Mój poród zaczął się jak wszystkie ważne rzeczy w moim życiu - niespodziewanie.Robek miał jechać do matki sprzątać mieszkanie dla letnikow,podróż zaplanowana na 7mą i powrót wieczorem,ja mialam zostać w domu..bo i tak się nic nie działo..normalka.
Śniło mi się coś i to coś powiedziało przez sen "dziś się urodzi"-mechanicznie otworzyłam oczy..ale przyzwyczajona do tego,że juz od wielu tygodni snily mi się pierdoly,dziecko z portem usb włącznie,nie zwróciłam na to uwagi..godzina 5ta..bóle lekkie jak na okres..a dole brzucha..dla zabawy sciagnelam aplikację liczenia czasu skurczu..pokazala skurcze co 10,minut trwające minutę.."zajebista rzecz-pomyslalam-działa!"Wstalam sobie leniwie,no bo co będę tak w łóżku leżeć bez sensu..niedziela..spokój..1czerwca..
A te bóle..ee to pierdola jakas..postanowilam je rozchodzic..no bo podobno rozchodzone to nie są prawdziwe..chodzilam w kółko..kot za mną..nie przeszły..nastepny trik .prysznic ciepły..nie przeszly. A tu patrzę lekka krew na majtkach..",czopek jak nic"-"no to pewnie tydzień do porodu..."
Napisałam do przyjaciółki.."czy to moze być juz?"Napisała że mozliwe ale zebym moze pojechała do szpitala zobaczyć..
Z taką pewną niesmialoscia stwierdziłam ze może bym faktycznie pojechała..balam sie tylko że mnie opierdziela że zawracam gitarę o 7mej i to jeszcze w niedzielę..
Obudziłam Robka i mu powiedziałam że może pojedziemy..poczlapal sie ogolic..
I tak nie spieszac sie wyszlismy z domu po 8mej..z przekonaniem że wysmiana zaraz wrócę.
Na pogotowiu spokój..nikogo..
Przyszła ginekolog..zbadala mnie i stwierdziła rozwarcie na 3cm..zdziwilam się..ból do wytrzymania z lekkim zagryzaniem zębów..połączyła ktg..po czym mnie pożegnała mówiąc ze konczy zmiane i zaraz przyjdzie jej koleżanka sie mba zająć..
Zaraz trwalo jakieś 30,40 minut..przysnelam prawie ns tym ktg.co trochę te skurcze..moze trochę silniejsze..
Przyszla koleżanka..ogląda ktg,nic nie mówi,zbadala mnie..więc mówię jej"I co?Nic szczególnego prawda?Pewnie wrócę do domu?"
"Ma pani rozwarcie 4cm,nigdzie pani nie puscimy"
Na co ja zdziwiona wywalilam galy i jedyne co mądrego powiedziałam to to czy dostanę znieczulenie.."tak,tsk tylko przewieziemy panią ns trakt porodowy"
Posadzili mnie na wózek..na którym czułam się idiotycznie i pojechałam na porodowke,Robek za mną z torbą moich rzeczy..ostoja spokoju..wypominajaca ze mial wlasnie jechać i spędzić parę godzin na plaży.
...po przybyciu na pieterko powitala mnie młoda dziewczyna,miły chłód i muzyka na korytarzu,spodobało mi się od razu..
Dziewczyna oświadczyła mi że będzie się mną zajmować,zapytala czy juz mamy imię dla dziecka..powiedzialsm ze dziecię którego oczekujemy to Alessio,na to oczy jej się zaswiecily i oświadczyła ze ona właśnie ma na imię Alessia "mojas Ty"-pomyslalam chytrze.
Podpiela mi ktg,zbadala i zapytala czy wołać anestezjologa bo rozwarcie jest na 4,cm i szybko postepuje..oczywiście odpowiedziałam ze tak,oczywiście..ból do zniesienia jeszcze był..chociaż odpowiadać plynnie nie mogłam juz..Robek w tym czasie wysylal smsy do wszystkich,ze zaczęło się..żadnego trzymania sie za rękę..sama tez dlubalam w telefon ie..
Przyszla jeszcze ginekolog,zebrala informacje,powiedzialam ze ja to przyszła matka z niespodzianką tzn z paciorkowcem w wymazie.Dostalam zaraz antybiotyk dozylnie.
Przyszedł anestezjolog,mlody facet,przystojny nawet..rozmawiajac na luzie ze wszystkimi obecnymi,łącznie ze mną,kazal polozyc się na boku i przygiac kolana na max do brody..
"Oho,teraz sie zacznie"..pomyslalam zagryzajac zęby i czekając na tą ogromną igle między kregami..Miejsce wklucia lekarz posmarowal jodyna..tym czymś pomarańczowym..zimne..potem małe uklucie..niebolesne całkowicie..a potem..pchnięcie palcem..i nic..żadnego bólu..czekałam więc dalej z zacisnietymi oczami..
"Już po wszystkim"-oświadczył moj cudotworca..
""Yyyy..to ile trzeba czekać na efekt?".."4minuty i powinno byc ok"
Nonszalancko sie pożegnał sciskajac mi prawicę i odszedł w sina dal.
Poczulam lekkie mrowienie w stopach..nogi wladne caly czas..ciepło w brzuchu i taką blogosc ze zaczęłam wykrzykiwac że tak to ja mogę rodzic i zycie takie piekne jest czym rozbawilam moja Alessie.
Robcio miedzy jednym a drugim smsem zapytal sie czy ok,czy mnie boli..
Boli..jakie boli?!Ja tu pod sufitem pływam .i tak mi pięknie..
W pewnym momencie zobaczyłam jednak znajome punkciki różowe przed oczami..Robek zawolal Alessie..przyszla i z uśmiechem podlaczyla kroplowke po ktorej moje ciśnienie wróciło do normy i znowu bylo pieknie..
Czulam skurcze ale kompletnie nie bolesne"pewnie akcja sie zatrzymała pomyślałam, i bedzie klops..
Ale Alessia uspokoila mnie mowiac ze skurcze są ładne i wszystko idzie w ku lepszemu.
W takiej oto nieswiadomosci dojechalsm ku zaskoczeniu do 10cm..
"Jeszcze poczekamy az druga dawka antybiotyku sie rozejdzie i bedziemy wolaly Alessio na świat-oświadczyła Alessia..
Czekały tez na przebicie pęcherza plodowego..czulam juz nacisk na kanał rodny..ale nic nie pękło..
Alessia więc przebiła go sama..uprzedzajac mnie o tym..bezboleśnie i na spokojnie..
Następnie dołączyła do nas kolejna położna i w dalszym ciągu na łóżku moim wygodnym poinstruowaly mnie jak mam przec..
Powoli czekały na skurcze..i kazały przec kiedy czulam nacisk glowki dziecka..
"Jeszcze troche,widzimy go"Powiedzialy..
I w tym momencie zawozly mnie do sali porodowej..samolot juz czekał,nogi na wsporniki,ręce zacisnąć na uchwytach i dalej..
Jazda!Cisza,spokój..czekanie na skurcz..chcialam przyspieszyć..kazaly mi sie uspokoic bo im sie nie śpieszy nigdzie i powolutku..
Glowka przeciskala sie przez kanał..czulam..bolało..ale bez boli krzyżowych..miałam dużo siły niewymeczona skurczami..
Chyba dwa razy krzyknęłam niezbyt głośno z wysiłku..nikt nie skomentował złośliwie tego..tylko usłyszałam "jeszcze dwa razy i go mamy,dawaj Magda!"
"Zrobię niewielkie na naciecie to Alessio łatwiej się urodzi,powiedziała Alessia..nic nie poczułam..
Robek za moją głową glaskal mnie po policzku..o dziwo nie zemdlal,trzymal sie i zartowal z położnymi.
Dwa..uff..uff..i raaaaaaaaz!..i poczułam znajome chlup!
..i płacz..i juz po chwili mialam ciepłe wilgotne ciałko na brzuchu,zawinięte w recznik..
Zaczęłam się śmiać jak wariatka i całować malego w głowę..
Robek glaskal go po raczce..
W międzyczasie Alessia zakladala szwy..nie bylo to zbyt przyjemne bo znieczulenie przestawalo działać już,Alessia zapytala czy dac znieczulenie miejscowe..ale co tam..kto nie wytrzyma jak nie ja :-)Nie chciałam..
Adrenalina zrobila swoje..bylam.zbyt podekscytowana by myśleć racjonalnie..
Alessiu poszedł do mycia i ubierania..
"Kobiety ze wschodu,wy naprawdę jesteście niezwykle",stwierdziła Alessia"macie ogromną odporność na bol,naprawdę to robi wrażenie!"
Po powrocie do sali,Alessia mnie umyla i założyła podkład poporodowy..
Za chwilę przyjechał obiad,ktory wchlonelam błyskawicznie..a po obiedzie już moje maleństwo usilowalo wydobyć choć trochę swojego obiadu z mojej piersi
sprobuje zaraz po raz trzeci..napisze w wordzie i skopiuje tutaj..bo mnie zarraz szlag trafi.
Wydaje mi sięczasem,że to dziecko ma wbudowany czujnik wykrywający włączenie przeze mnie laptopa lub nawet próbę bliżenia
się do niego, dlatego piszę z przerwami i zgóry przepraszam za literówkki..ale chcę nnapisac cokolwiek bo pewnie zaraz
znowu sie obudzi.
dni mijają błyskawicznie,kazdy podobny do poprzedniego,rytmy,monotonia ,ale ma to swój urok..przeciez o to chodzi w tym
wszystkim,wejsc w rytm.
Alesiu to fajny chłopczyk,grzeczny, daje spac w nocy..drze się tylko kiedy chodzi o jedzenie , wtedy nie ma litości dla
mnie pod żadnym względem..ja sama umiem przygotowac mleko w pare sekund..mikrofala nieoceniona..
Tak,tak mleko..bo karmienie skonzyło się niestety po miesiacu ..przez stres, przez badania bilirubiny, przez infekcje
candidą..po prostu po miesiącu ciach i koniec..i na nic zdało się wylewanie łez, piie bawarki,ziołek, duszenie cycków i
masakrowanie ich na laktatorze..w koncu musialam sie z tym pogodzic..ze nie bede karmic piersią.
A tak się nastawiałam a tu taki klops..ale cóż..nie zbadane są wyroki Boskie.
Alesiu uczy się nowych rzeczy, główkę trzyma w miarę stabilnie,probuje chwytac zabawki zaiweszone na bujaku,
guga..uwielbia kontrasty..kupiłam mu książeczki kontrastowe..Ola przywiezie mi je z Polski i będziemy się wgapiac.
robek póki co jest ojcem beznadziejnym, lecz wiedziałam o tym i byłam gotowa na to,że starego kawalera nie da sie przerobic na wzorowego ojca niestety..nie umie nic zrobic, przewinac,zagadac..cos tam se stara,ale marnie wypaada w moich oczach..mały sie do niego smieje..przynajmniej tyle..a ja i tak wychodze z zalozenia,ze robie wszystko lepiej.
nie chce mi sie uczyc go jak byc ojcem..wali mnie to - jego sprawa i jego relacje..pod ttym wzgledem będę egoistką..mam misję do wypelnienia.
Ogólnie jest dobrze między nami, ale często warczę albo po prostu nie slucham go i olewam.
Jestem szczęsliwa, nie żałuję niczego, Alesiu to mój skarb, zakochana jestem po uszy, to jedyny meżczyzna w moim życiu którego kocham całym sercem. Tak juz zostanie.
Mam świadomosc,ze wychowuje go nie dla siebie i nie mam najmniejszego zamiaru wychowac go na maminsynka, kocham go mądrą miłością.
Godzina wpisu świadczy sama o sobie,obudziłam się o 4 tej robić mleko i juz tak zostałam..cała gromadka zasnela a ja kukam..pewnie będę zasypiac pół dnia..
Planuję dzis wyprawe do sklepu kupic nareszcie prawdziwe jedzenie, bo od paru dni jem świństwa same popijając kawą..dieta moja sklada sie głównie z czekolady i kawy właśnie..apetytu nie mam..nic mnie nie podnieca,nawet pomidory co teraz mogę je jeść z cebulą ile wlezie..
Nie czuję potrzeby jakoś.moze deprecha mnie łapie jakąś?oj wymyslam se..
Na plażę to juz sie pogodzilam że nie wyjde..krecha na brzuchu idealnie zwraca na siebie uwage..boisko do rugby cholera..
A cycki to mogę sobie pozwijac w rulonik..taka jestem śliczna..ale dobra,akceptuję bo wiedzialam ze tak będzie.
Mały ssak jest teraz najwazniejszy a nie moja figura top modelki.
A z Robkiem to sprawa wyglada tak że to ja sobie sama robię krzywdę pewnie.Jestem taki worior co sam bedzie walczyl ze wszystkim.
Nie umiem grać kobiety nieudolnej,niezdolnej,potrzebujacej pomocy,słabej mimozy..ja wiem ze nic tak nie dziala na faceta jak slowa;
"Bardzo cie przepraszam ale czy mógłbyś mi przepchnac wannę ?"
No ale w moim wydaniu wyglada to tak "gdzieś wsadził przepychacz?" A potem pod nosem "cholerny balaganiarz"
Z bólem serca angażuje go w kapiel czy w zajęcie się małym kiedy chcę zjeść,wykąpać sie czy sprzątać pp kolacji..z trudem powstrzymuje się od wywracania oczami i komentarzami ze cos robi nie tak.
Ogólnie jest ok,mały śmieje się do niego tzn chyba go lubi i akceptuje.
Taka ze mnie zakuta pała ale odkąd powiedziałam swoje pierwsze "ja siams" tak mi zostało i choćbym szls na ustępstwa,pozwalala robić za mnie..to i tak później znajdę siebie poprawiająca po innych.
Jeszcze sie muszę tego nauczyć.
No póki co, brzmi nieźle. Czekam na ciąg dalszy i jeszcze raz gratuluję!
Jak dotąd całkiem spokojnie przebiegało... czekam na dalszy ciąg :)