kocham luteinę zakończyła mój dłuuugi bezowulacyjny cykl pierwszy raz ją brałam, dostałam dopochwową i nie narzekam, tylko mąż bał się mnie tknąć
gin przepisała mi też metformax, zobaczymy czy owulacja się pojawi i czy coś z tego będzie. lekarz mi niby nie mówił nic o diecie, ale nie jem słodyczy, cukru już też praktycznie nie używam, planuję kupić sobie zamiast niego ksylitol albo stewię. patrzę też trochę na indeks glikemiczny produktów, marchewki gotowanej już nie jem dojrzałych bananów już też nie
no i muszę się w końcu zapisać na fitness... no i próbuję wcisnąć męża do firmy, w której pracuję, zobaczymy czy coś się uda dla niego znaleźć.
z innych fajnych spraw to mojego męża przyjęli wczoraj na okres próbny w firmie, w której pracuję, na razie małe pieniądze no ale jak się sprawdzi to będą większe. Strasznie się cieszę... może wszystko się jakoś w końcu ułoży.
i jak wstaję rano to tak mi głośno burczy w brzuchu, że czegoś takiego jeszcze nie miałam..
porażka... człowiek się zmusza do jedzenia bo organizm się domaga a się nie ma na to ochoty...
i od wczoraj to ciągle głodna jestem...
czytałam, że niektóre dziewczyny na metformaxie miały zero ochoty na słodycze i węglowodany, ja mam na odwrót... mogłabym jeść naokrągło ziemniaki i chleb... tęsknię za nimi.... normalnie chodzą za mną... za to odrzuca mnie już od jogurtów, serków wiejskich itp....
już sama nie wiem co ja mam jeść... w ogóle to prawie na nic nie mam ochoty, za to ciągnie mnie na kwaśne... w środę jadłam biały barszczyk na zakwasie z kapusty... dawno mi nic tak nie smakowało.... rozpływałam się nad jedzeniem...
gin mówiła, że CLO się bierze do 6 cykli i że ona to by jeszcze w sumie poczekała, bo według niej problem z zajściem jest w mojej głowie, no ale stwierdziła, że w związku z tym, że PIS chce zablokować dofinansowanie procedury in-vitro i może jakieś leki też, to może lepiej nie czekać i już niedługo powinna mnie wysłać gdzieś dalej, do jakiejś kliniki w Wawie. od przyszłego cyklu mam do niej chodzić na wizytę co dwa dni i będzie mnie obserwować.
także przyszły cykl na CLO i metformaxie, zobaczymy czy coś zaskoczy.
jestem jak już sie domyślacie - załamana.
mój organizm się zmęczył czy jak?? zmęczenie materiału? cholera jasna
umówiłam się na 22ego lutego do innego lekarza, bierze 220 zł za wizytę z USG, mam nadzieję, że jest wart swojej ceny, zobaczymy co mi powie..
ALE - dostanę tą darmową wizytę i zniżkę na AMH w Invictie... i teraz pytanie: czy to nie jest aby trochę bez sensu? tzn. na stronie internetowej INVICTY jest napisane, że na pierwszą wizytę powinno się wziąć badanie AMH, którego ja nie mam... a zniżkę na badanie dostanę dopiero na pierwszej wizycie.. gdzie tu logika? poza tym, nie miałam jeszcze robionego HSG...
1) lepiej zrobić badanie AMH na własną rękę i wziąć je ze sobą?
2) odwołać wizytę 22ego lutego i w to miejsce zrobić sobie np. AMH + coś jeszcze i jechać do do Wawy do INVICTY?
3) pójść 22ego na wizytę, zobaczyć co powie ten nowy gin, w marcu zrobić HSG a wizytę w INVICTA zaklepać sobie ale na jakiś późniejszy termin, typu marzec / kwiecień? nie wiem czy jest sens jechać do INVICTY bez HSG... i co z tym AMH...
4) tabletki anty odstawiłam w kwietniu 2015, gdzieś od lipca/sierpnia chodzę na monitoringi do ginekologa, mamy obecnie luty, dwa ostatnie cykle pod kontrolą lekarza były bezowulacyjne. nowy, który zacznie się pewnie gdzieś w weekend, będzie pierwszym zarówno na CLO jak i metformaxie plus duphaston i estrogen. mój mąź twierdzi, że przesadzam, że przecież wcale się aż tak strasznie długo nie staramy i żeby może jeszcze poczekać i na razie nie jeździć po żadnych klinikach niepłodności... dostałam ostatnio od gin receptę CLO na kolejne dwa cykle, tzn. na 4 i 5 na nim. myślę, czy nie lepiej wziąć może coś innego? te letrozole itp? może inne leki przepisałby mi ten drugi gin? przesadzam? co myślicie? doradźcie coś...
nie umiem już racjonalnie myśleć, myślę tylko o ciąży i o tym, żeby była jak najszybciej...
a tak w ogóle to na wizytę w INVICTA można się chyba też zapisać na NFZ??? bo coś tak czytałam na stronie, tylko pewnie kolejki są długie?
i oczywiście teraz myślę, że ja tak pewnie mam skoro przez kilka miesięcy w zeszłym roku miałam co miesiąc owu a teraz już drugi miesiąc pod rząd nic. Boję się, że mi się już jajeczka skończyły... do tego jeszcze te bardzo skąpe miesiączki.... jestem załamana..
stwierdziłam, że jak ma się coś do kogoś przyczepić to na pewnie do mnie, w końcu najpierw wyszła mi niedoczynność tarczycy, potem PCOS, w między czasie zrobiłam sobie cukier na czczo i wyszedł ok, cieszyłam się, że chociaż jedna rzecz mi dobrze wyszła, no ale oczywiście powtórzyłam badanie cukru i insuliny z obciążeniem w grudniu i wyszedł wysoki cukier i insulinoodporność. czekam aż znowu życie rzuci mi kłody pod nogi... brakuje mi do zestawu tylko niskiego AMH, wtedy już będzie komplet. zobaczymy jak będę stała z kasą pod koniec miesiąca, jak będzie coś jeszcze na koncie to zrobię to badanie (koszt kolo 200 zł) a jak nie to w przyszłym miesiącu, wolałabym jak najszybciej no ale na same wyniki czeka się chyba ze dwa tygodnie.
mam przed sobą kolejny cykl, dziś 4 dc, czeka mnie monitoring u dwóch ginekologów, jak znowu nic mi nie urośnie to się załamię...
i nie mogę o tym wszystkim powiedzieć mężowi bo jak mu powiem to mu się tak zmieni humor że koniec końców będzie tak, że jeszcze będę musiała jego pocieszać... bez sensu
2) zapisałam się na fitness i mam w planach chodzić na zajęcia regularnie, minimum raz w tygodniu, najlepiej dwa. dziś idę drugi raz po zeszłotygodniowych zakwasach.
3) i tu nowość - staram się zmienić swoje nastawienie, może to i racja, że jak ktoś myśli tylko negatywnie to tylko negatywne i złe rzeczy im się przytrafiają.
czytam aktualnie książkę o potędze podświadomości i postaram się zmienić, myśleć "będę w ciąży", "nie będę już miała wysokiej insuliny", "będę mieć owulacje". zaczynam od dzisiaj, na razie podchodzę do tego z lekką niewiarą bo ja z ludzi małej wiary jestem no ale POSTARAM SIĘ
jakoś ciężkie wydaje mi się wmawianie sobie, że jest coś dobrze a gdzieś tam głębiej myśleć inaczej, jakbym okłamywała sama siebie, dziwne.
nigdy nie byłam pewna siebie, zawsze trzymałam się z boku, na jakichkolwiek przedstawieniach, referatach czy w szkole czy potem jeszcze na studiach rumieniłam się a czasem z tego wstydu, braku odwagi moja twarz wręcz "płonęła" czerwienią.
w sumie do tej pory nie mogę uwierzyć, że mam takiego przystojnego męża, naprawdę uważam, że niezłe z niego ciacho, nawet bym nie pomyślała, że mogę być z kimś takim.
pracę też mam dobrą, nie mam na co narzekać a mimo to wciąż jestem negatywnie nastawiona, dobijają mnie te moje dolegliwości zdrowotne i brak ciąże. muszę popróbować tej autosugestii.
a ja nawet nie mam 30 lat i nie mogę...
od przyszłego miesiąca przechodzę na lamettę, gin mówił, że mam przyjść w 9 dc i jak jeszcze pęcherzyki będą za małe to przepisze mi gonadotropiny na deser no i kazał zrobić HSG, da mi skierowanie na nie za miesiąc.
do swojej obecnej gin w końcu nie poszłam bo po co... żeby mi powiedziała to samo? że brak pęcherzyka dominującego? bez sensu
ale ten nowy lekarz dziwny... poważny, zero uśmiechu, zero pocieszenia, nic... jak z kamienia.
jak to jest możliwe, że od ostawienia tabletek anty od kwietnia do listopada prawdopodobnie miałam owulację bo na to wskazywały testy owulacyjne, miesiączek nie musiałam wywoływać a teraz trzeci cykl pod rząd nic??? lekarz powiedział, że to normalne, że raz owulacja jest a kiedy indziej nie ma. tylko, że ja leki na owulacje zaczęłam brać od sierpnia, więc wcześniejsze cykle były bez leków a owu była..
a teraz tyle tego wszystkiego łykam (euthyrox, metformax, estrogen, inofem), dietę trzymam i jest gorzej niż wcześniej...
chciałam, żeby dała mi jeszcze skierowanie na badanie prolaktyny z obciążeniem ale powiedziała, że mi nie da, że nie widzi potrzeby i że mam zwolnić, przestać myśleć o ciąży, że widzi, że jestem zbyt mocno zdeterminowana i że może powinnam zająć się czymś innym, odpuścić na razie i że zna bardzo dużo przypadków, że ludzi odpuszczają, nawet przestają brać leki a za jakiś czas wracają w ciąży...
ale ja nie umiem... ustaliłam sobie kiedyś, że zajdę do 30stki a 30stka już w lipcu, opcja z urodzeniem dziecka przed 30stką też już mi nie wyszła...
bynajmniej za tydzień mam zabieg HSG, w związku z tym cykl odpuszczony, wkurzona jestem.
dostałam ze szpitala cały zestaw badań krwi do zrobienia, poszłam z nimi do przychodni, żeby mi je tam zrobili to się oburzyli i nie dali mi skierowania na te badania... wydrukowali tlyko pismo, że jeśli planowany zabieg jest w szpitalu to szpital robi badania, oddzwoniłam do szpitala i im mówię, że w przychodni nie chcą mi tych badań zrobić a Pani z izby przyjęć: "no wie Pani, nikt Pani nie karze robić tych badań prywatnie, więc trudno, przyjedzie Pani dzień wcześniej na spotkanie z anestezjologiem i spędzi Pani w szpitalu pół dnia bo zrobimy Pani badania na miejscu i będzie Pani musiała czekać za wynikami." zajebiście... czyli muszę wziąć DWA dni wolnego ! zwolnienia nie chce brać bo nie chce dawać zwolnienia ze szpitala, żeby plotów nie było...
Metformax- początki są trudne ale jest skuteczny :)