9 cykl starań. I dużo i mało...
Zaczynam sie powaznie zastanawiac czy za moje niepowodzenia nie odpowiada przypadkiem progesteron, ktorego wartosc kilka miesiecy temu wyniosla 12,8 ng/ml (7 dni po owu). Oczywiscie wiem, ze wartosc tego hormonu waha sie w ciagu doby, a mialam badanie wykonane raz. Jednak taka wartosc jest niepokojaca wg wszystkich, oprocz moich ginekologow, ktorzy twierdza ze wszystko jest w normie. Jak zyc?
Dziś porozmawiałam szczerze z mamą, powiedziałam jej że się staram 10 cykli i narazie nic z tego nie ma. Powiedziała mi, ze jesli sie za bardzo chce to nic z tego nie bedzie. Jak ze wszystkim zresztą. Niby to takie oczywiste, ale po tej rozmowie jakoś mi lepiej. Pamiętam jak w liceum mówiło się: miej wyjebane a bedzie Ci dane Cos w tym jest! Tylko, że mnie się wydaje, że kilka cykli odpuściłam, nie mierzyłam temperatury, nie robiłam testów owu, a jednak nic z tego nie było. Jednak to "wyjebanie" musi być w głowie... Nie bez kozery widziałam ostatnio ksiązke w empiku "Magia olewania". Chyba powinnam ją sobie zakupić. Może będą tam jakieś wskazówki dla takich nisterycznych narwańców jak ja, kto wie?
Źle reaguje na dzieci. Walcze ze sobą. Dziś jak znajoma w pracy przyszła pokazać swoje maleństwo to dosłownie myślałam, ze wyjdę z siebie i stanę obok. Zazdrość?
W pt spotykam się z przyjaciólka, ktora zdażyła w ciągu moich starań juz urodzić... czy ja to wytrzymam psychicznie?
U mnie totalny hardkor zlożyłam wypowiedzenie z pracy, choć starajać się o dziecko raczej takich jaj sie nie robi :p Jednak miałam juz tak dosc tej roboty, ze musiałam. I choć trochę mi ciezko to czuję ulgę. Nienawidzę czuć wewnętrznie, że do czegoś się zmuszam. Jeśli nie czuję satysfakcji z tego co robię to wiem, ze nic z tego nie bedzie I choć wiem, ze na sile nic nie ma to.... mam 3 miesiace wypowiedzenia.... proszę kropku zmobilizuj się!
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 czerwca 2017, 19:22
ten cykl jest inny od wszystkich. Codziennie rano boli mnie głowa, inaczej układa się wykres (to jednak moze byc sprawka nowego termometru) i wczoraj przeźyłam mega nadwrażliwość na zapach szpitalnej dezynfekcji (byłam z dziadkiem pol dnia w szpitalu na badaniach). W zyciu nie czułam takiej niechęci do zapachu. Dosłownie nie mogłam wytrzymać. Jakieś kilka minut pozniej zapach zniknął...
Przez to wszystko niepotrzebnie się nakreciłam. A dziś temperatura spadła o 1 stopień, co moze zwiastowac tylko jedno. Jutro 12 dni po owu zawsze mam drastyczny spadek. Czasem juz 11 dnia po zaczyna się obnizanie temperatury... jestem zła na siebie, ze dałam się wkręcić swojej psychice. Powinnam była być rozsądniejsza. A teraz czuje tylko złamane serce...
W tym miesiacu mierze temperaturę na dole i faktycznie temperatura wydaje się być najbardziej stabilna. Wyczytałam, ze na obniżenie stęzenia lh i androgenów wskazana jest piwonia z lukrecja. Nie jestem chyba w stanie pić lukrecji (jednak jeszcze sie nie poddaję), ale kupiłam tabletki z korzenia piwonii. Podwoiłam rownież dawke inofemu. W zeszlym cyklu w 8 dniu fazy lutealnej zrobiłam badania progesteronu i androgenów. Dziękk inofemowi (tak przypuszczam), progesteron podskoczył z ok. 12 ng/dl do 15 ng/dl, a poziom testosteronu spadł z 1,66 do 1,53. Wyczytałam ze stres podnosi poziom lh, ten aktywizuje jajniki i nadnercza do produkcji testosteronu, a ten obniza progesteron. Ot, takie bledne kolo. Stresow mam duzo, ale staram się panować nad swoją glowa. Podsumowujac w tym cyklu 2x inofem, piwonia i herbata z mięty (jak się uda to z lukrecji).
W przyszlym miesiacu planuję zrobić bardziej szczególowe badania.
Wg moich odczuc i tempreatury wczoraj nastapila owu. W tym cyklu nie mam zadnych oczekiwań. Po ostatnim nakreceniu się moje emocje spadly do zera. Oczywiscie druga faza cyklu jest labilna emocjonalnie. Nie wykluczam wiec, ze ten stan ulegnie zmianie. Te wszystkie cykle nauczyly mnie pokory. Ze nie wszystko idzie po mojej mysli i nad pewnymi sprawami nie mam kontroli. Po tych wszystkich cyklach czuje się lekko wyprana z uczuc. Tak jakby to dlugie czekanie, sprawilo osłabienie pragnień. Oczywiscie nadal chciałabym mieć dziecko, ale chyba po fazach zaskoczenia i walki przyszła do mnie akceptacja. Akceptacja faktu, ze jest jak jest. Jeszcze walcze, nie poddaje sie, ale ta akceptacja daje pewna ulge...
Jakis dolek mnie dopadł. Z poczucia obojętności wchodzę w lekkie podkurzenie ;p nie wiem czemu. Myslę, ze kolejny cykl moze sie nie udać... W tym cyklu temperature mierze na dole i jakieś niskie mam temperatury w fazie lutealnej. Skok z 36.4 na 36.6. Tylko 0.2. Eh.... zawsze bylo wiecej. Progesteron w zeszlym cyklu był ok, owulacje kiedys monitorowałam i była... testy lh wychodzą.... co jest do cholery nie tak? Moze nasienie. Ale nie chce meza stresować, bo to tylko moje gdybanie. Moj maz uważa, ze wszystko jest ok. Ze po prostu trzeba czekac. Ze trzeba miec cierpliwosc, bo to moze zajac nam nie miesiace a lata. I ze żadni lekarze tu nie pomoga (tym bardziej, ze ja poniekad jestem juz przebadana).
Z jednej strony uwielbiam jego takie olewackie podejscie, ale z drugiej strony nie cierpie tracic czasu...
Nie udostepniałam wykresu, bo dołuja mnie porazki... jednak w tym miesiacu zrobie na przekor swojej psychice i udostepnie go! Tak, własnie tak zrobie!
Temoeratura troche odbiła... na szczescie. Jednak mam tyle stresow w ostatnim czasie, ze ciaza byłaby cudem. Psychicznie jestem wycienczona...
Mam przedmiesiaczkowy rollercoaster...dzis mi sie chce wyc. Po prostu wyć. Wiem, ze ten cykl sie nie uda...niczym nie rozni sie od poprzednich. Jestem na skraju wytrzymalosci. Ile jeszcze? Pytam, no ile? Dla mnie 11 cs to w pizdu duzo. A pewnie czeka mnie jeszcze wiecej. Nie wiem czy to wszystko przetrwam.
Eh... dziś temperatura gwałtownie spadła. Czyżby zwiastowała zbliżającą się dużymi krokami @? Pewnie tak...moja faza lutealna trwa 12 dni. Nie mam w tym cyklu złudzeń, w zeszłym niepotrzebnie się nakręciałam i potem bardzo bolało. 10 rozczarowań za mną, więc i 11 nieudana próba nie będzie zaskoczeniem...
Plan na najbliższe dni jest taki:
1) umówić się na wizytę w klinice niepłodności na koniec sierpnia (dam sobie jeszcze 12 cykl starań)
2) zrobić w 2 dc połowę badań, które mi kazał lekarz z Gamety (wolę rozdzielić to na 2 cykle-bo mam do zrobienia chyba z 10 albo 12 czynników, a tanie te badania nie są ;/)
3) powoli wdrażać namawianie męża na badanie nasienia.
Dawno mnie tu nie było... musiałam odpocząć od ovf...
Kolejny cykl za mną...a ciąży jak nie było tak nie ma. Zgodnie z zaleceniami lekarza (po 12 cs) zrobiłam mężowi i sobie komplet badań. 1000 zł później, okazało się, że wszystkie wyniki badań w są normie, moje i męża! Rozumiecie? Wszystkie... TSH, T4, LH, FSH, anty TPo , anty..jakies tam, testosteron, AMH itp. Łącznie 12 czynników. Czekam jeszcze tylko na wyniki 2: androstendionu i 17-OH progesteronu.
Nie to, żebym się nie cieszyła tylko, że ciąży nadal nie ma...
Ale już mi się nawet histeryzować nie chce. Jest jak jest. Przez te 12 cykli nauczyłam się trochę pokory i cierpliwości...już nie mam ochoty się smucić i narzekać. Choć nie ukrywam, że w 1 dniu okresu nie mam nastroju...
Czeka mnie jeszcze clo i hsg.
Co ma być to będzie. Idę swoją drogą. Drogą, która jest mi pisana. Nie poddaję się, ale powoli godzę się z sytuacją.
Polecam serdecznie:
1) inofem - 2 x dziennie
2) peobon- kapsułki z korzenia piwonii - 4 kapsułki dziennie (tak jak jest napisane na opakowaniu).
Inofem (1 saszetka dziennie) przez miesiąc--> obniżył mi testosteron z 1,66 do 1,54, poźniej
Inofem (2x) + Peobon (4 kapsułki) przez 2 miesiące ---> obniżyły mi testosteron z 1,54 do 1,16 !!!
A Mój stosunek LH/FSH zmniejszył się z 1,5 do 1,2
Polecam
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 sierpnia 2017, 14:27
Eh....
przyszły moje 2 zaległe badania: 17-0H progesteron i androstendion.
Byłam przekonana, że jeśli wszystkie pozostałe są w normie to te też będą. Myliłam się. Obydwa są przekroczone. To wróży albo PCOS albo WPN... Oby to pierwsze.
Moje wyniki:
- LH/FSH 1.5 ( po inofemie obniżone do 1.2)
- przekroczony testosteron (po infofemie i piwonii w normie)
- przekroczony 17-OH progesteron
- przekroczony androstendion
- na obrazie USG jajników widać pęcherzyki (jednak, żaden lekarz nie stwierdził obrazu dla PCO)
Moje objawy:
-większa ilość włosów na brodzie i wąsiku
-trądzik
Co ciekawe, okres jak w zegraku, owulacja potwierdzona monitoringiem, wielkością progesteronu i temperaturą.
Nie wiem, co to będzie. Myślę, że droga może być długa i wyboista, ale przynajmniej wiem, że to nie kwestia głowy czy wyluzowania.
Rok czasu trzeba było czekać, żeby w końcu moja intuicja znalazła potwierdzenie w badaniach. Wszyscy brali mnie za niecierpliwą histeryczkę, a chyba było inaczej...
Chyba powinnam zmienić tytuł pamiętnika...
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 sierpnia 2017, 20:37
Dziwnie się ten cykl zaczyna... 10 dc w klinice niepłodności lekarz stwierdza, ze pęcherzyk ma 17 mm. Nakazuje wstrzemięźliwość 2 dni i każe serduszkować kolejne 3 dni z rzędu czyli 12, 13 i 14 dnia cyklu. Wzdrygam się i mówię, że trochę chyba za wcześnie, bo ja nie miewam tak wcześnie owulacji ( przez 12 cs owulacja zdarzyła mi się najwcześniej 15 dc!). Jednak wzięłam sobie jego zalecenia do serca i tak też z mężem działaliśmy. Co ciekawe 13 dc pojawił się ból owulacyjny! Test prawie pozytywny (musiałam porównać z kolejnym, żeby stwierdzić "prawie"). Następnego dnia temperatura wzrasta o ok. 0,2 stopnia. Robię test owu i wychodzą 2 tłuste krechy. Dziwne...
Rozumiem, ze temperatura może lekko wzrosnąć przed owu, ale żeby ból owulacyjny pojawił się dzien przed pozytywnym testem owu? Albo mam już takie urojenia bolowe ;DDDD Albo pik LH nastąpił wieczorem (wtedy kiedy był ból), a rano w moczu jeszcze było go dużo.
Cholera wie
p.s. Aha i po tym moim ostatnim dołku, doszłam do wniosku, że w tym cyklu postaram się mówić sobie same pozytywne rzeczy w stylu: jestem młoda, uda się, będzie dobrze, kto jak nie ja? itp. itd.
Kto ze mną robi sobie takie wyzwanie ?
Także tego dawno nie pisałam. To mój pierwszy cykl z clo. Lekarz zalecił mi 0,5 tab. dziennie od 3 do 7 dc. Początkowo trochę się zdziwiłam, bo przecież mam naturalne owulacje. Przegrzebałam internety i faktycznie były dziewczyny, które pomimo naturalnej owulacji brały wspomagacze takie jak clo. Staram się ufać mojemu lekarzowi, gdyż można przeczytać o nim same dobre opinie i wiele par dziękuje mu za dar dziecka.
Wracając do clo. Objawy? W zasadzie żadnych działań ubocznych. Czuję się po nim normalnie. Jedyne co, to od czasu do czasu zakują mnie mocniej jajniki. No i mam wrażenie, że owulacja będzie koło 12-13 dc czyli nieco szybciej niż zwykle. Przez te 14 cykli, najszybciej owu miałam w 14 dc, najpóźniej w 20dc.
Jutro idę na monitoring, aczkolwiek myślę, że lekarz się zdziwi, bo już będzie po owulacji (jak będzie miał szczęście -to może chwilę przed;).
Myślę też coraz poważniej o HSG. Jednak bardzo się go boję, bo kiedyś miałam poantybiotykową infekcję gronkowcem złocistym. Oczywiście infekcja została, po wielu 'przygodach", wyleczona. Jednak boję się, że coś tam zostało-jakieś formy przetrwalnikowe. A wiadomo czym to mogłoby się skończyć. Jednak jeśli trzeba będzie to je zrobię.
To już 2 cykl, w którym nastrajam się pozytywnie. Afirmuję sobie pozytywne komunikaty. I po prostu w głębi serca wiem, że się uda . Nie chcę już marnować czasu na negatywne myśli i zamartwianie się. Życie jest jedno i wolę je przeżyć z uśmiechem na twarzy. Nie myślcie jednak, że ten optymizm przychodzi mi z lekkością. Dopiero się go uczę i nie jest to wcale łatwe.
Jednak chcieć znaczy móc Chcę i będę mieć dzidzię
Trzymam kciuki za zieloną kropkę ;)