Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
Zostawiłam Nelcie z tatą wczoraj na 1,5 godziny. Uśpiłam przed wyjściem. Tata trochę się stresował, ale podjął wyzwanie. W razie W miał dzwonić. Wracam do domu i już od progu słyszę płacz i to taki, że aż się zachodziła. Nie wiem czemu. Nie mogłam jej uspokoić nawet ja. Czy coś ją bolało czy za mamą tak płakała, nie wiem. Tata załamany, twierdzi, że mała go nie toleruje. Że jakby jej nie nosił, tulił, to ona i tak mu płacze kiedy mnie nie widzi. Sama nie wiem. Szkoda, że tak mało czasu ze sobą spędzają. W zasadzie tylko te wspólne kąpiele, bo tata późno wraca z pracy. A może sęk w tym, że on jest jeszcze taki niepewny, boi się, że sobie nie poradzi, a Nela to wyczuwa? Nie wiem. Cała ta sytuacja sprawiła, że teraz ciężko mu będzie próbować dalej nawiązać z nią lepszy kontakt, bo znów będzie bał się porażki. Za szybko się poddaje. I nie pomaga kiedy mu tłumaczę, że mi przecież też płacze i czasami nie wiem dlaczego. A może ja za bardzo "kwoką" jestem i niepotrzebnie w awaryjnych sytuacjach mu ją zabieram? Sama nie wiem...
Hmmm ja rzuciłam męża na głęboką wodę od pierwszych dni życia Lili - w szpitalu sam musiał ją przewijać i w domu też do niej wstawał w nocy, bo ja byłam bardzo obolała po cesarce. Na samym początku był nieporadny i też mu małą zabierałam, ale w końcu odpuściłam i dał radę ! Teraz zajmuję się Lilką od 17-21 dopóki ja nie wrócę z pracy i radzi sobie super. Myślę, że trzeba czasem wyluzować i dać popełnić kilka błędów tacie, w końcu się siebie nauczą :)
Przechodzę chyba pierwszy macierzyński kryzys. Moja córka jest ostatnio bardzo marudna. Podejrzewam skok rozwojowy. Płacze, jęczy, krzyczy. Domaga się ciągłego noszenia na rękach, a i to czasem nie pomaga. Nie chce leżeć, nie chce siedzieć, na rękach też nie chce. Coraz bardziej manifestuje swoją złość, wali mnie piąstkami na oślep, piszczy. W wózku jeździć nie chce, 15 minut to max, później daje taki koncert, że muszę ją brać na ręce, żeby sąsiedzi się nie zbiegli. Śpi po pół godziny, zasnąć jej ciężko. A ja się zastanawiam wtedy co będzie jak za chwilę wstanie, czym ją zajmę, co mam wymyśleć znów. Ileż można chodzić w kółko po mieszkaniu? W dodatku znikąd pomocy. Siedzę sama cały dzień prawie i nawet nie ma z kim porozmawiać Agugu się nie liczy. Całe szczęście, ze mama wraca w poniedziałek, lżej mi się zrobi mam nadzieję.
Takie tam wieczorne wynurzenia, żeby nie było, że jest tylko kolorowo. Macierzyństwo nie jest łatwe.
Przeżyliśmy dziś kolejne szczepienie. Płakała, ale było lepiej niż poprzednio. Moja dzielna córa<3
Wczoraj wróciła babcia. Pierwsza reakcja - płacz. Ale za chwilę uśmiech od ucha do ucha. Kornela uwielbia wprost babcię. Jak tylko pojawi się na horyzoncie, od razu jest śmiech. I rozmowy:) Jakieś ma podejście do niej. Może to doświadczenie z dziećmi robi swoje? A może po prostu miłość?
Wczoraj minęło 8 lat naszego małżeństwa. 15 lat razem!!! A dokładnie rok temu test ciążowy pokazał dwie wymarzone kreski. Czasem wydaje mi się, że to wszystko mi się przyśniło. Tymczasem Kornelia to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. I choć nie zawsze jest łatwo, to wiem napewno, że warto było tyle czekać. Każda wypłakana przeze mnie łza warta jest uśmiechu mojej córeczki.
To niewiarygodne jak przez ten rok zmieniło się moje życie i postrzeganie świata. Już nigdy nic nie będzie takie samo. A moja miłość do tego maleńkiego człowieka będzie rosła z każdym dniem. I nie ważne ile snu mi zabierze, albo jak bardzo będzie bolał kręgosłup od noszenia na rękach. Nic jest nie ważne oprócz tej małej istotki wpatrującej się we mnie tak intensywnie.
Tak bardzo chciałabym dać jej szczęśliwe dzieciństwo. Wychować na dobrego człowieka. Czy mi się uda? Trudne zadanie przede mną...
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 sierpnia 2016, 22:58
Babcia. Jedyna i niepowtarzalna osoba w życiu każdego z nas. Dobra, ciepła, z sercem na dłoni. Tak było przez całe moje dzieciństwo. I tak ją zapamiętam. Bo dziś moja babcia odeszła. I choć wiem, że tak jest lepiej, to serce płacze.
Kornela spróbowała dziś pierwszej marchewki! Niezbyt dużo co prawda, ale zawsze to coś, jakiś inny smak. Euforii nie było, ale będziemy próbować dalej. Jutro w menu ziemniaczek. Może będzie lepiej. Kupiłam też słoiczek Bobo Vity, ale jakoś się waham. Wolę najpierw sama przygotować, przynajmniej mam pewność co jej daję. Mam ochotę dać jabluszko, ale ponoć należy zacząć od warzyw, żeby nie przyzwyczaić dziecka do słodkiego. Zobaczymy co z tego wyjdzie:)
Co poza tym? Podejrzewam, że zaczynają iść ząbki. Ślini się Rybcia niesamowicie. I marudna jakaś się zrobiła. Kiepsko dziś też spała. Coś może być na rzeczy. Choć wolałabym, żeby jeszcze poczekała z tym tematem. Im później, tym lepiej i ponoć zdrowiej. Od dwóch dni zaznajamiamy się ze szczoteczką do ząbków. A właściwie czymś w podobie. Bardziej to gryzak niż szczoteczka, ale spełnia swoją funkcje w 100%. Mała przyzwyczaja się, że coś sie wkłada do buzi. A przy okazji drapie swędzące dziąsła. Lubi go niesamowicie. Sama sobie trzyma i wkłada do buziaka, chociaż nie zawsze trafi:) Śmieszna jest taka. I słodka. Do schrupania;) A teraz mruczy i wzdycha coś przez sen. Balsam dla mych uszu<3
Jednak chyba za wcześnie na nowe smaki. Marchewka ble, ziemniaczek ble, jabłuszko ze słoiczka pomlaskała, pomlaskała i wypluwała. No nic, poczekamy jeszcze chwilę.
Próbowałam przesadzić Nelę do spacerówki. Za żadne skarby nie chce jeździć w gondoli. Poleży chwilkę i próbuje siadać, bo za mało widzi leżąc. I od razu jest płacz. Robi się to niebezpieczne. I zawsze skutkuje tym, że biorę ją na ręce i wracam do domu. Jedynie kiedy zaśnie, możemy pospacerować spokojnie. Poczytałam różne fora i mamy pisały, że 4 miesięczne niemowlęta juz śmiało jeździły w spacerówce przypięte pasami. Spróbowałam, ale jednak się boję o jej kręgosłup.
Wszyscy się dziwią widząc jak noszę małą na rękach. Przyzwyczajasz, rozpieszczasz mówią. Ale ona jest teraz tak ciekawa świata! Więc jak niby mam jej ten świat pokazać? Taka przecież moja rola, a ona się przez to rozwija. Nie ma to jak "złote rady" i te durne komentarze, że rozpieszczam. Najlepiej położyć szkraba w łóżeczku, wyciągać na karmienie, a poza tym niech się gapi w sufit. Co za zaścianek.
Gruszka jest pyyycha! Opędzlowała kilka łyżeczek i jeszcze dziubek otwierała po więcej. Bardzo się spodobało, aż rączki wyciągała i sama łyżeczkę do buzi wkładała. Coś się ruszyło w temacie nowych smaków. Wczoraj wymamlała kawałeczek chlebka, a ciastko które jadłam siłą mi zabrała i do buzi:D Żarłok mój kochany<3
Czy córcia nie jest za mała na chleb, ciastka, rosół... ?? Tu jest m.in fajna stronka nt żywienia http://www.osesek.pl/podstawy-zywienia-dziecka/co-kiedy-w-diecie-dziecka/173-produkty-spozywcze-w-diecie-dziecka-ktore-ukonczylo-5-miesiac-zycia.html . Pozdrawiam :)
Stuknęło mi dziś 32 lata <szok!> Wcale się na tyle nie czuję jakby kto pytał;)Pamiętam, jakby to było wczoraj swoją "trzydziestkę" i przerażenie, że to już, że przekraczam jakąś granicę, jakiś niewidzialny próg, za którym już tylko starość Tymczasem czuję się jak młody bóg. Gdyby tylko tak w krzyżu nie łupało;)
Wszystkiego najjjjjlepszego, spełnienia marzeń:) jesteś jeszcze taka młodziutka, a w krzyżu to udawaj , że nic nie czujesz")za dobrze by było, gdyby nigdzie nie łupało.
Kochana moja no to jesteśmy w tym samym wieku, ja w sierpniu skończyłam 32 lata. To w takim razie wszystkiego najlepszego, dużo radości z bycia mamą i spełnienia wszystkich innych marzeń :)
Kornelia skończyła wczoraj 5 miesięcy!!! Niesamowicie ten czas leci... Aż łezka się w oku kręci jak sobie uświadomię, że te chwile już nie wrócą, że może coś mi umknęło, że tyle rzeczy mogłam zrobić inaczej, że popełniłam pewnie masę błędów...
To niesamowity okres w życiu dziecka. Te zmiany, które z dnia na dzień się pojawiają są tak spektakularne, że czasem aż nie do uwierzenia. Jak patrzę teraz na nią, to nie wierzę, że jeszcze nie tak dawno była taką maleńką kruszynką, która tylko spała, jadła i robiła kupę:)A teraz... moje cudowne dziecko już tyyyle potrafi! Reaguje na swoje imię, wie kto to tata i szuka go wzrokiem. Śmieje się bez przerwy. Wystarczy na nią spojrzeć i już zaciesza:) Coraz częściej głośno i to jest takie urocze. Zajada już jabłuszko, marchewkę, ziemniaczka, gruszkę. A jak widzi, że ktoś je w jej obecności, to od razu dziubka otwiera i wyciąga rączki.
Byliśmy wczoraj u ortopedy i na szczęście z bioderkami już wszystko w najlepszym porządku. Tak się martwiłam, że będzie musiała nosić pieluchę. Niepotrzebnie, dzięki Bogu.
Kocham tą łobuzice małą nad życie! I kiedy śpi teraz już dłuższą chwilę, to mi się tęskni<3
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 października 2016, 13:47
Właśnie zaczęłyśmy pierwszą chorobę. Katar się leje, kicha, pokasłuje, marudzi. Ciężka noc za nami. Mam nadzieje, że to zwykłe przeziębienie i szybko minie, ale bardzo mnie to stresuje. Jutro pediatra. Oby spokojnie przespać noc, bo ten katar przeszkadza w oddychaniu i chyba dlatego budzi sie co chwila. Biedna moja...
Okropny dzień za nami. Nelcia coraz bardziej chora. Plus złapało też mnie. Dwa razy u pediatry, raz w laboratorium, pobieranie krwi z obu rączek i taki płacz, że po prostu szok! Na szczęście wyniki badań dobre. Mimo wszystko dostała antybiotyk. Plus inhalacje, z którymi raczej będzie problem. Niunia jest dziś tak wymęczona, że aż mi się serce kraje. Śpi, ale co jakiś czas budzi się z płaczem, muszę utulić i dać smoka. Płacz, stres, zmęczenie, to by było na tyle. Dobrze, że ten dzień się juz kończy...
Nela nie daje sobie zrobić tych cholernych inhalacji. Jak tylko przyłożę maskę do buzi od razu jest płacz i przerażenie. Warczy to ustrojstwo i dlatego niunia się boi. Chwilę przytrzymam maskę na siłę, ale nie mam sumienia jej tak męczyć. Z resztą lekarz powiedział, żeby nie inhalować jak płacze, więc to się mija z celem. Nie wiem już co robić...
Nasza na szczęście w miarę daje się inhalować, ale katarek i tak nie odpuszcza. Juz 6 dzień trzyma, choć nie jest tak intensywny i męczący w pierwszych 2 dniach. Dużo zdrówka dla malutkiej, niech katarek szybko mija, by Kornelka znów była radosna i spokojna.
Nasza na szczęście w miarę daje się inhalować, ale katarek i tak nie odpuszcza. Juz 6 dzień trzyma, choć nie jest tak intensywny i męczący w pierwszych 2 dniach. Dużo zdrówka dla malutkiej, niech katarek szybko mija, by Kornelka znów była radosna i spokojna.
Przez tą chorobę chyba rozregulował nam się rytm dnia. A właściwie nocy. Nigdy nie mieliśmy problemów ze spaniem. Kąpiel, cycuch i o 21:00 moje dziecko smacznie spało, do 23:30 mniej więcej. Kiedy zachorowała postanowiłam ograniczyć kąpiele, żeby jej nie wychłodzić za bardzo. Kąpaliśmy więc co drugi dzień. I teraz coś jej się poprzestawiało. Zasypia około 20:30, pośpi z pół godziny i płacz. Znowu cyc, znowu bujanie. Z różnym rezultatem. Czasem zaśnie szybko, ale bywa też, że grubo po 22. Nie wiem jak ją przestawić. Nie chcę, żeby tak późno chodziła spać. Męczy mnie to, ale nie mam pomysłu.
Byłyśmy dziś w końcu na spacerze. Już chyba z 2 tygodnie nie byłam z nią na dworze. Raz, że chorowała, a dwa, że pogoda taka paskudna, że nosa się nie chciało wystawić za drzwi. Deszcz, wiatr, ziąb. Jesień cholera. Jak to dobrze, że moje dziecko urodziło się wiosną. Te pierwsze miesiące spedzilysmy na powietrzu. Ciepełko, słoneczko, spacery, huśtawka. Aj, tęskno do lata...
Miałam w planach zrobić większy wpis podsumowujący te pół roku razem, które wczoraj nam stuknęło, ale moje dziecko postanowiło z tej chyba okazji nie spać. Długo. Najpierw kotłowała się po łóżku z ojcem i z psem, podglądała telewizor, gadała do misia, a mnie miała w dalekim poważaniu. Ok 23 powiedziałam dość i na siłę niemalże ululałam. Udało mi się nawet bezboleśnie położyć do łóżeczka. Wyszłam naszykować się do spania także ja. Wreszcie! Wracam, po cichutku wchodzę do pokoju, rzut oka na śpiącą królewnę, a tam głowa w górze i patrzy na mnie tymi swoimi niebieskimi oczyskami i śmieje się w głos. Ręce mi opadły. Taki gagatek nam rośnie;)
Wracając do naszych "pół-urodzin". Jestem w szoku, że tak szybko ten czas leci. Jak tak dalej pójdzie, to ani się obejrzę, a będę musiała osiemnastkę szykować;)Niewiarygodne jest to wszystko. Już prawie nie pamiętam życia bez tego małego ancymona.
Słów kilka o Korneśce:
*reaguje na swoje imię
*wie gdzie jest tata i szuka go wzrokiem
*trzyma w obu rączkach zabawki, przekłada z jednej do drugiej, wypuści coś jak jej nie interesuje, żeby zabrać się za coś innego, najchętniej to czego nie wolno, np pilot, telefon itp.
*pije soczek z butelki sama sobie trzymając
*zajada już większość warzyw, dostała też żółtko i od kilku dni mięsko
*jeźdźi w spacerówce, dzięki czemu znów możemy wychodzić na spacery
*ubóstwia wprost psa, jego ucho albo łapa w buzi, to dopiero zabawa;)
*i babcię, nikt jej tak szybko nie uśpi, jak ona:)
*chętnie leży na brzuszku, wreszcie
*prawie siedzi, trzeba jej tylko odrobinę pomóc
*przekręca się z plecków na brzuszek
i właśnie wstała i rozmawia sama ze sobą. Trzeba zmykać, bo zaraz będzie krzyk;)
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 listopada 2016, 23:13
Wiesz co Ruda... ja naprawdę myślałam, że Ty może jesteś wredna :P A tymczasem jesteś bardzo ciepła i uczuciowa. Przeczytałam Twój pamiętnik. Z taką miłością piszesz o Kornelce, że aż mi wstyd. Bo ja tak nie potrafię. Ściskam Was mocno!
Pierwsze Mikołajki za nami. Moje dziecko było chyba wyjątkowo grzeczne, bo dostała paczkę tak wielką, że cała się tam zmieściła i jeszcze kupa miejsca została;) Wujek się postarał
Pierwszy raz też byłyśmy na spacerze po śniegu. Rozglądała się niesamowicie. Ale na rączce nie zrobił większego wrażenia. Piękna zima tej jesieni;) Oby tak zostało na dłużej.
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 grudnia 2016, 00:00
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
Hmmm ja rzuciłam męża na głęboką wodę od pierwszych dni życia Lili - w szpitalu sam musiał ją przewijać i w domu też do niej wstawał w nocy, bo ja byłam bardzo obolała po cesarce. Na samym początku był nieporadny i też mu małą zabierałam, ale w końcu odpuściłam i dał radę ! Teraz zajmuję się Lilką od 17-21 dopóki ja nie wrócę z pracy i radzi sobie super. Myślę, że trzeba czasem wyluzować i dać popełnić kilka błędów tacie, w końcu się siebie nauczą :)