X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Witaj na świecie Dosiu
Dodaj do ulubionych
1 2 3

30 kwietnia 2018, 15:19

38+3 9 dni do terminu porodu, a tam cisza :D

2s1lj6a.jpg

Mała nadal mała tj. ~2800 wg. USG. Z jednej strony dobrze, ale jednak bym wolała aby była większa. Miała by z czego spaść po porodzie, a tak to będzie taka chudzinka :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 maja 2018, 12:21

1 maja 2018, 13:39

Święto pracy świętuj pracą :D Mąż z mamą kładą nam panele w salonie, panowie robotnicy montują schody wejściowe, brat wybija dziurę pod drzwi tarasowe, ja sprzątam sypialnie i szafy, a sąsiedzi przygotowują się do kładzenia kostki brukowej :P Istne szaleństwo pracy! Dziś w nocy miałam duże problemy z oddychaniem. Aż się budziłam nie mogąc złapać tchu...chyba muszę zacząć układać stosik z poduszek i sypiać w pozycji półleżącej. Nie wiem jak mój nerw kulszowy to przeżyje.

2 maja 2018, 10:06

Zaczynam się denerwować. Jakiś czas temu zepsuł się nam samochód. Chcieliśmy go sprzedać i kupić nowszy sprawny. Jako że był to tak jakby prezent od teścia, ten się uparł naprawiać. On nam dołoży do naprawy bo dobre auto, szkoda go na złom albo części. Tym sposobem od prawie 2 tygodni jestem(śmy) bez samochodu. Zabawne uczucie w 9 miesiącu ciąży każde wyjście do sklepu i lekarza planować jak w liceum. Bo czy mama pożyczy mi swój samochód. Czy nie będzie w pracy, u lekarza albo po prostu nie pojedzie do koleżanki. Tragedia, ale do przeżycia. Bo przed porodem mieliśmy mieć naprawione auto...wymieniali automatyczną skrzynie biegów. Od początku byłam sceptycznie nastawiona. Kupa kasy(w sumie około 2000) w ryzykowną wymianę i nie wiadomo czy będzie jeździć...w poniedziałek się okazało, że nie będzie. Po wyjechaniu od mechanika nasza Cytrynka przejechała około 2 km i przestała wbijać biegi...kolejne monety na lawetę i stoi nam złomek pod domem. Teraz musimy próbować oddać części na rękojmie jako uszkodzone. Żeby to jebaństwo wyjąć trzeba znów zapłacić prawie 700 i odesłać za 200...ehhh kolejny 1000. Teść obiecał dać nam do porodu swoje auto. Tyle tylko, żeby ich gdzieś zawieść jak będzie trzeba. Obietnica się jakoś rozmyła i auto mamy do użytku jak będziemy potrzebować. Wczoraj małż do niego dzwonił i co? Pojechali se kurwa na cały dzień do cholernego Koniakowa(ponad godzina drogi od nas!). A co jakbym zaczęła rodzić? Oj tam oj tam przecież poród nie trwa godzinę. Wszyscy się na mnie wypieli. Od mamy też już usłyszałam, że nie mogę liczyć na auto na każdą zachciankę. Zabrała mi najmniej wygodną formę przemieszczenia się...w jej małym autku czuję się z moim brzuchem jak wieloryb, ale bez auta nie jestem w stanie zrobić nic. Mam tak popuchnięte nogi, że kilkaset metrów to dla mnie maraton...mieliśmy dziś iść do kina. Ostatni dzwonek na chwilę przyjemności :) Może trochę ryzykowne jest kino na tydzień przed terminem, ale co tam. Bilety kupione, a my nie mamy jak się tam dostać...a dojść z buta nie dojdę za Chiny. Zamiast trzymać w portfelu żelazne 25 na fartuch dla P. i drobniaki na parking pod szpitalem to muszę buszować i szukać ile kosztują taxi w razie W...i kitrać 150 w karcie ciąży. Bynajmniej mi nie nadbywa taka kwota :/ Jestem wkurwiona i na skraju wytrzymałości psychicznej...beczę co chwilę bo zamiast czuć się bezpiecznie przed porodem i czekać to panicznie się boję, że coś pójdzie nie tak(zielone wody czy coś) a ja nie będę miała jak się szybko dostać do szpitala. Masakra ;(

4 maja 2018, 10:20

Zaczęliśmy 40 tc :) Nie powiem, ale fajnie by było urodzić już w ten weekend. Wiem, że dla małej najlepiej by było siedzieć jak najdłużej, ale jestem mega zmęczona. I nie ukrywam weekend jest u nas w szpitalu ponoć lepszy na rodzenie :p Teraz leżę na ktg i jak na złość zero jakichkolwiek skurczy...a położnej się żaliłam jakie to upierdliwe już są te przepowiadajace :D

5 maja 2018, 12:26

Ciąża zakończona 5 maja 2018 Oficjalnie dziś o 6:20 na świat przyszło nasze 3 kg szczęścia DOMINIKA <3 Mała spełniła prośbę mamy rodząc się w weekend :) Później zdam relację z naszego ekspresowego i pełnego wrażeń porodu :D

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 maja 2018, 12:31

14 maja 2018, 11:45

05/05/2018 po godzinie 4 nad ranem obudziłam się na siku i z lekkim bólem podbrzusza. Myślałam, że przeczyści mnie tak jak już od kilku dni o tej porze(jadłam mega dużo owoców wieczorami i co rano mnie goniło :) ) Wysikałam się, wstałam z kibelka i...mnie zgięło. Mega mocny skurcz. Pewnie nieregularne będą, mam czas. I tak jeszcze 1 czy 2 mocne skurcze w różnych odstępach. Szybko włączyłam appkę do liczenia skurczy, obudziłam małża, że chyba musi dzwonić do ojca po samochód i postanowiłam wziąć szybki prysznic. Nie wyszło. Próbowałam się skupić i podgolić tu i tam, ale skończyłam z kępkami i łysymi plackami :D W wannie już mnie składało z bólu. Po 30 minutach od pobudki miałam już regularne skurcze. Bardzo regularne bo co 2 minuty minutowe skurcze. Jeszcze biorąc prysznic zauważyłam odrobinę krwi, ale tyle to nie panika. Po wyjściu zemdliło mnie. Zwymiotowałam i w tym momencie poleciało trochę wód. Całkiem krwawych ze skrzepami. Włączyła się panika na 300. Ledwo stałam. Kazałam mężowi dzwonić po karetkę bo krew i częste skurcze. Wtedy myślałam, że za chwilę urodzę tu w domu. Karetka pojawiła się na tyle sprawnie, że między skurczami ledwo zdążyłam coś ubrać(próbowałam wciągnąć legginsy ale ugięłam się i stanęło na sukience. Bez biustonosza, ledwo wciągnęłam na siebie majtki, do karetki szłam w kapciach męża...Jechaliśmy na sygnałach do najbliższego szpitala, ratowniczka bała się porodu na poboczu. Błagałam ją żeby mnie wieźli tam gdzie chciałam rodzić. W obu naszych szpitalach położne zostały postawione na nogi i czekały na mnie na IP :P Pojechaliśmy tam gdzie bliżej bo zaczęłam czuć już lekkie parcie. Z przewożenia na blok porodowy pamiętam tylko okropną położną komentującą, że mają inne rodzące i zawracamy im tyłki. Bo ja jeszcze mam czas. Jeszcze mam czas?! Czyli to będzie jeszcze większy ból? Byłam zmęczona, cały czas zamknięte oczy, ledwo kontaktowałam z bólu. Pamiętam wdrapywanie się na łóżko, badanie jeszcze pod okiem ratowniczki, która była ciekawa jak się sprawy mają. Wtedy powiedziano, że niby nie ma zbytniego rozwarcia. Ale po położeniu się na bloku porodowym poszło szybko. W pewnym momencie zaczęłam czuć mega parcie. Poinformowałam o tym na głos, ale zostałam zignorowana. Gdy podeszła położna pytałam czy uczucie rozpychania w pupie jest normalne. Powiedziała, że będzie gorzej. Jak się okazało wtedy gdy pytałam czułam już to "gorzej" ;) Darłam się jak opętana, jedna stara pipa komentowała, że się dre i nie może się skupić na wypełnianiu papierów. Powiem Wam, że wtedy zadziałał instynkt. Ch*j, że nikt się mną nie interesował, położna nie mówiła co robić i jak. Leżałam sobie i parłam. Wtedy myślałam, że to nie TO parcie. Podszedł lekarz i zaczął głowicą od KTG szukać tętna małej, a ja w tym momencie miałam skurcz, poczułam mega rozpychanie i odruchowo ręka poszła między nogi. Dotknęłam i zapytałam go co to jest. "Mamy główkę" zakomunikował położnym, ostre światło, ktoś powiedział, że mam nie przeć na tym skurczu bo popękam cała. Pomyślałam wtedy, żeby sobie teraz już wsadzili te dobre rady. 2 skurcze później pojawił się nasz mały cud, zapytano czy mąż chciał być przy porodzie bo właśnie wpadł i czeka pod drzwiami. Zawołali go żeby przeciął pępowinę. Wszystkie troski odeszły jak położyli mi na piersiach Malutką, zobaczyłam wszystko na swoim miejscu, usłyszałam 10 pkt. I w ten sposób pierworódka urodziła w 2 godziny :D I wbrew pozorom nie popękałam, mam tylko szwy na poobcieranych wargach sromowych. Urodziłam właściwie sama choć w szpitalu, 2 faza porodu trwała wg. porodówki 30 minut (czyli dokładnie tyle ile byłam u nich), zreflektowali się jednak że wtedy gdy mówili "ma czas" ja już zaczynałam mieć parte skurcze :P Ogólnie to całą ciążę spodziewałam się książkowego porodu. Lekkie skurcze, prysznic, czekanie na skurcze co te 6-7 minut, droga do szpitala z mężem, bez stresu i rozkręcanie się akcji już pod okiem położnej. Taki psikus! Z jednej strony uniknęłam innych trudów dłuższego porodu, ale z drugiej moje ciało nie było gotowe na taki nagły atak i ból zniosłam bardzo źle. Teraz Dosia ma 9 dni i powoli uczymy się siebie <3
1 2 3