8dpi
U mnie kiepsko. Mam dola. Zdecydowałam się na iui i miałam nadzieję , że spokojnie poczekam do testowania. Po cichutko liczyłam ze się uda ale dziś już nie mam żadnych złudzeń.
W czwartek w nocy dostałam gorączki (38,5). I cala noc wymiotowalam. W piatek byłam u rodzinnego - nie przepisala mi nic bo po iui przecież mogę być w ciąży. Zbijac gorączkę apapem. Wczoraj doszedł ból gardła z prawej strony, na wieczór juz całe gardło bolało (lekarka mówi ze podrażnienie po wymiotach). Dziś boli lewa strona gardła i mam je jakby zaklejone. Gorączka nadal 37-38. Bola migdaly albo wezly. Sama juz nie wiem. Przynajmniej wymioty i częstomocz minęły (tylko w tą nieszczęsny czwartkowa nocke byly).
Jestem na zwolnieniu do poniedziałku, leżę w łóżku i zaczynam swirowac. Dlaczego ta choroba akurat teraz musiała się przypaletac w takich warunkach iui poszło na marne
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 marca 2019, 11:17
10dpi
Jutro idę do pracy. Nie wiem co to będzie. Ogólnie osłabiona jestem.
Leczenie domowymi sposobami podziałało połowicznie:
1. Temp spadła do 36,9-37,2 - niżej spaść nie chce ;/
2. Wymioty, mdłości i częstomocz - brak od piątku.
3. Gardło - prawie ok.
4. Migdały/węzły - prawie ok.
5. Doszły dziś: zawroty i szybkie bicie serca.
Jeśli chodzi o cykl to - śluzu prawie nie ma, ale jak jest to jest białawy czyli taki jak przed @ ale ogólnie czuje się dobrze i nie boli mnie brzuch na @. Cały czas tylko czuje lewą stronę - niby jajnik (chociaż teraz myślę, że źle to interpretuję od samego początku i to może moje jelita dają mi znać, że coś jest nie tak).
W środę idę na betę - to będzie 12dpi i 10 dzień jak biorę duphaston. Według zaleceń lekarza wtedy mam ją zbadać. Stresuje się tym bo z całych sił chciałabym, żeby się udało a z drugiej strony rozum dobitnie podpowiada "kobieto nie łudź się!" ;/ to będzie moja pierwsza beta - nigdy jej nie badałam.
@ według mnie powinna być w piątek - sobotę. Chociaż przy wywołaniu owulacji pewnie się poprzesuwa.
Zupełny mętlik w głowie. Nie wiem jak dziewczyny mogą robić kilka razy iui i in vitro. Ja się chyba do tego nie nadaje ;/
No i niestety. Zawsze to samo - nadzieja.
O tym, że nic nie wyszlo wiedziałam juz w poniedziałek, gdy nadal trzymała mnie choroba. W środę potwierdziła to beta. Dziś jak w zegarku przyszła @.
Ten cykl odpuszczamy. Musze się wyleczyć. Nie mam już gorączki ale choroba nie chce puścić. Katar, kaszel, ból pleców i gardła. Po kolejnej wizycie lekarskiej dowiedziałam się że muszę odwiedzić laryngologa bo moje migdaly są tragiczne i powinnam je usunąć.
Wiec plan na najbliższy czas wygląda tak:
1. Wyleczyć się z chorobska.
2. Wizyta u laryngologa.
3. Wizyta u endokrynologa - w końcu udało mi się załatwić
4. Mój - wizyta u urologa - moja gin nalega by to zrobił.
5. Drugie iui w kolejnym cyklu.
6. Zredukowanie stresu i myślenia w kolko o tym samym.
7. Pojawił mi się w głowie plan zmiany pracy - wiec to tez postanowienie.
Zobaczymy jak to będzie
A póki co piękne słońce u nas więc życzę wszystkim miłego dnia.
W tym cyklu na pewno mniej będę się tu pojawiać. Ale pewnie zrelacjonuje drugie iui.
Tak dawno mnie nie było tutaj musiałam odpocząć, odsapnąć, przetrawić wszystko jeszcze raz.
Jednak nie zrezygnowałam całkowicie z tego miejsca (forum i pamiętniki) - bo to skarbnica wiedzy i wsparcia tak bardzo pomagacie i jesteście życzliwe, zawsze można liczyć na Was - mimo, że się nie znamy to czuje się tutaj tak dobrze..
Miałam plany, coś się zmieniło, inne rzeczy stoją w miejscu. Ta moja piękna rozpiska post wyżej wygląda teraz tak:
1. marzec i kwiecień był tragiczny - przeziębienie za przeziębieniem, antybiotyk za antybiotykiem. później było całkiem znośnie
2. Laryngolog - wizyta była ale nic konkretnego z niej nie wyszło, bo na wycięcie migdałów na tę chwilę i tak się nie godzę.
3. Endokrynolog - wizyta była, tarczyca ładna, wyniki ok poza antyciałami - Hashimoto ale nie potrzeba narazie żadnych leków.
4. Urolog - nie było, mój się nie zdecydował.
5. 2 IUI - nie podchodziliśmy, po wielu dyskusjach stwierdziliśmy, że nie ma to sensu (moje amh jest za niskie, ciągłe przeziębienia, które osłabiły mój organizm, podejście lekarki też nie zachęcało nas do kolejnych prób).
6. Tu jest sukces - już nie płaczę za każdym razem kiedy dostaje okres, nie wiem (albo raczej nie zwracam na to uwagi) kiedy mam owulkę i czy w ogóle ją mam, nie myślę tylko o tym, że to ten moment w którym musimy się poprzytulać..
7. Zmieniłam pracę - mam więcej czasu dla siebie i męża i mniej stresów.
W sierpniu zmieniłam klinikę. Nowa p. doktor bez owijania w bawełnę powiedziała, że jeśli się godzimy to w grę wchodzi tylko ivf. Mimo marnych wyników amh była pozytywnie zaskoczona podczas badania mnie. Dostałam multum supli by poprawić jakość komóreczek i mój T. też dostał (chociaż tutaj pani doktor się nie czepiała wyników). Dieta bezglutenowa i bezlaktozowa min 3 msc dla mnie (moje niskie amh i antyciała tarczycowe prawdopodobnie wynikają z nietolerancji glutenu).
Czekam z niecierpliwością na 13.11. - wtedy mamy wizytę i wtedy będzie podjęta decyzja co do ivf - kiedy, co i jak. Strasznie się boje tego ale i jednocześnie jestem bardzo podekscytowana.
Nie liczę dni. Oczywiście wiem mniej więcej w którym momencie cyklu jestem bo o tym zapomnieć nie idzie skoro przez ostatnie 2 lata ciągle na to patrzyłam.
2 lata.. od odstawienia anty, chociaż starania na poważnie (u mnie liczę je od momentu mierzenia temp i pierwszych badań hormonów) to 1,5 roku.. czas leci nieublagalnie. Przez ostatni czas mniej zajmowałam głowę rozmyślaniem o lekarzach, badaniach, ciąży a teraz im bliżej tej wizyty tym bardziej ta myśl krąży mi po głowie.
Nie mogę się jej doczekać ale zarazem boje się bardzo. Boje się, że nic nie ustalimy (a musze mieć plan działania żeby jakoś funkcjonować). Boje się obciążenia finansowego (oczywiście jak bardzo jest potrzebna gotowka to nic nie idzie tak jak powinno). Boje się tych badań przed procedura i całej procedury. Nie wiem jak ogarnę nowa prace z urlopami na wizyty a chorobowe z kliniki nie wchodzi w grę. No i przede wszystkim boje się, że to wszystko nie zakończy się tak jak byśmy chcieli.
Eh dziś mam jeden z tych depresyjnych dni.. może to ta pogoda a może po prostu zaczynam swirowac
Ehh... zawsze coś nie tak..
Jak to dobrze, ze jeszcze tylko parę dni i będziemy wiedzieć co robić dalej. Oby wszystko szło z dobrym planem.
Wszystko ok. Moje wyniki ok. Dieta bezglutenowa nadal. Suplementy nadal brać.
Wyniki mojego męża dobre - gdyby nie moje amh byśmy myśleli o iui. A tak w styczniu działamy z ivf.
Teraz jestem na antykach.
Staram się być spokojna i dobrze się przygotować psychicznie.
Wierzę, że będzie dobrze. Muszę wierzyć.
Oficjalnie w styczniu 2020 in vitro.
10.01. - sprawdzamy co z pęcherzykami.
Dużo się dzieje.
Wierzę, że wszystko jednak będzie dobrze
To już praktycznie za chwilę! 3.01 zaczynam pierwsze zastrzyki.
Jest trochę ekscytacji i wielkie nadzieję a z drugiej strony od kiedy zdecydowaliśmy się na ivf nie opuszcza mnie myśl a raczej dwie: pierwsza to ta, że nie będzie pęcherzyków do pobrania i druga, że nie zapłodni się żadna komórka i nie będzie ani jednego zarodka.. Tego najbardziej się boję..
Nadal pełna wiary, mimo tych czarnych myśli. Musi być dobrze!
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 grudnia 2019, 18:48
Co tu powiedzieć.. Amh mam chyba niższe niż 0,53 (w końcu badanie jest z marca 2019). Mimo maksymalnej dawki leków po 5 dniach stymulacji mamy 3 niewielkie pęcherzyki i kilka malenstw, których nie ma co brać pod uwagę. Pani dr mówiła, że nie spodziewała się lepszego wyniku patrząc na naszą sytuację i mam się nie załamywać.
We wtr się widzimy znów.
Moje czarnowidztwo się chyba sprawdza.. Psychicznie dziś kiepsko..
Mimo wszystko nadal mam wiarę, że wszystko będzie dobrze. Tego teraz się muszę trzymać.
Endo urosło. Pęcherzyki są - 3. Urosły - ale nadal są małe, za małe. Jest źle. Ginka nie owijała w bawełnę - stymulacja idzie bardzo kiepsko. Leków nie ma co dokładać, bo już mam max dawkę. Brać jeszcze 3 dni purogen. Kazała nie brać gonapeptylu - w niektórych przypadkach (ułamek procenta) to on wpływa na słaby wzrost pęcherzyków. W sobotę ostatni podgląd i decyzja czy przegrywamy stumulacje i lecimy z nią w przyszłym cyklu.
Przyjęłam to z większym spokojem niż ostatnio. Po prostu nie mam już nadziei.
Zaczynamy od nowego cyklu. W 3 dc mam się stawić na usg i badania krwi.
Odsapnełam trochę bo tym razem mamy mieć inne leki stymulujące. Bałam się, że Ginka będzie proponować znów ten sam zestaw.
Pozostaje mi wierzyć, że zmiana leków pomoże. Ginka mówi, że nie ma co się załamywać tylko działać. I, że z z moich jajników wyciśnie co się da. Narazie mam nie dramatyzować. Tylko jak to zrobić?
Chyba tego odpoczynku było mi trzeba.
Dziś biorę ostatnia tab dupka. Uff.., czuję się po nim fatalnie, zawroty głowy i mdłości.. Dobrze, że już koniec. Mam nadzieję, że @ przyjdzie szybciutko i zaczynamy od nowa. Jestem pełna niepokoju. Boję się, że znów nic z tego nie będzie i do tej punkcji nie dojdziemy. Ehh.. A gdzie tu mówić o ciąży. Jakie to wszystko przewrotne. Nie myślę wcale o tym, żeby być w ciąży tylko ciągle modlę się o te przeklęte pęcherzyki - żeby urosły i żeby były komórki w nich. To pierwszy cel, który tak ciężko mi jest osiągnąć. A co tu myśleć dalej..
Oby tym razem moje jajniki się ruszyły i coś z tego było bo nie wiem jak to dalej udźwignę psychicznie i finansowo..
Widzę, że zapisujecie wydatki - ja od sierpnia (pierwsza wizyta w klinice i decyzja o ivf) wydałam ponad 4 tys (bez dojazdów i niektórych supli). A nie zbliżyliśmy się nawet o krok do ciąży..
Jeśli uda się i @ przyjdzie terminowo to w poniedziałek wizyta i badania. Oczywiście milion myśli - czy czasem torbiele się nie porobiły, czy tsh nie skoczyło bo odłożyłam Letrox, czy badania hormonów wyjdą ok.. Mam nadzieję, że jednak zaczniemy stymulacje w tym cyklu i to z efektami!
Tym razem mam plan stymulacji : Elonva i Orgalutran. Zobaczymy, czy moje jajniki podejmą walkę. Wydaje mi się, że jak teraz będzie kiepsko to będziemy myśleć na komórka dawczyni.. Znaczy ja będę myśleć bo mój narazie o tym słyszeć nie chce i wierzy, że uda się na moich komórkach. Ja mam coraz mniej tej wiary..
I jest @ - 2 dni spóźnienia ale jest. Wtorek wizyta w klinice. Usg i badania krwi: fsh, estriadol, progesteron, prolaktyna, tsh, ft4. I mam nadzieję, że zaczniemy stymulke w tym cyklu i moje jajniki się wkoncu obudzą i wyprodukują te pęcherzyki w normalnym tempie!
Pełna niepokoju. Pełna nadziei..
Trzymajcie kciuki by poszło wszystko dobrze.
Robiłam dziś badania hormonów w 3dc:
Ft4 3,51 ng/dl
Tsh 0,02 mlU/L
Estradiol 399,1 pg/ml
Fsh 10,77 mlU/ml
Progesteron 0,931 ng/ml
Prolaktyna 18,3 ng/ml
Pieknie poprostu - tsh rozjechało mi się masakrycznie. Czułam, że tak będzie.
Fsh wskazuję obniżona rezerwę ale to u mnie nie nowość - zresztą ten wynik lubi się zmieniać. Reszta wyników - zupełnie się nie znam..
Tak czy siak po zobaczeniu wyników hormonów i po usg (opuchnięte jajniki po ostatniej stymulce) przez p. Doktor, ląduje znów na antykach ;( cykl znów na marne..
Leki do stymulacji mam kupione na wszelki wypadek. Ale w tym cyklu się nie przydadzą
Jestem totalnie rozbita.. Czy kiedykolwiek dojdzie u mnie do chociażby transferu?? Bo na uzyskanie ciąży to chyba sobie poczekam i poczekam.. I obym się doczekała bo jak narazie to bardzo słabo to widzę
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 lutego 2020, 23:27
Udało się ustabilizować tarczycę to prolaktyna się odezwała. Dziś 39 dc i zaczynam dupka. Mam nadzieję, że szybciutenko okres się pojawi i ruszamy ze stymulką
Tym razem jestem nastawiona bardzo pozytywnie. Oby nic nie podcięło mojego optymizmu
Cały czas jestem podekscytowana tym, że znów zaczynamy. Musiałam się z kimś tym podzielić. Mój unika tematu jak ognia - mówi, że go to stresuje i, że mamy robić to co lekarz każe i nie ma sensu ciągle o tym mówić. No i nadal mam zakaz wspominania o tym komukolwiek z rodziny i przyjaciół. A ja z natury wielka panikara i w dodatku lubiącą się rozgadywać na trudne dla mnie tematy.
Dobrze, że jest ten pamiętnik i, że są osoby, które zawsze wesprzą na duchu.
Ale po kolei.
1. W styczniu zaczęliśmy stymulke i była masakra. Nie doszliśmy nawet do punkcji
2. W lutym okazało się, że stan moich jajnikow po stymulacji pozostawia wiele do życzenia. Estradiol masakryczny i rozjechana tarczyca. Antyki na cały cykl.
3. Marzec - pełna nadzieji tuż przed epidemia robię badania. Estradiol ok. Tarczyca się stabilizuje. Zalecenie przedłużamy anty i jak tarczyca będzie lepsza to zaczynamy. Jest nadzieja.
4. Buum! Koronawirus. Patrz początek wpisu :p panikara mocna miesza w głowie Nessy. Postanawiamy odłożyć wszystko i poczekać cykl może 2 aż będzie lepiej i nie będzie już korony. O ja naiwna.
No i w końcu dochodzimy do kwietnia. Mój mimochodem wspomina, że dawno okresu nie miałam. Sprawdzam - rzeczywiście. 36 dc.
Od tego się wszystko zaczęło - myślę sobie to znak - bierz się do roboty, młodsza nie będziesz, jajniki niedługo wogole przestaną działać. Szybki telefon do p. Dr, że chcemy już i teraz. Szybkie badania i szybka wizyta.
Tarczyca idealna. Wszystkie wyniki ok. Tylko prolaktyna 39! Stąd cykl wydłużony.
Dupek biorę od środy. Okresu zaklinam Cie wróć! I 3 dc oby OBY wyniki były ok i zaczynamy.
Ponownie pełna nadziei. Niepokój narazie wyrzucam z głowy.
Jutro chwila prawdy. Oby hormony nie zaszalały jak okresu i jutro były piękne wyniczki.
Bo leki leżą w lodówce i zajmują miejsce od lutego 🤦♀️ chce je już zuużyć 😊
Póki co nadal jest nadzieja a nie niepokój
Oby tym razem moje jajniki nie buntowały się tak jak ostatnio
Okresu zaszalał.
Torbiel uśmiechała się do mnie na usg - a jakże, tego było mi jeszcze trzeba.
Hormony zaszalały.
Prolaktyna spadła poniżej normy.
Fsh nawet nie komentuje. Po odczytaniu tego wyniku odechciało mi się żyć
Antyki na cały cykl.
Co dalej nie wiadomo.
Moje dobre nastawienie zniknęło.
Boję się tej wizyty. Boję się co znów usłyszę. Nie wiem czy w ogóle chce tam iść. Mam nadzieję, że tym razem wejdę już z moim bo jak znów złe wieści usłyszę to chyba już nie powstrzymam się i zacznę tam wyć.
Chyba zapytamy wprost co robić. Może po prostu trzeba odpuścić temat moich komórek. Pomyśleć o dawczyni. Już sama nic nie wiem. Albo odpuścić całkowicie i pogodzić się z myślą, że nic z tego nie będzie.
Paulina Nessa sledze Twoj pamietnik objawem ciazy moze byc choroba ale wiem jak to nakreca zycze Ci jak najlepiej bo jak sie Tobie uda z inseminacja to i my z mezem sprobujemy kciuki
W ciążę często zachodzą chore dziewczyny bo organizm jest oslabiony i nie atakuje zarodka. Tak ze ja bym sie cieszyła gdybym była chora po IUI:-)