Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe tylko bez paniki :)
Dodaj do ulubionych
1 2
WSTĘP
tylko bez paniki :)
O mnie: Od sieprnia 2013 w związku małżeńskim. Nie zabezpieczamy od lipca, nie spodziewaliśmy się szybkich efektów starań ze względu na moje policystyczne jajniki i rzadkie owulacje. Udało się nam niespodziewanie szybko :)
Moja ciąża:
Chciałabym być mamą: wyrozumiałą, spokojną, zaufaną :)
Moje emocje: love is in the air...
Przejdź do pamiętnika starania i przeczytaj moją historię starania się o dziecko

28 września 2013, 10:41

Niewiarygodne! Moje ciało mówiło samo za siebie a ja zwalałam to na problemy hormonalne. Wczoraj obudziłam się wcześniej niż zwykle, właściwie jeszcze w nocy, ale byłam wyspana, bo ostatnio zasypiałam zaraz po obiedzie. To też nie dawało mi do myślenia, zwalałam na jesienną aurę. No więc obudziłam się o 4:30 z parciem na pęcherz, nawet nie mierzyłam temperatury, od razu poszłam do łazienki zrobić test. Jakoś tak spokojniej niż zwykle, bez trzymania kciuków. Chyba czułam ten wynik. Dwie grube czerwone krechy!!! Jakim cudem, patrząc na mój czas współzycia, przecież szaleliśmy pod koniec sierpnia, potem test były negatywne! A jednak! Dalej nie wierzę, na razie nikomu nie mówimy, moje niby zawianie i ból pleców w zeszłym tygodniu, moja niby przedmiesiączkowa opuchlizna! Wg ovu 9 tydzień! <3

6 października 2013, 17:10

01.10. byliśmy na 1 wizycie. Ciąża potwierdzona, jednak młodsza niż wskazywał kalendarz ovu - faktycznie poczęliśmy Robala w noc poślubną albo zaraz po. Na dzień badania około 6 tydzien ciąży - żywa fasolka i widocznie bijące już serduszko :) Niesamowite... Na następnym USG konieczie muszę zabrać męża żeby zobaczył to szybko bijące serce na własne oczy, bo zdjęcie USG to nie to samo. W pracy powiedziałam jednej koleżance, najbliższej i dyskretnej, zresztą przy tej mojej śmieciowej umowie na dłuższą metę nie mam nic do stracenia informując o ciąży ani do zyskania, ukrywając ten fakt. Dla zasady do listopada nie będę mówić, potem powiem i skorzystam ze swoich praw - krótszej pracy przy komputerze itd. Robalek dawał mi popalić w tygodniu - jak nigdy wcześniej nie wiedziałam co to zgaga, tak przez ostatni tydzień nadrobiłam za całe życie. Do tego dalej jestem wzdęta i mam brzuch jak balon, zemdliło mnie raz. Od wczoraj czuję się całkiem dobrze i już mnie to niepokoi, pewnie jestem wariatką, ale martwię się wszystkim i wsłuchuję w siebie. Przestałam wpuszczać koty do pokoju, w którym śpimy, tak samo ja obowiązek karmieni ich i ogarniania kuwety spadł na męża. Badania na toksoplazmozę i całą resztę dopiero za 2 tygodnie, a za 3 i pół tygodnia kolejna wizyta. Już nie mogę się doczekać, najchętniej codziennie robiłabym USG i patrzyła na to bijące serduszko <3 Myślę czy śpi, czy nie - a jeśli nie to czy ma już świadomość, co czuje takie małe życie rozwijające się dopiero z pączka na samym początku swojego istnienia...

16 października 2013, 07:02

W pracy się chyba domyślają, na studiach się domyślają - a najlepsze jest to, że domyślają się nie babeczki, a faceci! A przynamniej ci nie są dyskretni, wprost pytają czy jestem w ciąży! Mam to na czole wypisane czy co? Chciałabym żeby już mijał dwunasty tydzień, a dopiero zaczął się dziewiąty... Ciężko się ukrywa, zwłaszcza, że do tego bardzo utyłam i moje sadełko wygląda jak brzuch ciążowy, na co jest i tak za wcześnie. Mam mdłości, wzdęcia i zgagę, ale wymiotów praktycznie brak. Od słodyczy mnie zaczyna odrzucać, nawet od mojej ukochanej czekolady. W kółko za to jadłabym gruszki, kalafiora, pomidory i fasolkę szparagową! :) Nie mieszczę się w prawie żadne ciuchy, a nie mam na razie kasy na zakupy. Potrzebuję sukienek, bo wszystkie spódnice i spodnie cisną mnie w żołądek.

6 listopada 2013, 14:40

Dziś oddałam krew do badań, trochę późno, bo jutro wizyta u gina, ale najwyżej doniosę resztę wyników badań. Już nie chciałam przesuwać terminu tej wizyty żeby czekać na wyniki - chcę mieć ją za sobą i wiedzieć, że wszystko ok i móc w końcu powiedzieć wszystkim, a przede wszystkim w pracy o ciąży. Mój mąż zobaczy jutro pierwszy raz naszego Robala na USG :) Kupiłam parę łaszków ciążowych - czarne rurki z gumą i tunikę. Zgaga dalej męczy, brzuch dalej wzdęty. Aha - ovufriend po zmianach przesunęło mi samo w kalendarzu ciąży termin porodu w na 4 dni wcześniej. I nie da się tego zmienić nigdzie, nie wiem o co chodzi :/

9 listopada 2013, 06:41

Po drugiej wizycie. Wg gina 7.11 był 11tydz2dz, a ovu galopuje coś za szybko, nie zgadza mi się. Badania z krwi wszystkie ok, tokso brak, wyniki badań z moczu w miarę też(mam trochę leukocytów w moczu, gin zapisał mi tabsy), no i Robalek... :) Wszystko póki co(słowa gina, jakieś niefajne) w porządku, przezierność karkowa, kość udowa i nosowa ok. Tylko spał i się mało ruszał. Gin pouciskał moje podbrzusze żeby się trochę poobracał, ale średnio się dziecku chciało, pomajtał nóżkami, przeciągnął się, posmyrał rączką po buzi i poszedł spać. Ale i tak cudny widok! <3

23 grudnia 2013, 10:14

Dawno nie pisałam. No więc czas mija a my puchniemy równo! :) Jesteśmy prawie w połowie ciąży, wg ovu 17 tydz i 6 dzień czyli leci 18 tydzień. Jest dzień przed wigilią, mąż w pracy ja na L4 przez niekończące się, trwające od miesiąca(!)przeziębienie. Dziś po południu jedziemy na Kujawy do teściów na święta, ja miałam skończyć sprzątać a póki co w dużym pokoju panuje totalny Sajgon, jestem kompletnie niewyrobiona, bo wszystko, co zrobiłam przed świętami to wypucowałam do totalnej sterylności łazienkę :) Faktycznie dobre samopoczucie i przypływ energii drugiego trymestru jest, szkoda, że nie mogę się zmotywować do spożytkowania jej na sprzątanie :P Ale w ogóle nie o tym miałam pisać.
Koleżanka z pracy powiedziała mi, że ciąża to był jej najlepszy czas w życiu i żebym korzystała z niego i celebrowała go. Miała rację. Czuję się jakbym sama była w jakimś ochronnym pęcherzu płodowym - wszyscy są dla mnie niesamowicie mili, dbają o mnie i uważają, często wręcz wyręczają z najprostszych czynności. Jest jakaś magia, jakieś sacrum otaczające ciężarną. Do tego sama w sobie czuję się niesamowicie spokojna - może nie jestem przysłowiową oazą spokoju, ale kto mnie znał przed ciążą, ten wie, że potrafiłam być niezłym nerwusem, a teraz chillout. No i My, to znaczy ja i K - nigdy nie było między nami tak dobrze jak teraz, nigdy nie byliśmy tak szczęśliwi jak teraz. A On - wiedziałam od zawsze, że to dobry i odpowiedzialny człowiek, ale nie spodziewałam się takiej opiekuńczości i czułości. Niedawno przyniósł po pracy dwa goździki - czerwony i różowy - jeden dla mnie, drugi dla Robala w brzuchu :) Specjalnie nauczył się gotować dla mnie zupy - bo tylko to swego czasu nie wywoływało u mnie zgagi. Sprząta, zmywa naczynia - wszystko to sam z siebie i bez słowa skargi czy zniechęcenia. Odwozi mnie wszędzie i przywozi samochodem. Ja też staram się być dla niego dobra i wyrozumiała, przyznam że mój spokój bardzo w tym pomaga :)
Ale żeby nie było - nie jest zawsze tak błogo. Jak to w ciąży - przeżyliśmy swoje chwile grozy, np. przy apogeum mojego przeziębienia, kiedy to K, by wzmocnić efekt inhalacji, nalał chyba pół butelki kropli na ręcznik na kaloryferze i prawie się zadławiłam i zadusiłam od tego ostrego zapachu w nocy. Rano przyjrzeliśmy się buteleczce, a tam napis: NIE STOSOWAĆ W CZASIE CIĄŻY. Więc pomyłki, większe i mniejsze strachy zaliczone.

15 stycznia 2014, 10:45

Będziemy mieć synka :) Nie dało się ukryć widocznego na ostatnim USG "sprzętu" między nogami, jeszcze zanim mąż spytał lekarza, ja już wiedziałam :) Zresztą - to się jednak czuje. Jak mnie koleżanki pytały czy mam przeczucia co do płci, cały czas mówiłam, że zawsze marzyłam o córce, ale czuję że będzie syn. Cieszę się oczywiście i na syna, jest tylko dla mnie chyba większym wyzwaniem sprostać wychowywaniu faceta. Ale damy radę :) Teraz już bardziej personifikuję tego małego człowieczka w brzuchu, zwracam się do niego po imieniu. Własnie - Robal będzie się zwał Antoni :) No chyba, że mi coś jeszcze odwali, bo cała rodzina jest już na tak.
W pracy jest średnio. Nie jest ciężko, ale samo w sobie chodzenie do niej również w weekendy jest uciążliwe, do tego zaczęła się sesja na studiach, a jestem ogromnie przemęczona. Czasem chodzę do lekarza po L4 na kilka dni i zbieram siły w domku. Mój mąż wspaniały, bardzo mi pomaga i muszę powiedzieć, że jestem bardzo ale to bardzo szczęśliwa. Człowiek chyba za rzadko się do tego przed sobą przyznaje kiedy jest mu naprawdę dobrze, potem zapomina jak to było i sądzi, że nigdy nie był szczęśliwy. Ja sobie ten pamiętnik zachowam i kiedyś przeczytam jak mi będzie źle.
Nie wiem czy pisałam, ale Antek bardzo szaleje. Pierwsze ruchy zaczęłam odczuwać jeszcze na początku grudnia, ale to były takie pojedyncze smyrania. Pary nabrał - chyba od świeżego powietrza - tuż przed sylwestrem jak wyjechaliśmy w pobliskie góry. Chodziliśmy trochę po szlakach, dotleniło się dziecko i zaczęło dokazywać dość ostro. Od tej pory nie mogę zbyt długo siedzieć nachylona do przodu, bo zaraz mnie kopie, żebym się wyprostowała. W pracy mam już monitor komputera na skraju biurka, a krzesło odchylone do tyłu na maksa. Śmiesznie tak muszę wyglądać. Podczas tych wycieczek po górach zaczęłam odczuwać silne kłucie tuż nad kością łonową - prawdopodobnie wtedy obrócił nam się Robal główką do dołu i od tej pory tak już sobie siedzi.

3 lutego 2014, 20:07

Dziś byłam na badaniu krwi i moczu, jutro wyniki a późnym popołudniem kolejna wizyta lekarska :) Już nie mogę się doczekać, kiedy znów zobaczę na USG synusia :) Wczoraj siedziałam sama w domu, bo mąż był na służbie, więc postanowiłam pooswajać Antka z moim głosem, a że szybko skończyły mi się tematy do opowiadania mu, postanowiłam poczytać mu baśnie Andersena. Jak tak czytałam "Dziewczynkę z zapałkami" czy "Małego ołowianego żołnierzyka", sama poczułam się jak małe dziecko, odżyły wspomnienia z zerówki i podstawówki :)
Z prozy życia - coraz więcej wydatków i to nie związanych z dzidziusiem. Musieliśmy wpłacić spory zadatek na kuchnię do naszego przyszłego mieszkania. Lada dzień będziemy musieli zrobić to samo z firmą zajmującą się łazienkami, bo deweloper kończy instalacje na naszym piętrze i potem będzie ciężko o zmiany... Z nieprzyjemnych rzeczy jeszcze - byłam dziś w szpitalu dowiedzieć się i zapisać do szkoły rodzenia. Zostałam potraktowana okropnie przez dyżurującą położną, widocznie przeszkodziłam jej w nic-nie-robieniu. Zbyła mnie i odesłała do strony internetowej szpitala. Niestety - to, że się pofatygowałam tam osobiście, nie miało dla niej znaczenia, nie udzieliła mi praktycznie żadnych wyjaśnień i była wyraźnie zniecierpliwiona. Rodzić tam i tak nie będę. Nie wiem jeszcze gdzie, ale na pewno nie w tym szpitalu, za dużo zresztą afer było tam w ostatnim czasie. Widać nawet to wiele nie nauczyło personelu.

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 lutego 2014, 20:08

12 lutego 2014, 23:09

Od jakiegoś tygodnia doskwiera mi nieznośny ból. A właściwie 2 rodzaje bólu. Pierwszy to ten, którego się kiedyś w końcu spodziewałam, lecz miałam nadzieję, że pojawi się pod sam koniec ciąży - ból pleców od łopatek po krzyż. Dłuższe stanie w miejscu, a do tego np. trzymanie rąk przed sobą(podczas gotowania czy zmywania naczyń) powoduje, że mam potem wręcz problemy z siadaniem, pochylaniem się itd. Drugi ból to rozpieranie w klatce piersiowej, a dokładnie pod żebrami. To rozpieranie jest o tyle dziwne, że doskwiera mi zawsze tylko z lewej strony. Najczęściej przy siedzeniu, powoduje duszności i mdłości, jest to wrażenie, że jakiś narząd próbuje mi się wybić przez skórę przez żebra. Stwierdziłam, ze pływanie może mi nieco pomóc i odciążyć kręgosłup, więc wyciągnęłam wczoraj męża na zakupy po jednoczęściowy kostium kąpielowy. W Decathlonie znalazłam 2 modele specjalnie dla kobiet w ciąży! Polecam model czarny z białym paseczkiem przez brzuch - jest dość zabudowany na górze, przez co większy biust nie wylewa się bokami :) Dziś byliśmy na basenie - rewelacja! Czuję się po tym basenie naprawdę super, plecy zaczęły boleć mnie dopiero po 2 godzinach siedzenia przed komputerem! DO tego mam dużo więcej energii - po powrocie zrobiłam obiad, posprzątałam i przygtowałam kanapki mężowi do pracy - ani przez chwilę nie czułam tego rozpierania spod żeber:)
Tak więc polecam pływanie wszystkim dziewczynom, którym doskwiera już ciężar brzucha! :)

25 lutego 2014, 10:17

No i sielanka się skończyła. Najpierw jakiś tydzień temu zaczęły mnie okropnie boleć nadgarstki, co rano budził mnie ich ból i własciwie nie mogłam poruszać kciukami. W czwartek byłam w szpitalu. Młody lekarz chyba miał kompleks dra House'a, bo wymyślił, że przez hiperwentylację wypłukuję sobie wapń z kości, dlatego bolą mnie nadgarstki... Zasugerowałam mu, że może jednak to jest jakieś zapalenie stawów, poszedł to skosultować z ortopedą i po powrocie stwierdził, że prawdopodobnie zapalenie pochewek ścięgna, inaczej zespół de Quervaina. W pon z rana wizyta u ortopedy, który NIC mi nie poradził, nie wiedziął nawet co mi zapisać i kazał zapytać w aptece o maść przeciwbólową dla kobiet w ciąży... Pytam, kiedy mi to przejdzie - nie wiadomo, starać się nie ruszać rękami. Grrr!!!! Wczoraj byliśmy na USG 3D u innego lekarza niż nasz. Cała wizyta trwała prawie 2 godziny! Tak szczegółowego badania nigdy w życiu jeszcze nie miałam. Lekarz zdziwiony był że nie miałam robionego testu obciążenia glukozą, że tylko raz badanie na tokso( w 1 trymestrze) i że podczas badania USG genetycznego nie był wykonywany test PAPPA... Hm. Sprawdził dokładnie centymetr po centymetrze dzidziusia, sprawdził przepływy krwi serduszka i w pępowinie. I tu zaczynają się niespodzianki. Po pierwsze - wg ovufriend, wg mojej owulacji oraz wg gina prowadzącego wczoraj był 26 tydz i 6 dzień. Wg pomiarów dzidzi wczoraj - główki, ramienia, obwodu brzuszka - wszędzie wyskoczyły liczby 30tydz 1dzień! Lekarz mówi, ze zmieniłby datę porodu z 27.05 na 5 maja, bp ciąża wygląda na starsza o 3 tygodnie i że wygląda na to, że powinno się jednak liczyć z daty miesiączki, nie z owulacji. Z miesiączki wychodzi właśnie 5.05, jednak mam 60-dniowe cykle no i przecież wiem, kiedy miałam owulację, więc... Lekarz zauważył też nadmiar wód płodowych - wielowodzie. Biorąc pod uwagę, że nie miałam testu obciążenia glukozą, mam opuchnięte stopy i podudzia, sugeruje że duże dziecko może być też efektem cukrzycy ciążowej. Jutro idę na badania. Jest jeszcze coś - jedna wielkość odstawała od reszty pomiarów dzidziusia - kość udowa. Lekarz mierzył ją kilkakrotnie i bardzo dokładnie, Wskazuje 27 tydzień, reszta ciała na 30. Martwię się. Wielowodzie plus krótka kość udowa.... mam najgorsze myśli. W tym momencie liczę, że to cukrzyca a nie jakaś wada u Antka. Na szczęście buźka póki co idealna, żadnych rozszczepów, mózg i móżdżek w porządku. Chciałam tu wstawić zdjęcie lub filmik, ale nie wiem jak :/ Ogólnie jestem za-ła-ma-na i przerażona, Mam złe przeczucia, a to jest najgorsze. Bo ostatnio moje przeczucia mnie nie mylą :( :( :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 25 lutego 2014, 10:20

4 marca 2014, 11:30

U mojego ginekologa nic się nie dowiedziałam. Tzn wg niego jest ok. Tylko że nie zrobił mi USG, by to sprawdzić. Po prostu pomacał brzuch i jak ten jasnowidz stwierdził, że nie ma wielowodzia a dziecko jest odpowiednich wymiarów. Nie zmieniamy dat porodu, ma pozostać 27.05. W ogóle nie chce mi się nawet o tym pisać :/ Na jakiej podstawie mam mu wierzyć? On z oczu wróży? Tam mam czarno na białym napisane wymiary, napisane że wielowodzie itd. A ten ? Nie podoba mi się to. Zresztą mój gin powiedział, że NIE ZAJMUJE SIĘ DIAGNOSTYKĄ ROZWOJU PŁODU, więc jak tam bardzo mi zależy to dla świętego spokoju poleci mi innego, DOBREGO lekarza, bo ten, u którego teraz byłam tylko straszy i to podobno nie pierwszy raz... Ech... Będę się więc umawiać do trzeciego już ginekologa i ten musi powiedzieć że albo jest ok, albo nie. I tyle.

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 marca 2014, 11:31

6 marca 2014, 10:09

Umówiłam się z bardzo dobrym diagnostą, niestety dopiero na 19.03. Ale już jest ze mną nieco lepiej. Ogólnie, myślę sobie że gdyby nie ta wizyta i USG 3D, w ogóle nie miałabym pojęcia że może coś być nie tak. Do końca ciąży chodziłabym szczęśliwa i beztrosko mogła cieszyć się brzuszkiem, jak zresztą wiele kobiet, rodzących później zdrowe dzieci. Dlaczego jedna opinia miałaby mnie załamać?
Lekarz, do którego pójdę, podczas rozmowy telefonicznej, gdy naświetliłam mu podejrzenia, jakie ma inny lekarz co do mojej ciąży, bez owijania w bawełnę powiedział: możemy pomierzyć dzidziusia jeszcze raz, ale ponieważ jest to już dość późna ciąża, wyniki mogą być niedokładne. Do tego - cokolwiek zobaczymy, możemy gdybać, ale w tym momencie jest już za późno, by cokolwiek stwierdzić lub wykluczyć na pewno. Do 20 tyg był czas na badania z krwi, które diagnozują wady w dokładności do 97%. Teraz już niczego się nie dowiemy aż do porodu.
No więc ja sobie myślę tak: dlaczego moje dziecko akurat miałoby być chore? Nie wolno mi tak myśleć! Nic jeszcze nie wiadomo, a wielowodzie(jeśli jest) w 50% przypadków nie oznacza niczego złego. Krótsza kość udowa - zdarza się i dzieci rodzą się zdrowe. Co prawda oba wskaźniki razem powodują u mnie stres i koszmary, ale może co za dużo myślenia to nie zdrowo. Przede wszystkim muszę wyciągnąć od mojego ginekologa najbardziej dokładną dokumentację jaką ma z badania USG genetycznego między 11 a 13 tygodniem. Tam muszą być jakieś pomiary, no bo na jakiej podstawie stwierdził, że wszystko ok? Z tym pójdę do tego trzeciego lekarza. Jeżeli potwierdzi, że badanie zostało zrobione prawidłowo a wyniki są dobre, uznam ostatnie wymiary za urodę mojego dziecka.
Bardzo się boję, że tymi złymi myślami krążącymi w mojej głowie przez ostatnie dni wywołuję od fatum/losu złe rzeczy. A nie wolno mi tak. Wiara czyni cuda, a moje dziecko musi być zdrowe i już.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 marca 2014, 10:56

9 marca 2014, 20:08

próbuje wkleić zdjęcie dzidzi niestety nie wychodzi mi... :/

EDIT - udało się! Dzięki mama_z_groszkiem <3

b67bceae86f79fbamed.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 27 marca 2014, 11:21

27 marca 2014, 11:22

Wzięłam się za sprzątanie mieszkania. Ponieważ zostawiam męża samego aż do porodu, muszę sama pewne rzeczy poukładać na powrót z dzidzią. Rodzić będę u mamy ponad 300km stąd, wyjeżdżam w najbliższy weekend. Mąż jeszcze przyjedzie do nas na Wielkanoc a potem już jak się zacznie akcja porodowa :) Będę tęsknić, ale damy radę :)
Zaczęłam chodzić do szkoły rodzenia, okazuje się że jest parę dziewczyn w dwudziestym którymś tyg, więc nie musiałam tyle czekać do ukończenia 30-tego. Gdybym wiedziała, już dawno byłabym po tym kursie, a tak zdążę zaliczyć tylko kilka spotkań przed wyjazdem. Zapisałam się również do położnej środowiskowej i chodzę na cotygodniowe spotkania grupowe - trochę jak szkoła rodzenia - wykłady dla ciężarówek na różne tematy tylko bez facetów. Bardzo polecam wszystkim mamuśkom, od 20 tyg ciąży można już co tydzień na takie spotkania w ramach NFZ uczęszczać :)

W ogóle jesteśmy z mężem zalatani strasznie, bo w tym samym czasie cały czas projektujemy wygląd i ustalamy instalacje w naszym przyszłym mieszkaniu. Cierpimy niestety na brak kasy, więc kombinujemy jak się da. Plus jest taki, ze być może już w październiku dostaniemy klucze od naszego wymarzonego M :)

A poza tym jest piękna wiosna, synek kopie równo, a ja coraz większa. Chciałabym już móc spacerować w tę piękną pogodę z wózkiem :)

A to my jakiś czas temu, teraz jesteśmy minimalnie więksi:

b0e6c0b1e95b6003med.jpg

13 kwietnia 2014, 21:08

Od 2 tygodni siedzę u rodziców. I od kilku dni mam już ich nieco dość. Ale i tak trzeba przyznac, że długo było miło jak na nas :P Coraz częściej jednak tracimy do siebie cierpliwość, taka już emocjonalna ta rodzinka jest... Spróbuję jednak trzymać dystans i olewać pewne sprawy, tak jak nauczyłam się przez lata mieszkając z dala od domu rodzinnego. Tu jednak ciężko złapać dystans, tu wszyscy się za bardzo we wszystko wczuwają i ja niestety też łapię ten klimat. Ale ogólnie jest ok :)
Zamówiłam kołyskę z kompletem pościeli i baldachimem - przyszła już dawno i nadal stoi nierozłożona w pokoju, w którym śpię i będę spać z dzidziusiem i mężem w pierwszych dniach po powrocie ze szpitala. Tak samo jest tu mnóstwo innych gratów rodziców. Niestety nadal swoje ciuchy trzymam w plecaku, bo nie dostałam ani jednej szuflady. Rzeczy dzidziusia są w torbie, kosmetyki na stoliczku, ale niedługo i na nie zabraknie miejsca. Jak się dzidziuś urodzi i przyjedzie tu jeszcze mój mąż, w tym pokoiczku zapanuje totalny chaos, jeśli nadal nie otrzymam kawałka szafy. Moja mama codziennie obiecuje zrobić dla mnie miejsce w swojej garderobie(bo trudno nazwać szafą to 5-drzwiowe monstrum na 2 ściany, znajdujące się oczywiście w moim pokoju). Dni upływają nie tak leniwie jakbym może chciała, mama codziennie znajduje mi jakieś zajęcie, nie zawsze mam na nie ochotę, ale jakoś jej się nie sprzeciwiam.
W środę byliśmy na wizycie u gina. Wg ovu/belly był to 34 tydz(33t1d) i teoretycznie dzidziuś powinien ważyć około 2200gram. Nasz syn jednak to kawał chłopa i wazy ponad 2550, lekarz przejrzał wszystkie wyniki badań - były ok. Powiedział, że ponieważ jestem niska i drobnej budowy a mam duży brzuch i dzidziuś zapowiada się duży, na porodówce będziemy rozważać rodzaj porodu. Ech... a już się nastawiłam na poród siłami natury, mój mąż ma przyjechać i nawet przekonał się na szkole rodzenia, że chce przy wszystkim być obecny... Mam nadzieję, że jednak Bobas nie będzie taki wielki, a urodzi się ciut szybciej i w sposób naturalny :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 kwietnia 2014, 21:13

25 kwietnia 2014, 23:42

We wtorek zaczęliśmy 36tc, dziś mamy dokładnie 35ti3dni. Trzy dni temu obudził mnie w nocy okropny ból brzucha, mocny, tępy, promieniujący do krzyża i nóg, z dużym parciem w doł, na odbyt. Trwało to kilka minut, po czym powoli przeszło. Poszłam spać dalej. Przez cały dzień nic się nie działo. Kolejnej nocy dokładnie o tej samej porze miałam ten sam ból - tym razem spojrzałam na zegarek - ból trwał jakieś 6 minut, po czym ustał. Położyłam się do łóżka i po 10 minutach powtórzył się. Znów musiałam wstać i chodzić po pokoju, trochę sobie postękując dla ulgi. Przeszło i w dzień znowu nic. Ponieważ ostatnią wizytę u gina miałam 9.04. a następna czeka mnie dopiero 7.05. umówiłam się wczoraj na szybko do miejscowego lekarza. Jakież było moje (i jego) zdziwienie, kiedy na USG ten dzieciak ukazał wagę 3600gram! Pan doktor kilkakrotnie pytał, czy na pewno nie powinnam liczyć ciąży z miesiączki(4.05.2014) a ja uparcie, że nie, z owulacji i z 1-go USG(27.05.2014). Szyjka długa i zamknięta, nieruszona, więc na dniach raczej nie urodzę. Jeśli chodzi o te bóle, są to już faktycznie ćwiczenia macicy przed porodem, organizm przeczuwa jakiego byka mam wydać na świat i już trenuje. Tylko dlaczego to tak boli? Myślałam, że skurcze przepowiadające są bezbolesne... :/ Jak się mam jeszcze tak męczyć z tymi skurczami w nocy przez miesiąc do tego 27.05. a potem rodzić ponad 4-kilogramowe dziecię to już nie jest taka piękna wizja... Mam zaledwie 155cm wzrostu, krótki tułów i brzuch wielki jak na bliźniaki... Bałam się cesarki, ale porodu sn teraz też zaczynam się bać :/


EDIT:
Pobawiłam się belly i przestawiłam sobie do przodu termin porodu by poczytać informacje o danym tyg ciąży. W 37tc znalazłam taki fragment:
"Możesz odczuwać teraz regularne skurcze Braxtona Hicksa przygotowujące macicę do porodu (nie każda kobieta je odczuwa) lub mogą pojawić się fałszywe, aczkolwiek bolesne skurcze porodowe. Różnica pomiędzy prawdziwymi a fałszywymi skurczami porodowymi polega na tym, że fałszywe skurcze są nieregularne i znikają w momencie gdy trochę się poruszasz i nie oznaczają zbliżającego się porodu." Czyli to fałszywe bóle porodowe...

Natomiast waga mojego synka odpowiada średniej z 40tc.

Wiadomość wyedytowana przez autora 25 kwietnia 2014, 23:58

27 kwietnia 2014, 12:52

Położyłam się spać o 23, nie włączałam tv ani nic.... Gonitwa myśli, przekręcanie się z boku na bok przez kilka godzin,w końcu włączyłam lapka i siedziałam na belly chyba ze 2 godziny, czytając pamiętniki, forum i szukając objawów zbliżającego się porodu. Typowy kryzys końca ciąży, mam jej już naprawdę dość - i fizycznie i psychicznie, choć wg terminu z owulacji jeszcze równy miesiąc! :( Nie chce mi się wierzyć, że mam się jeszcze tyle męczyć. Nocą złapał mnie bezbolesny skurcz i puścił po niecałej minucie. W końcu chyba coś normalnego, czyli to te Braxtona-Hicksa, a nie bolesne fałszywe porodowe. Zauważyłam też, że jak trochę poleżę na plecach to potem Młody mi siedzi strasznie wysoko i przyciska mi żołądek i płuca. Natomiast jak leżę na boku, on jakby włazi pod spód i stuka/odpycha się od łóżka - mam wtedy wrażenie, że go przygniatam. Zgaga okropna jak na początku ciąży, śniadanie ulewa mi się jeszcze po południu, ostatniej nocy miałam nawet mdłości. Normalnie ten gigant zajmuje mi cały tułów, jest wszędzie...
Instynkt macierzyński mam jak szalona, jak widzę w necie bobasa, puls mi przyspiesza i mam ochotę porwać jakiegoś z ulicy i tulić, całować itd. Nocami nie mogę spać, mam gonitwę myśli i ciągle zapisuję jakieś informacje dotyczące opieki noworodka albo porodu... Chyba świruję od tej ciąży już. A wizyta u mojego gina dopiero 7.05.
Chyba zacznę pić herbatę z liści malin. Skoro szyjka długa i zamknięta a reszta ciała gotowa do porodu(i bobas zdecydowanie też), trzeba trochę pomoc naturze. Słyszałam że ta herbatka nieco zmiękcza szyjkę, choć u niektórych kobiet nie działa. Przyznaję - jestem zdesperowana, chyba zacznę zdejmowacć i wieszać firanki aż do skutku :D

28 kwietnia 2014, 16:13

Kupiłam dziś kapsułki z wiesiołka. Podobno dobrze działają na szyjkę macicy - wzmacniają mięśnie i przyśpieszają rozwarcie podczas skurczy. Chciałam też kupić herbatę z liści malin, ale nie było w pobliskiej aptece. Ogólnie pogoda dziś jest u mnie przecudna, a ponieważ dziś zostałam na cały dzień sama, sporo spacerowałam z psem rodziców i dotleniłam się a to poprawiło mi humor. Kryzys nieco zelżał :D

Mam już spakowane 2 torby do szpitala - jedną dla siebie, drugą dla dziecka. Oto lista rzeczy, które mam. Jeśli uważacie, że coś jest zbędne lub potrzebne, a tego nie mam, będę wdzięczna za wszelkie rady i podpowiedzi. Wiem, że sporo zależy od szpitala, ale i tak chcę rodzić we własnej koszuli i dziecko ubierać też we własne ubranka. Wiem tylko, że w tym szpitalu nie kąpie się dzieci aż do wypisania, nawet kilka dni. Jedynie przemywa.
Torba do szpitala - dla mnie:
3 koszule nocne
2 szlafroki
6 sztuk jednorazowych majtek poporodowych
4 sztuki wielorazowych(siatkowych) majtek
kapcie, klapki pod prysznic
podkłady poporodowe w formie podpasek(2 paczki)
podkłady poporodowe duże na łóżko 3 sztuki
podpaski always super chłonne na noc(1 paczka)
3 pary skarpetek(choć watpię czy będę nosić)
2 pary zwykłych bawełnianych majtek
2 ręczniki
1 ręcznik papierowy do osuszania krocza
płyn do higieny intymnej, żel pod prysznic, szampon, szczotka, szczoteczka, pasta, kosmetyki do pomalowania się na wyjście, oliwka
wilgotne chusteczki czyszcząco-odświeżające


Torba dla dziecka:
miękki kocyk
5 pieluch tetrowych
16 pampersów rozmiar 1
miękki rożek
5 kompletów ciuszków(3 pajace, 2 x body+śpiochy)
2 czapeczki cienkie, 1 ciut grubsza na wyjście
łapki niedrapki
3 pary skarpetek(nie wiem czy się przydadzą?)
octenisept
sterimar
smoczek
butelka 125ml(na wszelki wypadek)
sudocrem (mini pudełko)
waciki duże do przemywania dziecka
zasypka do pupy
chusteczki nawilżane do mycia dziecka/pupy(1 duża paczka)

A to my sprzed 3 dni. Na zdjęciu brzuch wydaje się mniejszy i wyżej niż w rzeczywistości, może przez to, że miałam ręce w górze.
6692fba22922e1e3med.jpg

fe09c2e8016cc90emed.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 kwietnia 2014, 16:26

2 maja 2014, 20:04

Przyznaję, że ciężko mi w tę majówkę. Co roku w tym czasie od kilku już lat jeździłam na festiwal filmowy z grupą znajomych. To był zawsze super tydzien pełen wrażeń i pamiątek. W tym roku nie ma mnie z nimi, choć na bieżąco piszą do mnie SMSy i wysyłają na bieżąco zdjęcia. Na pewno byłoby inaczej, gdyby był ze mną tu mój mąż, a tak rozdzieleni o 300km wyczekujemy na poród... on też tęskni, chciałby być tu ze mną, ale woleliśmy jego wolne i urlop zostawić na czas po porodzie. Robalu nasz, wychodź już proszę w przyszłym tygodniu!

3 maja 2014, 03:02

Żeby nie być źle zrozumianą - nie chodzi mi o to, że mi jakieś nowości filmowe przepadną :) Zresztą z tymi filmami to nie do końca tak, nie chodzi nawet o nie(niektóre nigdy nie zostaną przetłumaczone i dystrybuowane poza tym festiwalem), chodzi bardziej o klimat festiwalu i okazję, by spotkać się tam w takiej ekipie. To już pewna tradycja - samo miejsce i spotkania. Z niektórymi osobami widziałam się ostatnio na swoim ślubie i pewnie długo jeszcze się nie zobaczymy, mieszkamy w różnych częsciach Polski. Większość z nich to osoby wolne a przynajmniej bezdzietne - zdałam sobie sprawę, że pewne rzeczy zmienią się na zawsze od narodzin dziecka w szerszej perspektywie - większość tych zmian jestem wręcz pewna że na plus ale i pewne beztroskie rozrywki przynajmniej na jakiś czas odejdą na dalszy plan a ja wylecę z tego imprezowego obiegu. I nie żebym to pisała z żalem! Myślę nawet, że kiedy już dziecko pojawi się fizycznie i mentalnie w moim życiu to wręcz będę się z tych zmian priorytetów cieszyć - teraz po prostu tkwię w zawieszeniu - czekam, właściwie oboje z mężem rozdzieleni czekamy i nic poza tym czekaniem nie robimy, a to raczej do nas niepodobne i nie lubimy takich stanów zawieszenia bardzo. Ale tak przyszłościowo to myślę bardzo pozytywnie - mam plan, by za 2 lata kontynuować tradycję festiwalową i w ogóle podróżować, zwiedzać, spotykać się z ludźmi :) Mam nadzieję, że syn polubi aktywność i pasje rodziców, bo zamierzam go wszędzie ze sobą zabierać :)
Z tym piwkiem/soczkiem masz maxi rację :) Mam też już taki plan, że nawet jak będę karmić piersią to w lipcu któregoś wieczora idę na piwo ze znajomymi, a bobasa zostawiam z tatusiem i odciągniętym wcześniej mlekiem. Dla mojego zdrowia psychicznego muszę mieć w świadomości taki jeden wieczór tylko dla mnie ;)

A tak w ogóle kolejna bezsenna noc i chyba powolutku czop śluzowy mi odchodzi, bo taki mokry, glutowaty lepki kleik zauważyłam między nogami. No chyba, że to taki jakiś upław dziwny. Ponieważ szyjka chyba mi się nadal nie skraca, jest czysto i bezkrwawo.
1 2