05/05/2018 po godzinie 4 nad ranem obudziłam się na siku i z lekkim bólem podbrzusza. Myślałam, że przeczyści mnie tak jak już od kilku dni o tej porze(jadłam mega dużo owoców wieczorami i co rano mnie goniło
) Wysikałam się, wstałam z kibelka i...mnie zgięło. Mega mocny skurcz. Pewnie nieregularne będą, mam czas. I tak jeszcze 1 czy 2 mocne skurcze w różnych odstępach. Szybko włączyłam appkę do liczenia skurczy, obudziłam małża, że chyba musi dzwonić do ojca po samochód i postanowiłam wziąć szybki prysznic. Nie wyszło. Próbowałam się skupić i podgolić tu i tam, ale skończyłam z kępkami i łysymi plackami
W wannie już mnie składało z bólu. Po 30 minutach od pobudki miałam już regularne skurcze. Bardzo regularne bo co 2 minuty minutowe skurcze. Jeszcze biorąc prysznic zauważyłam odrobinę krwi, ale tyle to nie panika. Po wyjściu zemdliło mnie. Zwymiotowałam i w tym momencie poleciało trochę wód. Całkiem krwawych ze skrzepami. Włączyła się panika na 300. Ledwo stałam. Kazałam mężowi dzwonić po karetkę bo krew i częste skurcze. Wtedy myślałam, że za chwilę urodzę tu w domu. Karetka pojawiła się na tyle sprawnie, że między skurczami ledwo zdążyłam coś ubrać(próbowałam wciągnąć legginsy ale ugięłam się i stanęło na sukience. Bez biustonosza, ledwo wciągnęłam na siebie majtki, do karetki szłam w kapciach męża...Jechaliśmy na sygnałach do najbliższego szpitala, ratowniczka bała się porodu na poboczu. Błagałam ją żeby mnie wieźli tam gdzie chciałam rodzić. W obu naszych szpitalach położne zostały postawione na nogi i czekały na mnie na IP
Pojechaliśmy tam gdzie bliżej bo zaczęłam czuć już lekkie parcie. Z przewożenia na blok porodowy pamiętam tylko okropną położną komentującą, że mają inne rodzące i zawracamy im tyłki. Bo ja jeszcze mam czas. Jeszcze mam czas?! Czyli to będzie jeszcze większy ból? Byłam zmęczona, cały czas zamknięte oczy, ledwo kontaktowałam z bólu. Pamiętam wdrapywanie się na łóżko, badanie jeszcze pod okiem ratowniczki, która była ciekawa jak się sprawy mają. Wtedy powiedziano, że niby nie ma zbytniego rozwarcia. Ale po położeniu się na bloku porodowym poszło szybko. W pewnym momencie zaczęłam czuć mega parcie. Poinformowałam o tym na głos, ale zostałam zignorowana. Gdy podeszła położna pytałam czy uczucie rozpychania w pupie jest normalne. Powiedziała, że będzie gorzej. Jak się okazało wtedy gdy pytałam czułam już to "gorzej"
Darłam się jak opętana, jedna stara pipa komentowała, że się dre i nie może się skupić na wypełnianiu papierów. Powiem Wam, że wtedy zadziałał instynkt. Ch*j, że nikt się mną nie interesował, położna nie mówiła co robić i jak. Leżałam sobie i parłam. Wtedy myślałam, że to nie TO parcie. Podszedł lekarz i zaczął głowicą od KTG szukać tętna małej, a ja w tym momencie miałam skurcz, poczułam mega rozpychanie i odruchowo ręka poszła między nogi. Dotknęłam i zapytałam go co to jest. "Mamy główkę" zakomunikował położnym, ostre światło, ktoś powiedział, że mam nie przeć na tym skurczu bo popękam cała. Pomyślałam wtedy, żeby sobie teraz już wsadzili te dobre rady. 2 skurcze później pojawił się nasz mały cud, zapytano czy mąż chciał być przy porodzie bo właśnie wpadł i czeka pod drzwiami. Zawołali go żeby przeciął pępowinę. Wszystkie troski odeszły jak położyli mi na piersiach Malutką, zobaczyłam wszystko na swoim miejscu, usłyszałam 10 pkt. I w ten sposób pierworódka urodziła w 2 godziny
I wbrew pozorom nie popękałam, mam tylko szwy na poobcieranych wargach sromowych. Urodziłam właściwie sama choć w szpitalu, 2 faza porodu trwała wg. porodówki 30 minut (czyli dokładnie tyle ile byłam u nich), zreflektowali się jednak że wtedy gdy mówili "ma czas" ja już zaczynałam mieć parte skurcze
Ogólnie to całą ciążę spodziewałam się książkowego porodu. Lekkie skurcze, prysznic, czekanie na skurcze co te 6-7 minut, droga do szpitala z mężem, bez stresu i rozkręcanie się akcji już pod okiem położnej. Taki psikus! Z jednej strony uniknęłam innych trudów dłuższego porodu, ale z drugiej moje ciało nie było gotowe na taki nagły atak i ból zniosłam bardzo źle. Teraz Dosia ma 9 dni i powoli uczymy się siebie
To masz termin na 9.05 ?USG może się mylić :P
Kruszynka:) ale szacunek moze byc mylny
ostatnia prosta :) masz sliczny brzuszek <3
Aaa to znaczy,ze jesteś w 38+3,a nie 39+3 :P bo my mamy termin na BB na 7.05, z OM na 11.05,a USG na 5.05.Finalnie mam nadzieję,ze dotrwam do CC - 7.05,bo 6.05 stawiam się już w szpitalu :) Brzusio masz cudowny ! :)
Ja urodziłam córkę 2750g 55cm. Szacunkowa była ok 3kg. I w szpitalu spadła tylko 50g. Takmi łakomczuchem była :)
U mnie syn też malutki był 2940 w 40 tygodniu. Spadl do 2690 i faktycznie taki okruszek był, a teraz przegonił kuzyna urodzonego dwa dni później z wagą ponad 4 kg. Nie martw się tak bardzo.