Jeszcze nie wiem, co z tego będzie. Jeszcze nie wiem czy wszystko sie uda, ale dzis.. Dzis jestem w ciąży.
27.03 - beta 33.8, prog 33.92
29.03 - beta 91.8 ❤️
31.03 - beta 245.4 💜
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 listopada, 10:27
Dzidzia zdrowo rośnie, ma 65mm, serduszko pięknie bije. Szyjka w porządku 😊 ryzyka wszystkie niskie, więc mogę spać spokojniej.
Nadal nie wiemy kto mieszka w brzuszku, ale nie ma to aktualnie żadnego znaczenia.. Poczekamy. 🤗
Od czasu ostatniego wpisu dostalam w gratisie do ciazy cukrzycę ciazowa 🙈 wizyta u diabetologa to śmiech na sali, więc poki co stosuje sie do zaleceń "tego diabetologa" w oczekiwaniu na wizytę u kogos innego.
Od tamtej pory okrutnie mecza mnie mdłości, schudlam 0,5kg (co przy mojej wadze jest zla wiadomościa), nie mogę mówić..
I to ostatnie bylo dla ginekologa dziś niepokojace. Dostałam receptę na tabletki przeciw mdłościom i zalecenie wizyty u gastrologa, bo wg niego to refluks powoduje wszystko, co w efekcie końcowym daje utratę głosu.
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 listopada, 10:28
Pierwsze kopniaki 💙 to dzis poczulam Cie tak w 100%. Nie musiałam sie zastanawiac, czy to ty ❤️ kopniak nie byl jeden, a trzy, potem kolejny. Cieszę się, ze tam jesteś. Mimo tego, ze nadal nie wiem czy jesteś chłopcem czy dziewczynka 😉
***
Od dwóch tygodni przyjmuje insuline. Czuję się jak dziecko we mgle.. Co rusz probuje zjeść coś innego, a wyniki pojda w dobra stronę, za chwilę zawracają i znow zwiekszam dawke.. Niby nie jest tego duzo, a jednak nadal czuje sie w tym niepewnie 🥺
Na początku męczące bylo mierzenie cukru 6x dziennie.
Teraz męczące jest mierzenie cukru codziennie o 3 w nocy..
Od dwóch tygodni zasypiam po 3.. Od dwóch tygodni moja noc to właściwie pol nocy.
Czekam na sensor, mam nadzieję, ze on mi nieco poprawi moja jakosc snu, a bynajmniej to, ze nie bede musiala wstawać i sie rozbudzać. Problem w tym, ze "pracę techniczne w NFZ" skutecznie utrudniają jego wyslanie.. Choć wziąz ludze się nadzieja, ze jeszcze tylko kilka dni.
Nie wiem czy to coś zmieni, nie wiem czy będzie lepiej. To sie okaze, ale poki co trzyma mnie to jeszcze przy tych lekko nieprzespanych nocach.
Ale wiem, ze robię to nie dla siebie, a dla tego małego człowieka, ktory rośnie w moim brzuszku 💙❤️
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 lipca 2023, 23:55
W końcu się ujawniło, a właściwie.. ujawniła. Będziemy mieć córeczkę 💕 a nasza córeczka siostrę. Oczami wyobraźni widzę je we dwie, jak razem się bawią, tańczą, później czeszą, płaczą i pocieszają, gdy coś pójdzie nie tak. Widzę je dwie, podobne do siebie, niczym bliźniaczki. Czy tak będzie? Nie wiem, ale zrobimy wszystko, żeby miały taką możliwość. Żeby były razem ze sobą i obok siebie szczęśliwe ❤️
Malutka waży 356g, wszystko jest w porządku.
Za miesiąc mamy sprawdzić serduszko jeszcze raz, bo lekarz zauważył ognisko hiperechogeniczne, które to może być "taką urodą" lub ubytkiem. Nie mniej jednak nie martwię się. Lekarz też nic nie mówił o ewentualnościach i prawdę mówiąc, cieszę sie z tego. Niczego by to przez miesiąc nie zmieniło, a ja tylko bym się zamartwiała. Lepiej poczekać, sprawdzić i JEŚLI będzie potrzeba, martwić się później.
Siedzi sobie główką w górę, kopie mamę po pęcherzu, ma się dobrze. Mała wiercipięta.
Ja walczę z cukrzycą ciążową, choć na tym etapie przyzwyczaiłam się już do insuliny.
Walczę tez z rwa kulszowa, która mnie nawiedziła i na 90% winowajca jest ta mała akrobatka w brzuchu.
Poza tym.. Gdy zastanowię się nad samym stanem "bycia w ciazy" czuje się.. dziwnie. Jakby nadal nie dotarło do mnie, ze jestem w ciąży, ze to sie dzieje, a ja jeszcze w tym roku bede mama kolejny raz. Czuję, że nie mam radości z tej ciazy, ze nie cieszę się nia tak jak powinnam - cos wisi nade mna i nie wiem co. Moze trauma po poprzedniej ciazy? Która choc skończyła się dobrze to jednak odbila piętno na moim stanie psychicznym? Nie wiem.. Ale wiem, ze to nie moze tak wyglądac, bo zaraz minie czas, a ja obudzę się na porodówce 🙈.
Najgorsze jest to, ze z kazda wizyta sobie powtarzam "teraz już uwierzę", ale wcale tak nie jest.. Przekładam to na kolejną i kolejną.. Nawet nie umiem dobrze tego wytłumaczyć. Przecież mi się nie wydaje, to nie jest początek ciazy, czuje ruchy, kopniaki..
Jest po prostu dziwnie, ciężko.
Wczorajsza wizyta była ciężka, bo migrena nie odpuszcza mi juz 7 dzień.. Nie pomaga totalnie nic, więc właściwie szłam na te wizytę, bo musiałam.
Z dzidzią wszystko w porządku, waży 480g, więc bardzo podobnie do swojej siostry. Cała reszta w porządku, stabilnie, ale.. dostałam skierowanie do poradni patologii ciazy. Prawdę mówiąc myslalam, ze mnie to ominie, ale no nie.. Ciaza zagrozona, wysokiego ryzyka to muszę być pod kontrolą. Cale szczęście, ze otworzyli nam poradnie przy szpitalu, w którym rodzilam i nie bede musiala jeździć do Krakowa, bo o ile w poprzedniej ciazy nie bylo to problemem, o tyle teraz nie wyobrażam sobie takich podróży z Zuzia.
Jedyne, co mnie martwi to cisnienie.. Ostatnio jest lekko podwyższone, lekarz kazal badac 2x dziennie do konca tygodnia i zobaczymy. Ale szczerze? Jestem na 99% pewna, ze i tak leczenie w tym zakresie mnie nie ominie, kwestia czasu. 🤷♀️
Wczoraj byłam na powtórce badań połówkowych skontrolować ognisko hiperechogeniczne. Idąc na badanie myślałam sobie "przecież w większości przypadków to ognisko znika, idę tam pro forma". Tak jednak nie było.. Ognisko hiperechogeniczne jest nadal. Dodatkowo ujawnił sie ubytek w przegrodzie międzykomorowej. Lekarz zalecił wizytę u kardiologa płodowego.. Podejrzenie VSD.
Tak - wiem, ze wada moze zaniknac, ubytek sie zrosnac. Tak - wiem, ze wielu ludzi z tym po prostu zyje. Tak - wiem, ze to tylko 25% na poważniejsza wade genetyczna. Ale dla mnie te 25% to duzo..
W piątek mam wizytę w poradni patologii ciazy. To oni będą podejmowac dalsze decyzję, co do opieki nade mna i ciaza. Pozostaje czekać.. Obciążeń mam tyle, że pewnie tam zostanę. Moze to i lepiej? Metlik w głowie..
W pierwszej ciąży jezdzilam do poradni patologii ciazy w Krakowie. Tam byla to bardziej "dodatkowa kontrola". Tym razem kieruję sie do Katowic, tutaj jest inaczej. Jeśli lekarz z poradni uzna to za konieczne, poradnia przejmuje pacjentkę w całości, czyli.. zmieni mi sie prowadzący.
Z jednej strony sie o to nie martwię, bo znam chyba wszystkich lekarzy z tego szpitala przez moje poprzednie wizyty w tym szpitalu.
Z drugiej strony.. Jakos tak dziwnie, zmienic lekarza, miejsce. Tu, gdzie chodziłam teraz mialam blisko. Tam muszę dojechać samochodem. I choć odległość nie jest ogromna to ilość korków moze spowodować, ze bedzie to wyjazd na cały dzien.
Wracając jednak do pozytywnych aspektów.. Zostało maksymalnie 100 dni do poznania małej. Małej, która na ten moment waży 744g, jest w 21 percentylu. Malej, która kopie mame po pęcherzu i gdzie badz, dając o sobie ciągle znać.
Czy jestem gotowa? Zdecydowanie nie.. Organizacyjnie leze i nie mam ogarnięte nic. Nie czuje flow z przygotowaniami pokoju, czy innych rzeczy, które beda nam potrzebne. Ale.. Cokolwiek by sie nie dzialo, zdążę, bo przecież nie mam innego wyjscia.
Tydzień wcześniej trafiłam do poradni patologii ciazy. Przejeli mnie w całości, zatem mam nowego prowadzącego (cale szczęście, ze ten sam lekarz w poprzedniej ciazy towarzyszył mi przy każdej wizycie w szpitalu, więc czulam sie.. bezpieczniej). Wizyta bardzo dokładna, a co za tym idzie.. szczegółowo zostało mi wyjaśnione, ze istnieje wysokie prawdopodobieństwo tego, ze problemy okolociazowe sie powtórzą. I jak grom z jasnego nieba podczas pierwszej wizyty padla informacja, ze szyjka ma 22mm.. Gdzie kilka dni wcześniej miala 36mm.
Nakaz lezenia, wymazy, kontrola za tydzień.
Przyszedł czas na kontrolę szyjki i decyzję, co dalej.
Tak jak się spodziewałam, nie ma możliwości założenia go w poradni, więc muszą mnie przyjąć na oddział (kocham ten system 🤦♀️). Wszystko w porządku, tylko.. Czy nie mogłoby to być w poniedziałek?
I tu usłyszałam cos, co mnie jednak zaskoczyło. "W poniedziałek nie będę mial juz na co Pani zakładać pessara". Szyjka skróciła się do 15mm. Rozwarcie zewnętrzne, wewnętrzne..
A wiecie co jest najgorsze? Że naprawdę ostatni tydzień lezalam, nie dźwigałam, nie nosilam. Z powodu ograniczenia aktywności do minimum rozbolał mnie kręgosłup, a to i tak nic nie dalo..
Historia lubi sie powtarzać. Ciekawe czy tylko w tym zakresie, bo wg lekarzy jest duże ryzyko powtorki calosci. I tak sobie myślę, ze cos moze w tym byc, bo dzidzia dzis w 18 centylu (norma, choć nisko), do tego dużo wod (jeszcze nie ZA dużo, ale dużo).
Tak czy siak, niech zrobią, co trzeba, by zabezpieczyć dziecko. Cokolwiek by sie nie dzialo, damy rade!
27+2 wracamy do domu. Witaj pessarze! Rozgość się i trzymaj jak najlepiej.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 września 2023, 22:09
7 miesiąc kalendarzowy, 7 miesiąc ciazy, 70%
W minionym tygodniu założono mi pessar - szyjka miała 15mm, lejek, rozwarcie zewnętrzne. Czuję się dobrze, ale z uwagi na to, że mam napięcia brzucha musiałam zostać w szpitalu na 3 dni, żeby kroplowki z magnezem to uspokoiły. I faktycznie.. Przy kroplówkach brzuch sie nie stawial. Teraz biorę magnez w tabletkach, ale widzę, ze skuteczność ma mniejsza, mimo sporej dawki. Co dożylnie to jednak dożylnie 😅
Echo serca potwierdziło VSD, ubytek ma 2mm, ale.. wszystko pozostałe jest w porządku, więc Pani Doktor, która robila USG uspokoila nas, ze nie wymaga to zadnej operacji i prawdopodobnie sie zrosnie. Moze jeszcze w brzuchu, moze po porodzie, moze później, ale poza kontrola u neonatologa/pediatry/kardiologa (w zależności od sytuacji) nie widzi konieczności martwienia sie. Uff 🍀
Jednak oprócz serduszka, po zebranym wywiadzie Pani Doktor dokonala tez reszty pomiarow i.. stwierdziła podwyższony opór na tętnicy pepkowej 🙄 przy okazji stwierdzając, ze jesli pewne problemy mialam w poprzedniej ciazy, to szansa na powtórkę wynosi 50%. I proponuje mi spakować torbe do szpitala wcześniej.
Z tymi wynikami pojechałam do poradni patologii ciazy.
Na kontroli okazało sie, ze pessar sie wywinal 🙄 mial zla pozycje, więc Pan doktor dokonal "repozycji" - juz zdazylam zapomnieć ten dyskomfort przy ściąganiu, a tu masz.. Musieli mi przypomnieć 😅 na szczęście cala reszta w tym zakresie jest w porządku.
Pan Doktor sprawdził również ubytek, zauważył kilka ognisk hiperechogenicznych, ale potwierdził to, co wczesniej powiedziała Pani Doktor, czyli.. nie martwimy sie.
Jednak w kwestii przepływów nie mial dobrych wieści, bo również wyszły podwyzszone. No coz.. Poza obserwacja nie mozna z tym nic więcej zrobić, bo wszystko, czym można byłoby to próbować leczyc biore odkad starałam się zajsc w ciążę. Pozostala tylko kontrola i obserwacja przyrostów wagi u malej.
Tak czy siak.. Nie martwię sie. Znam juz te "rejony", wiem, ze damy sobie z nimi rade, nawet jeśli znow nie donosze ciazy. Wszak mamy juz 1028g! ❤️
Córeczko, badz waleczna jak siostra! Ona dala rade, ty też dasz!
Jesteście do siebie takie podobne na zdjęciach, więc mam nadzieję, ze nie tylko w tym zakresie będzie widać wasze podobieństwo ❤️ my tu spokojnie na Ciebie zaczekamy z tata i siostra 🥰
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 listopada, 10:24
Jeszcze niedawno nie sądziłam, ze to możliwe. Jeszcze niedawno każdy bol, skurcz powodowal mysl, czy historia sie powtórzy. Dzis wiem, ze dwie choc podobne do siebie ciąże, wcale nie musza byc takie same.
I choc jeszcze jestem w wielkiej niewiadomej, choc jeszcze nie wiem, jak sie to wszystko skończy to jestem spokojna, bo ciaza jest donoszona. Jasne, niczego to nie zmienia. Sa wczesniaki, które swietnie sobie radzą i sa dzieci donoszone, które maja mase problemów, ale dziś jestem w miejscu, w którym nie bylam. W miejscu, które zabrala mi poprzednia ciaza. Dzis moge oczekiwać naglego odejscia wod, nasilania sie skurczy czy czegokolwiek innego, co zwiastuje porod. I choc nie mam gwarancji, ze wszystko skończy sie szczęśliwie i nikt mi jej nie da, to cudownym jest to oczekiwanie na TEN dzien.
Dzien, który zna tylko nasza druga corka. To ty malutka wybierzesz sobie dzien, w którym zechcesz poznac nas - swoich rodzicow, siostrę i cala resztę familii, która nie może sie Ciebie doczekać.
Jest mi ciężko, bardzo zle sypiam. Brzuch moze nie jest ogromny, ale jak na kogos, kto waży normalnie 45kg jest on.. utrudniający zycie. Jest mi ciezko, ale wytrwam, bo czym jest tydzien w porównaniu z latami, które nas czekaja? Te dni, nawet cala ciaza, to tylko ulamki naszego wspólnego zycia, które choc dzis sa dla mnie ciezkie, zostana rozmyte przez te nowe, pelne radosci, az pewnego dnia, gdy zostanę zapytana jak zniosłam ciaze to nie bede już pamiętać tego samopoczucia.
Jeszcze tylko trochę, jeszcze tylko kilka dni i nasza rodzina znow sie powiększy ❤️
Resztę napisze jutro, bo mialam male przygody, muszę troszkę odpocząć. 😊
EDIT: miało być "jutro", wyszlo 2 tygodnie 🙈
Ok. 9 bylam już na bloku porodowym. Najpierw rozmowa z polozna, potem z anestezjologiem, az w końcu idziemy na sale.
Dostalam zastrzyk i czekamy.. Nie sądziłam, ze juz tutaj będzie problem. Znieczulenie zadzialalo tylko z jednej strony. Tzn., po zastrzyku jedna strona od razu zaczęła działać jak należy, a druga baaaaaaaaardzo powoli. Musieli mnie wstrząsnąć 😂 (dosłownie polozyli mnie na lozku i obracali tym lozkiem ze mna jak shakiem przy drinku, tylko powoli). W końcu anestezjolog uznal, ze poda znieczulenie jeszcze raz i zadzwonił do lekarza, ale zanim ten zszedl, zaczęłam czuć, ze sie cos rozkreca i ostatecznie nie musialam byc znieczulona dwukrotnie, ale te jedna stronę mialam ewidentnie słabiej znieczulona.
W pewnym momencie operacji czulam bol w barku i anestezjolog tłumaczył, ze to kwestia właśnie znieczulenia z tej strony.
Mam w glowie jakiś urywek o podawaniu atropiny i epinefry
Operacja trwala dłużej, bo mialam sporo skrzepow w macicy to raz. A dwa, ze jak skończyli mnie szyć i zaczęli myć to zaczęłam krwawić. Najpierw myśleli, ze moze powierzchownie, ale potem Pani dr stwierdziła, ze nie jest przekonana i nie będzie ryzykować, więc.. Otworzyli mnie znowu i szukali zrodla krwawienia. Znalezli, przypalili i zszyli z powrotem. 😊 Cos bylo nie tak, bo nie mogli zatamować tego krwawienia i dyskutowali odnośnie heparyny itd.
Coś mi świta o tym, ze mialam tez podawana epinefryne i atropine, ale dokładnie nie pamiętam tego momentu.
W tym czasie malutka zostala przekazana tacie. Ja plakalam z radości, a on ja tulil i mowil "cii, cichutko". Śmiałyśmy sie z poloznymi i lekarkami, ze chyba za długo to wszystko trwa i mala się denerwuje. W koncu, o 11:45 dostalam mala na pierś i moglam ja przytulić ❤️ przewieziono mnie na sale i czekalam na pionizacje.
Po pionizacji kazałam od razu usunac cewnik, bylo poko. 😊 Śmigalam sobie bez problemu. Takze koniec końców wszystko skończyło sie dobrze.
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 grudnia 2023, 22:41
Nie sądziłam, ze taki wpis kiedykolwiek tu powstanie.
Jestem szczęśliwa, ale też zaskoczona, przerażona, niepewna..
Wiedziałam i zawsze wierzyłam, ze cuda sie zdarzają, ze życie jest przewrotne i niespodziewane, ale ze aż tak? Ze trafi na mnie?
Nie jestem w stanie napisać tu nic mądrego, moze przyjdzie jeszcze na to pora. Poki co, wiem jedno - jestem w ciąży i spodziewam sie trzeciego dziecka ❤️ rosnij okruszku!
Marzec i kwiecień były dla mnie trudnymi miesiącami. Ogrom pracy, stresów, natłok obowiązków, stres x1000, nieprzespane noce, przeciążenie organizmu - to tylko skrót tamtego okresu. Gdy przyszedł termin spodziewane miesiączki stwierdziłam "okej, pewnie będzie jutro". I tak mijał jeden dzień, drugi.. Zaczęłam się zastanawiać o co kaman, przecież zawsze był w terminie, ale podobnie jak mój eM. uznałam, że pewnie wszystko powyżej spowodowało, że coś się przesunęło i będzie lada dzień. Śmialiśmy się nawet, że to przecież niemożliwe, był tylko raz, w dodatku po dniach płodnych. Ale gdy minął tydzień stwierdziłam, że mam już dość tego czekania.. Idę do sklepu po najlepszy wywoływacz okresu - test.
Gdy go robiłam, ręce mi się trzęsły jak za pierwszym razem.. Gdy kilka sekund później zobaczyłam to, co na teście powiedziałam głośne "o ku*wa".
Poszlam do eM., pokazałam, co widziałam i usłyszałam "chyba żartujesz, niemożliwe". Tego samego dnia poszłam do labo.. Złudzeń nie było - beta ponad 2 tysiące. 🫣
I wtedy nastąpiło pierwsze przerażenie - kilka miesięcy po cc, a co jak jest w bliźnie? Do czasu wizyty te myśli mnie nie opuszczały. Na szczęście wątpliwości zostały rozwiane podczas badania.
Od tamtej pory każdego dnia zastanawialam sie czy to prawda, czy to sie dzieje, jak to ogarne.. Przecież mam dwoje dzieci, jedno, które ma pol roku. Mialam wrócić do swojego biura, miałam rozwinąć swoje plany.. Życie miało jednak dla na swój plan.
Drugie przerażenie - przecież nie bralam żadnych leków, nie jestem przygotowana na te ciążę totalnie.. A co jak będzie cos nie tak? A co jeśli to będzie moja wina? Kazde USG bylo obarczone strachem, balam sie, ze usłyszę cos zlego..
Dopiero pierwsze badania prenatalne daly mi względny spokoj, choć czekam wciąż na biochemie i analize.
Dopiero teraz miałam odwagę przyznać sie Wam (i chyba sobie tez), ze jestem w ciąży.. Ze jestem w TRZECIEJ ciazy. W ciazy, której nie planowałam.
Czy ta ciaza będzie inna niz poprzednie? Czy w tej ciazy odpuszcza mi wszystkie dotychczasowe problemy? Czy ogarnę dzieci, dom, prace i wszystko to, co do tej pory? Nie wiem.. Ale wiem, ze nie ma rzeczy niemożliwych. Stay tuned..
Ostatnie 1,5 tygodnia to był jakiś koszmar..
Po prenatalnych, na USG wszystko w porządku, żadnych odchyleń. Tego samego dnia poszlam oddac krew na pappe. Wyniki były juz w piątek, ale grzecznie czekalam az lekarz zadzwoni.
Tyle, ze.. W niedzielę przypomniało mi się, ze przeciez posiadam kalkulator ryzyk i sama mogę sobie sprawdzić co i jak.. To był blad, ryzyko T21 wyszło mi 1:84. Wiedziałam, ze ten kalkulator nie jest idealny, ale mylił sie niewiele w każdej z ciąż, więc nie ludzilam się nadzieja, ze bedzie lepiej.. Choć jak głupia stukałam te dane kilkanaście razy licząc na to, ze moze sie pomylilam, cos zle wpisalam.. Od tamtej pory na zmianę mialam bol glowy albo migrene. Czekanie na telefon od lekarza było jeszcze bardziej nerwowe. Nie moglam jeść, zastanawiając sie co zrobić dalej..
We wtorek, późnym popołudniem zadzwonił lekarz, zeby przekazać, ze ryzyko wynosi 1:72. Oczywiście, przejrzał USG raz jeszcze, nie dopatrzył sie żadnych anomalii, wnioskując, ze te ryzyka spieprzyla mi krew. Byc moze lozysko jest do d.. A ro akurat mógłby byc fakt, patrząc na moje poprzednie historie. Tego dnia podjęłam decyzję, ze zrobię SANCO. Oczywiście zalecona mialam amniopunkcje, ale uznalam, ze na nią przyjdzie czas, jeśli coś będzie nie tak w genetycznych.
I tak mijał dzien za dniem, kolejne bole głowy, migreny, wymioty, brak apetytu i logowanie sie, bo może jakimś cudem beda juz wyniki? I tak az do dziś..
Ale dziś juz wiem, że będziemy mieć zdrowego synka 🩵
I wiem, ze to tylko zwykła statystyka. Wiem, ze wiek, historia itd., maja ogromny wpływ na to wszystko, ale kurcze.. Nie umialam przejść obojętnie wobec 1:72.. W głębi serca czulam, ze nosze pod sercem zdrowego synka. Ale nie wybaczyłabym sobie, gdybym tego nie sprawdziła.
Blagam! Niech od teraz będzie juz spokojnie. 🙏
Jeszcze się kiedyś spotkamy synku..
Tego dnia wybrałam się na wizytę do ginekologa, by z czystym sumieniem i spokojną głowa jechać na wakacje. Chciałam wiedzieć, ze szyjka się jeszcze nie skróciła, a lozysko sie poprawiło lub nie i muszę na siebie uważać. Szłam tam z mysla, ze wrócę i muszę sie pakować. Pakowałam sie, tylko zamiast na wakacje to do szpitala..
Badanie przebiegło standardowo, szyjka bez szału, lozysko lepiej, ale maluch "nie chce współpracować". To zdanie wywołało u mnie skrajne emocje, bo w jednej chwili mialam ochotę zażartować i powiedzieć "moze trzeba go obudzić", ale tez powiedzieć "synku, rusz sie troche". Chwilę czekalam, docisk aparatu USG bolal coraz bardziej az zobaczyłam jak lekarz sie odsuwa i mowi "bardzo mi przykro, ale serduszko nie bije". 💔
Usiadlam, niewiele myśląc i zaczęłam wyc, a hiperwentylacja sprzed przeszło 15 lat powrocila.. Do czasu, gdy uslyszalam "przepraszam, muszę dokończyć badanie" - wtedy usłyszałam ten martwy szum, a na ekranie zobaczyłam mojego maleńkiego synka z czarna kropka, która nie bila.. Lekarz zapytał czy dam radę wrócić do domu - co za głupie pytanie.. Do domu wracałam sama, rycząc jak bóbr i próbując sie dodzwonić do meza.
Wróciłam do domu, mala do mnie podbiegla, a ja umialam sie tylko jeszcze bardziej rozpłakać. Powiedzialam mamie, co się stalo i jedyne co umiałam zrobić to rzucić sie jej w ramiona. A maz.. Jak na złość pracował w miejscu, gdzie nie ma zasięgu. Dopiero po godzinie udalo mi sie dodzwonić, więc zwolnil sie z pracy i wrócił.
Krzyk, lzy, setki pytan, pakowanie i kierunek szpital..
W szpitalu juz na mnie czekali (prowadzący dal znac, ze przyjadę). Znane mi już polozne zrobiły, co trzeba. Czekanie na lekarza.. by znow musieć patrzeć na ten sam obraz.. Oczywiście, nie mam zalu, wiem że takie sa procedury i muszą - tylko czy ja wśród lez zobaczyłam to, co powinnam? Skierowanie na oddzial, kolejny lekarz - decyzja o tabletkach i zabiegu z samego rana. Dostałam izolatke, w której moglam byc jakis czas z mezem i informację, ze bedzie mógł przyjść z powrotem jak tylko dostanę tabletki (dostałam je w okolicach 5/6 rano).
Rano, a właściwie niemal w południe, bo to przecież weekend spotykam w swojej sali bylego prowadzącego. Zdziwionego na mój widok.. Odnioslam wrażenie, ze chyba sam nie wierzył w to, co słyszał ode mnie. Dwóch lekarzy, tłumaczenie o możliwościach, trudności zabiegu w takiej sytuacji, kościach dziecka i nie wiem już czym jeszcze. Ostateczna decyzja - abrazja.
Do tego momentu wszystko wydawało sie byc okej. Zabieg, kilka godzin, wrócę do domu.. Ale juz na sali przedoperacyjnej spotkałam sie z lekarzem, który pieknie ujal, ze "upartość kobiet nie zna granic". Naprawdę.. Na tamten moment, z dwoma wenflonami, po kwalifikacji anestezjologa, odnosilam wrażenie, ze on się na to nie zgodzi.. Na dodatek zepsuł sie aparat do narkozy, a ten właśnie lekarz powiedział, ze takiego zabiegu nie zrobi mi tylko w narkozie dozylnej.. Ryczałam lezac na stole z mysla, ze zabieg sie nie odbędzie. Poszli sprawdzić drugi.. Cale szczęście - dzialal, więc mogli mnie uśpić poprzez tchawice i dozylnie. Ostatecznie wszystko sie wydarzyło. A ten właśnie lekarz na sali operacyjnej byl już bardzo mily, grzeczny i uprzejmy. Sam zabieg robił (mimo wszystko, co za szczęście) moj poprzedni prowadzący. Nie wiem na ile jego wiedza o mnie i moich problemach zdrowotnych, a na ile fachowosc, ale pozwoliło na uchronienie mnie od najgorszego. Straciłam co prawda niemal polowe posiadanej krwi, ale wszystko ostatecznie przebiegło.. tak jak mialo. Zyje, mam macice. Obudzili mnie i uslyszalam tylko "wszystko przebiegło dobrze".
Po zabiegu mialam wyjść kilka godzin później - to sie nie udalo.
Ilość straconej krwi powodowala, ze moj były prowadzący chyba po ludzku.. sie o mnie martwił. Na tyle, ze mimo mojej opinii, iż czuje sie dobrze jak na te sytuację, zwolal kilku lekarzy do mnie. I tak przybyło ich troje.. Jeden podal reke, przedstawił sie, usiadl i zaczął tłumaczyć jaka stratę krwi ponioslam, z czym sie to wiąże, czego się boja i co moze sie stac. I ja to wszystko rozumiałam juz przed samym zabiegiem, po nim, a nawet wtedy, gdy tlumaczono mi to kolejny raz, ale w tamtym momencie nie chciałam byc sama.. Wtedy uslyszalam od jednego z lekarzy, a zaraz potem od byłego prowadzącego też, ze "nie praktykujemy takich rozwiązań, ale jeśli to pozwoli, zeby Pani tu została jeden dzien, załatwimy lozko dla meza, zeby mogl z Pania zostać". I tak też sie stalo..
Z jednej strony ogromnie cieszyłam się, ze nie bede sama. Z drugiej.. cholernie bylo mi go zal. Sam ledwo patrzył na oczy, a siedział i pilnował, zebym spala, nie wstawała.. Az w końcu na moja prośbę przesiadł sie z krzesla na lozko i tak.. zasnęliśmy oboje patrząc na siebie nawzajem, chyba ze zmęczenia.
Kolejnego dnia USG, obchod, decyzja o wypisie. Kontrola za tydzień.
Spodziewałam sie wielu rzeczy - skracającej sie szyjki, wielowodzia, nadciśnienia, cukrzycy, lozyska przodującego, wczesniactwa.. Ale nie tego, ze zostanę mama aniolka.
*nie wiem czy to wszystko, nie wiem czy cala ta wypowiedź ma sens. Na te chwile pamiętam tylko to, ale chce, zeby tu bylo. Byc moze edytuje kiedyś ten post, a moze napisze nowy.. Nie wiem.
20.07.2024 o 13:45 zostaliśmy rodzicami aniołka. (18+1)
26.07.2024 poczulam go. Jest przy nas - a ja czulam jak sciska swoja mala raczka moja dlon. 🩵
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 lipca, 00:05
Od rana siedzialam na izbie - glodna, zmarznięta, zmęczona.
Jak już przyjmowali mnie na oddzial to okazało się, ze dzis nie robią planowanych zabiegów, a same histero, ale Pani Doktor powiedziała, ze porozmawia z anestezjologiem, zeby zrobić to dziś.
4 wenflony, zeby udał się jeden - żyły za cienkie, słabe, pokłute i posiniaczone od poprzedniej wizyty w szpitalu.
Co sie dziwić.. Nagle ważę 42kg..
Zabrali mnie ok. 13:30, pol godziny później bylo po wszystkim, a ja.. chcialam tylko spać. Maz czuwał nade mna czekając na dalsze postępowanie. W międzyczasie w końcu coś zjadlam i czekalam na wypis.
Blagam, niech to wszystko sie juz w końcu skończy. Czy nawet w takich chwilach nie moze byc normalnie?
Oczywiscie nie bylo tu błędu lekarza, takie sytuacje zdarzaja sie często, a moje blizny po CC + upal + mocne tylozgiecie macicy sprawę utrudnily. Ot, taka moja uroda..
Na wszelki wypadek mam jeszcze jedna kontrolę, chce mieć pewność, ze to juz koniec i moge zająć sie soba, rodzina, we własnym domu, we wlasnej przestrzeni.
EDIT: mialam ciężka poprzednia noc, ale tym razem czulam, ze jest obok mnie. Po prostu byl i czuwal 🩵
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 lipca, 21:32
I niby człowiek sie spodziewał, ze nic tam nie wyjdzie, a jednak łudził sie nadzieja, ze znajdzie przyczynę.
Z jednej strony, gdyby te wyniki przyniosły informacje, ze zawalilo słabe lozysko - wiedziałabym, ze i tak nic nie moglam zrobic.
Z drugiej strony, gdyby te wyniki przyniosły informacje jak ta - wiedziałabym, ze i tak nic nie moglam zrobić.
Nie wiem nawet jak opisać to, jak sie czuje mając je w ręce. W końcu te wyniki mówią tylko tyle, ze mieliśmy pecha. Ze spotkal nas niewyjaśniony przypadek.. Czuje, ze nadal stoje w ciemności, nie wiedząc, która droga iść, gdzie iść.. Wiem za to, ze trzeba kiedyś zamknac drzwi za soba..
Zamykam pierwszy etap z pytaniem, na które nie znajde nigdy odpowiedzi - dlaczego tak sie stalo? Dlaczego to musiało sie wydarzyć? I nie, nie oczekuje jej.. Wiem, ze nigdy nie znajde odpowiedzi na te pytanka. Zyje z tymi pytaniami juz od 8 lat, zmienia sie tylko osoba, której to dotyczy.
Co dalej? Co przyniesie los? Czego ja chce? Czego my chcemy? Na co jesteśmy gotowi? Na co nie jesteśmy gotowi? Co damy rade zniesc? Czego nie damy rady zniesc? Co mozemy zrobić? Te i inne pytania rozpoczynają nasz kolejny rozdzial.. Jak sie skończy? Czas pokaze.
Czy zamkne drzwi za soba? Czy odnajde światło, które wskaze mi droge? Kiedy rusze dalej?
Nie wiem.. Pewnie kiedyś tak, bo właściwie.. Jakie ja mam inne wyjście?
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 listopada, 10:28
przychodząc na niego o wiele za wcześnie.
Zostawiła po sobie ogromny ślad,
który rani nas tak boleśnie. 💔
15.10 2024 Dzień Dziecka Utraconego
Od zawsze wiedziałam, ze bede świętować Dzien Matki, od niedawna doznałam zaszczytu celebrowania Dnia Wcześniaka, ale nigdy nie sądziłam, ze Dzień Dziecka Utraconego również mi przypadnie.
Nie wiem, czy kiedykolwiek bedzie mi dane świętować Dzien Tęczowego Dziecka.
Leoś 🩵
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 listopada, 10:28
Niewiele myśląc podbiegłam i mocno przytuliłam! Co za cudowne uczucie, ja go czulam! Czulam jego cieplo, jego włosy, czulam jak małymi rączkami mnie obejmuje. Wyszeptałam ze łzami w oczach, ze tak bardzo go kocham. Chwilę później podeszłam do taty, tak dobrze wygladal, uśmiechał się, byl zadowolony. Tak bardzo za nim tesknilam! "Tato, czy możemy zrobić sobie zdjecie? Chciałabym mieć pamiątkę, jak wygladasz aktualnie, jak dobrze!".
W pewnym momencie podeszła do mnie moja mama, zaskoczona widokiem taty. Krzyknęłam do niej - "zobacz! Obok stoi Leos". Zasmucona i lekko zdezorientowana odpowiedziała, ze go nie widzi. Nie wiem skąd to wiedziałam, ale powiedziałam - "mamus, nie martw się. Widzimy tylko tych, których znaliśmy".
I już miałam wyciągnąć telefon, zeby zrobić zdjęcie, ale niestety, to był tylko sen. Piękny, ale tylko sen. ❤️
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 listopada, 10:28
Pięknie 💚💚
Pięknie! Gratulacje! 💚
💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚
Gratuluję 🎊
🤍🤍🤍🍀🍀🍀
Gratulacje 🥰❤️
Aaaaa <3 ❤️ gratulacje! 🍀🍀
Pięknie ❤️🍀
Pieknie na to patrzeć;)❤️
Och! <3 Z całej siły trzymam kciuki!
💃💃💃
♥️♥️♥️
🤞✊🙏wszystkiego dobrego