
A z pozytywnych informacji to Julek właśnie daje znać że jest mu dobrze:) kopie chyba na pocieszenie dla mnie

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wam wszystkiego co najlepsze, aby spełniły się wasze marzenia i plany. Tym, które mają już swoich maluszków życzę kolejnych pociech i aby obecne nie sprawiały problemów, tylko dawały duuużo szczęścia i radości. Spodziewającym się maluszka życzę spokojnej reszty ciąży, aby wasze dzieci rozwijały się książkowo i lekkiego porodu oczywiście, natomiast starającym się nadal życzę wytrwałości i wiary że w końcu się uda, bo w końcu się uda i wszystkie będziemy mamami:)
Wesołych Świąt!!!!

Julek z rana pokazał swą moc

Postanowienia żywieniowe:
- mniej słodyczy, najlepiej wcale
- pijemy dużo wody
- jemy warzywa i owoce w większych ilościach
- jemy orzechy aby zwiększyć podaż magnezu
i dalej cieszymy się z ciąży i rosnącego synka:)

Julek jest coraz mocniejszy, daje czadu czasami. Bywają chwile, że kopniaki czuje z 2 przeciwnych stron brzucha na raz - niesamowite uczucie. Wtedy dociera do mnie jaki on już duży jest. Już niedługo synku będziemy się tulić całymi dniami:)

Wieczorem jak usłyszał że rozmawiam z babcią przez telefon to wtedy uświadomił sobie że zapomniał. Było mu strasznie głupio, przepraszał, ale co z tego, ja się rozpłakałam z tych emocji i rozczarowania



Wiadomość wyedytowana przez autora 10 stycznia 2016, 23:57

Ostatnio mam wyjątkowo dobre ciśnienie, aż w szoku jestem:) oby tak dalej
Ostatnio dzieje się coraz więcej i czas szybciej leci:) super. Skończyłam już zakupy ciuchowe dla maluszka:) Dziś zamierzamy jechać zamówić wózek http://www.sklep-tosia.eu/tako-city-move_p2377. Jestem mega podjarana:) to już niedługo i wiem, że czas leci szybko. Zaraz mamy luty, a w marcu to już będą gorące przygotowania:)
Wczoraj byliśmy na pierwszym spotkaniu w szkole rodzenia i wrażenia są jak najbardziej pozytywne:) dostaliśmy kilka prezentów dla dziecka między innymi smoczek, skarpetki, kosmetyki i poradniki...fajny początek:)
Ja oczywiście rosnę w niewyobrażalnym tempie, aż strach pomyśleć na czym skończę... dziś ważyłam prawie 90 kg (na początku ciąży 73kg), czyli wychodzi 17 kg na plusie a jeszcze zostały min 2 miesiące...

Synek ma się dobrze, codziennie kopie, a raczej obkopuje moje żebra i żołądek:) mały terrorysta ;p
niestety gorzej trochę z moim zdrowiem

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lutego 2016, 20:01


Wśród znajomych pojawiły się kolejne ciąże, więc Julek będzie miał rówieśników:)
Nadciśnienie póki co nie najgorzej, aczkolwiek w górnych granicach normy, ostatnio zaczęłam więcej puchnąć, lekarka mówiła, że nabieram wody i mam jeść więcej warzyw, a ograniczyć słodkości i produkty mączne, kilka dni wytrzymałam, niewiele to dało, ale ogólnie zaraz święta więc pewnie rygorystyczna dieta pójdzie w odstawkę.
Została mi jeszcze jedna lekcja na szkole rodzenia, nawet nie wiem kiedy to zleciało, szkoda mi będzie trochę odchodzić bo atmosfera super


Oby nasza dzidzia miała się dobrze i żeby to wszystko się skończyło po naszej myśli.. boje się co będzie dalej
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 maja 2016, 18:02
A było to tak: 10 kwietnia w niedzielę wieczorem trafiłam do szpitala z wysokim ciśnieniem - po raz kolejny;p
zatrzymali mnie na oddziale i już tego dnia na KTG odnotowano spadek tętna dziecka. Lekarz od razu zadecydował o przewiezieniu mnie na porodówkę w celu dalszej obserwacji, ale byłam już przygotowana pod cesarkę. Na porodówce było "uroczo", najpierw 13 godz byłam podpięta pod KTG (całą noc i kolejny dzień do ok godz 12)- MASAKRA, myślałam, że mi kości odpadną, ledwo żyłam, do tego byłam mega głodna, bo przed przyjazdem do szpitala prawie nic nie jadłam, a w szpitalu mi już zakazali jedzenia ze względu na możliwość cearki. I tak sobie spędziłam na porodówce nockę i mi się odechciało wszystkiego - dosłownie. Słyszałam jak inne kobiety rodziły i byłam przerażona, bałam się porodu jak cholera... 13sto godzinne KTG odnotowało jeszcze jednen spadek tętna dziecka a poza tym było wszystko w porządku, jednak mimo to lekarze zdecydowali że będzie cięcie cesarskie- wtedy ta wiadomość mnie bardzo ucieszyła... i tak po godz 13.00 mój Julek przyszedł na świat:) ważył 3230g i miał 57 cm długości.. byłam mega szczęśliwa.
Potem było gorzej, bo po operacji ledwo mogłam się ruszyć - i jak tu zająć się dzieckiem. Pierwszą noc spędziłam na sali pooperacyjnej to mały był u pielęgniarek, ale kolejną noc już spędzał ze mną... to była bardzo ciężka noc, nie zmrużyłam oka, nie położyłam się nawet do łóżka bo wstanie z niego zajmowało mi średno 10 minut... miałam mega doła, myślałam że sobie nie poradze w domu i w ogóle... ale z każdym kolejnym dniem było lepiej. W ciągu dnia mój mąż był ze mną w szpitalu więc on zajmował się małym a ja mogłam chociaż poleżeć bo zasnąć i tak nie umiałam mimo że byłam potwornie zmęczona. Na szczęście doszłam już do siebie i cieszę się że mam już to wszystko za sobą

nie dziwię Ci się :)
oszalejesz oszalejesz Kochana! :) co do porodu martwego dziecka...znam to. Sama urodziłam moją Zuzankę właśnie w 20tc... :( tak naprawdę człowiek nie wie jak wielki ból potrafi znieść dopóki go nie doświadczy! Ale teraz mam dla kogo żyć! <3 a Zuzię mam głęboko w serduchu!
Tak to musi byc straszne.. :( naprawde wspolczuje kobietom ktore tego doswiadczyly :( a te male Aniolki nawet nie mogly poczuc smaku zycia.. To takie niesprawiedliwe wszystko eh :( . Dobrze ze Julek daje znac o sobie mamusi :) a angelstw ma racje :D zgadzam sie oszalejesz z milosci! :p my juz cos o tym wiemy :D