Czytam i czytam o suplementacji przy niskiej morfologii i ogólnie przy tych wynikach. Z jednej strony tona witamin, z drugiej coraz bardziej przekonuje się do witamin naturalnych, tj. m. in. orzechów brazylijskich. Sama nie wiem. Chyba poczekamy do poniedziałku na to co powie lekarz.
2 wizyty u andrologów. Pierwszy namawiał na operacje, drugi odradza. Sprawa okazała się być bardziej złożona niż myślelismy. Parametry M są takie, że drugi lekarz zaproponował leczenie farmakologiczne przez 3 miesiące. Jeżeli wyniki się poprawią albo bierze leki dalej i staramy się naturalnie albo podchodzimy do iui. Jeżeli sytuacja się nie polepszy lekarz zasugerował operację. Jeżeli i to nie przyniesie rezultatów iui albo ifv. W przypadku gorszych wyników jedynie ivf.
Wierzyć... nie wierzyć? Umówmy się. Jestem załamana. Ale udaje twardzielke. Jak zawsze. Mąż załamany. Totalnie. W takim stanie jeszcze go nie widziałam, ale chociaż dzielnie przyjmuje leki. Próbuje go wspierać, naprawde sie staram. Tylko cholera. O mnie nie myśli tu nikt. Bo to on, jego problem, jego uczucia. A mnie się jednak wydaje, że nasze. Sytuację znają moi rodzice i małżeństwo z którym się przyjaźnimy. Tato przeszedł sam siebie, naprawde bardzo wszystko przeżywa i ogromnie wspiera. Jak nie on. Mama się martwi.
Ale ja sobie z tym tak cholernie nie radze... Płacze po kątach, bardzo dużo czytam, zasięgam opinii. Boje się, że to wszystko nie wystarczy, że nasze marzenie o trójce dzieci odpłynęło. Że musimy podjąć walkę o chociaż jedno maleństwo.
Czuje sie samotna. Każde z nas przeżywa to na swój sposób. Mąż nie chce o tym rozmawiać Ba. Mąż nie chce sie kochać, bo czuje sie nieatrakcyjny przez swój problem. Nie chce mnie dotknąć. A twierdzi, że to moja wina, bo gdybym naprawde chciała to jakoś bym go zachęciła. Ja potrzebuje rozmawiać, potrzebuje mieć plan. Potrzebuje czuć, że jesteśmy w tym razem, a nie jest on no i ja, ale ja jestem w sumie nieistotna.
A do tego wszystkiego z dużym prawdopodobieństwem od czerwca będe bez pracy. Fakt jest faktem - nie chce tam pracować, ale wolałabym po prostu zmienić prace, a nie iść na bezrobocie i czegoś szukać. Z głodu nie umrzemy, ale ja nie potrafie nie pracować.
Jedna wielka nerwówka z którą nie potrafie sobie poradzić.
Dziękuje za wsparcie i za te z ovu i te spoza niego;*
następny wpis będzie pozytywniejszy. obiecuje.
Kwestie zawodowe zaliczają malutki plus i mam wielką nadzieje, że sprawa nabierze rozpędu:)
Rozmawiałam z M i jest lepiej. To niesamowite, ale wygląda na to, że wreszcie coś do niego dotarło. Widział jak sie rozpadłam i wziął sie w garść. Wreszcie problemy mamy MY, a nie on i MY sobie z nimi poradzimy. Wspaniale teraz musi być lepiej.
Tymczasem jutro sądny dzień. Mam powtórne USG nerki. Bardzo sie boje. Przeraża mnie myśl, że guz urósł, że będe musiała się leczyć albo go wyciąć. Oby nie. Może on po prostu tam jest i tyle? Przez telefon lekarz powiedział mi, że tak właśnie jest.
Trzymajcie kciuki.
U nas wzloty i upadki. A raczej upadki niżeli wzloty. Jest dziwnie. W zeszły weekend byłam sama u rodziców. Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy i zupełnie się rozkleiłam. Powiedziałam im co mi leży na wątrobie, że z M. jest jak jest. Bardzo mi pomogli. Naprawde byli w szoku, ale teraz jest mi łatwiej.
Poza tym co. Długi weekend. Wczoraj byliśmy we czwórke w Kazimierzu, odpoczęłam. Do niedzieli jesteśmy u rodziców. Działking, leżing, piwing
A w przyszłą niedziele da da daaaam. Lecimy na Krete. Nie moge sie doczekać!
Trzeba myśleć pozytywnie, bo oszaleje.
U nas katastrofa. Mąż (chyba) zepsuł laptopa. Jasne, zupełnie nie mamy co zrobić z kasą i kupimy nowego. Bo i czemu nie.
M. doprowadza mnie do szału, zachowuje się jak baba z menopauzą. Raz kochany raz okropny. Shit! Ale odstresowuje się na zakupach. Także nie jest źle;)
Jestem totalnie nakręcona wakacjami. Nie mogę się doczekać, musze naładować się pozytywną energią. Będzie bosko!
Niestety pojawiły się już problemy dnia codziennego. A to zepsuł się laptop, a to na coś najechałam i lada chwila pęknie mi opona. Wszystko sprowadza się do pieniędzy. Co za świat.
Mam dołka. Powodów jest kilka. Przede wszystkim cóż. Jakoś zaczynam czuć pod skórą, że naturalnie to my w ciąże nie zajdziemy. Boje sie. Panicznie obawiam sie badań, fortuny wydanej na lekarzy, leki, zabiegi. Wiem. Nie powinnam panikować, bo za 2 miesiące poznamy wyniki i wszystko będzie jasne. Ale że będe mieć okres to naszło mnie na melancholie.
W niedziele zmarł ktoś bardzo bliski mojej rodzinie. Ktoś z branży, powiedziałabym, że przyjaciel mojego taty. Zmarł przedwcześnie, był po pięćdziesiątce, zostawił żonę i dwoje dzieci. Córka. Pamiętam jaki był z niej dumny, bo osiągnęła w życiu tak dużo w tak młodym wieku... Jak chodził do pierwszej w Łodzi szkoły rodzenia i był przy porodzie syna. Jak opowiadał o żonie. Boże. Wciąż był w niej taki zakochany.
Pamiętam jak pół nocy opowiadał o pracy, radził, żeby nie bać sie wierzyć w siebie i swoje marzenia. Jak mnie przytulał kiedy nie widzieliśmy się wiele miesięcy.
Niedawno zapytałam o Niego tate. Powiedział, że Sławek choruje, prawdopodobnie umiera. Odciął się od świata, poświęcił się rodzinie. Odwiedził córkę, pożegnał się z nią... A ja nie wierzyłam, że to może być koniec. nie On.
Był cudownym człowiekiem. Najgrzeczniejszym mężczyzną jakiego do tej pory poznałam.
Sławku byłeś jednym z najlepszych. Piszą o tym nawet po Twojej śmierci.
Tato jest podłamany. Nie pamiętam kiedy widziałam go w podobnym stanie.
Życie jest nic nie warte. Jednego dnia jesteś, drugiego dnia po prostu znikasz...
Ale coś z pozytywów. Wczoraj się zwolniłam. Pracuje do końca miesiąca. A od około połowy lipca zaczynam w nowym miejscu. Bardzo się boje, ale będe mieć lepsze warunki i przed wszystkim umowe o prace, a nie zlecenie przedłużane z miesiąca na miesiąc. Oczywiście mój szef nie potrafił tego zrozumieć.
To chyba tyle. Nie mam siły na głębokie przemyślenia.
Widocznie żołnierze mojego męża faktycznie nie są w najlepszej formie.
We wtorek widziałam się z koleżanką i powiedziała mi mądrą rzecz. Nie moge podchodzić do naszych starań tak: próbujemy, ale pewnie i tak sie nie uda. Racja racja. Postaram się o tym totalnie nie myśleć do czasu powtórnych badań M. A ona wie co mówi, bo sami starali się chyba z 1,5 roku. I teraz czekają na syna
Pytanie: czy geny górują nad charakterem ukształtowanym przez życie? Tak bardzo uogólniając, bo nie chce sie wdawać w szczegóły. Chodzi o M. rozmawiałam z mamą i powiedziała to co ja widze od jakiegoś czasu - mąż zaczyna coraz bardziej przypominać swojego ojca. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że chodzi o cechy negatywne. Rozmawialiśmy jeszcze przed ślubem i on wie, że jeśli będzie taki jak swój ojciec ja z nim nie będe. Nie będe w stanie.
Rozmawiałam z nim już wielokrotnie, ale wczoraj chyba już bardzo dosadnie.
Trzeba mu pomóc, bo kocham faceta jak szalona. Mówi, że chce sie zmienić, więc trzeba dać szanse.
Jutro ostatni dzień w pracy. Ale jazda
Niesamowite uczucie budzić się rano i nie musieć wstawać do pracy. Serio, miło. Chociaż na dłuższą mete sie do tego nie nadaje.
U mnie drugi dzień okresu. Czuje sie dość kiepsko. I jestem zła, bo pogoda cudowna, a ja sie nawet za bardzo nie poopalam
Słuchajcie dzięki za pomoc dotyczącą charakteru. Jasna sprawa, będe pracować nad małżem. Biedny jest, nie ma ze mną łatwego życia
Podjęłam męską decyzje. Postanowiłam odezwać się do mojego kuzyna. Za dzieciaka spędzaliśmy razem mnóstwo czasu, później nasze drogi sie rozeszły, nasi rodzice sie pokłócili a to rzutowało na nasze relacje. I tak naprawde relacji brak.
I uwaga, dzisiaj dorosłam do tego, żeby do niego napisać. Chciałabym, żeby przyjechał do nas ze swoją narzeczoną, co myślicie? Sama nie wiem czy to dobry pomysł, ale wywale kawe na ławe i powiem mu, że chce naprawić nasze stosunki. A nóż odzyskam kuzyna w pakiecie z przyszłą żoną
Bezrobocie jest ciężkie. Mam tyle na głowie, że brakuje mi czasu. Tydzień przecieka mi przez palce. Serio! W weekend byliśmy u rodziców, było genialnie. W poniedziałek przywieźliśmy do nas mame. M do pracy, a ja z mamą w miasto. Zakupy, plotki, winko, yenga. Wczoraj pojechała, a my z małżem tego... no
Dzisiaj sprzątam, pieke, spaceruje z piesem. Zrobiliśmy 10 km. Upiekłam pizze, zrobiłam trufle, paluchy serowe w toku, czereśni w miseczce coraz mniej. I winko czeka. A to wszystko dlatego, że odwiedza mnie koleżanka, mianowicie nasza świadkowa. Ma przesłodkiego bobasa, już ponad rocznego, dość niespodziewanego. I potulnie czeka kiedy wreszcie ich córeczka będzie mieć kumpla
Kolejny dzień bez małża. Już mu nawet napisałam, że tęsknie i mam na niego wielką ochote. Oczywiście jego męski móżdżek jakoś nie pomyślał, że wypadałoby sensownie zareagować. Eh. romantyzmu brak. smuteczek.
Byłam w genialnej meksykańskiej knajpie. Z przyjaciółką z dawnych lat. Dawnych, bo dzisiaj przyjaciółką nazwać jej nie potrafię. Jakoś tak relacje nam się rozluźniły. Jej podejście do życia bardzo ewoluuje. Śmieszne jak sytuacja życiowa zmienia człowieka.
A tymczasem wieczór spędzam sama. Skończyłam wczorajsze winko, wezme prysznic i poczytam.
Bezrobocie mimo faktycznie mnóstwa spraw przywołuje bardzo głupie myśle. a fe. czas do pracy.
Potrzebuje wyjść w miasto, potańczyć, pobawić się. Tylko nie mam z kim. Wszystkie moje dziewczyny ciężarne albo zakochane, niepotrzebujące imprez. heloł? Jak to?
Kocham tańczyć, a nie mam z kim. smuteczek po raz drugi.
Zobaczcie jaką piękność zrobiły mi koleżanki. handmade to ich pasja.
jestem zachwycona!
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 lipca 2015, 22:11
jak tam weekend? U nas słabo. Kłóciliśmy sie z mym małżem prawie cały czas. Smutne to okrutnie, bo przez cały tydzień prawie się nie widzieliśmy, ale ale ale ! W nocy wszystko zostało mi wynagrodzone. Genialnie jest nie mierzyć temperatury, nie myśleć czy ma się płodne czy nie tylko szaleć. Przez jakiś czas i tak miałam w głowie: a może tym razem zajde? a nóż sie uda? A teraz nawet nad tym się nie zastanawiam. Dobrze i niedobrze. Z tyłu głowy siedzi raczej myśl o badaniach, które wszystko nam za miesiąc powiedzą.
Tak w ogóle to myśle sobie, że ta sytuacja może była nam potrzebna? Bo nastawialiśmy się na czysty seks prokreacyjny, a teraz jest zabawa nie wiem czy to normalne, ale z wiekiem mam coraz większą ochote na zbliżenia. I ten facet, którego znam już 8 lat coraz bardziej mnie kręci. Czy ze mną jest wszystko w porządku ? Sposób w jaki potrafi na mnie spojrzeć... cholera rozpadam się na milion kawałków.
Tragedia sie stała, małż mój jedyny ma mnie dość. Tzn mojego pociągu do niego. Powiedział mi wczoraj, że nie daje już rady i że co to się stało. haha. słodziak co
Byliśmy w kinie (Minionki. na których było stadko śmiejących się dzieci), kupiłam baleriny do nowej pracy, zrobiłam sama (sic!) hybryde. Taki dzisiaj dzień. I zero seksu! Ale jest wytłumaczenie, mianowicie mam kontuzje. Spotkaliśmy się wczoraj z (?) przyjaciółmi i naszymi zakochanymi w sobie psami. I niestety ich suczka uszkodziła mi kolano. Aktualnie kuśtykam jak emerytka. Ale to nic, posmaruje nóżke i ogień, a co tam mam sie szczypać
O masakra, nie poznaje się ostatnio. Chociaż czytałam kilka artykułów, że kobiecie z wiekiem, chyba do 40tki chce się coraz bardziej, bo jest świadoma swojego ciała i potrzeb. Nie wiem czy to bzdura czy też nie, ale ja się tego trzymam
W przyszłym tygodniu ide na sushi. Nie wiem jeszcze z kim, ale kogoś musze zaciągnąć, za zdrówko jednej z nas. Tej, której pamiętnik jest w kolorze fioletowym. ha. bosko jest !
A w temacie knajp. Wczoraj przyjaciółka-ciężarówka-moja-imienniczka zabrała mnie do bardzo fajnej knajpy w centrum miasta. W życiu nie powiedziałabym, że za 29 zł można zjeść I i II danie. Ok, trafiłyśmy na menu lunchowe, ale mimo wszystko polecam. A w przyszłym tygodniu ja porywam ją do meksykańskiej restauracji. Ależ sie zrobiłam światowa. Phi, kto by pomyślał
Małżowi obiecałam go gdzieś zabrać jak tylko wreszcie pójde do pracy.
Udanego wieczora i nocy !
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 lipca 2015, 21:23
Dzisiaj cierpie na samotność. Małż mój jedyny pracuje, wraca rano. A wczoraj nic! Nic a nic, bo on zmęczony. Straszne to było ;P nawet zapytałam go czy mnie nadal kocha albo czy mu sie jeszcze podobam. wiem wiem, durne pytania. Wiem.
Dzwoniłam dzisiaj do naszej kliniki zapytać czy przypadkiem androlog, do którego chodzimy nie wybiera się na urlop. I oczywiście cholera idzie. po 7 sierpnia na 3 tygodnie, a musimy do niego iść około 17. Dupa. dupa. dupa. A ukochany mój już przebąkuje, że ciekawe jakie będą wyniki. Nieciekawie.
Dzisiaj (podobno) wyglądałam pięknie (tak, tak właśnie usłyszałam i to nie od męża ). Wiecie jakie to miłe jak faceci sie uśmiechają, coś tam mruczą pod nosem? Bo oczywiście nie mówię o gwiżdżącym buractwie. Ależ mi przyjemnie
Witaj praco! Nareszcie! Ok, jestem już zmęczona wstawaniem o 6:00. Serio, to dość nieludzka pora. Kokosów też tu nie zarabiam, ale trzymam się zasady: pracuje dla siebie, nic na siłe. W nowym miejscu pracy jest dziwnie. Tzn. tak. Zacznijmy od tego, że jestem urzędzasem. Ile czasu tam spędzeni nie wiem, ale fajnie zaczepić się w takim miejscu, przynajmniej tak mi się wydaje
Małżowi zaczyna sie sezon, rusza nagrywanie jesiennej ramówki, także bardzo dużo go nie ma. Wyobraźcie sobie, że w tym tygodniu tylko ostatnią noc spędził w domu
Ale jutro spotykamy się u rodziców i spędzamy razem weekend. Mam nadzieje, że tato nie wymyśli mu za dużo pracy i troszke sie razem polenimy
Okres nadchodzi. Tzn tak mi się przynajmniej wydaje, bo nic mnie nie boli, ani cyc, ani brzuch. Mam jedynie wzdęcie i gazy przeogromne. Nie znosze tego.
Byłam dzisiaj z jedynym domownikiem, który ostatnio na mnie czeka na spacerze wzdłuż Wisły. Piękna pogoda, moje biszkoptowe cztery łapy. Jedynie brak męża. Albo przyjaciółki i jej wielkiego brzucha. Swoją dogą odliczam do zostania ciocią absolutnie najpiękniejszej - jak mniemam - księżniczki. Zastanawiam się jak zmieni się nasza przyjaźń. Mam nadzieje, że nadal będe jej potrzebna i będzie czas się spotkać we dwie lub we trzy
A zamówiłam dla królewny taki zestaw:
z jednej strony:
z drugiej tylko w odcieniach różu:
do tego motyl w tym samych kolorach do kocyk:
i słoniątko
Boskie. Na pewno zamówie kilka produktów od tej osoby jak tylko wreszcie będziemy mieć dzidziusia.
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lipca 2015, 20:37
Ciężki weekend. w ogóle depresja.
W piątek pojawił się niespodziewany okres. Załamka mega, ból brzucha. Ale wieczorem tato zrobił mi małą niespodzianke. Wreszcie kupił dla mnie hamak ! a konkretnie dwa. W sobote na jednym leniłam się ja, a na drugim on. W każdym razie piątkowy wieczór spędziłam z rodzicami i przyjaciółmi rodziny. Mąż mój jedyny wrócił z pracy po 23.
W sobote lenistwo. Cudowne, błogie lenistwo. Rodzice poszli na impreze a my wreszcie spędzaliśmy razem wieczór. Byłoby wspaniale gdyby nie pewien telefon. Teść. Jego monolog trwał jakieś 30 minut. Standardowo jak przy każdej wizycie w kraju jego żona kazała mu zadzwonić i wychowywać... Ilość przykrych słów nie zna granic. Kochany mój udaje, że sie nie przejmuje. oczywiście.
W niedziele poprosiłam tate o rozmowe z małżem. Chyba troszke pomogło. Popołudnie było super, odwiedziliśmy naszą świadkową. Ona i narzeczony mają genialną córe, nieplanowaną. Na przyszły rok szykują wesele. Popatrzyłam na nich i rozczuliłam sie w drodze powrotnej do domu. M. tak bardzo cieszył się kiedy bawił się z małą. Kiedy nas to wreszcie spotka...
Rozmawialiśmy co będzie po badaniach, jakie mamy opcje. M. był rozczarowany, że przyszedł @. Powiedział mi, że sam siebie zawodzi. Jest mi cholernie przykro, a przy okazji ostatniego, krótkiego cyklu troche sie też boje czy wszystko ok. Dlatego też 3 sierpnia ide 'na przegląd'
Wracając do opcji. Inseminacja na pewno tak. Jeśli wyniki ulegną poprawie chciałabym spróbować tej metody może nie od razu, ale jeśli nie uda się po kilku cyklach to na pewno tak. Jeśli parametry nie będą lepsze inseminacja od razu tak jak zalecił lekarz. In vitro tak, ale małż nie jest przekonany czy z obcego dawcy wchodziłoby w gre.
Miejmy nadzieje, że nie będzie trzeba rozważać takiej opcji.
To wszystko to moje myśli w pigułce. Chaos. Strach. Co będzie dalej?
Aktorka ze mnie doskonała.
Ale może od początku.
Byłam u mojej pani ginki. Powiedziałam jej, że robimy dzidziusia. Moje cykle są krótkie, zrobiły się dziwnie krótsze niż jeszcze pół roku temu. Stąd nakaz badań. Progesteron i AMH. Ide do kasy, myśle sobie - zapłace raczej niewiele. Jak zobaczyłam magiczną kwote 308 zł aż zapiałam. Za wizyte 87 zł, ale pozostała część to po prostu dramat. Nie musze chyba przypominać, że nie sramy w tej chwili pieniędzmi? Dostałam wypłate za 2 tygodnie, a więc licząc piątkowego dentyste i dzisiejszego gina to wydałam już znaczną jej część. A za plus minus tydzień M. robi badania nasienia i hormony. Chyba zaczne grać w totka.
Brnąć w tą historie dalej. pani G. powiedziała, że po badaniach małża mamy skonsultować się z d. Wolskim, bo nasz androlog jest na urlopie. do tego czasu powinniśmy podjąć decyzje co robimy. Oczywiście chodzi o inseminacje. Ja do tej pory twierdziłam, że oczywiście tak! Ale dzisiaj to wydało mi się tak cholernie realne, że ...
boje sie. Po prostu sie boje. Rozpadłam sie po tej wizycie. Biegłam z metra, żeby sie nie rozpłakać. Pękłam w samochodzie na parkingu.
Dla mnie tego wszystkiego jest już za dużo. Czym sobie na to zasłużyłam? Skąd weźmiemy na to pieniądze?
Kłamałam. Nie boje sie. Jestem przerażona.
W piątek rozpoczynamy walkę. Czy ma to sens nie wiem. Nie chce chodzić do pracy, nie chce wstawać z łóżka. Brzydze się sobą. i płacze. Cały zasrany czas. Chociaż teraz jestem w stanie o tym pisać, więc nastąpiła poprawa.
AMH i progesteron znacznie poniżej oczekiwań. Nie wiem co będzie teraz. Ma konsultacji dowiem sie do dalej. Moja gin proponuje 2 iui, następnie hsg. Tylko pytanie na które szukam odpowiedzi brzmi - czy jest sens podchodzić do iui w ciemno nie wiedząc czy mam drożne jajowody? Na zdrowy rozum nie, więc dlaczego wyszła z takim planem? Idąc dalej. Czy moje wyniki w ogóle kwalifikują mnie do iui czy lepiej byłoby działać jeszcze bardziej agresywnie? I wreszcie jakie M. będzie miał wyniki. To okaże się we wtorek czy środe.
Szczęście jest takie, że na wszystko będą pieniądze. Chcieliśmy pożyczyć od moich rodziców, ale oczywiście nie ma o tym mowy, powiedzieli, że dadzą nam tyle ile będzie trzeba. Przekochani.
Mówiąc im wczoraj miałam wątpliwości czy powinnam. Właściwie mąż zawlókł mnie do nich siłą. Tylko komu mielibyśmy powiedzieć jak nie im? Z drugiej strony czułam, że ich zawodze. Mama pewnie nieświadomie rzuciła kilka takich zdań, które bardzo mnie zabolały. Zaczynając od tego, że ona - gorliwa katoliczka - ja cóż. Nie chodze do kościoła poza świętami, nie wierze w księży. Bóg ok, jest. Nawet z nim rozmawiam od czasu do czasu. W każdym razie powiedziała mi, że to wszystko dlatego, że nie ma we mnie Boga. a gdyby był to wymodliłabym cud. Z całym szacunkiem, ale tutaj cudu raczej nie będzie jeśli nic nie zrobimy. A ona mi jeszcze mówi, że sama za naszą rodzine sie nie wymodli. Bolało.
Wesoło co? Nie mam na nic siły. Dobrze, że mąż przynajmniej przy mnie zachowuje zimną krew. Jest genialnym wsparciem.
Już kilka lat temu mówiłam, że z przyjaciółmi bywa różnie. Dla mnie ta instytucja się nie sprawdza. Jest taki ktoś. Za moment mama. Osoba mi od długiego czasu bardzo bliska. Od czwartku zaś ktoś o kim zmieniłam zdanie. Jestem jak zraniona sarna. Ale porównanie. W każdym razie - była pierwszą, do której zadzwoniłam po odebraniu wyników. Powiedziała, że jest dla mnie, mam przyjechać jak będę potrzebować. Wiecie. Jak to przyjaciółki. W środę mąż wyjechał na 2 dni, więc pisałam jej, że nie chce być sama. Spoko, przyjeżdżaj mówiła. W czwartek napisałam czy to aktualne i o której mam być. Odpisała mi po 5 godzinach, że nie ma czasu, bo malują pokój dla małej. OK myślę sobie. Spotkanie się ze mną na godzinę byłoby aż takie straszne? Wiem. Dziecko. Urządzanie pokoju. Tylko ze ja potrzebowałam po prostu obecności drugiego człowieka nic więcej. Nawet bym im pomalowała ten cholerny pokój. Ah. I od tamtego czasu nie odezwała się do mnie.
Byłam na konsultacji. Mam skierowanie na hsg, ale czy je zrobię zależy ode mnie. Tak powiedział lekarz. W pt powtarzam amh i progresteron. Podchodzimy do iui. Próbujemy maksymalnie 3 razy. Zaczynamy robić badania, na które wydamy fortunę i do dzieła. Przeraża mnie to wszystko. Mam nadzieje, że damy sobie rade i z tej walki wyjdziemy zwycięsko.
Wczoraj byliśmy na badaniach do iui + szczepieniu na żółtaczke. Myślałam, że umre. Naprawde, jestem względnie odporna na pobieranie krwi, ale na zastrzyki niet. Ręka mnie bardzo bardzo boli, nie moge jej nawet podnosić ;/ Ale ok, tłumacze sobie, że dla dzidziusia wszystko.
Wracając do domu wybuchłam wielkim płaczem. Poczułam, że ta wielka machina ruszyła, bo do tej pory tylko teoretyzowaliśmy. Miałam wielkie pretensje do świata, że ja dostaje zastrzyki, mam pobieraną krew, robią mi posiewy, a mężowi co? On ma póki co same przyjemności. I płakałam i płakałam. A on nic nie rozumiał. Oczywiście sie pokłóciliśmy, więc płakałam dalej. Wspaniale. Obiecaliśmy sobie, że siedzimy w tym razem no i co... zaczęły sie schody.
Z cyklu: płacz i zgrzytanie zębów. Mąż mój jedyny zupełnie nic nie rozumie. Nie dociera do niego jak mogę nie mieć ochoty na seks czy inne przyjemności kierowane pod jego adresem. Bo on ma ochotę i koniec! Oczywiście znów uległam i znów płakałam w samotności. Trzeba wziąć się w garść, bo źle to się skończy.
Póki co przechodzę chyba coś jak etap buntu. Jestem zła na cały świat, a jak ktoś pyta a kiedy ciąża? Mam ochotę wysadzić takiego osobnika w kosmos.
Zabrałam dzisiaj mamę na obiad. Była zachwycona nieczęsto udaje nam się gdzieś razem pójść, pomijając zakupy. A że taty nie ma to tym bardziej chciałam spędzić z nią czas. Było ekstra wracając opowiedziałam jej o mojej histerii w samochodzie przy okazji powrotu z novum. Zrozumiała. Eureko! Oznacza to, że nie jest ze mną tak źle.
Plany na weekend. W zasadzie weekend trwa od wczorajszego popołudnia:) mój urząd był dziś zamknięty. Jutro nic nie planujemy, ale w niedziele przyjeżdżają na grilla dawno niewidziani znajomi z dwiema córeczkami. Cud miód i malina. Uwielbiam szczególnie młodszą
Odezwę się najpewniej w poniedziałek po pierwszej konsultacji przygotowawczej do iui. Trzymajcie kciuki.
Hej! Co tam u Ciebie moja droga? Dobrze wszystko?