Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe historia jak ich wiele...
Dodaj do ulubionych
1 2 3

29 lipca 2017, 09:31

34 tydzien (33+6)

Pogoda okropna... Lipiec beznadziejny. Od prawie tygodnia, a wiec od czasu kiedy mąż zaczął urlop codziennie pada. Pytanie przewodnie na lipiec to:" Efta jak znosisz upały? " Jest to pytanie, które zarówno śmieszy jak i irytuje. Zadają je dziewczyny z forum które mieszkają w innej częsci Polski niz ja i doświadczyły pięknej pogodny. Na pomorzu niestety w lipcu było tylko kilka dni ładnej pogody, a tak deszcze, deszcze, duszno i znów deszcze.

Za 4 dni wizyta prywatna u prowadzącego. Mam nadzieje, że Iga dobrze przybiera, martwie się, bo moja waga od 2 tygodni stoi w okolicach 80kg. Nie jem dużo... mam chyba ucisk na żołądek, bo porcje zjadam małe, niby jestem głodna, a nie mam na nic ochoty... Zgaga też nie rozpieszcza, potrafi mnie dopaść nawet po zjedzeniu zwykłej bułki z masłem...
No jak juz narzekam to polecę po całości. Okropnie dokucza mi ból spojenia łonowego - nie wiem jakby kość łonowa, no i biodra. Jak się położę to potem wstać nie mogę... kuje ciągnie nie wiem jak to nazwać po prostu boli. Nie pamietam takich dolegliwości z pierwszej ciąży... No i chód kaczki na porządku dziennym.
Zastrzyki clexane robi mi się co raz ciężej. Skóra na brzuchu napięta, zrostów pełno. Nie ma za bardzo miejsca gdzie mogłabym się wkuwać bez bólu. Pytałam lekarza na nfz w które miejsca mogę jeszcze robić zastrzyki to powiedział, że brzuch najbezpieczniejszy... w sumie nie wiem co miał na myśli, w pierwszej ciąży w szpitalu robili mi zastrzyki w ramie ale jak sama spróbowałam tam zrobić, to bolało bardziej niż w brzuch i zrezygnowałam.

ślub siostry męża za tydzień :) Pojutrze jade z panną młodą po sukienkę, mam nadzieje, że bedzie gotowa i poprawki nie będą potrzebne, bo i czasu na poprawki nie ma!
Kupiłam sobie buty, zwykłe czarne baleriny najszersze jakie znalazłam i o rozmiar za duże. Mam nadzieje, że moje spuchnięte nogi dadzą w nich radę ;)

Do Torunia nie pojechaliśmy. Ciotkom nie pasował termin, który zaplanowaliśmy w sumie nic straconego za tydzień zobaczymy się na weselu.

Przez cały tydzień też nigdzie bliżej nie pojechaliśmy. pogoda nie sprzyjała żadnym wypadom! Efta jak znosisz upały?
Ale przynajmniej dzięki pogodzie dałam rade zaprawić ogórki. 25kg w dwóch rzutach (wtorek -piątek) zrobiłam korniszony i kiszone, na dziś została sałatka szwedzka. Jak w sierpniu dam jeszcze rade to mam w planie zaprawić jeszcze buraczki - zobaczymy.

Wczoraj siostra pofarbowała mi odrosty. Kolor włosów wyszedł taki, że o Jezu... Jestem biała, a raczej żółta na głowie. świński blond to przy tym elegancja. Od razu tego samego dnia jechałam do sklepu kupić jakiś szampon koloryzujący żeby je przyciemnić. nie chciałam farby, bo całkiem bym włosy wykończyła. dziś albo jutro poproszę siostrę żeby mnie znów pofarbowała. Mam nadzieje, że tym razem bedzie w miare ok, bo nie wiem jak pojde na to wesele. Nie dość, że spuchnięty wieloryb w za dużych butach, to jeszcze z jajecznicą na głowie :/

3 sierpnia 2017, 10:50

35 tydzień (34+4)
Gorące powietrze dotarło i do mnie. Ostatnie 3 dni to żar lejący się z nieba , średnio 35 stopni w cieniu. Dziś juz lepiej.

Wczoraj miałam mieć wizytę u lekarza prowadzącego - ordynatora z innego miasta , no i klops chłop przesunał sobie urlop i nie przyjmował. Nie wiadomo czy za tydzień juz wróci, a przyjmuje tylko raz w tygodniu. Kolejna moja zaplanowana wizyta wypada za tydzień u dr na nfz.

Przedwczoraj przymierzyłam swoją sukienkę na wesele. No nie ma co ukrywać zrobiła się za mała... :/
ciasno mi w niej w brzuch, a do tego zrobiła się ciut za krótka. Nic tylko się rozpłakać.
Następnego dnia ruszyłam na miasto na łowy i nic nie znalazłam :/
Kolejnego dnia czyli wczoraj uderzyłam na ulubiony lumpex. Znalazłam bardzo podobną koronkową sukienkę, też ciążową odcinaną pod biustem ale rozszerzaną a nie prostą, wyglądam w niej jak bańka-wstańka ale jest wygodna bardziej powycinana/odkryta jest w niej chłodniej i czuje się w niej swobodniej. Nie wiedziałam co robić, zadzwoniłam po pomoc, przyjechała mama ocenić czy sukienka się nada. jej się bardzo spodobała, a kolejne doradczyni czyli ekspedientki potwierdziły, że ładnie wygladam, przekonana nie byłam ale z braku laku wzięłam.


Suknia ślubna odebrana. Panna młoda zadowolona uff, suknia uszyta dobrze zastrzezen nie mam ale jak za te pieniadze 2600 mogła by być ciekawsza, bogatsza...

aaa jesli chodzi o moje włosy to wróciły do normy. Kolejnego dnia po nieudanym farbowaniu znów je ufarbowałam i wyglądam jak człowiek

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 sierpnia 2017, 10:40

4 sierpnia 2017, 18:29

35 tydzień (34+5) Piątek
zaczynam 9 miesiąc

Dziś kupiłam śliczną ciązową sukienkę na jutrzejsze wesele :) tak się ciesze. Na dniach fote wstawie. Normalnie kamień z serca. Jutro pójde zadowolona ze swojego wyglądu. Nie bede się wstydzić i zastanawiać czy dobrze wyglądam. :D

Coś mnie tknęło i poprosiłam wczoraj męża, aby przymierzył swój garnitur, ot tak na wszelki wypadek, kupował go niedawno i miał na sobie tylko raz. Olaboga , spodnie za małe!!! :/ No jak nie urok to sraczka.
Dobrze, że przymierzył go wczoraj, a nie jutro pół godziny przed ślubem
Dziś od rana maraton po sklepach w poszukiwaniu garnituru. W naszym cudownym miescie tylko 4 sklepy z garniturami.... wszystkie w roznych koncach miasta.
Całe szczęscie znaleźliśmy 2 garnitury w odpowiednim rozmiarze - łatwo nie było. Mąż ma 190cm wzrostu i 113 kg wagi... Międzyczasie zawieźliśmy te za małe spodnie do krawcowej, żeby spróbowała poszerzyć. Udało się, dała radę póznym popołudniem odebralismy spodnie. Całe szczescie nie było potrzeby kupowania całego nowego garnituru - kupa kasy zaoszczędzona.

kwiaty i pamiatka kupione, kasa na prezent przyszykowana w kopercie, fryzjer i kosmetyczka umówione (kolezanki) ja mam co ubrać, mąż też, opieka dla synka załatwiona chyba o niczym nie zapomnielismy Jutro się weselimy , obym dała radę cieszyć się tym dniem choć do 24:00 ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 sierpnia 2017, 18:20

6 sierpnia 2017, 21:47

36 tydzień (35+0)

Wczorajsze wesele było świetne.
Wszytko się udało. Wyhasałam się jakbym wcale w ciązy nie była ;)
Bawiłam się do 2 w nocy, zostałabym może i dłużej, bo zmęczona/śpiąca jeszcze mocno nie byłam ale brzuch mi mocno ciążył, spinał się za często i mocno bolały mnie stopy i biodra wiec się poddałam.
Dostałam mnóstwo komplementów na temat wyglądu, wiec chyba źle się nie prezentowałam.
To były naprawdę udane zaślubiny.

https://naforum.zapodaj.net/thumbs/036094d79180.jpg

8 sierpnia 2017, 19:13

36 tydzień (35+2)

Od wczoraj męczy mnie biegunka... do tego dużo skurczy przepowiadających, podsumowując nie czuje się najlepiej.
Wizyta u dr na nfz.
Szyjka uformowana, zamknięta. Na usg ok. Mała niewiele podrosła przez ostatnie 3 tygodnie. Waży 2500. Lakarz twierdzi, że przybrała ksiązkowo bo 150 na tydzień ja liczyłam na to że bedzie już ciut wieksza.
Przepływy w pępowinie ok, moim małym przyrostem wagi (od poczatku ciazy 6kg , w ostatnim miesiącu nic nie przybrałam), mam się nie przejmować - lekarz podał przykład niedawnej swojej pacjentki gdzie w ciązy nie przytyła wcale a dziecko ważyło 4200.
Dostałam skierowanie na cesarkę i instrukcję do jakiego szpitala mam sie udać w razie przedwczesnego porodu. U nas w miescie ani tam gdzie planuje rodzić nie odbierają wcześniaków wiec poki nie bede miała ciazy donoszonej w razie "W" tu ani tam mnie nie potną tylko wyślą do innego wiekszego szpitala wiec lepiej od razu tam jechać.

Po południu tak mnie męczyły skurcze, że wzięłam nospę. Przeszło :) biegunka nie odpuściła. Czyżby organizm się oczyszczał przed porodem...? Moze dlatego lekarz powiedział, gdzie mam jechać w razie przedwczesnego porodu... Niech mała siedzi jeszcze w brzuchu, jest zdecydowanie za mała!

Jutro pobranie wymazu na GBS

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 sierpnia 2017, 19:03

15 sierpnia 2017, 15:39

37 tydzień (36+2)

Mała nadal siedzi w brzuchu co mnie bardzo cieszy :)
Skurcze przepowiadające też się uspokoiły, brzuch spina się kilka razy dziennie wiec GIT :)
Martwie się tylko czy córcia dobrze przybiera, bo ja wcale nie tyję, ba nawet schudłam pół kilko w ciągu ostatnich kilku dni (łacznie 5,5 kg od poczatku ciazy). Co prawda apetyt mam średni ale jem małe porcje , bo mam wrażenie, że wiecej się tam nie zmieści. Brzuch się chyba trochę obniżył, bo zgagi mniej męczą ale miejsca z żołądku nie przybyło.
Bardzo liczę na to, że mała choć trochę podgoniła z wagą, bo chce rozmawiać na jutrzejszej wizycie z moim lekarzem prowadzącym o przyśpieszeniu cesarki. On chce mnie ciąć w poniedziałek 4 wrzesnia czyli na początku 40 tygodnia, a ja bym chciała rozwiązać ciąże na koniec 39. Boje się, że poród rozpocznie się samoistnie i trafie w szpitalu na weekendowe lenistwo. Wiadomo jak jest na oddziałach w soboty i niedziele, ordynatora nie ma wszyscy się obijają, a nawet jak nie obijają to po prostu personelu jest mniej. No a poza tym martwie się, że się historia powtórzy czyli zacznę rodzić naturalnie i bede się meczyć całą noc , a potną mnie dopiero rano albo i wcale tego nie zrobią i każą rodzić siłami natury, bo poród się sam rozkręci i nie bedzie sensu robić cięcia. Dlatego bede nalegać, aby ciął mnie np w czwartek , a nie w poniedziałek. Tyle, że jesli mała bedzie tak wolno przybierać to lekarz się nie zgodzi zrobić cięcia wcześniej, bo bedzie chciał ją przetrzymać w brzuchu jak najdłużej żeby masa urodzeniowa była jak największa.

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 sierpnia 2017, 15:30

16 sierpnia 2017, 20:54

37 tydzień (36+3)

W związku z tym, że u nas w domu malowanie spałam dziś z synkiem u rodziców. Kiepska noc za mną...

Wizyta u lekarza prowadzącego.
Z rana zadzwoniłam do gabinetu, aby potwierdzić czy doktor wrócił z urlopu. Okazuje się że tak wiec zebrałam tyłek w troki, wyszykowałam się i pojechałam do lekarza. Byłam na miejscu ponad półtorej godziny przed rozpoczęciem przyjmowania i niestety byłam juz 5 w kolejce. Poszalały te baby. Oczywiście same ciężarówki. Czas na niewygodnym krzesełku w poczekalni dłużył się niesamowicie. Lekarz przyjechał prawie pół godziny wcześniej ale każdą kobitę trzymał w gabinecie po co najmniej 20 minut. Myślałam , że jajo zniosę. Do domu wróciłam 4 godziny później...
Na wizycie wszytko ok. Lekarz spytał jak tam ciśnienie - zamiast je zmierzyć. Spytał o opuchliznę i ile przytyłam. jesli chodzi o wagę to powiedziałam, że się martwie czy wszytko ok , bo przytyłam tylko 5,5 kg tzn było wiecej ale w ostatnim czasie schudłam. Zdziwiłam się bardzo, bo mnie pochwalił i powiedział, że to dobrze. A skoro schudłam to znaczy że mała ładnie ze mnie wszystko ściąga....
Na fotelu mnie nie zbadał. Z resztą nie nalegałam, bo tydzień temu miałam takie badanie. Tylko wypytał czy są upławy, swędzenie itp.
Na usg wszytko dobrze. Mała waży 2800, a wiec w tydzień nadrobiła. Lekarz zadowolony, na siatce centylowej jest po środku skali.
Po usg wyciągnął bloczek ze skierowaniem na cesarskie cięcie. Wiele się nie zastanawiając chciał wpisać termin cięcia na 7 września, a ja na 9 mam termin porodu. Głośno wyraziłam swoje zdziwienie, że tak późno. No i zaczełam przekonywać go, aby zrobił cięcie wcześniej. Wszytkie moje argumenty spełzły na niczym. On stanowczo powiedział, że u niego w szpitalu planowe cięcia wykonuje się na początku 40 tygodnia, bo płuca dziecka dojrzewają do samego końca pobytu w brzuchu i lekarz pracujący na noworodkach stanowczo odradza wcześniejsze rozwiązywanie ciąż niż w 40 tygodniu. A moj lekarz nie ma czasu i ochoty za każdym razem się z nim kłócić i mu tłumaczyć dlaczego wykonał cięcie wcześniej. Mówił , że gdyby miał powód to by je wykonał , a u mnie wszytko ok i nie ma wskazań na wczesniejsze rozwiązanie ciązy.
W końcu stanęło na tym, że w poniedziałek 4 września o 8:00 rano mam się stawić w szpitalu, a kolejnego dnia ma się odbyć cesarskie cięcie.
Mam ogromną nadzieje, że donoszę małą do tego terminu. Bardzo boje się , że poród rozpocznie się wcześniej. Ale w sumie skoro wszytko jest ok, to czemu miałabym nie donosić ;) bedzie dobrze! musi być!
Oficjalne odliczanie czas zacząć, jesli wszytko pojdzie zgodnie z planem Iga urodzi się za :19 dni

19 sierpnia 2017, 09:19

37 tydzień (36+6) 17 dni co cesarki

Jutro zaczynam 38 tydzień i belly podaje ten dzień jako ciąze donoszoną. AAAAA to już tak nie długo. Tu nadmienić muszę, że obydwaj moi lekarze uważają , że ciąża donoszona to skończony, a nie rozpoczęty 38 tydzień.

Przedwczoraj zagoniłam męza do złożenia łóżeczka, poprzestawialiśmy meble w salonie i zrobiliśmy kącik dla małej. Wczoraj uszyłyśmy z mamą baldachim do łóżeczka, przymierzyłam pościel i zawiesiłam ozdoby na ścianę. Zrobiło się rózowo i cukierkowo.

https://naforum.zapodaj.net/thumbs/17bd90017869.jpg
oczywiście aparat przekłamuje kolory :/

21 sierpnia 2017, 16:32

38 tydzień (37+1)

W związku z tym, że zaczynam schizować, że nie donoszę małej do terminu cesarki nastąpiła zmiana decyzji o wyborze szpitala, w którym przyjdzie na świat Iga.
Ale od początku.
Od kilku dni myślałam o tym czy nie zapisać się też na cesarke do szpitala w moim mieście, bo dostałam skierowanie od mojego lekarza na nfz i moge mieć wybór, bo mam łącznie 2 skierowania.
Dziś była u mnie ciotka, która jest pielęgniarką, która jest instrumentariuszką czyli pracuje przy operacjach w tym cesarkach zna lekarzy i pięlegniarki w obu szpitalach, bo w nich pracuje. Opowiedziałam jej historię mojej wizyty u lekarza prowadzącego. Tak jak ja jest zdania, że cesarka powinna się odbyć co najmniej kilka dni wcześniej, a już na pewno przed weekendem, szczególnie, że w te dni mają dyżur lekarze, którzy nie mają zbyt dobrej opinii.
Podjęłam decyzję , że pojade do szpitala w moim miescie i też zapisze się na cesarkę, zobacze co zaproponuje lekarz tzn jaka datę i wtedy się zastanowię co robić.
Jak pomyslałam tak zrobiłam. Na oddziale trafiłam na bardzo fajną panią doktor, lubie kobiecine. Zaproponowała datę przyjęcia do szpitala na 31 sierpnia czwartek o 8:00 , kolejnego dnia czyli 1 września ma być cięcie. Bardzo mi pasuje ta data, bo cesarka się odbędzie jeszcze przed weekendem. Z maleńką przeleżę w szpitalu przez sobote i niedziele - mąż ma wtedy wolne wiec nie bedzie musiał brać urlopu w pracy żeby zając się synkiem. A w poniedziałek ewentualnie we wtorek jak wszytko bedzie dobrze zostaniemy wypisane do domu.
Jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji ale tak się boje , że nie donosze , że chyba wybiorę opcję wcześniejszej cesarki. W sumie byłam wcześniej zdecydowana na szpital w innym mieście, ponieważ ufam tamtemu ordynatorowi ale w obecnej sytuacji , szczególnie po rozmowie z ciotka, która delikatnie dała mi do zrozumienia, że w szpitalu gdzie chce rodzić mogę trafić na "nieodpowiedniego" lekarza - mam tu na mysli nie planowane cięcie tylko przypadkowy dzień lub noc niedajboże weekend, że chyba wybiorę szpital w moim mieście i wcześniejszą cesarkę.
Jeszcze się z tym prześpię, zastanowię.... ale w tej chwili "wygrywa" szpital na miejscu z cesarką 1 września.

23 sierpnia 2017, 11:44

38 tydzień (37+3)

wizyta u położnej i dr na nfz.
Jestem bardzo zaniepokojona. według usg mała schudła :/ ???
Tydzień temu na wizycie u prowadzącego ważyła około 2800 , dziś 2600 - inny lekarz inny sprzęt.
To, że niby schudła nie jest niepokojące, bo to raczej błąd pomiaru, niepokojące jest, że 2 tygodnie temu ten sam lekarz na tym samym sprzęcie powiedział, że mała waży 2500 a dziś 2600. Urosła tylko około 100gram w 2 tygodnie. No i on powiedział, że wszytko jest ok. że usg ma 20% błędu pomiaru i że mała po prostu bedzie drobna tak jak synek. Tyle że synek przestał rosnąć na koniec i obawiam się, że to samo spotkało małą. Lekarz to zupełnie olał. A ja z tego stresu go nie poprosiłam żeby sprawdził przepływy w pępowinie.
Nie wiem co robić, zmartwiło mnie to bardzo.

23 sierpnia 2017, 14:46

38 tydzień (37+3) ciąg dalszy

Długo zastanawiałam się co robić. Stwierdziłam , że jeszcze jedna konsultacja z jakimś lekarzem nie zaszkodzi. Pojechałam do szpitala, niestety nie zastałam już ordynatora, wiec poprosiłam o rozmowe z lekarzem dyżurnym. I kogo ujrzały moje piękne oczy? tego mojego lekarza , u którego byłam rano na wizycie. Cierpliwie i ze spokojem, choć na korytarzu, wysłuchał moich obaw. Znów powtórzył, że dziecko mieści się w granicach błędu usg. I, że nie mam co panikować, jak chcę to on może położyć mnie na oddziale. Nie chciałam, że jakby dziecko było dystrofikiem - miało mniej niż 2500 kg to byśmy mogli panikować... Kazał mi przyjść na dodatkową wizytę w poniedziałek do poradni i tam ponownie sprawdzimy czy mała rośnie czy nie :/ jak nie, "będziemy mysleć nad wcześniejszym cięciem".
Wcale mnie to nie uspokoiło :/
no nic pozostało czekać i miec nadzieje, że wszytko jest dobrze. W sumie na wizycie tydzień temu ( u mojego prowadzącego) mała niby miała już 2800... może i tak jest. Może dzisiejszy pomiar był mało dokładny.

25 sierpnia 2017, 17:05

38 tydzień (37+5)
Tydzień do cesarki

Troche się uspokoiłam. Zawierzyłam lekarzowi , że to prawdopodobnie błąd pomiaru. Przecież mierząc np kość udową nie mogło sie okazać że nagle się skróciła, to by było niedorzeczne.
Nie ma co panikować. W poniedziełek ide na kolejne usg i wtedy bedziemy decydowac co dalej.
Mała siedzi grzecznie w brzuchu, choć wczoraj pojawił się z rana ból miesiączkowy (typowy ból krzyża jak na okres) przychodził falami średnio co 15 minut, całe szczeście się nic nie rozkręciło, a ból ustąpił :)

Jeśli chodzi o moją wagę, to pół kilograma waha się raz w jedną raz w drugą stronę. Ale średnio wychodzi na to, że w całej ciązy przytyłam 5kg
Szczerze mówiąc nie sądziłam, że jest to możliwe... A jednak.
Mąż własnie wrócił do domu, wstawiam wode na kawe , jemy pączki :D


28 sierpnia 2017, 14:21

39 tydzień (38t1d)

Pół nocy nie spałam. Przewalałam się z boku na bok (bo na wznak leżeć nie moge bo zaraz mi się słabo robi) i myślałam , a to o dzisiejszej wizytcie, a to ogólnie o cesarce, pobycie w szpitalu itd.

Na wizytę szłam jak na ścięcie.
najpierw spotkanie z położną. Tu wszytko dobrze. Pochwałka za to, że tak mało przytyłam. Powiedziała, że to rzadkość.
Lekarz tylko mnie zobaczył, to powiedział, no jesteś rozbieraj się.
na fotelu ok, szyjka długa, uformowana , zamknięta, główka wysoko.
usg: mała waży 2800, a wiec 200 gram wiecej niz na poprzednim badaniu, przepływy prawidłowe, łozysko bez zwapnień :) Mierzył wszytko tak długo i dokładnie, że aż mi się słabo zrobiło i musiałam się na bok przekręcić.
uff jest szansa, że urodzę małą w piątek według planu i że bedzie miała prawie 3kg :) lepszych wieści nie mogłam usłyszeć. uspokoiłam się bardzo. szczeście ze mnie emanuje :)

29 sierpnia 2017, 16:10

Ciąża zakończona 29 sierpnia 2017
Iga nie poczekala do piątku postanowiła urodzić się wcześniej.
O 1 w nocy obudziły mnie skurcze i ból miesiaczkowy. O 4.30 jechaliśmy do szpitala bo skurcze były już co 5 minut. Iga przyszła na świat o 7.55 przez cesarskie cięcie. Waga 2720 . Dostała 10 punktów. Tak się bałam powtórki z rozrywki i niestety sobie ja wykrakalam. Ale już nie ważne . Mała jest na świecie. Jest cudna.
Dłuższy i dokladniejszy opis za kilka dni. Bo pisanie na telefonie to nie dla mnie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 29 sierpnia 2017, 20:16

2 września 2017, 20:57

Iga ma 4 dni.

Wczoraj wyszłyśmy ze szpitala, teraz mam chwilę wolnego , a wiec czas na długi wpis i relacje z porodu i pobytu w szpitalu.

28 sierpnia w poniedziałek byłam na wizycie o czym juz pisałam , wtedy lekarz mnie zbadał i powiedział, że szyjka długa zamknięta i że na poród się nie zanosi. Wieczorem poszłam spać ze spokojem ducha. O 1:00 w nocy obudziły mnie bóle. Skurcze z brzucha i typowy ból miesiączkowy. Zlękłam sie, że może coś się zaczyna. Już nie zasnęłam wsłuchiwałam się w swoje ciało. Ból powracał co 10 -15 minut. Chwilę przed 2 wzięłm nospę licząc na to , że bóle miną. Przed 3 zdałam sobie sprawę, że się zaczęło. Wstałam z łóżka i poszłam pod prysznic. Starając się dobrze ogolić próbowałam się zrelaksować. Skurcze nie ustąpiły. Przed 4 rano obudziłam męza. Na spokojnie bez paniki dopakowywałam torbe do szpitala, kazałam męzowi zjesc śniadanie, bo wiedziałam, ze długie godziny przed nami. o 4:30 jechaliśmy do szpitala, bo skurcze miałam już co 5 minut.
Na izbie przyjęć krótko i rzeczowo. Poszliśmy na oddział. Tam powściągliwa w słowa i mało optymistyczna kobieta zaprowadziła nas pod salę zabiegową. Mąż czekał na korytarzu mnie wzięła na badanie. Miałam rozwarcie na palec. Poszliśmy na salę porodową. Była bardzo zdziwiona, że mąż chce być ze mną. Twardo rzekła, że po co, przeciez i tak przy cesarce nie moze byc obecny, a po cieciu przez dobę nie ma odwiedzin. I kazała jechać mu do domu, on stanowczo zaprzeczył wiec powiedziała, że ma czekać w pokoju obok. Ja miałam położyć sie na łóżko porodowe żeby zrobić KTG. Maz zaniósł moje rzeczy do pokoju w którym miał czekac i juz za chwile stał w drzwiach na salę gdzie lazałam. Jak połozna podłaczyła ktg i odeszła od mojego łózka zaraz był przy mnie. Cale szczescie nie wygoniła go. Minęła okropnie długa godzina gdy byłam podłączona i miałam lezec na wznak. Marzyło mi sie wstać i chodzić albo chociaz usiąść, nic z tego , miedzyczasie położna wypełniała dokumentacje, ktg sie pisało, skurcze nadal co 5 minut, pojawiła sie pani doktor, pobrano mi krew, chyba z 5 fiolek. Wkłuć kilka bo siermiega żył znaleźć nie mogła. W końcu wkuła sie w dłoń, mąż nieustannie przy mnie. Miedzyczasie pojawiła sie kolejna położna. Jak na złość musiałam trafić na france, z którą miałam na pieńku, ta co sie mnie pytała czy syna przez rękawiczke robiłam.
Cesarka miała być o 7:00 ale okazało się że w labie jakieś badanie nie wyszło bo się skrzep w krwi zrobił i trzeba było powtórzyć badanie. Tym razem krew pobiearała mi franca. Ta to się nie szczypała, od razu wbiła igłę w żyły w dłoni czyli tam gdzie najbardziej boli. Jeszcze na dodatek nie trafił i grzebała i grzebała. siniaka mam do dzisiaj.
O 7 rano pani doktor zdecydowała że jeszcze mnie zbada, nie wiem po co bo za chwilę miałam jechać już na bolok. Ta jednak chciała, a ja juz miałam założony cewnik, który piękł mnie niemiłosiernie jakbym miała co najmniej porządne zapalenie cewki. Do tego wszytkiego skurcze które się nasilały. Miałam dość. Ta się uparła, że jeszcze mnie zbada. Najgorsze badanie ever. Ale to wina cewnika. Nawet coś warknęłam do doktorki typu weźmie pani juz te ręce. Bo grzebała i sięgnąć szyjki nie mogła a ja jej tyłkiem uciekałam. Aż mi franca położna uwagę zwróciła, że grzeczniej do pani doktor mam się odzywać. Oczywiscie przeprosiłam i to wielokrotnie, bo to przeciez nie jej wina że mnie boli, choć nie uważam, żebym użyła jakiś nieładnych słów. Gdy mąż wrócił do mnie , bo na czas badania był wyproszony , a drzwi zostały zamknięte wymiękłam. Miałam dość. Skurcze męczyły, niewyspana, zestresowana wredna obsługa no nic tylko się rozpłakać, no i się rozpłakałam.
O 7:30 zawieźli mnie na blok. Po drodze widziałam mojego doktora na nfz , który z daleka krzyczał dzień dobry, zatrzymał się też koło mnie były ordynator - za którym nie przepadam ale ogólnie to jego osoba mi zwisa. To on mi robił HSG. Był miły wypytał który to poród, ile waży mała i ile ważyło poprzednie dziecko. Uscisnął ręke. Miły i usmiechnięty. Pocieszył jakimś dobrym słowem. nie pamiętam. Na bloku operacyjnym miła sympatyczna obsługa. Anestezjolog wypytał o poprzednie ciecie i zdecydował, ze poda takie samo, czyli wkucie w kregosłup i znieczulenie od pasa w dół. Niestety wkuwał sie dwa razy , bo pierwsze podejscie było nie udane. Gdy lezałam na stole pojawił sie moj doktor i były ordynator. Troche odetchnełam, bo do tego momentu nie wiedziałam kto bedzie ciął.
Chwila moment i opreacja się zaczeła. Nadal czułam nogi gdy, byłam przerażona że już zaczęli. Zrobiło mi się słabo w uszach zaczęło szumieć. Zaczęłam panikować. Wybraźnie czułam ból. Miałam juz cesarkę i wiedziałam , że bede czuła dotyk ale wiedziałam że nic nie powinno boleć. tym razem czułam rozpieranie, ciągnięcie i mocne szczypanie. Gdy rozwierali powłoki krzyczałam że boli, Przerwali operacje i chcięli mnie usypiać. Anestrezjolog zapewniał , że to moja wyobraźnia, że to nie ból tylko czucie , a czuć dotyk będę. Ponieważ ból był do wytrzymania nie chciałam żeby mnie usypiali.
Gdy wyciągali Igę , a raczej wyrywali bo tak czułam, ból był mocny , zagryzałam wargi i wstrzymywałam oddech. Okropne uczucie. Ale zaraz potem usłyszałam wielkie och jaka malutka, ach patrzcie w czepku urodzona. Spojrzałam w lampę nade mną i zobaczyłam Igusię całą białą od mazi. Leżała na moim brzuchu. (wczesniej w lampę bałam się spojrzeć żeby totalnie nie spanikować). Anestezjolog nadal przeżywał "czepek" , mówił, że nie widział jeszcze tak dużego kawałka błony płodowej. Czesto widuje strzępki ale nie takie coś. Podobno ludzie w czepku urodzeni mają dużo szczęscia w życiu, oby się to sprawdziło mojej córeczce. Lekarze kontynuowali operacje. Bolało znów przy jakieś czynności , chyba wtedy jak odsysali wnętrze brzucha, pewnie jak wyciągali łożysko ale już tego nie pamiętam. Spytałam która godzina była 7:55. Za chwilę przynieśli mi Igę do obejrzenia, zawinętą już w kokon. Cudowne uczucie móc po tak długim oczekiwaniu pocałować swoje dziecko. Buziak,ów dostała dużo .... płakałam. no i ja zabrali. Ja zaczełam się trząść. Miałam normalnie drgawki ale że parametry na monitorach pokazywały, że wszytko ze mną ok anestezjolog stwierdził, że to efekt stresu, nazwał to jakoś, reakcja po dużym przeżyciu/wstrząsie tylko jakoś medycznie nie mogę sobie przypomnieć tego sformułowania. Dokładnie o 8:15 lekarz oznajmił, że skończyli i wygłosił na głos regułkę. Ciąza 3 poród 2 , stan po cięciu cesarskim, brak zgody na poród naturalny... i coś tam jeszcze.
Zabrali mnie na salę pooperacyjną. podłączyli do monitorów i opatulili elektrycznym kocem. Nadal bardzo się trzęsłam, do tego staopnia , że aparat nie mógł zmierzyć mi ciśnienia. Po około 40 minutach zabrano mnie na oddział położniczy. Gdy wyjechałam z windy zobaczyłam męża. Czekał na mnie cały ten czas przy windzie w tym samym miejscu gdzie go ostatni raz zobaczyłam gdy jechałam na górę.
Oczywiscie położne krzyczały, że po operacji nie ma odwiedzin przez dobę! Wyprosiłam je że mąż wejdzie tylko na chwilę , że zdam mu relację z porodu i zaraz sobie pójdzie. Zgodziły się. Wjechałam na salę, przełożyły mnie na łóżko podłączyły kroplówki i zawołały męża. Był u mnie z godzinę, może ciut dłużej, aż go znów wygoniły. Międzyczasie przyszedł mój doktor i mówi: I co uparłaś się na cięcie, a poszło by dołem bez problemu. dziecko małe, wody jeszcze były, rozwarcie na 2 palce wszytko gładkie, no poszłoby jak nic... Porozmawialiśmy jeszcze o wadze małej, że usg wiele się nie pomyliło bo dobe wcześniej na wizycie maszyna wyliczyła wagę 2800 , a IGA ważyła 2720.
Reszta dnia minęła dość szybko, co chwilę była u mnie położna mierzyła ciśnienie, zmieniała kroplówki, czułam się pod dobrą opieką. Trochę pospałam. Wieczorem miałam za zadanie zejść z łóżka i przejść się po sali. Poszło dość dobrze, pamietam że po pierwszej cesarce bolało bardziej, tym razem dałam radę bez większych problemów. Na noc dostałam jeszcze zastrzyk z morfiny i udało mi się przespać większość nocy. AAA zapomniałam o najważniejszym przyprowadzono mi Igę na momencik, mogłam ją przytulić i pocałować, podpisałam pielęgniarce od noworodków jakieś papierki i ją zabrała i poszła. Wieczorem się upomniałam, że chciałabym ją nakarmić, bo tak miało być, czekałam długo i nikt nie przychodził. Dopiero późnym wieczorem mi ją przynieśli ale też tylko na chwilę i karmienia nie było :/
Moja córeczka jest cudna. Taka drobniutka, malusia. Zakochałam się na zabój.

Na tym kończę ten wpis, miał być bardziej obszerny, bo mam do opowiedzenia jeszcze kolejne 3 dni pobytu w szpitalu traumatyczne i okropne ale to może jutro. jestem zmęczona i bardzo obolała i cięzko mi siedzieć przy komputerze.
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/c1430bae1ae8.jpg

24 października 2017, 01:20

Kontynuacja pamiętnika w KidzFriend - zapraszamy
1 2 3