Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
Mała waży już nieco ponad 2 kg i lubi się wiercić. Wg pomiarów 73 percentyl, więc do drobniutkich nie należy . Cały czas abstrakcją jest dla mnie, że mam w sobie już całkiem sporego, małego człowieka. Coraz bardziej też zaczynam odczuwać skutki dużego brzucha. Najgorsze są zaparcia, które mnie męczą co kilka dni. Ratuję się suszonymi śliwkami, ale mimo to nie jest to przyjemne. Poza tym hemoglobina stabilnie. Posiew moczu też nic nie wykazał, a ostatni wynik wyszedł wzorowy, co pewnie zawdzięczam soczkowi z żurawiny. W 35 tc idę na wizytę kwalifikująca do cc. Zdecydowaliśmy się na prywatny szpital przy klinice, w której prowadzę ciążę. Czasami biję się z myślami, czy jednak nie powinnam spróbować rodzić naturalnie. Zwłaszcza jak podczytuję nagonki na "wyrodne" matki, co się decydują na takie rozwiązanie, miewam jakieś dziwne wyrzuty sumienia, chociaż wiem, że nie powinnam, bo podejmuję świadomą decyzję podyktowaną różnymi czynnikami. Coraz częściej słyszę też w swoim otoczeniu, że ktoś próbował rodzić sn, męczył się parenaście godzin i ostatecznie i tak zakończyło się cesarką. Bólu się nie boję, ale odnoszę wrażenie, że w państwowych szpitalach komfort porodu to loteria. O tym samym miejscu można przeczytać bardzo skrajne opinie, co zależy od tego, na jaki zespół i na jaki humor personelu akurat się trafi. Dodatkowo chwilowo większość oddziałów położniczych jest zamykanych dla odwiedzających z uwagi na świńską grypę. Do kwietnia pewnie problem się rozwiąże, ale współczuję kobietom, którym przyszło rodzić teraz.
Pokoik już w zasadzie urządzony, brakuje mi tylko jeszcze ciuszków, bo nie wiem do końca, co tak naprawdę potrzebne będzie wiosną, kiedy pogoda bywa jeszcze kapryśna. Powinnam kupować lżejszy kombinezon? Czy może solidny otulacz do fotelika i wózka wystarczą? Z rozmiarem to też zgadywanka. Wszelkie porady w tej kwestii mile widziane .
Super że wszystko dobrze! Ja patrząc na mojego 10-miesięcznego szkraba czasem nie wierzę, że ten mały człowiek to moja córka :) Co do cc... jak pewnie czytałaś też biłam się z myślami. Finalnie okazało się, że mamy położenie pośladkowe więc będzie cc choć papier od psychiatry też miałam w kieszeni - przez mój lęk przed porodem ale i tak czułam się dziwnie bo jak to cc? przecież to nie poród! Potem okazało się, że dobrze że miałam ten papierek bo podobno (w zależności na jaki personel się trafi) próbują odwrócić bobasa żeby był naturalny. U nas Mała była owienięta pępowiną więc kto wie co by to było. CC nie żałuję, czasem coś mi doskwiera ale skąd mam pewność że po naturalnym wszystko byłoby ok? Sama moja położna (namawiając mnie na wizytę u psychiatry) mówiła, że niektóre kobiety są po naturalnym zmasakrowane bardziej niż po cc. Moim zdaniem, jeżeli czujesz że to dla Ciebie najlepsze wyjście to tak zrób (ewentualnie poszukaj prywatne szpitala do naturalnego). Co do ubranek, ja kupowałam wszystko od 62 cm w górę. Miałam kilka 56 ale ich nie ubrałam - po pierwsze były za małe a po drugie jak się nie ma wprawy to nieco większe ubiera się łatwiej:) Nasz bobas urodził się w połowie kwietnia i miałam dla niej ciepłe (pluszowe) śpiochy (można pajaca, chyba są na wyprzedaży w smyku teraz) i polarek... śpiochy ubrałam raz a polarek kilka. Moja rada - nie kupuj za dużo, w dzisiejszych czasach wszystko jest pod ręką w razie czego wyślesz męża albo zamówisz w necie :) Natomiast coś mega przydatnego to duży (120x120) muślinowy kocyk. przydał się do okrywania dziecka latem, ścielenia na przewijaku u lekarza, osłaniania wózka i nosidełka od słońca, okrywaniu siebie przy karmieniu cycem itd.
Super że wszystko dobrze! Ja patrząc na mojego 10-miesięcznego szkraba czasem nie wierzę, że ten mały człowiek to moja córka :) Co do cc... jak pewnie czytałaś też biłam się z myślami. Finalnie okazało się, że mamy położenie pośladkowe więc będzie cc choć papier od psychiatry też miałam w kieszeni - przez mój lęk przed porodem ale i tak czułam się dziwnie bo jak to cc? przecież to nie poród! Potem okazało się, że dobrze że miałam ten papierek bo podobno (w zależności na jaki personel się trafi) próbują odwrócić bobasa żeby był naturalny. U nas Mała była owienięta pępowiną więc kto wie co by to było. CC nie żałuję, czasem coś mi doskwiera ale skąd mam pewność że po naturalnym wszystko byłoby ok? Sama moja położna (namawiając mnie na wizytę u psychiatry) mówiła, że niektóre kobiety są po naturalnym zmasakrowane bardziej niż po cc. Moim zdaniem, jeżeli czujesz że to dla Ciebie najlepsze wyjście to tak zrób (ewentualnie poszukaj prywatne szpitala do naturalnego). Co do ubranek, ja kupowałam wszystko od 62 cm w górę. Miałam kilka 56 ale ich nie ubrałam - po pierwsze były za małe a po drugie jak się nie ma wprawy to nieco większe ubiera się łatwiej:) Nasz bobas urodził się w połowie kwietnia i miałam dla niej ciepłe (pluszowe) śpiochy (można pajaca, chyba są na wyprzedaży w smyku teraz) i polarek... śpiochy ubrałam raz a polarek kilka. Moja rada - nie kupuj za dużo, w dzisiejszych czasach wszystko jest pod ręką w razie czego wyślesz męża albo zamówisz w necie :) Natomiast coś mega przydatnego to duży (120x120) muślinowy kocyk. przydał się do okrywania dziecka latem, ścielenia na przewijaku u lekarza, osłaniania wózka i nosidełka od słońca, okrywaniu siebie przy karmieniu cycem itd.
Cieszę się że u Was wszystko dobrze
Co do ubranek, to zależy od wielkości dziecka.
Ja miałam mnóstwo ciuchów od rozmiaru 50 A i tak szybko dokupowalam 44 dla mojej kruszynki. Najdłużej uzywalismy rozmiaru 56 właśnie. Później to średnio co miesiąc rozmiar w górę.
Na wiosnę napewno przydadzą się body z długim i krótkim rękawem. Półśpiochy, pajace i kombinezon pluszowy, nie taki typowo na zimę. Czapeczki tylko wiązane, bo pokreci kilka razy głową w wózku i uszy odkryte. Kombinezon kup większy bo łatwiej będzie się zakladalo i wystarczy na dłużej. Spokojnie możesz z tym poczekać do porodu moim zdaniem.
Co do wyboru cc to olej swoje wyrzuty sumienia. Pomyśl, że robisz to dla swojego i dziecka dobra. Ja na ostatnią chwilę zdecydowałam że chcę cc, właśnie że względu na zdrowie synka
Dzięki Dziewczyny za Wasze rady . Ciuszki postanowiłam dokupić w rozmiarze 56, bo większych dostałam całkiem sporo w spadku. Mam nawet jakieś bodziaki w rozmiarze 50, ale wyglądają na tak małe, że nie wyobrażam sobie, żeby nasz bobas miał się w to zmieścić. Może się zdziwię, zobaczymy . Swoją drogą często rozmiar rozmiarowi nierówny. Pajace 50 ze smyka są co najmniej 2 x szersze od pajacy z h&m, tylko na długość się zgadzają. I bądź tu człowieku mądry.
Niestety we Wrocławiu nie ma prywatnego szpitala, w którym przyjmują naturalne porody. Medfemina, w której mam plan rodzić, miała kiedyś taką opcję, ale z niej zrezygnowali. Jestem zdecydowana na cc i dziękuję Wam za wsparcie. O porodzie sn to się tak łatwo mówi, jak człowiek miał łatwą drogę do ciąży. Jak się walczyło latami, to perspektywa się zdecydowanie zmienia.
@Miśkowa czytałam, że w niektórych szpitalach znowu papier od psychiatry ze wskazaniem do cc to za mało i jak się trafi na upartego lekarza, to potrafią zmuszać do sn .
No przykre to :( a potem się dziwią że kobieta ma traume. Moje 4 znajome rodziły po 12-18 godz a potem i tak na koncu cc bo się nie dało. Jedna z nich z drugim dzieckiem ani chwili nie myślała żeby znowu próbować naturalnie. Niech każdy decyduje o sobie, bo kto zna Cię lepiej niż Ty sama :) innych nie słuchaj :)
Ten gbs+ wiąże się z podaniem antybiotyku w trakcie porodu i fsktycznie niestety jest dość częsty. Liczylam jednak, że na porodówke pojadę na ostatnią chwilę
A propo ciuszków- nam tez mówili jaka to duża dziewczynka się urodzi- a skończyło się na: 53 cm i 3130- a ja ciuszków na 56 miałam mało :D Więc szykuj na 56 :) U mnie opcja z poradników "po 5 wszystkiego" nigdy by się nie sprawdziło 0 chyba ze pralka chodziłaby non stop. Pajace misie są super. My nawet w zimie używamy do fotelika.
Co do cesarki, ja się kurcze pytam co to za absurdalne dyskusje/sugestie czy jak to w ogóle nazwać, że cesarka to nie poród. To ja się kuzwa pytam CO? Wyrzuty z powodu cc? Wyrzuty niech mają matki co np. piją w ciąży. W życiu nie przyszłoby mi do głowy czuć się gorzej z powodu cc. Nie wstydzę się tez blizny. Ja wybrałam cc- i nie dlatego, że balam się bólu- tylko dlatego, że bałam się komplikacji - po 7 latach staran, poronieniu i in vitro- nie przeżyłabym gdyby coś poszło nie tak. Znam wiele dzieci, które sa ur sn i szczerze to nie wierze w aż tak zbawienną moc tego porodu.
Ta... Anemic ja się dałam na to nabrać na początku,że po cc dzieci mają gorzej (mało spała, kolki itd.) ale po opowieściach różnych znajomych i sluchaniu co się dzieje u sąsiadów za ścianą uważam że mit jest obalony :D poprostu dzieci są różne i tyle :)
Skomentuję pod ostatnim postem, ale odniosę się do poprzedniego. Też całą ciążę chciałam cc a teraz chciałabym spróbować naturalnie. Nie czytaj tych głupot w necie. To, że jest taka "walka" między Mamami cc i sn to tragedia, ale byłam w szoku jak kobiety obrzucają błotem te, które urodziły sn ze znieczuleniem i piszą, żeby nie mówić, że to poród naturalny, bo poszły na łatwiznę tylko drogami natury hahahahah wyobrażasz sobie? Wybierz to co dla Ciebie i Twojego Dziecka jest najlepsze i się nie przejmuj <3 A co do mojej Malutkiej to wczoraj miałam kryzys, ale chyba przez to, że już myślałam że poszybowała na wykresie a tu taki zonk. Najważniejsze, że rośnie po swojej linii :) Już niedługo ją przytulę :)
Poród sn jest lepszy dla dziecka pod wieloma względami. Moim zdaniem o jego rodzaju powinien decydować lekarz, nie matka. Oczywiście jak są wskazania do cc to co innego. Co masz na myśli pisząc, że jak się walczyło długo to co innego?
Niestety, ale przy cc też może pójść cos nie tak, bardzo obrazowo opisywała to mamaginekolog na swoich blogu (nie wiem czy kojarzysz?). Jej wpisy na temat porodu cc i sn bardzo otworzyły mi oczy. Polecam jeśli ktoś nie czytał . Oczywiście to indywidualna sprawa każdej kobiety tak jak kwestia karmienia piersią, więc może na tym zakończymy. :) U mnie teraz jest super. Miło, że pytasz. Zaczęłam 2 trymestr, jestem po badaniach prenatalnych, w końcu odetchnęłam i zaczęłam cieszyć się ciążą i obu tak było do końca :)
Miałam nadzieję, że mnie to w ciąży nie spotka, ale niestety wczoraj wylądowałam na sor. Na bieliźnie pojawiła się brazowawa wydzielina. Stwierdziłam, że nie ma co gdybac, skąd to, tylko trzeba sprawdzić. We Wrocławiu w szpitalu kolejka, więc pojechaliśmy 15 km dalej do Trzebnciy. Tam w zasadzie badanie bez większego czekania. Zrobili ktg i lekarz stwierdził, że występują skurcze, ale i tal muszę jechać do Wrocławia, bo oni talich przypadkow przed 35 tc nie przyjmują. No to z powrotem. Tym razem kolejki brak, ale lekarz bardzo zajęty, więc mogą mnie przyjąć na patologię i tam dopiero zbadać, tylko informuja, że jest świńska grypa. No i co ja miałam zrobić? Przyjęli mnie, znowu zbadali, zrobili ktg. Szyjka długa, zamknięta, usg w porządku, ktg nie skomemtowali, ale zakładam, że znowu wyszło, że macica się kurczy. Pytanie tylko, co to za skurcze? Braxtona Hicksa? Generalnie nic mnie nie boli. Ciekawa jestem, ile będę musiała tu leżeć. Oszalec można, odwiedziny zakazane. Wczoraj też pierwszy raz pociekla mi siara.
Ja miałam skurcze przepowiadajace i to bardzo często, tylko nie pamiętam od którego tygodnia. Trzymam kciuki żeby to nie było nic poważnego i żebyś szybko wróciła do domu.
Ja wczoraj wylądowałam na IP z powodu krwawienia, tak więc łącze się w bólu z Tobą. Teraz też muszę leżeć ale na szczęście w domu. Trzymam kciuki by u żadnej z nas to nie było nic groźnego. Trzymaj się!
Już w domu! Wypisali mnie wczoraj. Mimo że w szpitalu wbrew pozorom nie było tak źle, dobrze wyspać się we własnym łóżku. Z maleństwem wszystko w porządku. Prawdopodobnie pękło jakieś naczynko w szyjce i stąd plamienie, bo poza tym szyjka długa, zamknięta, wody na swoim miejscu, z łożyskiem ok, ktg w normie. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona postawą lekarzy, ponieważ naprawdę potraktowali mnie z należytą uwagą i każdy mówił, że zawsze wszystko lepiej sprawdzić i pojechać na IP o jeden raz za dużo niż o jeden raz za mało.
Mam wyznaczony termin cc na 01.04. Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem to będzie prima apriliska .
Trochę mnie martwią częste napięcia brzucha. Od kiedy wyszłam ze szpitala, zdecydowanie bardziej zwracam na nie uwagę. Wczoraj nawet zaczęłam mierzyć odstępy i wychodziło różnie, w zależności od przyjętej pozycji. Raz były co 12 min., raz co 30 min., potem co 20 min., czasami co 8 min. Są nieregularne i bezbolesne, w nocy nieodczuwalne, bo śpię normalnie, tylko martwi mnie, że nie ustępują, a internety podają, że powinny i norma to do kilkunastu dziennie. Konsultowałam się z ginką. Zaleciła magnez i ewentualnie nospę i powiedziała, że to raczej skurcze przepowiadające, tym bardziej że podczas badania szyjka była długa i zamknięta. Nospa jakoś na mnie nie działa, a magnez też pewnie potrzebuje czasu, żeby się wysycić. Przez to chodzę jak na szpilkach, bo boję się, żeby czegoś nie przegapić. Czy któraś z Was miała podobnie?
Został tydzień, a ja cały czas biję się z myślami, czy nie przesunąć terminu na 08.04. Myślę, że im dłużej mała posiedzi w brzuchu, tym lepiej. Z drugiej strony, jeśli cokolwiek zacznie się dziać w międzyczasie będę skazana na przypadkowy szpital i pewnie poród sn. Niestety we wrocławskich szpitalach obowiązują podwójne standardy i raz się trafi na lekarza, który uzna Twoje wskazania, a może być i taki, który je kompletnie oleje. Nie wiem, co przeraża mnie bardziej: mała krócej w brzuchu, czy poród, na który nie masz wpływu. Mam jeszcze wizytę w środę, więc zobaczymy, czy cokolwiek będzie zapowiadało rozwiązanie, ale jak życie znam, to nie wydarzy się nic, co ułatwi mi podjęcie decyzji. Pomimo moich skurczy szyjka ma ponad 4 cm i jest w pełni zamknięta. Emilka ważyła w zeszły czwartek prawie 3400 g, więc jest już całkiem słusznych rozmiarów. W ogóle z pomiarów ciąża wychodzi na ok. 2 tygodnie starszą niż z daty zapłodnienia .
Podpytywałam na forum o terminy rozwiązań w Medfeminie i w większości przypadków jest to skończony 38 tc, pytałam też o ewentualne problemy z adaptacją i nikt o takowych nie wspominał, w szpitalu na dniach otwartych dopytywałam o statystyki, jak często przewożą maluszki do innych placówek i okazuje się, że rzadko (może 1 przypadek na 2 mc), co pewnie wynika stąd, że przyjmują tam tylko niepowikłane ciąże. I tak sobie kminię od kilku dni, co robić, czytam internety i wcale nie czuję się mądrzejsza.
Nie czuję się kompetentna, by Ci doradzać, choć faktycznie dla maluszka najlepiej by było, by jak najdłużej siedział w brzuszku u mamy. Kiedyś czytałam fajny artykuł medyczny czemu to takie ważne, jak znajdę to podrzucę Ci link. A zmieniając temat - to super, że już niedługo będziesz mogła przytulić maluszka. Aż Ci zazdroszczę! Mój waży niewiele więcej niż kostka masła, więc jeszcze długo muszę czekać :)
O jej! To prawie już! Jak ten czas leci! Ach tego nie zaplanujesz.... Możesz czekać tydzień albo dwa albo i nie doczekać planowanego dnia jak my :) jakąkolwiek decyzję podejmiesz musisz sobie powiedzieć że na ten moment jest to najlepsza decyzja i koniec. Nie roztrzasaj sprawy dalej - wiem że łatwo mi się pisze ale tak mi poradziła psycholog i faktycznie tak jest łatwiej :) trzymam kciuki za szczesliwe rozwiązanie i czekam na radosne nowiny :)
Chyba dopadł mnie jakiś przedporodowy baby blues. Próbowałam wypracować jakiś plan B, na wypadek gdybym chciała poczekać z cc i akcja zaczęła się wcześniej. Wczoraj byłam w jednym z pobliskich szpitali zapytać, czy uznają moje wskazania do cesarki. Otóż nie uznają. Ponownie przekonałam się, że jak nie masz lekarza prowadzącego w szpitalu, to nikt Cię nie potraktuje na poważnie.
W klinice zrobili ktg, mimo że czuję te cholerne skurcze, na zapisie nic nie wychodzi, ginka obejrzała szyjkę, nieznacznie się skróciła, ale nadal prawie 4 cm, na razie wszystko wygląda na pozamykane. Oczywiście nikt nie da mi gwarancji, że akcja nie zacznie się mimo to z dnia na dzień. W poniedziałek możemy przyjść na konsultację i zadecydować, czy chcemy cc tego samego dnia, czy czekamy tydzień. Mam przez to normalnie doła, zamiast cieszyć się, że za chwilę będę mogła przytulić córkę. Natomiast strach przed pozostawieniem kwestii porodu ewentualnemu przypadkowi po prostu mnie paraliżuje. Nie sądzę, żeby w poniedziałek w gabinecie wydarzyło się cokolwiek, co utwierdzi mnie jednoznacznie w danej decyzji, dlatego muszę pójść z jakimś konkretnym nastawieniem. Nie wiem, czy ten stres przez kolejne 7 dni jest warty czekania i czy aby jego wpływ na mnie i małą nie będzie gorszy. A może to po prostu obawa przed życiową zmianą, która może nastąpić w ciągu kilku kolejnych dni?
A jakie masz wskazania? Jeszcze niedawno miałam identyczne dylematy. CC miałam mieć w 39+2 a poród sam zaczął się w 39+1. W szpitalu nie chcieli uznać wskazań, mówili że jeszcze chwila i urodzę i nie ma sensu robić CC, pytali czy chce to CC ja że tak i w końcu zrobili ale narzekali że to nie są wskazania, nie ma tu powodu. Jestem pewna że gdybym nie miała skierowania do CC od lekarza z tego właśnie szpitala to by go nie zrobili. Ja na twoim miejscu bralabym wcześniejszy termin, będziesz spokojna, no i nie będzie SN, uważam że SN trzeba naprawdę być pewnym że chce się go mieć i że się da radę. Olej opinie innych, liczy się dziecko. Mnie nigdy nikt nie pytał jak rodziłam i dlaczego.
Moll, sądziłam, że lekarze uznają stan po leczeniu niepłodności, w przypadku którego zgodnie z zaleceniem PTG powinno się uwzględnić życzenie pacjentki co do sposobu rozwiązania ciąży + papier od psychiatry za wskazanie. Najwyraźniej nie jest to żadne wskazanie. Koleżanka po ivf chodziła do ordynatora oddziału, to nie robili jej problemu z cc. Tradycyjnie podwójne standardy.
Furiatka jeżeli masz od psychiatry to nie ma dyskusji, to jest wskazanie! Popatrz jak to wszystko na Ciebie wpływa... Ja też długo ze sobą walczylam w końcu jak zdecydowałam poczułam ulgę i w dupie mam opinie innych. Jeżeli nie chcesz sn to się nie zmuszaj, tydzień to niewiele. Wczesniaki rodzą się dużo wcześniej i dają radę. No i tak jak piszesz skąd wiesz czy porod nie zacznie się np w poniedziałek wieczorem... Niezależnie od tego jak przyjdzie na świat Twoje dziecko będziesz najlepszą mamą pod słońcem!
Powodzenia!
Emilka przyszła na świat 1.04.2019 o godz. 11:31, 3760 g i 57 cm. Konkretna dziewczyna.
Rano przed cc mieliśmy jeszcze wizytę konsultacyjną, ale pojechaliśmy na nią w 99% zdecydowani, że zostajemy i rodzimy. Na wizycie okazało się, że mała jest owinięta pępowiną, więc tym bardziej stwierdziłam, że nie ma co odwlekać. Cięcie poszło bardzo sprawnie, co prawda, na stole miałam lekki zjazd, ale to podobno normalna reakcja na znieczulenie. Anestezjolog szybko podał efydrynę i potem już było bez niespodzianek. Wyciągnięcie małej nie było w żaden sposób nieprzyjemne, jak uprzedzali. Pokazali mi ją na szybko, potem zabrali do zważenia. Darła się tak, że lekarze śmiali się, że ma 12/10 w skali Apgar . Potem dostałam ją na chwilę na klatę, a później już poszła do taty na kangurowanie. Oczywiście łzy leciały mi ciurkiem i miałam wrażenie, że szycie trwa w nieskończoność. Na sali byliśmy już potem wszyscy razem. Pionizacja po 8 h poszła całkiem sprawnie, gorzej się czułam kolejnego dnia, kiedy trzeba było rano wstać i pójść pod prysznic. Znowu prawie zaliczyłam zjazd, ale już wieczorem chodziłam z mężem po korytarzu w pełnym wyproście. Aż się położne dziwiły. W środę byliśmy z małą już w domu. Od dzisiaj śmigam bez tabletek przeciwbólowych i zupełnie normalnie funkcjonuje.
Poród w prywatnym szpitalu może wydawać się fanaberią, ale to były naprawdę dobrze wydane pieniądze. Czułam, że jesteśmy w dobrych rękach, położne były na każde zawołanie. Mała mogła być przy mnie, a jak chciałam odpocząć zabierały ją na oddział noworodków. Pomagały przystawiać do piersi, przewijać, pierwsza kąpiel z udziałem taty odbyła się również w szpitalu. Choć to zdecydowanie drugorzędna kwestia, jedzenie było przepyszne (menu do wyboru), herbatka/kawka na życzenie, wszystkie środki higieniczne, ręczniki, szlafrok, kosmetyki dla mam i dla dziecka na miejscu. Wizyty patronażowo-kontrolne również są w pakiecie, z tym że na miejscu w szpitalu. Na pewno zapamiętam narodziny naszej córki jako naprawdę wspaniałe wydarzenie.
Mała oczywiście jest rozkoszna, wszyscy mówią, że cały tatuś, choć mamy już nasze pierwsze zmartwienia dotyczące laktacji, ale o tym napiszę następnym razem, bo zbliża się właśnie pora karmienia.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 kwietnia 2019, 16:50
Oooo i na takie wiadomośći czekałam! Te piękne wspomnienia zostaną z Wami do końca życia :) aż mi się łezki w oku kręcą ;) moje dzieciątko przyszło prawie rok temu i odtwarzam ten dzień minuta po minucie uśmiechając się do siebie i wzruszając bez końca :) wszystkiego dobrego dla Was :*
Dzisiaj mijają dwa tygodnie, jak Emi jest z nami. Był to dość trudny czas dla mnie. Baby blues mnie nie ominął, głównie w związku z KP. Początkowo mała miała trudności z przystawianiem się do piersi i kiepsko ssała, bo pokarmu było mało. Nawał przyszedł dopiero w czwartej dobie po wizycie doradczyni laktacyjnej. Trafiłam na rewelacyjną babkę, która w domowych warunkach pokazała mi co i jak. Takie wizyty powinny odbywać się u każdej kobiety w domu po porodzie. Ponieważ Emilka wyszła ze szpitala z lekką żółtaczką powiedziała, że dziecko musi się przede wszystkim "rozjeść", żeby wydalić bilirubinę z kałem i moczem. Zaleciła, żeby karmić piersią i dokarmiać z butelki ściąganym pokarmem i koniecznie budzić małą na karmienie. Żółtaczka sprawia, że dzieci są ospałe, mniej jedzą i tak błędne koło się zamyka. Emilka jest bardzo spokojnym dzieckiem, nawet jak jest głodna, to nie płacze, tylko wkłada rączki do buzi. Nie wiem, czy to efekt żółtaczki właśnie, czy trafiło mi się wyjątkowo spokojne dziecko. Przez to wszystko karmienie jest dla mnie stresujące. Chcę, żeby się najadała, a z tym jedzeniem z cycka to u niej różnie. Trochę je, a potem zasypia i trzeba ją dobudzać zmianą pieluszki, czyszczeniem pępka itp. Skorygowaliśmy pozycję do karmienie na "spod pachy" i przez dwa dni jadła bardzo ładnie, a teraz znowu jakby regres i zasypianie. Przestałam jej podawać butlę, jak ładnie jadła, bo nie chcę jej przyzwyczajać, ale dzisiaj znowu wróciłam do dokarmiania, bo się boję, że nie dojada. Co ciekawe, odnoszę wrażenie, że z butli zje, ile bym jej nie dała, nawet na śpika. Potem o wiele częściej ulewa, co po samej piersi jej praktycznie nie zdarza. Może jednak z butelką się przejada... Doradczyni zasugerowała też, że być może dziecko podczas ssania się męczy i jest to wina wędzidełka. Udało nam się na jutro wcisnąć do chirurga, który specjalizuje się w tej dziedzinie, więc ciekawa jestem, co powie. Grunt, że Emi przybiera na wadze, ale jeżeli karmienie będzie cały czas taką walką, to nie wiem, jak długo dam radę. Może to głupie, ale przykro mi, kiedy nie chce jeść z piersi, a z butelki ciągnie jak smok.
Kochana to normalne że dziecku łatwiej z butli, przy cycu musi się nameczyc żeby się najeść :) ja też nie wspominam tego czasu jako "najcudowniejsze" chwile z moim bobaskiem. Meczylam się strasznie, głównie psychicznie bo Zosia nie najadala się wiec przystawialam częściej żeby było więcej mleka ale to nic nie dało (dzięki temu kto wymyślił mm) ... Byly dni że musiałam ja przystawiac po 15 razy... Czasami jak mnie lapala za cycka to mi tak energia spadała że miałam wrażenie że ktoś mi kabel zasilania odlaczyl. No i tak jak piszesz przysypiala, budzenie nic nie dawalo bo znowu usypiala, a jak ja odkladalam to za pół godziny byl wrzask bo glodna :( Ale cyckowalysmy do skończonego 9 mies., później poczuła inne smaki i cycek jadła dla rozrywki wiec przeszlysmy tylko na mm.
A moja znajoma miała problemy z przystawianiem do tego mały nie chciał ssać i odpuscila. Kupiła laktator (nie reczny) i sciagala pokarm ale to tez było bardzo męczące a wiadomo wygodniej wyciągnąć cyca :D uszy do góry bo na pewno dasz radę :*
Miśkowa, gdyby mała się darła, że jest głodna, to miałabym jakiś sygnał, że nie dojada itd., a ona na jedzenie nie płacze w ogóle, więc trzeba pilnować pór karmienia i to jest walka, bo dziecko śpiące i czuje głód dopiero, jak zwącha mleko. Dzisiaj w nocy znowu z cycka jadła bardzo ładnie, aż za ładnie, bo potem jej się ulewało. A laktator elektryczny kupiłam jeszcze w ciąży i dziękuję niebiosom za ten wynalazek, bo dzięki temu dokarmianie jakoś idzie, nawet stanik podtrzymujący butelki ogarnęłam, żeby mieć wolne ręce, ale jazdy tylko z laktatorem na dłuższą metę sobie nie wyobrażam. No i pytanie jak długo można utrzymać laktację, wyłącznie odciągając pokarm. Chciałabym, żeby do tych 6 miesięcy Emi jadła z cycka, ale nie wiem, czy moja psychika to zniesie. Zobaczymy.
Walcz :) Skoro jest pokarm spróbuj znów przez jakiś czas bez dokarmiania. Jeśli nie ma już żółtaczki, to mała na pewno sama sobie wyreguluje jedzonko.
Co do odciągania - są dziewczyny które i 9 miesięcy walczą z laktatorem i dają radę :D
Racja, odstaw laktator i karm małą normalnie. Moja na początku też bardzo mało piła, przy cycki usypiała po minucie ale widocznie jej to wystarczalo bo przybierala normalnie. Po kilku tygodniach piła już coraz dłużej i więcej, chociaż do dzisiaj każde karmienie trwa max 5 minut a ma już pół roku.
Racja, odstaw laktator i karm małą normalnie. Moja na początku też bardzo mało piła, przy cycki usypiała po minucie ale widocznie jej to wystarczalo bo przybierala normalnie. Po kilku tygodniach piła już coraz dłużej i więcej, chociaż do dzisiaj każde karmienie trwa max 5 minut a ma już pół roku.
Nie martw się, już niedługo mała będzie się domagać jedzenia krzykiem. U nas też tak było. Karmienie na siłę, wybudzanie w nocy, odciaganie pokarmu laktatorem. Ja się niestety poddalam, może za szybko, ale nie miałam gwarancji czy mały kiedykolwiek pociągnie prosto z piersi. Teraz patrząc wstecz żałuję że nie sciagalam mleka dalej, że pozwoliłam laktacji zaniknac. Na początku było to męczące bo prawie wcale nie spałam. To ściąganie w nocy mnie męczyło. Do tego jeszcze nakarmić dziecko, które zamiast jeść, zasypia. Ehh ciężko to wspominam. Ale później godziny jedzenia się unormowaly i wiem że dałabym radę być kpi. No cóż, zmęczenie wygrało i przegrałam walkę o kp. Piszę to, żebyś się nie poddawala jeżeli bardzo chcesz kp. Teraz jest może ciężkiej będzie lepiej, uwierz
Jak dziewczyny pisza, moja Hania tez jak tylko dotknela sutka, zasypiala po dwóch lykach. A w szpitalu nie jadla prawie w ogóle w ciągu dnia. Nasza pediatra mowi,ze laktacja to wlasnie psychika :) Trzymam kciuki za Was
Ale póki co przybiera więc widocznie jej to wystarcza :) spróbuj jechać na cycu, położna na wizytach powinna ważyć małą więc wszystko będzie pod kontrolą. Teraz dzidzus ma jeszcze mały żołądek :) a ta moja znajoma karmila tak 4 miesiące (musiała odstawić bo mały miał azs i jest bardzo alergicznym dzieckiem) i z tego co mi mówiła to w ciągu dnia potrafiła ściągnąć nawet 1,7 litra mleka! No ale też mówiła że to męka była bo ani nigdzie wyjechać no i karmienie z mężem bo ona sciagala a on małego karmil...
Dzięki Dziewczyny za Wasze komentarze. Walka trwa. Wczoraj byliśmy u chirurga i jak tylko nas zobaczył, stwierdził, że zabieg będzie potrzebny, bo Emi ma cofniętą bródkę, czyli wędzidełko ogranicza żuchwę, co powoduje problemy ze ssaniem i w przyszłości może zaburzać rozwój mowy. Po zbadaniu okazało się, że trzeba podciąć podwargowe i podjęzykowe. Zabieg zrobił od razu. Mała zniosła wszystko dzielnie. Gorsze są masaże, które trzeba wykonywać 8 x dziennie przez miesiąc, żeby ścięgna się na powrót nie zrosły. Po powrocie do domu Emilka przystawiła się od razu i ładnie piła, gorzej było wieczorem i w nocy. Ryk przy piersi, za nic nie mogła się przyssać. Coś tam próbowała i w płacz. Lekarz sugerował, że dziecko może nie chcieć piersi po zabiegu i zalecił paracetamol. Podaliśmy, niestety nie pomogło, dzisiaj też o piersi nie było mowy i skończyło się na butli. Nie wiem, czy ją boli, czy jaki czort. Boję się, że jak tak dalej pójdzie, to do cycka nie wróci. Napisałam do lekarza sms, co w takiej sytuacji. Czekam i odciągam. Na szczęście pokarmu nie brakuje. W ciągu 10 min., jak piszę teraz, ściągnęłam 200 ml z obu piersi. Jak nie da rady inaczej, będziemy KPI. Muszę się z tym pogodzić, że czasami głową muru nie przebijesz. Pocieszam się, że za jakiś czas mało kto będzie pamiętał, czym dziecko było karmione. Grunt, żeby było zdrowe i szczęśliwe.
Kurcze oczywiście że kp jest najlepsze ale nic na siłę! Co za różnica jak karmisz ważne że dziecko jest najedzone :) może rzeczywiście ja boli to podciecie, ja nie mam doświadczenia w tym temacie więc nic nie podpowiem... Mam nadzieję że mała jednak wróci do cycusia a jak nie to nie koniec świata. Buziaki trzymajcie się!
Na chwilę obecną jesteśmy KPI. Emilka póki co odmawia piersi. Nie radzi sobie ze ssaniem, bo ranka pod językiem najwyraźniej ją boli. Próbuje chwytać, ale płacze przy tym i nie mam serca jej męczyć. Chirurg twierdzi, że to minie, ale może utrzymywać się nawet do miesiąca. Podobno miał przypadek takiego dziecka, które po tym czasie wróciło do piersi. No nie wiem. Godzę się już z myślą, że laktator będzie moim bliskim "przyjacielem". Póki co robię wszystko, żeby utrzymać produkcję. Ściągam co 2-3 h w dzień i w nocy, do tego robię godzinny power pumping dwa razy dziennie. Już się mocno doedukowałam w temacie. Staram się doszukiwać plusów całej sytuacji: wiem, ile mała je, bardzo ładnie przybiera na wadze, karmienie idzie szybko, odciąganie też średnio trwa 15 min. Najgorsze jest dbanie o cały sprzęt. Mycie i wyparzanie jest najbardziej upierdliwe. Ręce mam zjechane jak zawodowa praczka. Zdecydowanie trzeba mieć duży zapas butelek i optymalnie dwa laktatory. Przeraża mnie też ograniczona mobilność. Jakoś trudno mi jest sobie wyobrazić odciąganie na spacerze, ale może i do tego idzie się jakoś przyzwyczaić. Oczywiście będę walczyć, żeby Emi wróciła do piersi, ale jeśli się nie uda, to włosów z głowy rwać nie będę. Mam fajną położną środowiskową, która utwierdza mnie w przekonaniu, że do wszystkiego trzeba podchodzić zdroworozsądkowo i czasami odpuścić. Nawet jeżeli podcięcie wędzidełka nie poprawi jakości ssania, to na pewno w przyszłości wspomoże rozwój mowy i pozwoli zapobiec wadom wymowy, a więc wszystko dla większego dobra!
Podejście zdroworozsądkowe jest najważniejsze. Super,ze Mala fajnie przybiera. A macie w planie na początku spacery 2-3 godzinne? :D Ogarniecie sie szybko z tym odciąganiem. A Ty jak sie czujesz?
Furiatka fajnie że masz "zdrowe" wsparcie i sama podchodzisz do spraw bez ciśnienia... Każde dziecko jest inne tak jak każda ciąża każda kobieta i każdy porod... Przecież wiesz :) moja położna opowiadała o pacjentce ktora musiała na początku dokarmiac dziecko mm a po 3 miesiącach udało jej się przejść tylko na cycka. Zobaczysz jak sytuacja będzie się rozwijała. Wszystkiego dobrego na te pierwsze Święta we trójkę, dużo radości i spokoju!
Bunny, jasne :) Mam medele swing i freestyle. Najpierw kupiłam swing i jest spoko, ale przy kpi postanowilam kupic drugi, ktory bedzie bardziej kompaktowy i cichy. Ten model freestyle jest super, drogi, ale wart swojej ceny, zwłaszcza, jak ktos czesto odciaga.
Jutro Emilka kończy 4 tygodnie. Zleciało, chociaż dni zlewają mi się w jeden. Mimo że jest do schrupania, przyznam, że czekam na ten czas, kiedy będzie już trochę większa i bardziej świadoma tego, co się wokół niej dzieje. Przygoda z karmieniem trwa. Na chwilę obecną karmimy się mieszanie KP i KPI. Emi wróciła do piersi kilka dni temu. Dawałam jej odciągnięte mleko z butelki, a kiedy chciała jeszcze przystawiałam do cycka i chwyciła. Wzięłam się więc na sposób i najpierw 30 ml w butelce, żeby zaspokoić pierwszy głód, a potem pierś. Teraz idzie już bez butelki, a jak nie chce złapać, daje jej mały palec do possania i wtedy też się przystawia. Gorzej w nocy. Zasada, że dzieci chętniej piją pierś na śpika, kompletnie się u nas nie sprawdza. Cycek nocą jej po prostu nie wchodzi, wieczorem też kiepsko. Postanowiłam więc, że wieczorne karmienia będą KPI, a dziennie KP. Zobaczymy.
Oczywiście mam lekką schizę po przeczytaniu x postów o pobudzaniu laktacji, że po pierwsze primo ona z cycka się jednak nie najada, bo jednak zdarza jej się odpłynąć podczas jedzenia (przy butli to się nie zdarza), po drugie primo, że jak będę ją przystawiać co 3-4 h, jak jest głodna, to ograniczę ilości mleka. Z laktatorem wg teorii należy biegać co 2 h w dzień i co 3 h w nocy, inaczej po stabilizacji ilość pokarmu może znacząco spaść. Dziecka tak często przystawiać się nie da, skoro nie jest głodne... Z drugiej strony wydaje mi się, że dziecko jednak inaczej stymuluje laktację niż maszyna. Potrafię nakarmić młodą (słyszę, że łyka często, więc zakładam, że je sporo), a potem ściągnąć jeszcze 150 ml mleka. Jak to u Was jest z karmieniem? Wybudzacie, czy pozwalacie dzieciaczkom samemu regulować sobie przerwy? U nas przez żółtaczkę ważne było regularne jedzenie i tak sobie jakoś zakodowałam, że teraz mam stresa pozwalać jej spać dłużej. Poza tym dobowo musimy wyrobić się z liczbą masaży po podcięciu wędzidełka, co też trochę utrudnia. Odliczam dni, kiedy rehabilitacja się skończy.
Ja tylko KP, po cc. W szpitalu Hanka zasypiaka przy piersi w ciągu dnia, jadła w nocy. Laktacja i tak się uruchomiła. No i miałyśmy zoltaczke w 3dobie. W domu pies ciumciala i zasypiala przy niej, w pewnym momencie mniej przybrała i położna kazała karmić z uwagą, czyli jak przysypiala to ja wybudzalam. Nigdy nie wybudzalam zdrzemek, ani w nocy. Tzn tylko przy kryzysie lakt. W 4msc, jak w ciągu dnia prawie nie jadła to po położeniu spać wieczoren tak po 30 min ja wybudzalam. Moja szeagierka kpi dwie córki po 12msc. Dacie radę
A dziwisz się że jak jest jej mieciusio, cieplusio i jeszcze czuje Twoj zapach to się uspokaja i zasypia? :) butla to nie to samo. Ja miałam wrażenie że w pewnym momencie siedzę cały czas z cyckami na wierzchu a i tak nie udało mi sie pobudzić laktacji na tyle żeby nie musieć dokarmiac mm (kilka dni było że wieczorem nie dawalismy butelki). Fajnie ze nie musisz podawać mieszanki :) dla mnie byłby to ogromny sukces. A jeśli dobrze pamiętam to właśnie w piatym tyg czeka was skok rozwojowy i kryzys laktacyjny więc pewnie Mała będzie częściej chciała jeść :)
Emilka kończy dzisiaj 6 tygodni. Trudno mi ocenić, czy ma już za sobą pierwszy skok rozwojowy. Na pewno jest już bardziej świadoma otoczenia, mniej śpi, więcej chce na rączkach. Ogólnie przylepa z niej i często nie daje się odłożyć, nawet jak już słodko śpi po karmieniu. Najchętniej drzemie na rogalu przy mamie . Jeśli chodzi o karmienie, to aktualnie jesteśmy tylko KP. Odstawiłam butlę i będziemy obserwować, jak przybiera. Trochę mi to karmienie jednak spędza sen z powiek. Wędzidełko już się prawie zagoiło, za dwa dni kończymy masaże, ale od jakiegoś tygodnia mała gorzej przystawia się do piersi. Podczas karmienia słychać coś ala klaskanie językiem, jakby się rozszczelniała. Dodatkowo w jednej piersi po karmieniu brodawka jest delikatnie spłaszczona. Coś jest nie tak, ale trudno mi stwierdzić co. Tym bardziej że jest to tylko prawa pierś i wcześniej takich objawów, nawet przed podcięciem, nie było. W internetach piszą, że to są wynik krótkiego wędzidełka, które u niej zostało podcięte, więc nie mam już pomysłu. W czwartek mamy wizytę u neurologopedy. Może coś poradzi. Przez to wszystko praktycznie każde karmienie jest dla mnie stresem. Czy się dobrze przystawi, czy się naje. Myślę, czy z KPI nie byłoby mi jednak łatwiej...
Dobrze czytać że u Was ok :) co do karmienia to może skonsultuj się z kimś... Przychodzi do Was jeszcze położna? A może masz poradnie laktacyjna. Mi się wydaje ze z tym karmieniem to zawsze są dylematy i nigdy nie wiadomo co zrobić żeby było dobrze :/
Emilka wczoraj skończyła 7 tygodni. Przez tydzień zdążyliśmy odwiedzić: neurologopedę, fizjoterapuetę, doradcę laktacyjnego i jutro mamy jeszcze chirurga. Bilans jest następujący: neurologopeda stwierdził, że wędzidełko się zrosło i trzeba ponownie podciąć, poza tym brzuch jest słaby i jest asymetria ułożeniowa. Fizjoteraupeta potwierdził i zalecił jedno ćwiczenie metodą Vojty, więc ćwiczymy. Doradczyni laktacyjna stwierdziła, że dźwięki, które Emi wydaje podczas picia wynikają z nieprawidłowej pracy języka przód- tył zamiast góra-dół. Broni się w ten sposób przed dużą ilością mleka i wypracowuje nieprawidłowy odruch ssania. Podawaliśmy jej butelkę medela calma, jak się odstawiła od piersi, i obawiam się, że to jest przyczyna. Wcześniej ssała ładniej. A niby taka super ta butelka, że nie zaburza odruchu ssania... Zaproponowała pozycje do karmienia "pod górkę", przez co KP aktualnie jest dla mnie walką, żeby małą przystawić. Mi jest niewygodnie, ona zapada się w cyca i po chwili zasypia, ja się pocę, bo mała grzeje jak farelka. No hardcore jakiś. Jak się zbliża pora karmienia to przechodzą mnie ciarki. Nie mogę jej za bardzo pozwolić pić, jak jej wygodnie, bo utrwala sobie wtedy ten zły wzorzec i już mam wizję, że nie będzie potrafiła jeść pokarmów stałych, będzie miała wadę zgryzu i będzie seplenić. Czasami i tak karmimy się po staremu, bo nerwy mi siadają i wolę, żeby się najadła. CDL doradziła wieczorem podawać butelkę z dynamicznym smoczkiem, żeby wzorzec picia przeniosła na pierś. Byłam taka spokojna, jak jej ją dawałam. Ona się najadła, ja miałam spokojną głowę, że jest najedzona. Potem w nocy z piersi jadła bardzo ładnie, ale w dzień zazwyczaj są nerwy. Stwierdziłam, że daje sobie kilka dni na podjęcie decyzji, czy przechodzimy na KPI. Zobaczymy, co jeszcze powie chirurg, czy faktycznie trzeba będzie podciąć ponownie. Pierwotnie termin mieliśmy na 19.08, tak oblegany jest ten lekarz, ale ktoś zrezygnował i udało się na jutro! Czuję jakąś taką presję z tym KP, tym bardziej że jeśli zmienimy sposób karmienia, to będzie to moja decyzja, a nie siła wyższa i jakoś mi z tym nie do końca dobrze. Wiem, że za bardzo to rozkminiam, ale mam poczucie winy, że za łatwo się poddaję. Z drugiej strony chciałabym się cieszyć macierzyństwem, które nie kręci się tylko i wyłącznie wokół karmienia.
Wiesz, moim zdaniem przy KP najgorzej jest mieć poczucie winy. Moim zdaniem w dzień zawsze gorzej bo Ty się denerwujesz. Rozumiem te nerwy, jak Hanka miała kryzys laktacyjne w 4msc to ja już rano zaczynałam wpadać w histerie jak przetrwamy karmienie. Czasami butelka jest rozwiązaniem- właśnie dlatego żeby cieszyć się macuerzynstwem i spokojem. Nie daj się zaszczuc- karm tak jak wam pasuje.
Dokładnie tak jak pisze anemic! Wokół KP narosla jakaś niezdrowa atmosfera (sama miałam poczucie winy że dokarmiam dziecko mm i nie mam wystarczająco własnego mleka). Zobaczcie co jutro wam powie chirurg. Poza tym pokarm masz a co za różnica czy z cyca czy z butelki... Pamiętaj że szczęśliwa Mama to szczęśliwe dziecko :)
Dokładnie tak jak pisze anemic! Wokół KP narosla jakaś niezdrowa atmosfera (sama miałam poczucie winy że dokarmiam dziecko mm i nie mam wystarczająco własnego mleka). Zobaczcie co jutro wam powie chirurg. Poza tym pokarm masz a co za różnica czy z cyca czy z butelki... Pamiętaj że szczęśliwa Mama to szczęśliwe dziecko :)
Dokładnie tak jak pisze anemic! Wokół KP narosla jakaś niezdrowa atmosfera (sama miałam poczucie winy że dokarmiam dziecko mm i nie mam wystarczająco własnego mleka). Zobaczcie co jutro wam powie chirurg. Poza tym pokarm masz a co za różnica czy z cyca czy z butelki... Pamiętaj że szczęśliwa Mama to szczęśliwe dziecko :)
Chirurg potwierdził diagnozę neurologopedy. Wędzidełka się zrosły, więc podcięliśmy ponownie. Znowu miesiąc masażotortur i wcale nie ma gwarancji, że nie zrosną się ponownie. Emi tym razem się nie odstawiła od piersi, ale poprawy w jakości ssania nie widzę. Nadal chwyta pierś płytko i rozszczelnia się podczas picia. Neurologopeda kazała masować, jak chirurg przykazał i przystawiać "pod górkę". Efekt jest na razie marny. Ja widzę problem jeszcze w cofniętej bródce, która nie pozwala małej dobrze chwycić. Emilka zamiast szeroko otwierać buzię, zasysa wargi do środka. Nie wiem, czy jesteśmy w stanie to skorygować. Będę dzwonić do neurologopedy w piątek. Po wizycie miałam takiego doła, że nie mogłam przestać ryczeć. I teraz sama już nie wiem, co lepsze. Picie z piersi rozbudowuje mięśnie żuchwy, co u Emilki jest wskazane. Tylko że ona nie ssie dobrze, więc trudno powiedzieć, jaki może mieć to wpływ na dłuższą metę. Dając jej butelkę z dynamicznym smoczkiem, jesteśmy w stanie skorygować ułożenie warg. Jak pije z butli, nie chrumka. Tylko znowu żuchwa pracuje słabiej. I weź tu człowieku znajdź złoty środek. Mąż mi mówi, że nauczy się i poprawi technikę. No nie wiem, może jak będzie większa, na razie jakoś tego nie widzę, a do tego czasu osiwieję. No więc siedzę właśnie po kp, przy którym oczywiście chciało mi się płakać, bo pomimo zalecanej pozycji nie piła dobrze, i odciągam, bo wypiła z jednej piersi. Ona spokojnie zjadłaby więcej, ale się męczy przy cycku, daje za wygraną i zasypia. Mam ochotę obrzydzić jej cycka, żeby już nie chciała z niego pić. Jestem straszna.
Mi powiedziała osteopatka że mały źle układa język i pewnie dlatego nie potrafił załapać piersi. Dodatkowo właśnie górną warge zasysał do środka, dolna ładnie wywinieta. Niestety tak zostało mu do dziś, mimo że próbowałam korygować. Z wędzidełkiem nie miał problemów.
Po masażu u osteopaty, zaczął układać język poprawnie, już nie mlaskal tak przy piciu. No ale na powrót do kp było już za późno. Dodatkowo osteopata jest też fizjoterapeuta i stwierdziła lekką asymetrie i napięcie mięśniowe. Niestety u dzieci po cc jest trochę więcej pracy, choć nie zawsze i nie u każdego. Teraz już jest z małym wszystko ok, pięknie nadrobil zaległości. Może też wybierz się do dobrego osteopaty? Albo fizjo?
Przepraszam poprzedniczke ale jak czytam że z dziećmi po cc jest wiecej pracy to coś mi się robi... Przecież od cc dziecku nie zrasta się wedzidelko ani nie robi się asymetria! Takie same problemy mają dzieci urodzone drogami natury... Uff... Kurcze Furiatka ja nie miałam takich problemów i nie wiem co Ci doradzić, nie jestem też w temacie i nie wiem jak butelka rzeczywiście tak negatywnie wpływa na zuchwe... Ale widzę jak się meczysz z tym wszystkim. A lekarze mówią że jak dziecko dostanie butelkę to będzie tragedia? Mam znajomą ktorej dziecko też mialo podcinane wedzidelko i od początku jest na butelce (cyca miało w ustach może kilka razy) i wszystko jest ok ale wiadomo każdy przypadek jest inny...
Miskowa zauważ, że napisałam "Nie u wszystkich " dzieci po cc ... Piszę tylko to co sama usłyszałam i Noe miałam w tym momencie wedzidelka na myśli.
Problemy z kp były u nas akurat z innej przyczyny
Dziewczyny, z tym cc i sn to, jak piszecie, bywa różnie. Znam dzieci po sn, co wymagają rehabilitacji i dzieci po cc, którym absolutnie nic nie dolega. Nie ma reguły. Wczoraj miałam normalnie taki mega baby blues, że hej, dzisiaj juz trochę lepiej.
Miskowa, pewnie się wkrecam z ta zuchwa przesadnie, bo tylozuchwie u niemowlat jest zjawiskiem fizjologicznym i powinno ustąpić. Tylko chirurg mi tak nagadal, że się przyjęłam. Ja w butli nie widzę absolutnie nic złego, podobnie w mm. Tylko dla dziecia chciałabym jak najlepiej. Mama mi tłucze do głowy, że takie choroby to żadne choroby i ma rację, bo ludzie mają o wiele większe zmartwienia. Z tym że ja już mam taki charakter, że wszystko biorę przesadnie serio, od razu grzebie w internecie itp.
Swoją drogą wiecie, że w ciąży podejrzewałam u siebie białaczkę. Hematolog nie podobały się moje wyniki, bo we krwi miałam sporo niedojrzalych komorek, czyli odmlodzil mi się szpik. Niby kazała się nie przejmować, ale zasugerowała dalsza diagnostykę po ciąży. Oczywiscie juz najczarniejsze scenariusze. Po czym zrobilam morfologie i wyniki mam dobre jak nigdy przedtem. Wszystko wróciło do normy. Także tak, ciężki ze mnie przypadek.
Z tym kp jeszcze zobaczę co i jak, ale mordować się nie będę. Dzięki za słowa wsparcia .
Taaa... Uwierz mi że rozumiem Cię w 100%. Ja też przejmuje się zbyt wieloma sprawami - większość z nich to oczywiście pierdoly ale lubię mieć rękę na pulsie i wolę dmuchać na zimne... Pamiętaj że jeszcze u Ciebie dochodzą szalejace hormony więc jest 50 razy trudniej niż normalnie... Trzymaj się ciepło :*
W piątek minął nam tydzień, jak jesteśmy kpi. Po kolejnym nocnym kryzysie wstałam rano i stwierdziłam, że tak dalej się nie da. Mega mi ulżyło, jak powiedziałam sobie dość. Ustaliłam harmonogram ściągania na 9 sesji dziennie i wychodzi mi ok. 1,2 l mleka na dobę. Emilka póki co tego nie przejada, więc zapasy w zamrażarce rosną, a ja czuję wreszcie wewnętrzny spokój. Życie z laktatorem nie jest łatwe, bo wszystko trzeba robić z zegarkiem w ręku, ale z drugiej strony dzięki temu jest rutyna i dzień musi być dobrze poukładany. Przełamuję swoje opory i staram się ściągać bez względu na sytuację. Ostatnio zrobiłam godzinny tzw. power pumping w aucie w galerii handlowej. Nie było źle . Dzieć jest w miarę spokojny i przewidywalny, dlatego sesje nie są jakimś wielkim do zorganizowania przedsięwzięciem. Małż wspiera. Chciałabym karmić swoim mlekiem min. do 6 mcż. Zobaczymy, czy się uda.
Byłyśmy też ostatnio na pierwszych szczepieniach i pediatra poniekąd ochrzaniła mnie za podcinanie wędzidełka. Powiedziała, że to teraz jakaś moda i gdyby to było decydujące w przypadku problemów z wymową, to połowa starszej populacji miałaby wady, bo kiedyś w ogóle się na to nie zwracało uwagi. Pochwaliła decyzję o kpi, stwierdzając, że niektóre dzieci po prostu nie potrafią ssać efektywnie i powiedziała, żeby też nie bać się MM. Spoko babka.
Pierwszy pozytywny wpis od dawna. Właśnie kończę nocną sesję i idę w kimono .
Czuję zupełnie inne emocje w tym wpisie! Cieszę się :) najważniejszy jest luz i to że mąż Cię wspiera. Mój cisnal na cyca i na początku miałam wyrzuty... Jak coś zjadłam zakazanego przez polozna też patrzyl krzywo. Super ze masz takie wsparcie :)
Czas zapierdziela. Zaraz minie miesiąc, jak jesteśmy kpi, a Emila będzie miała 3 miesiące. Laktator wyznacza nam rytm dnia, ale dzięki niemu jestem mega dobrze zorganizowania i nie marnotrawię wolnego czasu. Dobowo ściągam teraz ok. 1,4 l, mała przejada góra 1 l dziennie, więc mam spore nadwyżki. Aktualnie prawie 17 l mleka w zamrażarce. Jedną szufladę oddałam już przyjaciółce na przechowanie, ale znowu kończy mi się miejsce. Myślę o jakiejś wolnostojącej używanej zamrażarce, bo zapasy powiększają się z tygodnia na tydzień. W piątek jedziemy do Pragi na koncert Backstreet Boys . Tzn. ja z kumpelą idziemy na koncert, a małż będzie pilnował Emi. To będzie prawdziwy test, jeśli chodzi o ściąganie w miejscach publicznych .
A tak poza tym Emilka jest cudowna, jest taką straszną śmieszką i gadułą. Sama słodycz. Zostały nam 2 dni masażu wędzidełka. Jak te tortury się skończą, będę przeszczęśliwa. Oczywiście rozkmin na tapecie nie brakuje. Ostatnio zastanawiała mnie zielona kupa. Tak sobie rozmyślam, skąd ten kolor. Być może od antybiotyku i leków przeciwbólowych, które ostatnio zażywałam, bo ząb nie dawał mi żyć. A druga rzecz to wyginanie się w c, które ostatnio się młodej zdarza. Już zaczynam się zastanawiać, czy to nie przypadkiem wzmożone napięcie mięśniowe, bo rączki też miewa zaciśnięte w piąstki, aczkolwiek otwiera je bez problemu. Jak jest zrelaksowana to nie zaciska, więc chyba nie ma powodu do zmartwień. Jakiś czas temu byliśmy u fizjo i mówiła, że napięcie ok, ale nie wiem, czy to się może z czasem zmienić? Podobno dłonie zaciśnięte w piąstki do 3 mź to norma, a mostkowanie też bywa przejściowe. Macie jakieś doświadczenie w temacie?
Jeśli fizjo i lekarz mówia że jest okej to nie szukaj na siłę :) ma prawo zaciskać piąstki , a wyginanie moze być spowodowane chociażby lekkim refluksem/zgagą. Z mlekiem zastanów się co chcesz robić bo masz już spore zapasy a nie można tego przechowywac w nieskończoność. Chyba max pół roku i to w -20stopni. Nie pamiętam już prawdę mówiąc... Źle wspominam czas kpi. Z wiekiem dziecko też ma inne potrzeby więc rozmrażanie obecnego mleka dla dziecka np. 8-9 miesięcy nie pokryje jego bieżących potrzeb. A z praktycznych rzeczy to mrożenie woreczków z mlekiem na leżąco pozwala zmmiescic więcej w szufladzie ;) niby rzecz oczywista ale bardzo wiele osób odruchowo mrozi woreczek na stojąco
Myślę,ze mamy kpi maja po prostu więcej pokory bo trudna droga za Wami. Ja szczerze podziwiam bo jakbym miała ściągać pokarm to chyba bym sie poddala.
A co u Was? Jak sie udał koncert?
Emilka skończyła 3 miesiące, więc wzorem tutejszych koleżanek postanowiłam zrobić małe podsumowanie zdobytych umiejętności malucha
Emilka potrafi:
- głużyć - straszna z niej gaduła i zaczepiara
- uśmiechać się - w zasadzie śmieje się cały czas, jak tylko zwraca się na nią uwagę
- zdarza się jej już też sporadycznie głośno śmiać
- chwytać zabawki i pakować je sobie do buzi, rączki też non stop w buzi
- jakieś dwa dni temu odkryła swoje kolanka i łapie się za nie
- ładnie trzymać główkę w leżeniu na brzuchu
Poza tym jest bardzo towarzyska i najlepiej, żeby ktoś obok niej cały czas siedział i zabawiał .
Trochę mnie niepokoi, że często jej się zdarza przewracać z brzucha na plecy na jedną stronę. Jak gdyby po jednej stronie była bardziej spięta. Leżąc na brzuszku, wierzga też dość intensywnie jedną nóżką. Nie wiem, czy to normalnie, czy może warto by to skonsultować z fizjoterapeutą. Wyginanie w c już mnie tak nie niepokoi, bo robi to już rzadziej i ewidentnie wtedy, kiedy jest zmęczona i najchętniej poszłaby spać, a nie może sobie znaleźć pozycji.
Ja natomiast od porodu mam problem z drętwiejącymi dłońmi. Opuszki w środkowych palcach jakby cały czas były porażone. Zaczęło się od noszenia małej i tu upatruję przyczynę. Pytanie, z kim to ewentualnie skonsultować. Z neurologiem? Fizjoterapeutą?
To juz trzy miesiące?!kiedy to minęło? Brawa dla Emilki. Słuchaj, a moze taka zbieżność, ze zazwyczaj z tej jednej strony ma jakieś zabawki i to ja motywuje do obrotu w dana stronę? Dla swojego spokoju umówiłabym sie do fizjo.
Rozwój idealnie prawidłowy :) twój przypadek drętwienia raczej z neurologiem. Rodzinny cię pokieruje jak powiedzcie czym rzecz. Ja mam sztywnienie kostek stop po ciąży- samo mija ale baaardzo powoli
Furiatko teoretycznie każdy żłobek jest od 4 miesiąca życia. to pozostałość z czasów kiedy urlop macierzyńskiyński wynosił 3 miesiące. Wbrew pozorom to nie było aż tak dawno temu ;) kiedy ja wchodziłam na rynek pracy było właśnie jeszcze 3 miesiące. Szwagierka ma 6 letnią córeczkę i ona miała 6 miesięcy urlopu macierzyńskiego. Tak więc jak widzisz roczny urlop to serio nowość chodc już tak dobrze zakorzenienil się w świadomości ludzi ;) . w praktyce jednak nie spotkałam się żeby ktoś obecnie oddał do żłobka tak małe dziecko. Najmłodsze o jakim słyszałam do 7 miesięcy.
Moja córcia też miała swoją ulubioną stronę ale wtedy poprostu dawałam jej ciekawe zabawki z tej drugiej i to pomogło :) to chyba nie jest jakaś wada wydaje mi się że idą sobie na łatwiznę :D co do dretwien to może wybierz się do rodzinnego to Cię pokieruje, to może być efekt znieczulenia albo coś gdzieś uciska i tak się to objawia...
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
Ja bym kupiła pajacyk pluszowy/dresowy rozmiar 56, w większym na początku się utopi :) do tego kocyk i spokojnie wystarczy
Super że wszystko dobrze! Ja patrząc na mojego 10-miesięcznego szkraba czasem nie wierzę, że ten mały człowiek to moja córka :) Co do cc... jak pewnie czytałaś też biłam się z myślami. Finalnie okazało się, że mamy położenie pośladkowe więc będzie cc choć papier od psychiatry też miałam w kieszeni - przez mój lęk przed porodem ale i tak czułam się dziwnie bo jak to cc? przecież to nie poród! Potem okazało się, że dobrze że miałam ten papierek bo podobno (w zależności na jaki personel się trafi) próbują odwrócić bobasa żeby był naturalny. U nas Mała była owienięta pępowiną więc kto wie co by to było. CC nie żałuję, czasem coś mi doskwiera ale skąd mam pewność że po naturalnym wszystko byłoby ok? Sama moja położna (namawiając mnie na wizytę u psychiatry) mówiła, że niektóre kobiety są po naturalnym zmasakrowane bardziej niż po cc. Moim zdaniem, jeżeli czujesz że to dla Ciebie najlepsze wyjście to tak zrób (ewentualnie poszukaj prywatne szpitala do naturalnego). Co do ubranek, ja kupowałam wszystko od 62 cm w górę. Miałam kilka 56 ale ich nie ubrałam - po pierwsze były za małe a po drugie jak się nie ma wprawy to nieco większe ubiera się łatwiej:) Nasz bobas urodził się w połowie kwietnia i miałam dla niej ciepłe (pluszowe) śpiochy (można pajaca, chyba są na wyprzedaży w smyku teraz) i polarek... śpiochy ubrałam raz a polarek kilka. Moja rada - nie kupuj za dużo, w dzisiejszych czasach wszystko jest pod ręką w razie czego wyślesz męża albo zamówisz w necie :) Natomiast coś mega przydatnego to duży (120x120) muślinowy kocyk. przydał się do okrywania dziecka latem, ścielenia na przewijaku u lekarza, osłaniania wózka i nosidełka od słońca, okrywaniu siebie przy karmieniu cycem itd.
Super że wszystko dobrze! Ja patrząc na mojego 10-miesięcznego szkraba czasem nie wierzę, że ten mały człowiek to moja córka :) Co do cc... jak pewnie czytałaś też biłam się z myślami. Finalnie okazało się, że mamy położenie pośladkowe więc będzie cc choć papier od psychiatry też miałam w kieszeni - przez mój lęk przed porodem ale i tak czułam się dziwnie bo jak to cc? przecież to nie poród! Potem okazało się, że dobrze że miałam ten papierek bo podobno (w zależności na jaki personel się trafi) próbują odwrócić bobasa żeby był naturalny. U nas Mała była owienięta pępowiną więc kto wie co by to było. CC nie żałuję, czasem coś mi doskwiera ale skąd mam pewność że po naturalnym wszystko byłoby ok? Sama moja położna (namawiając mnie na wizytę u psychiatry) mówiła, że niektóre kobiety są po naturalnym zmasakrowane bardziej niż po cc. Moim zdaniem, jeżeli czujesz że to dla Ciebie najlepsze wyjście to tak zrób (ewentualnie poszukaj prywatne szpitala do naturalnego). Co do ubranek, ja kupowałam wszystko od 62 cm w górę. Miałam kilka 56 ale ich nie ubrałam - po pierwsze były za małe a po drugie jak się nie ma wprawy to nieco większe ubiera się łatwiej:) Nasz bobas urodził się w połowie kwietnia i miałam dla niej ciepłe (pluszowe) śpiochy (można pajaca, chyba są na wyprzedaży w smyku teraz) i polarek... śpiochy ubrałam raz a polarek kilka. Moja rada - nie kupuj za dużo, w dzisiejszych czasach wszystko jest pod ręką w razie czego wyślesz męża albo zamówisz w necie :) Natomiast coś mega przydatnego to duży (120x120) muślinowy kocyk. przydał się do okrywania dziecka latem, ścielenia na przewijaku u lekarza, osłaniania wózka i nosidełka od słońca, okrywaniu siebie przy karmieniu cycem itd.
Cieszę się że u Was wszystko dobrze Co do ubranek, to zależy od wielkości dziecka. Ja miałam mnóstwo ciuchów od rozmiaru 50 A i tak szybko dokupowalam 44 dla mojej kruszynki. Najdłużej uzywalismy rozmiaru 56 właśnie. Później to średnio co miesiąc rozmiar w górę. Na wiosnę napewno przydadzą się body z długim i krótkim rękawem. Półśpiochy, pajace i kombinezon pluszowy, nie taki typowo na zimę. Czapeczki tylko wiązane, bo pokreci kilka razy głową w wózku i uszy odkryte. Kombinezon kup większy bo łatwiej będzie się zakladalo i wystarczy na dłużej. Spokojnie możesz z tym poczekać do porodu moim zdaniem. Co do wyboru cc to olej swoje wyrzuty sumienia. Pomyśl, że robisz to dla swojego i dziecka dobra. Ja na ostatnią chwilę zdecydowałam że chcę cc, właśnie że względu na zdrowie synka