rośnie nasza kruszyna jak na drożdżach !!!Jestem w ciąży. W czwartek idę do lekarza. Pomimo wszystko bardzo mnie to zaskoczyło...Trochę mnie pobolewał brzuch jak na okres, już łykałam nawet paracetamol i czekałam na czerwone morze. Przyszli do nas goście i się bardzo źle czułam. To był 8dpo. Bolał mnie krzyż (moja endomenda), więc Łukasz mnie masował. Wszyscy pili alkohol, a ja jak wąchałam męża to aż mnie mdliło. Jeszcze wieczorem przygotowałam test, jak co miesiąc w tym dniu. Robiłam testy dwa razy miesięcznie, raz przed okresem, drugi raz po. Nie wiem czemu. Po prostu przed chciałam być pewna, że w razie czego mogę wypić alkohol. A po chciałam się upewnić, że na pewno to nie było plamienie implantacyjne. Rano wstałam i zaspana nasikałam na test. Mąż stał w kuchni i nastawiał wodę na kawę. Był skacowany. Po nasikaniu poszłam się ubrać i wróciłam do kibla zobaczyć jedną kreskę. Była gruba i wyraźna. Wracając z testem do łóżka zauważyłam też cieniuteńką niteczkę obok grubej krechy. Ledwie widzialną. Musiałam mocno się wpatrywać pod dziennym światłem. Fakt faktem obsrałam się po pachy. Ciśnienie miałam 500 na 500. Poleciałam jak burza do męża, żeby mi poświecił telefonem na test bo chyba coś widzę. On wziął test, poświecił i powiedział, że jest tylko taka cieniusia, że ledwo widać. Przekonywał mnie, że to pewnie takie tory, w których normalnie wychodzi kreska. Ale ja już wiedziałam. To tzw. cień cienia. To nie kolejna biel vizira. Od razu się ubrałam i pojechaliśmy na krew. Odwiozłam go do pracy bo nie był w stanie prowadzić. Wróciłam do domu. Nie mogłam się ruszyć z łóżka. Sparaliżowało mnie całkowicie. Leżałam tak do 14. O 14 co 15 minut sprawdzałam, czy nie przyszły wyniki przez internet. Po 15 sprawdzałam co 10 minut. Po 15.30 sprawdzałam raz na 3 minuty. W końcu przyszły. Ale tylko wyniki TSH - 2,21
Bardzo dobre, ale HCG cisza. Weszłam do wanny, żeby się zrelaksować i nie zwariować. Wmawiałam sobie, że nawet jak negatyw, to zaraz znowu będziemy próbować i na pewno w końcu się uda. Wmawiałam sobie, żeby tylko nie płakać jakby było mniej niż 5. Przyszedł sms. Zajrzałam do wyników. 14,8. Poryczałam się jak bóbr. Bojąc się , że to ciąża biochemiczna, bałam się cieszyć. Napisałam do najlepszej przyjaciółki, że jest pozytyw. Ona mnie uspokoiła. Nie zadzwoniłam do męża. Chciałam mu powiedzieć osobiście. Po południu pojechałam na jogę. Zadzwonił mąż. Nie wytrzymałam. Powiedziałam mu mimochodem. Wróciłam z jogi i był mój szwagier. Więc milczeliśmy. Jak wyszedł zaczęliśmy się tulić, rozmawiać, że chyba jest. Ustaliliśmy, że sprawdzimy za 48h czy rośnie. Dwa dni później znowu poszliśmy badać krew. On razem ze mną. Za każdym razem. Znał lepiej datę ostatniej miesiączki niż ja, jak się pielęgniarka zapytała. Kocham go za to. Za zaangażowanie. Po południu przyszedł mi sms, że są wyniki. Wracaliśmy z pracy. Stanęliśmy pod marketem ogrodniczym. Mąż wyklikał na telefonie odbiór wyników, ja nie patrzyłam, przeczytał 42...Poryczałam się. Przytulał mnie. On też miał świeczki w oczach. On też to poczuł. Że już koniec walki, że odpoczniemy, że wygraliśmy, że kamień z serca, że spełnia się właśnie nasze największe marzenie, że możemy ruszyć do przodu, że koniec stresu, depresji, płakania co miesiąc, koniec ze złudnymi nadziejami, z pocieszaniem mnie, z mierzeniem temperatury, bzykaniem na hasło, odmierzaniem dni płodnych, koniec martwienia się co z nami nie tak, koniec pytań "i jak udało Wam się?", koniec tej drogi, weszliśmy na szczyt. Wiem, że teraz też nie będzie lekko. Ale czekaliśmy na to tak długo, że postaramy się cieszyć każdą najdrobniejszą pierdołą, każdą minutką, każdym znakiem. Dziękuję tym, którzy trzymali za nas kciuki. Dziękuję Bogu. Alleluja !!!Wiadomość wyedytowana przez autora 22 marca 2017, 08:02
Jak trwoga to do Boga. To chyba karma. Pracowałam tam kilka lat. Zrezygnowałam bo chciałam zajść w ciążę (stres mi to uniemożliwiał). Zaszłam w ciągu 1,5 miesiąca od rezygnacji. I od 10 kwietnia wracam do pracy
Mało tego, wracam na swoich warunkach. Teraz ja je stawiałam bo szefowa nie ma nikogo na moje miejsce (u nas jest bardzo mało ludzi z moimi kwalifikacjami). A warunki wymyśliłam sobie piękne. Oczywiście ona nie wie o ciąży. Nie pytała bo nie może. Ale wie, że się staramy od 1,5 roku i , że w każdym momencie mogę zajść. Jak tylko podpiszę umowę to ją poinformuję. Ale miło się złożyło bo już nie widziałam szans na macierzyński. A tu taki prezent od losu. W ciąży czuję się świetnie jak na razie. Oczywiście psychicznie. Bo fizycznie to bywa różnie. Boli mnie brzuch - bywa napięty. Bolą mnie stawy i mięśnie (to nie od jogi). Chce mi się spać i mam ogólnego lenia. Ale poza tym jestem w siódmym niebie. Chociaż jeszcze mam lęki. Ale podejrzewam, że będę mi towarzyszyły już do końca życia. Dzisiaj pobiegam sobie po sklepach i poszukam ubrań ciążowych. A jutro jadę do ginekologów. Dwóch. Wiem, wiem - przesadzamy. Ale jeden był od zachodzenia (musimy się pochwalić i podziękować),a drugi będzie od ciąży i porodu (pracuje w szpitalu, w którym chcę rodzić). Wiem, że to może za wcześnie. Ale dadzą mi pewnie jakieś skierowania, powiedzą jak teraz brać leki. Bo nadal biorę metforminę (chociaż w Polsce w ciąży jest zakazana), duphaston i letrox. Pewnie powinnam zmienić dawki. Na dzisiaj tyle słów świętych. Miłego dnia
fizycznie nadal różnie, po pobraniu krwi mało nie padłam, tak mi się słabo zrobiło. Brzuch twardawy i pobolewa, ale wiem, że to macica się rozciąga, więc nie narzekam. Nospa nie pomaga na te bóle. Przyzwyczaiłam się
cały czas jestem zmęczona, jak chce mi się spać to śpię, jak jeść to jem. Słucham organizmu. Chodzę nadal na jogę, chociaż powiedziałam już naszej mistrzyni, że jestem w ciąży, więc trochę inaczej mnie traktuje, nie wszystkie ćwiczenia mogę wykonywać (już nie mogę stać na głowie). Wczoraj byłam na basenie, pierwszy raz w ciąży. Super sprawa, tylko jakoś zimna woda była. Mam nadzieję, że się nie wda żadna infekcja. Dzisiaj idę do fryzjera - zrobię tylko refleksy. Może się nie zrzygam jak poczuję rozjaśniacz. A jutro wyjeżdżam. Pierwszy raz odkąd się znamy z mężem, będziemy spać osobno (nie licząc mojego pobytu w szpitalu). Nie wiem jak ja to zniosę. Bez męża, dzieci, kotów...Jak wezmę przytulankę to może być różnie odebrane
chociaż biorę pidżamkę w krasnoludki i mam to gdzieś. Jeszcze oficjalnie nie pracuję, a już kombinuję kolejny koncert. Tym razem z okazji dnia matki. Nie mogę się doczekać, szczególnie, że będę z moją kruszynką w brzuszku śpiewać na scenie. Pierwszy raz w ciąży na scenie. Ciekawe jak przepona będzie się sprawdzać. Koniec słów świętych na dziśdzień, wchodzę do wanny na relaks.
oczywiście jadę cały czas na duphastonie, metforminie, letroxie. Wyniki wszystkie idealne. Mam drobną infekcję i przez to zakaz basenu do odwołania. Na jogę nie chodzę bo słabo się czuję. Ogólnie zgaga, okropne mdłości, nadkwaśności, zmęczenie. Co chwila gdzieś zasypiam (nawet na korytarzu w przychodni). Właściwie jeszcze nie przytyłam (ważę mniej niż w styczniu jak w ciąży nie byłam), ale brzuszek już mam
Mąż mój codziennie się do niego tuli, codziennie rano jak się budzę to myślę, że to był sen, i wtedy pytam go czy to prawda, a on tuli brzuszek i mówi, że tak. Generalnie traktuje mnie jak księżniczkę. Robi śniadania do łóżka, prowadzi za mnie auto, nosi wszystko za mnie. Dzieci już wiedzą, mój syn bardzo chce mieć siostrę. Wszyscy zresztą już wiedzą i się cieszą. Może to za wcześnie żeby się chwalić (10 tydzień), ale ja tam nie wierzę w przesądy, a jak się człowiek dzieli szczęściem z innymi to szczęście się mnoży wtedy
Dobra kończę bo lecę do pracy. W pracy też mnie traktują jak jajko więc jeszcze nie idę na zwolnienie. Pójdę jak tylko poczuję, że się denerwuję, albo męczę za bardzo. Miłego dnia !!!
zdenerwowałam się w pracy i od razu poszłam do lekarza po L4. Więc będę miała więcej czasu na pisanie. Zrobiłam badanie moczu i wyszły leukocyty (26 na normę do 5), więc zaczynam się martwić. Jutro endokrynolog, więc go zapytam przy okazji. W poniedziałek kolejne USG, tym razem to już genetyczne i na super sprzęcie więc pewnie zdobędziemy filmik
a ginekolog 18stego. Najważniejsze, że już okres największego ryzyka poronienia minął. Odetchnęłam z ulgą, ale po USG to już całkiem odetchnę, jak zobaczę moją fasolkę całą i zdrową. Z ciekawostek - zaczęłam się wsłuchiwać w brzuszek, kładę się na plecach, obserwuję go i zamykam oczy. Próbuję poczuć coś w środku. I udało mi się
nie wiem na ile to ruchy mojej rybki, a na ile jelita, ale coś czuję. Takie drgania podobna do drgania powieki. Brzuszysko rośnie i trochę zaczynam przybierać na wadze. Więc staram się znowu ograniczać kaloryczne jedzenie. Ostatnio zjadłam całego arbuza
no duży nie był, ale zjadłam na dwa razy go ! A kolejną dziwną zachcianką był...vibovit
pan w aptece się zapytał "w jakim wieku dziecko?" jak kupowałam, a ja do niego, że "jeszcze się nie urodziło, to dla mnie", ale się śmiał. I zarezerwowaliśmy sobie piękny, cały z bali drewnianych domek, z ogromnym tarasem i oranżerią, z wanną w łazience, a nie prysznicem, na działce 4 hektarowej, z własnym stawem rybnym, łodzią wiosłową, garażem, coś pięknego
wszystko 40km od naszego miejsca na Mazurach !!! Więc w lipcu odpoczniemy - już nie mogę się doczekać. A studia idą w odstawkę, zdenerwowała mnie moja uczelnia, no może ją zmienię, i pójdę na inną jak nasza kruszynka będzie już większa. Ale tą uczelnię odpuszczam. A i zatrudniliśmy sprzątaczkę. Nie, nie sramy pieniędzmi i nie poprzewracało się w dupach, moja siostrzenica potrzebuje teraz pieniędzy, a ja ciągle nie mam siły, więc przychodzi raz w tygodniu, żeby sprzątnąć, ogarnia wszystko w 3-4 godziny i jej za to płacimy. Wilk syty i owca cała. Dla nas to też ogromna ulga. Moja siostra cioteczna ciężarna urodziła w 33tc. Malusia ma 2,5 kg, średnio wykształcone płucka, ale sobie radzi. Jeszcze z miesiąc poleży w szpitalu i do domu. Dostała imię po mnie
no piękne imię !!! Chyba będzie moją ulubienicą
Czyli zaraz zaczynam 2 trymestr. Cały dzień leżę, jem i śpię na zmianę. Wieści niosą, że w 2 trymestrze jest przypływ energii - więc czekam na niego w błogim lenistwie. Byłam wczoraj u endokrynologa i diabetologa. Odstawiamy Glucophage, przez tydzień mam brać jedną tabletkę, a potem zero. I zwiększamy dawkę Letroxu z 75 na 100 bo TSH rośnie. Oprócz tego mam jeść żurawinę (już kupiłam słoiczek) na leukocyty w moczu. Z objawów jakby wróciły lekkie mdłości, więc jem arbuza, bo tylko on pomaga. Nic mi się nie chce, nawet pójść połazić po sklepach i coś kupić dla mojej fasolki. Nic doszczętnie nic. I cały czas kombinuje jak się ze wszystkiego wymigać
no leń na całego...
wszystko ok z dzidzią. Tylko pani doktor powiedziała, że widzi jakiś dzyndzelek między nogami. Ale żeby się nie przyzwyczajać do tej myśli, bo to mogą być przerośnięte narządy żeńskie. Trochę się podłamałam. Wiecie, cieszę się, że zdrowe i wszystko ok, ale liczę nadal na dziewczynkę...Głupio by było jakby moja córka nagle zrobiła się synkiem. Trzecim. Mąż mnie cały czas pociesza, że zawsze możemy spróbować za kilka lat jeszcze raz. Jak będzie chłopak, to na pewno spróbujemy i to już na pewno z ivfem żeby płeć się zgadzała. Ale ślicznie nam ta dzidzia pomachała rączką z 5 paluszkami i ślicznie się ruszała i wszystko ma na swoim miejscu
mąż miał świeczki w oczach, ja byłam twarda
Ryczałam na pierwszym usg, gdzie się martwiłam, że będzie puste jajo i usłyszałam serducho. A na nim zrobiła dzidzia ogromne wrażenie, widziałam jak siedzi zaczarowany
Cieszymy się bardzo, nawet jak będzie 3 syn !!!
więc trochę mnie to podbudowało i zaczęłam znowu mieć nadzieję. Ale z mężem ustaliliśmy, że wszystko kupujemy neutralne unisex, i że już rok później możemy się starać w razie czego o kolejną dzidzię. Więc jeśli moja córeczka będzie synkiem, to za rok będzie miał siostrzyczkę. Nie wiem czemu, ale intuicja mi mówi, że to dziewczynka, cały czas mówię do niej i o niej per ona. Jak mnie intuicja zawiedzie tym razem to się mocno zdziwię. Bo w tamtej ciąży mnie nie zawiodła. Jadę na wieś do mamy uczyć się robić gołąbki
żegnam !
to na pewno moja Kluseczka !!! Już nie mogę się doczekać aż mocno kopnie
ależ ten czas leci, ja ledwo w ciążę zaszłam przed chwilą, a już leżę na L4, zaczynam drugi trymestr, i pomału czuję ruchy !!! Dzisiaj kupiłam 2 pary śpioszków, takich przytulaśnych, oczywiście unisex
a dzisiaj jak weszłam do sklepu po napoleonkę (wiem, wiem, nie mogę cukru, ale od jednej napoleonki może cukrzycy nie dostanę) to pani powiedziała "chyba dziewczynka będzie"
obyś była dziewczynką Kluseczko moja mała. Bo inaczej będziesz miała starszych 3, a nie 2 braci
hahahaha. Dzisiaj byłam u kardiologa. Z serduchem wszystko ok, mam uważać na ciśnienie (ostatnio miałam 140/90), łykać potas i dbać o siebie. Nadal pochłaniam arbuza dziennie. Trochę zmniejszyła się moja awersja na słodycze, coraz częściej mam ochotę na słodkie. Zwiększyłam dawkę magnezu, miałam okropne skurcze. Brzuchol rośnie strasznie i mam wrażenie, że już jestem szersza niż wyższa
jak nauczę się wstawiać zdjęcia to wrzucę fotę
ale plany mam - chcę zrobić remont i generalne porządki, tylko chyba dopiero pod koniec czerwca (tuż przed urlopem, żeby wypocząć). Dzidzia wibruje cały czas, jednak jeszcze nie kopie, ale czuję jak coś się tam wierci
kocham ją nawet jak jest nim
hahaha
W sobotę małżonek mój miał urodzinki, tak więc pozbyliśmy się dzieciaków (no oprócz tego w brzuchalu) i pojechaliśmy motorem na Roztocze
może trochę tyłek bolał, ale było przepięknie - cudowna pogoda, wiatr we włosach i piękne widoki. Znaleźliśmy tam piękne gospodarstwo agroturystyczne i zanocowaliśmy. A rano mój brat przywiózł nam dzieci i wszyscy razem pół dnia pływaliśmy kajakami po Wieprzu ! Dzieciaki zachwycone, my też
A wczoraj załatwiałam papierologię - bo kupiliśmy działkę i chcemy się na niej budować. Więc pojechałam do Urzędu Skarbowego. Weszłam do pokoju i pytam o podatek, a pani do mnie "pokój 406 na 4 piętrze", a ja do niej "a czy jest tu winda?". Ona na mnie spojrzała, zauważyła brzuch i mówi "o pani w ciąży, to przepraszam, zaraz ktoś do pani zejdzie". I zeszła urzędniczka i mi pomogła wypełnić dokumenty i zaniosła je na górę. PRL pomału zanika nawet u nas
to miłe. Wszystkie badania wyszły w normie, trochę hemoglobina za niska 11,9, ale na granicy. Muszę żreć więcej wątróbki. W czwartek znowu lekarz. Ale czuję się dobrze, oprócz tego, że nos zatkany i zatoki trochę bolą. Dzidzia coraz mocniej się rusza, i już jestem pewna, że to ona. Sokowirówka spisuje się na medal - miażdży całe jabłka razem z ogryzkami. Jestem nią zachwycona i polecam każdej ciężarnej. Jak na razie numerem jeden jest sok z kiwi i ananasa, a numerem dwa truskawka z wiórkami gorzkiej czekolady. Codziennie próbuję jakichś nowych. Pychaaa
Jeśli chodzi o zakupy dzidziowe, to nic nadal nie kupiłam i coraz bardziej czuję, że powinnam. Więc już od następnej wypłaty zacznę kupować. A i wróciły zaparcia, więc muszę sobie zsokować śliwki
tak - na kajaki się wysmarowałam kremem 50uv cała, oprócz stóp, bo po co i tak się nie opalą. I mi się zjarały na buraczkową czerwień. Tak więc mam zakazane słońce
i mam duuuuuuuużo leżeć. No ostatnio mi to nie wychodzi, bo jest tyle rzeczy do załatwienia...Potem doktor chciał posłuchać tętna dzidzi. I szukał chyba z 15 minut, dzidzia bardzo wariowała i skakała, więc ciężko było uchwycić. Na szczęście znalazł
153 na minutę. Oprócz tego mam jeść śliwki, dużo natki pietruszki, buraki, ciemne pieczywo. Odstawić sól i trzymać się nadal z daleka od cukru. Na niską hemoglobinę jeszcze nie dał żelaza, mam nadrobić dietą. Ale dostałam skierowanie do laryngologa - mam podwyższone CRP, bóle głowy i katar, więc pewnie zawalone zatoki. Trzeba je wyleczyć. Poza tym wszystko ok
jutro biegnę do laryngologa. I trzeba zwolnić tempo...
hahaha
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 czerwca 2017, 08:21
więc wstawię dzisiaj zdjęcia USG, ale potem. Niestety wczoraj dostałam antybiotyk - Duomox, ponoć bezpieczny w ciąży, a laryngolog powiedział, że trzeba działać zanim będzie gorzej, więc działam. Oprócz tego mam wodą morską przepłukiwać nos, pić Reno Puren Zatoki, no i probiotyk. Dużo tego, ale pani w aptece powiedziała, że na pewno dzidzi nie zaszkodzą. Tak więc łykam, płukam, piję... Doktor powiedział, że dobrze, że przyszłam zanim gorączka wystąpiła, bo wtedy mogłoby być już niebezpiecznie. Tak więc kilka dni sobie poleżę i poodpoczywam. A co do ciśnienia - dzisiaj od razu po obudzeniu zmierzyłam i miałam 126/87 - więc to drugie nawet podczas relaksu jest wysokie
a co mówić podczas normalnego funkcjonowania. Będę mierzyła codziennie. Dzisiaj może się wyrwę z mężem na zakupy (o ile będę się dobrze czuła), znowu zawaliłam jogę
bo boligłowę miałam. A w przyszłym tygodniu umawiam się na USG - będziemy zaglądać między nóżki
hahaha

kolejnym 3 chłopem w kolekcji
tak więc nici z naturalnego poczęcia dziewczynki
za to będziemy mieć parkę - bo za rok od urodzenia powtórka
ważne, że zdrowy !!!
).
Gratulacje i spokojnej ciąży :)
Dziękuję ślicznie !!!
Super 3mam kciuki
Super 3mam kciuki
Dzięki dziewczyny !