Stało się to o czym marzyłam od jakichś 2 lat. Jestem w ciąży! Nie wierzę! Normalnie nie dociera to do mnie. Jak to w ciąży? Ja? Po tylu bezskutecznych próbach? Ja? Test robiony po południu, drżącymi rękoma bez większych nadziei, a tu DWIE piękne, bardzo wyraźne kreseczki. Cudowny widok! I śmiech i łzy!
Św Rito dziękuję!
Nie mam żadnych objawów, martwi mnie to. Wszyscy narzekają na mdłości, a ja się ich nie mogę doczekać. Niech Dzidzia da o sobie znać
17 godzin w pracy odbiło się na moim zdrowiu. Ból brzucha dużo większy niż zazwyczaj, uderzenia gorąca, zawroty głowy, totalna niemoc. Poprosiłam Alę, żeby odwiozła mnie do domu. Nie protestowała, chociaż w pracy dalej kocioł. Powiedziałam jej, jako pracodawca powinna chyba wiedzieć. Przyjęła to o dziwo spokojnie, chyba była przygotowana, że kiedyś to nastąpi. Euforii jednak brak. Nie ma co się dziwić w sumie, najgorętszy okres, najwięcej pracy. Obiecała nikomu nie mówić, bo sama wie, że różnie to może być na tym etapie.
Mama spanikowała, przestraszyły ją te moje bóle. Jej panika przeszła na mnie i umówiłam się na szybko do lekarza. Co nie było łatwe, trudno znaleźć od ręki lekarza z usg i wolnymi terminami. Trafiłam do dr Gogacza, fajny facet, pamiętam go ze szpitala, wypisywał mnie. Ale wizyta 130 zł + usg 120 zł. Dużo za dużo jak na mnie. No trudno, nie pieniądze są teraz najważniejsze. Zrobił usg, jest pęcherzyk ciążowy 6 mm (mały podobno) na szczęście w jamie macicy. Nie spodobał się doktorowi mój progesteron, dużo za niski. Przepisał luteinę 2xdziennie. Kazał się oszczędzać, wyjaśnił co jeść, na co uważać i zaprosił za 2 tygodnie, żeby zobaczyć zarodek. Na koniec powiedział że trzyma kciuki, żeby się udało i żeby ciąża się rozwinęła. Mam mieszane uczucia co do wizyty. Nie wiem czy mi ulżyło czy przestraszyło jeszcze bardziej. Jak wytrzymać te 2 tygodnie? Czy kiedyś będę spokojnie cieszyć się ciążą? Jak do tej pory nie potrafię się cieszyć. Tyle we mnie obaw i lęków. Wszystko dzieje się jakby poza mną. I chyba nie potrafię uwierzyć, że będzie dobrze. Taki ze mnie wieczny pesymista:(
Bąbelku musisz być silny za nas oboje
Śpię, śpię i jeszcze raz śpię. W międzyczasie leżę. Brak energii na cokolwiek. Innych objawów również brak.
Rośnij Maleństwo!
Tyle miesięcy oczekiwania na dwie kreski, tyle przepłakanych nocy, tyle nadziei, wzlotów i upadków. Wierzyłam mocno, że Pan Bóg obdarzy mnie łaską macierzyństwa. Myślałam jednak, że wystarczy doczekać pozytywnego testu, a potem będzie już tylko niekończącą się radość. Że będzie już z górki. Tymczasem jest strach, nieopisany lęk o tę malutką istotkę, którą noszę pod sercem. Tak bym chciała przyspieszyć czas, do momentu kiedy największe zagrożenie minie. Tak bym chciała się cieszyć, bez stresu.
Św. Dominiku miej nas w swojej opiece.
Mdli mnie!!! Delikatnie, ale jednak jest mi niedobrze. Odruch wymiotny bez finału;) Jupiiii:P
Moje sny stają się nie do zniesienia. Praktycznie od owulacji są bardzo intensywne, męczące, realistyczne, często bardzo głupie. Nie lubię ich, nie pozwalają dobrze wypocząć. Nawet krótka drzemka w dzień jest nimi nafaszerowana. Dziś na przykład śniło mi się, że mój brat, który ma mnie zawieźć do lekarza pojechał beze mnie i przywiózł mi płytę z nagraniem, był mocno podekscytowany i opowiadał jak cudownie bije serduszko. Ucieszyłam się bardzo, po czym zaczęłam się zastanawiać jak oni to zrobili beze mnie??
Chyba muszę wrócić do pracy, zająć się czymś i nie myśleć bezustannie o ciąży, bo zwariuję
Dziś druga wizyta u gina. Tak bardzo się boję Będzie dobrze???
Św. Dominiku nie opuszczaj Nas teraz!
_______________________________________
Jest dobrze! Bąbel ma 5mm i serduszko pięknie pikało Widok nie do opisania! Gapię się na tą małą plamkę na zdjęciu i nie mogę uwierzyć, że to moje dziecko i że ono tam sobie żyje i chyba jest mu dobrze:)To tylko 5mm, a tyyyyle szczęścia Niewiarygodne!
....więc teraz serca mam dwa, smutki dwa i miłość po kres i radość do łez....
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 września 2015, 21:01
Wczoraj wg Belly zaczęłam 3 miesiąc. 20% ciąży za mną. Ale jak to, ja się pytam, kiedy to zleciało?? Nadal nie bardzo w to wszystko wierzę. Bąbelku na prawdę gdzieś tam we mnie jesteś?
Nadejszła wiekopomna chwila - pierwszy ciążowy rzyg za mną. Bąbelku nie lubisz frytek? Mama postara się zdrowiej odżywiać.
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 września 2015, 22:47
Znowu się widzieliśmy z Bąblem. Urósł od naszego ostatniego spotkania o całe 3 cm! Słyszałam też bicie serduszka, prawie się poryczałam. Niesamowite! Ma rączki i nóżki i 35 mm "wzrostu" Gdybym nie widziała na własne oczy, to chyba bym nie uwierzyła w ten mój cud<3
Rośnij Maleństwo, rośnij zdrowo!
Połowa ciąży za mną! Niewiarygodne!
Uwierzyłam wreszcie, że to prawda, że moje dziecko istnieje na prawdę. Moja córeczka, Kornelia
Puka mamusię delikatnie w brzuch dając o sobie znać, wierci się a mnie w tym czasie zalewa fala niespotykanego dotąd uczucia... Serce się raduje jak nigdy przedtem! Chwilo trwaj...
Niby zwykły dzień, a jednak nowa rzeczywistość... Nowy Rok, ten który zostawi po sobie kogoś niezwykłego, kogoś na kogo tyle czekałam... moją córeczkę! Oby był lepszy od minionego.
Wszystkim mamusiom i przyszłym mamusiom życzę zdrówka, bo bez niego cała reszta nie ma znaczenia, a także masę radości ze swoich pociech, tych w brzuszkach i tych w ramionach. Niech macierzyństwo będzie dla Was cudownym czasem i spełnieniem marzeń!
Głęboko w serduchu mam też wszystkie Staraczki (Lenaaa, gdzie jesteś?), za które nadal bardzo mocno trzymam kciuki i wierzę, że wkrótce wszystkie się tu spotkamy. Czego Wam wszystkim życzę na ten 2016 rok!
Dopada mnie otępienie ciężarnych, tzw. pregnezja. W pracy robię głupoty, nie kojarzę faktów, nie mogę się skupić, zapominam co robiłam wczoraj, albo co mam zrobić jutro, nie wiem gdzie coś położyłam i czy w ogóle położyłam. Irytuje mnie to strasznie, czuję się głupia. Czas chyba powoli zbierać zabawki i myśleć o usunięciu się, zanim narozrabiam na poważnie. Moje potknięcia niestety mogą być kosztowne. Poza tym dużo stresu kosztuje mnie każdy dzień w pracy. I jestem już zmęczona. Pora juz chyba zacząć myśleć o sobie i dziecku, a nie o marży, sprzedaży i fakturach. Tym bardziej, że i tak nikt tego nie docenia.
Przeżyłam test obciążenia glukozą. Gładko poszło, choć tak się bałam (co ten internet robi z ludźmi). Mam nadzieję, że nie mam cukrzycy, obawiam się, bo moje zamiłowanie do słodyczy znacznie ostatnio wzrosło. Do wtorkowej wizyty u mojej lekarki czeka mnie więc niepewność.
Powiedziała mi ostatnio, że oprócz spotkania we wtorek czeka nas jeszcze wizyta na początku marca, a potem ze dwie w kwietniu. Przytaknęłam, po czym dotarło do mnie, że to juz TYLKO 3 wizyty i mała będzie na świecie! Rany, kiedy to zleciało? No kiedy? Muszę zacząć się ogarniać i powoli przygotowywać do tego wielkiego wydarzenia. Prawie nic jeszcze nie mam, oprócz łóżeczka i kilku ubranek. Czas zacząć kompletować wyprawkę!
Dzień Babci wczoraj - kupiłam mamie słodki upominek i przykleiłam karteczkę: moc uścisków od Kornelii:) Była wzruszona, ja też oczywiście ryczałam pisząc. Taka ze mnie płaczka ostatnio:)
Glukoza w porządku, ale... Coś zaswędziało na brzuchu, wiec mówię pani doktor. Myślę, pewnie nic, krostka jakaś, nic wielkiego. Przecież nie cholestaza, myślę. A co jeśli jednak? Różne schizy w głowie. Powiedziałam, pokazałam, a tam oprócz jednej którą widziałam kilka następnych. O żesz ty orzeszku! Skierowanie do dermatologa od razu. Mało tego, gdyby to nie jego działka była, to na dokładkę do poradni chorób zakaźnych. Przestraszyła mnie nie na żarty. I tak kilka godzin spędziłam w Poradni Dermatologii w szpitalu, bo jak na złość w mojej przychodni akurat lekarza nie było. I tak cała w stresie siedziałam wśród mam nadzieję nie zagrzybionych i nie zaświerzbionych ludzi. Po czym gdy wreszcie weszłam do gabinetu, to krosty zniknęły. Mam nawilżać, nawilżać i jeszcze raz nawilżać. Oczywiście najlepiej balsamem polecanym przez pana doktora. Za 80 zł. Dziękuję, oliwka mi wystarczy.
Dostałam od pani doktor plan porodu. O rany, abstrakcja jakaś... To już? Teraz mam go wypełnić? Przecież jeszcze tyyle czasu. Mam nadzieję... Kornelko siedź grzecznie w brzuszku, mama jeszcze nie jest gotowa:)
Kornelko? A może Natalko? Zuziu? Agatko? Nie wiem... To taka trudna decyzja. Będzie problem z imieniem biorąc pod uwagę moje niezdecydowanie.
Obcy ludzie zaczynają zauważać brzuszek. Pod kurtką zimową! Nie ważę się, bo i po co. Na ostatniej wizycie u lekarki było + 6 kg. Absolutnie mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. W końcu jestem w ciąży, nie będę rozpaczać i panikować, bo tracę figurę. Zyskam coś znacznie cenniejszego!
Od jakiegoś czasu mam dylemat odnośnie pracy. Iść już na zwolnienie czy jeszcze nie? Czuję się dobrze, ale nie chce mi się wstawać rano i siedzieć tam tyle. Z drugiej strony nie zanudzę się w domu? Jak będę w domu, będę tęsknić za pracą, jak zdecyduję sie jeszcze pracować będę narzekać, że muszę tam chodzić. Nie dogodzi! 1 marca wizyta u ginki, do tego czasu muszę się zdecydować.
Julita - taka nowość wpadła mi do głowy. Muszę zapisywać, żeby nie zapomnieć z tą moją sklerozą ciężarnych;)
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 lutego 2016, 21:22
Pierwszy raz kupiłam sama coś dla Nelci. Przełom jakiś, bałam się chyba do tej pory zapeszyć. Ale jak zaczęłam, to teraz chyba jakoś już pójdzie. Byle finanse pozwoliły. Straszną frajdę z tego miałam tak nawiasem mówiąc! Niby kilka ciuszków, a tyle radości:) Postanowiłam nie przesadzać z różem, to że jest dziewczynką nie znaczy, że ma być ubrana jak landrynka, od stóp do głów w różne odcienie różu. Co to, to nie!
Coraz częściej zastanawiam się jak będzie wyglądała. I jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić. Taka mieszanka mnie i jego? Bardziej mnie, czy bardziej jego? Rety... już bym chyba chciała, żeby była z nami. Albo nie, niech jeszcze posiedzi, bo mama z tatą nie ogarnięci jeszcze, muszą tyyyle przygotować. A czas ucieka, nie wiadomo kiedy...
Zuzia, Zuzik, Zuzanna - pomysł mojej mamy. Coraz bardziej zaczyna mi się podobać, małżowi w ogóle. Ponoć jedno z najczęściej nadawanych imion w ubiegłym roku. Jak my dojdziemy do porozumienia?? Pewnie skończy się tak, że zostanie Kornelią, pierwszy pomysł i chyba ostatni. Przecież ładnie!
Nachodzą mnie ostatnio jakieś smutki, obawy i lęki. Boję się czy aby na pewno z małą wszystko w porządku, czy jest zdrowa czy nie zrobiłam jej jakiejś krzywdy. Nie wiem skąd się to bierze. W dodatku jakieś dziwne sny, mój nie żyjący ojciec, który prawie nigdy mi się nie śni. Boję się. Nie wiem czemu. Taki irracjonalny lęk.
Wczoraj znów złe wieści od Ovu-przyjaciółki, której tak mocno kibicowałam, z którą tak bardzo się cieszyłam. Niestety nie długo. Poleciały łzy i mi. Nawet nie próbuje sobie wyobrazić co Ona teraz czuję. Modlę się za nią, nic więcej nie mogę zrobić. Swoją drogą, jakie to dziwne,że my kobiety potrafimy tak się zżyć z kimś, kogo znamy tylko z internetowych wpisów...
Poruszyłam w pracy temat L4 nareszcie. Szefowa wyglądała na zdziwioną. A przecież nie jestem słonicą, moja ciąża nie trwa kilkanaście miesięcy. Nie będę za wszelką cenę pracować, potrzebuje też odpocząć, przygotować się jakoś, również, a może przede wszystkim emocjonalnie. Wyciszyć się i zrobić coś dla siebie. I tak pracowałam długo, nie uciekłam na zwolnienie zaraz po zrobieniu testu, a przecież mogłam, miałam prawo. Ale ja lubię swoją pracę, z resztą ciąża to nie choroba i z takiego założenia wyszłam. Ale już czas, już mam dość. Rekrutacja na moje miejsce rozpoczęta. Obym tylko miała gdzie wrócić.