Do TP został tydzień....7 dni. A jak to będzie w praktyce? Mam tylko nadzieję, że mała nie okaże się być spóźnialską.
Dziś wizyta u położnej - wszystko pięknie. Z dodatkowych informacji jakie usłyszałam, a nie były na poprzednich wizytach, to że główka bardzo nisko, ale jeszcze nie gotowa. Chociaż żartowała, że może już w weekend. Ale ja nie robię sobie żadnych nadziei. Wciąż cierpliwie czekam.
Mąż będzie chyba zmuszony poćwiczyć swoją cierpliwość. Przedwczoraj był na lotnisku po znajomego, który przyjechał z żoną i dwójką dzieci. Mój mąż po przyjściu do domu stwierdził, że to nie są dzieci, tylko małe szatany To pytam się go co się stało. A on mówi, że tylko wkładali walizkę do bagażnika, a Ci dwaj już biegali po całym parkingu. Jak wsiedli do samochodu, to był jeden wielki krzyk, bo nie chcieli siedzieć na swoim miejscu i między sobą się kłócili. To się pytam czy mógłby je porównać do jakichś dzieci z naszego otoczenia, żebym mogła sobie to zobrazować, ale stwierdził że nie zna innych tak niegrzecznych.
Znajomy mu opowiadał, że w ciągu godziny po tym jak przyszli na mieszkanie, to przybiegł sąsiad i prosił, żeby byli ciszej, bo on już starszy. Podobno babka w samolocie aż zwróciła uwagę, bo jeden jej kopał po fotelu Ogólnie to współczuję jego żonie, bo będzie musiała sama z nimi dwoma wracać w niedzielę, a samolot też ich nie zachwycił - wręcz przeciwnie.
Mieli do nas wpaść jeszcze wieczorem w środę i mąż mi kazał wszystko co cenne i kruche pochować Ale jednak nie wpadli, bo dzieci im pozasypiały. Może dziś przyjdą. Zobaczymy.
Rano wpadłam do kibelka, patrzę, a na papierze krew. No i szok. Przyglądam się czy to nie jakieś moje urojenia itp ale jak byk papier pomarańczowy/łososiowy. Wpadam do pokoju, walnęłam kolanem o łóżka, jak wariatka szukam lampki i przedstawiam sytuację mężowi. Mówię mu, że poczekamy chwilę i sprawdzę za jakiś czas. Poczytałam kiedy dzwonić do szpitala i dopiero jak będzie się lała żywa krew. Przeczekaliśmy i pojawiły się jeszcze takie lekkie bóle @, ale po jakimś czasie obie te dolegliwości minęły - teraz tylko pojawiają się na wkładce niewielkie brązowe plamki. Widocznie to wszystko po wczorajszym przytulaniu z mężem.
Wczoraj mieliśmy gości. "Małe szatany" faktycznie są wulkanem energii i były wszędzie. Myślałam, że sobie zęby powybijają. Jeden ma 8 lat, drugi 3. Hałas taki, że aż się dziwiłam, że sąsiedzi ze skargą nie przyszli. Poza tym kompletnie nie słuchają. W sumie rodzice też zbytnio uwagi nie zwracali. Ja wiem, że fajnie to się tak mądruje patrząc z boku, ale cicho byli może przez max 5 minut jak się zajęli rysowaniem. Wydrukowałam im kilka kolorowanek, ale szybko się im znudziło. Mój dmuchany fotel latał po całym salonie. Na zmianę zrzucali się z niego, wskakiwali, zjeżdżali i nie wiem co jeszcze. Jak nie latał fotel, to latała piłeczka - kangurek i aż do teraz nie mogę się nadziwić, że żadna doniczka ani telewizor na tym nie ucierpiały.
Ja to się starałam jakoś skupić ich uwagę na czymkolwiek - to kolorowanki, to może jakaś bajka w TV, to zabrałam ich do kuchni, żeby sobie wybrali owoce i pokroiliśmy je, to zagadywałam, ale nic nie nie pomagało.
To mamy przedsmak tego co nas czeka
Jest przełom.
Wczoraj na papierze znalazłam kawałek czopa zabarwionego na brunatny kolor. A tak ok 23 pojawiły się pierwsze skurcze. Przyznam szczerze, że czekałam na jakiekolwiek objawy zbliżającego się porodu, ale te skurcze jednak nie należą do zbyt przyjemnych. Da się wytrzymać, ale boję się co będzie później. Są w różnych odstępach czasu - 10-45 minut. Noc kiepsko przespana chociaż między 1:30 a 5:30 spałam nieprzerwanie. Mąż też już w pełnej gotowości. Śpi czujnie, sprawdza czy mu się telefon nie wyciszył, czy jest naładowany, jak tylko słyszy, że mnie coś boli to mówi, że może już trzeba dzwonić i jechać do szpitala. Uspakajam go, choć sama się trochę boję, że będę zbyt długo czekać (do szpitala mam zadzwonić i przyjechać jak skurcze będą co 3-4 minuty przez minimum godzinę). Do tego obchodzi się ze mną jak z jajkiem, wczoraj przed północą jeszcze wysprzątał całkowicie kuchnię, bo jakbyśmy przypadkiem jechali do szpitala, to żeby było czyściutko...
Ja siebie samą wczoraj mniej więcej przygotowałam pod względem technicznym - kąpiel, depilacja i te sprawy Jeszcze muszę zrobić przegląd swojej torby, bo pakowałam ją dość dawno - upewnić się, że mam wszystko i ogólnie poukładać tak, żebym wiedziała co gdzie jest.
Kaja, 20.10.2015 godz 17:50
3135g, 50cm
SN
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 października 2015, 17:51
Myśle, ze każde dziecko w taki czy inny sposób przechodzi okres bycia szatanem, więc niechaj sie mężu przyzwyczaja ;) Żabo czuje, że mnie wyprzedzisz w kolejnce ;) Ja to nawet nie wiem gdzie moje dziecię głowe ma :) A tak serio życze nam żeby zaczeło się z nienacka bo na objawy to juz chyba nie ma co liczyć :)
Podobno też dla swoich dzieci ma się większą cierpliwość :) Ale w sumie mąż podsumował, że zarówno moja bratanica jak i jego bratanek to przy nich istne aniołki ;) Co do objawów, to też myślę, że chyba u nas zacznie się bez zapowiedzi :) Ja się tylko boję, bo wg mojego schemaciku wizyt, to dopiero w 42+0 kierują do szpitala. W Polsce chyba coś wcześniej działają...? No zobaczymy :) Niech będzie z zaskoczenia :) Oszczędzi nam nieprzyjemnych objawów i stresów czy to już ;)
ty juz lada dzien rodzisz!!! no to ostatnie chwile byczenia sie!!! bede teraz czekac na wpis ze sie zaczyna :) milego ostatniego tygodnia :D
Czekamy na Malutką :* tak niewiele zostało :*