Kilka dni temu byliśmy u neurologa. Wizytę zarezerwowałam, jak mała się prężyła, potem przestała, ale stwierdziłam, że skoro już udało się dorwać termin, to pójdziemy. Byłam przekonana, że lekarka da mi opr, że ze mnie matka-wariatka, co to wyszukuje dolegliwości u dziecka i cały czas myślałam, jak tu się jej wytłumaczyć, po co przyszliśmy . Pani doktor okazała się bardzo miła, powiedziała, że zawsze lepiej sprawdzić i rozwiać ewentualne wątpliwości. Nie stwierdziła wzmożonego napięcia, ale i tak dała skierowanie na usg przezciemiączkowe. No to pójdziemy. Jeszcze oczka mamy do skontrolowania, bo ropieją. Masuję te cholerne kanaliki, ale nic nie jest lepiej. Łzy lecą normalnie, więc pytanie, czy to kwestia zatkania czy jakiejś infekcji.
Tak ostatnio sobie rozmyślałam, że każde dziecko po urodzeniu powinno mieć pakiet wizyt u specjalistów typu neurolog, okulista, laryngolog, fizjoterapeuta itp., żeby od razu wykluczyć jakiekolwiek nieprawidłowości. Większość dzieci jest pewnie zdrowa, ale w niektórych przypadkach zdarza się rodzicom pewne dolegliwości przegapić, albo zauważyć zbyt późno i leczenie lub rehabilitacja trwają wtedy dłużej. No ale to nie w naszym cudownym państwie, gdzie kolejki do lekarzy na nfz końca nie mają.
W kontekście służby zdrowia: wczoraj byliśmy na szczepieniu, niby bilans trzymiesięczniaka, a wizyta taśmowa. Pan pielęgniarz zważył dziecko z pieluszką (!), zmierzył mniej więcej, przystawiając miarkę wzdłuż zgiętego ciałka (!!), twierdząc, że wychodzi mu mniej więcej 67 cm, dobrze, że lekarz w ogóle obejrzał dziecko... To się dzieje zawsze tak szybko, że mój refleks nie nadąża z reakcją. Ale hitem była "wizyta" patronażowa pielęgniarki środowiskowej. Babka wyleciała za nami po wizycie na korytarz i powiedziała, że ma kilka pytań w ramach wizyty, która może odbyć się w domu, ale i w placówce, ona oczywiście może przyjechać, ale chciałaby zaoszczędzić NAM czasu (!!!), bo ma dosłownie 5 pytań. I tak na tym korytarzy, przy innych rodzicach czekających z dziećmi na wizytę szczepienną, zaczęła pytać o karmienie, czy wychodzimy codziennie na spacery, czy coś na niepokoi jako rodziców itp. itd. A ja jak to cielę zamiast opierdzielić ją z góry na dół, że what the fuck, to odpowiadałam jej na te pytania, z zaskoczenia po prostu, a potem naszła mnie refleksja, że co to w ogóle było! Może nie pytała o nie wiadomo co, no ale chyba odrobina prywatności się należy. Dokończymy tam chyba te pierwsze szczepienia i poszukam innej przychodni, bo jedyną zaletą tej jest to, że nie trzeba daleko jeździć. Jak Emilka będzie trochę starsza, to odległość nie będzie mieć już takiego znaczenia, a prawda jest taka, że jak będzie potrzeba wizyty lekarskiej, to najprawdopodobniej skorzystamy z luxmedu.
Wczoraj minął też równo rok od szczęśliwego transferu. Zleciało. Rozczuliło mnie dzisiaj rano, jak sobie pomyślałam, jak przeżywałam wszystko rok temu, a teraz w łóżku obok mnie leży ta mała cudowna istotka .
Emilka potrafi:
- trzymać sztywno główkę w pionie
- łapać się za stopy, również naprzemiennie
- obracać się na brzuch przez prawy i lewy bok
- głośno się śmiać nawet kilka minut, kiedy ktoś ją rozśmiesza
Waga oscyluje w granicach 7 kg, długość zgodnie z ostatnim pomiarem u pediatry 67 cm.
Zrobiliśmy profilaktycznie usg przezciemiączkowe i wyszło ok. Była też u nas kontrolnie pani fizjoterapeutka i pokazała nam kilka fajnych ćwiczeń, jak wspomagać rozwój niemowlaka podczas zabawy, czy codziennej pielęgnacji. Sumiennie się stosuje i muszę powiedzieć, że naprawdę widzę efekty. Początkowo Emi obracała się na brzuszek tylko przez prawy bok, czemu towarzyszyły okrzyki rodem z karate kid , a po ćwiczeniach zaktywizowała też lewy bok. Podobnie z chwytaniem za stópki. Głowę też trzyma twardo po tym jak fizjo stwierdziła, że to już duża dziewczyna i nie trzeba się z nią obchodzić jak z jajkiem . Doszło do tego, że Emilka tylko w wózku leży w miarę spokojnie, a na macie czy w łóżeczku od razu chce się przewracać na brzuch i trzeba ją pilnować, bo jeszcze dość szybko się męczy w tej pozycji. Ne wiem też, czy przypadkiem nie dopadł nas kolejny skok rozwojowy, bo w nocy lubi robić cyrki z karmieniem. Płacze i za cholerę nie chce chwytać butelki, oszukujemy ją wtedy smoczkiem, uspokaja się i szybko podmieniamy na butelkę. Nie chcę nawet myśleć, co by było jakby miała jeść z cycka.
Dzisiaj wyrżnęły się nam dolne jedynki. Aż mi się łezka w oku zakręciła, że moja dziewczynka dorasta, . Na szczęście przeszliśmy to w miarę bezobjawowo. Tylko kilka razy budziła się w nocy z płaczem, poza tym nic, żadnej gorączki, żadnego kataru, nawet dziąsła nie są rozpulchnione.
Jakieś 1,5 tygodnia temu zaczęliśmy wprowadzać stałe. Jak była malutka i myślałam o rozszerzaniu diety, to wydawało mi się, że to za lata świetlne, a tymczasem pierwsze warzywka mamy już za sobą . Mam tylko trochę problem, żeby to ogarnąć czasowo. Na razie mamy jeden posiłek dziennie, ale nawet przy jednym czasami trudno się wstrzelić, żeby był ok. 1 h po mleku, bo pełną porcję to ona wypija najczęściej do drzemki. A co to będzie, jak posiłków będzie więcej? Jak Wy to ogarniacie?
No i nadal jestem kpi. Już ponad 4 miesiące od podjęcia decyzji, a tak naprawdę to ściągam już 6, bo w zasadzie robiłam to od samego początku. Jestem tym mega zmęczona, głównie przez nocne pobudki. Jestem na 8 sesjach dziennie i chodzę wiecznie niedospana. Zastanawiam się, jak ja dawałam radę przy 10??? Chcę już pomału schodzić z kolejnych sesji. Zobaczymy, jak będzie z ilościami. Chciałabym karmić tak do 9-10 miesięcy, ale obawiam się, że fizycznie nie dam rady. Do tego pogorszyły mi się znowu wyniki krwi i nie wiem, czy to nie wynik przemęczenia. Może czas teraz zadbać w końcu o siebie.
I to tyle. Cały czas Was czytam, łączę się w bólu/radości, kibicuję, choć ostatnio nie komentuję, bo jakoś weny mi brak. Buziaki :*
Motorycznie rozwój wydaje się w normie. W zasadzie jak przeglądam bloga mamafizjoteraupeta, to wszystkie umiejętności z 7 miesiąca mamy już zaliczone, poza pełzaniem do przodu. Czy Wasze maluchy pełzały? A jeśli tak, to kiedy zaczęły? Emila super potrafi się kręcić wokół własnej osi w jedną i drugą stronę, ale nie wykminiła jeszcze, że można do przodu. Najczęściej jak nie może dosięgnąć zabawki robi samolocik. Pewnie myśli, że doleci . Może w ogóle nie będzie pełzać, wg mojej mamy ja i mój brat tego nie robiliśmy, a czworakowaliśmy bardzo krótko. Niby mówią, że naprzemienny ruch kończyn jest mega ważny dla rozwoju mózgu i dzieci, które nie pełzały lub nie czworakowały mogą mieć problemy z nauką itp. itd. Ja i brat studia skończyliśmy, i to nie najgorsze, więc hmmmm...
Z jedzeniem radzi sobie całkiem nieźle. Miny czasami stroi bezcenne, zwłaszcza twaróg z jogurtem ją trochę powykrzywiał, bo kwaśny . Póki co karmimy się głównie łyżeczką, mam schizę, że przy blw się zakrztusi. Aczkolwiek wczoraj dostała pulpeta w kawałkach i jak już trafiła rączką do buzi, to ładnie gryzła i przełykała. Chyba muszę się przemóc i częściej dawać kawałki. Z zębów mamy dwie dolne jedynki i wczoraj przebiła się prawa górna dwójka. Jakoś tak nie po kolei, czy mi się wydaje?
Napiszcie też proszę, jak u Was było z nauką picia wody? Coś tam próbujemy z doidy, ale jakoś tego nie widzę. Moczy język, gryzie kubek i tyle. Wiem, że to wcześnie, żeby umiała pić z otwartego kubka, ale może u Was sprawdziły się lepiej jakieś inne metody czy akcesoria?
Edit: wyszedł ZUM, mamy antybiotyk. Teraz musimy się nagimnastykować, żeby złapać mocz na posiew, zanim podamy lek. Jutro będziemy od rana czatować .
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 listopada 2019, 19:48
Przełom 2019/2020 był dla nas naprawdę ciężki. Mój ostatni wpis było ZUMie i od tego zaczęło się bieganie po lekarzach, bo na jednym zakażeniu się nie skończyło. Już na kontrolnym usg brzuszka wyszło, że jedna nerka ma cechy zastoju moczu, za 2 tyg. zakażenie wróciło. No to kolejny antybiotyk i wizyta u nefrologa. Niby zastój tylko do obserwacji, ale po po drugim antybiotyku zakażenie wróciło znowu i to z taką siłą, że wylądowaliśmy w szpitalu. Gorączka 40 st., crp rosło w zastraszającym tempie, dziecko lało się przez ręce. Dobrze, że akurat mieliśmy zaplanowaną wizytę kontrolną u nefrologa, który pracuje w szpitalu na nefrologii dziecięcej. Od razu skierował nas na oddział. Było to w połowie grudnia, więc pierwsze święta spędziłyśmy w szpiatlu. Plus taki, że w ogóle nie było dzieci, mieszkałyśmy jak w hotelu i porobili wszystkie badania. Okazało się, że Emilka ma zdwojenie układu kielichowo-miedniczkowego w lewej nerce, a co za tym idzie odpływ pęcherzowo-moczowodowy, który powoduje zakażenia. Nie jest to ciężka wada, w wielu przypadkach z odpływu dzieci wyrastają, najważniejsze, żeby nie było zakażeń, bo inaczej nerki ulegają zniszczeniu. Mimo że diagnoza niby nie straszna, to byłam załamana, tym bardziej że lekarze nie dawali gwarancji, że ZUM już nie wróci. No i po dwóch tygodniach znowu gorączka, znowu łapanie moczu i początki zakażenia. Miałam już naprawdę najczarniejsze wizje, że nigdy z tego nie wyjdziemy, że zaraz nerki się zniszczą i już czytałam o przeszczepach. Takie standardowe czarnowidztwo przejętej matki. Skierowano nas do urologa, który najpierw kazał zrobić dodatkowe badania, żeby ocenić stan nerek i rozwinął przed nami wizję operacji usunięcia jednego z biegunów chorej nerki. Może się to wydawać dziwne, ale ulżyło mi, bo pojawiło się jakieś światło, że wreszcie położymy temu szaleństwu kres. Ostatecznie wyniki wyszły dobrze, nerka jest w pełni sprawna, więc operacja nie jest potrzebna, trzeba tylko przeciwdziałać zakażeniom. Tylko jak? Żadne leki profilaktyczne nie działały. Ostatecznie jednak 4 ZUM póki co (odpukać) okazał się ostatnim. Od stycznia Emilka jest zdrowa, wyniki moczu wychodzą dobrze, usg też o niebo lepiej. Lekarze tłumaczą to pionizacją. Dziecko zaczęło raczkować, wstawać, w końcu chodzić i układ moczowy lepiej pracuje. Mam nadzieję, że najgorsze jest już za nami i że ostatecznie okaże się, że mała z problemu wyrośnie.
Dzisiaj ma prawie 18 miesięcy, jest mega pogodnym dzieckiem. Straszny z niej urwis, wszędzie jej pełno. Dość późno zaczęła chodzić, bo tak na przełomie 14/15 miesiąca, ale za to teraz nadrabia za te wszystkie miesiące i trudno ją dogonić. Jest wyrośnięta i za każdym razem u lekarza słyszę, że wygląda na dwulatkę. Waży 13,5 kg i ma jakieś 83 cm, więc kawał z niej baby. Cały czas się zastanawiam, czy wystarczająco dużo mówi jak na swój wiek. Naśladuje zwierzątka, mówi na mnie głównie "Maaa", na babcię "Maaa" albo "Baaa", nie bardzo chce mówić tata. Za dużo chyba oglądam logopedycznych profili na instagramie, bo tylko słucham, że 1,5 roczne dziecko mówi od 20 do 120 słów i się nakręcam... Wróciłam do pracy, Emilą zajmuje się moja mama. Cierpię na wieczny brak czasu na wszystko. W sumie korona jest mi nawet na rękę, bo mogę więcej pracować z domu, oszczędzam czas na dojazdy i zawsze w domu coś dodatkowo zrobię. Czasami wieczorem, jak już wszystko ogarnę, ugotuję na następny dzień, posprzątam, padam na twarz. Cieszę się, że Emila z każdym dniem jest coraz większa, że łatwiej się z nią dogadać. Czekam na ten moment, kiedy przestanie wszystko ładować do buzi i choć na chwilę się sobą zajmie. Pewnie jeszcze trochę sobie poczekam .
Aaaa, zapomniałam jeszcze napisać, że moje kpi trwało 10 miesięcy, przez które zgromadziłam zapas 70 l mleka. Musieliśmy kupić wolnostojącą zamrażarkę, żeby to wszystko pomieścić. Ostatecznie Emilka jadła mrożonki bodajże do 13 miesiąca. Dumna jestem z tego, ale drugi raz bym już tego chyba nie powtórzyła
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 września 2020, 13:43
Dziąsła swedza na dlugo przed pokazaniem sie zęba. Podobno zeby to tez genetyka, mi wyszły pierwsze w wieku 6 msc, Hani podobnie. Dobrze, ze neurolog wykluczyl. Ja tez uważam,ze lepiej sprawdzić i spac spokojnie. My mieliśmy usg brzuszka i pani doktor powiedziaka ze zaleca sie aby każde dziecko miało zrobione usg w pierwszych miesiącach i po roku kontrola. No tak, ale na skierowanie i tak musialam zapłacić. Wiec myślę,ze tak z wszystkimi specjalistami by bylo.
Tak to mogą być zęby. Jednym dzieciom żeby wychodzą miesiącami innym ząb schodzi nagle i przebija się na raz w ciągu kilku dni. U nas typ drugi. Zamiast regularnego swędzenia jest spokój, potem armagedon i cyk ząb jest. Znam trochę systemy opieki zdrowotnej w 4 innych krajach "na zachodzie" więc nie będę przytakiwać że u nas tak źle ;) tam jest gorzej. Serio.
Podczas skoku u dziecka również można zauważyć regres w rozwoju. Więc się nie martw, pewnie skupia się na jakiejś nowej umiejętności. Zeby to bardzo indywidualna sprawa, mogą już iść ale nie muszą. To że pcha rączkę lub zabawki do buzi to normalny odruch u dzieci. W ten sposób poznaje świat :) Na ropiejace oczka próbowałaś przecierac swoim mlekiem? U nas pomogło. Mieszam na tzw "zachodzie" i to fakt, że kolejek do specjalisty dla dziecka praktycznie brak. Dostajemy bardzo szybko terminy ale raczej te nieprawidlowosci muszę znaleźć sama lub jak w naszym przypadku, położna zauważyła i doradzila. Jest dobrze ale nie idealnie z tymi lekarzami. Ach i co jest jeszcze super? Wszystkie wizyty u lekarzy są darmowe dla dzieci oraz leki, witaminy, kropelki, mascie. Za nic nie płacę jeżeli mam na to receptę od lekarza :)
Podczas skoku u dziecka również można zauważyć regres w rozwoju. Więc się nie martw, pewnie skupia się na jakiejś nowej umiejętności. Zeby to bardzo indywidualna sprawa, mogą już iść ale nie muszą. To że pcha rączkę lub zabawki do buzi to normalny odruch u dzieci. W ten sposób poznaje świat :) Na ropiejace oczka próbowałaś przecierac swoim mlekiem? U nas pomogło. Mieszam na tzw "zachodzie" i to fakt, że kolejek do specjalisty dla dziecka praktycznie brak. Dostajemy bardzo szybko terminy ale raczej te nieprawidlowosci muszę znaleźć sama lub jak w naszym przypadku, położna zauważyła i doradzila. Jest dobrze ale nie idealnie z tymi lekarzami. Ach i co jest jeszcze super? Wszystkie wizyty u lekarzy są darmowe dla dzieci oraz leki, witaminy, kropelki, mascie. Za nic nie płacę jeżeli mam na to receptę od lekarza :)