Głupia, jeszcze do wczoraj łudziłam się, że moje krwawienie to nie miesiączka a plamienie implantacyjne. Jednak dziś rano moje wątpliwości zostały gwałtownie rozwiane. To dorodna przeklęta miesiączka, taka cholera idealna, taka regularna, taka w sam raz na 8 miesiąc starań (po pustym jajku płodowym). Na co jak na co, ale na regularność nigdy nie mogłam narzekać. Zawsze jak się umawiałyśmy to była na czas. Tak jej weszło w nawyk, że teraz się z francą nie umawiam, a ona i tak wierna jak pies!
Piękna niedziela się zapowiada. Słoneczko przygrzewa, ptaszki śpiewają. Niestety ja sama, mąż w trasie (jest kierowcą ciężarówki). Wczoraj przed pójściem spać zdążyliśmy się jeszcze lekko pokłócić. Oboje jesteśmy poddenerwowani tymi wydłużonymi staraniami. Podjęliśmy decyzję, że w tygodniu umawiam się do lekarza. Nie ma się co dłużej oszukiwać, że wszystko jest OK. Pożegnam się tym smutnym akcentem. Trzeba się doprowadzić do porządku, przywdziać jakiś makijaż. Może uda się dziś trochę poopalać?
"Nie powinnam była tyle płakać (...). Spotyka mnie teraz za to taka kara, że mogę się utopić w swoich własnych łzach". - Alicja w Krainie Czarów
Dziś w pracy poczułam się jakby ktoś dał mi w mordę. Ni z gruszki ni z pietruszki padło w moim kierunku pytanie: "A Ty gdzie masz brzuszek?". K****, jak ja uwielbiam te momenty! Babka, którą ledwo co znam, w obecności innych osób zadaje mi tak prywatne pytanie. Do tego jest z siebie bardzo zadowolona, bo uśmiech ani na chwilę nie schodzi jej z twarzy. Policzyłam w myślach do 5 i odparłam, że mój brzuch znajduje się tam gdzie zawsze, na swoim miejscu. Wiem, to jedna z głupszych odpowiedzi jakie mogłam wybrać, ale w takich momentach mój mózg pracuje na zwolnionych obrotach. Ha! To nie koniec. Babeczka ciągnie temat: "Ale nie taki, taki duuuuży!". Nie pamiętam dobrze co jej odpowiedziałam, ale na pewno spaliłam przy tym solidnego buraka
Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło Nie minęło 5 minut, a już byłam umówiona do ginekologa. Wiem, że to nic takiego, ale od momentu poronienia (8 miesięcy temu) nie byłam jeszcze u lekarza. No, poza wizytą kontrolną po łyżeczkowaniu rzecz jasna. Widać, że lekarz oblegany, bo pierwsza wolna prywatna wizyta dopiero 8 czerwca. No, zobaczymy co mi powie...Czy zleci jakieś badania? Czy trochę mnie uspokoi?
"Jesteś szalony, brak ci piątej klepki, jesteś wariatem, ale tylko wariaci naprawdę coś są warci". - Alicja w Krainie Czarów
No właśnie - 4dc, a u mnie tylko plamienie. Zazwyczaj jeszcze 4 i 5 dnia miałam średnie krwawienie, a teraz taki chillout. Zauważyłam, że od jakiegoś czasu krwawię zdecydowanie mniej i krócej. Może po łyżeczkowaniu tak mi się porobiło...? Nie wiem czy to może mieć jakiś związek.
A propos zabiegu łyżeczkowania... Samego zabiegu nie wspominam jakoś tragicznie. Oczywiście sytuacja w jakiej się znalazłam już sama w sobie była bardzo trudna dla mnie, ale zabieg dało się znieść. Na sali zabiegowej byłam z dwiema pielęgniarkami, były bardzo miłe i taktowne. Miałam (na pewno mylne) wrażenie, że przeżywają wszystko razem ze mną. Dość długo czekałyśmy za doktorem, nie spieszył się chłopina. Gdy przyszedł podano mi zastrzyk z usypiaczem i tyle wiem. Nie czułam żadnego bólu fizycznego. Pamiętam tylko, że po przebudzeniu było mi strasznie zimno i nie kojarzyłam za bardzo kto jest kim (ale to tylko przez chwilę). Tego samego dnia wypisano mnie ze szpitala. Czasem trudno mi uwierzyć, że to w ogóle się wydarzyło
"Niestety, nie mogę się wytłumaczyć, ponieważ nie jestem teraz sobą". - Alicja w Krainie Czarów
Owulacja wystąpi najprawdopodobniej za 8-10 dni, więc już wybiegam myślami czy będzie wtedy szansa na serduszkowanie Mąż wraca z trasy w piątek, a to będzie dopiero 7dc i zostaje do niedzieli czyli 9dc... Pewnie to będzie za wcześnie, żeby jakiś waleczny plemnik uchował się do owulacji. Wybiegając jeszcze dalej - jest szansa, że będzie w domu na kolejny weekend, a to będzie od 14dc do 16dc. Może prędzej tu uda się coś zdziałać. Ajjj, jak zazdroszczę tym, którzy nie muszą się o to martwić! Nie dość, że i tak jest problem z zajściem w ciążę to jeszcze martw się człowieku żeby się wpasować w owulację!!! Szału idzie dostać
Pogoda piękna, korzystam ze słoneczka ile tylko mogę, do pracy jeżdżę rowerem (auto poszło w odstawkę), mąż wraca na weekend Wszystko pięknie, brakuje tylko... same wiecie
"Mój Boże, jakie wszystko jest dzisiaj dziwne. A wczoraj jeszcze żyło się zupełnie normalnie. Czy aby nocą nie zmieniono mnie w kogoś innego?". - Alicja w Krainie Czarów
No to mamy uwielbiany przez większość poniedziałek Weekend minął zdecydowanie za szybko... Mąż był w domku, spędzaliśmy miło czas Byliśmy na imprezce, udało się trochę odstresować i zapomnieć na chwilę o dniach płodnych, owulacjach, termometrach i wszystkich innych "przyjemnościach". Miałam w planach zaszaleć z alkoholem (ahoooj przygodo!), ale skończyło się na jednym drinku - niestety byłam kierowcą Zlitowałam się nad Moim i go wyręczyłam, wiem jak ciężko pracuje w tygodniu... - coś mu też się od życia należy (bredzę jak facet)
No właśnie! Muszę Wam powiedzieć, że jest milion rzeczy, o które mogę mieć pretensje do mojego męża... ale do problemu naszych wydłużonych starań podchodzi bardzo mądrze. Zaskoczył mnie w niedzielę i oznajmił sam z siebie, że jeśli będzie taka potrzeba to on też się przepada i podporządkuje wszelkim zaleceniom. Widzę, że mu zależy i szczerze go to obchodzi
"Tutaj, aby utrzymać się w tym samym miejscu, trzeba biec ile sił". - Alicja po drugiej stronie lustra
W moim spokojnym dotąd życiu pojawia się coraz więcej problemów - takich nieproszonych gości, którzy włażą bez pukania jak do siebie. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że od jakiegoś czasu nieustannie o coś się martwię. Ciągle mam coś "z tyłu głowy", bez przerwy o czymś myślę i analizuję. To chyba jest dorosłe życie... Tych moich bolączek jest coraz więcej
Po pierwsze, starania o dziecko. Wymyślam najczarniejsze scenariusze i zadręczam, że nigdy nie zostanę mamą. Po drugie, praca mojego Męża. Niby powinnam się cieszyć, że pracuje, przywozi pieniądze... ale jest to praca, która na dłuższą metę nie wróży nic dobrego (rozłąka). Do tego naczytałam się, że w grupie zawodowych kierowców duży odsetek ma problemy z płodnością. Nooo, a o wpasowaniu się w dni płodne już nie wspomnę. Po trzecie (na samą myśl robi mi się słabo...) w najbliższym gronie rodzinnym u jednej z osób podejrzewa się groźną chorobę. Aaaa, szkoda słów!
Sorry Dziewczyny, ale mam czasem takie dni, że wszystko mi się nagromadzi w głowie i oooo!
"Po cóż udawać dwie osoby na raz, kiedy ledwie wystarczy mnie na jedną, godną szacunku osobę?" - Alicja w Krainie Czarów
Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat i ludzka głupota. Co do wszechświata nie jestem pewna / cytując klasyka. To tak a propos dzisiejszego zdarzenia! Już tłumaczę o co się rozchodzi...
Upływała właśnie ostatnia godzina pracy i byłam we względnie dobrym humorze. Wyrobiłam się ze wszystkim, ogarnęłam co trzeba - między innymi jedną rzecz, która była pewnego rodzaju "przysługą" dla pani X. Pani X zadowolona, chciała być miła i rzecze do mnie: "Ojej, dziękuję, niech Ci Bozia w dzieciach wynagrodzi!". Ja też niezwykle miło odpowiedziałam, że nie ma za co i uśmiechnęłam się (tosz to normalnie święto uprzejmości!). Jednak widzę, że moja odpowiedź nie do końca usatysfakcjonowała panią X. Kobieta spodziewała się (mówiąc o wynagrodzeniu w dzieciach), że otrzyma ode mnie wiadomość zwrotną o konkretnej treści, np. "Nie pani X, nie chcę jeszcze dzieci, więc niech Bozia wynagrodzi mi w czymś innym" lub "Oj tak, tak bym chciała żeby mi Bozia wynagrodziła w dzieciach, tacy jesteśmy z mężem bezpłodni, już nie wiemy co dalej robić!". Otrzymała natomiast odpowiedź całkowicie bezpłciową, nic nie wnoszącą i na dodatek uprzejmą - i to nie dawało jej spokoju. "Mówisz, że jeszcze nie chcesz?" - rzecze. No K****! Do tej pory zdążyłam powiedzieć jedno krótkie "nie ma za co" - gdzie tu jest mowa o tym, że ja jeszcze nie chcę?! Spokojnie zapytałam ją: "Czego nie chcę?" (dobrze wiedziałam czego jej zdaniem nie chcę, chociaż niczego w życiu tak bardzo nie chciałam jak właśnie TEGO!!!). Odparła: "No w ciążę zajść!" (w tym momencie pani X zaczerwieniła się - może zdała sobie sprawę, że stąpa po cienkim lodzie). Mogłam jej wtedy powiedzieć naprawdę wszystko, bo byłyśmy same w pokoju, więc warunki do pocisku idealne. Po raz kolejny powstrzymałam emocje: "Ja nigdy nie powiedziałam, że nie chcę zajść w ciążę" - odpowiedziałam. Ona już w tym momencie rozumiała, że przekroczyła pewne granice - tak mi się przynajmniej wydaje. Widziałam, że odleciała gdzieś myślami, potem zaczęła pośpiesznie bredzić jakieś bzdury, wpadła w bezsensowny słowotok. Trwało to maksymalnie 3 minuty, ale widzicie ile emocji to we mnie wzbudza...
Irytuje mnie to, że obcy ludzie "wiedzą", "radzą", "życzą" - polegając tak naprawdę tylko i wyłącznie na swoich chorych wymysłach. Bo jak inaczej można to nazwać?! Skąd przeświadczenie, że ja nie chcę jeszcze mieć dzieci, że wybieram pracę, że chcę sobie jeszcze beztrosko pożyć w małżeństwie (słyszę to minimum raz w tygodniu!) Mówią to ludzie, którym ja się nie zwierzam ze swoich problemów, z którymi ledwo co się znam, osoby wykształcone i na pozór obyte! Czy naprawdę nikt w ich otoczeniu nie miał problemów z zajściem w ciążę? Czy nie oglądają telewizji, nie czytają gazet? Czy tak trudno pohamować swoją ciekawość?!!
Bye, bye dziewczynki Idę machnąć kieliszek wina, może to mnie trochę rozluźni...
Dziś nie będzie Alicji - ani tej z Krainy Czarów, ani tej po drugiej stronie lustra. Alicja też się wku***** i idzie się napić razem ze mną
Nie chcę zapeszać, ale na 80% będę miała męża w domu 15dc Jeśli ciało nie sprawi mi psikusa to trafimy w owulację Boziulku dopomóż!
"Zrozumcie, że język może ukryć prawdę, ale oczy - nigdy!" - Mistrz i Małgorzata
Chodzę dziś zakręcona jak ruski termos normalnie. Nie mam pojęcia co tak na mnie działa, ale same głupstwa dziś robię. Wracając z pracy chciałam wstąpić po kwiaty dla mamy, ale tak się zamyśliłam, że przejechałam kwiaciarnię. Zawróciłam, nadrobiwszy jakieś 3 km, tylko po to, aby przejechać dumnie obok kwiaciarni po raz drugi! Na szczęście za trzecim razem się blondynce udało To cud, że nikogo dziś nie rozjechałam...
Myślę cały czas czy uda nam się jutro wpasować w owulację Wydaje mi się, że mamy spore szanse. Śluz mam bardzo rozciągliwy już drugi dzień - oby do jutra wszystko wytrzymało.
"Przepraszam - wymamrotał nagle - dlaczego ja właściwie płaczę, skoro mam wino?" - Mistrz i Małgorzata
Sobota, a ja od 6:00 oczy jak 5 złotych. Szkoda, że jak w tygodniu dzwoni budzik do pracy to tak łatwo mi się nie wstaje!
Pozłościłam się od rana na OvuFriend, bo mi na wykresie jakieś cuda na kiju zaznacza. Śluz mam typowo płodny, rozciągliwy jak stąd do Warszawy a ten mnie tu straszy, że owulacja była 3 dni temu! Może sama jestem sobie winna, bo 12dc wyjątkowo zmierzyłam temperaturę o 4:00 rano - zawsze mierzę o 6:00 - wyszła mi wtedy bardzo niska. Podejrzewam, że to jest cały spiritus movens, bo gdy dziś włączyłam opcję zignorowania tamtej temperatury to owulacja się anulowała. Nie jestem ekspertem, ale śluz to chyba ważny czynnik i skoro jest książkowo płodny to jak do diabła owulacja mogła być 3 dni temu? Czasami mam wrażenie, że prowadzenie wykresu może nieźle namieszać w głowie...
„Widziałam już koty bez uśmiechu – pomyślała Alicja – ale uśmiech bez kota widzę po raz pierwszy w życiu. To doprawdy nadzwyczajne!” - Alicja w Krainie Czarów
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 maja 2017, 07:26
Na moim wykresie totalne wariacje się pojawiają. Kiedy temperatura wskazuje owulację to śluzu brak. Z kolei gdy śluz wydaje się być płodny to temperatura do kitu. Liczyłam, że owulacja będzie jak zazwyczaj 15dc, a OF wyliczył, że była w tym miesiącu dużo wcześniej. Jeśli miałybyście ochotę to zerknijcie proszę na mój udostępniony wykres i pomóżcie mi go zinterpretować, bo coś tracę zaufanie do OF...
Poza tym wszystko u mnie gra Mąż był na weekend, fajnie jest razem Dużo było grillowanka, no i parę piwek wypiłam - przez co mam trochę do siebie żal, bo w razie jakby się w tym cyklu daj Boziu udało to... Ale co, trzeba żyć normalnie! Przecież nie chcę być jakąś maniaczką, która nie napije się smakowego piwa, bo może będzie w tym cyklu w ciąży Kurcze, aż się śmieję sama do siebie jak to piszę To brzmi szalenie!
Z innej beczki - muszę się zaopatrzyć w książkę pt. "Magia olewania". Gdzieś o niej usłyszałam (może nawet tu?) i czytałam sporo opinii na jej temat. Podobno pomaga na psychę A mi by się przydało na pewno!
„To się nie zdarza, żeby cokolwiek było tak, jak już było." - Mistrz i Małgorzata
Jeśli chodzi o sprawy "cielesne" to OF nadal upiera się, że owulacja była 11dc (żal!) - na razie jedynie linia przerywana, więc coś może się jeszcze zmienić. Czas współżycia określa mi jako dobry więc jakaś nadzieja jest No i jeszcze jedna sprawa - pierwszy raz zauważyłam u siebie plamienie w środku cyklu. Wczoraj, gdy wieczorem korzystałam z toalety to na bieliźnie zauważyłam brązowo - czerwony śluz. Nie wiem czy plamienie to dobre określenie, bo było tego bardzo malutko, ale tak jak mówię - nigdy wcześniej tak nie miałam. Dziś też śluz delikatnie zabarwiony... WTF?!
Ogólnie to jestem padnięta. Byłam na zakupach ubraniowych, złaziłam się jak głupia... Mierzyłam naprawdę sporo, ale kupiłam sobie tylko t-shirt. Czaiłam się na jedną kieckę z H&M, ale nie było mi w niej dobrze. Upatrzyłam ją w sklepie online, jednak na modelce dużo lepiej się prezentowała niż na mnie... ;)Dla zainteresowanych - jest -20% w H&M dla użytkowników H&M Club (chyba do 04 czerwca).
"Na litość boską, królowo... czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus." - Mistrz i Małgorzata
Za 8 dni wizyta u ginekologa. Myślę, że jest już najwyższy czas spojrzeć prawdzie w oczy - mamy problem z zajściem w ciążę. Nasze starania są już na tyle wydłużone, że dalsze zwlekanie jest zwyczajną głupotą... Zastanawiam się co może być z nami nie tak, w czym tkwi problem? Martwię się czy nie zaszkodziło mi wymrażanie nadżerki, które miałam robione jakieś 6 lat temu. Zgodziłam się na zabieg bez zbytniego namysłu, nie skonsultowałam tego z innym lekarzem. Później dowiedziałam się (już po zabiegu!) że doktorek ma kasę od NFZ za każdy przeprowadzony zabieg krioterapii nadżerki. Może lepszym wyjściem byłoby zostawienie tego w spokoju? Może był to zbyt inwazyjny zabieg jak na nieródkę? Jeśli chodzi o męża to martwi mnie charakter jego pracy - tryb siedzący, co niestety może prowadzić do przegrzewania jąder. Tak czytałam w internetach, więc na wszystko trzeba wziąć poprawkę... Ale nie popadam w panikę, zobaczymy co powie lekarz...
"Lubię siedzieć nisko, upadek nie jest wówczas tak niebezpieczny." - Mistrz i Małgorzata
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 maja 2017, 15:55
Zazdroszczę tym mamuśkom, które mają z kim obchodzić Dzień Dziecka. Powiem Wam, że mam w tym momencie typowy "ból du**" z tego powodu. No, ale nikt nie mówił, że będzie sprawiedliwie...
Jedynym sposobem na to, aby nie zwariować jest zajęcie się codziennymi sprawami. Jak mówię, tak robię i oddaję się w całości sprawom związanym z budową naszego wymarzonego domku. Jesteśmy dopiero na etapie pozwolenia na budowę. Także przed nami jeszcze dłuuugie, dłuuugie lata... zanim będziemy mieli swój własny domek. Do wszystkiego chcemy z mężem podchodzić na spokojnie i z dużą dawką cierpliwości. Ruszenie z budową jeszcze w tym roku - to jedyna rzecz, na którą bardzo nieśmiało liczę. Zobaczymy, może się uda! Dziś wieczorkiem jadę do gościa, który prowadzi nam dokumentację. Oddaję mu resztę papierków i niech działa
Słuchajcie, Pani X (pisałam o niej 24.05) zaczyna starania o dzidziusia! Teraz dopiero mi się wszystko klaruje i jestem w stanie w 50% zrozumieć jej wścibskość i niedyskretne pytania w moim kierunku. Może kobieta zwyczajnie chciała pogadać uznawszy, że jestem właściwą osobą na właściwym miejscu? Mam małe wyrzuty sumienia, że wtedy źle ją oceniłam...
"To fakt, a fakty to najbardziej uparta rzecz pod słońcem." - Mistrz i Małgorzata
Aktualnie przebywam w jakiejś próżni, tak jakby cykl miesiączkowy mnie nie dotyczył. Po pierwsze - brak śluzu. Od paru dni nie zaznaczam go na wykresie, bo go najzwyczajniej na świecie nie ma. Po drugie - temperatura jak u nieboszczyka. Niby podskoczyła na owulację, bo nawet mam ją wyznaczoną linią ciągłą, ale 36,4 to chyba w tym cyklu maksimum. W poprzednich cyklach miałam różne skoki i spadki, a teraz taka beznadziejna równia. Po trzecie - totalny brak jakichkolwiek odczuć "cielesnych". We wcześniejszych cyklach z tego co pamiętam to miałam różne ciagnięcia, ukłucia, lekkie bóle - teraz tak jakbym nie miała ciała. Nie wiem o co tu biega, ale na serio czuję się jak żywy trup
Po raz kolejny przekonuję się, że dzieci są na swój sposób o wiele mądrzejsze niż dorośli. Są naprawdę inteligentne i mimo swoich kilku latek wiedzą co w życiu jest najważniejsze. I tak oto rozmowa z dziś:
Ja: Ubierz sweterek, bo się rozchorujesz i mama będzie płakała.
Dziewczynka (5 lat): Ciocia a masz synka?
Ja: Nie mam.
Dziewczynka: A kogo masz?
Ja: Męża, mamę, tatę, siostrę.
Dziewczynka (zdziwione oczy): Naprawdę?!!
Mała mnie rozbroiła, bo naprawdę dzieciak wie co w życiu jest najważniejsze
Ogólnie jestem w dobrym nastroju, bo mężuś mi dziś zląduje do domku, a we dwoje zawsze lepiej
"Bo ja uważam, że czas powinien zapomnieć i wybaczyć albo wybaczyć i zapomnieć. Kolejność nieobowiązkowa, a nawet śmiem twierdzić - dowolna." - Alicja w Krainie Czarów
Ostatnio pisałam o tym, że moje ciało nie daje żadnych oznak życia. Chyba będę zmuszona wycofać te słowa - bo cycki to bez wątpienia ciało Mam wrażenie, że moje piersi eksplodują... W sumie nie ma się co dziwić, bo ten "problem" mam odkąd zaczęłam miesiączkować (a było to chyba w I gimnazjum). Na kilka dni przed okresem mój biust daje o sobie znać i to z hukiem! Ból bólem, ale ja mam problem ze schodzeniem po schodach, bo wtedy piersi mi lekko podskakują. Do cholernej miesiączki jeszcze jakieś 7/8 dni, a pewnie przyjdzie, bo ból piersi to chyba jeden z najbardziej typowych objawów zbliżającej się francy! Chociaż jak oglądam szczęśliwe wykresy użytkowniczek to widzę, że też zaznaczają wrażliwe piersi. Z resztą co tu daleko szukać... sama przecież krótko byłam w tym pięknym stanie i jednym z objawów - zanim zrobiłam test - były bolące cycuszki...
W czwartek do ginekologa, pewnie tam już na 100% dowiem się, że z tego cyklu nici. No i prawidłowo.
"Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów 'ty', choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu." - Mistrz i Małgorzata
Moje skromne możliwości intelektualne nie są wystarczające, aby pomyślnie przejść procedurę załatwiania formalności związanych z budową domu. Od czwartku użeram się z biurem projektowym, które wysłało mi nieaktualną od - uwaga - trzech lat (!) charakterystykę energetyczną domu! Żeby dodzwonić się do biura (swoją drogą jednego z najbardziej znanych biur projektowych w Polsce) trzeba wygospodarować sobie przynajmniej pół godziny. Ten czas przeznaczamy na wybieranie kolejnych numerów telefonu (na stronie www podają +/- 10) i słuchanie automatycznej sekretarki na przemian z wkur******* melodyjką - kolejność dowolna. Jeśli już ktoś odbierze to istnieje ryzyko 50/50, że zechce nas przełączyć do odpowiedniego działu, a takowe przełączenie jest równoznaczne z rozpoczęciem procedury od nowa. Prawdopodobieństwo skontaktowania się z kimkolwiek z biura w ciągu pierwszych 30 min oceniam na 20%. Żeby nie było zbyt łatwo - za każdym razem odbiera inna pani i trzeba od nowa tłumaczyć jej o co się rozchodzi! Mnogość osób = nikt za nic nie odpowiada W związku z powyższym od czwartku dowiaduję się kolejno, że dokumenty wyślą na 100% w: piątek, poniedziałek rano, poniedziałek do 15:00, poniedziałek do 16:00. Trzeba jeszcze uważać, aby przypadkiem nie urazić żadnej z pań, bo gotowe są odrzucać połączenia z wybranym numerem telefonu Nie jestem typem konfidenta, ale wczoraj nerwy mi puściły! Wiadomość jaką wystosowałam do pani odpowiedzialnej za ten cały bałagan spowodowała, że dokument otrzymałam dziś około 11:00. No i koniec balu panno Lalu!
Poza tym temperatura wysoka - jak na moje możliwości - 36,7. Cycki jak bolały tak bolą. Reszta bez zmian
EDIT / 20:49 / Odkąd prowadzę ten pamiętnik pierwszy raz postanowiłam uzupełnić mój wpis. Pewnie to kretyńskie złudzenie, ale odczuwam dziś mdłości. Zdaję sobie sprawę z tego, że to mogą być jedynie urojenia. Za kilka dni się wyjaśni i pewnie będę sobie pluła w brodę, że odważyłam się na ten wpis, ale co mi tam. Co ma wisieć nie utonie
"W życiu bywają noce i bywają dnie powszednie,a czasem bywają też niedziele." - Noce i dnie
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 czerwca 2017, 20:56
Po wczorajszych mdłościach ani śladu, prawdopodobnie były to mdłości mózgowe a nie ciążowe Temperatura nadal wysoka, ale poza tym nic się nie dzieje.
Jutro ginekolog. Denerwuję się.
"Trzeba przyznać, że wśród inteligentów także trafiają się wyjątkowo mądrzy ludzie, nie da się temu zaprzeczyć." - Mistrz i Małgorzata
No i po wizycie. Postaram się jakoś sensownie opisać czego się dowiedziałam, ale happy end'u nie będzie.
nasz wydłużony czas starań wcale nie jest - zdaniem lekarza - wydłużony, jeszcze nie ma powodu do zmartwienia - ewentualne badania w kierunku mojej niepłodności rozpoczniemy za pół roku, jeśli do tego czasu się nie uda
ewentualnym problemem może być praca męża, która znacznie utrudnia wpasowanie się w owulację i może niekorzystnie wpływać na jakość nasienia - i tu lekarz zalecił badanie nasienia
puste jajo płodowe, którego doświadczyłam rok temu należy traktować w miarę możliwości pozytywnie - to znak, że udało się zajść w ciążę i prawdopodobnie uda się po raz drugi
lekarzowi nie podobają się wykresy z OF, które wydrukowałam i zabrałam ze sobą - uważa, że owulacja nie do końca jest taka jednoznaczna, że temperatura średnio mu się podoba, ale przyczyn doszukiwałby się raczej w złym termometrze (mam taki tani z apteki z 1 miejscem po przecinku)
mam polip na szyjce, który uniemożliwił wykonanie cytologii, ale polip podobno mały - dostałam leki dopochwowe
macica bardzo ładna i pan doktor sam chciałby taką mieć gdyby był kobietą, śladu po wymrażaniu nadżerki brak
w okolicy jajników (na zewnątrz?) mam pęcherzyki, których na 100% nie powinno tam być. Przy jednym jajniku malutki, a przy drugim 26 mm i to doktora niepokoi. Są trzy opcje: 1) jest to pęcherzyk który powinien pęknąć około 2 tyg temu, ale tak się nie stało i najprawdopodobniej zejdzie wraz z miesiączką i tak by było najlepiej 2) jest to torbiel jakaś tam, która dobrze jakby się zmniejszyła, a niedobrze gdyby rosła... jeśli będzie rosła to zrobi badanie w kierunku nowotworu - bo ma na tym punkcie bzika - tak powiedział 3) może się okazać, że jestem w ciąży (ale to powiedział na końcu i chyba chciał zatrzeć złe wrażenie po punkcie drugim)
1 dnia miesiączki mam zadzwonić i umówić się na monitoring owulacji, na kolejnej wizycie zobaczymy też w jakim stanie są te nieszczęsne torbiele/pęcherze
Po wyjściu z gabinetu, gdy już byłam w aucie, rozwyłam się jak głupia. Nie wiem czemu, ale miałam nadzieję, że wszystko będzie w porządku i zwyczajnie lekarz zaleci dalsze starania, a tu badania nasienia, nieładny wykres, polip i jakieś podejrzane torbiele...
Informacje, które wczoraj otrzymałam od lekarza może i nie są bardzo złe, ale dobre wcale. Tak czułam, że dopiero teraz zaczną się tarapaty. Jestem wściekła, cały dzień chodzę jak osa. Głupia wolałam żyć w nadziei, że wszystko jest super a nam zwyczajnie brakuje szczęścia... Nic nie jest super. Boże, co my zrobimy jeśli badanie nasienia ujawni jakiś problem ze strony męża? Przecież my się pozażeramy jak będę kazała mu zmienić pracę! Co innego jak obie osoby są na miejscu, wtedy można walczyć i to może przynieść jakiś efekt. A my? Widzimy się tylko w weekendy i to przy dobrych wiatrach! Jeśli do tego dojdą problemy zdrowotne to czarno to widzę... Ten natłok informacji mnie przerasta, nie jestem w stanie skupić się na niczym innym. Boże, dlaczego nas to spotyka?! Dlaczego życie jest tak niesprawiedliwe?! Jak my będziemy dalej żyć jeśli okaże się, że nie możemy mieć dzieci?! Nie mam na to siły, odechciewa mi się wszystkiego. Tylko ryczę jak głupia, jestem przerażona...
Alicja -moja ulubiona:) Wiem jak ciężko wraca się do siebie po poronieniu, ciało obolale po lyzeczkowaniu dojdzie do siebie, a w duszy wciąż (u mnie minęło 11lat) pewne braki. Przyjdzie czas akceptacji i życzę Ci, aby ten czas szybko nadszedł i abyś mogła cieszyć się swoim maluszkiem tulac go już w ramionach:)