Dzidzia znów zgrywała frasobliwą trzymając rączki na głowie,zawsze tak robi u tego lekarza
Profesor proponuje zmniejszyć dawkę duphastonu i odstawic steryd.
Napisałam do lekarki napro,co ona na to,bo to ona ma moje wielkie zaufanie i wielką wiedzę oraz doświadczenie w prowadzeniu takich trudnych ciąż.
Napisala,ze albo zwiększamy aktywność,albo redukujemy leki... Zatem wybrałam redukcję leków. Wytrzymam jeszcze trochę. Przecież trochę wstaję,nawet wychodzę z synkiem na trochę na dwór. Już się przyzwyczaiłam. Teraz czekam na zalecenia od lekarki.
A,ginekolog tez uważa,że wynik moczu jest ok,schodzi mi zapewne piach. Trwa to już 2 tygodnie,raz jest lepiej,raz gorzej... Jakos się trzymamy.
Tak mi się zdaje,ze mogłabym zacząć odrobinkę cieszyć się wreszcie ciążą. Szanuję każdą chwilę,jaka mi dana,natomiast ostrożnie,bo opatrzność nie lubi ludzi szczęśliwych
Miało być bieganie po sklepach,zagospodarowanie ogrodu,spotkania ze znajomymi,nauka rosyjskiego,szkoła rodzenia,nauka lepienia pierogów,a jest lenistwo za wszystkie czasy
W nocy zaliczyliśmy kurs na izbę przyjęć. Jak około 18 złapał mnie ból podbrzusza i krzyża,to puścić nie chciał. No spa nic nie pomogła. Około północy już trochę przerażona obudziłam chłopaków i pojechaliśmy. W tym szpitalu od razu zostawiają na oddziale. Ale miejsc nie było,a że jestem pacjentką ordynatora,to przynajmniej mnie zbadali Inne dziewczyny odsyłali do innych szpitali.
Z dzidzią ok,nic się nie odkleiło,łożysko ok,ciśnienie też. Zatem albo znów kolka (chiciaz boli inaczej),albo gazy....
Dostałam przykaz wrócić rano,gdyby nie przeszło,ale jest lepiej na szczęście. Nie wiem co to było,panikarą nie jestem,ale wolałam sprawdzić i spać spokojnie
I po krzyku. Łożysko nadal bardzo nisko,ale raczyło się odwalić od kanału i kamień z serca spadł.
Uffff
Wracamy do żywych. Bardzo powoli i stopniowo,ale jest progres
Zosia pięknie pozowała na usg,wdzięczyła się nawet było widac usteczka z profilu.
Nasza Niuńka kochana
Wczoraj ta słodka dziewczynka sprzedała tatusiowi pierwszego kopniaczka. Biedak miał łzy w oczach ze wzruszenia i tylko powtarzał " nasza córeczka" a ja oczywiście beksa razem z nim,bo mnie to tak rozwaliło na łopatki.
Piwoli redukujemy dalej steryd i progesteron. Niestety tarczyca zaczęła świrować i nagle tsh skoczyło do 4,8 . Myślałam,że tarczyca nadal będzie tak ładnie współpracować,a też musiała pokazać swoje
Za tydzień połówkowe
O matko,już? Kiedy to zleciało ?
Nieźle najedliśmy się strachu w nocy.
Świętowaliśmy wczoraj radość z zażegnania niebezpieczeństwa dla ciąży,zjedliśmy kebab i lody. Jak mi to smakowało.
Popołudniu na nadgarstkach pojawiła się wysypka. Ok,wyszła,to zejdzie. Ale nie zeszła,było jej coraz więcej. Wieczorem byłam już cała czerwona i spuchnięta. Calcium nie pomogło.
O 3 w nocy wstałam do kibelka i zdążyłam tylko krzyknąć do męża,że zaraz zemdleję.
Odpłynęłam pierwszy raz w życiu. Okropnośc. Nogi już miałam tak spuchnięte,że chodzić nie mogłam.
Znów podróż na izbę przyjęć...
Tam zbadali ginekologicznie. Z Małą ok,wysłali na internę. Tam trafiłam na palanta pielęgniarza. Miał jakieś uwagi i odciski na twarzy od spania. Wywiązała się pyskówka,zerwałam sprzęt od ekg,wyszłam. Facet ma pecha,że trafił na pacjentkę ordynatora.
Pojechalismy do mnie, do pracy. Pomóc chcieli, ale młoda lekarka bała się podać mi leki,nie mieli słabszych dla ciężarnych.
Szpital wojewódzki. Wreszcie kobsultacja i lek w tyłek. Według lekarki zaliczyłam wstrząs anafilaktyczny.
Odpuszczam jedzenie na miescie i lody tez
Lek przyniósł ulgę na 2 godziny. Znów pokrzywka,nawet usta i oczy.
Jedziemy do naszej kochanej lekarki. Dostałam recepty na leki. Wzięłam,przespałam się i jest o wiele lepiej. Widać moje gałki oczne przynajmniej i mogę cokolwiek chwycić w dłoń.
Pogoda piękna, synek u babci został,a my z mężem na kanapie. Miał być fajny weekend i będzie... Jutro Mąż mówi,że strasznie wyglądałam jak straciłam przytomność,do końca życia tego nie zapomni.
No dość już tych emocji w tej ciąży! No losie,dajże spokój!
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 kwietnia 2018, 13:30
W piątek byliśmy na badanach połówkowych.
Mała jest idealna. Wymiary kości i jej rozwój odpowiadają dokładnie 21 tc. Wszystko jest w porządku z przepływami, łożyskiem i pępowiną, narządy wewnętrzne rozwijają się prawidłowo.
Nie ma już najmniejszej wątpliwości, że Zosia będzie Zosią, pięknie pokazała co ma między nogami, nawet mamy to uwiecznione na zdjęciu.
Spora z niej dziewczynka, bo waży 398g. Ciekawe po kim ?
Łożysko jest na tylnej ścianie, dlatego tak dobrze czuję kopniaczki. Jak na razie wszystko umiejscowiło się dość nisko, ale nie przoduje, co jest najważniejsze.
Jesteśmy już za półmetkiem. Czasem żałuję, że nie wiedziałam o mutacji w ciąży z synkiem, że nie brałam metylowanych form witamin, Acardu i heparyny.
Czasu nie cofnę, mogę tylko korygować wszytko na bieżąco.
A ja? Powoli dochodzę do siebie. Coraz więcej chodzę, czuję się dobrze. Jedynie mam kłopot z jelitami. Po tak długim leżeniu nie opracują jak powinny. Przez to mam wielki brzuch, jak w 8 miesiącu.... Rano mniejszy, a po obiedzie ogromny, że ledwie chodzę, taka jestem nadmuchana. Próbuję z tym walczyć, jem mało i często, staram się nie łączyć białek z węglami, jem raczej lekko, zdrowo. Biorę espumisan, piję napar z kminku (ble), nie jem nabiału i słodyczy (no prawie) Wchodzę w spodnie sprzed ciąży, tyko ten wielki brzuch
Powoli załączył się syndrom wicia gniazda porządkuję na ile mogę, układam, przekładam, planuję i kombinuję
W piątek mieliśmy wizytę u ginekologa. Wszystko z Fikotką dobrze Gin jeszcze sam dla siebie wszystko pomierzył i był zadowolony. Zosia go skopała,jak tylko przystapił do badania i przyłożył głowicę usg do brzucha.
Spada mi niestety hemoglobina, gin chce,zebym zaczęła brać żelazo. A ja się boję, bo moje jelita i tak kiepsko pracują. Muszę skonsultować to z lekarką. Do tego sugerował,żeby odstawić Duphaston,a ja się boję, zatem dał mi receptę dla świętego spokoju ciężarnej
W czerwcu chcemy przywieźć wszystko dla Małej,uzupełnic czego brakuje. W lipcu chcę być gotowa,chcę mieć wyprane i przygotowane ciuszki i wszystko inne.
Trochę mnie dopadają schizy jak damy radę? Wątpliwiści...
Czuję się całkiem ok,tylko wzdęcia nadal mnie męczą,zadyszka i płaczliwość. Ta ostatnia przypadłość pozwala odbić sobie płacz chyba za całe życie płaczę z byle powodu, aż śmieszne to się chwilami robi
Jeszcze nie zaczęłam niczego szykować dla Zosi. Planuję zacząć w czerwcu szykować pokoik,robić zakupy,pomału gruntownie wysprzątać dom. W lipcu wypiorę ubranka,a w sierpniu będę już tylko czekać.
Dużo się zmieniło w opiece nad noworodkami,czytam i staram się to wszystko zapamiętać,a instynkt zrobi resztą. Chcę bardzo karmić piersią i tym razem zrobię wszystko, żeby się udało,przed i po porodzie spotkam się z doradcą laktacyjnym.
Niestety pojawia się okropny strach przed porodem,do tego stopnia,że jest to aż panika. Nie chodzi tu o ból,tylko strach o dziecko, żeby nic jej się nie stało.
Zosia jest kochana,bardzo żywa i aktywna,kopie dość mocno. Niestety cały czas czuję ją bardzo nisko.
O rany,kiedy to zleciało?
Sama nie wiem....
Upały dają się we znaki. Nie puchnę,nic mi nie jest,tylko kompletnie nie mam mocy. Chciałabym sprzątać dom, szykować miejsce dla Zosi,ale jest za gorąco. W chłodniejszych momentach dnia wolę wyjść z synkiem na dwór i sama się dotlenić
Mała Zofia kopie,mości się i pręży. Już kompletnie nie wiem jak może być ułożona,bo czuję ją dosłownie wszędzie, łącznie z pęcherzem,jak sobie po nim buszuje.... Niefajne uczucie
Jestem z siebie dumna uparłam się,żeby hemoglobinę dietą poprawić,bez suplementacji żelaza i udało się teraz muszę dietę trzymać. Nie jest ona uciążliwa,pasuje mi,a cudowny,truskawkowy czas daje mi naturalną witaminę c
Niestety żeby nie bylo tak fajnie,to test obciążenia glukozą wyszedł tak sobie. Na czczo glukoza ok,zawyżona jest po godzinie i dwóch. Nie jakoś bardzo,ale gin będzie mruczał zadowolony pod nosem,bo się z nim trochę spierałam o to badanie
Przytyłam jak dotąd 6 kg. Nie mam zachcianek,jem zdrowo i regularnie i jakiegoś wielkiego apetytu nie mam. Brzuch mam okrąglutki jak piłeczka i całkiem spory Tylko na twarzy lekko się zaokrągliłam,a tak wchodzę w szorty na gumie sprzed ciąży i w większosc koszulek i sukienek. Jak i w pierwszej ciaży,nie lubię ciuchów zakładanych na brzuch,zaraz mnie wszystko swędzi i przeszkadza
Jeszcze 3 miesiące i zobaczymy się Zosiu po drugiej stronie brzucha,tylko siedź tam grzecznie proszę i żadnych numerów
Wczoraj byliśmy na wizycie u ginekologa. Mała ok,jak zwykle kopała w głowicę ,nadal siedzi ułożona miednicowo. Główkę ma dokładnie tam,gdzie blizna po przepuklinie,pupkę po lewej stronie mojego brzucha. Łożysko pięknie się podniosło i nie grozi już przodowaniem
W poniedziałek rano mam się stawić do przyjęcia do szpitala. Dokładnie będzie sprawdzana glukoza,profil dobowy glukozy i inne badania.
Zatem mam przymusowe wakacje w szpitalu
Od rana dziś biegam,żeby wszystko zorganizować,mąz musi iść na opiekę,żeby zająć się synem. Oj,będę tęsknić za moimi chłopcami I to szpitalne jedzenie....
Gin na razie odpuscił mi łykanie żelaza,oby tylko utrzymać hemoglobinę na dobrym poziomie
Od koleżanki dostałam ciuszki po jej córce. Myślałam,że będzie to torba lub dwie,a cały samochód miałam załadowany. Mamy ubranka do 3 roku życia i to w ilości hurtowej Strasznie się cieszymy,bo ubrania zadbane i takie śliczne. Jednak dla dziewczynki są wymyślniejsze i fajniejsze niż dla chłopców.
Korzystam zatem z wymarzonej pogody i szaleję z praniem Mam roboty z tym na kilka tygodni,a potem jeszcze mąż przywiezie nasze ciuszki i prania ciąg dalszy. Obym wyrobiła się z tą robotą do porodu
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 czerwca 2018, 15:25
Opieka w tym szpitalu jest świetna i jeśli rodzić,to tylko tutaj. Nie wyobrażam sobie wylądować gdzie indziej.
Generalnie wyniki cukrów sa ok,tylko raz przekroczona norma. Na wizycie u diabetologa dowiedziałam się, że każde przekroczenie norm wyników glukozy,oni traktują jak cukrzycę ciężarnych. Dostałam śliczny,nowy glukometr i mam sprawdzać poziom cukru na czczo i godzinę po posiłku. Spróbowałam sama i oczywiście nie wyszło Nauczymy się siebie nawzajem Dietę mam trzymać i uczyc się co mogę jeść.
Teraz czekam na odwiedziny męża i dostawę jedzenia bo to szpitalne,to oj.... Mało i średnio smaczne Czekam na warzywa i owoce
Jutro już do domku.
Napadł na mnie jeszcze większy instynkt wicia gniazda,taki nie do zatrzymania. Trochę pierdółek kosmetycznych nakupiłam i na każdych zakupach w koszyku ląduje paczka nawilżanych chusteczek. Codziennie dwie pralki Zosi ciuszków suszą się na ogrodzie,a końca prania nie widać
Dziś będziemy zamawiac do pokoju dzieci regał i biurko dla syna,żeby jakoś to wszystko ogarnąć
Wczoraj byłam u lekarki napro. Mała ok,ale już łożysko w obrazie usg w niektórych miejscach ribi się białe. Co 10 dni mam już robić ktg i dziś sprawdzić aktywnośc anty xa.
Uczę się jakie posiłki mogę jeść. Przy czym po pizzy cukier był ok,a po jogurcue naturalnym na kolację już powyżej 140. Nieźle
Zosia ułożyła się poprzecznie i gdzieś uciska na przeponę,bo ledwie oddycham
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 czerwca 2018, 06:07
Starzy brat przykłada mi do brzucha żabę pozytywkę i puszcza Zosi melodyjki. Ta potem wariuje przez dwie godziny i zastanawiam się czy jej się to podoba, czy wręcz odwrotnie.
Zaczęłam oglądać internetową szkołę rodzenia, ale trochę to nudne i często przewijam do przodu
Coraz lepiej radzę sobie z okiełznaniem cukrzycy, wiem już co z pewnością odpada z pokarmów, a są to niekiedy bardzo zaskakujące rzeczy, jak np. chudy biały ser
Fizycznie jakoś się kulam, waga nadal 6 kg na plusie, zatem niewiele. Mam piękne włosy, ładną cerę i dość spory brzuch, który wygląda jak arbuz
No i przechodzimy do mniej radosnych spraw. Psychicznie trochę siadam. Zawsze byłam osobą silną psychicznie, ale to przez co przeszłam przez 3 lata starań, żeby być w tej ciąży oraz doświadczenia zawodowe, to mnie przerosło. Za dużo było kontaktu z kobietami, które traciły dzieci pod koniec ciąży. albo nie słuchały zaleceń, albo ginekolodzy nie chcieli zakończyć ciąży wcześniej, mimo, że łożysko źle wyglądało. To wszystko tłucze się mi po głowie i tak bardzo się o Zosię boję. Strasznie się boję końcówki ciąży... W nocy budzą mnie ataki paniki, brakuje mi tchu. W ciągu dnia jest lepiej, bo nie myślę. Położna, która mnie prowadzi oraz lekarka napro są zdania, że w tej sytuacji powinno być cc. Teoretycznie mam do tego prawo po ivf. Na dodatek rozeszła mi się przepuklina pępkowa, która wcześniej była już operowana. Byłam u chirurga i niestety tak jest. Boli przy oddechu, a jak miałabym przeć?
Nie wiem co robić,w piątek mam wizytę u gina i będziemy z nim rozmawiać. Nie mam pojęcia jak się do tego odniesie, ale nie chciałabym szukać innego ginekologa na tym etapie ciąży i zamykać sobie drzwi do jedynego sensownego szpitala położniczego w mieście...On jest tam ordynatorem.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 czerwca 2018, 19:45
Rośniemy w siłę,tzn Zosia rośnie i według ostatniego,piątkowego usg waży coś ok 1450 gram. Średniaczek z niej i dobrze, ani ja ani mąż do olbrzymów nie należymy,syn też urodził się z przeciętną wagą.
Moja waga stoi i dobrze Dieta cukrzycowa służy mi i zostanę z nią nawet po ciąży,bo i tak mam już w przyszłości nad sobą widmo cukrzycy,rodzinna sprawa
Rozmowa na wizycie z ginekologiem wyglądała jak myślałam,za to mąz był zdegustowany. Oboje powstrzymaliśmy komentarze. Chcę u niego dokończyć ciążę. Jak mu powiedziałam jakie jest zalecenie chirurga o cc przy rozejściu operowanej przepukliny,to spojrzał na mnie jakbym conajmniej obiad mu zjadła z tekstem,że jak coś się będzie działo przy porodzie...
Jasne,niech mi flaki wyjda na wierzch,lub zostawię dzieci świeżo po porodzie lub od razu i pójdę na operację...super wyjście.
W weekend bylismy oglądać szpital w innej miejscowości,bliżej domu. Jesteśmy mile zaskoczeni, cały szpital po remoncie, kadra medyczna całkiem niezła,jest tez oddział noworodkowy. Pracuje tam moja położna. Jeśli wszystko będzie ok,to nie muszę i nie chcę rodzić w dużym mieście. Jestem zdecydowana w zasadzie.
A Zosia nadal siedzi miednicowo,grzebie mi w wątrobie i skacze po pęcherzu
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 lipca 2018, 12:23
Niestety na łożysku widać juz zwapnienia,czyli zaczyna się starzeć. Dzis bylismy u lekarki napro i chirurga. Otrzymałam zaświadczenie i skierowanie na cc między 37-39 tc,w zależności jak będzie się miało łożysko, przepływy i wyniki anty xa. Zosia znów siedzi miednicowo. Wczoraj czułam jak się szarpie,pewnie chciała się odwrócić,ale nic z tego nie wyszło.
Muszę też w 34 tc wykonać porządne usg 3 trymestru,żeby lekarz dokładnie Małą wymierzył,bo ostatnia waga nie była powalająca,do tego muszę sprawdzić estradiol i progesteron.
Do gina już będę chodzić dla zasady,bo chcę rodzić w innym szpitalu, chyba że coś się będzie działo przed 35 tc, w poniedziałek będę umawiać wstępnie cc.
Dochodzi do mnie, że już tak blisko spotkania z tym wymarzonym,wyczekanym,wywalczonym dzieckiem a jeszcze tyle muszę przygotować .
O rany,coraz bliżej końca ciąży. Cieszę się każdą chwilą,bo ostatni raz w życiu jestem w ciąży. To już nigdy się nie powtórzy.
Nigdy już pod sercem nie poczuję ruchów dziecka. Uwielbiam je. Uwielbiam jak Maleńka wypina jakąś częśc ciałka i wiem,ze ona lubi jak delikatnie głaszczę rączkę,nóżkę,pupkę czy ramionko.
Nie mogę się doczekać aż ją przytulę i wezmę w ramiona.
Ciąża choć ciężka i trudna,to zrekompensowała mi to fajnym wyglądem. Przytyłam dotąd 7 kg, nie puchnę,nie mam obrzęków. Brzuszek jest zgrabny i okrąglutki, cera błyszczy,włosy gęste.
Strasznie mnie to raduje i z przyjemnością patrzę na siebie w lustrze i zbieram komplementy od wszystkich
Dziś byliśmy na wizycie u ginekologa. Wszystko ok. Zosieńka ślicznie przybrała na wadze, ma coś około 2590, co bardzo nas cieszy,bo ostatnio była trochę za mała. Nadal ułożona poprzecznie. Raczej tak już zostanie,chociaż dzieci lubią zaskakiwać i nie ma co się nastawiać.
Syn dba o moją kondycję i nie ma mowy o leniwej ciązy Codziennie koczuję z nim na dworze,biega z kolegami,ja relaksuję się na ławce. Te wyjścia chyba trzymają mnie jeszcze w pionie i mam szansę poplotkowac z innymi mamami o niemowlakach i starszakach
A tak w zasadzie to ciężko mi juz,niekiedy złapię zadyszkę,trochę bolą biodra i kolana. W nocy kilka razy siku to juz obowiązek Wyprawka juz wyprana i wyprasowana,teraz będę układać wszystko.. jak znajdę jeszcze miejsce . Dom wysprzątany,tylko okna czekają na męża Teraz pozostało zrobic zapasy w zamrażarniku. Jutro ogarniamy wyprawkę dla syna do szkoły. Zostało kupienie kilku drobiazgów do szpitala i...jesteśmy gotowi.
Coraz częściej rozmawiamy jak to będzie, jak zorganizujemy wszystko, jak syn podejdzie do siostry,jak poradzi sobie w szkole, chcemy dać sobie z pełną świadomoscią szansę karmienia piersią.
Ech,to najpiękniejsze oczekiwanie w życiu i to drugi raz mnie spotkało. Czuję się zaszczycona i już doczekać się naszej córeczki nie mogę.
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 lipca 2018, 19:45
O ile wcześniej nie oszaleję od tych upałów. Ileż można....ufff
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 sierpnia 2018, 11:29
Jeszcze 2 tygodnie i będzie już całkiem bezpiecznie. Teraz trzeba przetrwać te ostatnie tygodnie. Trochę mnie stresuje odstawienie Acardu,no ale trzeba żebym się nie wykrwawiła. Dostaliśmy też odroczenie szczepień,także pójdziemy swoim własnym kalendarzem. I dobrze i żle,ale ufam lekarce,do tej pory nie wyszłam na tym źle, a ona ma duże doświadczenie. W szpitalu nie będą robić z tym kłopotu.
Z uwagi na to,że dotrwałyśmy z Zosią w dwupaku,we względnym zdrowiu to możemy rodzić gdzie chcemy i jesteśmy zdecydowani na mały,kameralny szpitalik poza wielkim miastem. Termin cesarki poznamy po 20 sierpnia,dosłownie kilka dni przed. I dobrze,krócej będę się stresować
Kulam się już dosłownie. Powoli nie mam się już w co ubrać,bo większość koszulek zaczyna odkrywać brzuch Pomykam w szortach na gumie i podkoszulkach,jakoś wytrwamy te 3 tygodnie
Gdyby nie upały,to czułabym się wyśmienicie. Trzymam fason chyba tylko dzięki synowi,który nie pozwala dogorywać na kanapie i paść na pysk
Rano robimy spacer, potem zasłaniamy rolety,uruchamiamy wentylator,gotujemy,gramy w planszówki,a wieczorem znów na spacer i poszukiwanie towarzyszy zabaw,których zdecydowana większość przebywa na wyjazdach wakacyjnych.
Cukry się uspokoiły i nadal jedyną zachcianką ciążową,jaką mam,to owsianka z mlekiem owsianym. Dzień bez owsa dniem straconym
Torba do szpitala dzięki naciskom męża prawie spakowana,rzeczy które należy dopakować zostały spisane. Codziennie zdarzają się skurcze przepowiadające, zaciskamy nogi,bo teście jadą na wakacje i nie chcę być sama na porodówce,bo kto zajmie się synem? Też wypalili z tymi wakacjami No i żeby to nie był 03 wrzesień, bo syn idzie do pierwszej klasy i bardzo bym chciała chociaż być z nim w domu. Ha ha,chcesz rozśmieszyć Boga,powiedz mu o swoich planach Chociaż może tym razem wysłucha
Waga + 8 ,do dyszki mogę dobić Marzę o ptysiu z kremem,pierogach ruskich i lodach o smaku solonego karmelu mmmmm
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 sierpnia 2018, 15:54
Ja już dosłownie się toczę. Brzuszek trochę przeszkadza i jest już całkiem spory, nie jestem w stanie usiąść ze złączonymi nogami
Upały dają mi się we znaki,jak muszę wyjść,to najchętniej zgasiłabym słońce No ale dzielnie spaceruję,bo synek w domu nie usiedzi
Noce juz coraz cięższe,wiercę się i kręcę w łóżku,szukam wygodnego miejsca do spania bez rezultatu.
Szalejemy i korzystamy z ostatnich chwil we troje. Urządzamy szalone wycieczki np na paradę starych traktorów lub szlakiem opuszczonych dworów szlacheckich,do zoo itp. Nie skarżę się, tylko grzecznie podążam za chłopakami
Stresuje mnie ta koncówka bardzo. Chciałabym tulić już bezpieczną Zosię w ramionach.
Donosiłam córeczkę
Dopiero teraz ochłonęłam. Zosia fiknęła główką w dół. Czułam jak się rozpycha,wielka ulga w oddychaniu i to prawda, odwróciła się.
Co dalej?
Na dodatek zaczęły od znajomych lekarzy i pielęgniarek płynąć informacje odradzające wybór szpitala z dala od miasta, że nie do końca jest tam fajnie. Tam jest dobrze, jak nic się nie dzieje i jest mało rodzących. Zaczęli mi też kręcić z terminem cesarki,że jednak dopiero jak ruszy akcja. Ale,że jak? Nie mogę przenosić. Dzień po terminie ginekolog prowadzący już mi wystawił skierowanie do szpitala. Uspakaja,że nie da nam zrobić krzywdy przekonuje do porodu siłami natury.
Trochę przeryczałam,ale wzięłam się w garść. Porodówka,gdzie mój gin jest ordynatorem ma w końcu najkepszą opinię w mieście. Według statystyk drugi poród powinien pójść szybko. Poród siłami natury jest lepszy dla dziecka. Po takim porodzie śmigałam w pełni sprawna po dwóch godzinach. Synek był przy mnie cały czas. Położne w tym szpitalu są cudowne. Oesu, kompletnie nie jestem do tego przygotowana.
Pojechaliśmy dziś do osteopaty, poustawiał mi tam co trzeba, ulżył w bólu krzyża. Zosia jest bardzo nisko i dobrze.... Kupiłam też liście malin do picia. Późno,ale lepiej późno niż wcale. I nagle...ogarnął mnie spokój,że tak będzie najlepiej. Ten szpital, ten lekarz, ta droga. Może Zosia tak długo na nas czekała,a my na nią,że od razu chce być przy nas? Może chce urodzić się naturalnie? Nie wiem. Boję się jak cholercia, biorę się za pisanie planu porodu i modlitwy żeby nie przenosić,żeby poród nie był wywoływany. Pragnę mieć szybki,sprawny i zdrowy poród. W przyszłym tygodniu najlepiej
U nas nic nie dzieje się bez przyczyny....
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 sierpnia 2018, 19:01
No to można powiedzieć, że zaliczyłaś właśnie krok milowy (transformacja kosmówki)! Bardzo się cieszę!:) O co chodziło Twojej lekarce napro z tym zwiększaniem aktywności? Nie za bardzo zrozumiałam dlaczego jest to zależne od leków...
Wspaniale wieści :) teraz musi być tylko lepiej! Lada moment będziesz mogła funkcjonować normalnie.I myślę,ze wreszcie nadszedł czas by zaczac się w pełni cieszyć ! :)
A tam. Zakupy najwygodniej robi się przez internet, ogród nie zając, ze znajomymi spotykać możesz się i na macierzyńskim, rosyjskiego pouczyć sama, pierogi będziesz lepić na emeryturze, no i po co Ci szkoła rodzenia;) Odpoczywaj, ciesz się tym odpoczynkiem, bo on nie potrwa wiecznie (oj, szczególnie teraz wiem co mówię;).