











Co do mojego poprzedniego wpisu, doszłam do wniosku, że jakoś sobie poradzę. W ostateczności zrobię komuś mega świństwo i się zatrudnię gdziekolwiek. Będę pracowała jak długo dam radę, a potem...cóż...życie. Jestem tylko człowiekiem, potrzebuję jakiejkolwiek stabilizacji aby móc spokojnie cieszyć się tym wspaniałym stanem. Nie oszukujmy się, ale pieniędzy też do tego potrzebuję. Nie bylibyśmy w stanie na spokojnie żyć z jednej wypłaty, mając na głowie przygotowywanie się do przyjęcia na świecie małej istotki i cóż...mając jakieś tam zobowiązania finansowe. Mam nadzieje, że wszystko będzie ok



Nasz maluch



Miałam nadzieję, że czas zwolni w ciąży. A tu dupa. Zapieprza tak samo. Dopiero co robiłam test ciążowy, a minął już miesiąc. Wydłużyłam sobie urlop do 9 października. Teoretycznie powinnam przed wizytą na której chce już brać L4(12/10) iść jeszcze 3 razy do pracy. Ale nie widzę tego. Mam całe dnie wyjęte z życiorysu. Większość dni wygląda tak samo, niby jest ok, aż tu nagle nie wiadomo dlaczego łapią mnie mdłości, ogólne osłabienie i nie mogę nic ponad leżenie. Czasami wystarczy, że nie dopilnuję co do minuty zjedzenia czegoś. Jest taki etap głodu, kiedy aż się rzygać chce. Mój organizm robi przeskok od razu do tego etapu




Aktualnie 10t+5d

Jest coraz lepiej, coraz mniej wymiotuję. Moja waga skacze jak szalona, jednego dnia panikuję bo za dużo przybieram, a po dwóch dniach jest już -3 kg









Dziś już po badaniu prenatalnym, Z USG wszystko jest ok





Prenatalne już w całości można uznać za udane

Pierwsza lekarka była...średnia. Dużo kasy, a mało treści w wizytach. Dodatkowo ewidentne naciąganie na wydatki z kosmosu. No to znalazłam lekarza z polecenia na NFZ. Też średni. Mrukliwy, małomówny, ogólnie mało przyjemny. L4 nie da i jeszcze zrobił kazanie takie, że po wyjściu babeczki się na mnie patrzyły jak na wariatkę...Bo się chłopina darł na pół przychodni. O tym jak to naciągają pracodawcy ZUS i powinnam się kłócić o swoje prawa(zwolnienie z obowiązku świadczenia pracy skoro nie jest w stanie mi zapewnić odpowiedniego stanowiska pracy)...bo co mi pracodawca zrobi. "Najwyżej Pani umowy potem nie przedłuży". Tak faktycznie to jest tylko "najwyżej"



Rozmawiałam z koleżanką z pracy o ewentualnym powrocie, była bardzo zdziwiona. Bo ona po odklejaniu się kosmówki w 10 tygodniu, była już do końca "ciążą zagrożoną" i nikt nawet nie sugerował powrotu do pracy. A mi, po 3 tygodniach od odklejenia się łożyska, plamiącą, z pojawiającymi się bólami a'la miesiączkowymi(skurczowymi), z krwiakiem, posądza się o próby wyłudzenia zwolnienia lekarskiego w zmowie z pracodawcą, który zrzuca swoje obowiązki na ZUS. Jak tak można?! Czy ten facet ma pojęcie w jaki stres mnie wpędza?! Od kilku godzin nie myślę o niczym innym tylko o tym, czy za tydzień nie będę popierniczała z paletą po sklepie. Pomimo, że jeszcze w sobotę miałam całodzienne brązowe plamienie po zejściu po schodach i wpuszczeniu kuriera. PO 2 MINUTACH MINIMALNEGO WYSIŁKU, a co będzie po 8h regularnej fizycznej pracy?


Szkoda, że stara krowa nie pomyśli, że brak diagnostyki dla mojej Dosi może się skończyć tragicznie...





A tak się zaczynamy toczyć


Jak bym czytalą o sobie, u Nas identycznie strach, który nie pozwala na radość:). Trzeba myśleć pozytywnie!!