Wiadomość wyedytowana przez autora 12 marca 2014, 18:24
Tak na prawdę każdy cykl mam podzielony na dwa etapy. Przed owulacją i po owulacji. Jak się większość z Was domyśla etap po owulacji to mały koszmar oczekiwania, nawzajem przeplatającej się nadziei z zawodem. Musimy powtórzyć badania nasienia, boje się cholernie pogorszenia, ciągle o tym myślę i strasznie się martwię. Sama idę do gina leczącego niepłodność. tak bardzo bym chciała znaleźć dobrego lekarza który mnie pokieruje a przede wszystkim pomoże...
Ostatni wpis - informacja o powtórnym badaniu męża nasienia. I tak morfologia skoczyła o całe 2 procenciki. Radość, bo jest postęp. Ale zaraz zostałam sprowadzona na ziemię, przecież o tylko marne 5%. Tak kurcze ale mąż ma dużą ilość tych plemników, jest ich całe morze. To co kurcze nie działa? Co zawodzi? Ja? Co jest grane? W czym problem?
Cały tydzień temu rozpoczęła się już 12 runda. Dziś doszłam do wniosku, że jestem spokojna, jakoś tak mniej mi zależy. Tzn. mam momenty wzmożonego poczucia, że zależy mi bardzo ale większość momentów to te kiedy przymykam oko i pozostawiam wszystko w rękach losu. I zadaje sobie pytanie, czy mi na prawdę udało się odpuścić? Chyba nie, ale czuje że jestem bliżej niż dalej.
Kolejna kwestia którą chcę poruszyć. Przeczytałam ostatnio cały pamiętnik (poza fioletową stroną) jednej z użytkowniczek tego oto wspaniałego portalu (na marginesie, ma dziewczyna talent pisarski, wciągnęłam się jak w niejeden bestseller). Ona miała prób 15 i udało się, ja mam 12 próbę i mną nie zainteresował się żaden bardziej lub mniej ceniony ginekolog tak jak nią, ona już po 8 próbie wiedziała, że będzie inseminacja, lekarz ją pięknie do tego doprowadził.Ja z kolei ciągle słyszę, że jestem młoda (27 lat to dla mnie już nie jest młodość, a w szczególności jeśli chodzi o starania o dziecko i napotkane na tej drodze problemy), każą czekać, bo naturalnie zajść powinno się udać, zwłaszcza że mam regularne miesiączki i według temperatury jajeczkują. Jest masa kwestii które znajdują się pod znakiem zapytania, ale powierzchownie jestem super zdrowa. Nic tylko płodzić i rodzić dzieci. Tylko dlaczego tak się u mnie nie dzieje? Czy ja mam być sama sobie lekarzem? Sama sobie decydować co i kiedy mam brać? Dlaczego lekarze odbierają mnie jako kogoś kto przesadza, ma wszystko w normie, a dziecko wcześniej czy później będzie? Tak im nie zależy czy ono będzie wcześniej czy później a mi jednak tak.
Od zeszłego roku i tak zrobiłam ogromne postępy. Minął już mi etap buntu, złości i nienawiści do każdej kobiety w ciąży i z dzieckiem. Jestem z siebie dumna, bo w zasadzie tylko ja to zauważam. Mój mąż już nie jest taki dalekowzroczny. On na podstawie tego co było i "gorszych" sytuacji i tak ma już wyrobione o mnie zdanie. Według niego jestem chodzącym potworem, nic tylko zazdroszczę wszystkim, nigdy nic mi się nie podoba i zawsze, ale to zawsze narzekam! Abstrahując, to fajną babkę wziął sobie ten mój mąż . Uśmiecham się, ale boli mnie to cholernie, bo wiem że jestem sama. Jemu muszę pokazywać tylko i wyłącznie uśmiechniętą twarz, on absolutnie ale to absolutnie nie może widzieć mnie gdy płacze, bo jak to On sam uznał "robi się to już nudne". Wiem, to udawanie i oszukiwanie, bo kiedy dwoje ludzi się kocha to nic przed sobą nie powinni udawać. Ale przecież ja jestem od uszczęśliwiania swojego męża nie odwrotnie. A on chciałby mnie taką oglądać, więc będę to robić. Będę cichą myszką która wykonuje wszystkie polecenie i dba o to aby jej Jaśnie Wielmożny Pan się nie rozzłościł. Szczerze powiedziawszy, to czasem się tak czuje. Wszystko podporządkowuje jemu (oczywiście on tego nie widzi). Owszem, on też się dla mnie stara, codziennie słyszę "Kocham Cię", doceniam to, bo bardzo potrzebuje takiej czułości. Ale nie doceniam, kiedy pod swoim adresem w trudnych dla mnie momentach słyszę samą krytykę. Zamiast pocieszyć, to mąż dołuje. Może moje łzy go przerastają i nie potrafi pocieszyć? aaaaa nie, zapomniałam jego przecież to już nudzi.
Godzenie było i to z serii tych najprzyjemniejszych Ah i 10 bocianów obok mnie na łące, może któryś coś przyniesie? Wiadomo, to moje największe marzenie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 czerwca 2014, 08:45
Jako, że jestem w okresie okołoowulacujnym biegnę dzisiaj do lekarza, mam masę pytań do niego i jak znam życie zadam jedno z nich bo o reszcie zapomnę, a trochę dziwnie to będzie wyglądało jak wyskoczę przed nim z kartką i zacznę mu czytać te pytania. I oczywiście zapomniałam swojej magicznej teczuszki ;/, będę musiała wyjść w trakcie pracy i po nią podjechać.
I tak z innej beczki, czy wiesiołek może powodować trądzik? Kurcze obsypało mnie jak nigdy, nawet w okresie dojrzewania tak nie wyglądałam.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 czerwca 2014, 08:58
Mój pęcherzyk z prawego jajnika ma dziś 17mm. Za tydzień idę zobaczyć czy raczył pęknąć i to by było na tyle
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 czerwca 2014, 09:35
Nie wspominałam o tym wcześniej bo jakoś nie zwróciło to mojej uwagi, ale teraz siedzę sobie w pracy i tak rozmyślam, i te rozmyślania wzbudziły we mnie niepokój i smutek. W weekend mieliśmy z mężem 2 małe nieporozumienia. Maż od jakiegoś czasu ma drugą pracę, całymi dniami nie ma go w domu, ja siedzę sama w obcym miejscu. Bo przecież po 9 miesiącach od ślubu rodzinnego domu męża nie mogę jeszcze nazwać swoim miejscem. Doceniam to, że mąż się tak stara, pracuje. Wszystko układam pod niego, biegam za nim, wszystko mu pod nos podtykam, znoszę ten fakt że jestem sama i nie mam przy sobie przyjaznej duszy. Ale mąż nijak mojej pracy nie docenia, nie daj Boże żebym powiedziała coś co nie jest po jego myśli. Zaraz są wypominania że on ciężko pracuje, że on to rzuci, zrezygnuje z jednej pracy itp. Problem powstał z uwagi na to iż coraz częściej mężowi zdarza się "piwko" - jedno, dwa nie więcej, przy mnie, nie z kolegami - to również doceniam, nie mniej jednak uważam że w naszej sytuacji spożywanie tego alkoholu jest nie wskazane. Sporadycznie owszem, ale nie 3x w tygodniu. Do tego w sobotę wieczorem jak zobaczyłam, że mąż do piwa wlewa wódki to zrobiłam wielkie oczy i szybko zabrałam mu ten kufel. Jak sądziłam spotkało się to z wielką obrazą majestatu, bo przecież jak ja mogłam? On tak ciężko pracuje i ja zabraniam mu jedynej przyjemności! Nie będzie dziecka skoro tylko jedna osoba się o nie stara. Jestem zrezygnowana tym wszystkim.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 czerwca 2014, 13:55
Sierpień - po ponad rocznej walce z samą sobą postanowiłam odwiedzić psychologa. Tam od razu został mi polecony lekarz ginekolog. Następnego dnia zadzwoniłam i umówiłam się na wizytę. Temat przewodni HSG, od razu dostałam skierowanie z informacją, że w pierwszym dniu kolejnego cyklu mam dzwonić, zostanie ustalony mi termin HSG. Boże co to był za cykl (sama myśl o hsg była dla mnie przerażająca)tak bardzo się modliłam, żeby zajść w ciążę, żebym nie musiała podchodzić do tego koszmarnego badania. Ale niestety, okres przyszedł terminowo. Cała drżąc zadzwoniłam do lekarki, kazała mi zadzwonić po południu, bo musi wszystko zorganizować. Godz 19:00 dzwonię po raz kolejny i już mam termin, za tydzień czyli 29 sierpień. Ten tydzień też był dla mnie trudny, wszystkie złe emocje wyładowywałam na mężu. Nie był też całkiem bez winy, trochę mu się należało . Przyszedł dzień HSG, godz 9 idę na badanie, 9:20 już leżę na łóżku szpitalnym. Jeden jajowód udrożniony podczas badania, drugi drożny. I oficjalnie mogę powiedzieć - Strach ma wielkie oczy, O!
Wrzesień - wizyta u ginekolog z wypisem szpitalnym. Temat przewodni - inseminacja. Muszę się zgłosić w przychodni, tam dostanę do niej skierowanie do kliniki, żeby w pełni skorzystać z pieniędzy które płacę co miesiąc ZUS-owi. Poszłam, dostałam skierowanie i tego samego dnia zadzwoniłam, umówiłam się na wizytę - 27 październik
W między czasie cykl bez starań, zmiana priorytetów, zmiana postawy. Chcę mieć dziecko, ale nie muszę
Październik - wizyta w szpitalu/klinice. Wcześniej wysłałam męża na kolejne badanie nasienia (niestety znów tylko 3% morfologii). Spotkanie z parą lekarzy. I co się dowiedziałam ? Ależ Wy jesteście zdrowi! (co wy w ogóle tu robicie?) Jesteście młodzi, o in vitro nawet nie myślcie, spokojnie starajcie się do tych 2 lat, a wręcz bym powiedział, że trzeba liczyć od momentu kiedy dowiedzieliście się, że jest coś nie tak, czyli od lutego 2014. Szczęka mi opadła, znowu słyszę to samo?! nie wierzę, czy już nic mi nie zostało? Ale zebrałam się w sobie i tłumaczę, że jesteśmy zdecydowani na inseminację.
Inseminację? To nie ma problemu, w którym jest Pani dniu cyklu? 13? To proszę siadać na fotel. O pęcherzyk 18mm! Możecie jutro przyjechać na inseminację.
Ale niestety - przeszkoda - urlop postanowiliśmy pojawić się w kolejnym cyklu.
Listopad - nadszedł ten czas, kiedy mogę podjeść do inseminacji. 10 dc umówiłam się na usg u swojej ginekolog, 11 dc pojechałam na monitoring do szpitala/kliniki i tam lekarz który był taki ok podczas poprzedniej wizyty na monitoringu już ok nie jest. Wszystkie informację które mi podał okazały się jakieś sprzeczne. O pęcherzyk 17 mm, oj nie wiem czy wytrzyma do poniedziałku, raczej nie. NO jak tam chcecie, możecie zaryzykować. Do widzenia.
Wyszłam z tego gabinetu w szoku. Co? To już? I co teraz? Wsiadłam w samochód i mówię do męża - jedź.
W głowie tysiąc myśli.
W końcu podjęliśmy z mężem decyzję - nie ryzykujemy, i nie pojechaliśmy już w poniedziałek. Spróbujemy jak owulacja wypadnie na tygodniu - tak bezpiecznie.
W międzyczasie podjęłam decyzję o wizycie w poradni naprotechnologicznej. Nie mam żadnych informacfji jak leczą w Łodzi i czy są tam dobrzy specjaliści, dlatego nie będę próbować, spróbuję w Warszawie. Mam dość, ciągle słyszeć, że mam czas i że jest wszystko dobrze. Dobrze? To dlaczego jeszcze nie jestem w ciąży? Mam nadzieję, że w końcu ktoś mi odpowie na to pytanie.
Życie toczy się dalej.
Rok temu dowiedzieliśmy się o problemach z nasieniem i nic, absolutnie nic się przez ten czas nie wydarzyło. Tak sobie myślę, że ten cały rok był dla mnie koszmarnie trudny. Musiałam nauczyć się żyć ze świadomością niepłodności, musiałam nauczyć się radzić z moimi emocjami. Nauczyć się akceptować kolejne ciąże i nie wpadać z tego powodu wu depresje. Czy mi się udało? Po części tak. Ale gdy tak spoglądam w przeszłość i patrzę w teraźniejszość zastanawiam się dlaczego jestem w tym samym miejscu co rok temu. Dlaczego to nie mnie spotkał cud w postaci dziecka, dlaczego trafiło na inne starające się a mnie ominęło. I to aktualnie boli najbardziej. To my z mężem a właściwie ja i moje emocje musimy dalej walczyć.
Czuję się przegrana.
"Projekt Egoistka
Kochana 5 miesięcy temu zmarł Tomek. Dokładnie rok temu zdiagnozowano u niego raka. Byliśmy osiem lat małżeństwem i kochaliśmy się jak szaleńcy o czym wiedzą wszyscy, którzy spotkali się z nami w ramach warsztatów Projektu Egoistka. To miejsce w którym jesteś również jest owocem naszego związku - stworzyliśmy je jako świadomą odpowiedź na to co chcemy dać światu - naszą filozofię życia "pozytywny egoizm" czyli życie w zgodzie z tym co wewnątrz Ciebie a nie na zewnątrz. Inaczej życie świadome zamiast automatyczne.
Chcę się z Tobą podzielić 19 lekcjami, które odebrałam od życia wraz z nagłym odejściem Tomka.
1. Zamiast generować plany B, C i D skup się na doświadczeniu chwili, bo za chwilę może się okazać, że Twoje plany nie są aktualne.
Miałam wiele koncepcji i planów "awaryjnych" dotyczących terapii Tomka. Byłam absolutnie pewna, że któryś musi zadziałać. Jednak nie zadziałał. To była najcenniejsza lekcja, która uświadomiła mi to co w punkcie drugim: nie jestem aż tak wszechmocna jak mi się wydawało
Emotikon wink
Oraz to, że sztywne koncepcje w umyśle powodują, że zamiast skupić się na teraz skupiasz się na przyszłości, która i tak jest zmienna. W konsekwencji marnujesz cenny czas.
2. Przyjmij, że są rzeczy na które nie masz wpływu. Uważanie, że możesz wszystko to przejaw dumy, pychy i narcyzmu.
Są rzeczy silniejsze i bardziej potężne od Ciebie. I nie jest to myśl przygnębiająca lecz wręcz odwrotnie uwalniająca. Skoro bowiem nie masz wpływu na wszystko nie musisz zajmować się wszystkim! Możesz zająć się tym na co masz wpływ - na swoje wybory, nastawienia czy zawartość swojego umysłu (myśli, emocje). Zyskujesz więc czas na rzeczywistą pracę, która buduje poczucie wewnętrznej mocy.
3. Nie podejmuj ważnych decyzji gdy Twój umysł jest zmącony i zakłócony wątpliwościami.
Gdy nie masz przejrzystego umysłu lecz wypełniony jest on lękami, wątpliwościami, oczekiwaniami - każda decyzja, którą podejmiesz będzie rodziła pomieszanie! Jeśli więc chcesz podjąć ważną życiową decyzję rozpocznij od oczyszczenia umysłu, uspokojenia i wyciszenia. Nigdy nie podejmuję decyzji gdy czuję presję! Nie pozwalam też by ktoś ją na mnie wywierał. Daję sobie tyle czasu ile potrzebuję by rozwiązanie się pojawiło - mam zaufanie do przestrzeni i szacunek dla siebie.
4. Nie pozwól by ktoś odebrał Ci nadzieję i przekonanie o wartości tego co robisz
Wiele razy w trakcie terapii ludzie (w szpitali i nie tylko) starali się odebrać nam nadzieję. Dzięki temu, że nie utraciliśmy przekonania i pewności co do własnej ścieżki, doświadczenie choroby i śmierci nas transformowało. Zachowaliśmy radość życia, miłość i bliskość między sobą. Nie daliśmy się wciągnąć okolicznościom zewnętrznym. Pisaliśmy, spacerowaliśmy, oddychaliśmy, prowadziliśmy warsztaty i budziliśmy się z energią na to by stawić czoło temu co przed nami. Dzisiaj zaś jestem tutaj pełna sił i uśmiechu zamiast pogrążona w rozpaczy odziana w czarne sukno...
5. To czego najbardziej się lękasz może stać się Twoją największą siłą.
Mój największy lęk dotyczył tego, że stracę Tomka a wraz z nim zdolność odczuwania miłości. I straciłam Tomka lecz nie miłość. To doświadczenie ukazało mi dwie rzeczy po pierwsze, budowałam poczucie bezpieczeństwa nie w sobie lecz w Tomku. Po drugie jeśli Ty nie zamkniesz własnego serca nic tego nie uczyni. Dzisiaj buduję poczucie bezpieczeństwa na miłości do siebie i zaufaniu, że sobie poradzę w każdej sytuacji. I tak jest. Przekroczenie własnego lęku dało mi niewyobrażalną siłę. Zawsze gdy się zmierzysz z tym czego najbardziej się lękasz uzyskasz wolność - znikną bowiem Twoje demony i nie masz przed kim uciekać, przed czym się zabezpieczać
Emotikon smile
6. Ustal życiowe priorytety nim życie zrobi to za Ciebie.
To ważne by poświęcać czas na to co kochasz i co dla Ciebie priorytetowe właśnie po to by nie powiedzieć, że coś straciłeś czy przegapiłeś. Jak mawia mój buddyjski przyjaciel: "Nie ma na świecie takiej instytucji do której możesz pójść i poprosić o zwrot czasu, który zmarnowałeś." Czas jest zatem cenniejszym dobrem niż pieniądze, sukcesy i wszystko co dostępne w świecie zewnętrznym. Zanim życie pozbawi Cię tego co cenne zadbaj o to
Emotikon smile
Spędzaliśmy z Tomkiem 24/h na dobę, zawsze byliśmy blisko. Mam poczucie, że wykorzystałam każdą daną nam chwilę.
7. Nie myśl, że jesteś niezniszczalny. Jesteś człowiekiem a nie robotem.
Jeśli myślisz, że możesz żyć na kredyt nie dbając o swoje ciało czy energię to się mylisz. Widziałam jak po kolei wyłączają się narządy Tomka - wtedy zdałam sobie sprawę jak skomplikowanym układem jesteśmy i jaki powinniśmy mieć głęboki szacunek do własnego ciała. Każdy organ jest połączony z innym i ma swoje zadanie do wykonania - jeśli mu w tym przeszkadzasz zaburzasz równowagę w Twoim organizmie. Bez życiowej energii i tak nic nie dasz światu.
8. Wykorzystaj każdą chwilę swojego życia - nie wiesz kiedy się skończy.
Cieszę się każdą chwilą i odkryciem. Korzystam z tego by doświadczać świat zmysłami - nie wiem bowiem kiedy przestanę
Emotikon wink
Nie odkładam nic na jutro - jutro bowiem nie istnieje. Bardzo wyraźnie to sobie uświadomiłam gdy po pogrzebie wróciłam do domu i zobaczyłam otwarty komputer Tomka z urwaną w pół zdania książką... Nie dostaniesz drugiej szansy by skończyć to co zaczęłaś lub też zrobić to o czym marzyłaś. Rób to od razu. Jak tak żyję i nie tracę czasu na narzekanie, czy użalanie się nad sobą wiem, że to nie jest dobra inwestycja.
9. Bądź żywy a nie martwy za życia. Będziesz martwy gdy Twoje życie się skończy.
Będziesz leżał i doświadczał bierności gdy zabraknie Ci życiowej energii - póki ją masz korzystaj! Pamiętam, że najtrudniejszym doświadczeniem było dla nas to, że na koniec mimo iż Tomek chciał tworzyć, biegać i uprawiać wiele aktywności - brak życiowej energii mu to uniemożliwiał. Cierpiał z tego powodu, czuł jak uchodzi z niego życie, które zawsze tak kochał - zawsze przecież uprawiał sport, pracował z ludźmi, pisał, czytał, jogował. Naprawdę dziwię się gdy widzę kogoś w pełni sił kto zamiast wykorzystać swój potencjał leży i gnuśnieje narzekając jak to mu się nie chce ruszyć...
10. Pamiętaj, że jesteś tutaj na chwilę i w jakimś celu - odkryj w jakim.
Mamy określony czas na to by odkryć swoją ścieżkę a następnie wyrazić siebie dzieląc się tym co wartościowe z innymi. To Twój wybór czy to zrobisz czy będziesz żył jak w hipnotycznym śnie odtwarzając bezrefleksyjnie schematy z domu lub też dając się zniewolić opinii innych. Tomek stworzył wartościowe projekty, które pomogły tysiącom ludzi, napisał książki, pomnażał miłość. Odkrył swój potencjał i go wykorzystał w dobrym celu. Wtedy nie czujesz, że odchodzisz zmarnowawszy swoją szansę, lecz jesteś pełny.
11. Nie ważne jak długo żyjesz lecz jak żyjesz.
Nie rozumiem gdy ktoś mówi mi, że ważne jest by przedłużyć swój żywot. Możesz mieć 90 lat i być tak znudzony i zmęczony życiem, że i tak zamiast z niego korzystać jesteś bierny. Nie ważne jest jak długo żyjesz lecz jak Twoje życie wygląda. Nie zależy mi na tym by żyć długo lecz by zdążyć urzeczywistnić swój potencjał i wykonać zadanie z którym tutaj przyszłam
Emotikon wink
Wiem, że będę żyła tyle by to zrobić. Niektórzy wykonują je wcześniej więc wcześniej odchodzą. Codziennie czynie swoje życie wartościowym. To jest wybór.
12. W życiu nie ma dobrych i złych zdarzeń są tylko zdarzenia to Ty nadajesz im wartość.
Nic nie jest "dobre" lub "złe" doświadczenia są neutralne a to Ty w procesie interpretacji nadajesz im wartość. Możesz więc wybrać jak odbierzesz daną sytuację. Nic nie musi Cię złamać. Warto zatem pracować nad nastawieniem a nie nad zdarzeniami.
13. Twoje oczekiwania staną się Twoim największym oprawcą. Porzuć je!
Oczekiwania nigdy nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością. Jeśli doświadczamy czegoś niezgodnego z naszymi oczekiwaniami będziemy wikłać się w zakłócających myślach i emocjach (frustracja, poczucie starty, żal) które odbierają nam świeżość życia. Wtedy kierujemy wzrok w przeszłość i tracimy z pola wiedzenia teraźniejszość, która realnie może wpłynąć na przyszłość.
14. Życie ma niewiarygodną siłę transformacji jeśli nie stawiasz mu oporu.
Opór rodzi ból. Zmiana niesie rozwój. Zamiast się buntować otwieram się na to co przynosi życie. Przeszłam tę lekcję wraz ze śmiercią Tomka. Teraz niewiele rzeczy generuje mój opór a gdy się on pojawia wiem, że gdy puszczę doświadczę lekkości. Już raz tego doświadczyłam więc wiem co zyskuję gdy się nie opieram.
15. Miłość to najbardziej twórcza z emocji dostępnych na ziemi. Odblokuj jej przepływ.
Nie ma nic cenniejszego ponad doświadczenie miłości. Miłość jest wszechobecna lecz jeśli nie potrafimy się dostroić do obierania jej mamy wrażenie, że jesteśmy jej pozbawieni. Gdy zwolnimy blokady (oczekiwania, sztywne koncepcje, lęki) zaczniemy ją odczuwać.
16. Każdy koniec rodzi początek nowego.
Nowe zawsze jest interesujące. Stare już znasz i wiesz czego możesz się spodziewać - stare nas usztywnia. Nowe rodzi elastyczność i świeżość. Zamiast więc wciąż tkwić w starym wyjdź do nowego. Zmiana sama w sobie jest wartością pozwala Ci lepiej zrozumieć siebie i świat, Twoje lęki i ograniczenia a następnie je przekroczyć. Rozwój nie odbywa się na szkoleniach czy w domu z książką lecz w życiu gdy mierzysz się z nowymi sytuacjami. Najwięcej nauczyłam się gdy życie mnie nie oszczędzało
Emotikon wink
17. Niewiedza nie uchroni Cię przed trudnym doświadczeniem. Wiedza pozwoli Ci uczynić z trudnego doświadczenia lekcję.
Niewiedza nas nie usprawiedliwia i nie gwarantuje bezpieczeństwa. Strategia strusia polegająca na "chowaniu głowy w piasek" to wyłącznie ucieczka. Dlatego zawsze lepiej wiedzieć i podjąć świadomy wybór - świadomie tworzysz wtedy skutki własnych działań. Dotyczy to wyboru pracy, rodziny czy własnego zdrowia.
18. Nie traktuj "osobiście" niczego co Cię spotyka, nawet siebie!
Zamiast się obrażać na świat i ludzi, walczyć o swój wizerunek po prostu przestań traktować wszystko osobiście. Nawet gdy ktoś Cię obraża to przecież od Ciebie zależy czy to przyjmiesz czy nie. Nikt nie może Cię skrzywdzić jeśli mu na to nie pozwolisz. Przestałam tak poważnie traktować siebie i życie gdy zrozumiałam, że wszystko co nas spotyka jest interesujące i cenne dlatego, że możemy tego doświadczać. Zresztą uważanie, że wszystko dzieje się z Twojego powodu to skrajny egocentryzm! Ktoś jest zły, zdenerwowany bo odczuwa takie stany (są one w jego umyśle) a nie dlatego, że Ty się pojawiłaś
Emotikon wink
19. Nie użalaj się nad sobą - żal rodzi poczucie bycia ofiarą. Zacznij wybierać.
Bycie ofiarą pozbawia Cię mocy sprawczej. Masz wpływ na to co Cię spotyka a na pewno na to jak to odbierzesz. Zacznij więc zmieniać warunki zamiast się nad nimi użalać. Jeśli nie masz na coś wpływu to zaakceptuj to i odpuść - żałowanie i tak nic da. Nie marnuj życiowej energii! Nie skorzystałam z pokusy użalania się nad sobą gdy stałam się 27 letnią wdową. Zamiast tego wybieram życie i jestem szczęśliwa.
ŻYCIE TO WYBÓR!"
Ciągle jestem po różowej stronie, w maju tylko na chwilę przeniosłam się na fiolet nie trwało to długo - ciąża biochemiczna i od tamtej pory tylko róż. Zaczynam nienawidzić tego koloru.
Rok 2015 nie był dobrym rokiem, w pierwszej połowie próbowaliśmy inseminacji. Po wielkim rozczarowaniu, walczyłam z sobą czy iść za ciosem i działać w kierunku in vitro czy jeszcze poczekać. Czas działał na moją niekorzyść, zwłaszcza że nad głową wisiało widmo końca programu. Zawirowania polityczne, zmiana rządu etc. Zdecydowałam się w lipcu. Lekarka od razu odradziła nam tą metodę bo udało się zajść w ciążę i doradziła jeszcze kilka prób inseminacji. Zapewniła, że jeśli iui się nie powiodą to spokojnie pod koniec roku podejdziemy do in vitro bo środki są. Zrobiłam badania które mi zleciła i pojechaliśmy do novum w celu kolejnej iui, ale gdzieś w trakcie oczekiwań na kolejny cykl naszły mnie wątpliwości. I zrezygnowałam. Pojechaliśmy znów pytać o in vitro, to był wrzesień. Usłyszeliśmy, że środków nie ma i musimy się kontaktować w listopadzie i dopytywać. Zarejestrowano nas do programu w związku z czym pojawiły się duże nadzieje. W listopadzie zmieniłam lekarza, zlecił mi kolejne badania i zapewnił, że pod koniec listopada będzie wizyta kwalifikacyjna. Okazało się jednak, że żadnej wizyty kwalifikacyjnej nie będzie bo program w czerwcu się kończy i nie wiadomo czy zostaną przyznane środki. Kazano dzwonić w styczniu. Już wtedy z mężem uzgodniliśmy, że jeśli dalej będziemy wodzeni za nos to jedziemy do Białegostoku i robimy in vitro komercyjnie. Dlaczego Białystok? Bo tam jest najtaniej, ale nie wiem czy za taniością idzie też jakość. To ryzyko które muszę podjąć, chociaż bardzo się boję. I tak rok zakończył się z takimi wiadomościami. W międzyczasie borykałam się z różnymi niedogodnościami pozostałymi po stymulacji hormonalnej, min. problemy z cerą, rozregulowany cykl, brak owulacji. Pod koniec roku poddałam się zabiegowi histeroskopii który się nie udał, bo moja szyjka mimo ogólnego znieczulenia pozostała zamknięta i nie było możliwości dostać się do wnętrza macicy. Na rok 2015 wykorzystałam limit pecha. Ten 2016 też nie zaczął się dobrze, bo mimo iż jest dziś dopiero 8 styczeń już wiem, że nie zostanę zakwalifikowana do rządowego programu, bo w pierwszej kolejności są realizowane procedury par które już są w programie, a dopiero na końcu, jeśli jakieś pieniądze zostaną będzie można kwalifikować nowe pary. Kiedy to będzie i czy do czerwca udało by mi się zakwalifikować, nie wiem. Do tego jest obawa, że leki do ivf wraz z końcem programu przestaną być refundowane, a wtedy ivf będzie bardzo drogie. Po przemyśleniu wszystkiego zapisałam się na wizytę do Białegostoku. To będzie już moja 3 klinika. Mam ogromne wątpliwości, boję się że nie starczy nam pieniędzy, że nie poradzimy sobie w tej materii Odkładaliśmy pieniądze na remont, bo nasza łazienka jest w opłakanym stanie, wstyd kogoś zaprosić. Ale chyba trzeba będzie zagryźć zęby i poczekać jeszcze jeden rok. Chciałabym, żeby ten rok był moim ostatnim w walce o dziecko, żeby w końcu nam się udało.
Malinko, a może pomyślisz o castagnusie? On podobno łagodzi, bardzo uciążliwy zespół przedmiesiączkowy. Ja sie nad nim zastanawiam...Tylko trochę sie boje, zeby mi niczego nie rozregulował, z tym ze jest w pełni naturalny. Musiałabyś zapytać lekarza.
Tak, dzisiaj o nim myślałam. Póki co dzisiaj kupiłam magnez. Podobno też działa. Kochana Ty się nie bój że zioła coś ci rozregulują. One na pewno Ci nie zaszkodzą.