bo hormony spadną i będę chodziła po ścianach i ryczała
ale dam radę, mam ogromne wsparcie. Mama co chwila mi coś pysznego gotuje (teraz będą łazanki i krupnik) i przywozi
Wszyscy się o nas bardzo troszczą
wynagrodzimy im to jakoś
dostałam od koleżanki ciuszki rozmiar 44-56, na pierwsze 3 miesiące życia. Ale pierwszy syn miał 59cm jak się urodził, a ten ma być ponoć większy, więc chyba się nie nadadzą. Muszę kupić coś większego. Trochę mam lęki, że zacznie się przed czasem. Ale staram się robić wszystko żeby tak nie było. Tak czy siak lekarz powiedział, że Kamiś jest duży, więc nawet jakby się urodził wcześniej to powinien już sobie poradzić na tym świecie. Pokój już meblujemy. Już stoi komoda, regał, fotel bujany i stolik. Ciuszki są poprane i poprasowane na wszelki wypadek. W ten weekend malujemy meble i podwieszamy kosz Mojżesza nad nasze łóżko. Nie czuję się rewelacyjnie. Ale jakoś to przetrwam. Muszę być silna.
więc się wygodnie wysypiamy. Wklepię potem kilka zdjęć. Generalnie nuda, że aż strach. Idę jeść śniadanie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 października 2017, 08:12
I na razie jakoś się trzymamy. 3 razy dziennie pomiar ciśnienia, 5 razy dziennie pomiar cukru, codziennie sikanie do kubeczka, 3 razy dziennie ktg. Czuję się bezpiecznie, chociaż bardzo tęsknię za domem. Ale wytrzymam. I już szczerze nie mogę się doczekać kiedy tego koloska wezmę w ramiona
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 października 2017, 17:35
coraz więcej białka w moczu, więc lekarze trzymają rękę na pulsie. Cukry się unormowały po sterydach. Trochę zeszła opuchlizna z nóg. Skurczy od 2 dni brak
Tylko się modlę, żeby nie urodzić w święto zmarłych
wolałabym już w haloween. Lekarz mówi, że już niebawem. Ale daty nikt nie zna. W domu wszystko przygotowane, więc nawet jak będzie na cito, to damy radę
czekamy...
więc posikałam się z radości (tak to jest jak ostatnie tygodnie ciąży musisz spędzić w szpitalu) i od razu zadzwoniłam do Łukasza, że to już. Był w szoku, nieprzygotowany, musiał jeszcze zatankować samochód, odebrać syna ze szkoły, umyć się. Więc nakrzyczałam na niego, że ma załatwić zastępstwo do odbioru syna, i ma przyjechać brudny i to natychmiast bo zaraz mnie wezmą na górę (porodówka jest 2 piętra wyżej). Przyszła położna, szybko machnęła mi lewatywę. Nic nie bolało. Zrobiłam wielką kupę (chyba po tym sushi). Potem przyszli z dokumentami do podpisania. Przedłużałam ile się dało. Czytałam powoli i dokładnie. Jak podpisałam przybiegła położna, że na bloku już na mnie czekają i mam się pakować. Więc spakowałam manatki, wzięłam tylko telefon i pojechaliśmy na górę. Na początku się zestresowałam, bo wszystko szybko, szybko. Kazali się przebrać. W łazience zadzwoniłam do męża, że zaraz wchodzę na blok, więc pewnie się nie zobaczymy i jakby coś poszło nie tak to go bardzo kocham. On krzyczał, że już pędzi. Podłączyli mnie pod ktg. I tak sobie leżałam na kole porodowym. Kiedy miałam już wchodzić na salę okazało się, że jakaś rodząca naturalnie potrzebuje cesarki na cito. Więc wzięli ją zamiast mnie. Ja miałam poczekać
bardzo się ucieszyłam, mąż zadzwonił, że już podjeżdża. Czyli zdążył. Wtedy zabrali mnie na zacewnikowanie. Nie bolało, bardziej było nieprzyjemnie, jakbym sikała po gaciach. Wszystkie położne były przesympatyczne. Rozluźniłam się. I wtedy zapytałam, czy mogę pójść po męża. Kazały szybko z nim wracać i czekać pod drzwiami na blok. Pobiegłam po niego, był trochę przerażony, ale udawał, że nie jest, żeby mnie nie stresować. I tak się razem tuliliśmy pod tymi drzwiami. Wtedy przyleciała położna, że jeszcze jakaś rodzina do nas. Więc Łukasz wyszedł po nich. Okazało się, że moja mama jak usłyszała, też przyjechała z moim bratem. Wiecie może to i głupie, bo niby po co oni, skoro i tak nic nie pomogą, nie wejdą ze mną na blok itd. Ale poczułam niesamowite wsparcie, wiedząc, że są obok, że dla nich to też jest mega ważne przeżycie. Wtedy przyszedł lekarz i zaprosił mnie na salę, dałam mężowi ostatniego całusa i weszłam...cdn.
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 listopada 2017, 14:46
i wtedy usłyszałam głośny płacz, właściwie wrzask
mojego świeżo narodzonego synka - polecam każdej mamie takie przeżycie, od razu poleciały mi łzy
szybciutko mi go pokazali, był ogromy, grubaśny, fioletowy od mazi płodowej i miał bardzo grubą pępowinę. Od razu usłyszałam, że chłopak, że waży 4100g i , że dostał 10 punktów
więc przestałam się martwić jego wcześniactwem i odetchnęłam z ulgą, czułam, że sobie świetnie poradzi. I jak go troszkę oporządzili położna przyniosła mi go, położyła na ramieniu buźką w moją stronę. Miał gigantyczne oczy wpatrzone we mnie, zaczęłam go całować jak głupia, po nosku, po czole, po oczkach, po buzi. Po chwili jednak mi go zabrali, powiedzieli, że teraz jedzie do taty i wywieźli w wózeczku. To była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu...cdn
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 listopada 2017, 18:17
Potem przyjechał mąż, też się od razu zakochał. I tak spędziliśmy cały dzień nareszcie razem. Wszystkie depresje i bóle odeszły w niepamięć. Na drugi dzień okazało się, że jest tak dobrze, że wypisują nas do domu
i wtedy nastało błogie szczęście, które trwa do dziś




Fajnie, że masz kochającą i wspierającą rodzinę :)