Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Witaj na świecie Dosiu
Dodaj do ulubionych
1 2 3
WSTĘP
Witaj na świecie Dosiu
O mnie: Mamy po 27 lat, staramy się od sierpnia 2015, od dnia ślubu :) Teraz 2 lata później chyba się udało :)
Moja ciąża: Nadal nie mogę w to uwierzyć.
Chciałabym być mamą: Po prostu chciałabym nią być. Tylko tyle i aż tyle :)
Moje emocje: Nie mogę się doczekać naszej małej Księżniczki
Przejdź do pamiętnika starania i przeczytaj moją historię starania się o dziecko

29 sierpnia 2017, 09:09

No i po 2 latach w końcu zawitałam na słynną fioletową stronę mocy:) Tak nieśmiało, niepewnie. Nadal się boję, że to wszystko się skończy. Jak sen, ostrym dźwiękiem budzika. Dwa testy pozytywne. Idę za chwilkę na bete, może jak zobaczę to czarno na białym to uwierzę :) Mąż mówi, że boi się cieszyć. Tak więc oboje czekamy na dobre wieści z laboratorium :D

29 sierpnia 2017, 09:09

No i po 2 latach w końcu zawitałam na słynną fioletową stronę mocy:) Tak nieśmiało, niepewnie. Nadal się boję, że to wszystko się skończy. Jak sen, ostrym dźwiękiem budzika. Dwa testy pozytywne. Idę za chwilkę na bete, może jak zobaczę to czarno na białym to uwierzę :) Mąż mówi, że boi się cieszyć. Tak więc oboje czekamy na dobre wieści z laboratorium :D

30 sierpnia 2017, 12:43

Beta 22,7. Aktualnie najpiękniejsze 3 cyfry na świecie <3 W weekend jedziemy na SUMMER CARS PARTY i chyba cała nasza paczka się dowie dość wcześnie o naszym szczęściu :D Przed chwilą dzwoniłam do małża z informacją, że tak jednak jesteśmy w ciąży :) Ten jego krzyk w słuchawkę i najsłodsze kocham Cię, pogadamy w domu <3

31 sierpnia 2017, 20:50

Beta rośnie, dziś mamy 49,2 :) Następną machnę gdzieś za tydzień, co by zobaczyć jakiś bardziej spektakularny wynik ;)

1 września 2017, 15:55

Dziewczyny jestem przerażona. Dziś zobaczyłam grafik na wrzesień i cały ostatni tydzień mam rozpisany jako urlop...a umowę mam prawie do końca miesiąca. Urlop na okresie próbnym...dziwne, nie? Teraz od kilku godzin panikuję, że mi nie przedłużą umowy, a urlop rozpisali, żeby nie wypłacać ekwiwalentu...Ja nie wiem co zrobię jeśli...Od razu mam czarne myśli, że wzięli mnie tam tylko dlatego, że jest okres urlopowy. Masakra, brzuch i głowa mnie z nerwów boli aż...

3 września 2017, 20:45

Jakoś się uspokoiłam. Spędziliśmy boski czas z przyjaciółmi w ten weekend :) Piersi bolą mniej, ale dalej są mega wrażliwe na dotyk. Jestem też non stop senna. Póki co cieszę się z mojego stanu, czasami tylko leciutko stresuję się, żeby wszystko było ok :)

Co do mojego poprzedniego wpisu, doszłam do wniosku, że jakoś sobie poradzę. W ostateczności zrobię komuś mega świństwo i się zatrudnię gdziekolwiek. Będę pracowała jak długo dam radę, a potem...cóż...życie. Jestem tylko człowiekiem, potrzebuję jakiejkolwiek stabilizacji aby móc spokojnie cieszyć się tym wspaniałym stanem. Nie oszukujmy się, ale pieniędzy też do tego potrzebuję. Nie bylibyśmy w stanie na spokojnie żyć z jednej wypłaty, mając na głowie przygotowywanie się do przyjęcia na świecie małej istotki i cóż...mając jakieś tam zobowiązania finansowe. Mam nadzieje, że wszystko będzie ok <3

6 września 2017, 12:23

Kurde zapisałam się na wizytę 21/09, ale teraz tak przeglądam galerie tego ginekologa i ten jej gabinet to straszna klita. Fotel do badania, krzesło, biurko, urządzenie do USG, leżanka. Nawet nie widzę tam krzesełka dla pacjentki. Ja nie wiem jak tam się zmieścimy jeśli mąż ze mną pójdzie na pierwszą wizytę, USG będzie oglądał zza jej pleców, zamiast być obok mnie. Czy wszystkie gabinety tak wyglądają? Dotychczas chodziłam do takiego dość dużego, gdzie nawet gabinet i usg były w osobnych pomieszczeniach. A tu przeglądam i WSZYSTKIE gabinety, które sobie upatrzyłam są jakieś klaustrofobiczne. Jakoś sobie nie wyobrażam, żeby mąż mnie trzymał za nogę zamiast za rękę...i teraz nie wiem czy ja mam jakieś wygórowane wymagania czy co...

17 września 2017, 17:28

Zaczęłam 7 tydzień, 4 dni do wizyty u ginekologa. Mam momenty, że całkowicie zapominam o ciąży. Aaaaalbo jestem spanikowana. Bo to DOPIERO 7 tydzień. Ile rzeczy jeszcze się może zdarzyć. W szczególności nasila mi się to po wizytacjach na forum. Te wszystkie suwaczkowe opisy, ile ciąż straconych w tygodniach wyższych niż mój obecny. Naciąga mi to na mózg czarną woalkę. Bo jak może być dobrze? Mam pecha, los się do mnie nie uśmiecha inaczej niż szyderczo. Prawdziwe dwie krechy zobaczyłam dopiero w 26! cs, 2 lata. I jak mam uwierzyć, że będzie od razu ok? Skoro dziewczyny miały po kilka ciąż, po kilka razy przechodziły to co ja teraz. Albo to cholerne puste jajo...jak ja bym chciała nie wiedzieć o jego istnieniu, wolałabym nie brać tego pod uwagę. Po takim czasie starań człowiek ma całą tą wiedzę opanowaną. Miło by było być taką nieświadomą dzierlatką która zaszła w 2 czy 3 cs i jeszcze nie przewertowała całego ciążowego internetu od A do Z ;) A tak to na myśl o pierwszym USG zamiast się cieszyć to się panicznie boję...

22 września 2017, 11:45

2gxod4k.jpg

Nasz maluch <3 Serduszko bije jak należy :) Najbardziej mnie rozczuliła...malutka pępowina :P

29 września 2017, 13:29

9 tydzień, 8t+0d
Miałam nadzieję, że czas zwolni w ciąży. A tu dupa. Zapieprza tak samo. Dopiero co robiłam test ciążowy, a minął już miesiąc. Wydłużyłam sobie urlop do 9 października. Teoretycznie powinnam przed wizytą na której chce już brać L4(12/10) iść jeszcze 3 razy do pracy. Ale nie widzę tego. Mam całe dnie wyjęte z życiorysu. Większość dni wygląda tak samo, niby jest ok, aż tu nagle nie wiadomo dlaczego łapią mnie mdłości, ogólne osłabienie i nie mogę nic ponad leżenie. Czasami wystarczy, że nie dopilnuję co do minuty zjedzenia czegoś. Jest taki etap głodu, kiedy aż się rzygać chce. Mój organizm robi przeskok od razu do tego etapu :D Jak tylko czuje głód to mam jakieś 5 minut na zjedzenie czegoś. Jeśli nie to bełt :P Ale nie ma źle :) Najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu zadzwonię do ginki, że jednak chce L4. Nie będę się męczyć niepotrzebnie.

18 października 2017, 10:40

Maluch w 9t+6d
2mh9z4h.jpg

Aktualnie 10t+5d :)

Jest coraz lepiej, coraz mniej wymiotuję. Moja waga skacze jak szalona, jednego dnia panikuję bo za dużo przybieram, a po dwóch dniach jest już -3 kg :D Jedyny smuteczek to fakt, że brzuszek coś się czai i nie chce wyskoczyć nawet mała bułeczka nad spojeniem łonowym :D Codziennie lustruję to moje podbrzusze i nic, zero. Ale byłam na to gotowa z tą moją oponką, że będę musiała poczekać zanim się bobas przebije przez warstwę tłuszczyku ;) Ogólnie wszyscy skaczą wokół mnie jak wokół jajka, czasami jest to przyjemne, ale bywają chwile affff...że nie mogę podnieść worka żwirku dla kota bo raban jakbym co najmniej chciała nosić 25 kg worek cementu :D Wizyty u teściów są męczące, teściowa zastawia stół jak dla małego hipopotamka :P Przychodzimy na kawę, a tam śledzie, sałatki, szynki, ciastka i na dokładkę dostaję koszyk owoców na kolana :D Za niedługo mamy zamiar obwieścić światu dobrą nowinę, czekamy na 13 tydzień :)

27 października 2017, 11:16

12t+0 Zaczęliśmy 13 tydzień ciąży <3

2lshcgj.jpg

Dziś już po badaniu prenatalnym, Z USG wszystko jest ok :) Za tydzień będą wyniki badań biochemicznych z krwi. Lekarz powiedział, że jest opcja dość późnego brzuszka ponieważ maluszek jest osadzony głęboko, nawet nie był w stanie zrobić porządnego zdjęcia 3D bo były za duże szumy :/ Ale najważniejsze, że nawet niewyraźnego zobaczyłam go(ją?) w 3D jak macha rączkami, nóżkami i zadziera główkę :D Są domysły na chłopaka, ale lekarz nie chciał wróżyć z fusów i mówić nic na nawet 75% ;)

4 listopada 2017, 14:53

13t+1 Mamy 2 trymestr <3
Prenatalne już w całości można uznać za udane :) Cała ta statystyka i czarna magia wyszła ok.

6 listopada 2017, 12:08

Ja i moje przeboje z lekarzami...jestem załamana. Spieprzyłam już na początku i teraz mam skutki...
Pierwsza lekarka była...średnia. Dużo kasy, a mało treści w wizytach. Dodatkowo ewidentne naciąganie na wydatki z kosmosu. No to znalazłam lekarza z polecenia na NFZ. Też średni. Mrukliwy, małomówny, ogólnie mało przyjemny. L4 nie da i jeszcze zrobił kazanie takie, że po wyjściu babeczki się na mnie patrzyły jak na wariatkę...Bo się chłopina darł na pół przychodni. O tym jak to naciągają pracodawcy ZUS i powinnam się kłócić o swoje prawa(zwolnienie z obowiązku świadczenia pracy skoro nie jest w stanie mi zapewnić odpowiedniego stanowiska pracy)...bo co mi pracodawca zrobi. "Najwyżej Pani umowy potem nie przedłuży". Tak faktycznie to jest tylko "najwyżej" :/ Ale chciał mi zrobić prenatalne to jeszcze na nie poszłam. I teraz koleżanka, która świeżo urodziła poleciła taką lekarkę do której kiedyś chodziłam. Również prywatnie. Zadzwoniłam, spoko ona mi da L4, zaprasza na wizytę bla bla bla. I co? Właśnie wróciłam. Chcesz dać człowieku pieniądze, wciskasz, a lekarz nie chce. Bo skoro Pani już chodzi na NFZ to niech Pani kontynuuje. Po co wydawać pieniądze. Bo tak późno przychodzę. Ale jak co to ona mi L4 pisać będzie. No i babeczka nie chce mi prowadzić ciąży, karze wracać do mruka...I teraz takie robienie z siebie i innych wariata. Ciąże prowadzi lekarz A, L4 pisze lekarz B. Co jeśli A nagle olśni i w połowie L4 od B jednak będzie chciał dać? Masakra. Dodatkowo ten na lekarz na NFZ jest nie ogarnięty. "Zapomina" dać skierowania na mocz i krew, a potem się denerwuje i krzyczy na mnie bo nie mam wyników. I ostatnio znowu mi nie dał skierowania, nawet nie powiedział na kiedy mam umówić kolejną wizytę. Af...Nie wiem co robić, siedzę i beczę.

22 listopada 2017, 15:21

07/11 dzień, gdy nasz świat przestał się na chwilę kręcić. Obudziłam się, jeszcze w łóżku przeglądałam społecznościówki, jak nagle poczułam ciepło w majtkach. Szybkie sprawdzenie ręką i krzyk do męża "Dzwoń do pracy, że wieziesz mnie do szpitala". Potok brunatnej krwi...Brałam prysznic i beczałam. Byłam przekonana, że to koniec bajki. W szpitalu zamieszanie konkretne. Żadnej widocznej informacji gdzie jest IP ginekologiczne. Wiedziałam tylko, że jest poza zwykłą. Tyle mi powiedziała Pani w kolejce. Bo nigdzie żadnych info. Ostatecznie trafiłam do przyszpitalnej poradni ginekologicznej. Gdzie Pani doktor zrobiła USG, wpisała duphaston i nie wiedziała skąd krew. Tego samego dnia popołudniu pojawiła się bardziej krwawa krew. Znów się załamałam. Ale mąż kazał umówić się do mojego gina i być dobrej myśli. Tydzień minął spokojnie, ciągle plamienia przeplatały się z brudzeniami. I nastąpił 13/11...kolejny dzień tragedii...okazało się, że awaryjny ginekolog "przeoczył" odklejone łożysko. Mój gin załamał ręce. W miejscu odklejenia pojawił się 3 cm krwiak. Lekarz przygotował nas, że ryzyko poronienia jest spore. Jedyne co mogliśmy zrobić to czekać. I czekamy. Najgorsze jest oczekiwanie na kolejną wizytę, nie wiedząc co z maluszkiem. Ja widzę, że w końcu rośnie brzuszek i to mnie odrobinę uspokaja. Bo jak rośnie to raczej jest z nim wszystko okay :) Dajemy rade, leżymy i odpoczywamy :)

27 listopada 2017, 11:20

Mój ginekolog jest tragiczny!!!! Dziś wyprowadził mnie całkowicie z równowagi...jak można być tak nie empatycznym, chamskim, gburowatym...nie wiem bucem?! Napisałam wcześniej nie krótki referat, ale uznałam, że nie ma co się rozpisywać nie potrzebnie. Czuję się po prostu zaniedbana przez lekarza prowadzącego moją ciążę. Czuję, że nie traktuje on tego co robi poważnie. Mojego stanu, moich pytań, problemów z ciążą...niczego nie traktuje z należną powagą. Na wizycie kontrolnej po pojawianiu się krwiaka i odklejeniu łożyska nie dowiedziałam się kompletnie niczego. Wiem tylko, że jest lepiej. Czy się krwiak zmniejsza, o ile się zmniejsza, czy nadal jest wysokie ryzyko utraty ciąży...nic. Jest lepiej. Tyle. Dwa tygodnie temu mówił, że odklejenie łożyska skutkuje zagrożeniem ciąży i tym, że do końca będę musiała być pod szczególną opieką. A teraz nie wiem czy będę miała przedłużone zwolnienie lekarskie. Bo znów na mnie nakrzyczał jakbym chciała L4 wyłudzić bez powodu. Jakby to było coś złego, że w takiej sytuacji boję się wracać do nomen omen fizycznej pracy.

Rozmawiałam z koleżanką z pracy o ewentualnym powrocie, była bardzo zdziwiona. Bo ona po odklejaniu się kosmówki w 10 tygodniu, była już do końca "ciążą zagrożoną" i nikt nawet nie sugerował powrotu do pracy. A mi, po 3 tygodniach od odklejenia się łożyska, plamiącą, z pojawiającymi się bólami a'la miesiączkowymi(skurczowymi), z krwiakiem, posądza się o próby wyłudzenia zwolnienia lekarskiego w zmowie z pracodawcą, który zrzuca swoje obowiązki na ZUS. Jak tak można?! Czy ten facet ma pojęcie w jaki stres mnie wpędza?! Od kilku godzin nie myślę o niczym innym tylko o tym, czy za tydzień nie będę popierniczała z paletą po sklepie. Pomimo, że jeszcze w sobotę miałam całodzienne brązowe plamienie po zejściu po schodach i wpuszczeniu kuriera. PO 2 MINUTACH MINIMALNEGO WYSIŁKU, a co będzie po 8h regularnej fizycznej pracy?

4 grudnia 2017, 11:43

Córcia <3 <3

12 grudnia 2017, 10:51

Coroczny dylemat. Prezenty. O ile mojej części rodziny jest łatwo coś kupić, o tyle teściowie i szwagierka to tygodnie kombinowania. Mojej mamie prezent zaplanowaliśmy już kilka miesięcy temu, zobaczyliśmy w programie TV fajny gadżet i od razu uznaliśmy " To będzie TO dla mamy", mój brat dużo czyta, mamy podobny gust literacki, jemu prezent znalazłam dziś w 10 minut. Z kolei rodzice męża cóż...nie mają jakiś konkretnych zainteresowań. Mama jest typową staroświecką kurą domową, nie czyta, nie szydełkuje itp. nie ma żadnego hobby. A ojciec ma bardzo drogie zainteresowania: wędkarstwo i samochód. I niczego mu nie brakuje. Umówiliśmy się na dość skromne prezenty do 40-50 zł. Teraz jak zaczynam szukać to...wolałabym żeby tych prezentów nie było. Sobie nic nie kupujemy bo kasa. Wydanie w okresie świątecznym 300+ złotych na prezenty to jednak niezły wydatek. Zaczynam myśleć, że wolałabym tą kasę wydać na małą. Za 3 stówki kupiłabym chociażby materacyk, albo fotel do karmienia, przewijak, zestaw startowy do pieluchowania wielorazowego, albo tak trywialne rzeczy jak farby do pomalowania pokoiku. Znalazłabym co najmniej kilkanaście zastosowań dla tych pieniędzy. A tak to dostaniemy jakieś średnio trafione prezenty i w 50% takie też damy. Może źle do tego podchodzę, zbyt zdrowo rozsądkowo.

14 grudnia 2017, 09:24

Dziś rano wizyta w laboratorium, zaczyna mi dokuczać nerw kulszowy, więc stoję zamiast siedzieć. Podpieram ścianę i niewielka piłeczka wybija się na pierwszy plan. Przede mną jakieś 15 osób. Nie upominam się o pierwszeństwo, ale smutno, że nikt nawet nie zaproponował. Przekrój wiekowy od A do Z, ale nikt nie miał tyle przyzwoitości aby chociaż udawać, że mnie nie widzi. Każda jedna osoba się po prostu gapiła. Czułam się jak zwierzątko w ZOO. 40 minut czekania, tylko jedna pielęgniarka przechodząc zaproponowała abym usiadła i, że przyniesie mi szklankę wody. Nie oczekuję specjalnego traktowania, ale chociaż tej odrobiny kultury, żeby cała poczekalnia nie odprowadzała mnie wzrokiem kiedy idę do toalety, żebym nie czuła się obgadywana, gdy ludzie szeptając do siebie zerkają na mój brzuch. Po badaniu rejestrowałam się do lekarza rodzinnego i dopytywałam o moje skierowanie na EKG. Tu już słyszałam wyraźnie komentarz, że ledwo w ciąży jestem i już po lekarzach biegam. "Starzy EKG nie dostają, a tu taka siksa...a widziałaś ile miała badań na blankiecie? Kilkanaście!"

Szkoda, że stara krowa nie pomyśli, że brak diagnostyki dla mojej Dosi może się skończyć tragicznie...

29 grudnia 2017, 11:32

Pierwsza ciążowa bezsenność zaliczona ;) Wczoraj miałam nieprzespaną noc z powodu bólu zęba, a dziś mimo zmęczenia po przespaniu kilku godzin, obudziłam się o 4 i ni hu hu. Za to kilku godzinne leżenie zaowocowało pierwszymi 100% odczuciami Dosi :) O ile wcześniej nie byłam pewna, tak teraz na pewno czułam fikołki naszej córci <3 Nie powiem, trochę ją pobujaliśmy (męskie sposoby na bezsenność :D), ale po przytulankach nawet mąż czuł na dłoni, że "burczy Ci w brzuchu" :P

A tak się zaczynamy toczyć <3

izw9cy.jpg
1 2 3