W sobotę od rana sprzątanie i szykowanie jedzenia, a wieczorem goście. Całkiem milo spedzilismy czas, z grilla zrezygniwalam, bo zanosiło się na deszcz. Maz wylądował na kanapie, bo mi ciężko spać z takim niedzwiedziem....jak sobie podrinkuje to nie dość ze chrapie, to rozwiała się na cale łóżko i ciężko go przepchac.
W niedziele mieliśmy dzień we dwoje. Zaliczylismy spacer i kilka sklepów. O i skusilam się, żeby kupić kilka ubranek (cale 3 sztuki). Chyba zaczynam wierzyć, ze to jednak będzie dziewczynka...
Pod wieczór zrobiliśmy sobie grilla, chociaż męża telefon dzwonił co chwile, a ja siedzialam jak debil. Ale przełom jakiś. Żona szwagra powiedziala mojemu mężowi, ze juz ma dla nas odłożony karton ubranek. Od mojego brata dostalismy wszystkie rzeczy po bratanicy. No to chyba będę miała w czym wybierać i póki co nie kupuje nic więcej. Oboje w sumie mówili, ze niektóre ubranka maja jeszcze z metkami.
Moja mama wpadła w szal. Biega po lumkach i wyszukuje sukienek i spodenek na lato dla mnie. Aż się boje, bo z moim gustem ciężko cos upolować, a nie chce jej robić przykrości. Bo przecież się stara...
Dziś czuje się jak narkomanka na głodzie. Od rana chodze z kąta w kąt. Wszystko dlatego, ze postanowilam przystopowac po tygodniu pełnym cukru. Kostka czekolady przy każdym przejsciu kolo lodowki, do tego pryncypalki i ciasto 3bit. A teraz zapycham się nektarynkami, chociaż to nie KitKat, który czeka od dwóch dni w mojej torebce... No cóż. Dam rade.
Mąż przechodzi ciążę razem ze mną. Bierze na siebie nawet część moich ciazowych objawów. I tak np ja nie muszę juz o niczym zapominać, bo on to robi za bas dwóch...a nawet za 3. Aktualnie zgubił kartę na siłownię. Specjalnie budzi się o 4(!) i chodzi jak nikogo nie ma... I dziś jego karta zaginęła gdzieś w samochodzie. Oczywiście na liście podejrzanych zajmowalam 1 miejsce. Ok 4:30 sama wstalam i poszlam przeszukiwać samochód. Nie było. I nie ma do tej pory. Ślad po niej zaginął. Codzienne poszukiwania kluczy/portfela/telefonu są juz na porządku dziennym...
Wahania nastrojów tez mogę sobie darować, bo mnie z tego wyrecza szczególnie jak cos zgubi. Jakbym to ja gdzieś chowała przed nim te wszystkie rzeczy.
Mała daje o sobie znać coraz wyraźniej i coraz czesciej. Wczoraj to aż sama nie mogłam wyjść z podziwu, ze tyle się kręciła, wiercila i kopała...
No to by było na tyle
Można napisać, że przeleciało ciekawe jak szybko teraz poleci... Chociaż mam wrażenie, że jakby czas przyspieszył. W przyszły piątek przyjeżdżają teściowie, więc tydzień będę miała dość intensywny. Musi być błysk. A niech myślą, że się ich synowi trafiła kobieta doskonała
Dziś wizyta u położnej - pomierzyła, posłuchała serduszka, zmierzyła moje ciśnienie i wszystko dobrze Ja też się czuję bardzo dobrze Czyli w jak najlepszym porządku Następna wizyta 13.07. Później jeszcze tydzień i wyjazd. A jak tu wrócę to zaraz na następny dzień zapraszają mnie na pysznego drineczka. GLukoza.
Mała wczoraj cały dzień szalała. Nawet udało mi się nagrać jej kilka kopniaków
A ja rosnę i rosnę...
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/03790d0bf80e.jpg
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 czerwca 2015, 15:59
Do wyjazdu jeszcze tylko 2,5 tygodnia!!!! Ja najchętniej już bym zabrała walizkę i zaczęła ją pakować. Z tego wszystkiego na śmierć zapomniałam o wizycie u położnej, ale na szczęście zaglądnęłam w kalendarz i pamięć mi się odświeżyła. Chyba muszę sobie ustawić przypomnienie w telefonie, żeby mi znów z głowy nie wyleciało. Do 13tego jeszcze daleko i ze 3 razy mogę zapomnieć.
W Polsce znajomi, zakupy, grille, duszonki itp....wszystko na mnie czeka! Jeszcze pewnie będę zrzędzić, że pogoda kiepska (za ciepło, za zimno), że powyżej uszu mam tych wszystkich odwiedzin itd, ale na chwilę obecną jestem pozytywnie nastawiona i nie mogę się doczekać. W końcu następnym razem do Polski pojadę być może na wiosnę.
A po powrocie będę już w końcu wszystko szykować nie będziemy póki co robić specjalnego pokoiku. Salon mamy spory, więc część oddzielimy sofą, jakąś półką lub ewentualnie kupimy parawan. Zobaczy się jeszcze łóżeczko postawimy w sypialni w końcu coś się ruszy, bo na chwilę obecną mam tylko 3 sztuki bodów, 2 pary skarpetek i piżamkę. A no i dla siebie kupiłam takie małe pojemniczki na szampon, żel pod prysznic itp. Nie chce jechać do szpitala obładowana jak na dwutygodniowe wczasy w Polsce mam posegregowane ubranka w kartonach i inne pierdołki. Jeszcze nie wiem jak się zapakujemy, ale najprawdopodobniej część rzeczy wyślemy kurierem
Samopoczucie i wszystko ok mała się kręci całymi dniami aż pod wieczór lekko pobolewa mnie podbrzusze. Ale nie narzekam, bo na serio nie mam na co. Dziś zaczynam 25 tydzień, 60% ciąży za nami. Oby tak dalej
Mężu mój biedny czuje się zaniedbany... ale ja się czuję skrępowana, bo teściu u nas zostaje do naszego wyjazdu i niezbyt swobodnie się czuję jak mąż mnie przytula i dotyka, a on w każdej chwili może gdzieś przechodzić.
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lutego 2016, 12:23
Do pomocy przy układaniu płytek zabrał znajomego. Chce skończyć tę pracę przed naszym wyjazdem. Ale co się okazało - znajomy zbytnio się nie przyłożył i coś tam krzywo poukładał. Ale to jeszcze nic. Małżeństwo, u którego te płytki układa wzięło sobie krzesełka, usiedli i przez okna patrzyli jak Ci pracują mąż mówił, że już miał takie nerwy, że myślał, że najzwyczajniej w świecie stamtąd wyjdzie. Kurde, no sorry, to nie są małpy w klatce, żeby je oglądać... chyba nikt nie lubi jak mu się patrzy na ręce jak coś robi. Co innego, przejść i skontrolować, a co innego urządzić sobie seans. Dziś pewnie popcorn sobie przygotują. Chorzy ludzie!
Jak to moje nieszczęście się wykąpało i położyło do łóżka ledwo zipiąc, to zrobiłam mu masaz i później zasnął w mgnieniu oka.
A to wszystko i tak pikuś przy tym co stało się podczas mojego dzisiejszego śniadania! Po dłuższych poszukiwaniach udało mi się w końcu upolować tu mussli, które mi smakuje i nie muszę z niego nic wybierać... i tak się delektuję chwilą - śniadanko, spokój...aż nagle chrup! I myślę, "cholera, co do tego mussli dodają, zęby można połamać..." i faktycznie można połamać czy ja powinnam iść do producenta i w tej sytuacji ubiegać się o odszkodowanie?
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lutego 2016, 12:25
Dziś do terminu zostało 101 dni!
No i co w związku z tym... Przedwczoraj wizyta u położnej. Jak zawsze - krótko, zwięźle i na temat. Wszystko dobrze, ciśnienie super, serduszko ładnie bije itp. Jak dla mnie wiadomość o tym, że wszystko jest dobrze jest najważniejsza.
Dziś sprawdziłam swoją wagę i masakra. W ciągu 4 tygodni przytyłam 4 kg To chyba trochę zbyt wiele. Oj, trochę chyba sobie poszalałam ze słodyczami - wizyta teściowej, kilka wizyt znajomych i u znajomych i efekty czarno na białym Wprowadzam ponowne kontrolowanie się
Wczoraj byliśmy u znajomych. Matko, mój mąż ma jeden wolny wieczór i musi coś wymyślić Aż mnie czasami trafia, bo strasznie mi się nie chciało jechać No ale taka babka strasznie chciała,bo miała sprawę do załatwienia, no i mąż się zgodził. Ja średnio przepadam za wizytami u nich, chociaż są baaardzo sympatyczni. Problem w tym, że rozmawiają po...macedońsku i czasami pojedyncze słowa mi się uda wyłapać, ale ogólnie siedzę jak kołek i prawie nic nie rozumiem... Mają synka 5-miesięcznego. Bardzo był grzeczny! I nic się nie bał Wpatrzony prawie przez całe odwiedziny w mojego męża Niestety zanim dotarliśmy do tych znajomych (po męża pracy, szybkim obiedzie i wybieraniu prezentów) było już ok 19:30 - świetna pora na odwiedzanie rodziców z takim maluszkiem My mówiliśmy, że to taka szybka wizyta, bo ja też jestem w ciąży i ciężko mi tyle siedzieć (każda wymówka dobra), ale ta babka jak się rozgadała, to końca nie było Wyszliśmy od nich przed 22. A za wycieraczką w samochodzie niespodzianka - mandat za parkowanie No cóż, nasza głupota i nasza wina, że nie przeczytaliśmy co tam za znaki stały... babka jak wracaliśmy to w momencie nam w samochodzie zasnęła i mąż jak już dojechaliśmy do domu, to stwierdził, że ostatni raz się robi dobrym. To nie chodzi tylko o ten konkretny przypadek, ale w ostatnim czasie przejechaliśmy się na kilku znajomych i weryfikujemy wszystko Każdy do nas przychodzi, żeby coś załatwić - to wydrukować bilet, to zamówić, to żeby go na lotnisko zwieźć, to żeby go odebrać, przy okazji z nami do sklepu itp itd...można wymieniać i wymieniać. A żeby coś dorzucić do paliwa czy coś, to szans nie ma. A jak my o coś poprosimy, to nikt nie da rady... Nawet jakiejś małej głupotki dla nas zrobić. A później mówią, że jacy to Polacy za granicą są źli. Po takich sytuacjach, to po pewnym czasie odechciewa się pomagania Chyba robię się zrzędliwa na stare lata...
Aaa i jeszcze u tych znajomych na wieczór wciągnęłam jakieś ciasto z jabłkami i sosem waniliowym. Niby na początku nie było słodkie, ale jak już kończyłam kawałek (przysięgam, że był na serio malutki!) to ledwo dojadłam. W domu myślałam, że zdechnę. Przewracałam się w łóżku z lewej na prawą, było mi tak niedobrze, że szok. Pół nocy nie spałam A drugie pół nocy...
Drugie pół nocy śniła mi się moja dawna miłość. O matko! To już chyba 3 egzemplarz z moich nastoletnich "miłości". Jak tak dalej pójdzie, to do końca ciąży przerobię wszystkich A trochę tego było A to wszystko chyba przez ostatnią przeczytaną książkę, w której to on ją tak przytulał jak nikt inny i patrzył na nią takimi oczami jak jak nikt inny... No i tak właśnie czule mnie przytulają te moje miłości i każdy robi to jak nikt inny. A mąż leży w tym czasie odwrócony plecami i chrapie w najlepsze!
Wyjazd zbliża się wielkimi krokami, więc powoli ogarniam wszystko, co mam ze sobą zabrać. Jedna torba już stoi pełna... Jeszcze mam sporo czasu na pakowanie, ale jak tak powolutku po trochę sobie przygotuję, to może nie będzie aż takiego szaleństwa przed samym wyjazdem (nadzieja matką głupich).
Pamiętam jak pisalam ze znajoma, że jak u mnie będzie 100 dni do porodu, to już będzie pełen stres - nie ma go jeszcze. Nie mam nic przygotowanego, koncentruje się obecnie na wyjeździe do Polski, ale po powrocie zabieram się już pełną para za wszystko! wtedy też chyba zacznie do mnie docierać, że to już niedługo póki mam tylko te 3 bodziaki w szufladzie, to chyba średnio czuje cały ten klimat.
A tu aktualizacja:
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/df9678f56136.jpg
Pobyt w Polsce minął w mgnieniu oka. Milion problemów i czuję taki trochę niedosyt, bo sporo czasu zmarnowałam np przez odmawiający posłuszeństwa samochód. No cóż, życie nie jest idealne i przeszkody, to nieodłączna jego część. Najważniejsze, że sporo czasu spędziłam z rodziną i udało mi się spotkać z koleżankami
Mężu też sobie trochę poszalał i mam nadzieję, że odżył psychicznie W sumie ostatnio wydaje się taki wpatrzony we mnie jak kiedyś gdzieś na początku Miło wiedzieć, że wciąż mnie tak bardzo kocha i słyszeć zapewnienia, że jestem dla niego najważniejsza
A poza tym jestem w czarnej dupie. Nazwoziłam tych ciuszków, kosmetyków itp dla małej i nie wiem do czego ręce włożyć...i kiedy je wkładać. Pomyślałam, że podzielę je na białe i kolorowe i przygotuję do prania, ale teraz się zastanawiam kiedy je prać i jak już prać, to do jakiego rozmiaru....? Bo mam 1-6 miesięcy i tak myślę czy może podzielić to na dwie partie i jakoś tak ogarnąć...? Najważniejsze rzeczy mam, ale jeszcze zostało sporo do dokupienia. A jak sobie o tym wszystkim pomyślę, to uświadamiam sobie, że jestem taka zielona...
Dziś jeszcze pojedziemy do Ikei. Może coś ciekawego znajdziemy i uda nam się wydzielić z salonu kącik dla małej. Jest sporo miejsca i spokojnie moglibyśmy zrobić osobny pokoik, ale nie chcemy zbytnio robić takich przeróbek w mieszkaniu. W sumie na chwilę obecną wystarczy zrobić "ścianę" z jakiejś szafy lub parawanu. A później się zobaczy co los ma dla nas i ewentualnie na bieżąco będziemy kombinować
Po badaniu glukozy. Myślałam, że będzie gorzej. Wręcz się bałam, że będę wymiotować, będzie mi słabo itp. Pół szklanki poszło dość dobrze, a drugie pół już troszkę nie chciało wchodzić. Ale dostałam chyba 50 ml wody do przepicia, a zarówno glukoza jak i ta woda schłodzone kostkami lodu. Nie wygląda to tak jak w Polsce. Sprawdzali wynik tylko raz po 2h.
Ja ogólnie cała w stresie...jak pisałam wcześniej, to tu nie robią zbyt wielu USG, a ja znów mam dodatkowe, bo jak mierzyła brzuch, to według niej powinien trochę więcej podrosnąć i chce to skontrolować. Niby wszystkie wyniki są ok, serduszko pięknie bije, ale położna mówi że często sprawdzają, żeby być pewnym. Ogólnie staram się być spokojna, ale jakoś mi to w głowie siedzi i z tego wszystkiego zapomniałam zostawić mocz do badania, ale położna powiedziała, że mogę następnym razem.
Ubranka posegregowałam jednak na te 1-3 i 3-6. Pierwszą partię wypiorę może za miesiąc. Teraz wydaje mi się to jeszcze za wcześnie...
W ikei kupiliśmy jakieś blaty (?) i z nich zrobimy ściankę.
I aktualizacja:
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/5f48236b36d7.jpg
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 sierpnia 2015, 11:42
Moje samopoczucie jest całkiem niezłe, chociaż szczerze przyznam, że troszkę ciężej jest mi się odwrócić z jednego boku na drugi w łóżku. Ogólnie to stosuję taką taktykę, że przed snem kładę się na prawą stronę, a jak już czuję, że sen coraz bliżej, to przewracam się na lewą i próbuję zasnąć. Obkładam się trzema poduszkami. Najwygodniej jest mi chyba na prawym boku, ale wszędzie piszą o tym lewym, więc w miarę możliwości staram się dostosować. Ależ ja tęsknię za spaniem na brzuchu
USG mam umówione na początek września, za tydzień wizyta u położnej. Czas chyba szybciej leci jak się tak odlicza do niezbyt bardzo odległych w czasie wydarzeń. W sumie jak wcześniej widziałam gdzieś na suwaczku czy w pamiętniku, że na liczniku tygodni jest już "3" z przodu, to miałam wrażenie, że to już, że jeszcze chwilunia i będzie po wszystkim. Że to już tak blisko tego wielkiego wydarzenia. A tu u mnie końcówka 31 tygodnia i mam wrażenie, że jest jeszcze tyyyyle czasu. Może to dlatego, że ogólnie jestem już przygotowana jeżeli chodzi o ubranka i akcesoria dla małej. Chociaż nie, wróć...jeszcze czekam aż wózek mi wyślą. Do tego butelki też czekają w Polsce na wysyłkę.
Ostatnio zaczynam czuć się duża. Jak byłam w Polsce i przymierzałam kilka ubrań, które na pierwszy rzut oka wydawały się dość spore, a ja musiałabym sobie chyba amputować piersi i spiłować biodra, żeby w nie wskoczyć, to się wkurzyłam i po 3 sztukach już nie próbowałam. Ale od jakiegoś czasu mój brzuch rośnie dosłownie w oczach i to wszystko tak szybko się dzieje, że nie nadążam. Proszę mnie tylko nie opieprzać, że zdrowie małej najważniejsze itp, bo to akurat wiem, ale po porodzie muszę się porządnie zabrać za siebie, żeby mój mąż nie musiał się wstydzić jak będziemy wychodzić
Chwilami nachodzą mnie myśli, że jestem tu zupełnie sama i nie mam nawet gdzie szukać pomocy, że nawet na momencik nie będzie komu podrzucić dziecka, żeby na spokojnie z mężem wyjść choćby na zakupy. To chyba przez to, że zaczęłam czytać książkę i w niej w pierwszych rozdziałach było napisane, żeby nie wstydzić się prosić o pomoc rodziny i znajomych. A ja tu nie mam nikogo, kogo mogłabym o cokolwiek poprosić... Nawet przez chwilę nie pomyślałam, że moglibyśmy sobie nie poradzić z mężem, ale wydaje mi się, że takie wsparcie mogłoby być bardzo pomocne. Chociaż z drugiej strony mogę być pewna, że nikt mi się nie będzie w nic wtrącał i komentował moich sposobów pielęgnacji/wychowywania...a to chyba gorsze niż brak pomocy przy dziecku.
A dziś chyba sobie grilla strzelimy. Ostatnio jest bardzo ładna pogoda, ale kosmiczny wiatr, a dziś taki troszkę łagodniejszy, więc może powietrzymy trochę tyłki na świeżym powietrzu Poza tym w domu to marnujemy czas na kompa i TV, a na zewnątrz może jakoś lepiej go spożytkujemy i przynajmniej na spokojnie sobie porozmawiamy
Wykorzystaliśmy ostatnie dni pogody i tym sposobem w niedzielę przypaliłam sobie lekko twarz i dekolt. Oczywiście miałam krem w torebce, ale mózg mi się wyłączył, bo nie czułam, żeby słońce przygrzewało - było mi wręcz zimno jak siedziałam na plaży. Ale za to woda....rewelacja! Lepiej było siedzieć w wodzie niż na plaży. Mężu bawił się jak małe dziecko skacząc na falę. W sumie przyznam bez bicia, że ja też
Siedząc na plaży i widząc rodziny z małymi dziećmi i my snujemy plany na przyszłość. Wyobrażamy sobie jak to za rok będziemy robić zamki z piasku
Wczoraj i dziś u mnie jakieś słabsze dni. Może to przez zmianę pogody. Mała też leniwa. Rano tylko się kilka razy przeciągnęła, później ok 10 też kilka razy i cisza. Widocznie też ma słabszy dzień.
Wózek miał już niby być, a wciąż go nie ma. Znajomy zaproponował, że nam taniej załatwi, bo ma kogoś tam znajomego w hurtowni czy w sklepie. Wstępnie miał być na przełomie sierpnia i września. Ok, spoko....jak byliśmy w Polsce, to dzwonił i mówił, że ma być 10 sierpnia najpóźniej. Dziś jest 25 sierpień, a on nie wie co z tym wózkiem, jeszcze powiedział, że nam początkiem października go przywiezie, bo prawie będzie zjeżdżał. No początkiem października to niech on sobie z głowy wybije! Ja już chcę mieć wszystko poukładane, a nie denerwować się, że może znowu się coś opóźni i będzie później... Ehhh...mąż zwala na mnie, ja na niego, a prawda jest taka, że ten znajomy nawet się nas nie zapytał, tylko poinformował, że nam go zamówił i 400 zł zaliczki. Ostatni raz. Nawet jakby coś było o połowę tańsze
Mama jednak przylatuje w listopadzie. Miała dodatkowo wpaść na kilka dni, ale zdecydowała, że przyjedzie na tydzień i w grudniu już nie będzie przyjeżdżała. No cóż. Może to nawet i lepiej... Chciałam, żeby przyjechała na święta, bo te ciężko się zapowiadają jak nas nie będzie, ale nic na siłę. Może nie będzie aż tak źle jak ja sobie to wyobrażam.
Na wątku październikowym zaczyna się dziać. A tu jeszcze września nie ma! Do mojego terminu jeszcze 8 tygodni. I dużo i mało...zależy z jakiej perspektywy na to patrzeć.
Mąż wczoraj zastanawiał się co się dzieje z nadmiarem tej skóry po porodzie. To mu wyjaśniłam, że jednym zostaje, innym znika...nie sądzę, żeby go ta odpowiedź satysfakcjonowała, ale nie wnikał w szczegóły. Chociaż przyznam, że często sobie żartował, że po porodzie jak już będę miała siły, to będzie mnie wysyłał biegać, a on się zajmie dzieckiem. Chyba jest lekko przewrażliwiony na tym punkcie Chociaż on sam chyba nie wie. Jak ćwiczyłam i się mi tyłek taki bardziej kształtny robił, to był zachwycony, a teraz jak na mnie patrzy, to mówi, że taka większa też mu się podobam ;] Teraz tylko pytanie, czy mówi tak na serio, czy chce mnie podnieść na duchu
Przyznam, że bardzo miło słuchać komplementów od męża. Jak byłam w Polsce, to się mi kumpela żaliła, że ona od swojego faceta dawno nie słyszała żadnego komplementu, a do tego przy znajomych sobie zażartował, że na jedną noc wymieniłby się z kumplem dziewczynami, bo jego laska ma spory biust... Myślę, że to nie wymaga komentarza...
Rozmawiałam z mamą, oczywiście znów coś upolowała w lumpku, ale to szczegół. próbuje sobie wyliczyć mój termin porodu ;] Ogólnie wg ostatniej miesiączki to 23 październik, a wg USG 24. Wcześniej próbowała ze mnie wyciągnąć kiedy poczułam pierwsze ruchy, bo ona sobie na podstawie tego wyliczyła i wyszło jej prawie idealnie, teraz znowu się pyta kiedy będzie pełnia Także 27 października urodzi połowa październikowych i może kilka listopadówek Hehe, no zobaczymy kiedy na mnie przyjdzie czas
Chrześniak męża we wrześniu będzie miał roczek i bratowa męża mówiła mu, żeby sobie bilety kupił, na co mój mąż jej odpowiedział, że we wrześniu to on będzie siedział jak na bombie zegarowej. Na to ona mu odpowiedziała, że pierworódki nie rodzą przed terminem. Hehe, nie ma opcji, żeby mój mąż się gdziekolwiek wybrał, ale jakby tak się stało, to znając życie okazałabym się wyjątkiem od tej reguły A aż tak wyjątkowa to nie chcę być
Tak sobie teraz myślę, że chyba najwyższy czas, żeby sobie zanotować numer taxi i odłożyć pieniądze jakby coś się działo, a mąż mój nie odbierał... Oczywiście później osobiście bym mu nogi z dupy powyrywała
No i drobna aktualizacja (zdjęcia dodaję jak gdzieś bywam i zakładam w miarę wyjściowe ubrania, po domu chodzę jak kloszard )
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/6d26ac7aa4c9.jpg
Od kilku dni męczy mnie jednak kręgosłup... Kurde, no już nie wiem co robić. Jak się układać. W każdej pozycji źle - czy stoję, cy siedzę czy leżę. Zaczęłam robić jakieś ćwiczenia na plecy, ale też nic nie skutkuje. Mam nadzieję, że znajdę na niego jakąś metodę, bo żal mi tego mojego męża jak on próbuje zasnąć, a ja się po 50 razy przekręcam i szukam odpowiedniej pozycji, która i tak po kilku minutach staje się niewygodna.
Dziś zauważyłam, że jedna z ovufriedowych przyjaciółek świętuje roczek swoich szkrabów. Były to wcześniaki i jak ostatnio zaglądałam w którym tygodniu się urodziły, to trochę mi do nich brakowało. Dziś przekopałam jej stare posty i zauważyłam, że test zrobiła 11 lutego, a wstępny termin miała na 21 października. No i tak sobie myślę, że ja z moim terminem 23/24 październik to sobie nie wyobrażam, że dajmy na to za 2 dni moja kruszynka miałaby przyjść na świat. Aż się wierzyć nie chce. Dla mnie to wciąż bardzo odległa przyszłość. Ogólnie nie jest tak źle, bo w sumie kupione mamy już (chyba) wszystko...no poza tym nieszczęsnym wózkiem, ale to luzik, nie chcę wracać do tematu Ale ubranka wciąż czekają na pranie i prasowanie. I tak myślę, że jednak w tym tygodniu się tym zajmę. Wiem, że mąż doskonale by sobie z tym poradził, ale nie chcę na niego tego zrzucać. On i tak jest bardzo zapracowany. Wczoraj złożyliśmy łóżeczko, bo już sam nalegał. Nie wiem co go tak wzięło, ale skoro mu zależało już teraz, to luzik Niech będzie gotowe i czeka
Wczoraj małe zakupy. Bardzo zwlekałam z kupnem staników, ale już wytrzymać nie mogłam... Czułam się jakby mnie ktoś jakąś obręczą ściskał. Wybrałam dwa miękkie i jeden lekko usztywniany - a niech będzie wyjściowy ;] Mówię mężowi, że muszę mieć jakiś ładny jak pojedziemy do znajomych i będę chciała karmić Biedak się przeraził Powiedział, że wie że kobiety często bez żadnych oporów wyciągają przy innych cyca i karmią, ale nie chciałby żeby ktoś inny oglądał moje Hehe, mi to ogólnie nie przeszkadza, jak któraś z moich koleżanek przy mnie karmiła, chociaż czasami nie wiedziałam czy mam wzrok odwracać, czy zachować się jak gdyby nigdy nic i kontynuować rozmowę... Dla mnie jednak to takie trochę bardziej intymna sprawa i jakbym miała karmić, to bym raczej odeszła w jakieś bardziej ustronne miejsce albo przykryła się tak, żeby nikt nie widział.
Stwierdzam, że to było bardzo mądre posunięcie z mojej strony, że za pranie ciuszków i innych zabrałam się już teraz, bo nie wiem kiedy skończę...
Wczoraj 3 prania zrobiłam , dziś jedno czeka w pralce na rozwieszenie. Zaczęłam prasowanie i widzę, że te wszystkie czynności jednak są czasochłonne. Niby takie szczegóły, a jednak! Dziś ogólnie staram się jak najlepiej zorganizować swój dzień. Rano wstałam, zrobiłam listę rzeczy do zrobienia i nie mogę się doczekać aż zacznę wykreślać. Ale wszystko zaczęłam, a nic nie skończyłam....standard.
Zaczynam powoli widzieć jak wiele się zmieni. Dotychczas nie miałam zbyt wielu obowiązków w domu, a teraz będzie ich całe mnóstwo.
Ok, nie marnuję więcej czasu, bo lista dłuuuga, a chcę ją do 17 zamknąć.
Wszystko ładnie, mała okazuje się być raczej drobinką. Dzisiejsza waga to 1955g i pani robiąca USG obstawia, że przy porodzie będzie ważyć ok 3200-3300g. Ja w sumie jak się urodziłam, to też ważyłam niewiele. Muszę się kolejny raz zapytać mamy, bo zapomniałam. A chyba w zeszłym tygodniu jeszcze mi mówiła. Babcia jak wspomina mnie po narodzeniu, to mówi że bała się mnie na ręce zabrać, bo taka malutka byłam
Poza tym pani od USG się śmiała, że fotomodelką to mała raczej nie będzie, bo chciała jej zrobić zdjęcie buźki, ale się nie dało, bo cały czas się rączką zasłaniała. To już kolejny raz i tym oto sposobem nasza mała wstydnisia nie będzie miała żadnej tego typu pamiątki z okresu brzuszkowego.
Wymiary wszystkie w normie, wody w normie. Ahhh....czuję się taka uspokojona
Ja wczoraj może nie zrealizowałam swoich założeń, ale myślałam, że mi po całym dniu nogi do tyłka powchodzą... Ale jestem z siebie dumna!
Myślałam raczej, że się uspokoję jak te swoje emocje gdzieś wyrzucę, albo może że ktoś napisze "nie martw się, wszystko będzie dobrze, telewizja kłamie..."
Nie był to dobry pomysł, żeby ten temat rozgrzebywać.
W niedzielę miałam porządnie spieprzony dzień, w poniedziałek jeszcze to rozpamiętywałam i humor też do kitu, a dziś normalnie chodzę i śpiewam Nawet pogoda jest piękna, chociaż rano się na to nie zapowiadało.
Chociaż nie, w niedzielę miałam też mały przełom. Małej chyba zrobiłam takie turbulencje, że nie wiedziała co się dzieje Oglądaliśmy Must be the music i jakaś mama mówiła, że nie może uwierzyć w to co się teraz dzieje, jej syn jeszcze niedawno taki mały w kościele czy coś takiego. No to z mężem się pośmialiśmy Po czym mówię mu, że jego mama też by pewnie wyciągnęła historyjkę z jego dzieciństwa, którą mi już opowiadała z 10 razy Normalnie nie mogłam się uspokoić chyba przez 5 minut Łzy po policzkach mi się aż lały Mąż oczywiście pośmiał się trochę, ale po kilkunastu sekundach patrzył jak na wariatkę
Poza tym kilka razy dziennie zaglądam w mój kalendarz i sprawdzam tydzień i dzień ciąży...jakby to miało cokolwiek zmienić... Ale i tak później się "budzę" i okazuje się, że to już tak blisko. A później zaczynam sobie odejmować - no bo co, przecież może się urodzić trochę wcześniej, a później dodawać - bo trochę później też się może urodzić i w końcu sama nie wiem czy to już blisko, czy jeszcze mamy mnóstwo czasu. W każdym razie dni uciekają. W piątek zacznę 9 miesiąc!
Należy jeszcze wspomnieć, że chyba mi się na mózg rzuciło. Będę robić buraczki do słoików! Cuda na kiju! W życiu jeszcze nic takiego nie robiłam. Zobaczymy co z tego wyjdzie
Wszystko dobrze Najlepsze wieści jakie można usłyszeć.
Powiedziałam położnej, że od paru dni mam gorsze samopoczucie, wczoraj było mi strasznie duszno, włączyłam wentylator i leżałam jak śnięta ryba i starałam się łapać powietrze. Położna stwierdziła, że powinnam częściej jeść. Bo jak mi cukier spada, a później nagle wzrasta, to może powodować gorsze samopoczucie. Poza tym nacisk na wszystkie organy jest coraz większy.
Jak wróciłam do domu, to na stole znalazłam karteczkę "Byłem w domu, chciałem Ci dać buziaka, bo strasznie tęsknię... Twój kochający mąż" normalnie rogal z gęby to mi chyba przez 5 minut nie schodził Mojemu mężowi niezbyt często przychodzą do głowy takie pomysły, więc zrobiło mi się baaardzo miło
W nocy miałam 2 godzinną przerwę w spaniu. Przeniosłam się do salonu, żeby się nie rzucać bez sensu po łóżku i budzić męża. Po jakiejś godzinie przebudził się mój mąż. Biedak myślał, że ktoś nam się do mieszkania włamał, bo ja prawie się przekręcałam na sofie, a on myślał, że leżę koło niego. Przyszedł do mnie, opowiedział mi co mu się śniło, posiedzieliśmy godzinkę, włączyliśmy tv i wróciliśmy do spania. Kompletnie nie miałam ochoty spać, ale jak wróciłam do łóżka udało mi się zasnąć.
A brzuch rośnie i rośnie. Wieczorem jak mi mąż zrobił zdjęcie (zazwyczaj robi rano), to myślałam, że na zawał zejdę. Mam nadzieję, że ta ogromna różnica to bardziej efekt wieczornego zdjęcia, a nie faktycznego wzrostu Chociaż kolejne pojawiające się rozstępy jednak przemawiają za tą drugą opcją.
A to zdjęcie z dziś. Równo miesiąc przed terminem z USG i miesiąc bez jednego dnia z terminu wg OM
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/cfb3799a3e5f.jpg
Madu, specjalnie dla Ciebie wrzucam to zdjęcie, które zrobił mi mąż
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/4faa0030ef5b.jpg
A z tym jedzeniem, to wydaje mi się, że może być w tym trochę racji, bo najbardziej słabo mi się robiło jak sobie pojadłam. Tylko wcześniej jakoś nie połączyłam tych faktów...
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 września 2015, 19:04
Jak sobie przypomnę jesień sprzed roku czy sprzed dwóch lat, to aż uwierzyć nie mogę w to, co widzę za oknem. Już od połowy września zaczynały się kosmiczne wiatry, deszcze itp.... a teraz jest tak słonecznie i spokojnie
Ostatni dzień września. Ciekawe jakie plany na wyjście ma moje maleństwo. Do terminu jeszcze całkiem sporo, no ale przecież to już wszystko może się zdarzyć. W piątek zacznę 38 tydzień, a co za tym idzie - ciąża donoszona! Cieszę się bardzo, jestem tak tym wszystkim podekscytowana i tak samo przerażona, że ciężko to opisać. Mój mąż jakoś dziwnie spokojny. Mam wrażenie, że on nawet jest gotowy na odebranie porodu w domu Oczywiście pod względem psychicznym, bo z teorią mógłby być już spory problem
Mi jakoś jeszcze tak nie spieszno do tego wielkiego dnia. Tzn oczywiście chciałabym już tulić małą i mieć to wszystko za sobą, ale jakoś nie planuję jej wyganiać spod serduszka. Niech sobie siedzi spokojnie jak jej dobrze Przyjdzie na nią czas Może zmienię zdanie za kilka dni jak mi mocniej da w kość
Po kilku dniach gorszego samopoczucia dziś już mam 3 dzień całkiem dobrego, więc narzekać nie mogę I ogólnie mam pozytywne nastawienie do wszystkiego Mam nadzieję, że będzie tak jak mówią i moje nastawienie to już jest połowa sukcesu.
Dziś dzień chłopaka. Muszę wykombinować coś dla tego mojego Biedny zapracowany...ale od przyszłego tygodnia już wrzuca na luz i będziemy mieli trochę więcej czasu dla siebie. W końcu!
Moja noc dziś beznadziejna. Nie dość, że późno poszłam spać, to od 4 nie śpię Trochę poleżałam w łóżku, trochę pochodziłam po domu, a w ostateczności włączyłam tv i udało się na chwilę zasnąć. Jakieś 15 minut, bo później mąż wstawał do pracy, a zapomniał sobie budzik przestawić i rano musiał zwiększyć obroty, a co za tym idzie - hałasował tak, że martwy by się obudził. Mam nadzieję, że przy dziecku nauczy się troszkę ciszej poruszać po domu.
Wczoraj w końcu odebrałam swoją paczkę z Polski. Miała dojść w piątek, kurier do mnie dzwonił i wszystko mu wytłumaczyłam (a dojazd do mnie jest banalnie prosty) i nie dojechał. Zadzwoniłam do oddziału i pani powiedziała, że kurier przywiezie (chciałam jechać odebrać w punkcie albo coś, ale było to niemożliwe). W poniedziałek poczekałam do 11, po czym zadzwoniłam do tego kuriera i ze swoim przygotowanym monologiem mu wyjechałam. Niestety nie było szansy dokończyć, bo się dziad rozłączył! A jak próbowałam jeszcze raz, to nie odbierał.
Poprosiłam brata, żeby mi zadzwonił i się zapytał co z tą moją paczką czy jedzie do mnie czy nie i okazało się, że mam sobie ją odebrać w sortowni (30km ode mnie). Mąż musiał wcześniej wrócić z pracy, żeby zdążyć. Pytam na tej sortowni dlaczego nie było kuriera w piątek, to mi powiedziała, że jest wpisane, że mnie nie zastał. A ja mu specjalnie mówiłam, że cały dzień jestem w domu i będę czekać! A jak zapytałam dlaczego w poniedziałek nie była podjęta kolejna próba doręczenia, to mi powiedziała, że musiałabym sobie zamówić dostawę. No już nie miałam sił się wygadywać... Pani przywiozła paczkę, ja pokazałam swój dowód i tu kolejny problem. Nazwisko się nie zgadza!!! Mój wielce uzdolniony brat zapomniał, że od ponad dwóch lat nie mam takiego nazwiska jak on. Pani zdezorientowana, a ja bliska zwałowi. Mówię jej, że przecież adres i numer telefonu się zgadza. Coś posprawdzała i ostatecznie dała mi tę paczkę.
Mam już wszystko z wyprawki - pewnie się okaże, że tak mi się tylko wydaje, ale luz. Nie żyję gdzieś w dzikim kraju, żebym nie mogła w razie W dokupić.
Czekam jeszcze na wózek, który ma być w tym tygodniu.
Mężu powiedział szefowi, że jedzie po rzeczy dla dziecka, na co jego szef wypalił, że czemu nie mówił, że on ma po swoich pełno rzeczy i że jak chce, to może przyjść i sobie wybrać. No ciekawe czy to tylko takie gadanie, czy faktycznie chce coś dać...bo z niego to też niezły zbieracz ;] Muszę wysłać męża na przeszpiegi i może coś fajnego znajdzie
No to super ze dostaniesz rzeczy dla corci ;) zawsze to pare koronek w kieszeni ;)