X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Third time is a charme
Dodaj do ulubionych
1 2 3

18 lutego 2019, 11:25

33 tydzień (32t 3d)

Mała waży już nieco ponad 2 kg i lubi się wiercić. Wg pomiarów 73 percentyl, więc do drobniutkich nie należy ;). Cały czas abstrakcją jest dla mnie, że mam w sobie już całkiem sporego, małego człowieka. Coraz bardziej też zaczynam odczuwać skutki dużego brzucha. Najgorsze są zaparcia, które mnie męczą co kilka dni. Ratuję się suszonymi śliwkami, ale mimo to nie jest to przyjemne. Poza tym hemoglobina stabilnie. Posiew moczu też nic nie wykazał, a ostatni wynik wyszedł wzorowy, co pewnie zawdzięczam soczkowi z żurawiny. W 35 tc idę na wizytę kwalifikująca do cc. Zdecydowaliśmy się na prywatny szpital przy klinice, w której prowadzę ciążę. Czasami biję się z myślami, czy jednak nie powinnam spróbować rodzić naturalnie. Zwłaszcza jak podczytuję nagonki na "wyrodne" matki, co się decydują na takie rozwiązanie, miewam jakieś dziwne wyrzuty sumienia, chociaż wiem, że nie powinnam, bo podejmuję świadomą decyzję podyktowaną różnymi czynnikami. Coraz częściej słyszę też w swoim otoczeniu, że ktoś próbował rodzić sn, męczył się parenaście godzin i ostatecznie i tak zakończyło się cesarką. Bólu się nie boję, ale odnoszę wrażenie, że w państwowych szpitalach komfort porodu to loteria. O tym samym miejscu można przeczytać bardzo skrajne opinie, co zależy od tego, na jaki zespół i na jaki humor personelu akurat się trafi. Dodatkowo chwilowo większość oddziałów położniczych jest zamykanych dla odwiedzających z uwagi na świńską grypę. Do kwietnia pewnie problem się rozwiąże, ale współczuję kobietom, którym przyszło rodzić teraz.
Pokoik już w zasadzie urządzony, brakuje mi tylko jeszcze ciuszków, bo nie wiem do końca, co tak naprawdę potrzebne będzie wiosną, kiedy pogoda bywa jeszcze kapryśna. Powinnam kupować lżejszy kombinezon? Czy może solidny otulacz do fotelika i wózka wystarczą? Z rozmiarem to też zgadywanka. Wszelkie porady w tej kwestii mile widziane :).

19 lutego 2019, 15:47

Dzięki Dziewczyny za Wasze rady :). Ciuszki postanowiłam dokupić w rozmiarze 56, bo większych dostałam całkiem sporo w spadku. Mam nawet jakieś bodziaki w rozmiarze 50, ale wyglądają na tak małe, że nie wyobrażam sobie, żeby nasz bobas miał się w to zmieścić. Może się zdziwię, zobaczymy ;). Swoją drogą często rozmiar rozmiarowi nierówny. Pajace 50 ze smyka są co najmniej 2 x szersze od pajacy z h&m, tylko na długość się zgadzają. I bądź tu człowieku mądry.
Niestety we Wrocławiu nie ma prywatnego szpitala, w którym przyjmują naturalne porody. Medfemina, w której mam plan rodzić, miała kiedyś taką opcję, ale z niej zrezygnowali. Jestem zdecydowana na cc i dziękuję Wam za wsparcie. O porodzie sn to się tak łatwo mówi, jak człowiek miał łatwą drogę do ciąży. Jak się walczyło latami, to perspektywa się zdecydowanie zmienia.
@Miśkowa czytałam, że w niektórych szpitalach znowu papier od psychiatry ze wskazaniem do cc to za mało i jak się trafi na upartego lekarza, to potrafią zmuszać do sn :/.

24 lutego 2019, 07:21

34 tydzień (33t 2d)

Miałam nadzieję, że mnie to w ciąży nie spotka, ale niestety wczoraj wylądowałam na sor. Na bieliźnie pojawiła się brazowawa wydzielina. Stwierdziłam, że nie ma co gdybac, skąd to, tylko trzeba sprawdzić. We Wrocławiu w szpitalu kolejka, więc pojechaliśmy 15 km dalej do Trzebnciy. Tam w zasadzie badanie bez większego czekania. Zrobili ktg i lekarz stwierdził, że występują skurcze, ale i tal muszę jechać do Wrocławia, bo oni talich przypadkow przed 35 tc nie przyjmują. No to z powrotem. Tym razem kolejki brak, ale lekarz bardzo zajęty, więc mogą mnie przyjąć na patologię i tam dopiero zbadać, tylko informuja, że jest świńska grypa. No i co ja miałam zrobić? Przyjęli mnie, znowu zbadali, zrobili ktg. Szyjka długa, zamknięta, usg w porządku, ktg nie skomemtowali, ale zakładam, że znowu wyszło, że macica się kurczy. Pytanie tylko, co to za skurcze? Braxtona Hicksa? Generalnie nic mnie nie boli. Ciekawa jestem, ile będę musiała tu leżeć. Oszalec można, odwiedziny zakazane. Wczoraj też pierwszy raz pociekla mi siara.

27 lutego 2019, 08:06

34 tydzień (33t 5 d)

Już w domu! Wypisali mnie wczoraj. Mimo że w szpitalu wbrew pozorom nie było tak źle, dobrze wyspać się we własnym łóżku. Z maleństwem wszystko w porządku. Prawdopodobnie pękło jakieś naczynko w szyjce i stąd plamienie, bo poza tym szyjka długa, zamknięta, wody na swoim miejscu, z łożyskiem ok, ktg w normie. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona postawą lekarzy, ponieważ naprawdę potraktowali mnie z należytą uwagą i każdy mówił, że zawsze wszystko lepiej sprawdzić i pojechać na IP o jeden raz za dużo niż o jeden raz za mało.

9 marca 2019, 07:34

36 tydzień (35t 1d)

Mam wyznaczony termin cc na 01.04. Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem to będzie prima apriliska :).
Trochę mnie martwią częste napięcia brzucha. Od kiedy wyszłam ze szpitala, zdecydowanie bardziej zwracam na nie uwagę. Wczoraj nawet zaczęłam mierzyć odstępy i wychodziło różnie, w zależności od przyjętej pozycji. Raz były co 12 min., raz co 30 min., potem co 20 min., czasami co 8 min. Są nieregularne i bezbolesne, w nocy nieodczuwalne, bo śpię normalnie, tylko martwi mnie, że nie ustępują, a internety podają, że powinny i norma to do kilkunastu dziennie. Konsultowałam się z ginką. Zaleciła magnez i ewentualnie nospę i powiedziała, że to raczej skurcze przepowiadające, tym bardziej że podczas badania szyjka była długa i zamknięta. Nospa jakoś na mnie nie działa, a magnez też pewnie potrzebuje czasu, żeby się wysycić. Przez to chodzę jak na szpilkach, bo boję się, żeby czegoś nie przegapić. Czy któraś z Was miała podobnie?

25 marca 2019, 08:02

38 tydzień (37t 3d)

Został tydzień, a ja cały czas biję się z myślami, czy nie przesunąć terminu na 08.04. Myślę, że im dłużej mała posiedzi w brzuchu, tym lepiej. Z drugiej strony, jeśli cokolwiek zacznie się dziać w międzyczasie będę skazana na przypadkowy szpital i pewnie poród sn. Niestety we wrocławskich szpitalach obowiązują podwójne standardy i raz się trafi na lekarza, który uzna Twoje wskazania, a może być i taki, który je kompletnie oleje. Nie wiem, co przeraża mnie bardziej: mała krócej w brzuchu, czy poród, na który nie masz wpływu. Mam jeszcze wizytę w środę, więc zobaczymy, czy cokolwiek będzie zapowiadało rozwiązanie, ale jak życie znam, to nie wydarzy się nic, co ułatwi mi podjęcie decyzji. Pomimo moich skurczy szyjka ma ponad 4 cm i jest w pełni zamknięta. Emilka ważyła w zeszły czwartek prawie 3400 g, więc jest już całkiem słusznych rozmiarów. W ogóle z pomiarów ciąża wychodzi na ok. 2 tygodnie starszą niż z daty zapłodnienia ;).
Podpytywałam na forum o terminy rozwiązań w Medfeminie i w większości przypadków jest to skończony 38 tc, pytałam też o ewentualne problemy z adaptacją i nikt o takowych nie wspominał, w szpitalu na dniach otwartych dopytywałam o statystyki, jak często przewożą maluszki do innych placówek i okazuje się, że rzadko (może 1 przypadek na 2 mc), co pewnie wynika stąd, że przyjmują tam tylko niepowikłane ciąże. I tak sobie kminię od kilku dni, co robić, czytam internety i wcale nie czuję się mądrzejsza.

29 marca 2019, 15:04

39 tydzień (38t 0d)

Chyba dopadł mnie jakiś przedporodowy baby blues. Próbowałam wypracować jakiś plan B, na wypadek gdybym chciała poczekać z cc i akcja zaczęła się wcześniej. Wczoraj byłam w jednym z pobliskich szpitali zapytać, czy uznają moje wskazania do cesarki. Otóż nie uznają. Ponownie przekonałam się, że jak nie masz lekarza prowadzącego w szpitalu, to nikt Cię nie potraktuje na poważnie.
W klinice zrobili ktg, mimo że czuję te cholerne skurcze, na zapisie nic nie wychodzi, ginka obejrzała szyjkę, nieznacznie się skróciła, ale nadal prawie 4 cm, na razie wszystko wygląda na pozamykane. Oczywiście nikt nie da mi gwarancji, że akcja nie zacznie się mimo to z dnia na dzień. W poniedziałek możemy przyjść na konsultację i zadecydować, czy chcemy cc tego samego dnia, czy czekamy tydzień. Mam przez to normalnie doła, zamiast cieszyć się, że za chwilę będę mogła przytulić córkę. Natomiast strach przed pozostawieniem kwestii porodu ewentualnemu przypadkowi po prostu mnie paraliżuje. Nie sądzę, żeby w poniedziałek w gabinecie wydarzyło się cokolwiek, co utwierdzi mnie jednoznacznie w danej decyzji, dlatego muszę pójść z jakimś konkretnym nastawieniem. Nie wiem, czy ten stres przez kolejne 7 dni jest warty czekania i czy aby jego wpływ na mnie i małą nie będzie gorszy. A może to po prostu obawa przed życiową zmianą, która może nastąpić w ciągu kilku kolejnych dni?

6 kwietnia 2019, 16:28

Ciąża zakończona 1 kwietnia 2019

Emilka przyszła na świat 1.04.2019 o godz. 11:31, 3760 g i 57 cm. Konkretna dziewczyna.
Rano przed cc mieliśmy jeszcze wizytę konsultacyjną, ale pojechaliśmy na nią w 99% zdecydowani, że zostajemy i rodzimy. Na wizycie okazało się, że mała jest owinięta pępowiną, więc tym bardziej stwierdziłam, że nie ma co odwlekać. Cięcie poszło bardzo sprawnie, co prawda, na stole miałam lekki zjazd, ale to podobno normalna reakcja na znieczulenie. Anestezjolog szybko podał efydrynę i potem już było bez niespodzianek. Wyciągnięcie małej nie było w żaden sposób nieprzyjemne, jak uprzedzali. Pokazali mi ją na szybko, potem zabrali do zważenia. Darła się tak, że lekarze śmiali się, że ma 12/10 w skali Apgar :D. Potem dostałam ją na chwilę na klatę, a później już poszła do taty na kangurowanie. Oczywiście łzy leciały mi ciurkiem i miałam wrażenie, że szycie trwa w nieskończoność. Na sali byliśmy już potem wszyscy razem. Pionizacja po 8 h poszła całkiem sprawnie, gorzej się czułam kolejnego dnia, kiedy trzeba było rano wstać i pójść pod prysznic. Znowu prawie zaliczyłam zjazd, ale już wieczorem chodziłam z mężem po korytarzu w pełnym wyproście. Aż się położne dziwiły. W środę byliśmy z małą już w domu. Od dzisiaj śmigam bez tabletek przeciwbólowych i zupełnie normalnie funkcjonuje.
Poród w prywatnym szpitalu może wydawać się fanaberią, ale to były naprawdę dobrze wydane pieniądze. Czułam, że jesteśmy w dobrych rękach, położne były na każde zawołanie. Mała mogła być przy mnie, a jak chciałam odpocząć zabierały ją na oddział noworodków. Pomagały przystawiać do piersi, przewijać, pierwsza kąpiel z udziałem taty odbyła się również w szpitalu. Choć to zdecydowanie drugorzędna kwestia, jedzenie było przepyszne (menu do wyboru), herbatka/kawka na życzenie, wszystkie środki higieniczne, ręczniki, szlafrok, kosmetyki dla mam i dla dziecka na miejscu. Wizyty patronażowo-kontrolne również są w pakiecie, z tym że na miejscu w szpitalu. Na pewno zapamiętam narodziny naszej córki jako naprawdę wspaniałe wydarzenie.
Mała oczywiście jest rozkoszna, wszyscy mówią, że cały tatuś, choć mamy już nasze pierwsze zmartwienia dotyczące laktacji, ale o tym napiszę następnym razem, bo zbliża się właśnie pora karmienia.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 kwietnia 2019, 16:50

15 kwietnia 2019, 17:46

Dzisiaj mijają dwa tygodnie, jak Emi jest z nami. Był to dość trudny czas dla mnie. Baby blues mnie nie ominął, głównie w związku z KP. Początkowo mała miała trudności z przystawianiem się do piersi i kiepsko ssała, bo pokarmu było mało. Nawał przyszedł dopiero w czwartej dobie po wizycie doradczyni laktacyjnej. Trafiłam na rewelacyjną babkę, która w domowych warunkach pokazała mi co i jak. Takie wizyty powinny odbywać się u każdej kobiety w domu po porodzie. Ponieważ Emilka wyszła ze szpitala z lekką żółtaczką powiedziała, że dziecko musi się przede wszystkim "rozjeść", żeby wydalić bilirubinę z kałem i moczem. Zaleciła, żeby karmić piersią i dokarmiać z butelki ściąganym pokarmem i koniecznie budzić małą na karmienie. Żółtaczka sprawia, że dzieci są ospałe, mniej jedzą i tak błędne koło się zamyka. Emilka jest bardzo spokojnym dzieckiem, nawet jak jest głodna, to nie płacze, tylko wkłada rączki do buzi. Nie wiem, czy to efekt żółtaczki właśnie, czy trafiło mi się wyjątkowo spokojne dziecko. Przez to wszystko karmienie jest dla mnie stresujące. Chcę, żeby się najadała, a z tym jedzeniem z cycka to u niej różnie. Trochę je, a potem zasypia i trzeba ją dobudzać zmianą pieluszki, czyszczeniem pępka itp. Skorygowaliśmy pozycję do karmienie na "spod pachy" i przez dwa dni jadła bardzo ładnie, a teraz znowu jakby regres i zasypianie. Przestałam jej podawać butlę, jak ładnie jadła, bo nie chcę jej przyzwyczajać, ale dzisiaj znowu wróciłam do dokarmiania, bo się boję, że nie dojada. Co ciekawe, odnoszę wrażenie, że z butli zje, ile bym jej nie dała, nawet na śpika. Potem o wiele częściej ulewa, co po samej piersi jej praktycznie nie zdarza. Może jednak z butelką się przejada... Doradczyni zasugerowała też, że być może dziecko podczas ssania się męczy i jest to wina wędzidełka. Udało nam się na jutro wcisnąć do chirurga, który specjalizuje się w tej dziedzinie, więc ciekawa jestem, co powie. Grunt, że Emi przybiera na wadze, ale jeżeli karmienie będzie cały czas taką walką, to nie wiem, jak długo dam radę. Może to głupie, ale przykro mi, kiedy nie chce jeść z piersi, a z butelki ciągnie jak smok.

16 kwietnia 2019, 08:11

Miśkowa, gdyby mała się darła, że jest głodna, to miałabym jakiś sygnał, że nie dojada itd., a ona na jedzenie nie płacze w ogóle, więc trzeba pilnować pór karmienia i to jest walka, bo dziecko śpiące i czuje głód dopiero, jak zwącha mleko. Dzisiaj w nocy znowu z cycka jadła bardzo ładnie, aż za ładnie, bo potem jej się ulewało. A laktator elektryczny kupiłam jeszcze w ciąży i dziękuję niebiosom za ten wynalazek, bo dzięki temu dokarmianie jakoś idzie, nawet stanik podtrzymujący butelki ogarnęłam, żeby mieć wolne ręce, ale jazdy tylko z laktatorem na dłuższą metę sobie nie wyobrażam. No i pytanie jak długo można utrzymać laktację, wyłącznie odciągając pokarm. Chciałabym, żeby do tych 6 miesięcy Emi jadła z cycka, ale nie wiem, czy moja psychika to zniesie. Zobaczymy.

17 kwietnia 2019, 12:14

Dzięki Dziewczyny za Wasze komentarze. Walka trwa. Wczoraj byliśmy u chirurga i jak tylko nas zobaczył, stwierdził, że zabieg będzie potrzebny, bo Emi ma cofniętą bródkę, czyli wędzidełko ogranicza żuchwę, co powoduje problemy ze ssaniem i w przyszłości może zaburzać rozwój mowy. Po zbadaniu okazało się, że trzeba podciąć podwargowe i podjęzykowe. Zabieg zrobił od razu. Mała zniosła wszystko dzielnie. Gorsze są masaże, które trzeba wykonywać 8 x dziennie przez miesiąc, żeby ścięgna się na powrót nie zrosły. Po powrocie do domu Emilka przystawiła się od razu i ładnie piła, gorzej było wieczorem i w nocy. Ryk przy piersi, za nic nie mogła się przyssać. Coś tam próbowała i w płacz. Lekarz sugerował, że dziecko może nie chcieć piersi po zabiegu i zalecił paracetamol. Podaliśmy, niestety nie pomogło, dzisiaj też o piersi nie było mowy i skończyło się na butli. Nie wiem, czy ją boli, czy jaki czort. Boję się, że jak tak dalej pójdzie, to do cycka nie wróci. Napisałam do lekarza sms, co w takiej sytuacji. Czekam i odciągam. Na szczęście pokarmu nie brakuje. W ciągu 10 min., jak piszę teraz, ściągnęłam 200 ml z obu piersi. Jak nie da rady inaczej, będziemy KPI. Muszę się z tym pogodzić, że czasami głową muru nie przebijesz. Pocieszam się, że za jakiś czas mało kto będzie pamiętał, czym dziecko było karmione. Grunt, żeby było zdrowe i szczęśliwe.

20 kwietnia 2019, 10:58

Na chwilę obecną jesteśmy KPI. Emilka póki co odmawia piersi. Nie radzi sobie ze ssaniem, bo ranka pod językiem najwyraźniej ją boli. Próbuje chwytać, ale płacze przy tym i nie mam serca jej męczyć. Chirurg twierdzi, że to minie, ale może utrzymywać się nawet do miesiąca. Podobno miał przypadek takiego dziecka, które po tym czasie wróciło do piersi. No nie wiem. Godzę się już z myślą, że laktator będzie moim bliskim "przyjacielem". Póki co robię wszystko, żeby utrzymać produkcję. Ściągam co 2-3 h w dzień i w nocy, do tego robię godzinny power pumping dwa razy dziennie. Już się mocno doedukowałam w temacie. Staram się doszukiwać plusów całej sytuacji: wiem, ile mała je, bardzo ładnie przybiera na wadze, karmienie idzie szybko, odciąganie też średnio trwa 15 min. Najgorsze jest dbanie o cały sprzęt. Mycie i wyparzanie jest najbardziej upierdliwe. Ręce mam zjechane jak zawodowa praczka. Zdecydowanie trzeba mieć duży zapas butelek i optymalnie dwa laktatory. Przeraża mnie też ograniczona mobilność. Jakoś trudno mi jest sobie wyobrazić odciąganie na spacerze, ale może i do tego idzie się jakoś przyzwyczaić. Oczywiście będę walczyć, żeby Emi wróciła do piersi, ale jeśli się nie uda, to włosów z głowy rwać nie będę. Mam fajną położną środowiskową, która utwierdza mnie w przekonaniu, że do wszystkiego trzeba podchodzić zdroworozsądkowo i czasami odpuścić. Nawet jeżeli podcięcie wędzidełka nie poprawi jakości ssania, to na pewno w przyszłości wspomoże rozwój mowy i pozwoli zapobiec wadom wymowy, a więc wszystko dla większego dobra!

28 kwietnia 2019, 11:31

Jutro Emilka kończy 4 tygodnie. Zleciało, chociaż dni zlewają mi się w jeden. Mimo że jest do schrupania, przyznam, że czekam na ten czas, kiedy będzie już trochę większa i bardziej świadoma tego, co się wokół niej dzieje. Przygoda z karmieniem trwa. Na chwilę obecną karmimy się mieszanie KP i KPI. Emi wróciła do piersi kilka dni temu. Dawałam jej odciągnięte mleko z butelki, a kiedy chciała jeszcze przystawiałam do cycka i chwyciła. Wzięłam się więc na sposób i najpierw 30 ml w butelce, żeby zaspokoić pierwszy głód, a potem pierś. Teraz idzie już bez butelki, a jak nie chce złapać, daje jej mały palec do possania i wtedy też się przystawia. Gorzej w nocy. Zasada, że dzieci chętniej piją pierś na śpika, kompletnie się u nas nie sprawdza. Cycek nocą jej po prostu nie wchodzi, wieczorem też kiepsko. Postanowiłam więc, że wieczorne karmienia będą KPI, a dziennie KP. Zobaczymy.
Oczywiście mam lekką schizę po przeczytaniu x postów o pobudzaniu laktacji, że po pierwsze primo ona z cycka się jednak nie najada, bo jednak zdarza jej się odpłynąć podczas jedzenia (przy butli to się nie zdarza), po drugie primo, że jak będę ją przystawiać co 3-4 h, jak jest głodna, to ograniczę ilości mleka. Z laktatorem wg teorii należy biegać co 2 h w dzień i co 3 h w nocy, inaczej po stabilizacji ilość pokarmu może znacząco spaść. Dziecka tak często przystawiać się nie da, skoro nie jest głodne... Z drugiej strony wydaje mi się, że dziecko jednak inaczej stymuluje laktację niż maszyna. Potrafię nakarmić młodą (słyszę, że łyka często, więc zakładam, że je sporo), a potem ściągnąć jeszcze 150 ml mleka. Jak to u Was jest z karmieniem? Wybudzacie, czy pozwalacie dzieciaczkom samemu regulować sobie przerwy? U nas przez żółtaczkę ważne było regularne jedzenie i tak sobie jakoś zakodowałam, że teraz mam stresa pozwalać jej spać dłużej. Poza tym dobowo musimy wyrobić się z liczbą masaży po podcięciu wędzidełka, co też trochę utrudnia. Odliczam dni, kiedy rehabilitacja się skończy.

13 maja 2019, 16:44

Emilka kończy dzisiaj 6 tygodni. Trudno mi ocenić, czy ma już za sobą pierwszy skok rozwojowy. Na pewno jest już bardziej świadoma otoczenia, mniej śpi, więcej chce na rączkach. Ogólnie przylepa z niej i często nie daje się odłożyć, nawet jak już słodko śpi po karmieniu. Najchętniej drzemie na rogalu przy mamie ;). Jeśli chodzi o karmienie, to aktualnie jesteśmy tylko KP. Odstawiłam butlę i będziemy obserwować, jak przybiera. Trochę mi to karmienie jednak spędza sen z powiek. Wędzidełko już się prawie zagoiło, za dwa dni kończymy masaże, ale od jakiegoś tygodnia mała gorzej przystawia się do piersi. Podczas karmienia słychać coś ala klaskanie językiem, jakby się rozszczelniała. Dodatkowo w jednej piersi po karmieniu brodawka jest delikatnie spłaszczona. Coś jest nie tak, ale trudno mi stwierdzić co. Tym bardziej że jest to tylko prawa pierś i wcześniej takich objawów, nawet przed podcięciem, nie było. W internetach piszą, że to są wynik krótkiego wędzidełka, które u niej zostało podcięte, więc nie mam już pomysłu. W czwartek mamy wizytę u neurologopedy. Może coś poradzi. Przez to wszystko praktycznie każde karmienie jest dla mnie stresem. Czy się dobrze przystawi, czy się naje. Myślę, czy z KPI nie byłoby mi jednak łatwiej...

21 maja 2019, 11:16

Emilka wczoraj skończyła 7 tygodni. Przez tydzień zdążyliśmy odwiedzić: neurologopedę, fizjoterapuetę, doradcę laktacyjnego i jutro mamy jeszcze chirurga. Bilans jest następujący: neurologopeda stwierdził, że wędzidełko się zrosło i trzeba ponownie podciąć, poza tym brzuch jest słaby i jest asymetria ułożeniowa. Fizjoteraupeta potwierdził i zalecił jedno ćwiczenie metodą Vojty, więc ćwiczymy. Doradczyni laktacyjna stwierdziła, że dźwięki, które Emi wydaje podczas picia wynikają z nieprawidłowej pracy języka przód- tył zamiast góra-dół. Broni się w ten sposób przed dużą ilością mleka i wypracowuje nieprawidłowy odruch ssania. Podawaliśmy jej butelkę medela calma, jak się odstawiła od piersi, i obawiam się, że to jest przyczyna. Wcześniej ssała ładniej. A niby taka super ta butelka, że nie zaburza odruchu ssania... Zaproponowała pozycje do karmienia "pod górkę", przez co KP aktualnie jest dla mnie walką, żeby małą przystawić. Mi jest niewygodnie, ona zapada się w cyca i po chwili zasypia, ja się pocę, bo mała grzeje jak farelka. No hardcore jakiś. Jak się zbliża pora karmienia to przechodzą mnie ciarki. Nie mogę jej za bardzo pozwolić pić, jak jej wygodnie, bo utrwala sobie wtedy ten zły wzorzec i już mam wizję, że nie będzie potrafiła jeść pokarmów stałych, będzie miała wadę zgryzu i będzie seplenić. Czasami i tak karmimy się po staremu, bo nerwy mi siadają i wolę, żeby się najadła. CDL doradziła wieczorem podawać butelkę z dynamicznym smoczkiem, żeby wzorzec picia przeniosła na pierś. Byłam taka spokojna, jak jej ją dawałam. Ona się najadła, ja miałam spokojną głowę, że jest najedzona. Potem w nocy z piersi jadła bardzo ładnie, ale w dzień zazwyczaj są nerwy. Stwierdziłam, że daje sobie kilka dni na podjęcie decyzji, czy przechodzimy na KPI. Zobaczymy, co jeszcze powie chirurg, czy faktycznie trzeba będzie podciąć ponownie. Pierwotnie termin mieliśmy na 19.08, tak oblegany jest ten lekarz, ale ktoś zrezygnował i udało się na jutro! Czuję jakąś taką presję z tym KP, tym bardziej że jeśli zmienimy sposób karmienia, to będzie to moja decyzja, a nie siła wyższa i jakoś mi z tym nie do końca dobrze. Wiem, że za bardzo to rozkminiam, ale mam poczucie winy, że za łatwo się poddaję. Z drugiej strony chciałabym się cieszyć macierzyństwem, które nie kręci się tylko i wyłącznie wokół karmienia.

23 maja 2019, 02:25

Chirurg potwierdził diagnozę neurologopedy. Wędzidełka się zrosły, więc podcięliśmy ponownie. Znowu miesiąc masażotortur i wcale nie ma gwarancji, że nie zrosną się ponownie. Emi tym razem się nie odstawiła od piersi, ale poprawy w jakości ssania nie widzę. Nadal chwyta pierś płytko i rozszczelnia się podczas picia. Neurologopeda kazała masować, jak chirurg przykazał i przystawiać "pod górkę". Efekt jest na razie marny. Ja widzę problem jeszcze w cofniętej bródce, która nie pozwala małej dobrze chwycić. Emilka zamiast szeroko otwierać buzię, zasysa wargi do środka. Nie wiem, czy jesteśmy w stanie to skorygować. Będę dzwonić do neurologopedy w piątek. Po wizycie miałam takiego doła, że nie mogłam przestać ryczeć. I teraz sama już nie wiem, co lepsze. Picie z piersi rozbudowuje mięśnie żuchwy, co u Emilki jest wskazane. Tylko że ona nie ssie dobrze, więc trudno powiedzieć, jaki może mieć to wpływ na dłuższą metę. Dając jej butelkę z dynamicznym smoczkiem, jesteśmy w stanie skorygować ułożenie warg. Jak pije z butli, nie chrumka. Tylko znowu żuchwa pracuje słabiej. I weź tu człowieku znajdź złoty środek. Mąż mi mówi, że nauczy się i poprawi technikę. No nie wiem, może jak będzie większa, na razie jakoś tego nie widzę, a do tego czasu osiwieję. No więc siedzę właśnie po kp, przy którym oczywiście chciało mi się płakać, bo pomimo zalecanej pozycji nie piła dobrze, i odciągam, bo wypiła z jednej piersi. Ona spokojnie zjadłaby więcej, ale się męczy przy cycku, daje za wygraną i zasypia. Mam ochotę obrzydzić jej cycka, żeby już nie chciała z niego pić. Jestem straszna.

23 maja 2019, 20:47

Dziewczyny, z tym cc i sn to, jak piszecie, bywa różnie. Znam dzieci po sn, co wymagają rehabilitacji i dzieci po cc, którym absolutnie nic nie dolega. Nie ma reguły. Wczoraj miałam normalnie taki mega baby blues, że hej, dzisiaj juz trochę lepiej.
Miskowa, pewnie się wkrecam z ta zuchwa przesadnie, bo tylozuchwie u niemowlat jest zjawiskiem fizjologicznym i powinno ustąpić. Tylko chirurg mi tak nagadal, że się przyjęłam. Ja w butli nie widzę absolutnie nic złego, podobnie w mm. Tylko dla dziecia chciałabym jak najlepiej. Mama mi tłucze do głowy, że takie choroby to żadne choroby i ma rację, bo ludzie mają o wiele większe zmartwienia. Z tym że ja już mam taki charakter, że wszystko biorę przesadnie serio, od razu grzebie w internecie itp.
Swoją drogą wiecie, że w ciąży podejrzewałam u siebie białaczkę. Hematolog nie podobały się moje wyniki, bo we krwi miałam sporo niedojrzalych komorek, czyli odmlodzil mi się szpik. Niby kazała się nie przejmować, ale zasugerowała dalsza diagnostykę po ciąży. Oczywiscie juz najczarniejsze scenariusze. Po czym zrobilam morfologie i wyniki mam dobre jak nigdy przedtem. Wszystko wróciło do normy. Także tak, ciężki ze mnie przypadek.
Z tym kp jeszcze zobaczę co i jak, ale mordować się nie będę. Dzięki za słowa wsparcia :).

2 czerwca 2019, 01:50

W piątek minął nam tydzień, jak jesteśmy kpi. Po kolejnym nocnym kryzysie wstałam rano i stwierdziłam, że tak dalej się nie da. Mega mi ulżyło, jak powiedziałam sobie dość. Ustaliłam harmonogram ściągania na 9 sesji dziennie i wychodzi mi ok. 1,2 l mleka na dobę. Emilka póki co tego nie przejada, więc zapasy w zamrażarce rosną, a ja czuję wreszcie wewnętrzny spokój. Życie z laktatorem nie jest łatwe, bo wszystko trzeba robić z zegarkiem w ręku, ale z drugiej strony dzięki temu jest rutyna i dzień musi być dobrze poukładany. Przełamuję swoje opory i staram się ściągać bez względu na sytuację. Ostatnio zrobiłam godzinny tzw. power pumping w aucie w galerii handlowej. Nie było źle :). Dzieć jest w miarę spokojny i przewidywalny, dlatego sesje nie są jakimś wielkim do zorganizowania przedsięwzięciem. Małż wspiera. Chciałabym karmić swoim mlekiem min. do 6 mcż. Zobaczymy, czy się uda.
Byłyśmy też ostatnio na pierwszych szczepieniach i pediatra poniekąd ochrzaniła mnie za podcinanie wędzidełka. Powiedziała, że to teraz jakaś moda i gdyby to było decydujące w przypadku problemów z wymową, to połowa starszej populacji miałaby wady, bo kiedyś w ogóle się na to nie zwracało uwagi. Pochwaliła decyzję o kpi, stwierdzając, że niektóre dzieci po prostu nie potrafią ssać efektywnie i powiedziała, żeby też nie bać się MM. Spoko babka.
Pierwszy pozytywny wpis od dawna. Właśnie kończę nocną sesję i idę w kimono :).

19 czerwca 2019, 01:31

Czas zapierdziela. Zaraz minie miesiąc, jak jesteśmy kpi, a Emila będzie miała 3 miesiące. Laktator wyznacza nam rytm dnia, ale dzięki niemu jestem mega dobrze zorganizowania i nie marnotrawię wolnego czasu. Dobowo ściągam teraz ok. 1,4 l, mała przejada góra 1 l dziennie, więc mam spore nadwyżki. Aktualnie prawie 17 l mleka w zamrażarce. Jedną szufladę oddałam już przyjaciółce na przechowanie, ale znowu kończy mi się miejsce. Myślę o jakiejś wolnostojącej używanej zamrażarce, bo zapasy powiększają się z tygodnia na tydzień. W piątek jedziemy do Pragi na koncert Backstreet Boys :D. Tzn. ja z kumpelą idziemy na koncert, a małż będzie pilnował Emi. To będzie prawdziwy test, jeśli chodzi o ściąganie w miejscach publicznych ;).
A tak poza tym Emilka jest cudowna, jest taką straszną śmieszką i gadułą. Sama słodycz. Zostały nam 2 dni masażu wędzidełka. Jak te tortury się skończą, będę przeszczęśliwa. Oczywiście rozkmin na tapecie nie brakuje. Ostatnio zastanawiała mnie zielona kupa. Tak sobie rozmyślam, skąd ten kolor. Być może od antybiotyku i leków przeciwbólowych, które ostatnio zażywałam, bo ząb nie dawał mi żyć. A druga rzecz to wyginanie się w c, które ostatnio się młodej zdarza. Już zaczynam się zastanawiać, czy to nie przypadkiem wzmożone napięcie mięśniowe, bo rączki też miewa zaciśnięte w piąstki, aczkolwiek otwiera je bez problemu. Jak jest zrelaksowana to nie zaciska, więc chyba nie ma powodu do zmartwień. Jakiś czas temu byliśmy u fizjo i mówiła, że napięcie ok, ale nie wiem, czy to się może z czasem zmienić? Podobno dłonie zaciśnięte w piąstki do 3 mź to norma, a mostkowanie też bywa przejściowe. Macie jakieś doświadczenie w temacie?

6 lipca 2019, 13:59

Emilka skończyła 3 miesiące, więc wzorem tutejszych koleżanek postanowiłam zrobić małe podsumowanie zdobytych umiejętności malucha :)

Emilka potrafi:

- głużyć - straszna z niej gaduła i zaczepiara
- uśmiechać się - w zasadzie śmieje się cały czas, jak tylko zwraca się na nią uwagę
- zdarza się jej już też sporadycznie głośno śmiać
- chwytać zabawki i pakować je sobie do buzi, rączki też non stop w buzi
- jakieś dwa dni temu odkryła swoje kolanka i łapie się za nie
- ładnie trzymać główkę w leżeniu na brzuchu

Poza tym jest bardzo towarzyska i najlepiej, żeby ktoś obok niej cały czas siedział i zabawiał :D.

Trochę mnie niepokoi, że często jej się zdarza przewracać z brzucha na plecy na jedną stronę. Jak gdyby po jednej stronie była bardziej spięta. Leżąc na brzuszku, wierzga też dość intensywnie jedną nóżką. Nie wiem, czy to normalnie, czy może warto by to skonsultować z fizjoterapeutą. Wyginanie w c już mnie tak nie niepokoi, bo robi to już rzadziej i ewidentnie wtedy, kiedy jest zmęczona i najchętniej poszłaby spać, a nie może sobie znaleźć pozycji.
Ja natomiast od porodu mam problem z drętwiejącymi dłońmi. Opuszki w środkowych palcach jakby cały czas były porażone. Zaczęło się od noszenia małej i tu upatruję przyczynę. Pytanie, z kim to ewentualnie skonsultować. Z neurologiem? Fizjoterapeutą?
1 2 3