W tym cyklu mam wszystko gdzieś. Skupiam się na schudnięciu, bo wyglądam jak wieloryb, jak kurwa słonica tłusta. Nienawidzę siebie! Jak ja mogłam się tak zaniedbać. Postanowiłam zmienić wygląd. Nie chodziłam na solarium od dwóch lat bo stwierdziłam że to może wpływać na pęcherzyki/ zarodek. Tak samo z farbowaniem włosów. Nic nie robiłam bo może jest we mnie dzidziuś.. Nie kurwa! Nie ma we mnie dziecka! I nie będzie póki wyglądam jak krowa.
Ciesze się bo już 2kg mniej po woli do celu. Więcej mam chęci do życia na tej diecie. Poszłam dziś z nudów na ogród, troszkę truskaweczki odchwaścić i tym samym siałam zgorszenie wśród sąsiadek, no bo jak to w niedzielę?!
Ale jak w pracy jestem w niedzielę i one na zakupy przyłażą to im nie przeszkadza. W sklepie mogę pracować, a na ogrodzie juz nie. Ach ta wieś..
Ach gdyby tak się udało... Nasze marzenie by się spełniło podwójnie
Jutro wizyta u ginka. Zobaczymy czy są dwa ciałka żółte Modlę się gorąco o ten cud.
Chociaż zbyt dużej nadziei nie mam bo objawów zero- jak zawsze.
No niby jest jeszcze mężuś, ale on ma tyle na głowie- praca, studia, klienci, delegacje. Nie chcę go zadręczać swoimi odczuciami. Ale Was dziewczyny podręczę
No i właśnie dzisiaj- 7 dni po owu- martwi mnie totalny brak objawów. I wiem znów że się nie udało.
Powiecie: w rzadkich przypadkach do zapłodnienia dochodzi 10-12 dni po, albo że niektóre kobiety nie mają objawów, ale ja nie będę tym niezwykłym przypadkiem. Nie, nie
Oj się rozpisałam, chyba pójdę na spacer, a może Misiek da się wyciągnąć na rowery.
Rozmyślałam o tym aby w końcu pójść na studia. Teraz już nas stać. Głupio trochę, że mąż ma wyższe a ja nie. Oderwałabym się od tej roboty której nie lubię i może praca sprawiałaby mi frajdę? hm może, może
Pocieszam się tym, że i tak nie mam chwilowo umowy o pracę (znowu) więc lepiej jak się uda w następnym cyklu
Na taki "luz" mogą sobie pozwolić dziewczyny, które nie mają problemów z owulką. Wiedzą że ona jest i mogą sobie ten czy tamten cykl odpuścić. A ja muszę się cieszyć że w ogóle jest, bo za miesiąc mogę już przestać reagować na tabletki i wychodzi na to że ciągle się martwię.
Tak mi się wydaję, że przez te ciążowe niepowodzenia radość życia ze mnie ucieka, robi się ze mnie ponurak. A przecież taka nie jestem. W towarzystwie koleżanek zawsze byłam tą, która wszyskich rozśmiesza, na zajęciach teatralnych robiłam z siebie błazna i miałam z tego ubaw. Miałam też duży dystans do siebie. A teraz chciałabym aby wszystko było po mojej myśli- tak jak sobie zaplanowałam. A tak nie jest i to mnie frustruje. Skończę jako staruszka z jorkiem z kokardą.
I nikt się mną nie zajmie, bo dzieci a tym samym wnuków mieć nie będę, a mąż też z taką zarazą nie wytrzyma i mnie zostawi
Cieszę się bo profesor był bardzo profesjonalny. A jeszcze większe szczęście mnie ogarnia na myśl, że oba pęcherzyki wyglądają obiecująco- 19mm i 21mm. Myślę, że jutro owulacja będzie więc akurat zdążyliśmy. (Tylko nasienie męża słabsze niż sądziliśmy,ale ogólnie nie jest złe).
Czy stanie się cud? A może dwa???
Okazało się że pęcherzyk 21mm ma już 23mm i nie pękł czyli torbiel. No ale jest jedno ciałko żółte (po lewej) więc i tak się cieszę. Jutro zbadam progesteron.
Do tego znów nie jestem w ciąży. Cholera no
Na poprawę humorku dziś grill i winko będzie. Ach jak zazdroszczę tym co teraz urlopy nad morzem czy jeziorem spędzają- taka pogoda. My dopiero w sierpniu.
też nie jestem miss polonia, mam sporą nadwagę ale grubsze zachodzą w ciąże i rodzą zdrowe dzieci, więc głowa do góry :)
Masz racje z tym czuciem. Ja w cyklu w którym zaszłam tez czułam ze jestem w ciazy :)