Koleżanka z pracy powiedziała mi, że ciąża to był jej najlepszy czas w życiu i żebym korzystała z niego i celebrowała go. Miała rację. Czuję się jakbym sama była w jakimś ochronnym pęcherzu płodowym - wszyscy są dla mnie niesamowicie mili, dbają o mnie i uważają, często wręcz wyręczają z najprostszych czynności. Jest jakaś magia, jakieś sacrum otaczające ciężarną. Do tego sama w sobie czuję się niesamowicie spokojna - może nie jestem przysłowiową oazą spokoju, ale kto mnie znał przed ciążą, ten wie, że potrafiłam być niezłym nerwusem, a teraz chillout. No i My, to znaczy ja i K - nigdy nie było między nami tak dobrze jak teraz, nigdy nie byliśmy tak szczęśliwi jak teraz. A On - wiedziałam od zawsze, że to dobry i odpowiedzialny człowiek, ale nie spodziewałam się takiej opiekuńczości i czułości. Niedawno przyniósł po pracy dwa goździki - czerwony i różowy - jeden dla mnie, drugi dla Robala w brzuchu Specjalnie nauczył się gotować dla mnie zupy - bo tylko to swego czasu nie wywoływało u mnie zgagi. Sprząta, zmywa naczynia - wszystko to sam z siebie i bez słowa skargi czy zniechęcenia. Odwozi mnie wszędzie i przywozi samochodem. Ja też staram się być dla niego dobra i wyrozumiała, przyznam że mój spokój bardzo w tym pomaga
Ale żeby nie było - nie jest zawsze tak błogo. Jak to w ciąży - przeżyliśmy swoje chwile grozy, np. przy apogeum mojego przeziębienia, kiedy to K, by wzmocnić efekt inhalacji, nalał chyba pół butelki kropli na ręcznik na kaloryferze i prawie się zadławiłam i zadusiłam od tego ostrego zapachu w nocy. Rano przyjrzeliśmy się buteleczce, a tam napis: NIE STOSOWAĆ W CZASIE CIĄŻY. Więc pomyłki, większe i mniejsze strachy zaliczone.
W pracy jest średnio. Nie jest ciężko, ale samo w sobie chodzenie do niej również w weekendy jest uciążliwe, do tego zaczęła się sesja na studiach, a jestem ogromnie przemęczona. Czasem chodzę do lekarza po L4 na kilka dni i zbieram siły w domku. Mój mąż wspaniały, bardzo mi pomaga i muszę powiedzieć, że jestem bardzo ale to bardzo szczęśliwa. Człowiek chyba za rzadko się do tego przed sobą przyznaje kiedy jest mu naprawdę dobrze, potem zapomina jak to było i sądzi, że nigdy nie był szczęśliwy. Ja sobie ten pamiętnik zachowam i kiedyś przeczytam jak mi będzie źle.
Nie wiem czy pisałam, ale Antek bardzo szaleje. Pierwsze ruchy zaczęłam odczuwać jeszcze na początku grudnia, ale to były takie pojedyncze smyrania. Pary nabrał - chyba od świeżego powietrza - tuż przed sylwestrem jak wyjechaliśmy w pobliskie góry. Chodziliśmy trochę po szlakach, dotleniło się dziecko i zaczęło dokazywać dość ostro. Od tej pory nie mogę zbyt długo siedzieć nachylona do przodu, bo zaraz mnie kopie, żebym się wyprostowała. W pracy mam już monitor komputera na skraju biurka, a krzesło odchylone do tyłu na maksa. Śmiesznie tak muszę wyglądać. Podczas tych wycieczek po górach zaczęłam odczuwać silne kłucie tuż nad kością łonową - prawdopodobnie wtedy obrócił nam się Robal główką do dołu i od tej pory tak już sobie siedzi.
Z prozy życia - coraz więcej wydatków i to nie związanych z dzidziusiem. Musieliśmy wpłacić spory zadatek na kuchnię do naszego przyszłego mieszkania. Lada dzień będziemy musieli zrobić to samo z firmą zajmującą się łazienkami, bo deweloper kończy instalacje na naszym piętrze i potem będzie ciężko o zmiany... Z nieprzyjemnych rzeczy jeszcze - byłam dziś w szpitalu dowiedzieć się i zapisać do szkoły rodzenia. Zostałam potraktowana okropnie przez dyżurującą położną, widocznie przeszkodziłam jej w nic-nie-robieniu. Zbyła mnie i odesłała do strony internetowej szpitala. Niestety - to, że się pofatygowałam tam osobiście, nie miało dla niej znaczenia, nie udzieliła mi praktycznie żadnych wyjaśnień i była wyraźnie zniecierpliwiona. Rodzić tam i tak nie będę. Nie wiem jeszcze gdzie, ale na pewno nie w tym szpitalu, za dużo zresztą afer było tam w ostatnim czasie. Widać nawet to wiele nie nauczyło personelu.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 lutego 2014, 20:08
Tak więc polecam pływanie wszystkim dziewczynom, którym doskwiera już ciężar brzucha!
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 lutego 2014, 10:20
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 marca 2014, 11:31
Lekarz, do którego pójdę, podczas rozmowy telefonicznej, gdy naświetliłam mu podejrzenia, jakie ma inny lekarz co do mojej ciąży, bez owijania w bawełnę powiedział: możemy pomierzyć dzidziusia jeszcze raz, ale ponieważ jest to już dość późna ciąża, wyniki mogą być niedokładne. Do tego - cokolwiek zobaczymy, możemy gdybać, ale w tym momencie jest już za późno, by cokolwiek stwierdzić lub wykluczyć na pewno. Do 20 tyg był czas na badania z krwi, które diagnozują wady w dokładności do 97%. Teraz już niczego się nie dowiemy aż do porodu.
No więc ja sobie myślę tak: dlaczego moje dziecko akurat miałoby być chore? Nie wolno mi tak myśleć! Nic jeszcze nie wiadomo, a wielowodzie(jeśli jest) w 50% przypadków nie oznacza niczego złego. Krótsza kość udowa - zdarza się i dzieci rodzą się zdrowe. Co prawda oba wskaźniki razem powodują u mnie stres i koszmary, ale może co za dużo myślenia to nie zdrowo. Przede wszystkim muszę wyciągnąć od mojego ginekologa najbardziej dokładną dokumentację jaką ma z badania USG genetycznego między 11 a 13 tygodniem. Tam muszą być jakieś pomiary, no bo na jakiej podstawie stwierdził, że wszystko ok? Z tym pójdę do tego trzeciego lekarza. Jeżeli potwierdzi, że badanie zostało zrobione prawidłowo a wyniki są dobre, uznam ostatnie wymiary za urodę mojego dziecka.
Bardzo się boję, że tymi złymi myślami krążącymi w mojej głowie przez ostatnie dni wywołuję od fatum/losu złe rzeczy. A nie wolno mi tak. Wiara czyni cuda, a moje dziecko musi być zdrowe i już.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 marca 2014, 10:56
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 marca 2014, 11:21
Zaczęłam chodzić do szkoły rodzenia, okazuje się że jest parę dziewczyn w dwudziestym którymś tyg, więc nie musiałam tyle czekać do ukończenia 30-tego. Gdybym wiedziała, już dawno byłabym po tym kursie, a tak zdążę zaliczyć tylko kilka spotkań przed wyjazdem. Zapisałam się również do położnej środowiskowej i chodzę na cotygodniowe spotkania grupowe - trochę jak szkoła rodzenia - wykłady dla ciężarówek na różne tematy tylko bez facetów. Bardzo polecam wszystkim mamuśkom, od 20 tyg ciąży można już co tydzień na takie spotkania w ramach NFZ uczęszczać
W ogóle jesteśmy z mężem zalatani strasznie, bo w tym samym czasie cały czas projektujemy wygląd i ustalamy instalacje w naszym przyszłym mieszkaniu. Cierpimy niestety na brak kasy, więc kombinujemy jak się da. Plus jest taki, ze być może już w październiku dostaniemy klucze od naszego wymarzonego M
A poza tym jest piękna wiosna, synek kopie równo, a ja coraz większa. Chciałabym już móc spacerować w tę piękną pogodę z wózkiem
A to my jakiś czas temu, teraz jesteśmy minimalnie więksi:
Zamówiłam kołyskę z kompletem pościeli i baldachimem - przyszła już dawno i nadal stoi nierozłożona w pokoju, w którym śpię i będę spać z dzidziusiem i mężem w pierwszych dniach po powrocie ze szpitala. Tak samo jest tu mnóstwo innych gratów rodziców. Niestety nadal swoje ciuchy trzymam w plecaku, bo nie dostałam ani jednej szuflady. Rzeczy dzidziusia są w torbie, kosmetyki na stoliczku, ale niedługo i na nie zabraknie miejsca. Jak się dzidziuś urodzi i przyjedzie tu jeszcze mój mąż, w tym pokoiczku zapanuje totalny chaos, jeśli nadal nie otrzymam kawałka szafy. Moja mama codziennie obiecuje zrobić dla mnie miejsce w swojej garderobie(bo trudno nazwać szafą to 5-drzwiowe monstrum na 2 ściany, znajdujące się oczywiście w moim pokoju). Dni upływają nie tak leniwie jakbym może chciała, mama codziennie znajduje mi jakieś zajęcie, nie zawsze mam na nie ochotę, ale jakoś jej się nie sprzeciwiam.
W środę byliśmy na wizycie u gina. Wg ovu/belly był to 34 tydz(33t1d) i teoretycznie dzidziuś powinien ważyć około 2200gram. Nasz syn jednak to kawał chłopa i wazy ponad 2550, lekarz przejrzał wszystkie wyniki badań - były ok. Powiedział, że ponieważ jestem niska i drobnej budowy a mam duży brzuch i dzidziuś zapowiada się duży, na porodówce będziemy rozważać rodzaj porodu. Ech... a już się nastawiłam na poród siłami natury, mój mąż ma przyjechać i nawet przekonał się na szkole rodzenia, że chce przy wszystkim być obecny... Mam nadzieję, że jednak Bobas nie będzie taki wielki, a urodzi się ciut szybciej i w sposób naturalny
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 kwietnia 2014, 21:13
EDIT:
Pobawiłam się belly i przestawiłam sobie do przodu termin porodu by poczytać informacje o danym tyg ciąży. W 37tc znalazłam taki fragment:
"Możesz odczuwać teraz regularne skurcze Braxtona Hicksa przygotowujące macicę do porodu (nie każda kobieta je odczuwa) lub mogą pojawić się fałszywe, aczkolwiek bolesne skurcze porodowe. Różnica pomiędzy prawdziwymi a fałszywymi skurczami porodowymi polega na tym, że fałszywe skurcze są nieregularne i znikają w momencie gdy trochę się poruszasz i nie oznaczają zbliżającego się porodu." Czyli to fałszywe bóle porodowe...
Natomiast waga mojego synka odpowiada średniej z 40tc.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 kwietnia 2014, 23:58
Instynkt macierzyński mam jak szalona, jak widzę w necie bobasa, puls mi przyspiesza i mam ochotę porwać jakiegoś z ulicy i tulić, całować itd. Nocami nie mogę spać, mam gonitwę myśli i ciągle zapisuję jakieś informacje dotyczące opieki noworodka albo porodu... Chyba świruję od tej ciąży już. A wizyta u mojego gina dopiero 7.05.
Chyba zacznę pić herbatę z liści malin. Skoro szyjka długa i zamknięta a reszta ciała gotowa do porodu(i bobas zdecydowanie też), trzeba trochę pomoc naturze. Słyszałam że ta herbatka nieco zmiękcza szyjkę, choć u niektórych kobiet nie działa. Przyznaję - jestem zdesperowana, chyba zacznę zdejmowacć i wieszać firanki aż do skutku
Mam już spakowane 2 torby do szpitala - jedną dla siebie, drugą dla dziecka. Oto lista rzeczy, które mam. Jeśli uważacie, że coś jest zbędne lub potrzebne, a tego nie mam, będę wdzięczna za wszelkie rady i podpowiedzi. Wiem, że sporo zależy od szpitala, ale i tak chcę rodzić we własnej koszuli i dziecko ubierać też we własne ubranka. Wiem tylko, że w tym szpitalu nie kąpie się dzieci aż do wypisania, nawet kilka dni. Jedynie przemywa.
Torba do szpitala - dla mnie:
3 koszule nocne
2 szlafroki
6 sztuk jednorazowych majtek poporodowych
4 sztuki wielorazowych(siatkowych) majtek
kapcie, klapki pod prysznic
podkłady poporodowe w formie podpasek(2 paczki)
podkłady poporodowe duże na łóżko 3 sztuki
podpaski always super chłonne na noc(1 paczka)
3 pary skarpetek(choć watpię czy będę nosić)
2 pary zwykłych bawełnianych majtek
2 ręczniki
1 ręcznik papierowy do osuszania krocza
płyn do higieny intymnej, żel pod prysznic, szampon, szczotka, szczoteczka, pasta, kosmetyki do pomalowania się na wyjście, oliwka
wilgotne chusteczki czyszcząco-odświeżające
Torba dla dziecka:
miękki kocyk
5 pieluch tetrowych
16 pampersów rozmiar 1
miękki rożek
5 kompletów ciuszków(3 pajace, 2 x body+śpiochy)
2 czapeczki cienkie, 1 ciut grubsza na wyjście
łapki niedrapki
3 pary skarpetek(nie wiem czy się przydadzą?)
octenisept
sterimar
smoczek
butelka 125ml(na wszelki wypadek)
sudocrem (mini pudełko)
waciki duże do przemywania dziecka
zasypka do pupy
chusteczki nawilżane do mycia dziecka/pupy(1 duża paczka)
A to my sprzed 3 dni. Na zdjęciu brzuch wydaje się mniejszy i wyżej niż w rzeczywistości, może przez to, że miałam ręce w górze.
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 kwietnia 2014, 16:26
Z tym piwkiem/soczkiem masz maxi rację Mam też już taki plan, że nawet jak będę karmić piersią to w lipcu któregoś wieczora idę na piwo ze znajomymi, a bobasa zostawiam z tatusiem i odciągniętym wcześniej mlekiem. Dla mojego zdrowia psychicznego muszę mieć w świadomości taki jeden wieczór tylko dla mnie
A tak w ogóle kolejna bezsenna noc i chyba powolutku czop śluzowy mi odchodzi, bo taki mokry, glutowaty lepki kleik zauważyłam między nogami. No chyba, że to taki jakiś upław dziwny. Ponieważ szyjka chyba mi się nadal nie skraca, jest czysto i bezkrwawo.
gratulacje :)
gratulacje
Wspaniala historia :D gratuluje i życze spokojnej ciazy!
moje gratulację!! :) zdrówka :)
Ach ta kobieca intuicja ! Gdyby facet mial isc w srodku nocy zrobic test, to juz chyba wolalby walnac piwo i isc z powrotem spac ;) Dlatego kobiety sa takie cudowne !