X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Jak nauczyć się oszukiwać samą siebie?
Dodaj do ulubionych
1 2 3
WSTĘP
Jak nauczyć się oszukiwać samą siebie?
O mnie: Dwudziestosiedmiolatka z dwuletnim stażem ślubu.
Czas starania się o dziecko: Pierwszy cykl starań - listopad 2021r. Później kilka miesięcy przerwy.
Moja historia: Ona i On. Wielka miłość i piękny ślub. Wykształceni, pracujący na dobrych stanowiskach, dbający o aktywność fizyczną i zakochani w podróżach. Tak mogłabym opisać Nas w idealnej rzeczywistości. Tak pewnie jesteśmy postrzegani przez większość znajomych. Co jeszcze widzą inni? Widzą, jak mamy czas dla znajomych na każdy szalony wypad. Widzą, jak krótko po ślubie kupiliśmy działkę i teraz coraz częściej przeglądamy projekty wymarzonego domu. Widzą, jak regularnie jeździmy na siłownie i basen. Widzą jak planujemy zagraniczną wycieczkę w okresie Naszych urlopów. Widzą jak oddajemy się swoim pasjom inwestując w nie część swoich wypłat. Widzą Nasze ciągłe podnoszenie kwalifikacji i związane z tym awanse w pracy. I co robią wtedy? Część gratuluje i cieszy się Naszym rozwojem. Część uśmiecha się, a za plecami komentuje, że przewraca Nam się w d*pach, że jesteśmy wygodni i czekamy nie wiadomo za co zamiast zabrać się za dziecko. Czego nie widzą? Nie widzą, gdy w gardle rośnie gula i walczę ze sobą aby nie rozpłakać się gdy podczas świąt lub urodzin życzą "w końcu tego dziecka, bo na co czekacie" a ja przecież oddałabym wszystko żeby je już mieć. Nie widzą jak co miesiąc płaczę w kącie łazienki ściskając test ciążowy, który pokazuje tylko jedną kreskę. Nie widzą, że od dawna mamy wybrane imiona dla dzieci, a w wyobraźni widzimy je biegające po wymarzonym domu. Nie widzą, jak po każdej wizycie u ginekologa patrzę w lustro i zadaje sobie pytanie "co jest k*rwa nie tak? czego Ci brakuje?". Nie widzą, jak wracając z pracy zerkam w mijające mnie wózki z dziećmi bojąc się, że nigdy tego nie doświadczę. Nie widzą jak próbuje oszukiwać samą siebie, że przecież wcale tak bardzo nie chcę dziecka, bo ginekolog powiedział, że podstawa to wolna głowa. ALE JAK OSZUKIWAĆ SAMĄ SIEBIE? Ja jeszcze tego nie potrafię. 📝 29 IV - kwalifikacja do in vitro ✨ 📝 21 VI - badania ustawowe 🍀 📝 26 VI - komplet wszystkich badań ✅ 🟢 światło od gina 🍀 📝 13 VII - usg + rozpisanie stymulacji 🧚🏼‍♀️ 📝 18 VII - usg - 13 jajek na pokładzie 🥚 🧚🏻‍♂️ 📝 20 VII - podgląd - finalnie 15 jajek 🍀 🧚🏼 📝 22 VII - usg kontrolne 🧡 📝 24 VII - punkcja 💛 💛💛 Kropki walczcie 🙏🏻 📝 29 VII - transfer 💚🍀🤞🏻
Moje emocje: Czuję złość i strach. Jednocześnie jestem pełna nadziei, że tym razem się uda i rok 2023/4 przywitam już z wymarzonym maluszkiem.

14 października 2022, 12:42

10 cykl.
Nigdy nie podejrzewałam, że to będzie trwało tak długo.
Zerkam na swój początek na tym forum - minęło już pół roku..
Teoretycznie staramy się o ciążę dłużej niż trwa ona sama w sobie.

Czego nauczyło mnie te 10 miesięcy?
POKORY, bo już wiem, że nie na wszystko mam w życiu wpływ.
ZROZUMIENIA, bo doświadczyłam, że nic nie jest czarno-białe, a o problemach wielu ludzi nie mamy zielonego pojęcia.
WIARY, że uda się mimo przeciwności i będziemy najlepszymi rodzicami dla Naszego dziecka.
ZAANGAŻOWANIA w to co jest teraz, skupianiu się na bieżących sprawach, na małżeństwie dla którego starania również są próbą.
TWARDEJ DUPY, bo tylko ona uratowała mnie przed załamaniem się po comiesięcznych niepowodzeniach i komentarzach "radzących w dobrej wierze".

Nie chciałam żeby wyszedł taki smęt-post, u góry to jedynie refleksje :)
Co u mnie?
Wróciłam do regularnych ćwiczeń i jazdy na crossie - jaram się tym, że wracam do "dawnej siebie".
Uczę się siebie - mierzę temperaturę już drugi cykl :)
Po pozytywnym owulaku mam zamiar zrobić proga 7dpo, a na początku listopada TSH aby mieć "świeże" badania do klinki.
19.11 pierwsza wizyta - czekam na nią by "mądra głowa" powiedziała mi co dalej.
Nienawidzę stać w miejscu, a czas w tej sytuacji nie działa na moją korzyść.
Także czas zakasać rękawy i ustalić plan działania do końca roku (wtedy głowa jest spokojniejsza).
Zatem:
PAŹDZIERNIK 2022r.:
- mierzenie temperatury i prowadzenie wykresu,
- dalsze testowanie owulki,
- łykanie Ovarinu,
- progesteron 7 dpo.

LISTOPAD 2022r.:
- badania TSH,
- mierzenie temperatury + wykres,
- łykanie Ovarniu,
- testowanie owulki,
- wizyta w klinice i temat badania drożności jajowodów (podejrzenie wodniaka).

GRUDZIEŃ 2022:
- mierzenie temperatury i prowadzenie wykresu,
- dalsze działania pod zalecenia profesora.

A co w Nowym Roku? :)
Mam nadzieję, że nie będzie aktualne i potrzebne ale jeśli tak to na samym początku 2023 chciałabym mieć już za sobą drożność i badanie nasienia.
A i rozmowę z mamą. Może w końcu uda mi się powiedzieć wprost, że mam problem z zajściem w ciąże.

25 października 2022, 09:41

7 dpo - 10cs.
Według moich obliczeń, testów owulacyjnych i wykresu temperatur dzisiaj jest idealnie 7 dni po owulacji.
Z racji tej okoliczności z sama rana pobiegłam spuścić krew na proga i teraz będę siedziała do 16tej jak na szpilkach w oczekiwaniu na wynik. Mam nadzieję, że będzie zadowalający, bo miałam dość specyficzne objawy i moje myśli biegną po dwóch torach - albo owulacja odbyła się i stąd ten pulsujący ból przez 3-4 dni od owulacji albo to kwestia tego wodniaka..

Niby nie nakręcam się ale mimo wszystko znowu zaczynam negocjować z losem.
Coraz częściej wyciszam się, wizualizuje sobie tą małą kruszynkę z czarnymi włoskami i proszę chociaż o jedno dziecko.
Później już nie poproszę o nic więcej. Nie będę oczekiwała niczego, a jego potencjalne rodzeństwo zostanie najwyżej w sferze marzeń.
Brzmi trochę jak modlitwa, a ja od tak dawna nie rozmawiałam już z Bogiem. Na razie nie potrafię.

Niecały miesiąc do wizyty w klinice - trochę się jej boję.
Ale nie ma tego złego.
Dobrze, że trafiłam tutaj. W realu nigdy nie znalazłabym tylu wspierających osób - szczególnie w tak delikatnej materii.

26 października 2022, 10:49

Od wczoraj wiem jak to jest unosić się ze szczęścia kilka centymetrów nad ziemią.
Podejrzewam, że po ujrzeniu dwóch kresek już całkiem wyrastają skrzydła i człowiek wręcz lata :)

Odebrałam wyniki proga i są piękne - najpiękniejsza owulka w tym roku <3
Zazwyczaj wyniki plasowały się na poziomie 3,9-4,5, raz jedyny raz pokazały 9 z hakiem, a wczoraj ponad 12 :D
Chociaż przed otwarciem dokumentu z wynikami zamknęłam oczy - tak bardzo bałam się zawodu to później zaszkliły się ze szczęścia :))
I chociaż staram się nie nastawiać, bo po prawie roku starań wiem, że owulacja to nie gwarancja sukcesu to jednak nieśmiało zaczynam marzyć, że może jednak tym razem uda się, że może w końcu mój organizm "zaskoczył" i teraz będzie już tylko lepiej?
Póki co zostawiam testowanie na niedzielny termin, Mąż wróci już z poligonu więc będzie przechodził ze mną przez to wszystko - niezależnie od wyniku.

I nawet jeśli znowu zobaczę tylko jedną kreskę to wiem, że w tym miesiącu i tak wygrałam.
Mimo, że październik przeczołgał mnie psychicznie konkretnie (najpierw zdrowie taty, później nawrót nerwicy mamy) to jednak będę wspominać go z pewną satysfakcją. :)

Teraz unoszę się nad ziemią, ostrożnie wyobrażam sobie, że może w tym miesiącu Kropek rozgości się na dobre to jednak staram się ostudzić swój zapał, nie wyolbrzymiać, nie doszukiwać się - tak aby później nie zaliczyć twardego lądowania.
Jednocześnie zastanawiam się czy jeśli niedzielne testowanie (12dpo) nie przyniesie dwóch kresek to może jednak 31.10 skoczyć na betę - sprawdzić czy może zadziało się coś magicznego tylko po prostu nie miało szans utrzymać się?
Jednocześnie przygotuje mnie to na miesiączkę 1.11.
Jak widać, nie umiem jeszcze odpuszczać :))

1 listopada 2022, 17:05

11 cs.
Od wczoraj rozpoczął się 11 miesiąc starań o spełnienie największego marzenia. 🐒 przyszła nieproszona, o jeden dzień szybciej niż zwykle jakby nie mogła doczekać się ponownej wizyty.

10 miesięcy walki za mną. Za Nami.
Mąż próbuje rozładowywać presje rodzicielstwa i udaje, że przecież nic takiego się nie stało ale ja wiem jak bardzo zależy mu na dziecku. Z resztą czasami też przypadkiem wygada się i utwierdza mnie w przekonaniu, że czeka na II kreski tak samo mocno jak ja.

A ja? Czuję się zmęczona tym wszystkim. Czuję się pokrzywdzona, gorsza, niekompletna. Dzisiaj na cmentarzach widziałam odwiedzające groby rodziny z małymi dziećmi i walczyłam ze łzami. Mam wrażenie, że rodzicielstwo to jakaś gra, w której kompletnie nie rozumiem zasad. Coraz bliżej do przeoczenia tej "magicznej granicy" 12 miesięcy starań.. Chyba przestaje wierzyć, że Nam się uda.

W tym miesiącu wizyta w klinice. Już się jej nie boję, raczej chce mieć to już za sobą. Mam zamiar skupić się na drożności i badaniu nasienia.

Losie, skąd brać siłę 🙏🏻🤷🏻‍♀️

5 listopada 2022, 09:26

Zostało równo 2 tygodnie do wizyty.
Za 14 dni o tej porze pewnie będę już powoli dojeżdżała do kliniki.
Nie czuję strachu, raczej potężną motywację do podjęcia nowych działań, ruszenia z miejsca.
Chciałabym mieć to już za sobą i wiedzieć na czym stoję, mieć ułożony dokładny plan działania. :)

Gorszy czas minął, poleżałam trochę "na glebie" ale wstałam, otrzepałam się i czas ruszyć dalej :)
Funkcjonuje na zasadzie akcja - reakcja, więc dłuższe użalanie się nad obecną sytuacją raczej nie jest w moim stylu.
Poza tym bardzo mocno pomaga mi Mąż - żartuje sobie, że w październiku nie udało się, bo był na poligonie i miał mało okazji do działania ale nadrobi w listopadzie ;)

Powoli skupiamy się również na planach na przyszły rok (zawsze przy końcówce roku robię się bardziej sentymentalna ;)).
I Nasze cele nie dotyczą wyłącznie spraw prokreacyjnych ;) zastanawialiśmy się nawet czy jeśli nie uda się do końca roku z ciążą czy aby nie zrobić przerwy w staraniach na rok (bo planujemy naprawdę tzw. życiowe rewolucje ;) ). Jednak zgodnie stwierdziliśmy, że skoro przez 10 miesięcy się nie udaje to nie jest powiedziane, że nagle wyjdzie gdy tylko zajmiemy się czymś innym :) dlatego będziemy starać się wytrwale, a co będzie to będzie ;)

19 listopada 2022, 16:55

19 XI 2022
Nasza pamięć jest niesamowita. Zapamiętuje poszczególne zapachy, temperaturę, kolory - ułamki sekund, które później odtwarzane będą w stanie przenieść Nas do minionych wydarzeń niczym podróż w czasie.
Przykładowo - do dzisiaj pamiętam smak gumy do żucia, którą miał w ustach mój Mąż gdy pocałował mnie po raz pierwszy. I chociaż później i on i ja żuliśmy milion takich gum, a od tamtego wydarzenia minęło kupę czasu to idealnie potrafię odtworzyć te wspomnienie. Tak samo jak zapach ciasta z jabłkami mojej babci, gdy odwiedzaliśmy ją co weekend. I mimo, że mojej Buni nie ma już od x lat z Nami to ja nadal pamiętam te beztroskie chwile.

Co zapamiętam z pierwszej wizyty w klinice?
Chłód.
Chłód w temperaturze, gdy od rana padał śnieg przykrywając otoczenie białym puchem.
Chłód na policzkach, gdy mróz szczypał w twarz, a ja szłam z Mężem do kliniki i znowu zapomniałam szalika.
Chłód w sercu, gdy usłyszalam od profesora "prawdopodobnie Pani jajowody są w tak kiepskim stanie, że nie będzie Pani w stanie zajść naturalnie w ciążę. Musimy zrobić zabieg a jeśli potwierdzą się moje przypuszczenia to zostanie zapłodnienie pozaustrojowe".
Zaszkliły się oczy, a przecież obiecałam sobie nie płakać. Szybko wdech i wydech. Proszę o konkrety. Po 15 minutach jest już po wizycie.

W ręku ściskam skierowanie do szpitala.
Kod ICD-10 N.97 kłuje w oczy. Kłuje w serce.
Znowu szklą się oczy.

Czekamy w szpitalnej rejestracji na ustalenie terminu zabiegu. Mąż siedzi obok, czuję jego ciepło, non stop zagaduje - opowiada o mało istotnych sprawach. Udaję, że słucham ale myślami jestem daleko, bardzo daleko..
W końcu wymykam się do toalety - słyszę jak dziewczyna w kabinie obok płacze. Nie dam rady przejść obojętnie więc czekam aż wyjdzie. Stoję przy umywalce i czekam. Po chwili wychodzi unikając kontaktu wzrokowego, więc nie zważając na żadne powitania pytam "wszystko w porządku?". Chociaż widzę, że nie. Jednak czekam, daje jej możliwość zbycia mnie lub swojego bólu. Wybiera drugą opcję i cicho mowi "ja.. Ja chyba właśnie poroniłam". Wtedy ją przytulam. Przytulam obcą kobietę której pewnie nie zobaczę już nigdy na oczy. Nie wiem co powiedzieć więc klepie coś bez sensu - że jest mi przykro, że ma prawo wyrzucić z sobie emocje i żeby pamiętała, że jest silna..
Parę minut później siedzimy w tej samej rejestracji - kilka krzeseł od siebie. Ona wbita w ekran telefonu pewnie czekająca na wyrok bety. Ja wbita w oczy męża czekając na ustalenie terminu zabiegu, który będzie moim być albo nie być.
Otaczają Nas kobiety w ciąży, których brzuchy dumnie opinają koszulki - i nie wiem, która z Nas jest bardziej zagubiona...

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 listopada 2022, 17:01

29 listopada 2022, 09:51

2 dni do @, 1 dzień do testowania.

Testowanie w tym miesiącu to tylko formalność - temperatura spadła do podstawowego poziomu, dodatkowo ciągnie podbrzusze i plecy, a piersi przestały boleć. I chociaż staraczkowe motto brzmi "póki nie ma @ jest nadzieja" to jednak po 11 miesiącach starań jakoś ciężko jest w to uwierzyć.

Dzisiaj rano widząc znaczny spadek temperatury nie poczułam bólu ani złości.
Przyjęłam to dość spokojnie - z lekkim zawodem, który utwierdza w przekonaniu, że droga do Mojego dziecka jest jeszcze daleka. Dopiero jadąc do pracy zaczęłam zastanawiać się ile jeszcze jestem w stanie przejść, ile wytrzymać i co zrobić aby osiągnąć to, co innym ludziom przychodzi tak naturalnie.

W grudniu odpuszczam całkowicie - "ostatniomiesięczne" badania proga potwierdziły, że owulacja jest i to wcale nie najgorszej jakości. W grudniu skupię się na rodzinie, na Mężu, na sobie.
Poczucie niesprawiedliwości rozsadza mnie od środka, a przed lustrem zaczynam już ćwiczyć sztuczny uśmiech, który będzie mi potrzebny podczas składania świątecznych życzeń - uśmiech, który nie obejmie oczu ale będzie na tyle wyćwiczony by zamaskować ból w sercu.

Boję się, cholernie boję, że nigdy nie będę Mamą.
A przecież od długiego czasu mamy już wybrane imiona dla Maluszka..

11 grudnia 2022, 21:34

12 cs.
A więc doszliśmy do tej umownej granicy dwusnastu cykli, w których miało się udać. Wbrew pozorom nie dołuje mnie to, jest to jeden z najbardziej odpuszczonych cykli moich starań. Owszem mierzę temperaturę i nadal łykam ovarin i jod ale nic więcej nie mam zamiaru w tym cyklu robić - jedynie sikać na owulaki ale tylko jako kontrolny aspekt funkcjonowania organizmu. 📝
Dzisiaj 9 dc ale nie czuję nic - wizja ciąży wydaje mi się odległa jak nigdy wcześniej, mimo to nie przysłania mi to całego świata.

Widzę zmiany w swoim zachowaniu w kwestii starań i podzieliłam je na aspekty serca i rozumu.

Aspekt ROZUMU. 🧠
Po wizycie w klinice i kolejnym nieudanym cyklu uświadomiłam sobie, że problem leży gdzieś głębiej. Że zrobiliśmy wszystko co na tym etapie mogliśmy zrobić. Że teraz będzie potrzebna Nam pomoc, bo sami nie poradzimy sobie z tym, a jedynie będziemy kręcić się kółko. Przyznałam się do tego i pogodziłam się z tym. Minął mi etap wewnętrznego wkurwu i poczucia niesprawiedliwości. Podzieliłam się odpowiedzialnością za moje przyszłe dziecko z lekarzem prowadzącym. Mogłam w końcu odpuścić, bo znalazłam specjalistę, kogoś "kto wie lepiej" i komu spróbuję zaufać.

Aspekt SERCA. ❤️
Mój Mąż. Znamy się od 7 lat, od ponad roku jesteśmy małżeństwem. Wspaniały człowiek, nie wyobrażam sobie iść przez życie z kimś innym u boku. Mąż zawsze był silnym człowiekiem. I w aspekcie wizualnym i w obyciu. Zawsze pocieszał mnie po każdym nieudanym cyklu, wycierał łzy, "kłócił się" z moim brzuchem, że nic tam nie rośnie i pocieszał, że kolejny miesiąc będzie Nasz. Dawał mi ten komfort, że mogłam być słaba, mogłam czerpać z jego siły by ponownie stawać na nogi i próbować dalej.
Teraz wiem, że nadszedł ten etap, gdy to ja muszę być Jego SIŁĄ. Zadbam o niego tak jak on zawsze dbał o mnie. Starania nie są łatwe, a te długoterminowe potrafią być prawdziwą próbą.
Widziałam ból w Jego oczach, gdy dowiedział się, że z znów się nie udało. Po raz pierwszy tak mocny i tak dosadny. Poczułam, że oboje zatracamy się w tych staraniach. Dlatego w tym cyklu odpuściliśmy. Nie rozmawiamy o dziecku, w tym miesiącu ten temat nie istnieje. Skupiamy się na sobie - chodzimy na spacery, randki, przeglądamy projekty domów, pijemy wino i kochamy się kiedy chcemy. Chcę zdjąć z Niego presję, ból, zwątpienie. Nie chcę by pierwsze lata małżeństwa wspomniał jako pasmo niepowodzeń, zawodów i ciągłego wyczekiwania. Chcę pozwolić Mu teraz być słabym, niech czerpie z mojej siły.
***
Ostatnio byliśmy na jarmarku świątecznym i poczuliśmy magię nadchodzących Świąt 🌲.
Mąż ustrzelił mi nawet pluszaka - małego pieska, który teraz grzecznie siedzi na komodzie w sypialni i czeka na nowego Lokatora. Oczywiście nie mówimy o tym głośno żeby nie zapeszyć ale pierwsza maskotka do łóżeczka już jest - i to jaka! Ze świątecznego polowania Starego 😁

21 grudnia 2022, 15:19

21 XII 2022

Zawsze przy końcówce roku robię się sentymentalna, chociaż to jeszcze chyba nie pora na podsumowania.
Mimo to, cieszę się, że rok 2022 dobiega końca. Był trudny i bolesny, a jednocześnie przyniósł wiele lekcji, które pomagają mi być lepszym człowiekiem. Pamiętam, jak w Sylwestra składaliśmy sobie życzenia z myślą, że to właśnie te powitanie roku będzie ostatnie z %% na najbliższy okres, bo przecież wszystko do tej pory układało się wg planu to dlaczego teraz miałoby być inaczej?
W myślach już widziałam Nas prowadzących wózek w pięknej jesiennej scenerii, letnie sesje z brzuszkiem, które dumnie zdobiłyby ścianę w salonie czy Boże Narodzenie z Naszym małym, osobistym cudem z czarnymi włoskami.

Teraz mija już 12 miesiąc, a ja nadal nie jestem w ciąży.
Póki co nie czuję już żalu czy rozgoryczenia - jest we mnie jakiś dziwny spokój.
Nie odliczam do testowania chociaż czuję i widzę po wykresie, że owulacja już za mną.
Wierzę, głęboko wierzę, że w 2023 roku uśmiechnie się do Nas los i zostaniemy Rodzicami.
To takie moje "małe" i jedyne marzenie <3
W końcu w przyszłym roku mamy aż 12 szans, prawda? :)
****
Jestem perfekcjonistką. Zosią-Samosią, która sama zrobi wszystko 1000 x lepiej.
Cholernym control freakiem, którego najmniejsza zmiana planów wyprowadza z równowagi.
Odpalającą się w sekundę rakietą, która skrupulatnie dąży do wyznaczonego celu.
Gdy pocałowałam swojego aktualnego Męża po raz pierwszy wiedziałam, że to będzie "mój człowiek".
Gdy na wycieczce w okolicy stanęłam na obecnej działce, byłam pewna, że właśnie taki widok chcę mieć z salonu przez kolejne x lat.
Gdy zobaczyłam konkurs na wymarzone stanowisko byłam przekonana o tym, że mam spore szanse, a powodzenie rozłożyłam na czynniki pierwsze w proporcjach 80% ciężkiej pracy, 10% charyzmy i 10% szczęścia. Udało się.
Można by powiedzieć, że szłam przez życie jak burza i to właśnie sytuacja z zajściem w ciążę dała mi tego "pstryczka w nos".
Pokazała, że nie na wszystko mam w życiu wpływ , że czasami nie ma logicznego wytłumaczenia na dziejące się wydarzenia.
Jestem niemal pewna, że w 2022 odrobiłam już swoją lekcje - odpuściłam sobie i odpuściłam innym. Przewartościowałam wiele spraw, wybaczyłam sobie niepowodzenia, dojrzałam.
Życie Nas teraz hartuje, wyrabia jak najmocniejszą stal, zmienia światopogląd.
Może stąd we mnie ten spokój?
*.
Poniżej cykle mierzenia temperatury - zostawiam na "pamiątkę", by później mieć pod ręką dla porównania.

Wrzesień
Screenshot-20221202-082636-com-popularapp-periodcalendar-edit-3074033670364.jpg

Październik
Screenshot-20221202-082626-com-popularapp-periodcalendar-edit-3055686903700.jpg

Listopad
Screenshot-20221202-082618-com-popularapp-periodcalendar-edit-3032998136516.jpg

Grudzień do połowy
Screenshot-20221221-152645-com-popularapp-periodcalendar-edit-140171272051527.jpg


Wiadomość wyedytowana przez autora 21 grudnia 2022, 15:27

24 grudnia 2022, 23:11

24 XII 2022
Układałam w głowie scenariusz tej sytuacji miliony razy. Miałam przygotowaną przemowę, długi monolog - w wyobraźni różniły się tylko okoliczności, słowa pozostawały bez zmian.
Gdy tylko dowiedziałam się, że Mąż ma niespodziewaną służbę w Wigilię zdecydowałam, że to właśnie będzie ten dzień.
Mimo upływających minut, galopującego serca i guli w gardle przekładałam rozmowę z godziny na godzinę..
Nagle gdzieś między przyprawianiem jednej, a drugiej sałatki wzięłam głęboki oddech i zaczęłam "Mamo muszę Ci coś powiedzieć..", później słowa wylały się z prędkością karabinu maszynowego, z przygotowanej przemowy nie pamiętałam ani zdania. Niemal na bezdechu opowiedziałam jak długo się staramy, o zaplanowanym zabiegu na luty, prawodopodobnym in vitro, strachu i niezrozumieniu. Mówiłam szybko jakbym bała się, że mi przerwie, a ja już nigdy nie zbiorę się na odwagę. Później nastała cisza, która dłużyła mi się w nieskończoność, a w rzeczywistości trwała kilka sekund. Czekałam na reakcje, byłam przygotowana niemal na każdą wersję. Mama podeszła do mnie i powiedziała "Kochanie, podejrzewałam to od dawna ale czekałam aż sama będziesz chciała mi o tym powiedzieć. Dziękuję. Będzie dobrze, zobaczysz, ułoży się.", a później mnie przytuliła. Wyobrażałam sobie każdą reakcje ale ta przeszła moje wyobrażenia. Tama pękła. Łzy zaczęły płynąć same, a szloch wydobywał się gdzieś z wnętrza. Płakałam głośno wtulając się w mamę, szukając w niej pocieszenia jak wtedy, gdy miałam kilka lat i biegłam do niej z krwawiącym kolanem. Tyle, że tym razem krwawiło serce, a łzy oczyszczenia rozmazywały mój makijaż..
Teraz jakoś lżej się oddycha.

19 stycznia 2023, 22:00

19 I 2023.

13 cykl starań rozpoczęty.
3 tygodnie do zaplanowanego zabiegu.
***
Myśli kłębią się w głowie. Strach miesza się z nadzieją. Czekam na ten zabieg mentalnie traktując go jak zamknięcie rozdziału , zwieńczenie, kropkę. Nie rozmawiamy z Mężem o dziecku, omijamy ten temat, skupiamy się na bieżących sprawach. Czuję, że mam dni płodne. W tym cyklu nie robię testów, nie mierzę temperatury ale po ponad rocznym obserwowaniu swojego organizmu potrafię wychwycić ten moment. Moje ciało daje mi znak, a ja chyba nie umiem z nim współpracować.
***
W głowie tworzę już plan. W sumie dwa. Wersję A i B w zależności od wyników zabiegu i badania nasienia. Nastawiam się na każdą opcje, zostawiam sobie wolną głowę jednocześnie bezpiecznie opracowując plan działania - to takie w moim stylu.
Nie potrafię odpuścić, nie podjąć rękawicy.
Cena jest zbyt wysoka aby poddać się bez walki ❤️

26 stycznia 2023, 19:11

26 I 2023.
2 tygodnie do zaplanowanego zabiegu.
***
A więc jeszcze 14 dni aby mieć to za sobą i z jakimś zarysem sytuacji planować kolejne ruchy. Fizycznie czuje się średnio - podbrzusza po stronie wodniaka pobolewa mnie już drugi dzień, ale tłumaczę sobie to tym, że dziad czuje, że jego dni są już policzone i dlatego tak reaguje. Oprócz tego innych dolegliwości brak - @ ma przyjść na początku lutego, idealnie w czasie aby zakończyć się przed zabiegiem.
Jestem zapisana na dodatkowe badania i konsultacje tydzień przed samym zabiegiem - to dodatkowo mnie uspokaja.
Podświadomie wiem, że ten zabieg będzie zamknięciem pewnego etapu, przekroczeniem granicy kreowanych w głowie starań. Z jednej strony jestem świadoma ryzyka utraty jajowodu (i tym samym zmniejszenie szans na naturalne poczęcie) i nie wiem czy zgodzę się aby w sytuacji wykrycia wodniaka w drugim jajowodzie mogli go usunąć - na usg nigdy nie było nic niepokojącego przy drugim.
Wiecie co? Sama śmieje się z siebie i głupio mi się do tego przyznać ale ja ciągle, tak minimalnie wierzę, że ten cykl będzie cudem o jakim czytałam na forum. Przecież były przypadki, w których klinika już umówiona i nagle dwie kreski. I wiem, że to jak wygrana w lotka, ale gdzieś tam ukryte w sferze moich najskrytszych marzeń jest ❤️

Dziewczyny dopiero styczeń - pierwsza szansa w roku przed Nami, ten rok będzie Nasz zobaczycie ❤️

29 stycznia 2023, 18:51

29 I 2023
11 dni do zabiegu, 27 dc.

Czasami mam wrażenie, że żyją we mnie dwie osoby.
Jedna to ta, którą lubię - pozytywnie nastawiona do świata, zmotywowana do osiągnięcia celu, zdyscyplinowana, towarzyska i zorganizowana. Dla której nie ma rzeczy niemożliwych i od rana uśmiecha się do mnie w lustrze powtarzając, że to po prostu dłuższa droga ale cel jest już bardzo blisko.
Drugiej staram się nie widzieć, z resztą ona też unika patrzenia mi w oczy w lustrzanym odbiciu. Ona ma chwile zwątpienia, płacze pod prysznicem i zastanawia się czy po prostu nie odpuścić, zrzucić odpowiedzialność na Siłę Wyższą, która po prostu nie pozwala zajść w ciąże.
I tylko ode mnie zależy, która "JA" wygra w rozgrywkach danego dnia. Nie wiem, którą ostatnio jestem częściej.
***
Wiem, że tym zabiegiem nie tracę nic - już gorszej sytuacji w moich jajowodach chyba nie może być. Nie boję się bólu fizycznego - to tylko chwila, kilka dni, które przeminą. Mam świadomość, że mogę liczyć na pomoc Męża, że nie będę w tym sama. To buduje wewnętrzy spokój - nie pozwala panikować.
***
Coraz częściej moje myśli błądzą w kierunku in vitro - podświadomie czuję jakbym była jedną nogą na drodze do zapłodnienia pozaustrojowego. Dużo czytałam o procedurach, statystykach, doświadczeniach. O podejściu kościoła do tych spraw, o wypowiedziach biskupów, po których zagotowała się krew. I jestem ciekawa co na to Bóg. Ten prawdziwy. Czy pokocha moje dziecko tak samo mocno jak ja.
***
W przyszłym tygodniu będę miała badania, które są obowiązkowe do zaplanowanego zabiegu + rozmowę z lekarzem.
Cieszę się z tego, lubię trzymać rękę na pulsie - już przygotowuje listę pytań.
Postanowiłam, że w pamiętniku będę opisywała wszystko co istotne, krok po kroku.
Mam nadzieję, że nie będziesz musiała przechodzić tego co ja, a jeśli tak - to, że opis działań pozwoli przygotować Ci się na to co nastąpi.
***
Dzisiaj 27 dc, 5 dni do planowej @, a mój organizm robi mnie w balona - brzuch zaczyna pobolewać jak na okres, dodatkowo plecy - mam wrażenie, że za moment pojawi się czerwona plama na wkładce. Oby wytrzymała do środy, bo muszę zrobić biocenozę pochwy, a @ pokrzyżuje mi wszystkie plany.

9 lutego 2023, 15:59

9 II 2023
14 cs. 7 dc.
1 dzień do zaplanowanego zabiegu.

A więc nie nastąpił cud, nie zaszłam magicznie w ciążę, jestem na oddziale.
Dzisiaj jestem lajtową, wolną duszą w sali, bo nawet wenflonu mi nie zaaplikowali.
Zrobili EKG, podpisałam mnóstwo zgód i dostałam czopek na wieczorną rozrywkę. W sumie lepsze to niż lewatywa 😉
Na oddziale jest pełno studentów. Akurat to lubię - świeża krew, angażują się i dbają, a zawsze jest z kim pożartować 😉 więc póki co pierwszy dzień pobytu na plus. Za mną też rozmowa z profesorem, który będzie jutro mnie operował - przedstawił plan jutrzejszego zabiegu (jednak laparoskopia z histeroskopią) i w sumie na razie tyle - dalsze działania będą uzależnione od wyniku zabiegu.
***
Nie boję się jutra. Mam duszę wojownika, więc ból fizyczny nie jest mi straszny. To chwilowe. Jedynie stresuję się wynikami, boję się, że zadadzą ból psychiczny. Ale jestem dobrej myśli. Dzisiaj piękny, słoneczny dzień (traktuje go jak dobrą wróżbę ☺️), idzie wiosna, niedługo przyroda będzie budziła się do życia i wierzę, że niedługo i we mnie będzie rosło nowe życie 🍀.
***
Ostatnie dni dominowała obawa o wyniki zabiegu. Chwilami paraliżowała. Nie pozwalała zasnąć. Próbowała wycisnąć łzy z oczu. Mąż odegnał ją prostymi słowami - "Jeśli wyniki wyjdą złe to szybciej podejdziemy do in vitro.". Nawet nie byłam świadoma, że to właśnie tego bałam się najbardziej. Jego reakcji w sytuacji, gdy nie będę w stanie dać mu naturalnie dziecka. Chociaż jesteśmy zgranym zespołem to jednak gdzieś podświadomie te obawy były. Ale będzie dobrze 🌺. Musi być 🌺.

10 lutego 2023, 06:47

10 II 2023.
14 cs 8 dc.
Ok. 1,5 godziny do zabiegu.

"Czemu Ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś, a więc musisz minąć, miniesz, a więc to jest piękne".
Obudziłam się chwilę po 5 rano. Próbowałam zasnąć ale przewracałam się z boku na bok. Po paru minutach usłyszałam płacz Maluszka z piętra wyżej (chyba ogłaszał światu swoje przyjście 🥺). Potraktowałam to jako dobry znak. Zaczęłam wizualizować sobie swoją Lili, Nele albo Kubusia. Musi być dobrze 🍀.
Czekam na swoją sexi piżamkę zabiegową, odezwę się później ☺️

Aktualizacja - 10 godzin PO zabiegu.
Ogólnie czuję się dobrze chociaż dopiero teraz mogę w miare normalnie funkcjonować. Wcześniej wymioty po narkozie zmiotły mnie z planszy 🥺. Ale po kolei..
Rano po przebraniu się w sexi koszulkę, dostałam głupiego jasia i mialam grzecznie czekać w łóżku na swoją kolej. Po ok. 20 min podjechała położna taxi (wózek) i zawiozła mnie do miejsca przeznaczenia. Szczerze to byłam tak otumaniona tym lekiem, że było mi wszystko jedno. Na sali operacyjnej pomogli mi usiąść na specjalny fotel (trochę jak łóżko ginekologiczne), poprzypinali i dostałam maskę na twarz. Kilka głębokich wdechów i.. obudziłam się już na swojej wcześniejszej sali. Skalę bólu mogłam ocenić 5/10. Więc bez tragedii. A później przyszły wymioty i zmiotło mnie z planszy aż do teraz. Ale ból jest 3/10 także coś za coś 😉 i plamię. Ale coraz mniej ☺️ mojego profesora nie udało mi się złapać, nie widziałam się z nim ale od jutrzejszego ranka zaginam parol na niego i niech szybko mówi mi co tam odkrył 🧐☺️

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 lutego 2023, 19:09

2 marca 2023, 21:14

2 III 2023
14 cs.

Wcześniej pisałam, że po laparo będę informowała o wszystkim na bieżąco tak abyś w podobnej sytuacji wiedziała co może Cię czekać i abyś tu znalazła siłę i spokój. Ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Zabrakło siły i spokoju, które mogłabym przekazać dalej. Leżałam na psychicznych deskach i nie miałam siły wstać. Nie chciałam oszukiwać nikogo, a przede wszystkim siebie.
***
Fizycznie szybko doszłam do siebie. Już ok 2 godziny po laparo chodziłam sama do toalety, a dzień później nie potrzebowałam już tabletek przeciwbólowych. Po tygodniu zdjęli szwy więc "ciągnięcie" przestało rozpraszać myśli. 2 tygodnie po byłam na wizycie kontrolnej. Gino stwierdził, że wszystko ładnie się goi i niedawno była owulacja. Późnij przyszły konkrety. Nie lubię głaskania po głowie, mydlenia oczu nierealnymi szansami i ściągania w czasie. Dzielnie słuchałam o jednym drożnym jajowodzie, jajniku w nietypowym położeniu i ogniskach endometriozy. Byłam naprawdę dzielna. Nawet gdy profesor podsumował moje szanse na naturalną ciąże jako "cuda się zdarzają" nie dałam po sobie poznać, że z każdym zdaniem zabija cząstkę mnie. Dla niego to pewnie była kolejna sytuacja w karierze - dla mnie osobisty dramat. Przepłakałam Mężowi pół drogi. Drugie pół ze zmęczenia przespałam. Zacięłam się w sobie - nie chciałam rozmawiać. Tak chyba wygląda załamanie. Powala na kolana i nie pozwala oddychać. Myśli kłębią się w głowie, poczucie niesprawiedliwości miesza się z bólem, strachem i złością. Zamraża ciało w czasie gdy w duszy ogień pali wszystko...
***
Po powrocie do domu opowiedziałam Mężowi przebieg wizyty. Mówił, że na wszystko jest metoda. On próbował mnie pocieszać, a ja w myślach przepraszałam Go za to, że nie będę w stanie dać mu dziecka. Decyzję miałam podjętą już w trakcie powrotu. Powiedziałam Mężowi, że jeśli nie będę w stanie dać mu dziecka zgadzam się na rozwód - nie będę robiła problemów, jesteśmy młodzi i będzie mógł ułożyć sobie życie na nowo. Poważnie, byłam gotowa opuścić człowieka z miłości. Nie jestem egoistką. Pragnę by w życiu miał wszystko o czym marzy, a wiem jak bardzo chce zostać ojcem. Była kłótnia, nerwy i trzaśnięcie drzwiami. Została ze mną tylko cisza..
***
Mąż wrócił z winem. Wzrost alkoholu we krwi wycisnął ze mnie łzy. Rozmawialiśmy długo. Bardzo długo. Ułożyliśmy plan działania. Jeśli sytuacja nie zmieni się w najbliższych miesiącach - jesienią podejdziemy do in vitro. Będziemy próbować do skutku. Kwestie finansowe schodzą na drugi plan. Ile byłabyś w stanie zapłacić gdyby porwano Twoje dziecko? Na ile wyceniłabyś je i kiedy stwierdziłabyś, że to jednak przerasta Twoje finansowe możliwości? No właśnie. Dla Nas jest bezcenne.

8 marca 2023, 08:19

8 III 2023

14 cs 14 dpo

Zrobiłam test. Nie dał żadnych złudzeń. Nawet przez chwilę przed oczami nie zamigotał cień cienia chociażby jako iluzja.
Z resztą od początku starań nigdy tego nie doświadczyłam. Ciągle biel, biel, biel. 14 raz z rzędu.
Nie wiem czy to hartuje czy po prostu człowiek przestaje wierzyć. Przyjmuje to jak oczywistość.
Oczywiście nie składam rękawicy, nie rezygnuję z walki o największe marzenie.
Kolejna owulka będzie z tej niedrożnej strony także bardziej skupimy się na badaniach - ja zrobię amh, Mąż badanie nasienia.
Mam zamiar zapisać się również do innego gina na konsultacje - porozmawiać jaki ma plan i ile % szans daje na naturalne zapłodnienie. Postanowiłam sobie, że zdobędę 3 takie opinie najlepszych specjalistów w okolicy. Tonący brzytwy się chwyta?
***
Ten cykl był inny. Czułam to. Poważnie. Głowa nie wkręciła, to organizm dał objawy. Nitki krwi w śluzie 10 dpo, później w nocy jednorazowe, różowe plamienie. Ból piersi, który był aż nieprzyjemny, "wewnętrzny". Nie chcę mówić tego na głos ale może to Kropek próbował zostać ze mną na dłużej..?
Teraz nie czuję nic.

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 marca 2023, 08:19

11 marca 2023, 17:21

11 III 2023
15 cs, 4dc.

Poprzedni cykl jednak przeorał mnie psychicznie. Te plamienie zostawiło we mnie pewną rysę. Coś na wzór "pajączka" na szybie w samochodzie, gdy uderzy w nią kamień. Niby nadal jadę ale ciągle modlę się aby nie pękło dalej, nie rozleciało się w drobny mak. Wydawało mi się, że podchodzę do tego racjonalnie, że różowe plamienia 10 dpo zdarzają się bez powodu. Ale w głowie już zaczynał tworzyć się scenariusz chociaż nie przyznawałam się do tego nawet przed sobą samą. Czuję się jakby ktoś dał mi potrzymać wymarzony prezent, a później jednak rozmyślił się i go zabrał. I nie wiadomo czy jeszcze kiedykolwiek go dostanę. To właśnie poprzedni cykl uświadomił mi jak bardzo pragnę zostać Mamą.
***
Ten cykl spisuję na straty. Mąż w połowie marca wyjeżdża na poligon, który akurat wypada w dni płodne. Dobre w tym, że akurat z tej niedrożnej strony, więc poczucie straty mniejsze. Ale to już 2/6 szans, które kończą się niepowodzeniem. Odczekam jeszcze 4 miesiące i ruszamy do kliniki. Postanowiliśmy z Mężem, że jesienią podejdziemy do procedury in vitro. Później Mąż zaczyna kurs oficerski, ja w przypadku niepowodzenia zacznę kolejne studia. Karierowicze.
***
Spisałam sobie plan na kolejne miesiące, bo nienawidzę stać w miejscu.
+ Marzec (niedrożna strona) - badanie AMH i panel tarczycowy.
+ Kwiecień (drożna strona) - badanie nasienia, konsultacja z II ginem + stymulacja
+ Maj (niedrożna strona) - stymulacja + badanie proga
+ Czerwiec (drożna strona) - konsultacja z III ginem + stymulacja
+ Lipiec (niedrożna strona) - odpoczynek
+ Sierpień (drożna strona) - wizyta w klinice pod in vitro, początek badań pod ivf
+ Wrzesień (niedrożna strona) - rozpoczęcie procedury.

29 marca 2023, 16:44

29 III 2023

15 cs, 3 dpo

Życie jest nieprzewidywalne. Możemy planować, wmawiać sobie, że mamy wszystko pod kontrolą ale to jedna wielka niewiadoma.
Chociaż ostatnio zaskakuje mnie pozytywnie.
W ostatnim wpisie spisałam obecny cykl na straty, a w dniu dzisiejszym odliczam czas do testowania. Mąż zrobił mi niespodziankę i wrócił na niedziele do domu. Zadowolony z siebie rzucił na powitanie, że "przyjechał zrobić syna". Skubany, oby się udało, bo przyjechał idealnie w owu 🍀. I to w sumie jedyny dzień, który daje Nam szanse. Nie nastawiam się na nic, co ma być to będzie 🍀.
***
Niedawno ujrzałam dwie kreski na teście - niestety covidowym. 😅 Także gdzieś między spaniem, a walką o życie mignął mi post na Facebooku odnośnie rozpoczęcia dofinansowania do in vitro w moim województwie. Uznałam to za dobry znak, naradziłam się z Mężem, nastawiłam budzik i punkt 8 zadzwoniłam i zgłosiłam Nas do programu. Wyniki mają być za 2-3 tygodnie także po świętach 😊 Akurat amh, panel tarczycowy i kwietniowe testowanie będę miała za sobą 😊
Co czuję?
Chyba ekscytacje. Nadzieje. Ciekawość. Strach.
Może to jest właśnie Nasza droga do macierzyństwa? 🍀🤞🏻

12 kwietnia 2023, 22:00

12 IV 2023
15 cs 16 dpo

Czuję wiosnę. 🌼 Widzę jak wszystko budzi się do życia, a to zawsze nastraja mnie pozytywnie. Ładuję akumulatory łapiąc pierwsze promienie słońca, rozrysowuję plan zasiania kwiatów, jeżdżę crossem, zaglądam w rozwijające się tulipany, spaceruję z psem, nie myślę. A przynajmniej staram się. Chociaż to nawet zabawne, bo podświadomie wiem dokładnie w którym dniu cyklu jestem i od jakiego czasu spóźnia mi się okres. Dokładnie 3 dni. Nie czuję nic. Nie bolą mnie piersi, nie boli okresowo podbrzusze. Nie nakręcam się, nie analizuję, studzę emocje. Nie wiem już czy to zniechęcenie czy po prostu doświadczenie weterana starań nie pozwala ponieść się emocjom. Chociaż pod tą powłoką zaczyna tlić się zdenerwowanie - w ciągu najbliższego tygodnia powinnam dostać informacje odnośnie dofinansowania do in vitro.
***
Mąż przed świętami miał urodziny. Przed zmuchnięciem świeczek tradycyjnie kazaliśmy pomyśleć Mu życzenie - wtedy spojrzał mi prosto w oczy. Czas zatrzymał się na moment, świat wstrzymał oddech, a ja zrozumiałam. Dokładnie wiedziałam o czym myślał, jakie było jego życzenie chociaż nie powiedział mi ani słowa, ja później też nie pytałam. Nie musiałam. Od kilkunastu miesięcy mamy te same najskrytsze marzenie.
***
Święta minęły spokojnie - rodzinnie. Żadne z życzeń nie zabolało - temat Naszego przyszłego dziecka nie był podejmowany. To dało komfort psychiczny. Pozwoliło odpocząć. Po Naszym podwórku chodzi bocian. Wydaję mi się, że z każdym dniem jest coraz bliżej Naszych okien, widzę jak łypię na mnie okiem, wcale nie boi się. Robię mu zdjęcia z ukrycia i wysyłam przyjaciołom - każdy żartuje, że na pewno coś Nam przyniesie - widzę ile osób tak naprawdę Nam kibicuje 🥰.
***
Moja droga do macierzyństwa trwa 15 miesięcy. Czy jest długa? Zależy od punktu siedzenia. Ja ją odczuwam. Za mną 15 zakrętów. Ile jeszcze przede mną? Trzy? Pięć? Osiem? Piętnaście? A może to właśnie już ostatni? Każdy odcinek między jednym zakrętem, a drugim przetrwałam. Niektóre z nich pokonywałam w deszczu, część w pięknym słońcu. Pewne etapy tej drogi pokonywałam biegiem niesiona przez wiatr jednak częściej czołgałam się z pełnym plecakiem zdzierając sobie kolana po każdym upadku. Mimo to nadal idę. Do przodu. Krok za krokiem. Nie mogę się poddać, zrezygnować i zawrócić, bo co jeśli to właśnie za tym ostatnim zakrętem czeka na mnie moje dziecko?

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 kwietnia 2023, 22:43

1 2 3