Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
Znalazłam drogę do szczęścia, teraz szukam kolejnej ścieżki :)
O mnie: Zawsze myślałam że pozytywna. Niestety życie weryfikuje nasze sprawy. W tym momencie przerażona dziewczyna z najprawdziwszym strachem ze nigdy nie zostanie Mamą :-(
Czas starania się o dziecko: Od kwietnia 2015
Moja historia: Od 1 kwietnia dostałam umowę na czas nieokreślony i w zasadzie od tego momentu zaczęliśmy się starać. Udało się w pierwszym cyklu. Niestety radość nie trwała długo - 14 czerwca zaczęłam plamić. Szpital i ta straszna diagnoza - nie ma akcji serca. 15 czerwiec- zabieg. Płacz, strach, zwątpienie. No bo "dlaczego ja?" Po pierwszej @ zielone światło. Jeden cykl nieudany. Po 2@ zaczynam brać Castagnusa i 8 dpo cień na teście. Wszystko pięknie aż do 11t1d. Rutynowa kontrola i z miny lekarza już wiem, że coś jest nie tak. Serduszko przestało bić. W sercu druga ogromna dziura. Od razu badania genetyczne nasze, potem po zabiegu również dziecka. Kariotyp dziecka przychodzi szybciej - kariotyp nieprawidłowy żeński, trisomia 21. Moja córeczka... Wada nie dziedziczona, wiec przyczyny dwóch strat prawie na 100% są różne.
Wczoraj dowiedziałam się że moje drugie dziecko nie żyje. Zaczynam pisać bo nie potrafię się uporać ze strachem,z bólem i sprzecznymi emocjami. Dlaczego? Co ja złego zrobiłam, że znów się nie udało. Bo przecież było dobrze. Dziecko bardzo ładnie rosło, serduszko mu pięknie biło. A teraz go nie ma. To znaczy jeszcze jest i to nadal w moim brzuchu bo przecież zabieg dopiero za tydzień. I co ja mam zrobić ze swoim życiem? Teraz badania? A jak wyjdzie, że nigdy nam się nie uda?
Przeczytaj moj pamietnik, jestes duuuzo mlodsza napewno Wam sie uda jeszcze miec piekna rodzine! Nie zalamuj sie, dolacz na Forum do NOWENNY STARACZEK, zostaw inicjaly i bedziemy sie za Ciebie modlily! Polecam takze modlitwe do Sw Dominika i Sw Rity, znajdziesz do Sw Rity w moim pamietniku, poczytaj. Jestesmy w tym bolu z Toba... nie zalamuj sie.
nawet tak nie mysl bo... bedziesz wspaniala mama, swiadoma i kochajaca swoje dziecko, bedzie dobrze, daj sobie czas na wszystko, na zalobe w sposob jaki nie dla innych ale dla Ciebie samej bedzie najlepszy, sciskam cieplo
Dzięki dziewczyny. Ginekologa zmieniłam po pierwszej stracie. Teraz czeka mnie szeroką diagnostyka żeby sprawdzić co jest nie tak. Przy 2 obumarlych ciazach musze sprawdzić czy nie ma we mnie czegoś co zabija moje dzieci :-(
Tak mi przykro... wiem co teraz przeżywasz, a tak trudno napisać coś sensownego by pocieszyć. Mogę wesprzeć jedynie modlitwą i życzyć Wam z całego serca dobrego lekarza by szybko odnalazł przyczynę śmierci Waszych dzieci.
Bo ja nie krwawie, nie mam objawów poronienia, a wtedy wskakuje w kolejkę. Jak się zacznie krwawienie to mam przyjechać. Jeszcze będę dzwonić do mojego gina, on pracuje w tym szpitalu wiec może się to uda przyspieszyć
Naprawdę nie rozumiem takiego podejścia lekarzy, ja też sama nie zaczęłam krwawić, nic mnie nie bolało zero oznak poronienia.. po południu miałam wizytę usg na której dowiedziałam się że moje maluszki nie żyją, wieczorem pojechałam na ip sprawdzić jeszcze raz (w sercu wielka nadzieja że może lekarz się pomylił) niestety.. a dzieci nie żyły już jakiś czas. Na oddziale zostawili mnie od razu, drugiego dnia rano podano tabletkę, po kilku godzinach dopiero zaczęłam krwawić i zrobiono zabieg. Widać są różne praktyki lekarskie. Kochana tulę mocno, trzymam kciuki za badania. Nie poddawaj się walcz. Z czasem będziesz gotowa zawalczyć o rodzeństwo dla swoich maluszków. Wierzę w Was <3
Udało się załatwić zabieg... na poniedziałek. Niby dobrze, że trochę wcześniej. Oprócz tego oddaliśmy krew na kariotypy. Wynik za 4 tygodnie. Za tydzień wizyta u gina po zabiegu i wszystkie badania żeby wykluczyć autoimmunologie jako przyczynę poronienia. Jestem przerażona ilością badań potrzebnych do diagnostyki, ale nie poddam się i za jakiś czas znów postaramy się o dziecko.
Wczoraj było... nieźle. Wstąpiła we mnie nadzieja. Dzisiaj... ech, szkoda gadać. Od rana coś. Jestem rozdrażniona, smutna, zła. Zbliża się dzień rozstania. I to jest mój drugi najgorszy moment w życiu. A pierwszy był zaledwie kilka miesięcy temu...
Boje się. Ten strach mnie przytłacza. Boje się żyć, boję się cieszyć, boje się powrotu do normalności. Bo co to za normalność?
Wpisałam dziś moje Aniołki w Księdze Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje. I to też jest straszne, że zmuszona jestem dowiadywać się takich rzeczy. Że jest grób dziecka utraconego. Że inni mają podobne sytuacje. Że tak jak my szukają przyczyn tego co się stało. Że też nie wiedzą jak dalej żyć...
Ponoć czas leczy rany i ja jestem w stanie w to uwierzyć, ale chyba nie dziś. Dziś mam tylko ogromny żal do świata, że po raz drugi muszę nieść swój Krzyż...
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 listopada 2015, 16:19
Najgorsze są poranki. Budzę się z pustką pod sercem i myślę... Potem zaczynam się trząść jak w gorączce. R. mnie przytula, głaszcze, mówi, że doczekamy swojego maleńkiego szczęścia. A mi się serce ściska, że przecież tym razem miało być... Miałam mieć dziś usg pierwszego trymestru, ale znów musiałam odwołać....
Kasieńko, te uczucia są straszne, ale masz wspaniałego męża. Doskonale wiem, że często słowa pocieszenia nie przynoszą i nie podnoszą na duchu, ale zobaczysz, że wszystkie w końcu doczekamy się tego szczęścia. To trudny czas, ale trzeba go przetrwać... Bardzo dobrze, że masz tak wspaniałego męża, który Cię wspiera.
Dzis zaliczylam fryzjera, lekarza i salon meblowy. Jakos jak mam duzo zajec to sie lepiej czuje ze soba. Mniej mysle Lekarz dal mi skierowania na duzo badan zwiazanych z zespolem antyfosfolipidowym choc, jak to on twierdzi, obstawialby genetyke. Ja nie jestem tego taka pewna i ciesze sie, ze nie obstawal za bardzo przy swoim i zgodzil sie ze mna ze trzeba zrobic wszystkie badania. Jakby tak nie zareagowal to bym sie chyba klocila w tym gabinecie
A od soboty bedziemy miec juz lozko wiec nastepne dziecko splodzimy nie na podlodze, a po Bozemu, na lozu malzenskim
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 listopada 2015, 20:48
Laktacja (u mnie to był raczej nawał mleczny) to jedno z najgorszych doświadczeń po stracie. Mleko leci, a my nie mamy kogo karmić. Płakałam jak bóbr... Doskonale Cię rozumiem. Będzie lepiej! Ściskam mocno.
Niestety, matka natura tutaj nas zawiodła... Laktacja po śmierci dziecka - nieważne na jakim etapie jego rozwoju - to straszna niesprawiedliwość. Ja pamiętam, że to był koszmar - chodziłam z kapustą w staniku, piłam hektolitry szałwii i żarłam Bromergon garściami. Z każdą kroplą mleka płynęły łzy. Nikt, poza matkami, które straciły dziecko tego nie zrozumie...
Cóż, u mnie minie jutro pół roku od narodzin Krzysia. Nie jest łatwo, ale trzeba nauczyć się z tym żyć - tak się stało i nie da się cofnąć czasu. Miałam tylko dwie opcje, albo położyć się do grobu z Krzysiem, albo żyć dalej. Skoro już tu jestem, to staram się nie łamać i jakoś funkcjonować.
Trzymam za Ciebie kciuki, będzie lepiej! Ściskam ciepło!
Pierwsze 2 badania zrobione. Nie obyło się bez niespodzianek, ale mam nadzieję, że i z tym sobie poradzę. Jutro lekarz i dalsza część badań. Teraz ze względu na ogromną ilość wkłuć w moje biedne żyły będę wyglądać jak narkomanka.
Dziś w poczekalniach pełno kobiet w ciąży. Zazdroszczę im tych brzuchów, zazdroszczę tego szczęścia i uczucia, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Dla mnie kolejna ciąża będzie pełna strachu, obaw i przypuszczeń, że coś jest nie tak. A ja po prostu chciałam, żeby wszystko było dobrze...
Wczoraj jak przeglądałam artykuły naukowe o zakrzepicy, przypomniały mi się pewne sytuacje, które mogą, acz nie muszą, świadczyć o tym, że i mnie ten problem dotyczy. Otóż po pierwszym poronieniu, kiedy badano mi krew aby określić czy poziom bhcg spada czy rośnie, musiałam oddać krew dwa razy bo w pierwszej probówce zrobił się... i tu uwaga - skrzep. Skrzep!!! Wyczytałam, że problem ten może pojawić się przy nadmiernej krzepliwości krwi lub gdy płynu, który zapobiega krzepnięciu jest za mało. Serio, nie słyszałam, żeby komuś krew zakrzepła w probówce. Druga sprawa to ból nogi w ciąży, dokuczliwy, w pewnym momencie wręcz nie do wytrzymania. Ja wzięłam to za rwę kulszową, albo coś związanego ze zwiększoną ilością krwi w organizmie, a to mogło znaczyć, że za kilka dni moje dziecko będzie niedotlenione.
Wszystkie dziewczyny, taki apel do Was. Jeżeli straciłyście dziecko raz, to gnębcie swoich lekarzy o badania, albo zróbcie je na swój koszt. Ze swojego doświadczenia wiem, że to nie jest tak, że pierwsze to na pewno genetyka. Jeśli nie macie jeszcze dzieci, pierwszą ciąże straciłyście - zbadajcie się. Może to uratować życie Waszemu drugiemu dziecku. W mojej głowie ciągle jest pytanie czy gdybym się zbadała to mogłabym je uratować?...
Tulę mocno, rozumiem doskonale co czujesz <3.
Dobrze, że trafiłaś na odpowiedniego lekarza i robisz badania, następna ciąża będzie już udana, życzę Ci tego z całego serca.
Bola mnie jajniki jak na ovu... Co prawda czulam ten bol tylko raz w ostatnim cyklu ciazowym, ale wiem, ze to to. Czuje takie klucie co jakis czas i jakby bulgotanie? Dziwne to. Po pierwsze nie spodziewalam sie w ogole owulacji, a po drugie na pewno nie tego, ze ja bede odczuwac. Szczerze mowic myslalam, ze wtedy mialam ten bol po Castagnusie, a tu sie okazuje, ze chyba mi sie cykle popierdzielily kompletnie. Moze faktycznie nie powinnam byla wtedy zachodzic w ciaze?
Psychicznie czuje sie juz troche lepiej. Dzwonila dzis kolezanka, jedna z dwoch z ktorymi trzymam kontakt jeszcze od liceum. Oni staraja sie o dziecko juz 2 lata. Ma zespol policystycznych jajnikow, zaburzona gospodarke hormonalna, brak naturalnej owulacji. Teraz sie leczy, jest stymulowana wiec pewnie w koncu zaskoczy. Ja problemow z zajciem w ciaze nie mam, za to utrzymanie jej to zupelnie inna sprawa. Fajnie by bylo jakby nam sie udalo w podobnym czasie zajsc w ciaze i je szczesliwie donosic. Wierze, ze sie w koncu uda. W koncu wiele dziewczyn ma 2 straty i potem rodza zdrowe dzieci.
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 listopada 2015, 11:21
Przykro mi bardzo Kochana, że tak wiele musiałaś już przejść. Wierze głęboko, że Ci się uda, los się odwróci i wszystko będzie dobrze. Ściskam mocno i pozdrawiam <3
Nauka przynajmniej pozwala oderwać myśli od tego wszystkiego. Między innymi dlatego nie przekładałam terminu tego egzaminu, choć nie czuje się dobrze przygotowana...
Uświadomiłam sobie dzisiaj, że zapomniałam pojechać odebrać wynik badania histopatologicznego. Ale w sumie co to zmieni? Nic nowego to badanie nie wzniesie.
Mama nadal dzwoni codziennie i podtrzymuje mnie na duchu. Czekam na te telefony. Wyszłabym już do ludzi, napiłabym się piwa. Tyle czasu nie piłam... Czasami napijemy się lampki wina, ale trochę się boję przesadzić. Ostatnio po 3 kieliszkach dopadły mnie skurcze macicy i... to było straszne. Mieliśmy już do szpitala jechać. Na szczęście przeszło. Ale piwa bym się napiła. W ogóle mam ochotę się upić i zapomnieć. Ale to po egzaminie.
Przeciwciała allo mlr - hamowanie 0%. No i załamka normalnie. Nie dość, że wada genetyczna dziecka, to jeszcze immunologia. Niby lekarz dzisiaj mówił, żeby się tym tak bardzo nie przejmować bo wiele dziewczyn ma to hamowanie na poziomie 0% i rodzą dzieci, ale taka niepewność zostaje. Mój chłop załapał mega doła. Próbowałam go trochę rozluźnić więc zaczęłam mówić, że jesteśmy tak bardzo podobni, że nawet mój układ immunologiczny nie rozpoznaje go jako "wroga". No i tak go zaczęłam pocieszać, ze sama się poryczałam
Zapisałam się do immunologa - hematologa. Nie wiem co z tego wyjdzie. Ponoć to się leczy jakimiś szczepionkami z limfocytów partnera, albo wlewami z immunoglobuliny, ale nie ma udokumentowanych badań, że to na coś wpłynie. Chyba będziemy próbować najpierw z duuuużą dawką progesteronu, acardem, clexane i może z czymś co mi zagłuszy trochę układ odpornościowy? No nie wiem, zapiszę się jeszcze do Pani Profesor z Warszawy. Jest ginekologiem i immunologiem jednocześnie więc może mi pomoże?
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 grudnia 2015, 20:40
Na ovu był pamiętnik "Walka z immunologią". I to pamiętnik ze szczęśliwym zakończeniem :) Tylko teraz nie potrafię go odszukać. Nie trać nadziei. Dobry lekarz i musi się udać :)
No to tak. Po długim oczekiwaniu mam wszystkie wyniki badań. Wyszła insulinoodporność, ale z tym zawalczę dietą. Dodatkowo mam mutacje MTHFR A1298 C Heterozygota i wychodzi na to, że chyba zespół antyfosfolipidowy bo jedno z badań wyszło dodatnie. Czyli nadal zostaje przypisana do żelaznego zestawu: progesteron, clexane, acard i może encorton + dodatkowo ze względu na mutację 5-15 mg kwasu foliowego. Sama nie wiem. Jeszcze 10 dni do lekarza, tej profesor z Warszawy. Zobaczymy co mi powie...
Na razie pochwalę sie Wam, że dieta i ćwiczenia przynoszą rezultaty. Dziś Waga o 3 kg mniej
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 lutego 2016, 09:13
Kolejne 1,5 kg mniej jeszcze tylko 7,5. Nie bardzo się tą wagą przejmuję. Wymiary jednoznacznie wskazują na to, że tłuszczyku jest coraz mniej, za to przybywa masy mięśniowej. Nie ukrywam, że lepiej się czuję, chociaż jak sobie wyobrażę, że czekolada odpada u mnie już do końca życia to żal ściska serce. Ale czego się nie robi? Motywację mam silną. Wiem, że w ciąży nie będzie wolno mi ćwiczyć tak jak teraz, ale przerzucę się na spacery. Dłuuuugie spacery. I moje dziecko/dzieci będą miały szczupłą Mamusię
Pani profesor kazała zbadać hormony pod kątem PCO i zapowiedziała, że kolejna ciąża na metforminie, clexane i acardzie. Od siebie dołożę jeszcze progesteron, bo chcę mieć świadomość, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy, żeby dziecko miało szanse dotrwać do porodu. Biorę kwas foliowy 15 mg (aż skończę opakowanie, potem zmniejszamy dawkę na 5 mg), femibion, koenzym Q10, witaminy z grupy B, witaminę D3 no i acard, a do tego stosuję dietę o niskim IG, ćwiczę. Nie chcę mieć sobie nic do zarzucenia, gdyby coś... ale nie, to się już tym razem nie stanie. W końcu ile razy można?
Termin porodu pierwszego Aniołka. Od tygodnia chodzę zdenerwowana, nie mogę się skupić. Cały czas myślę... Dzisiaj pękłam. Rano powiedziałam mężowi, że dziś jest ten dzień i wybuchłam płaczem. Tak strasznie chciałabym mieć moje dziecko przy sobie...
Mysle ze to jest w tym wszystkim najtrudniejsze: daty. Nigdy nie zapomne ze nasz aniolek mial sie urodzic ok 14 grudnia a urodzilam go poronieniem samoistnym 13 maja (jajo plodowe wyszlo 15 maja i trzymalam je w prawej dloni....) Gdy patrze w niebo mysle, ze tam wlasnie jest nasz malenki aniolek... Tego co sie stalo nigdy sie nie da zapomniec...
Jak dziś weszłam na wagę to mi się wierzyć nie chciało. Prawie 8 kg mnie!!!Jeszcze tylko 4 do wymarzonej wagi Dobrze by było dojść do tej wagi przed ciążą, która, mam nadzieję, będzie za miesiąc. Zaczynam się bać. Bo co jak znowu mnie to spotka? Ale nie mogę tak żyć, robię przecież wszystko, żeby było dobrze. Z badań wyszło PCO o niewielkim nasileniu, ale jednak. Dostałam metforminę. Progesteron mam ładny (19,5) więc suplementacja go jest chyba trochę na wyrost. No ale zobaczymy
Wiaterku, aż za dobrze rozumiem ten strach. Wiem, że mówienie, że w końcu musi się nam udać nie wystarczy, bo mnie takie zaklinanie rzeczywistości nie przekonuje... Ale powtarzam sobie, że tylko próbując dalej, mimo strachu, mamy szansę na nasze wymarzone szczęście. Gorąco trzymam kciuki za Twój kolejny cykl!
ilość kilogramów na minusie - prawie 10 Jest mega Wczoraj stwierdziłam, że robi się ze mnie laska. Czekam na owu. To już dzisiaj albo jutro (obstawiam dzisiaj). Cykl się ładnie skrocił do stanu sprzed ciąż. Jestem bardzo zadowolona z tego faktu, bo szczerze to nie wierzę, że obydwoje moich dzieci miało wady genetyczne. Może zbytnią optymistką, albo psymistką jestem, ale moim zdaniem odpowiedzialnym za pierwsze poronienie był mój niestandardowy klinicznie zespół antyfosfolipidowy. Zastanawiam się czy Clexane 40 to nie za mała dawka, ale chyba muszę spróbować. Nie chcę się leczyć na własną rękę (ale progestron chyba sobie sama dołożę, oczywiście bez wiedzy męża, bo on jest zdania, że skoro mam lekarza, który daje mi jakieś leczenie to mam się trzymać zaleceń w 100%) bo moja Pani doktor nie każe suplementować niepotrzebnych rzeczy. M.in. progesteronu, jeżeli wyjdzie na ładnym poziomie. Tylko czy taki progesteron zaszkodzi? Chyba nie
7 dpo - progesteron 16,5 ng/ml. Nie jest źle, ale w poprzednich cyklach miałam koło 19. Nie czuję się nic ciążowo chociaż dzisiaj piersi jakby bardziej jędrne. Ostatnio koleżanka mi powiedziała, że ból piersi i ogólnie PMS przed @ może świadczyć o za małej ilości progesteronu. Przed pierwszą ciążą miałam mega objawy przed @. Paliły mnie piersi, bolał kręgosłup, byłam wściekła na wszystko i wiecznie głodna. Z tego wszystkiego po poronieniu została mi tylko ogromna chęć na słodycze. Czasami się zastanawiam czy mojego pierwszego dziecka nie dało się uratować... Może wystarczyło brać progesteron?
Nawet się nie boję. Jestem jakoś dziwnie spokojna. Sama nie wiem czemu. Pierwszy dzień wiosny a we mnie rośnie nowe życie. Niech rośnie i rośnie i już za 9 miesięcy moje malutkie Szczęście będzie ze mną
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/6a64c379f90c.jpg
A tu jeszcze efekty mojej walki ze zbednymi kilogramami
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 marca 2016, 10:35
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
Nie poddawaj się nigdy. Nie załamuj się nigdy. Musisz dążyć do celu :) Przejdź żałobę w głębi serca i zacznij od nowa.
Wspieram całym serduchem <3
Bardzo współczuję...:( wspieram!
Przeczytaj moj pamietnik, jestes duuuzo mlodsza napewno Wam sie uda jeszcze miec piekna rodzine! Nie zalamuj sie, dolacz na Forum do NOWENNY STARACZEK, zostaw inicjaly i bedziemy sie za Ciebie modlily! Polecam takze modlitwe do Sw Dominika i Sw Rity, znajdziesz do Sw Rity w moim pamietniku, poczytaj. Jestesmy w tym bolu z Toba... nie zalamuj sie.
nawet tak nie mysl bo... bedziesz wspaniala mama, swiadoma i kochajaca swoje dziecko, bedzie dobrze, daj sobie czas na wszystko, na zalobe w sposob jaki nie dla innych ale dla Ciebie samej bedzie najlepszy, sciskam cieplo
moja rada - idz do dobrego lekarza pozdrawiam
Dzięki dziewczyny. Ginekologa zmieniłam po pierwszej stracie. Teraz czeka mnie szeroką diagnostyka żeby sprawdzić co jest nie tak. Przy 2 obumarlych ciazach musze sprawdzić czy nie ma we mnie czegoś co zabija moje dzieci :-(
Tak mi przykro... wiem co teraz przeżywasz, a tak trudno napisać coś sensownego by pocieszyć. Mogę wesprzeć jedynie modlitwą i życzyć Wam z całego serca dobrego lekarza by szybko odnalazł przyczynę śmierci Waszych dzieci.
Piszesz że zabieg dopiero za tydzień. Dlaczego musisz czekać aż tyle czasu? To nie jest bezpieczne.
Bo ja nie krwawie, nie mam objawów poronienia, a wtedy wskakuje w kolejkę. Jak się zacznie krwawienie to mam przyjechać. Jeszcze będę dzwonić do mojego gina, on pracuje w tym szpitalu wiec może się to uda przyspieszyć
Naprawdę nie rozumiem takiego podejścia lekarzy, ja też sama nie zaczęłam krwawić, nic mnie nie bolało zero oznak poronienia.. po południu miałam wizytę usg na której dowiedziałam się że moje maluszki nie żyją, wieczorem pojechałam na ip sprawdzić jeszcze raz (w sercu wielka nadzieja że może lekarz się pomylił) niestety.. a dzieci nie żyły już jakiś czas. Na oddziale zostawili mnie od razu, drugiego dnia rano podano tabletkę, po kilku godzinach dopiero zaczęłam krwawić i zrobiono zabieg. Widać są różne praktyki lekarskie. Kochana tulę mocno, trzymam kciuki za badania. Nie poddawaj się walcz. Z czasem będziesz gotowa zawalczyć o rodzeństwo dla swoich maluszków. Wierzę w Was <3