X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Czy Bóg otworzy okno? Początek przygody z naprotechnologią
Dodaj do ulubionych
1 2 3

13 lipca 2016, 09:29

Byłam niedawno na Mszy wotywnej ku czci św. Dominika podczas której odczytywane są prośby o poczęcie. Jedna mnie ubawiła: św. Dominiku dziękujemy za poczęcie synów i prosimy o córkę. K..., cały komplet muszą mieć.

4 dzień po odstawieniu luteiny, czekam na @ i nowy cykl.

14 lipca 2016, 12:22

2 dc

Czekam na koniec małpy i startuję z borowinami. Może chociaż cellulit na tyłku się zmniejszy.
Znanylekarz.pl przypomniał mi o wizycie za tydzień.

11 sierpnia 2016, 00:02

Coraz rzadziej tu piszę, bo mi się po prostu nie chce, za to przekroczyłam próg kolejnego etapu starań: zaczęłam mierzyć temperaturę i prowadzić wykres, co w moim przypadku oznacza, że wpadam w paranoję, przed którą tak długo się broniłam (hough!).

Także dzięki temu codziennie bije mnie po oczach uroczy tytuł "nowego artykułu": przeczytaj czym jest niepłodność wtórna i jakie są jej najczęstsze przyczyny (he he).

Magiczny czas z Papieżem Franciszkiem i pielgrzymami za ścianą dobiegł końca, wyjechaliśmy na wakacje i @ przyszła nie tylko nieproszona, ale i niezapowiedziana po 24 dniach (i to w trakcie naszych przytulanek, co początkowo wprawiło mnie w przerażenie). Od 16 do 21 dc tradycyjnie aplikowałam sobie luteinę dopochwową. 22 dc zamieniłam ją na podjęzykową. Wniosek taki, że ta druga albo na mnie kompletnie nie działa, albo nie umiem jej stosować. Zapewne jedno z dwojga ;-)Ta sytuacja uchroniła mnie od brania clo, bo w związku z urlopem (i długim weekendem) nie zdążyłabym przed owu ani do osteopaty (kolejny eksperyment, tym razem zalecony przez lekarza), ani na monitoring. Zresztą clo - lekarka się przy nim uparła - jest w moim wypadku bez sensu, bo kompletnie redukuje mi śluz, więc pewnie też i endo, poza tym czuję, że bez bardziej inwazyjnego zabiegu się nie obejdzie. No cóż, się zobaczy...

Z jednej strony trochę ze mną lepiej, bo informacje o kolejnych ciążach (tych w realu, nie na OF - te mnie zawsze cieszyły!)spływają po mnie jak o kaczce. Z drugiej- jak podliczę ile pieniędzy zainwestowałam do tej pory w to 500+ i pomyślę, że niekoniecznie musi to przełożyć się na wymierne efekty, to kurwica mnie bierze :-)

A przecież byłam kiedyś płodna jak królica. I piękna byłam, i młoda... Jakie jest najważniejsze słowo w tych zdaniach? ;-)

11 sierpnia 2016, 00:57

Fajnie działa ten OF, że usuwa stare wpisy...

22 sierpnia 2016, 14:20

Porada
Osteopatia

Według dr Igora Blagoobrazowa, specjalisty od medycyny alternatywnej, osteopatia jest metodą, która powinna być zastosowana w pierwszej kolejności. Ten rodzaj terapii, wymyślony i powszechnie stosowany w Wielkiej Brytanii oraz USA, opiera się na przywróceniu człowiekowi prawidłowej postawy ciała i położenia wszystkich narządów wewnętrznych. Osteopaci, zgłębiający anatomię żywego człowieka przez pięć lat po ukończeniu medycyny, są w stanie za pomocą ucisku wywieranego na mięśnie usunąć skutki nieprawidłowych nawyków i urazów. Ich zdaniem manualne rozluźnianie mięśni miednicy i krzyża wpływa na ułożenie macicy i jajowodów, co może pomóc nawet w przypadku bezpłodności spowodowanej niedrożnością. Nabyte wady anatomiczne, wynikające z napięcia mięśni spowodowanego stresem, mogą być także przyczyną zwiększonego ciśnienia w jamie brzusznej, a co za tym idzie – powodem problemów w donoszeniem ciąży.

No to czas na kolejny propłodnościowy eksperyment...

26 sierpnia 2016, 10:31

Dziś rano pierwsza wizyta u osteopaty. Dość młody, sympatyczny, dociekliwy facet, zorientowany w ginekologicznych zagadnieniach, wszystko dokładnie mi tłumaczył (i na szczęście nie wkładał palców do żadnych dziur;) Miałaś rację, Izabelle, ten zabieg to żaden masaż, tylko uciskanie odpowiednich punktów. Jak powiedział nie jest w stanie na 100 procent ocenić drożności dróg rodnych, bo to byłaby z jego strony zuchwałość, ale wyczuwa jakieś napięcie po prawej stronie. Niewielkie, ale jest. Cóż, mam nadzieję zbadać to najdalej w październiku. Gdy natomiast położył mi ręce z tyłu czaszki, poczułam się jakbym ważyła 150 kg. I bingo - mam, jak to określił, "mało harmonijne przepływy płynu mózgowo-rdzeniowego". Innymi słowy: moim największym problemem chyba faktycznie jest głowa (jak podejrzewała w lipcu moja lekarka, niestety OF usunęło stosowny wpis z mojego pamiętnika). Zapytał czy miałam może jakieś problemy z dzieckiem, czy Młoda czasem nie chorowała itp., bo często po takich przejściach ciało jest gotowe, ale psychika nie bardzo i stąd to słynne "blokowanie". Nic takiego (chwalić Boga) się nie działo, ale jej nadmiar energii, który towarzyszył jej od urodzenia wykańczał mnie przez trzy lata, a całe moje pozarodzinne życie: zawodowe, naukowe, towarzyskie stanęło w miejscu i nie chciało nawet drgnąć (drgnąć do przodu, w każdym razie;). To był także czas, gdy fatalnie czułam się we własnym ciele, nie mogłam schudnąć, ani doleczyć cery. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, ze winna temu jest prolaktyna. Teraz na pewno jest lepiej niż było, znów ubieram się w dżinsy sprzed ciąży, twarz jest w znacznie lepszym stanie, doktorat dokończyłam, a profesor prawie nie miał uwag. Dobija mnie tylko praca (choć coraz częściej dostrzegam jej pozytywne strony, zwłaszcza, że szykuje się duża reorganizacja) i egzamin zawodowy, którego dotąd nie zdałam. Może rzeczywiście wszystko w swoim czasie...?

Dla mnie to totalny kosmos, nigdy nie wierzyłam w takie rzeczy, ale... Może coś w tym jest...? Kolejna wizyta za trzy tygodnie. Chyba trochę ją przyspieszę, żeby wyrobić się przed kolejną owulacją, zwłaszcza, że będzie stymulowana Clo.

2 września 2016, 12:42

Nowy cykl i stymulacja Clo. Nie, nie wierzę, że coś da, ale lekarka się uparła przed HSG (histeroskopią z HSG). Hough!

7 września 2016, 15:10

Przy stymulacji Clo moje libido osiągnęło poziom rowu mariańskiego. Budujące, c'nie?

9 września 2016, 11:08

Wczoraj po raz ostatni w tym cyklu wzięłam Clo. Masakra jakaś. Wystąpiły u mnie chyba wszystkie możliwe objawy uboczne: uderzenia gorąca, zmęczenie, ból podbrzusza i - przede wszystkim - stany depresyjne.

Pokłóciliśmy się wczoraj strasznie. Kompletnie nie chce mi się bzykać. Moje libido na skali do 10 wynosi -100. Nie wierzę, no po prostu nie wierzę, że to się uda, przestaję wierzyć, że kiedykolwiek się uda. Wszystkie moje znajome, także te, które w pierwszą ciążę zaszły po mnie (w moim otoczeniu mało kto brał się za robienie dzieci przed trzydziestką) mają już dwoje dzieci lub w przeciągu kilku tygodni będą miały. A ja? Próbuję od de facto dwóch lat (co z tego, że z przerwą).

Całe życie odczuwałam swego rodzaju wyższość nad jedynakami, konsekwentnie uważam, że to specyficzny rodzaj człowieka i teraz mam być matką jedyneczki (która, co gorsza, coraz więcej cech jedynaczki zaczyna wykazywać)? Dobry Boże, błagam, nie. Już naprawdę ukarałeś moją pychę, proszę odpuść.

Od lekarki pewnie znowu usłyszę, że moim głównym problemem jest głowa, tyle że to nieprawda. Na wakacjach bzykaliśmy się ile wlezie i dziecka z tego nie ma.

Do dupy.

12 września 2016, 12:53

Dzięki Dziewczyny. Ryczałam od piątku wieczór do południa w sobotę, ale wyrzuciłam z siebie wszystkie moje lęki i stresy i poczułam się lepiej. Nawet odbyły się weekendowe "starania". Takie jazdy po Clo to zdaje się rzecz normalna, przynajmniej zgodnie z tym co napisali w ulotce. Faktem jest jednak, ze czuję się oszukana przez los, po pierwszej ciąży miałam wszelkie dane, by przyjąć, że jestem wiatropylna.

Idę dziś do gin pod pretekstem podglądania jajec, ale zasadniczym celem jest docisnąć ją w temacie histeroskopii i laparoskopii. Obawiam się, że bez tego się nie obejdzie, bo od czasu mojego eksperymentu z borowinami (czyli od lipca), plamienia po okresie przedłużyły się o jakieś 2 dni. Endomenda? W "moim wieku" wszystko jest możliwe.

Zrobię sobie w tym miesiącu odkładane wymazy i krzywą cukrową, może to coś wniesie.

A na ovu wysyp ciąż ;-) Dajecie nadzieję, Dziewczyny.

13 września 2016, 11:36

No to sobie wystymulowałam... dwie piękne cysty na prawym jajniku. Jest jeszcze szansa na owulację z lewego, nawet pojawił się dziś rozciągliwy śluz, ale czy w tej sytuacji ma to jakiekolwiek znaczenie? Mówiłam, że nie chce brać tego dziadostwa, ale do pani dr jak grochem o ścianę. Sprawdziła się przy prowadzeniu małoproblemowej ciąży, jest dobra na wizytach kontrolnych, ale jak pojawia się problem, to jednak trzeba od niej uciekać. W dodatku jest chaotyczna na maksa: jeszcze dwa miesiące temu wspominała o histeroskopii i badaniu drożności, teraz twierdzi, ze nie ma takiej potrzeby.

Na pocieszenie mam wrócić w przyszłym miesiącu, jeżeli torbiele się wchłoną po duphastonie dostanę skierowanie na laparo, więc jednak coś tam osiągnęłam, choć pani doktor wątpi, by coś to wniosło. Jej zdaniem moim problemem jest niedomoga hormonalna (jaka? zarówno w kwietniu, jak i maju wszystkie hormony były w najlepszej normie), albo, oczywiście, głowa. Postanowiła skierować mnie do kliniki niepłodności, do której się z całą pewnością nie wybiorę; gdy w klinice in vitro powiem, że nie interesuje mnie in vitro, bo aż tak zdesperowana nie jestem, to czy ktoś tam w ogóle będzie chciał ze mną gadać?

Ech, masakra z tymi lekarzami w Krakowie. Znalezienie w miarę dobrego, który powstrzyma się od rzucenia hasła "w pani wieku, być może jest już czas na in vitro" (słyszałam to u dwóch, a potem usłyszał jeszcze mąż u androloga) graniczy z cudem. Naprawdę mój wiek jest taki zaawansowany, że już nie ma sensu mnie leczyć?

No nic, dzwonimy dzisiaj do dr Kuźnika. Do Skoczowa kawał drogi, ale podejmiemy to wyzwanie ;-)



Wiadomość wyedytowana przez autora 13 września 2016, 11:40

14 września 2016, 10:54

Jeszcze o poniedziałkowej wizycie. Może jakaś litościwa dusza się wypowie i coś mi w głowie rozjaśni. Moja lekarka nie widzi potrzeby robienia bardziej inwazyjnych badań, przy których ja obstaję i już nie wiem która z nas jest niepoważna.

Otóż zdaniem pani doktor:
- od mojej poprzedniej ciąży, nie mogło się zdarzyć nic takiego, że jajowody straciły drożność,
- blizna po cesarce na pewno nie ma wpływu na to o czym powyżej, bo, cytuję, "gdzie jajowody, a gdzie blizna",
- plamienia po miesiączce od trzech cykli, to nic takiego, czasem się to zdarza i już,
- endometrioza nie może nie dawać objawów i nie może nie być widoczna na USG (!)

Ok, ok, w przeciwieństwie do niej nie kończyłam medycyny, ale czegoś tam dowiedziałam się dzięki doświadczeniom innych. Ludzie! Czy to ja histeryzuję, czy ona jest lekarzem do bani?

3 października 2016, 13:50

Plan na ten miesiąc:

1) 04.10. - osteopata. Ostatnio zdziwiony był bardzo moim "rozluźnieniem" ;-) Żeby obadać czy to czasem nie dlatego, ze "przy piątku" i po dobrze przespanej nocy, wybieram się na początku tygodnia po robocie.
2) o6.10. - kontrola u ginki. Nie chcę mi się już więcej dyskutować z tą kobietą, ale skierowanie na laparo wydrę choćby siłą, a potem napiszę co sądzę na znanylekarz.pl
3) 13.10. - pierwsze spotkanie z instruktorką napro.

Wyniki tarczycy, hm, chyba ok:
TSH 1,270 µIU/ml 0,270 4,200 N,
FT3 3,07 pg/ml 2,04 4,40 N,
FT4 1,27 ng/dl 0,93 1,71 N,
anty-TPO 6,74 IU/ml 0,00 34,00 N,
anty-TG 11,36 IU/ml 0,00 115,00 N,

Prolaktyna też: 7,61 ng/ml 4,79 23,30 N

8 października 2016, 14:41

Jeżeli może istnieć jakaś wymierna korzyść w tych przedłużających się staraniach, to jest to niewątpliwie fakt, że zwróciłam uwagę na swoje zdrowie. Robię badania i widzę jak funkcjonuje mój organizm. Łykam te pieprzone witaminy i suplementy i chyba faktycznie czuję się po nich lepiej. To samo mogę powiedzieć o stanie włosów, paznokci i - przede wszystkim - cery. Nie pozwalam, by ktokolwiek przy mnie palił. Zaczęłam przywiązywać wagę do tego co jem, wiem, że ograniczenie cukru ma wpływ nie tylko na figurę, ale i na całokształt, pożegnałam się z faszerowanymi hormonami kurczakami i dojrzewam do odstawienia pszenicy. Noszę się z zamiarem zrobienia testów na tolerancje pokarmowe (i tak mnie nie ominą, gdy na poważnie rozpocznę leczenie napro). Jestem na etapie wymiany kosmetyków na naturalne, nieperfumowane i bez parabenów. Mądrzejsza o te wszystkie doświadczenia wiem jakich korekt dokonać w żywieniu i wychowaniu mojej córki i co w przyszłości jej doradzić.

Odmawiam kolejne nowenny, ale i w modlitwie zrobiłam się dużo bardziej pokorna.

Na ostatniej wizycie u gin miałam wrażenie, że uczestniczę w programie "Co to ja powiedziałem?". Tym razem pani doktor sama zasugerowała, żeby poobserwować się przez dwa miesiące, a potem zrobić laparoskopię, bez bawienia się w półśrodki typu hsg. Na tę propozycję jestem skłonna przystać, bo będzie to dobre uzupełnienie obserwacji naprotechnologicznych. Instruktorka wprawdzie odradza teraz laparoskopię, ale ja już nie mam ochoty jej przekładać, zwłaszcza, że - przy hormonach we względnej normie - może to faktycznie być klucz do sukcesu.

W 8 dc. pęcherzyk jak stodoła, "staramy się" codziennie od środy, Meżuś mimo przeziębienia staje na wysokości zadania ;-)Czuję ten pracujący prawy jajnik i niepokoi mnie tylko, że nie widzę śluzu, który zalewał mnie od 5 dc (znowu niosąc ze sobą obawę patologicznie wczesnej owulacji, ale usg ją wykluczyło). Może jest gdzieś głębiej... Nie będę się martwić, tylko bzykać ;-)


21 października 2016, 09:38

http://pl.aleteia.org/2016/10/20/nadzieja-mimo-wszystko-poznaj-historie-malzenstwa-ktore-5-lat-staralo-sie-o-dziecko/

Ciekawe... Ciekawe czy mowa o tym lekarzu, którego ja wybrałam. I czy jakikolwiek "standardowy" gin zleca badania, o których mowa w tym tekście.

23 października 2016, 09:45

25 dc.
Wstałam rano i - zmęczona towarzyszącym mi od paru dni spowodowanym braniem luteiny uczuciem ciężkiej głowy - pro forma postanowiłam zrobić test, by wiedzieć czy dalej brać to cholerstwo czy nie. Na teście strumieniowym pojawił się jakiś dziwny cień, wyszłam więc z łazienki, by popatrzeć na to pod światło. No kurde, chyba był i taki jakiś ciemniejszy się robił. Budzę Męża i pytam czy to ja mam omamy, czy on też coś tam widzi. Widział. Krecha zdecydowanie nabierała barwy.

Po naszych zeszłorocznych doświadczeniach jesteśmy pełni rezerwy. W ciąży prawdopodobnie jestem, bo inaczej nie byłoby tej krechy, pytanie tylko co to za ciąża...

23 października 2016, 21:47

Dzięki, Dziewczyny:)

Pobolewają mnie piersi, cały czas nieco ciąży mi głowa, ale absolutnie na nic się nie nastawiam, moje związane ze staraniami plany nie sięgają poza dzień jutrzejszy kiedy to: a)zamierzam powtórzyć test, b)bez względu na jego wynik nie zamierzam jeszcze robić bety.

Cokolwiek się stanie lub nie - będzie dobrze. Mamy przecież plan, nawiązaliśmy kontakt z naprotechnologiem, który jest nie tylko świetnym lekarzem, ale też wspaniałym człowiekiem. Jeżeli nie uda się teraz, uda się z jego pomocą. Głęboko w to wierzę.

Czuję opiekę Tego na górze, bo - przysięgam - jestem tak spokojna, że się temu sama dziwię, to do mnie zdecydowanie niepodobne. "Jestem bardzo w bożych rękach". Jeżeli Bóg z nami, któż przeciw nam? Nawet, jeżeli wystawi mnie na kolejną próbę.

24 października 2016, 10:45

Rano powtórzyłam test - dla pewności zrobiłam dwa, tym razem płytkowe. Na każdym były dwie krechy, ale też na każdym ta druga była, hm, umiarkowanej grubości. Ponowię jutro, zobaczymy czy będą ciemnieć czy blednąć. A wtedy zobaczymy co dalej. Nie zostaje nic prócz oczekiwania. Tak to niestety działa. Jeżeli to kolejna ciąża biochemiczna, to nie będzie to dla mnie zaskoczeniem. Żadnym. Jestem na to przygotowana.

W razie czego wiem jak w przyszłości robić, by zrobić ;-) Starania co drugi dzień u nas nie dają rezultatu, trzeba je uskuteczniać codziennie, przez całą fazę folikularną (która w moim przypadku i tak jest krótka). Tak poczęła się nasza córka i tak działaliśmy tym razem.

Dzisiaj rano, gdy Mała w drzwiach do sali w przedszkolu odwróciła się, by mi pomachać, po raz kolejny dotarło do mnie ile już szczęścia mnie spotkało dzięki jej przyjściu na świat.
Boże, dziękuję Ci za dziecko, które już mam, bo ono jest światłem mojego życia. Powierzam Twojej opiece nowe życie, które z Twojej woli się poczęło. Nie chcę się zamartwiać, Ty się tym zajmij. Przyjmuję chętnie Twoją wolę. Bądź uwielbiony teraz i na wieki.

A Wy kochane jesteście, naprawdę. Cieszę się, że tu trafiłam, poznałam Was i zyskałam Wasze wsparcie. Bez wątpienia to, że jedzie się na tym samym wózku bardzo zbliża. Niech dobry Bóg ma w Swojej opiece każdą i wszystkie.

25 października 2016, 09:44

No więc tak:
Zrobiłam dzisiaj trzy testy (każdy innej firmy). Na pierwszym była krecha - nie super gruba, ale wyraźna, na drugim bladzioch, na trzecim cień cienia.
Boże, żeby ta sama próbka moczu dała trzy tak skrajnie różne wyniki...

No nic, pójdę na betę i ostatecznie się wyjaśni, ale przeczuć pozytywnych nie mam.
Dobrze, że coś tam jednak drgnęło. Może faktycznie nie mam upośledzonej drożności, zawszeć to coś.

25 października 2016, 21:59

27 dc.

Beta-HCG 82,30 mIU/ml

Szkoda, że taka niska, jak na koniec 4 tygodnia.
.
.
.
.
.
A jeszcze bardziej szkoda, że towarzyszą jej brązowe plamienia.

Dżizys, kurwa, ja pierdolę - po roku bezowocnych starań znowu muszę przez to przechodzić?

I co teraz? Brać luteinę? Nie brać?

Jestem w dupie. Tak właśnie się czuję. To wszystko już mnie męczy.

Na tak niewiele mam tu wpływ. Mogę uprawiać seks kiedy trzeba i próbować leczyć się u kolejnych lekarzy, ale należę do tych, którzy wierzą, że Ktoś inny pisze księgę życia. Nie wygrażam pięścią do nieba, nie buntuję się. Cóż mi zostaje? Niech się dzieje wola Twoja, Panie, Ty znasz i rozumiesz słabość swoich dzieci i nikogo nie obdarzysz krzyżem, którego nie będzie w stanie unieść. Tyś dał i Tyś wziął. Błogosławione niech będzie Twoje Imię.


1 2 3