Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Szukając motyla.
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5
WSTĘP
Szukając motyla.
O mnie: "Nie płacz, że coś się skończyło, tylko uśmiechaj się, że ci się to przytrafiło." Szczęście jest jak motyl. Gdy będziesz próbować je złapać, nie uda się. Gdy będziesz stać spokojnie, może Ci usiąść nawet na ramieniu.
Czas starania się o dziecko:
Moja historia:
Moje emocje: "Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem takim, jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radość. Istnieją kwiaty, które kwitną nawet w zimie."

27 marca 2014, 16:09

Jestem dość młodą osobą a na jeszcze młodszą wyglądam. Młody wygląd nie pomaga tym bardziej jak posiada się 11 lat starszego męża. Wiem, to dużo. Jednak miłość nie wybiera. Nigdy nie sądziłam że będę z kimś tyle starszym ode mnie jednak co mogłam zrobić gdy już go spotkałam i wiedziałam że nie chce innego? Wiek wtedy przestaje się liczyć.
Przynajmniej dla nas. Nie dla innych, ale to zupełnie inna historia.
Długo dojrzewaliśmy do podjęcia decyzji że chcemy zacząć starać się o dziecko. Wiadomo że to duża odpowiedzialność, do tego zawsze znajdowaliśmy jakieś "przeszkody". Moje studia (no bo jak to z dzieckiem na studiach dziennych?), ciągle przekładana operacja mamy, w końcu obrona pracy dyplomowej. Jednak coś się we mnie zmieniło gdy dowiedziałam się że siostra jest w ciąży. Zazdrościłam jej, oj tak bardzo jej zazdrościłam. Mijały miesiące, ona rosła a razem z jej brzuchem moja chęć zostania w końcu mamą.
Po pierwszym cyklu starań, gdy pojawił się okres, byłam załamana. Myślałam że gdy w końcu zdecyduje się na dziecko to będziemy mieć je już, od razu gdy tylko zaczniemy się starać.
Udało się jednak w 2 cyklu. Radość była ogromna!
Okres spóźniał się parę dni a ja odwlekałam robienie testu bo bolał mnie brzuch. Myślałam że lada dzień mogę dostać okres a kolejny negatywny test tylko pogorszy moje samopoczucie.
Jednak której nocy zdecydowałam się na test i wracałam z łazienki do sypialni z walącym sercem. Mąż był tak szczęśliwy że pół nocy całował mnie po brzuchu.
Radość nie trwała jednak długo, po 4 dniach od pozytywnego testu nagle zaczęłam krwawić. Szybko pojechaliśmy do szpitala, a tam zamiast od razu mnie zbadać to dali mi masę dokumentów do wypełnienia. Później na usg lekarz powiedział mi że widać coś co może odpowiadać ciąży ale nie może zapewnić mnie że ciąża rozwija się prawidłowo. Mój świat runął. Wszyscy kazali mi mieć nadzieje jednak ja wiedziałam że nie będzie dobrze. W szpitalu spędziłam 5 dni, wśród kobiet z wielkimi brzuchami które co chwilę miały robione ktg. A mnie traktowano jak małolatę które wymyśliła sobie ciąże. Dopiero gdy przyszły wyniki BetaHCG, lekarz się zdziwił że faktycznie ciąża jest.
W ostatni dzień pobytu w szpitalu miałam robiony zabieg łyżeczkowania.
Pewnie wiele osób dziwi się jak można opłakiwać ciąże o której wiedziało się zaledwie 4 dni. Wiele osób nie uważa nawet że w tak wczesnym stadium ciąży można mówić o dziecku, to przecież tylko zlepek komórek. Dla mnie to jednak było moje dziecko i myślę że każda kobieta po stracie przyzna mi że taka strata cholernie boli niezależnie od tc w którym straciło się dziecko.

27 marca 2014, 20:09

Okres od 19 stycznia był i nadal jest dla mnie bardzo trudny. Prawie się załamałam po stracie Arka. Na szczęście w nieszczęściu moja mama na początku stycznia złamała nogę. Mieszkamy z mężem razem z nią, ponieważ jest sama a nie chce by na starość nie miała przy sobie nikogo kto by się nią zajął, zaopiekował i pomógł. Przez jej złamaną nogę musiałam szybko dojść do siebie po powrocie ze szpitala. I tak było im ciężko gdy przebywałam w szpitalu. W styczniu miałam w domu dwie kobiety o kulach i wiadomo że w takim razie wszystkie co było do zrobienia spadało na mnie. Tak więc po powrocie do domu musiałam z powrotem się nimi zająć. Nie było czasu w dzień na użalanie się nad sobą. Za to całe wieczory przepłakiwałam. Gdyby nie pomoc i wsparcie męża, to chyba bym się załamała.
Będąc jeszcze w szpitalu miałam ponura wizję mojego życia. Mówiłam że nie chce już więcej starać się o dziecko, że rezygnuje ze studiów, że się poddaje.
W szpitalu ominął mnie tydzień intensywnej sesji, miałam więc sporo do nadrabiania. Egzaminy, koła.. A ja po prostu o tym nie myślałam. Jak mogłam skupić się na planowaniu produkcji filmowej podczas gdy moje dziecko nie żyje?
W końcu jednak wzięłam się za siebie, mam wrażenie że nawet jakby za szybko.
Sesje udało mi się zaliczyć w późniejszym terminie, jednak musiałam pokazywać wykładowcą wypis ze szpitala na potwierdzenie moich słów że faktycznie nie mogłam pojawić się na zaliczeniu.
Nie chciałam żeby się nade mną litowali czy użalali, wystarczyło że sama to robiłam.
Pamiętam że jeden z wykładowców zapytał mnie jak się czuje, jednak miał przy tym taki sarkastyczny uśmieszek. Nie wyglądam na mężatkę, pewnie pomyślał że wpadłam więc dobrze mi tak. Tak to odebrałam.
Na uczelni mój pobyt w szpitalu wywołał wielką furorę, wszyscy o tym gadali jak się dowiedzieli. Jednak chyba tylko 3 dziewczyny napisały do mnie jak się czuje.. To takie smutne że spędzasz z ludźmi tyle czasu a jesteś dla nich tylko sensacją.
Teraz przeszłam na indywidualną organizacje studiów, nie potrafiłabym już uczęszczać na zajęcia i śmiać się razem z nimi.
Po śmierci Arka coś we nie umarło. Już nie jestem tą samą osobą.

Wiadomość wyedytowana przez autora 27 marca 2014, 20:11

28 marca 2014, 17:38


Gdy układałam sobie w głowie scenariusz mojego życia, to zawsze (w bardziej lub mniej odległej przyszłości) była tam scena w której dowiaduje się że jestem w ciąży i jestem taaaka szczęśliwa. Ogólnie wszyscy mi gratulują, interesują się co u mnie słychać, a ja chodzę na zakupy i kupuje śliczne małe ubranka i akcesoria dla dziecka w sówki.
W końcu rodzę dziecko i jestem najszczęśliwszą mamą na świecie.
Nie pierwszy raz los drastycznie zmienił moje plany... Coś tu jest nie tak.
Często po śmierci Arka myślałam "dlaczego akurat ja?". Po pewnym czasie zaczęłam jednak myśleć "A dlaczego nie?".
Czym różnie się od innych matek które straciły dziecko? Niczym. Fakt, wiele w życiu już mnie spotkało, nie była to sielanka podczas której nie musiałam się niczym przejmować ani nie cierpieć.
Ktoś pomyśli sobie "Co 22 letnia gówniara może wiedzieć o życiu? Co ona takiego mogła przeżyć?".
Wierzcie mi, mogłam. I to wiele.
Mimo młodego wieku i nastoletniego wyglądu czuje się jak ktoś stary. Wyniszczony życiem.
Zastanawiam się czasem czemu co chwilę coś jest nie tak, czym zawiniłam że muszę tak cierpieć.
Lecz po chwili uświadamiam sobie że mam kochającego męża, a spotkanie go było najlepszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała.
I wtedy myślę sobie że mam po co żyć, że może los się jeszcze do mnie uśmiechnie.

31 marca 2014, 17:16

..

Wiadomość wyedytowana przez autora 25 lipca 2014, 19:33

1 kwietnia 2014, 14:52

Poszłam dzisiaj na kontrolną wizytę do mojego gina.
Wszystko jest ok, można brać się do roboty.
Poczułam jakąś ulgę, coś jest w tym moim lekarzu że wszystko dokładnie wyjaśni, wytłumaczy, doradzi. Nie zlewa tak jak inni z którymi do tej pory się spotkałam.
Bardzo był zszokowany gdy powiedziałam mu że przed zabiegiem łyżeczkowania nie wiedziałam nawet czy będę mieć znieczulenie. Dopiero gdy siedziałam rozkraczona przed lekarzem na fotelu ginekologicznym to po moim pytaniu o znieczulenie, poinformował mnie że będę pod narkozą.
Żeby dowiedzieć się na czym polega zabieg, musiałam odwiedzić kanciapę lekarza i poprosić o informacje na czym to polega.
Stwierdził że u niego w szpitalu jest zupełnie inne podejście do pacjenta, i w razie gdyby nie przyjmował akurat w moim mieście to mam jechać od razu do niego do Poznania.
W ogóle dowiedziałam się że niepotrzebnie miałam robiony ten zabieg po poronieniu. W wyniku badania histopatologicznego nie stwierdzono żadnych śladów Bąbelka. Wszystko najwidoczniej oczyściło się samo wcześniej. W końcu krwawiłam dość mocno 4 dni przed zabiegiem.
Gin mówił że u nich lekarze starają się robić tych zabiegów jak najmniej bo wiadomo że jest to dość poważna ingerencja w ludzkie ciało.
Teraz mamy zielone światło, a owulacja najprawdopodobniej była wczoraj.
Nie pozostaje mi nic innego jak czekać spokojnie ten miesiąc i dbać o siebie żeby nie załapać jakiegoś przeziębienia.
Boję się tylko że gdy będę już w ciąży to pamięć i miłość do Arka nie pozwoli mi w pełni pokochać drugiego malucha. A ja sama będę starała się być bardziej obojętna by w razie kolejnej straty tak nie cierpieć..

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 kwietnia 2014, 14:51

3 kwietnia 2014, 13:10

Czasem mam dosyć mieszkania z mamą i babcią.
Nawet głupie mycie okien musi być wtedy kiedy one chcą bo jak już jest posprzątane to od razu okno umyć i będzie spokój. Nieważne że mam to zaplanowane na przyszły tydzień a dzisiaj nie mogę bądź po prostu mi się nie chce.
I żyj tu z takimi.
Boję się że jak już będziemy mieć dzieci to one będą traktować mnie z pogardą bo moje zdanie w tym domu się nie liczy i nie będę dla nich w ogóle autorytetem.
No ale co zrobić? Mama za tydzień idzie na operacje do szpitala, 80 paro letnia kobieta o kulach za wiele w domu sama nie zrobi.
W piecu nie napali, pieskowi do kojca jeść nie zaniesie (nie jestem okrutna że trzymam go w kojcu, on po prostu jest cholernie groźny), nie wspominając nawet o sprzątaniu w domu czy gotowaniu.
Ja po prostu nie mam innego wyjścia. Muszę tu mieszkać..
Czasem takie nie docenianie przez babcie tego co dla niej jest robione bardzo mnie denerwuje. Wiadomo że należy jej się szacunek czy z mojej strony czy ze strony jej dzieci ale to nie znaczy że ona może traktować nas jak podludzi.
Wiadomo też że starsi ludzie mają swoje humory ale dzisiaj nie wytrzymałam...
Po raz kolejny usłyszałam że jak ja będę w jej wieku to coś tam, coś tam...
W końcu powiedziałam że jak będę w jej wieku to będę wdzięczna jeśli będę mieć przy sobie córkę która będzie wszystko dla mnie/za mnie robić tak jak dla niej jej córka.
Siostra i mama ciągle powtarzają mi że mam dać spokój, że ona jest w tym wieku że się jej nie zmieni.
Ale czy to znaczy że mam dać sobie wejść na głowę?

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 kwietnia 2014, 13:09

4 kwietnia 2014, 13:28

Mój Ł pojechał dzisiaj na szkolenie do Wągrowca. Tam jest tak ładnie.. Gdyby nie fakt że ostatnio nasze finanse są dość mocno naruszone to pojechałabym z nim. A tak to szkoda mi kasy na nocleg tam.
Wyliczyłam ostatnio że wydałam niecały 1000 zł w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy na prywatne wizyty u gin i endo, badania i leki.
Dla mnie to masakrycznie dużo, za tą kasę miałabym mopsa ;)
Ostatnio poczułam dziwny spokój.. Już nie boję się tak kolejnej ciąży jak wcześniej.. Myślę jednak że ten strach jednak jeszcze nadejdzie wraz z 2 kreseczkami.
Czasem już sama nie wiem co myśleć o ciąży. Gdy dowiedziałam się o Arku to bardzo się cieszyłam no ale doszły też do głowy pytania czy to dobry czas? Czy chce mieć już dzieci?
Teraz wiele bym dała by nadal mieć Arka przy sobie.
O kolejnego maluszka już się staramy, jednak podczas <3 nie myślę intensywnie o ciąży.
Boję się robić sobie nadziei że się uda..
Ten mój wpis jest jakiś taki chaotyczny i nijaki, ale widzę że pisanie tu bardzo mi pomaga.
W końcu mam tu ludzi którzy mnie "wysłuchują" i doradzają.
W domu męża nie chce ciągle obarczać moimi problemami, wiem że jemu też jest ciężko po śmierci Arka.
Mama wychodzi z założenia "będzie jeszcze dobrze, będziecie mieć dzieci". Nie potrafię się jej zwierzyć tym bardziej że ma sporo swoich problemów i po co obarczać ją jeszcze moimi?
Siostra twierdzi "zrobicie sobie kolejne dziecko", jakby to było takie łatwe.
Przyjaciółka uważa że to źle że jestem zła na Boga za to wszystko, ale ja chwilowo naprawdę nie potrafię inaczej.
Z resztą rodziny czy znajomych o tym nie gadam. Mało osób w ogóle wie że byłam w ciąży.
Jest to jednak jeszcze temat tabu który zamyka ludziom usta bo bidulki nie wiedzą jak w takiej sytuacji się zachować.
Zostajecie mi Wy, i bardzo cieszę się że trafiłam na to forum.

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 kwietnia 2014, 15:09

9 kwietnia 2014, 16:32

Dzisiaj mam dosyć, to wszystko mnie przerasta.
Siedzę i płaczę, i nie wiem co robić.
Czuję w sobie taki wielki ciężar który nie pozwala mi swobodnie oddychać i ściska mi gardło.
Chce Arka. Chce cofnąć czas i jakoś zapobiec jego śmierci.
Śniło mi się dzisiaj że chodziłam brzegiem jeziora i w jakiś dziwny sposób cofnęłam się do 2012 roku, pamiętam że w tym śnie próbowałam trafić znowu do rzeczywistości... Ale gdy się obudziłam to stwierdziłam że jednak coś bym zmieniła w swojej historii jeśli bym mogła.
Wcześniej zaczęlibyśmy starać się o dziecko.
Ale nic nie mogę poradzić.. Siedzę przed komputerem i słyszę płacz siostrzenicy, żywe głosy wszystkich wokół, ich zachwyt "Zosieńką".
I widzę że los brutalnie odebrał mi coś co miało być największym szczęściem w moim życiu.
Czasem nie chce mi się żyć. Chciałabym zniknąć.
Boje się jednak jak by na to zareagował Ł, poza tym jestem zbyt wielkim tchórzem by sobie coś zrobić.
No i jestem wierząca.. Liczę na to że Arek czeka na mnie gdzieś w niebie i boje się że moje samobójstwo sprawiłoby że bym go nie spotkała.
Do nieba powinno się chcieć iść żeby spotkać Boga.. Ja chce tylko spotkać Arka i w końcu móc go przytulić. Na Bogu się zawiodłam.
Gdy bierze mnie taki nastrój to włączam sobie zwiastun filmu który niedługo będzie w kinach, o 4-letnim chłopcu który był w niebie podczas gdy miał wykonywaną ciężką operacje.
Mówi on do matki że w niebie spotkał siostrę która zmarła w jej brzuchu.
Gdy widzę tą scenę to zawsze zaczynam płakać.
Teraz moje życie jest tylko czekaniem na spotkanie z Arkiem.

22 kwietnia 2014, 13:28

Chyba pierwszy raz w życiu żałowałam że idąc do spowiedzi spotkałam księdza który masowo spowiadał ludzi, byle szybko i byle jak najwięcej.
W ogóle nie chciałam iść do spowiedzi przed świętami. Jestem zła na Boga, choć dobrze wiem że nie powinnam. Coś jednak mnie blokuje. Mój Ł stwierdził "idź, co Ci szkodzi. Albo pomoże albo będzie tak samo. Nic nie tracisz". Potrzebowałam wsparcia, słów pocieszenia. W zamian za to usłyszałam wzdychnięcie i słowa że Bóg ma plany które my nie zawsze rozumiemy. Albo ten ksiądz nie wiedział co powiedzieć albo nie wiedział co mówi. Nie sądzę żeby Bóg miał w planach odebrać mi dziecko aby czegoś mnie nauczyć. Mógłby być aż taki podły?

Powoli łagodnieje, widzę w sobie coraz więcej pokory. Choć ból jest ogromny. W tej chwili byłabym w 5 mc. Płakać mi się chce gdy widzę koleżanki w ciąży.
Coś jest w stwierdzeniu że małżeństwa czasem bardzo długo starają się bezskutecznie o ciążę, podczas gdy ludzie którzy są ze sobą krótko "wpadają" i maja dzieci.
Po prostu jest mi jeszcze przykro. Żal ściska gardło...

W sobotę w kościele widziałam wujka z którym mam bardzo dobry kontakt, uciekłam gdy tylko go zobaczyłam. Zawsze mówił mi ile to szczęścia dają człowiekowi dzieci i że mamy nie czekać tylko starać się o maluszka.
Bałam się że gdy nas zobaczy to zacznie pytać czy nie jestem w ciąży. Popłakałabym się.
Wiem że śmierć Arka jest moją osobistą i największą tragedią w życiu.

Lecz widzę że się zmieniam. Łagodnieję. Chciałabym starać się o dziecko, lecz chce być ostrożna. Na razie mogę mieć ospę, a co będzie później?

Na początku małżeństwa nie chciałam mieć jeszcze dziecka, myślałam że jestem za młoda i mam jeszcze czas. Teraz wiem że czegoś mi brakuje, a dom jest taki pusty.
Możemy z Ł robić co chcemy, jeździmy na długie wyprawy rowerami, śpimy do późna, urządzamy sobie seanse House'owe. Nic nas nie ogranicza, nic nie spowalnia. Ale czuję pustkę.

30 kwietnia 2014, 15:31

Parę dni temu usłyszałam w jakimś filmie zdanie "Życie wystawia nas na próby abyśmy byli pewni swoich decyzji". I tak pomyślałam sobie że to może odnosić się do mnie.
Chcieliśmy z Ł dziecka, staraliśmy się o nie świadomie, ale gdy pojawiły się dwie kreseczki to pomyślałam że nie jestem pewna czy jestem gotowa, czy dobrze postąpiliśmy.
Teraz wiem że mimo iż dziecko zmieni całe nasze życie, to pragnę go ponad wszystko. Dopiero śmierć Arka mi to uświadomiła.

Wiem że muszę pogodzić się ze stratą, ale nadal siedzi we mnie cień tamtych wydarzeń.

5 maja 2014, 13:23

Chciałabym móc już starać się o dziecko. Ale co chwilę coś mi przeszkadza. Kolejny cykl zmarnowany przez ospę szalejącą w domu siostry. Ostatnio nawet u niej byłam, a mała ma jeszcze wysypkę na twarzy więc mogłam się zarazić.
Mogę więc albo odczekać miesiąc albo zrobić badania które wyniosą mnie ponad 100 zł.
Staję się niecierpliwa, denerwuje mnie gdy słyszę jak moja babcia czule mówi coś o siostrzenicy. Jestem chyba zwyczajnie zazdrosna, że i ja nie mam takiego maluszka.

6 maja 2014, 12:04

Przed chwilą pomyślałam sobie że jestem małą egoistką.
Trochę w życiu przeszłam, trochę wycierpiałam. I skupiam się tylko na tym.
Los odebrał mi to, odebrał tamto. A gdzie w moim życiu miejsce na zachwyt tym co mam?
Czuje że staje się zgorzkniałą kobietą która tylko użala się nad swoim losem.
Gdy zastanowię się nad moim życiem to wydaje mi się że zawsze taka byłam, smutna i niechętna do wszystkiego.
Tylko jak to zmienić?

20 maja 2014, 17:23

Dziś czuje się dużo lepiej, pomału zaczynam wierzyć że będzie dobrze.
Odczuwam też mniejszy gniew i żal.
Ale boje się że zapominam o moim Arku. Że przez to wracanie do normalności, wypieram go ze swojego życia.

Wczoraj widziałam się z księdzem który pomógł mi po stracie Bąbla. Tak bardzo chciałam z nim pogadać, usłyszeć z jego ust słowa pocieszenia i zapewnienia że wcale źle nie robię żyjąc dalej. Ale było nas zbyt wiele, nie było możliwości swobodnej rozmowy.
I mimo wszystko nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Tak już mam.

Nie chce zapomnieć o Arku. Boje się że moja ciąża staje się dla mnie coraz mniej rzeczywista. Nie mam zdjęć z usg, nie mam ubranek, żadnych innych pamiątek z okresu ciąży. Wszystko stało się tak szybko.
Pozostał mi jedynie test ciążowy i żal w sercu który powoli zanika.

Chce być w kolejnej ciąży ale boje się że potraktuje to jak zastąpienie jednego dziecka drugim i ze już kompletnie zapomnę o Arku.

22 maja 2014, 11:31

Parę dni temu zaczęliśmy starania...
A mnie dziś śniło się że byłam w ciąży i lekarz powiedział mi że z jakimiś tam płynami coś jest źle i że ciąża obumiera...
Zastanawiam się czy dobrze zrobiliśmy. Czy nie powinniśmy jeszcze poczekać.
Z drugiej strony czuje jakiś taki spokój.
Nie nastawiam się że musi z tego naszego starania być jakiś mały ludzik...

23 maja 2014, 13:29

Mam wrażenie że teraz we wszystkim doszukuję się jakiś chorób czy złych rzeczy.
Wczoraj przypadkowo znalazłam forum dotyczące infekcji pochwy i co pomyślałam?
Ja nigdy nie miałam więc może mam!
Już umówiłam się do gina na wizytę.
Powiedziałam mężowi że chyba popadam w paranoje z tym wszystkim, a on na to że też tak pomyślał ale nie chciał mi mówić..
No nic, jako że staranka rozpoczęte to do gina nie zaszkodzi iść.
Mam nadzieje że ewentualna infekcja nie doprowadzi do poronienia..
Głupieje już!

17 czerwca 2014, 07:50

Po okresie popadania w głęboki dół mam wrażenie że w końcu zaczynam piąć się do góry.
Liczę się z tym że pewnie jeszcze nie raz dopadną mnie stany depresyjne, znów będę myśleć o psychologu. Lecz mam nadzieje że będzie coraz lepiej.
Chce znów cieszyć się życiem, czuć radość z powodu świecącego słońca.
Dziś jest lepiej.

29 czerwca 2014, 22:30

Było już tak dobrze.
Cieszył mnie powiew wiatru, śpiew ptaków.
A dzisiaj znów mam zły humor. Bratowa w ciąży o 6 tygodni młodszej niż ja powinnam być, chwali się rodzinie zdjęciami z usg. Na dodatek stwierdza że musimy się szybko brać żeby między naszymi dziećmi nie było zbyt dużej różnicy. Gdyby zachodzenie w ciążę było takie łatwe.
Półroczna siostrzenica staje się główną atrakcją dnia.
A ja w czuje se taka zagubiona pośród tego wszystkiego. Mąż na szkoleniu to nawet nie mam się komu wypłakać w rękaw. Płaczę sobie do klawiatury.
Mam nadziej że jutro będzie lepiej.

1 lipca 2014, 10:57

Kolejna @ i kolejne łzy.
Po cichutku marzyłam że skoro z Arkiem udało się za drugim razem to teraz też tak się uda. Ale naiwna byłam.
Teraz daje sobie spokój. Już nie będę się starać. Za półtora miesiąca pielgrzymka. Widocznie mam na nią iść. Może nabiore dystansu do tego wszystkiego. Od września zaczniemy starania znowu. Tyle zmarnowanych miesięcy. We wrześniu powinnam rodzić Arka a nie starać się o jego brata czy siostre. Czemu to wszystko jest takie ciężkie. Czemu nie może być tak prosto i łatwo jak u innych. Coś czuje że dzisiaj się upije. Zatopie wszystkie smutki w alkoholu.
W takim dniu jak dziś mam wszystkiego dosyć. Mam dosyć mojego życia.

14 lipca 2014, 15:03

Powoli znów wspinam się do góry.
Znów cieszy mnie śpiew ptaków.
W tym cyklu odpuszczamy. Za 26 dni pielgrzymka, a miałabym chyba małe wyrzuty jeśli miałabym iść w ciąży. Niby starań nie zaprzestaliśmy ale nie patrzę na to kiedy jest ovu, czy <3 jest co 2 dni i takie tam. Myślę że jak się uda to fajnie, a jeśli nie to może i lepiej z powodu pielgrzymki.
W każdym razie mniej myślę o dziecku, więcej o tym co jest teraz. Dołuje mnie tylko forum. Dziewczyny na nim są cudowne, uzależniłam się od nich. Gdy parę dni nie podczytuje forum to myślę co u nich słychać. Ale fakt, że przybywa nas coraz więcej jest bardzo dołujący. Może dlatego podświadomie troszkę unikam forum. I co tu robić? Bez dziewczyn źle, ze świadomością że jest nas coraz więcej jest jeszcze gorzej.
Ale staram się myśleć pozytywnie.
Dziś już jest dobrze.

21 lipca 2014, 15:33

Jestem jednym z fotografów na pielgrzymce która wyrusza z mojego miasta. Do pielgrzymki już niedaleko, a ja ostatnio wykształciłam u siebie taki nawyk że wchodzę na stronę pielgrzymki w galerię i oglądam fotki które wyskoczyły jako ikonka folderu zdjęć z danego dnia.
Przed chwilą weszłam na zdjęcie które zostało zrobione w Wieluniu. Jest taki zwyczaj że mamy tam czuwanie. W zeszłym roku mieliśmy mieć ze sobą białe koszulki. Podczas czuwania Ojciec Duchowny powiedział że mamy podejść z tą koszulką do osoby która podziwiamy i ona ma nam założyć naszą "białą szatę". Ja jako fotograf zajęłam się fotografowaniem ale miałam wielką chęć podejścia do koleżanki która parę miesięcy wcześniej straciła synka na pograniczu 5 i 6 mc. Bardzo ją podziwiałam za jej siłę. Widziałam że jest jej źle, czasem płakała podczas kazania... Ale naprawdę ją podziwiałam! Uważałam że jest bardzo dzielna że z tym wszystkim sobie poradziła. Że potrafi się uśmiechać.
A pół roku później ja byłam w podobnej sytuacji. Zawsze uważałam że kobiety które tracą dzieci są tak daleko ode mnie, że ten problem nie dotyczy mnie osobiści i nigdy nie będzie.
A tu taki psikus.
Nigdy nie sądziłam że znajdę się w jej sytuacji.
1 2 3 4 5