Coś zaczeło się już dziać w sobotę 12.03 koło 2 w nocy. Wybudziły mnie skurcze które trwały ok 1minuty i były co 8-11 minut. No i od samego początku bóle krzyżowe przy skurczach. Ale pomyślałam sobie że nie ma co za szybko świrować, może jeszcze się uspokoi. Koło 3.00 zauważyłam po wizycie w wc troszke więcej śluzu podbarwionego na brązowo, no ale brąz więc jest ok. I tak sobie leżałam w łóżku do 8 rano ze skurczami i bólami krzyżowymi co 5-10 minut. Koło tej 8.00 czas mięczy skurczami zaczął się wydłużać, myślę: to jeszcze nie teraz. Poszłam do wc a tam wylało się ze mnie mwga dużo czysto żywej krwi, i wypadło coś przypominające kurzą wątróbkę. Byłam mega przerażona, szybko sie ubrałam i decyzja że jedziemy do najbliższego szpitala a nie do Poznania jak zaplanowaliśmy.
W szpitalu po sprawdzeniu pulsu małej troche sie uspokoiłam, przyjeli mnie do szpitala i pojechałam na porodówke. Później usg, wszystko ok. Szyjka zgładzona, widocznie z niej to kewawienie. Podłączamy pod ktg i obserwujemy. Chyba do 13 cały czas leżałam z tym ktg, a skurcze stawały się coraz rzadsze. W końcu decyzja że to jeszcze nie dziś, przenosimy na patologię ciąży i obserwijemy. Już byłam gotowa się wypisać i jechać do Poznania. Tymbardziej że lekarze sypali docinkami odnośnie posiadania lekarza z Poznania, q i twierdzili że mam jeszcze dużo czasu i nawet jeszcze z tydzień mogę w ciąży pochodzić. W końcu stwierdziłam że poczekam do poniedziałku, jak nie zechcą wywoływać to wypisuje się na własne rządanie i hop do Poznania.
W między czasie podłączali mnie czasem pod ktg, raz mała grasownica znowu miała puls 180+, więc przed 24 powtórzyli zapis. A tam skurcze na 120! No ale jak mówiłam lekarzowi że mam te bóle krzyżowe to stwierdził że to normalne bo ciało się przygotowuje.
Około 00.30 byłam na porodówce z Łukaszem. Na badaniu chwilę wcześniej wyszło że jest 4-5 cm rozwarcia. Zrobili mi lewatywę, usiadłam na piłce a Łukasz masował plecy. Po chwili rozwarcie na 5-6 cm. Później podali mi gaz, jejku jakie to fajne Czułam ból ale czułam się też jakbym za dużo wypiła, może nawet troche przesadziłam z tym gazem
W końcu po 2:30 zaczełam czuć parte, jakieś 5 parć i Milenka była poza brzuchem
Podobno poród ekspresowy jak na pierworódke. Zważyli i znierzyli Milenę, dali mi ją na brzuch a ja automatycznie zapomniałam o całym bólu. Coś niesamowitego!
Później kontakt skóra do skóry, moje mdlenie w łazience i przejazd na sale poporodową
A Milena to takie prześliczne dziecko i nie mówię tak bo to moje dziecko, naprawde w takich sprawach jestem obiektywna.
Jest mega ładna, coraz bardziej ją poznaje i coraz bardziej sie wysypiam
Mamy małego baby bluesa ale mam nadzieje że szybko minie.
Od taka historia
Wygląda na to że we wrześniu będę miec kolejnego Bobka w domu
Jutro idę podejrzeć serduszko, byłam już na wizycie we wtorek to było widać pecherzyk 19mm i bobasa w środku
Trochę się martwię, choć wiem że na nic wpływu nie mam - co ma być to będzie. Boję się jednak powtórki z pierwszej ciąży. Znów termin na wrzesień jak te 4 lata temu.
Jestem jednak dobrej myśli, coś z tyłu głowy mówi mi że będzie dobrze
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 stycznia 2018, 09:26
Byłam dziś u gina na wizycie, maluch ma już 2,19 cm a serduszko puka 174 uderzeń na minutę
Rączki są, nóżki są. Nawet trochę się maluch powiercił Wszystko wygląda jak najbardziej prawidłowo. Teraz wizyta za 4 tyg, akurat w 2 urodziny Milenki
A ja czuję się znakomicie, choć trochę mnie to przed wizytą niepokoiło. Czasem jakiś odruch wymiotny ale rzadko i wzdęcia. To tyle z moich objawów.
Teraz oby wytrzymać te 4 tyg i będzie trochę bardziej spokojnie. Mniej strachu.
Byłam dziś u gina na wizycie, maluch ma już 2,19 cm a serduszko puka 174 uderzeń na minutę
Rączki są, nóżki są. Nawet trochę się maluch powiercił Wszystko wygląda jak najbardziej prawidłowo. Teraz wizyta za 4 tyg, akurat w 2 urodziny Milenki
A ja czuję się znakomicie, choć trochę mnie to przed wizytą niepokoiło. Czasem jakiś odruch wymiotny ale rzadko i wzdęcia. To tyle z moich objawów.
Teraz oby wytrzymać te 4 tyg i będzie trochę bardziej spokojnie. Mniej strachu.
Byłam dziś na wizycie u innego lekarza bo wczoraj zauważyłam krew po
No i z dzidzią ok. Ma 4,4 cm ale jest też krwiak 1,9 cm. Mam się oszczędzać i brać leki. Trochę się boję bo krwiak jest jak połowa maluszka ale lekarz twierdzi że noe zagraża to ciąży. Więc leżę, Mimi bawi się koło mnie. O dziwo sama i całkiem fajnie jej to wychodzi.
Co myślicie o takim krwiaku? Bardzo to niebezpieczne? Jest przymus leżenia?
Byłam dziś na wizycie u innego lekarza bo wczoraj zauważyłam krew po
No i z dzidzią ok. Ma 4,4 cm ale jest też krwiak 1,9 cm. Mam się oszczędzać i brać leki. Trochę się boję bo krwiak jest jak połowa maluszka ale lekarz twierdzi że noe zagraża to ciąży. Więc leżę, Mimi bawi się koło mnie. O dziwo sama i całkiem fajnie jej to wychodzi.
Co myślicie o takim krwiaku? Bardzo to niebezpieczne? Jest przymus leżenia?
Dziś 2 urodziny Milenki! Choć chora, z gorączką i z płaczem że nie może zjeść misia z tortu bo czekamy jeszcze na gości to chyba szczęśliwa
JA na pewno bo mam fajną dwulatkę i zdrową dzidzię w brzuchu. Dziś były te prenatalne czy jak je tam zwał. Wszystko ok: kość nosowa jest, przezierność w normie, przepływy ok. Maluch ma już 6,7 cm! Trochę było zmartwień przed wizytą bo wyszło mi dodatnie toxo i już miałam w głowie wizje dziecka z małogłowiem ale po powtórzeniu wyniku w innym labo okazało się że wynik ujemny (no i kolejne siwe włosy na głowie!).
No i na 70% mam kolejną kobitkę w brzuchu. Choć potwierdzone będzie za 4 tygodnie.
Krwiak chyba mniejszy, w każdym razie ma się wchłonąć.
Nic tylko zacząć się cieszyć
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 marca 2018, 15:39
No i nasz tajemniczy "dings" który nagle pojawił się na poprzedniej wizycie ale nie był na 100 % okazał się jednak pępowiną. Więc mamy drugą dziewczynkę twierdziłam że jest mi to wszystko jedno ale cieszę się z drugiej córy
Apropo drugiej... Macie jakieś artykuły czy książki do polecenia jakby tu przygotować Milenę na pojawienie się siostry?
Milena płacze od paru dni o byle pierdołę, ja mam już tego dosyć. Do tego od ponad tygodnia próbujemy ją odpieluchować i efekty marne. Jak nie przypilnuje jej to sama za często nie zawoła. Ogólnie wiem że to wszystko pewnie sprawka hormonów ale mam dziś taki dzień że mam wszystkiego dosyć. Czuję się jak gówniana matka która poległa na każdej lini. Czasem mam już dość Mileny. Myślę sobie "na co Ci to wszystko było?". Wiem że takim myśleniem jestem cholernie niewdzięczna. Ale co w życiu osiągnęłam? Nic. Ani studiów porządnie nie skończyłam bo mam tylko licencjat, ani pracy żadnej bo te moje słoiki i pudełka to się raczej nie liczą... Mam jednego wyjca, drugiego w drodze, obwisłe cycki i wielką dupę. I nasrane w głowie. Mam nadzieję że upadam już na dno swojego złego samopoczucia i zaraz odbiję się do góry. Bo czuje się podle.
Dziś według usg 35+6, jest już magiczny 9 miesiąc i coraz bliżej do rozwiązania.
Dziś pracuję jak głupia, przenoszę w końcu wszystkie ciuchy Mileny do jej pokoju, w komodzie poukładałam ciuchy Ani. Teraz porządkuje inne rzeczy dziewczyn, niedługo chcemy rozłożyć też łóżeczko żeby Milena się przyzwyczaiła że to lada moment.
We wtorek byłam na wizycie, Ania ma 2300-2400. Przepływy ok, wszystko dobrze. Tylko ułożenie poprzeczne ;P cwaniara się obróciła choć dziś wydawało mi się że już czuję czkawkę normalnie na dole. Oby, bo cesarka średnio mi się widzi.
U nas dużo się wydarzyło od ostatniego wpisu, Milena ładnie już odpieluchowana, cyca już nie używa. Ani zamienić na żadnego kuzyna ani kuzynkę nie chce. Rozczulające jest to, jak mówi że ona chce swoją Anię.
Niedługo będzie spora rewolucja w naszym życiu.
Ogólnie coś się Ani zbytnio nie śpieszy na spotkanie z nami i zaczynam się stresować całą sytuacją. Według usg jesteśmy już tydzień po terminie, termin z om minął w sobotę. A tu cisza.
Czasem coś zakuje, brzuch stawia się ale tak bezboleśnie. A ja martwię się że przepływy mogą być nie takie, albo że łożysko przestanie dawać radę. Jutro wizyta u gina to zobaczymy co powie. Ogólnie dziś po pracy Łukasz ma mi kupić herbatę z liści malin - przy Milenie na drugi dzień od picia były skurcze. Swoją drogą ciekawe czy to zasługa herbaty.
Całą ciążę miałam w miarę lekką i bezproblemową i podchodziłam do wszystkiego na spokojnie ale teraz boje się strasznie. Boję się nie tyle bólu bo to będę musiała znieść i nie mam wyjścia a poród Mileny wspominam tak raczej na spokojnie i bez traumy. Boje się komplikacji, że małej może się coś stać. I jak to wszystko zniesie Milena. Teraz już jak chce wyjść do drugiego pokoju to ta leci za mną, pewnie to moja wina bo ciągle jej tłumaczę że już niedługo będę musiała jechać do szpitala. Ale chyba lepiej jej tłumaczyć niż nagle zostawić bez wyjaśnienia.
W ogóle to od września Milenka chodzi do przedszkola, choć teraz z tygodniową przerwą na ropne zapalenie ucha. Jutro wraca z powrotem do przedszkola po tygodniowej przerwie. Ciekawe jak to będzie, czy zaczniemy znów od zera czyli od płaczu czy będzie dzielna jak przez ostatnie parę dni przed przymusową przerwą.
Nachodzą mnie też straszne myśli. Czasem gdy myślę że przecież zaraz urodzę i będą znowu pieluchy i nieprzespane noce to zadaje sobie pytanie "na co nam to było?". Przecież mieliśmy już teraz w miarę fajną sytuację. Dwulatka która nie nosi pieluch, nie używa smoczka, przesypia całe noce, wszystko powie. A tu nagle znowu noworodek - nieprzespane noce, kolki, brak czasu na prysznic, brudne nieuczesane włosy związane w szybki kok. I mniej czasu dla Mileny, boje się że robię jej wielką krzywdę dając jej siostrę. Wiem że to pewnie tylko moje obawy, że jak zobaczę Anię to już nie będę tak myśleć. Wiem że wiele kobiet po stracie czytając mój pamiętnik zdenerwuje się czytając to co piszę, ja też bym się zdenerwowała te 4 lata temu... Myślę że to lęk przed nieznanym, ale może ktoś mnie pocieszy że też miał takie odczucia? I żeby nie było, ja bardzo cieszę się że mam Anię, że zaraz będę mogła ją przytulić, niesamowicie czekam na nasze spotkanie. Tylko się zwyczajnie, po ludzku boję.
Jak dobrze pójdzie to jutro wychodzimy do domu. Oby, bo Milenka w domu podobno nieciekawie.
Ania urodziła się dość szybko, o 14 we wtorek miałam wizytę i cisza, choć na ktg były dwa skurcze takie mocne. No ale o 16 już czułam że coś może się dziać. Skurcze co 7-10 minut, ale średnio bolesne. Ale jako że do 21 nie mieliśmy z kim zostawić Mimi to skurcze musiały poczekać. W końcu Milena zjadła kolacje, położyłam ją spać i koło 22 jechaliśmy na porodówkę. Swoją drogą muszę przyznać że ciężko śpiewa się kołysanki z mocnymi skurczami
Na przyjęciu w szpitalu skurcze co 2-3 minuty i rozwarcie 5 cm. Na samej porodowce byliśmy ok godzinę, o 23.20 urodziła się Ania. Ale tą godzinę wspominam gorzej niż 25h bóli krzyżowych przy Milenie. Mała 3800 g, 55 cm. Poród sn bez nacięcia i pęknięcia.
Za to Milenka znosi ciężko rozstanie. Dziś dowiedziałam się że wczoraj mówiła mojej mamie że jej mama nie wróci i już jej nie kocha. Wieczorem Łukasz nie mógł jej położyć spać bo płakała bo ona chce do mamy. Dziś już lepiej ale wczoraj była masakra. Boję się że to przełoży się na siostrzane relacje. Że potraktuje Anie jako rywala który zabrał jej mamę.
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 września 2018, 16:44
Czuję się dziś źle. Jestem przed okresem, myślę że to w dużej mierze jego zasługa. Czuję dziś że za wiele w życiu nie osiągnęłam. Mam 29 lat więc młodość już za sobą, młodość którą od początku przeznaczyłam na małżeństwo i w późniejszym czasie na dzieci. W tym roku będzie już 9 lat po ślubie. Mam dwójkę dziewczynek które czasem tak mnie wkurzają że mam ochotę złożyć reklamacje. Mam ciało które nie wygląda tak jak kiedyś, które jest za duże, z za dużą ilością celulitu i z za długimi cyckami. Ciało w którym źle się czuje. Mam górę domu który nie jest mój, w którym nie mam za dużo do rządzenia ale mam bałagan który narasta z prędkością światła. Wszędzie mam zabawki, dziewczynki gdzie staną, tam coś odłożą. Mam wiele, ale wszystko widzę w czarnych barwach. Ostatnio ciężko znaleźć mi pozytyw, dzieci denerwują mnie pod byle pretekstem a ja czuję że zmarnowałam swoje życie i marnuje ich.
Niewiele mnie cieszy, wiele rzeczy dołuje.
Najgorsze jest to że nie mam kogoś, z kim mogłabym szczerze o tym pogadać. Kogoś kto chętnie by mnie wysłuchał. Czasem mam wrażenie że obracam się wśród ludzi pochłoniętymi swoimi problemami, nie dostrzegających problemów innych. Egoistami którzy nic nie zrobią bezinteresownie. Po prostu z dobrego serca.
Dziś mam smutny dzień, choć codziennie dziękuję Bogu za to że dał mi wspaniałego męża i dwie śliczne, zdrowe córeczki.
Dziś nie mam komu się wypłakać, topię smutki w internecie.
Oby jutro było lepiej.
Gratuluje. Jak mopsiatko zareagowalo na nowego lokatora w domu?
Ja też po porodzie zaliczyłam omdlenie w łazience ;) A baby blues to normalka, po prostu hormony szaleją. Z mojej strony taka rada: Jak Ci się chce płakać to po prostu rycz ile masz ochotę bo to nic złego :) Nie zastanawiaj się za dużo, po prostu daj upust emocjom bo za tym stoją hormony i nic więcej ;) Poród faktycznie ekspresowy :) A Milenka prześliczna, jeszcze raz gratuluję! :*
Kochana po pierwsze-jeszcze raz ogromne grarulacje i powodzenia w nowej roli :* po drugie-super że poszło szybko i bez problemów :) po trzecie-na baby bluesa nie mam radt bo nie przechodziłam. Ale jak Czarnaa pisze-dawaj upust uczuciom :) a po czwarte- na bank Milenka jest cudowna i przepiękna :* :) ach poród to cudonwe uczucie i doświaczenia :)