Nasza kruszynka
Czuję się dobrze póki co, pomimo kilku "niedogodności" Mianowicie ciśnienie trzymamy w ryzach, ale i tak czasami czuję, że skacze. Po krzywej cukrowej wyszedł dość wysoki(wg. gina) wynik po 1h, pod koniec tygodnia konsultacja z lekarzem rodzinnym(zapewne dieta+glukometr). I wisienka na torcie NERW KULSZOWY...od około 16 tygodnia pobolewał mnie i promieniował w prawą nogę, niestety co jakiś czas zaczyna promieniować już w obie Czasami z łóżka lub kanapy muszę się sturlać...
Tak to klasyka Zgaga, wzdęcia i nadal sporadyczne wymioty. Od około tygodnia zdarza się twardnieć brzuszkowi, gin mówi, że panikuję i nadal biorę tylko 1 tabletkę magnezu 100mg. Ten mój gin to w ogóle nadaje się na książkę...zażaleń Chętnie bym go zmieniła, ale po małym researchu nawet nie miałabym na kogo. W okolicy brak dobrych ginekologów na NFZ. A prywatnie...póki co nas nie stać. Od jakiegoś czasu musimy pomagać teściom. Siostra męża bardzo podupadła na zdrowiu, straciła pracę, wymaga ciągłej opieki. Załatwianie renty przeciąga się w czasie, a leczenie i jedzenie kosztuje bądź co bądź kupę kasy. Wszystkie nasze wydatki odsuwają się w czasie...a gin. Mam wrażenie, że wolałby abym go odwiedzała prywatnie. Ostatnio chciałam dostać zdjęcie to tak kombinował i kręcił...na końcu zapytał czy wybieram się na prenatalne płatne. Na refundowane nie ma szans bo z małą wszystko jest okay, a wtedy miałabym zdjęcie 3D i bla bla bla. No to mówię, że dziękuję skoro wszystko jest z dzieckiem dobrze, ale chyba powolutku się zaczyna śpieszyć z połówkowymi badaniami. Ponoć już wykonywał takowe...nie wiem kiedy skoro każde ostatnie USG było klasycznym sprawdzaniem tętna...minuta i po sprawie. Tak mnie zatkało, że wzięłam kartotekę i wyszłam. W nerwach nie pomyślałam, żeby zerknąć w kartotekę co tam mi wpisywał. Raczej będziemy się gniewać bo od poprzednich badań prenatalnych nawet nie wpinał żadnych zdjęć z USG. A na standardowej 5 minutowej wizycie zrobić połówkowe to raczej wyczyn...
Moje hormony mają chyba ogromny wpływ na mój stosunek do ginekologa. Chłopek nie jest bez winy, ale wypełnia swoje obowiązki dobrze. Ostatnio od kilku dni, wieczorami mocno odczuwałam dół brzucha. Przeważnie "skurczowo" i bezboleśnie, ale kilka razy pojawiał się normalny regularny ból. W szczególności miałam uczucie nie wiem czego...po prostu czułam jak coś mi napiera na szyjkę macicy i pęcherz. Panikowałam, że prawie do szpitala jechaliśmy Mąż był na szczęście głosem rozsądku i dobrze. Bo okazało, że Dominika aktualnie wybrała pozycję na nietoperza Nie sądziłam, że obrócenie się małej główką w dół może powodować tyle nieprzyjemnych rzeczy. Ale lekarz uspokoił i kazał odpoczywać, w szczególności podczas podwyższonej aktywności naszego netoperka
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 stycznia 2018, 16:05
Już za chwilę zabieram się za pakowanie torby Tak naprawdę brakuję już mi tylko tantum rosa i stanika do karmienia. Ew. chce kupić jeszcze jakąś maść na brodawki. Dziś byłam na wizycie kontrolnej i troszkę się zmartwiłam. Wcześniej lekarz jakoś nie zagłębiał się w wymiary małej. Dziś pierwszy raz powiedział mi ile Dosia waży. +/- 1550g. Ledwo ledwo mieści się w normach. Gdzieś z tyłu głowy kołacze myśl, że to moja wina. Bardzo mało przybieram na wadze, ledwie 5 kg, apetyt w ogóle mi nie skoczył. Jem praktycznie tyle samo co przed ciążą. Lekarz mówi, że to jeszcze nic i do następnej wizyty może podgonić. Ale lekki stresik jest
Tak czy siak zostało nam mniej niż więcej jeszcze do ogarnięcia
Dentysta:Jak tam znieczulenie?
Ja: Wszystko drętwe, ale nadal boli jak zagryzam.
D:To niech Pani nie zagryza!
I jeb mi dłuto między zęba a dziąsło. Bolało. Kurwa jak diabli. Jeśli ktoś mi teraz powie, że poród to podobny ból to ja nie chce. Jeszcze po powrocie do domu zobaczyłam brunatny glutek na wkładce. Chwila zawału, ale przecież rano miałam badanie ginekologiczne. Gin dziś mówił, że to już ten etap kiedy mogą się pojawiać plamienia po badaniu. Poczekam aż mąż wróci i jeśli jeszcze coś przyplami to jedziemy na IP. Teraz muszę się położyć i odprężyć po tym rwaniu bo brzuch trochę się stawia. No-spa i do łóżka. Na szczęście mała, która w trakcie tej traumy przestała się kręcić, teraz znów się pręży pod skórą. Cudowne uczucie
Dentysta:Jak tam znieczulenie?
Ja: Wszystko drętwe, ale nadal boli jak zagryzam.
D:To niech Pani nie zagryza!
I jeb mi dłuto między zęba a dziąsło. Bolało. Kurwa jak diabli. Jeśli ktoś mi teraz powie, że poród to podobny ból to ja nie chce. Jeszcze po powrocie do domu zobaczyłam brunatny glutek na wkładce. Chwila zawału, ale przecież rano miałam badanie ginekologiczne. Gin dziś mówił, że to już ten etap kiedy mogą się pojawiać plamienia po badaniu. Poczekam aż mąż wróci i jeśli jeszcze coś przyplami to jedziemy na IP. Teraz muszę się położyć i odprężyć po tym rwaniu bo brzuch trochę się stawia. No-spa i do łóżka. Na szczęście mała, która w trakcie tej traumy przestała się kręcić, teraz znów się pręży pod skórą. Cudowne uczucie
Wchodzę na belly, a tu info "zostało 42 dni". Okay czyli mogę zacząć panikować? Sam poród mnie nie przeraża. Boję się co będzie po. Boję się bo nie mamy nic gotowe nadal. Boję się bo mam malutki brzuszek i wszyscy mi to wytykają Boję się, że tego nie udźwigniemy i będziemy się kłócić. Boję się depresji poporodowej. Boję się, że nie będę mogła karmić piersią. A tak po cichutku to się boję bo mnie popieprzyło i oglądałam botoks
Masakra. Chyba najgorsze jest to, że 42 dni! a my jesteśmy w proszku. Nadal nie mam wanienki i przewijaka. Pokój małej robi trochę za składzik bo wskoczył nam bardziej generalny remont. Mieliśmy klatkę schodową wewnętrzną i dwa mieszkania nie były w ogóle rozdzielone (tylko jako parter i piętro z otwartymi schodami). Teraz ze schodów powstaje przedpokój, koniec kwietnia będziemy mieli schody zewnętrzne. Póki co wchodzimy do domu drzwiami balkonowymi A Panowie od remontu zlitowali się nad ciężarówką i postawili nam prowizoryczne schody z tarasu na balkon. Ogólnie wszystko się sypie. Panele w salonie zniszczone, nowe czekają na wymianę, w sypialni stoi nowa wanna, a kątem w kuchni nocuje rower męża M-A-S-A-K-R-A !!! 42 dni a ja nawet nie zaczęłam nic prać. Tyle co mam gotową walizkę dla siebie i torbę dla Dosi. Jej ubranek popranych jest tyle co nic. 4 kompletne zmiany do szpitala(bodziak, pajac, czapeczka, skarpetki, niedrapki), 2 komplety na wyjście(wersje zimno i ciepło). I może udałoby się uzbierać jeszcze ze 3 bodziaki, 3 pajace i chyba jakieś 1 śpiochy. No i jeden rożek, jeden kocyk, i może 10 tetrowych pieluch. Raczej by nie starczyło jakby tak mała się pośpieszyła xD Nawet nie piorę bo remont, kurz, pył, a w szafach chroniczny brak miejsca. Na razie mamy plan żeby po świętach pomalować pokój i meble Dosi. Wtedy ja mogę zacząć spokojnie prać i ogarniać pokoik, a małż się weźmie za panele. Damy radę i zdążymy. Raczej Uciekam bo goni mnie jakiś bełcik...szok, że 34 tc a mi się nadal zdarza rzygnąć
ALE! Ja od początku chciałam zrezygnować z chrztu, chciałam tą decyzję zostawić dziecku. Chciałam wychować ją blisko Boga najlepiej jak potrafię i dać jej wybór. Maż z kolei poddał się naciskom otoczenia. Wypada ochrzcić. Teściowie 2 dni po wieści o ciąży pytali nas GDZIE odbędzie się przyjęcie po chrzcie. Znając nasze przekonania. Nie padło pytanie CZY tylko GDZIE...bo co ludzie powiedzą, bo tak trzeba, bo wszyscy chrzczą, bo będzie wytykana palcami w szkole, bo jak jej wytłumaczycie brak prezentów w okresie komunijnym(to jest hit!). Mąż uległ i sam zaczął mnie bombardować tymi głupimi argumentami. Nie chciałam być hipokrytką, nie chciałam przed Bogiem obiecywać wychowania dziecka w wierze, w której nie jestem w stanie jej wychować. Nie chciałam być kolejną osobą ulegającą naciskom otoczenia i utykającą w "kościele". Ale zgodziłam się. Powiedziałam, że jeśli podejmą się (dziadkowie) pokazania jej wiary na której im tak zależy to spoko ja się zgadzam(i teściowie i moja mama nie praktykują niczego ponad Święta i sakramenty...taki szczegół). Temat ucichł, wszyscy są zadowoleni, można powiedzieć podręcznikowy kompromis. Ale nie. Teraz wszedł nowy temat. Bo w całym mieszkaniu nie mamy ani jednego krzyżyka, obrazka świętego, nic...i jak to tak?! Skąd się dziecko dowie o Bogu? Hmmm podejrzewam, że od nas. Gdy byłam dzieckiem obraz Matki Boskiej(jak się po latach okazało jednak Jezusa) nie skłonił mnie do refleksji, rodzice nie prowadzili ze mną poważnych rozmów na temat wiary. Ich "wychowywanie w wierze" kończyło się na odpytywaniu, który ksiądz odprawiał msze i co było na kazaniu. A obecność w domu krzyżyka i obrazków nie zmieniły mojego życia. Teraz moja mama jest obrażona. Bo nie zgodziłam się powiesić w salonie wielkiej Matki Boskiej. Która latami kurzyła się gdzieś w schowku pod schodami, a przy okazji remontu stała się kością niezgody.
Czy to takie złe, że nie chce iść w ślady wielu znajomych? Którzy biorą śluby śmiejąc się z nauk przedmałżeńskich, gadając głupoty w stylu "Ksiądz pierdolił jak potłuczony", mówiącym że ślub kościelny to dla rodziny. Żeby było wesele >> kasa >> wkład własny do hipoteki. Wytykający nam, że jesteśmy głupi z naszym skromnym ślubem cywilnym i malutkim przyjęciem weselnym w naszym domu. Który był dla wszystkich tak mało ważny, że żaden z przyjaciół nie pojawił się w urzędzie. Bo to tylko cywilny...ale na zakrapianej imprezie następnego dnia(rodzina była w sobotę, znajomi w niedzielę) pojawili się wszyscy. Odbiegłam od tematu. I się pobeczałam na samo wspomnienie. Ni wiem po co to wszystko pisałam. Nic to nie zmieni
Jak już mówiłam będę sama malować meble, obrazki nad łóżeczko też namaluję sama( w planie zwierzątka w stylu kawaii)
Dodatkowo powoli uczę się szyć na maszynie i chce sama uszyć organizer na łóżeczko i takie organizery-wkłady do koszyków na szpargały, prześcieradełka do wózka i na przewijak, a później jak już przejdziemy na normalną kołderkę to również poszewki na pościel Wielkie plany, ale zobaczymy jak bd z realizacją Wszytko nabiera kształtów, to już tylko miesiąc, 4 tygodnie, 33 dni. Czasami zaczynam panikować
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 kwietnia 2018, 13:04
TORBA DOSIA:
-3 zmiany ubranek + 1 awaryjna (w każdej krótkie body, pajac, czapeczka, niedrapki i skarpetki)
-bluza na wyjście
-3 pieluchy tetra i 2 flanela
-ręczniczek
-Sudocrem care&protect - nie wiem czy brać zwykły też?
-chusteczki nawilżane
-pampersy 22 szt. paczka + 5 szt. luzem bo koleżance ten mini rozmiar został
-miękki rożek
-W razie "w" smok 0+
Pan tata dowiezie na wyjście nosidło z kocykiem
WALIZKA DO KTÓREJ MATKA SIĘ NIE MOŻE ZMIEŚCIĆ
-Kosmetyczka(pasta+szczoteczka, żel, szampon, odżywka w małych buteleczka z Rossmanna , żel do higieny intymnej LACTACYD plus, ocenisept, dezodorant w kulce, szczotka do włosów i gumki, płatki kosmetyczne, krem do rąk, pomadka, może przed wyjazdem dołożę jakiś korektor pod oczy )
-2 koszule do karmienia
-majtki poporodowe jednorazowe
-podkłady poporodowe
-podkłady na łóżko 4 szt.
-3 pary skarpetek
-szlafrok
-klapki
-2 ręczniki duży i mały + ręczniki papierowe(gdzieś wyczytałam, że łatwiejsze do osuszania podwozia jak cieknie )
-2 staniki do karmienia (jak już je kupię)
-laktator + wkładki laktacyjne
Na samej górze to co potrzebne na samym początku przy porodzie. Koszulka, jakaś tetra żeby przetrzeć twarz, grubsze skarpetki, woda+snacki, picie+snacki dla małża, może jakaś książka (bardziej dla niego).
Wiem, że jeszcze jest dość sterczący, ale ja to opadanie już widzę i czuję Nawet mąż rano zauważył, że coś opadł troszeczkę
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 kwietnia 2018, 09:30
Myślę,ze spokojnie możesz zacząć próbować :)
Ojj mam nadzieje, ze to się już nie zmieni:))