam dziś męzowatego, dla niego też fajnie, tylko ma problem ze skrótami. No tak, chyba zawsze będzie jakiś problem. Tzn nie z tymi imionami, które jemu się podobają. No nic, jeszcze czekamy.

Niedługo rodzi moja znajoma, jakieś 3 tygodnie jej zostały. Jej, nie moge się doczekac az zobaczę małego- też będzie synek <3.

9 października 2017, 07:42

Nowy tydzień. Mój tydzień ciążowy zaczyna się w czwartek, ale ponieważ dziecię i tak wyprzedza ciągle to ja już od poniedziałku liczę- zaraz zaczynamy 29 tydzień. Jaj. I ten magiczny czas 30 tygodnia już za chwilę! A tak na niego czekałam. Bo wtedy już miałam poczuć się bezpiecznie. Poczułam się bezpiecznie już jakiś czas temu, ale ciągle ten 30 tydzień jest jakiś magiczny.

Przygotowania w toku, powoli przychodzą pozamawiane rzeczy, kolejne są zamówione lub czekają w kolejce. Moje ciało- też już powoli się szykuje...zaczyna się siara, pora kupić jakiś wygodny biustonosz na noc i zacząć używać wkładki laktacyjne.

Dziś dzwonimy umawiać fachowców i lecimy z remontem łazienki- jupiii. A potem już z górki, pokój Julka.

Młody waży już 1100, kolejna wizyta w poniedziałek i jeśli wierzyć w to, co piszą w internetach, to w poniedziałek powinien ważyć coś koło 1,5kg. Ciekawe do jakiej wagi końcowej dobije klusek...z jednej strony fajnie jakby był drobny jak Ala, bo wiadomo, łatwiejszy poród. Ale z drugiej, im większa masa- oczywiście bez przesady- tym potem chyba lepiej. Dziecko silniejsze itd. Ale najważniejsze, niech się dzieciak obróci w odpowiednią stronę. Póki co, nogi cały czas na dole. Czuję to bardzo wyraźnie. Myślę sobie też jak to będzie jak w końcu się obróci i będzie tak walił po żebrach. Ojjj będzie ciekawie...
Z ciekawych rzeczy jeszcze to chyba to, że po raz drugi w ciągu 4 dni wymiotowałam. Cała niedziela w łóżku. Byłam zdechła. Nie wiem już jak tego unikać. Maluśkie porcje jedzenia? Jedzenie w płynie? Myślałam ze na tym etapie nie będę już zastanawiać się nad takimi rzeczami. A tu proszę. Niespodzianka.

23 października 2017, 07:52

Powoli wkraczamy w 31 tydzień.
Aż mi się nie chce wierzyć ze to już ten etap! Zmian wielkich nie ma, poza tym, że przybywa rzeczy dla małego a ja nie mogę się zebrać żeby w końcu zacząć prać i szykować chociaż ciuszki.
Ale dziś mam zamiar zrobić pierwszą partię.

Ostatecznie remont zaczyna się 6 listopada, więc mam jeszcze chwile, nie wiem jak bede funkcjonować dwa tygodnie bez łazienki...dobrze ze jest mieszkanie teściów, tam będziemy sie kąpąc. Nie będzie łatwo. Ale potem już bedzie z górki. Poki co, czekamy na wieści od naszych znajomych, na dniach rodzi im się syn :). Wszyscy przepowiadają że ja urodzę w styczniu, bo własnie chłopaków rodzi sie później. Serio? Chociaż tak rozglądając sie wokół, to mój bratanek, brat, 3 chłopaków mojej kolezanki rodziło się albo po terminie, albo z punkt ;). No nic, zobaczymy. Na razie cieszę się luźnym tygodniem, mam zamiar poodpoczywać. Tym bardziej że teraz naprawdę szybko zaczęlam się męczyć, do tego podnieść się rano zeby wyszykować córkę do przedszkola to wyczyn. Oczy mnie bolą jak się budzę, potrzebuję dobrych kilku minut żeby dojść do siebie :). A zwykle rano podnosiłam się w ciagu chwili.
Synek cały czas aktywny, choć zauważyłam większe przerwy, np w nocy i trochę inne ruchy- ewidentne wypychanie ciałka a nie takie dzikie kopy jak ostatnio. Rzadziej już tez skopuje mi jajniki, za co jestem bardzo wdzięczna :D. Za dwa tygodnie wizyta, mam nadzieję ze do tego czasu maly będzie już w dobrej pozycji.
Imię ciągle ostatniecznie nie wybrane. Moje typy to albo Julek albo Mikołaj, ale mając do wyboru te dwa, wiem, które wybierze mój mąż. Niestety, niepotrzebnie teście się dowiedzieli i jest jak jest. Teraz już nic nie mówię o imionach, dowiedzą się naprawdę dopiero z smsa o urodzeniu. Bo jak jeszcze Mikołaja obrzydzą mojemu mężowi to już nie mam pomysłu.

25 października 2017, 10:00

Odpoczywać, odpoczywać i jeszcze raz odpoczywać. Nawet mój mężu ciągle mi to mówi- odpoczywaj, bo potem będzie remont, a potem zaraz grudzien i nim się obejrzysz pojawi się nowy obywatel :D. Więc wzięłam sobie to do serca. Robię rzeczy konieczne do zrobienia. Coś tam ugotuje, robię ostatnią partię prania dla małego. Odkurzę i ogarnę tak z grubsza. Z wielu rzeczy się wykrecam, zrzucam co mogę na mojemgo męża, póki co, nie narzeka. Bierze wszystko na klatę.

Mam wrażenie że moje samopoczucie jest coraz gorsze. Pogoda też nie pomaga. Ciągle leje i jest zimno. Żeby nie córa, to pewnie reszte czasu spędziłabym w łóżku. Z pozytywów, to pęcherz się uspokoił. Jedna pobudka w nocy, a to już sukces! Niestety mdłości nie odpuszczają. Od ponad tygodnia już nie wymiotuje, wiec jest też mały sukces.

Ciągle rozmyślam kiedy urodzę :). Nie mam za bardzo na to wpływu, ale są daty, których nie chce: 22,23,24,25,26, 30,31. Reszta może być ;).

Wczoraj też przyszła dobra wiadomość że nasza znajoma urodziła zdrowego synka- to będzie pewnie kumpel naszego syna :D, bo już mamy córki w tym samym wieku i świetnie się dogadują. No i faceci, to przyjaciele od ogólniaka, więc tu raczej żadnego rozpadu znajomości nie będzie.
Pewnie za jakieś 2-3 tygodnie pojedziemy go poznać, aj, to będzie wstęp i przygotowanie do opieki nad kolejnym maleńkim człowiekiem...

31 października 2017, 09:38

Ostatnio bardzo źle śpię. Oczywiście jest kilka czynników. Jest mi niewygodnie, Julkowi jest niewygodnie, poza tym jest mocno aktywny w nocy, co też nie ułatwia zasypiania, Ala migruje do nas co noc, nie chce dać się wyprowadzić do pokoju, wiec kończy się na tym, że jak przylezie w nocy, to już zostaje...

Ja, nawet jak ona mi bardzo nie przeszkadza, budzę się co godzinę. Wydaje mi się, że to już kwestia nerwów jakie się pojawiają. 32tc. To już tak niewiele. A jeszcze tyle do zrobienia! Dziś jadę kupić ostatnie rzeczy do torby szpitalnej dla mnie, przynajmniej to będzie załatwione. I tyle na razie...w kolejnym tygodniu może ogarnę torbę dla małego. W czwartek za tydzien wizyta u mojej doktorki. WYdaje mi się ze mały się przekręcił, ale potwierdzenie będę miała na wizycie.
Czekam na koniec remontu, żeby zrobić pokój synka. Póki co, kupuje, składam rzeczy w pokoju i czekam. Mąż mnie uspokaja, że jeszcze sporo czasu, a pokój zrobimy w 3 dni. Oby. Potem czeka mnie jeszcze prasowanie i uzupełnianie brakującej części wyprawki, ale to duperelki będą, typu kosmetyki, dodatkowe smoczki itp.

Zastanawiam się jak to będzie z moją laktacją, bo póki co, wszystko się jakoś unormowało.
ach, już bym chciała żeby był grudzień, żebym spokojnie mogła czekać na poród, żeby wszystko było już gotowe, a ja mogla spokojnie spać...

Do tego jeszcze wydaje mi się że znów mój teść ma ze mną jakiś problem. Odradzają nam przyjazd do nich, niby że pogoda do dupy, jak zapraszam na obiad to mówią żebym wypoczywała i się nie trudziła...Nigdy nie mielismy jakiś specjalnych relacji, ale myślałam że nie robię nic, co może powodować konflikty. Myliłam się. On zawsze ma jakiś problem. A ja już nie mam siły ani ochoty na dbanie o tą relację. Więc myślę, ze będzie najlepiej jak będziemy się unikać.

Do tego Ala się zmienia, nie wiem, czy mi się ta zmiana podoba...
To nieuchronne, staje się dziewczynką. Zaczyna łapać głupawe teksty z przedszkola, próbuje rządzić. Wczoraj pierwszy raz nie miałam ochoty odbierać jej z przedszkola. A jak wróciła, to patrzyłam na nią i myślałam jak mnie wkurza, bo się popisywała i była bardzo głośna.

Nie wiem, może to hormony, może coś innego. Męczy mnie też to, ze nie możemy dojść do porozumienia w kwestii imienia. I zaczynam się zastanawiać, czy nasze plany zmiany naszego życia i bycie w związku z tym bliżej teściów to dobry pomysł...Ja na razie porzucam ten temat i jak już urodzę, zastanowię się, co mogę zrobić, żeby podwyższyć swoje kompetencje. Jeśli mojemu mężowi uda się jeszcze wywalczyć podwyżkę, to nie wiem czy będzie sens się w to pchać.

Ech, myślę że po 20 listopada, po zakończeniu remontu mój nastrój będzie już lepszy, bo póki co, jest do dupy.
1 2 3 4