X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Po usunięciu jajowodów... Jestem mamą
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5 ››
WSTĘP
Po usunięciu jajowodów... Jestem mamą
O mnie: Jestem bezpłodna. Nigdy nie zajdę naturalnie w ciąże. Moją jedyną szansą jest in vitro.
Czas starania się o dziecko: Walczymy już 4 lata. To trudna droga, chyba najtrudniejsza jak do tej pory, czasem upadam, podnoszę się i staram się iść dalej.
Moja historia: Na początku starań zdiagnozowano u mnie wodniaki, musiałam je usunąć żeby w ogóle in vitro miało jakiś sens. Mam za sobą trzy procedury in vitro i 8 transferów 14 zarodków.
Moje emocje: Ból, żal, strach, że nigdy nie będzie mi dane być mamą

12 stycznia 2019, 22:22

Rozpoczynamy 10 cykl starań. Ciągle łapie się na tym jak bardzo pragnienie zajścia w ciąże zawładnęło moim, życiem. Z każdym cyklem staram się nie żyć myślą "nie, tego nie powinnam robić" bo przecież mogę być w ciąży, ale nie potrafię. Spędzam dużo czasu analizując wykresy temperatur, czytając inne historie, książki o bezpłodności. Nie chce tak żyć. W każdy cykl pokładam nadzieje, doszukując się objawów świadczących, że tym razem się udało...

To był krótki cykl, trwał tylko 25 dni pozostałe 32-33 dni. W tym miesiącu miałam przerwę od clo. Lekarz kazał przyjść na kolejny monitoring ok 12 dnia cyklu.

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 stycznia 2019, 22:27

13 stycznia 2019, 20:54

10 cs 2dc
Zaczęłam wczoraj pisać pod wpływem emocji, przebudziłam się w nocy i pomyślałam,że usunę pamiętnik, nie sadziłam, że ktoś to przeczyta. Dziękuję za wasze komentarze. Teraz wiem, że jest więcej takich kobiet, które dotyka ten sam ból. Piszecie, że próbujecie już po kilka lat. Ja nie mam już tyle czasu- to stresuje mnie jeszcze bardziej. Najpierw były studia, potem szukanie pracy, potem czekanie na ślub i tak zleciało. Czasem żałuje, że nie miałam możliwość wcześniej założyć rodzinę. W wieku 26 lat rozstałam się z partnerem, wyprowadziłam, rozpoczęłam wszystko od nowa. Pragnienie bycia mamą pojawiło się u mnie dość późno. Jutro zadzwonię do lekarza i powiem mu, że @ przyszła i umówię się na kolejny monitoring choć nie wiem co ma to zmienić. Na ostatniej wizycie wspomniałam lekarzowi, że chciałabym zrobić badanie drożności jajowodów. Powiedział, że można by nad tym pomyśleć i na tym rozmowa się skończyła. Nie wiem czy mam urojenia ale w poprzednim cyklu czułam kłucie w brzuchu i byłam przekonana, że coś tam się dzieje. Nawet zauważyłam delikatne plamienie które mogłoby wskazywać na zagnieżdżenie, a potem przyszedł okres. Ostatnio miałam w pracy dużo stresu, myślę, że to on może być powodem, że się nie udało ...

19 stycznia 2019, 22:26

8dc 10cs
W czwartek kolejna wizyta u ginekologa... Ostatnim razem wspomniałam, że chciałabym zrobić badanie drożności jajowodów i tym razem mam zamiar o tym wspomnieć. Chciałabym w końcu usłyszeć jakieś konkrety od mojego lekarza bo jak na razie to tylko monitoring i badania krwi. Mąż idzie we wtorek na badanie nasienia, mam nadzieje, że u niego będzie wszystko w porządku. Za 2 tygodnie mamy spotkanie rodzinne, zobaczę się z kuzynkami, których nie widziałam od ślubu, każda z nich ma już 2 dzieci. Mam nadzieje, że nie będą pytać o nasze plany rodzinne... Może to głupie ale gdy ktoś mnie pyta o to czy chce mieć dzieci i mam tutaj na myśli osoby, którym nie chce się zwierzać to albo mówię, że nie lubię dzieci (niczego bardziej w tej chwili nie pragnę) albo, że mam jeszcze czas (nie mam czasu !), myślę, że w tym wypadku powiem, że praca jest dla mnie najważniejsza... Tylko najbliżsi wiedzą jak jest naprawdę... Obecnie sporo gwiazd jest w ciąży i strasznie mnie denerwuje jak się z tym obnoszą :( Czuję, że należę do osób, którym to się nigdy nie przytrafili :(

22 stycznia 2019, 17:31

"Żyjemy przecież po to, żeby się rozmnażać. Rozmnażanie jest konieczne, by zamknął się krąg życia. Rodzimy się, rozmnażamy, wychowujemy potomstwo, umieramy, nasze potomstwo się rozmnaża, wychowuje swoje potomstwo i samo umiera. Pokolenie za pokoleniem – narodziny, życie i śmierć. Piękny krąg, w którym nie ma miejsca na wyrwę. Tymczasem… ja jestem tą wyrwą. Urodziłam się. I tyle – pewnego dnia po prostu umrę. Stoję poza kręgiem życia, patrząc, jak świat wiruje, a ja tkwię w miejscu." - Wszystkie nasze obietnice

Wiadomość wyedytowana przez autora 22 stycznia 2019, 17:32

28 stycznia 2019, 20:25

10 cs 17 dc
W czwartek byłam u lekarza po prawie 2 miesięcznej przerwie. Opowiedziałam mu o tym, że cykl z 2 tab clo i progesteronem zakończył się niepowodzeniem i że po tym cyklu był kolejny 25 dniowy cykl w którym nic nie brałam tak jak zalecił i że udało się ustawić tarczyce - TSH poniżej 2. Pęcherzyk w 13dc miał 13mm. Więc owulacja powinna wystąpić w niedziele lub poniedziałek. Cały czas robię testy owulacyjne żeby dokładnie sprawdzić kiedy ta owulacja, ale one nie wychodzą. Nie wiem dlaczego. Zdarzało się już, że lekarz potwierdził owulacje w dany dzień a test nadal nic nie pokywał. Do tej pory tylko raz zdarzyło mi się mieć pozytywny test owulacyjny, a wiem, że owulacja występuje bo co miesiąc chodzę na monitoring.
Mąż we wtorek był na badaniu nasienia. Ruchliwość na granicy, liczebność za niska ale żeby wyniki były wiarygodne ma powtórzyć badanie za 4 tygodnie. Ustaliliśmy z moim gin, że jeśli w tym miesiącu się nie uda to zrobimy badanie drożności jajowodów za pomocą laparoskopii.

31 stycznia 2019, 20:52

20dc
Na ogół w drugiej połowie cyklu żyłam nadzieją, że tym razem się uda i doszukiwałam się jakiś objawów ale teraz już tylko czekam na okres, żeby iść do lekarza i wyznaczyć dzień w którym pójdę do szpitala na laparoskopie. Nawet mój mąż, który do tej całej sprawy podchodził z większym optymizmem powiedział, że nie wierzy, że w tym miesiącu się uda... V. był dzisiaj u lekarza bo od jakiegoś czasu coś go uciska na drogi oddechowe. V. wspomniał lekarzowi o tym, że w zeszłym tygodniu był na badaniu hormonów i nasienia. Lekarz powiedział, że ten ucisk na drogi oddechowe może być spowodowany stresem związanym ze staraniami i powiedział, żeby nie czekać z tym dość długo i udać się do klinki leczenia niepłodności. Ostatnio mam sporo stresu w pracy bo parę osób się rozchorowało i spadło na mnie więcej obowiązków a na dodatek mam bardzo surową szefową. Obiecałam sobie, że w tym cyklu nie będę się stresować pracą, ale nie bardzo wiem jak sobie z tym radzić. Jutro jedziemy do Polski bo moja ciocia z którą mam bardzo dobry kontakt będzie miała 50 urodziny i zjadą się wszystkie kuzynki ze swoimi dziećmi, ale tym się nie przejmuje. Ciocia, która będzie miała urodziny niestety nie ma dzieci bo jej mąż ma bardzo słabe nasienie, próbowali nawet in vitro ale im się nie udało:(

4 lutego 2019, 10:52

24 dc 10cs
Wczoraj w nocy wróciliśmy, dzisiaj mamy jeszcze wolne, żeby dojść do siebie po męczącym weekendzie i ogarnąć mieszkanie. Od 3 dni trochę boli mnie podbrzusze, z dnia na dzień ból się nasila ale nie jest na tyle silny żebym musiała brać tabletki. Nawet zastanawiałam się, czy nie iść dzisiaj do lekarza. Nie potrafię do końca określić czy to jajniki/ macica czy może pęcherz. Nie mam żadnego bólu czy pieczenia przy sikaniu... Odczuwam go w szczególności gdy się podnoszę lub siadam, także przy chodzeniu. Może która z was też tak miała ?

6 lutego 2019, 19:19

25dc 10 cs
To dziwne uczucie w brzuchu nasila się z każdym dniem, nie mam już wątpliwości, że to jajniki- ciągną czasem nawet pieką. Dzisiaj cały dzień boli mnie głowa często tak mam podczas miesiączki, że 2-3 dni borykam się z migreną. Kiedyś nawet byłam z tym u lekarza- stwierdził, że jest to spowodowane hormonami. Dziwny jest ten cykl, ciekawe jak się zakończy ...

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 lutego 2019, 19:19

10 lutego 2019, 14:25

30 dc 10 cs
We wtorek powinnam dostać miesiączkę, przynajmniej tak twierdzi mój kalendarz. Nie wytrzymałam i wczoraj zrobiłam test, wyszedł negatywny, co prawda był to test wczesny ale mimo to nie zasmuciło mnie to. Mój organizm daje mi sporo znaków, że może być inaczej. Kłucie w jajnikach trochę się uspokoiło, temperatura wysoko, myślę, że mam bardziej wyczulony węch, w piętek jak wróciłam z pracy to padłam na sofę i spałam do 22 - byłam tak wykończona, że z trudem zmusiłam się, żeby iść umyć zęby, wczoraj zaobserwowałam dość dużą ilość śluzu, znacznie więcej niż zwykle. Dziś w nocy moje piersi były twarde jak kamień i czułam w nich mrowienie, brzuch pobolewał jak na okres ale w końcu to minęło. Sporo tego, chyba na razie nie będę nic mówić mężowi bo nie chce mu narobić nadziei, aczkolwiek on codziennie pyta czy coś czuję. Powiem tylko, że czuję brzuch i poczekam co przyniesie przyszły tydzień. Proszę trzymajcie kciuki.

13 lutego 2019, 20:09

1dc 11cs
Dziś kolejny raz pękło mi serce, tak bardzo wierzyłam, że będzie inaczej, te wszystkie symptomy :(

24 lutego 2019, 22:40

Dzień po przyjściu @ zadzwoniłam do lekarza, żeby go powiadomić, że znowu się nie udało, kazał mi przyjść tego samego dnia po skierowanie na badanie drożności jajowodów. Mój lekarz uważa, że takie badanie ma sens tylko przez laparoskopie gdyż można tam więcej zobaczyć i ewentualnie coś zadziałać np. usunąć zrosty co w moim przypadku jest dość prawdopodobne. Termin operacji mam na jutro rano, nie boję się samej operacji czy narkozy jedynie tego co powie mi lekarz jak już będzie po. Ciesze się, że tego samego dnia będę mogła wrócić do domu. Mam nadzieję, że jutro poznam przyczynę naszych niepowodzeń i że uda nam się ją usunąć. Dziękuje za wasze poprzednie komentarze, bardzo dodają mi otuchy.

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 lutego 2019, 22:41

26 lutego 2019, 19:23

Od wczoraj dużo się zmieniło... Lekarz przed samą operacją jeszcze mnie zbadał i przeczytał sprawozdanie z poprzedniej laparoskopii, po czym głęboko westchnął i powiedział, że może trzeba będzie usunąć jajowód, a ja na to, że nawet nie chce o tym słyszeć, więc ustaliliśmy, że na razie szukamy tylko odpowiedzi na pytanie co stoi nam na przeszkodzie, żeby zajść w ciąże. Po operacji lekarz zawołał mnie na rozmowę i powiedział, że nie jest dobrze i że należałoby usunąć jajowody - tak dobrze czytacie- oba. Ziemia ugięła mi się pod nogami. Jedna strona jest kompletnie zrośnięta a druga prawie kompletnie na dodatek w tym drugim jajowodzie zbiera się jakiś płyn. W tym wypadku jedynym rozwiązaniem jest in vitro, lecz ten jajowód - wodniak będzie powodował obniżenie naszych szans na przyjęcie się in vitro. Zbierający się w jajowodzie płyn będzie wypłukiwał embrion :( Lekarz ocenił nasze szanse na naturalne zapłodnienie na ok 1 %. Jeśli zdecyduje się usunąć jajowody to nawet nie będę mogła mieć jakiejkolwiek nadziei :( Fizycznie dobrze zniosłam operacje ale psychicznie sobie nie radze, nie potrafię się pozbierać. Wiem, że muszę znaleźć siłe do dalszej walki... ale jeszcze nie potrafię. Umówiliśmy się na pierwszą wizytę w klinice leczenia niepłodności w której byłam operowana, pierwszy wolny termin był na maja. Mamy zamiar do tego czasu skonsultować się z jeszcze jednym lekarzem żeby mieć porównanie. Powinnam odpoczywać po operacji ale nie potrafię wyłączyć myśli, nie śpię w nocy ... Nadal wierzymy, że może stanie się cud. Dopóki nie usuną mi jajowodów mogę jeszcze wierzyć w cud...

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 lutego 2019, 19:27

28 lutego 2019, 12:19

Minęły trzy dni od operacji, pora przestać się mazać! Dzisiejsza rozmowa z moim gin uświadomiła mi, że nie ma co liczyć na cud- nawet jeśli udałoby mi się zajść w ciąże co jest mało prawdopodobne to jest bardzo duża możliwość, że ciąża mogłaby się rozwinąć w jajowodzie, a tego chciałabym sobie zaoszczędzić. Całe szczęście, że żyjemy w Niemczech. Większość kas chorych finansuje in vitro w 50% ale są też takie które pokrywają całość, w każdej chwili możemy ją zmienić (mowa o trzech próbach). Są też pozytywne aspekty tego całego leczenia- ciesze się, że trafiłam na tak konkretnego lekarza, który od samego początku działał nie pieprzył, że mamy czekać i próbować czy przyjść za rok jak inni lekarze. Diagnoza nie jest łatwa, ale jestem wdzięczna, że mogłam ją poznać już teraz a nie za 3 lata.

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 lutego 2019, 12:27

6 maja 2019, 18:14

Dawno nic nie napisałam, co nie znaczy, że mnie tu nie było, regularnie czytałam wasze historie. Przez ostatnie 2 miesiące przestałam zadręczać się tym tematem, doszukiwać się na siłę jakichkolwiek objawów kolejnej urojonej ciąży. Oczywiście nie ucieknę od tego całkowicie ale czekając na naszą pierwszą wizytę w klinice leczenia niepłodności postanowiłam zrobić coś dla siebie. Kocham sport i zdrowe odżywianie i to było moje główne zajęcie w wolnym czasie. Zapisałam się na siłownie, chodzę na różne kursy fitness i to dla mnie najlepsza terapia. W piątek idziemy do lekarza - wiem co powie, zapewne będzie przystawał przy swoim i nalegał na usunięcie jajowodów, powoli już się z tym pogodziłam bo najwyraźniej i tak nie pełnią swojej funkcji. Pod koniec maja kolejna wizyta w innej klinice i wtedy zdecydujemy przy której zostajemy. Czasem zastanawiam się jaki scenariusz napisało dla mnie życie i jak dla mnie skończy się ta historia...

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 maja 2019, 18:15

1 czerwca 2019, 20:19

Trochę mnie tu nie było, sporo się wydarzyło... Byliśmy na dwóch różnych konsultacjach, w dwóch różnych klinikach. Obie są zdania, że operacja jest konieczna. Zdecydowaliśmy się na klinikę, która jest bliżej naszego domu bo jednak trzeba tam dość często jeździć. Zrobiliśmy już pierwsze badania krwi. Mąż zrobił kolejne, badanie nasienia. Ma za mało plemników -50%. Morfologia 2 % :( oboje kwalifikujemy się do ifv, może to już nie ma znaczenia. W środę poddałam się operacji, nie mam już jajowodów... Mogłabym powiedzieć, że z biologicznego punktu widzenia jestem bezpłodna, chociaż czy nie było tak już przed operacją... Tym razem bardziej boli niż po poprzedniej operacji, dół brzucha jest jeszcze spuchnięty. Lekarz powiedział, że teraz to już wszystko zrobiłam co mogłam, żeby sobie pomóc. Przed samym wejściem na salę operacyjną czułam strach, myślałam po co to robię żeby dodać sobie odwagi. Zwolnienie dostałam tylko na 3 dni, w poniedziałek pójdę do lekarza rodzinnego i mam nadzieję, że dam mi jeszcze dwa tygodnie. 13 czerwca kolejna wizyta, myślę, że w kolejnym cyklu będziemy mogli rozpocząć stymulację.

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 czerwca 2019, 20:21

2 czerwca 2019, 22:00

Jedna z moich koleżanek z pracy poinformowała na fb, że jest w ciąży. Zabolało mnie to, wiem, że też długo się starała, co prawda nie tak długo jak my, ale też mieli problemy. Była nawet operowana w tej samej klinice... Powiedziałam o tym mężowi, że zrobiło mi się smutno jak to przeczytałam. Skrytykował mnie, że nie potrafię cieszyć się jej szczęściem... Czasem mam wrażenie, że wszystkim dookoła się udaje a ja będę jedną z nielicznych, która pozostanie bez dziecka. Dlaczego niektórzy muszą toczyć taką walkę o to żeby mieć dziecko...

12 czerwca 2019, 16:30

Dostałam jeszcze dwa tygodnie zwolnienia więc do końca tygodnia jestem w domu. Dziś zdjęto mi szwy. Okazało się, że podczas operacji zostały uszkodzone nerwy czuciowe w pachwinie. Jak dotykam tego miejsca to z jednej strony jest to bardzo nieprzyjemne a z drugiej jakby było częściowo znieczulone. Lekarz mówi, że czucie wróci i że często tak się zdarza przy cięciu cesarskim.

Jutro kolejna wizyta w klinice, myślę, że ustalimy już plan leczenia. Dobrze się składa bo jestem na końcówce cyklu, może z początkiem kolejnego będę mogła rozpocząć stymulacje - mam taką małą nadzieje.

Lubię czytać książki o niepłodności, przeczytałam już "Samotność w niepłodności", "Wszystkie nasze tajemnice", a obecnie czytam "In Vitro Rozmowy intymne" Małgorzaty Rozenek Majdan, jeśli znacie jeszcze jakieś inne to dajcie znać :)

Ta ostania książka "otworzyła mi oczy" jak to wygląda w Polsce (ja i mój mąż żyjemy w Niemczech). Pomijam już fakt, że Polska jest jedynym krajem w UE w którym nie ma wsparcia finansowego jeżeli chodzi o ifv. Stosunek kościoła w tym wypowiedzi księży przyprawiają mnie o mdłości. Muszę przyznać, że odkąd borykamy się z problemem niemożności zajścia w ciążę drogą naturalną mój stosunek do instytucji kościoła bardzo się zmienił. Jestem osobą wierzącą, wierzę w Boga ale już nie wierze w kościół. Do tego wszystkiego dochodzi brak akceptacji ze strony osób trzecich. Naprawdę brak mi słów.

Chciałam wam powiedzieć jak to wygląda u nas. W Niemczech jest kilka kas chorych które finansują 3 procedury w 100% (dlatego zdecydowaliśmy się na zmianę), pozostałe 50%. Za czwartą i każdą kolejną próbę trzeba już płacić samemu. Jeżeli uda się zajść w ciąże i staramy się o kolejne dziecko to znowu mamy 3 darmowe podejścia.
Kasy chorych nie pokrywają mrożenia zarodków. Prawo ochrony zarodków pozawala na zapłodnienie tylko 3 komórek. Zabroniona jest także selekcja embrionów. Już pierwszego dnia po zapłodnieniu trzeba zdecydować, które embriony (w moim przypadku 2) zostaną podane matce a trzeci (jeżeli uda się uzyskać 3) zostanie zamrożony. Badanie genetyczne na embrionach są również zabronione. W każdy kraju wygląda to inaczej.

15 czerwca 2019, 10:43

W środę bratowa wysłała mi zdjęcie pozytywnego testu ciążowego. Wspominała parę dni wcześniej, że okres jej się spóźnia więc liczyłam się z tym, że może być w ciąży. W lutym usunięto jej jeden jajnik bo miała na nim tak dużą cystę, że jajnika nie udało się uratować. Lekarz zalecił jej odczekać z ciążą ok 3 miesiące aż wszystko się zagoi i da jej znać, że może zacząć starania, wspomniał jeszcze, że z jednym jajnikiem może być trudniej. Bratowa wspomniała, że zabezpieczali się sporadycznie w dni, kiedy myślała, że ma dni płodne a w pozostałe nie (sugerując się aplikacją w telefonie ). Trochę jestem na nią zła bo wiele spraw porostu olała, będąc w ciąży (nie wiedząc o niej) wzięła silną tabletkę przeciwbólową bo bolał ją brzuch (myślała, że dostanie okres), była na prześwietleniu rentgenowskim i miała szczepienie na krztuśca, błonicę i tężca nie wspomnę już, że nie brała kwasu foliowego. Cieszę się, że jej się udało ale nie rozumiem jak można tak lekkomyślnie podchodzić do sprawy. Jej lekarka powiedziała, że trochę się pospieszyła i że to szczepienie teraz nie było najlepszym rozwiązaniem. Oby wszystko było dobrze.

7 października 2019, 20:55

Nie wiem już nawet, który to cykl starań. Dawno nie pisałam ... Za nami dwie nieudane próby in vitro. Podczas pierwszej próby byłam pozytywnie nastawiona, liczyłam, że może nam się udać, nawet pierwszy raz w życiu widziałam jakiś cień na teście ciążowym. Kolejny test nie pokazał już nic... Być może byłam to cb... Po porażce wiedziałam jedno, w kolejnym cyklu walczymy dalej. Tym razem nie byłam już tak pozytywnie nastawiona, bałam się. W tym cyklu byłam bardzo senna, niekiedy o 20 kładłam się już spać, wręcz zasypiałam na sofie. Dwa miesiące - cztery zarodki, żaden nie został z nami. Nazywaliśmy je kropeczkami. Mąż zawsze jak wracał z pracy pytała czy są jeszcze kropeczki ... Wydawało mi się, że muszą tam być bo bardzo czułam podbrzusze. Dziś już wiem, że to od progesteronu, który przyjmowałam dopochwowo. Powiedział nawet (nigdy tego nie zapomnę) "kocham cię i kropeczki też" ... myślałam, że pęknie mi serce. Tak bardzo bym chciała uczynić go szczęśliwy...

Najgorsze jest to, że na razie nie mogę walczyć, czekam na biopsje endometrium. Lekarz chce sprawdzić dlaczego zarodki się nie zagnieżdżają.

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 października 2019, 20:59

18 października 2019, 20:51

19 cykl starań - jakich starań, nawet nie można powiedzieć, że się staramy, bo tylko czekamy kiedy będzie można zrobić dalsze badania.
Psychicznie coraz gorzej to znoszę, najgorzej jest gdy wieczorami jestem sama, kiedy mąż dłużej pracuje... Zapisałam się na siłownie, żeby oderwać się od myślenia i zrobić coś dla siebie ale gdy wracam do domu wszystko wraca. Czy kiedyś to się zmieni?
1 2 3 4 5 ››