X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Matylda?
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5

19 stycznia 2015, 10:57

Dzisiaj Blue Monday, czyli wprowadzone przez Cliffa Arnalla określenie najbardziej depresyjnego dnia w roku. Datę najgorszego dnia w roku naukowiec ustalił za pomocą wzoru matematycznego, uwzględniając czynniki meteorologiczne i psychologiczne.

Całkiem nieudany dzień od rana...

Wczorajszy entuzjazm wywołany objawami zbliżającej się owulacji zdechł. Robiłam wczoraj jeszcze kika razy w ciągu dnia testy owulacyjne i negatywne. Dzisiaj też :/
Skoku w zasadzie nie ma... Coś tam się temperatura dźwignęła, ale symbolicznie, więc mało mnie to przekonuje. Rozsądek i moje wrodzone "naukowe" podejście do rzeczywistości mówi mi, że nie ma co za wcześnie wyciągać wniosków. Ale przeczucie podpowiada, ze nie ma już chyba za bardzo na co czekaż... No nic. Świat się nie kończy. Ale trochę smutno.
W zasadzie się nie martwię nawet, że mi ten cykl koło nosa śmiga i wszystko wskazuje na to, że owulacji nie było i pewnie już nie będzie. Martwię się, że coś mi się w tym całym moim ustroju pomyrdało...

W pracy awantura. Mam mocno napięte relacje z jednym z kolegów. Kolega jest psychicznie niestabilny a przy tym przejawia skrajnie aspołeczne zachowania. Tak się nieszczęśliwie poskładało, że przez chiwlę miał romans z moją bliską koleżanką. Ale koleżance po jakimś czasie klapki z oczu opadły i kopnęła owego kolegę w cztery litery zadniej części ciała. I teraz on cierpi. I winę za to niepowodzenie obarcza mnie, bo przecież to ja od początku byłam nieprzychylna całej tej telenoweli.
Z reguły ignoruję jego popieprzoną z gruntu osobę, ale dzisiaj na mnie zaczął wrzeszczeć, więc nie wytrzymałam... i wybuchłam.
W końcu Blue Monday. Mam prawo do chwili słabości...

21 stycznia 2015, 09:28

Zupełnie oficjalnie - mam kolejną gardłową infekcję :/ Bleeee... Minął dokładnie miesiąc od ostatniej. Organizmie kochany, rozczarowujesz mnie ostatnio... Co jest nie tak?

21 stycznia 2015, 21:04

Po lekkiej panice pod hasłem: "gdzie jest moja owulacja!!?", wpadłam w tryb "mam totalnie wszystko w dupie". I chwała Opatrzności, bo nie wiadomo jak długo przyjdzie mi tutaj zabawić, a w trybie "już, natychmiast, teraz muszę być w ciąży" bardzo słabo mi się funkcjonuje...
Jestem pewna na 99,9% że w tym cyklu się nie udało. Mało tego, prawie tak samo jestem pewna, że owulacji nie było wcale (stąd ta pewność, że nici z powtórki z rozrywki, czyli ciąży w styczniu). Ten test, to taki trochę pozytywnie naciągany... Tzn był. Ale tylko jeden, tylko raz. Rano. Z nocnego sika.. I te kreski obie wyglądały słabo... Dzisiaj to sobie myślę, że chciałam żeby był pozytywny, dlatego go takiego zobaczyłam.
Tak więc bez większego napięcia wyczekuję końca miesiąca. I zaczynam zabawę od nowa.
Bo przecież nigdzie mi się nie spieszy. Prawda? Jedyne, czego się obawiam, to utraty pracy, bo wtedy akt tworzenia należałoby zawiesić...
No i nigdy nie grzeszyłam cierpliwością. NIGDY! A tu wyjścia nie ma. Trzeba się po zęby uzbroić i czekać. Cierpliwie. Czego niniejszym i sobie i Wam życzę :)

Moja infekcja złagodniała i w miejsce bolącego gardła, pojawił się katar... Ale nie jest ona (ta infekcja) bardzo agresywna, więc być może uda mi się jej pozbyć za pomocą babcinego soku z malin i herbaty z miodem.



23 stycznia 2015, 10:35

No i się przywlekła zaraza i się odczepić nie chce :( Dzisiaj w nocy już było marnie. Wprawdzie nie mam gorączki, ale pocę się, dreszcze mną szarpią, nie mogę spać. Słaba jestem taka, że ledwo się na nogach trzymam. Postanowiłam nie odwlekać nieuniknionego i z samego rana powlekłam się (dosłownie) do placówki opieki medycznej. No i mam antybiotyk :( Dopiero jak do domu wróicłam, to sobie przypomniałam, że przecież cień szans istnieje że zajdę w tą ciążę w tym miesiącu. I powinnam o tym panu doktorowi powiedzieć. I nie powiedziałam. I wyrzut sumienia mnie dręczy... I brać to, czy nie brać?
Moja niezawodna kobieca intuicja (która doskonale się sprawdza, a od urodzenia Majki sprawdza się nawet lepiej) mówi mi, że nie jestem w ciąży. Że nie miałam owulacji, bo przecież ją czuję najczęściej, a w tym miesiacu nic. I testy nie wykazały, a temperatura może i skoczyła leciutko, ale przecież chora jestem, więc nie mogę jej (tej temperaturze) wierzyć.

25 stycznia 2015, 21:52

Dziś przeczytałam gdzieś że:

"Jeśli marzysz o bliźniętach, czas działa na Twoją korzyść. Im kobieta starsza, tym szansa na ciążę mnogą wzrasta."

Biorąc pod uwagę, że moja pierwsza ciąża przez pierwsze 2 tygodnie była bliźniacza, mój dziadek ma brata bliźniaka, a mój mąż panicznie boi się mnogiej ciąży... to nic mu o tym nie powiem :)

26 stycznia 2015, 10:59

Poniedziałek drogie Panie :)

Plan na ten tydzień:

- wyzdrowieć (work in progress)
- pójść się poruszać (choćby to miała być tylko joga) - tęsknię okrutnie za napływem endorfin wywołany fizycznym wysiłkiem
- ogarnąć mieszkanie (leniwy chorowity weekend pozostawił naszą dziuplę w stanie opłakanym)
- przygotować dla Majki strój śnieżynki do przedszkola na czwartek (jestem w pracach twórczo-manualnych zupełnie beznadziejna) !!
- nie zużyć przed sobotą jedynego testu ciążowego jaki mam w domu
- pogodzić się z faktem, że nie jestem jeszcze w ciąży (temperatura, ba! cały wykres, nie pozostawiają złudzeń)

Cały czas się zastanawiam, czy się z tym całym moim wykresem nie wybrać do lekarza? Bo właściwie po co mam się ciągle zastanawiać, czy te dziwaczne skoki temperatury to czasem nie sygnał, że może coś z hormonami nie halo, że może w ogóle nie owuluję? No bo że on jest dziwny (ten wykres) to nie ma dwóch zdań. No i zupełny brak objawów zbliżającej się @, którą przed ciążą można było wyczuć już tydzień wcześniej, a teraz NIC! Czyżby z progesteronem coś nie bardzo? Po co do licha mam się sama diagnozować, jak może to zrobić fachowiec?? Tyle, że to pierwzy cykl z termometrem i obawiam się, że uzna mnie za wariatkę...

Mąż wyraźnie sygnalizuje, że chciałby, żeby się udało. Dziwnie on jest skonstruowany ten mąż. Pół roku temu, jeszcze słyszeć nie chciał o ciąży...

Dziwne rzeczy się dzieją. Kolega z pracy (ten od napiętej atmosfery) przeprosił za swoje paskudne zachowanie. Się jednak zreflektował... No to ładnie. Nie ma mnie wprawdzie w biurze, ale kiedyś tam muszę wrócić. Łatwiej będzie wracać wiedzą, że nie ma napięcia :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 stycznia 2015, 13:56

28 stycznia 2015, 15:35

Tak mi się jakoś smutniej zrobiło rano, jak zobaczyłam, że temperatura (i tak nie za wysoka) runęła na twarz :( No ale przecież się już dawno spodziewałam, że nic z tego... Skąd się bierze ta zaprzeczająca logice nadzieja, że "a może jednak..."? I przede wszystkim skąd się bierze ten mój smutek? Chyba tylko z tego, że każde niepowodzenie (nawet zupełnie nieistotne), to dalej niepowodzenie... Ale tak na zdrowy chłopski rozum powodów do smutku nie ma :) No bo przecież:

- to nie wyścigi - w końcu się uda!
- nawet jakby się miało nie udać (bo tak też czasem bywa), to przecież jest Majka - żaba moja mała :)

Dzisiaj jakoś tak leniwie... Pogoda paskudna, zimno, mokro i... niech ta zima mija już! Za godzinę bbiegnę po Misiora małego do przedszkola, bo jedziemy na basen (Misior od wczoraj poskakuje z zachwytu, żaba, ryba, małża jedna...). A ja będę mieć swoją spokojną godzinkę na poczytanie książki.
Tak lubię czytać, a jakoś tak sobie czasu dogodnego na czytanie zagospodarować nie umiem.

Idę sobie kawę zrobić (kolejny plus nie bycia w ciąży - mogę kawy pić w dowolnych ilościach! W majkowej ciąży nie byłam w stanie kawy nawet wąchać)

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 stycznia 2015, 18:56

28 stycznia 2015, 18:56

Wróciłyśmy. Majka zrobiła na basenie mega awanturę, że nie wejdzie do wody i kropka. Nie pomogły namowy moje, instruktorów, prawie każdego rodzica obecnego na basenie... Wyje, że chce do domu. Nawet lody obiecane na "po basenie" nie są w stanie jej przekonać (znaczy nic nie jest, bo lody to najwspanialsza rzecz na całym Bożym świecie i nic lodów nie przebija nigdy!).
Na nic cała dzisiejsza wycieczka, szamotanina w szatni, bo przecież się trzeba z tych kurtek wszystkich i szalików rozpakować. Tylko po to, żeby ona wyryczała mi na cały basen: "maaaaamoooo, chcę do doooomuuuu <chlip, chlip> Zła jestem. Nie znoszę być na nią zła, bo żadna to metoda wychowawcza... Nie znoszę być na nią zła, bo od bycia złym ona nie pozbyła się swoich dzisiejszych basenowych lęków ani trochę. Nic tą swoją złością nie rozwiązuję, niczego nie załatwiam, żaden z tej złości pożytek.
A jednak pozbyć się tego wewnętrznego kipienia nie potrafię. Z całą pewnością nie pomaga mi dzisiejszy nastrój pt. "nie jestem w ciąży, w pracy kicha, okres się zbliża, boli mnie brzuch".

Ech... Cierpliwość... Od ponad trzech lat kochana moja Pociecha daje mi jej niezliczone lekcje. No i cierpliwa być musze, bo bym ją przecież już dawno do okna życia odstawiła :)

29 stycznia 2015, 11:53

Poszłam do roboty... A co! Od razu się poczułam jakaś żywsza. W szufladzie znalazłam pudełko Ferrero :) Wielkie pyszne pudełko moich ulubionych kalorycznych bomb! Kolegę od awanturki sumienie ewidentnie ruszyło do żywego. Uświadomił sobie, że jednak kocha swoją żonę i zrobił sobie teraz ze mnie psychoanalityka... Za jedno pudełko nadziewanych czekoladek muszę teraz tych smutów wysłuchiwać.
No to kochany trzeba było penisa w spodniach trzymać, a nie nim wymachiwać radośnie na prawo i lewo...
No nic... lepsze to, niż bierna agresja.

31 stycznia 2015, 15:29

15:28 Ciąży brak, okresu brak...

Udanego weekendu!!

ba99d44b3eec98fd.jpg

1 lutego 2015, 12:17

Niedziela. Słońce świeci, Majka z niewyjaśnionych przyczyn kaszle, ja czekam...
Jest południe. 15 dzień po owulacji. Spodziewana data miesiączki - WCZORAJ! Miesiączki brak, test uparcie negatywny, temperatura nieco w górę. WTF???
Już nawet nie spodziewam się, że jestem w ciąży. Bo wszelkie znaki na ziemi i niebie wskazują (tak z ręką na sercu i bez oszukiwania), że nie jestem. Tylko skoro już nie jestem, to niechże się następny cykl zacznie... Myślałam, że czekanie na dzień, kiedy już można zrobić test mnie wykańcza najbardziej. NIE. Czekanie na okres, kiedy już wiadomo, że się nie udało jest ZDECYDOWANIE bardziej irytujące!

No i oczywiście obawy, że gospodarka hormonalna całkiem się sypła znowu obijają się gdzieś tam o tył głowy...

357a3ee53757e8cc.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 lutego 2015, 12:19

2 lutego 2015, 09:10

No i dupa. @ jak nie było, tak nie ma... Jak się nie pojawi, w środę pójdę do lekarza. Będzie pretekst do wysępienia skierowania na hormony :)

A tym czasem postanowiłam zrobić morfo + mocz z posiewem, na które dostałam skierowania, ze względu na ten mój spadek odporności ostatni. Tak więc zwlekłam się rano. Zamiast na test nasikałam do kubeczka i zaniosłam grzecznie do placówki medycznej. Przy okazji wydałam skandaliczne 40 zł na B-HCG. Wymyśliłam w całej swojej mądrości, że jak pójdę do gin to i tak, pierwsze, co zleci to będzie beta. Tak więc pójdę z gotowym dowodem na to, że spóźnia mi sie @, ale nie z powodów oczywistych...
A poza tym chcę już mieć pewność. Bo oszaleć można. Gdyby nie to, że temperatura skoczyła, to już bym sobie podarowała nadzieję... Ale temperatura dzisiaj 36,87. Takiej wysokiej jeszcze w tym cyklu nie miałam...
Ale nijak się w ciąży nie czuję. A wiem, jak się czuję w ciąży, bo byłam... Tak więc :(

3 lutego 2015, 20:07

Mój wykres robi mnie w konia ostro... A pod koniec to już przegina! Dziś odebrałam wyniki wczorajszych badań i jak morfo jeszcze trzyma się kupy, to mocz cały zasyfiony jakimiś bakteriami, nabłonkami i pasmami śluzu... :/ No i B-HCG < 0,1. Czyli w ciąży nie jestem, za to mam infekcję dróg moczowych (nie pierwszą w życiorysie i nie ostatnią. Poczekam jeszcze kilka dni, odbiorę wynik posiewu i pójdę do internisty po jakiś antybiotyk na ten syf. Kolejny. No wyć mi się zachciewa. Bo jak nie gardło to siuśki... I znowu leki. Ale może to już ostatnia prosta.

Po odebraniu B-HCG uderzyłam do gina. Trochę mu przykoloryzowałam, że sikłam i zobaczyłam bladziocha, dlatego się umówiłam do niego, bo w poprzedniej ciąży byłam na luteinie i się bałam... Tratatata...
Pokazałam mu też wykres, żeby nie myślał, że tylko na podstawie bladziocha się wybrałam, ale że temperatura skoczyła... Powiedział, że jemu to wygląda na wczesną ciążę, albo zwykłą fazę progesteronową. Ale, żeby powtórzyć betę i wbić się do niego w sobotę to zrobi USG. No dobra... Jak nie będzie @, to luz... będzie podstawa dalej sępić te hormony. Gorzej jak będzie...

Nie pozostaje nic innego, jak poczekać...
Kurcze, może jestem wariatką, ale coś czuję, że z tymi hormonami nie halo... A nie chce mi się wywalać stówy żeby to na własny koszt weryfikować.

A jak jednak się okaże że halo, to przynajmniej spać będę mogła spokojnie i na luzie co miesiąc próbować znowu (bo się w końcu udać musi).

EDIT: Po dniu pełnym wrażeń, udałam się po raz zupełnie pierwszy na jogę. Późno, bo o 21:00. Baaaardzo atrakcyjny młody instruktor o pięknym kojącym głosie i cała godzina poświęcona nie tylko ciału ale i umysłowi pozwoliła mi się wyciszyć i rozluźnić.
Jeśli któraś z Was (o ile ktokolwiek tu zagląda) zaczyna u siebie rozpoznawać pierwsze objawy okołociążowego obłędu - POLECAM GORĄCO!!

A na dobranoc: (w harmonii z moimi pozytywnymi pojogowymi wibracjami)

c467188352e0226a.png

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 lutego 2015, 13:48

4 lutego 2015, 20:08

35dc... Nigdy przenigdy w życiu (a żyję już ponad trzecią dekadę) nie miałam tak długiego cyklu.
Ale wczorajsza joga i dzisiejsze wino zaowocowały spokojem w umyśle. Co będzie to będzie... Nie ma co się napinać, bo napięcie nijak nie pomaga.

Tak więc czekam cierpliwie. W końcu @ przyjdzie bo przyjść musi...

Misior mały na dobranoc próbuje mnie z mojego ZEN wyprowadzić, bo nie chce zabawek posprzątać. W ogóle jest zdania, że to ona powinna decydować kiedy iść spać (w końcu jest już duża). A teraz to na pewno nie dobry moment. I jak ja mam jej bezstresowo wytłumaczyć, że póki co, to ja posiadam moc decyzyjną ???? :)
Na szczęście na ratunek mojej wewnętrznej równowadze przyszedł P. On i jego autorytet. Młoda posłusznie składa klocki... Ja idę uzupełnić kieliszek :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 lutego 2015, 20:09

5 lutego 2015, 20:16

36dc... (no comment!)

646cc9742d6e0d90.jpg

8 lutego 2015, 18:28

39dc... Temperatura wreszcie przejawia tendencję spadkową. Może @ w łaskawości swojej jednak niebawem zawita. Czekam na nią niemal tak bardzo jak na wiosnę. I na wakacje. I na dwie kreski na teście :)

Wczoraj bladym świtem pobiegłam na wizytę do gina. Przygotowałam zestaw argumentów i moje najbardziej przekonujące spanielowe oczy i misja zakończyła się sukcesem. Wymanipulowałam skierowanie na zestaw hormonów (do zrobienia w 3dc) + wizytę okołoowulacyjną (p. doktor podglądnie dojrzewające jajo). Poza tym wspomniał coś o suplementacji progesteronem w II połowie cyklu (bo po 30rż już go ponoć często brakuje). Tym samym poczułam się doglądnięta i z większym optymizmem spojżałam w moją nadchodzącą (zapewne ciążową) przyszłość :)

Tym czasem weekend dobiega końca. P w pracy spędza cały. Ja jako porządna żona (okazjonalnie taką bywam), matka dziecku, doglądam potomka (który wyjątkowo grzeczny i posłuszy), zrobiłam wielkie zakupy, posprzątałam, wyprałam wszystko co tylko można było wyprać (łącznie z pościelą), ugotowałam dwudaniowy obiad... I uświadomiłam sobie że weekend czmychnął :( Zostało kilka nędznych godzin. Jutro do roboty. W dodatku muszę się zająć fuchą, która mi się ostatnio pojawiła. Właściwie jest to całkiem interesująca możliwość zarobienia dodatkowej kasy. Minus jest taki, że najpierw się trzeba narobić, ale potem już tylko odcinać kupony. Tłuste, dorodne, przyjemnie łechcące moje wygłodzone bankowe konto. Niestety jest ryzyko, że się narobię i nie zarobię. Ale ryzyko w handlu jest zawsze...

EDIT: M ma nową ulubioną bajkę. Cały dzień chodzi i śpiewa "życie, życie, życie...". Ja jako dziecko uwielbiałam ją też. I takie mnie ciepełko na serduchu ogarnia, jak słyszę tą czołówkę.

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lutego 2015, 18:55

11 lutego 2015, 10:54

Uroczyście w dniu dzisiejszym witam nowy cykl! :):)

http://i284.photobucket.com/albums/ll35/marzenna79/taniec.gif

Wiadomość wyedytowana przez autora 30 kwietnia 2015, 12:36

12 lutego 2015, 16:25

2dc. Czwartek.

Na koniec poprzedniego cyklu udało mi się złapać nieco luzu. Nie przeciadywałam na OF całymi dniami, nie udzielałam się na forach. Miałam nadzieję, że uda mi się ten luz zachować na cały nowy cykl. Już wiem, że się nie uda... Niewątpliwie pokładam wielkie nadzieje w tym moim urodzinowym cyklu. Kobieta ponoć jest najbardziej płodna w miesiącu swoich urodzin. Zobaczymy :) Uzbrojona jestem po zęby. Poza kompletem suplementów z poprzedniego cyklu zaczęłam łykać wiesiołek i pić siemię, na lepszy śluz. Gdyby i to nie pomogło, zakupiłam żel Cincieve Plus i nie zawaham sie go użyć.
P grzecznie łyka Promen + kwas foliowy (mam nadzieję, że wyciąg z korzenia rzeńszenia dobrze wpłynie nie tylko na jego płodność ale i na libido).
Tona testów owulacyjnych wala mi się po szufladach nie tylko w domu ale i w pracy. Kupiłam nawet takie ładne, drogie w Rossmanie. Postanowiłam sikać na testy od 10dc i sikać do skutku... Coś mi się wydaje, że w poprzednim cyklu miałam owulacje, ale dopiero w 28dc. Wszystko się zgadza. I temperatuta i śluz i ilość dni od tamtego spadku, po którym przyszła @. Ale nie sikałam na testy, bo do głowy mi nie przyszło, że się owulacja mogła tak przesunąć.
No i zrobię hormony. Większość mam na skierowniu, dla pewności może jeszcze prywatnie machnę progesteron w 7dpo. Wprawdzie zupełnie nie biorę pod uwagę faktu, że może tam coś być nie tak (i trochę się boję na samą myśl, że może...).

Z rzeczy zupełnie poza ciążowych:

- z P się kochamy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się kłóciliśmy... W zasadzie od wakacji jest cały czas dobrze (a to za chwilę będzie już z pół roku). W sobotę (14ty) idziemy na szuszi :)
- Majka wczoraj na basenie dawała czadu :) Coraz lepiej pływa Misior i nie mogłabym być z niej bardziej dumna...
- ja czerpię sporo radochy z moich fikołków, na które biegam regularnie

13 lutego 2015, 12:21

3dc. Piątek 13tego :)

Poranek przywitał mnie dobrym nastrojem :) Zapewne dlatego, że jest piątek. Pewnie też dlatego, że świeci słońce. Pewnie też dlatego, że całkiem miły weekend przede mną (przynajmniej z założenia). Jutro idziemy na sushi z maużem, pojutrze wiadomo... :) Wcale nie jest mi smutno, że się licznik w kalendarzu przekręca znowu... Poza tym myślę sobie czasem o tym, że będziemy mieli drugie dziecko (no bo będziemy mieli) i się cieszę tak zupełnie bez sensu :)

Znalazłam sobie na youtube 7-o minutowy zestaw ćwiczeń rozciągających. Dziś po raz pierwszy dotknęłam palcami dłoni do podłogi stojąc! Jestem z siebie dumna! Miesiąc temu brakowało mi z 15cm.

No i zapomniałam wspomnieć, że ze zdrowych pomysłów na życie - niemal codziennie piję świeżo wyciskane soki owocowe.

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lutego 2015, 09:41

15 lutego 2015, 09:02

5dc. Niedziela. 15.02. 32 lata! It's official!

champagne-shower-o.gif


Kilka wspomnień dnia poprzedniego... Mąż zabrał mnie na sushi. Najpyszniejsze suszi jakie jadłam w życiu!! Oczekiwanie na posiłek (ponad 1h!) wynagradzał przemiły uśmiech pani kelnerki (było w niej coś takiego przyciągającego, że nie poskąpiłam jej napiwku). Potem pojechaliśmy do GK, gdzie dostałam jeszcze masło do ciała z Sephory o zapachu jeżyn (alternatywna dla melona którego używam do 30tych urodzin :) i wino za 50 zł/butelka. W domu planowałam romantycznie z mężem przy filmie to wino opróżnić, ale zasnęłam po pierwszym kieliszku o skandalicznie wczesnej porze...

Dziś s M pojechałyśmy na basen. Weszłyśmy za darmo (Maja bo ma 3 lata, ja bo mam urodziny). Młoda skakała do wody jakby robiła to od zawsze! Byłam dumna jak tylko mama dumna być potrafi! W nagrodę pojechałyśmy na lody.

Dawniej urodziny świętowałam z moją najlepszą przyjaciółką popijając piwo, dzisiaj z córką na lodach :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lutego 2015, 09:41

1 2 3 4 5