Chyba już coraz bardziej się niecierpliwie. Na szczęście przeprowadzka już prawie skończona. Dziś spakuję moją torbę do szpitala i dopiero będę spokojna, że wszystko jest gotowe na nadejście synka.
Jeśli chodzi o moje samopoczucie, to jest bardzo dobre. Nie czuję żadnych przykrych dolegliwości ciążowych. Rano, gdy się budzę, nie czuję się ciążowo dopóki nie dotknę brzuszka Wczoraj zorganizowaliśmy ze znajomymi i ich psami spacer dookoła jeziora. To jakieś 5km marszu. Psiaki zawsze wesoło dokazują, a my mamy trochę ruchu. W sumie prawie co tydzień w mniejszej lub większej grupce się tam wybieramy, ale wczoraj kolega śmiał się, że za tydzień to on już się nie pisze na spacer ze mną, bo już wczoraj bał się, że nagle w środku lasu zacznę rodzić ale i tak umówiłam się na przyszłą sobotę, na kolejny spacerek, jeśli dopisze pogoda. Torba do szpitala jakby co będzie już jeździła ze mną w samochodzie
A to my dziś rano
Nasza szalona gromada:
julita - wkleiłam u Ciebie w komentarzach, ale tylko we wpisach chyba się da.
To była fotka mojej psiny
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 września 2015, 11:02
Minęła północ. Nie śpię przez cudowne, energiczne kopniaczki mojego synka, ale też przez ekscytację, że to JUŻ tak blisko!!! Dzuś zaczynamy wielkie odliczanie 10, 9, 8...
Tak bardzo nie mogę się już doczekać, ale nie mogę też uwierzyć w to, że już tak mało czasu zostało do absolutnego przewrotu w naszym dotychczasowym życiu Wszystko właściwie już gotowe i postanowiłam od dziś codziennie pisać jak mijają mi te ostatnie dni przed narodzinami Kamilka
A mijają niesamowicie intensywnie. Już w sumie nie dużo zostało mi układania rzeczy po przeprowadzce i ogólnego sprzątania domu, ale w przyszłym tygodniu szykuje się walka z ZUSem więc nudno nie będzie. W czwartek będę miała tą kontrolę. Muszę nazbierać dowodów świadczących o autentyczności mojej działalności. Świadków, którzy przyjdą z psami na szczęście udało mi się szybko załatwić na ten dzień. Ehh to będzie stresujący tydzień... a potem to już Kamilku daję Ci zielone światło i możesz przychodzić na ten świat, jak już mamusia będzie czekała tylko na Ciebie, nie mając żadnych innych stresujących spraw na głowie
99% za nami!!!
Miałam pisać codziennie przez te ostatnie dni, taaa właśnie widać jak mi się to udaje Za dużo się dzieje, żeby nadążyć. Wczoraj miałam tą kontrolę z ZUSu. Było stresująco, ale jakoś przebrnęłam. Moje świadkowe dopisały razem z pieskami i nie dały się złapać na podchwytliwych pytaniach, które miały mnie wkopać Jeśi decyzja będzie pozytywna, to napewno każdej kupię wielki bukiet kwiatów
Co do nas, to czujemy się świetnie. Nawet Pani z ZUSu zdziwiła się, że tak "brykam" po schodach na kilka dni przed porodem, zamiast ledwo się kulać Wczoraj nawet obcięłam psiaka jednej z moich świadków
Poza tym to sprzątam, sprzątam i przestać nie potrafię Torby do szpitala czekają w sypialni, a lista rzeczy do włożenia na ostatnią chwilę czeka na stoliku nocnym obok łóżka Wczoraj wydawało mi się, że widzę mikro smużkę krwi w śluzie, ale pewnie sobie wmówiłam, że to czop odchodzi
Kamilku no dalej, hop do rodziców! Czekamy
Ogólnie to mąż jest całkowicie wyluzowany. Chciałby sobie jeszcze pospać i jest uśmiechnięty od ucha do ucha, a ja się cała trzęse z przejęcia i stresu chyba przed nadchodzącym bólem i nową rolą, którą już pewnie dziś rozpocznę. Trochę się też martwie jak tam synek, bo nie czuję go za bardzo, a strasznie wczoraj wywijał jak zwykle, więc teraz jego spokój mnie stresuje, a nie chcę za szybko jechać do szpitala. Tam to dopiero pewnie ogarnie mnie panika Oby jakoś to poszło. Kamilku trzymaj się!
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 września 2015, 02:56
A zaczęło się tak jak pisałam we wcześniejszym wpisie o 2giej w nocy. Odszedł mi czop i zaczęły wypływać wody płodowe. Postanowiłam, że poczekamy dwie godziny z wyjazdem do szpitala, bo nie czułam żadnych skurczy. O 4.20 zostałam przyjęta do szpitala. Lekarz mnie zbadał na fotelu, a przy wchodzeniu na niego wody dosłownie wyprysnęły ze mnie, potem usg, ktg i zostałam na porodówce. Delikatne skurcze zaczęły się o 6.10 i występowały co 15 minut. Wody dalej wyciekały. O 7.30 lekarz stwierdzil rozwarcie na 2 i pół cm. Ja dalej super znosiłam skurcze. Były dla mnie o wiele łatwiejsze do zniesienia niż ból miesiączkowy. Ogólnie położna i lekarz stwierdzili, że szybko pójdzie i o 10-11stej bede juz po wszystkim. Położna uznała, że mam idealne warunki do rodzenia, więc łatwo pójdzie. A tu małe zdziwienie. Skurcze występowały rzadko, co 10 minut, później podano mi cos w kroplówce na rozwarcie szyjki. Było już 4cm, a ja byłam w mega szoku, że to tak mało boli i oddechami skutecznie pokonuję ból. Piłka okazała się świetnym i wygodnym miejscem dla pierwszej fazy porodu. Mąż mnie wspierał, pomagał, podtrzymywał, podawał wodę. Nawet miał łzy w oczach, ze to już tak blisko, ale skurcze dalej takie sobie. Rozwarcie nie postępowało. Dostałam oksytocynę i wtedy bóle już były nieco trudniejsze do zniesienia. Potem kolejne dawki oksytocyny i rozwarcie pięknie postępowało. Przy 8cm, ból był już jednak masakryczny. Marzyłam o znieczuleniu. Dostałam gaz rozweselający. Kompletnie na mnie nie działał, tak jak zalecony wcześniej prysznic przy 4cm rozwarcia. Ah no i w międzyczasie miałam lewatywę. Polecam, bo to nic strasznego, a po porodzie przy obolałym kroczu radość z niemuszenia załatwiania "grubszych" rzeczy jest ogromna Ogólnie czas nam leciał jak szalony, ale pod koniec myślałam, że ta druga faza porodu nigdy nie nastąpi. Jednak nastąpiła i po solidnej dawce oksytocyny synek wyskoczył w dosłownie trzech parciach. Ogólnie tą ostatnią fazę wspominam jako bardzo podniosłą chwilę. Mimo, że zostałam nacięta, czego wcześniej sobie nie życzyłam, ale wyczerpana zgodziłam się, by szybciej poszło. Mąż całował mnie po rękach caly we łzach, synek wylądował na moim brzuchu,a tatuś obciął dzielnie pępowinę, choć wcześniej mdlał na sam widok kropli krwi. Było pięknie i uśmiech nie schodził nam z twarzy. Szycie niestety nie było przyjemne, choć ponoc mnie znieczulili. Wogóle nie czułam potem zmęczenia, mimo że caly porod mialam zamkniete oczy i usypialam miedzy skurczami to teraz wogóle nie chce mi się spać. Synek zszokowal nas swoimi wymiarami, zwłaszcza wagą, bo wg gin miał ważyć 3000-3200g, a ważył 3960g! Duży chłopiec! Aż musiałam zalożyc mu rezerwową, większą czapeczkę Po porodzie i obmyciu mnie przystawiono mi Kamilka do piersi. Zssał aż miło, a mi pięknie wyciekała siara. Oby tak dalej! Teraz maluszek zaszczepiony, śpi smacznie i ani myśli się obudzić. Jesteśmy w nim zakochani i już marzymy o wspólnym powrocie do domu
Dziś na świat przyszedł nasz ukochany synek
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 września 2015, 19:28